0% found this document useful (0 votes)
2K views477 pages

Say You Swear - Meagan Brandy

aa

Uploaded by

lewcia22
Copyright
© © All Rights Reserved
Available Formats
Download as PDF, TXT or read online on Scribd
Download as pdf or txt
0% found this document useful (0 votes)
2K views477 pages

Say You Swear - Meagan Brandy

aa

Uploaded by

lewcia22
Copyright
© © All Rights Reserved
Available Formats
Download as PDF, TXT or read online on Scribd
Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1/ 477

Tym, którzy bali się upadku, ale i tak odważyli się skoczyć.

Ta książka jest dla Was.


Przez lata marzyłam o tym, co przyniesie mi studenckie życie. Mimo że wiele
rzeczy się zmieniło, jedna zawsze pozostawała taka sama.
Bez względu na to, jak daleko pozwalałam wybiegać swojej wyobraźni, ona zawsze
prowadziła mnie w to samo miejsce.
Do niego.
Zdecydowałam o swoim życiu. On był moją przyszłością.
Aż nagle… przestał być.
Teraz jestem już tylko cieniem dziewczyny, którą byłam kiedyś. Moja droga jest tak
zamglona, że nie wiem, jak mam dalej iść. Nie wiem, jak mam się wydostać.
Nie wiem, w którą stronę.
Mówi się, że pierwsza miłość nigdy nie umiera.
I tego się właśnie obawiam.
ROZDZIAŁ 1

Jazda do Oceanside zazwyczaj mija spokojnie, ale mój brat Mason i jego dwóch
kumpli, Chase i Brady, poprzedniej nocy zgodnie uznali, że „jeszcze po jednym”
znaczy „jeszcze po jednym sześciopaku”. Na ostatniej wakacyjnej imprezie w naszym
rodzinnym mieście do rana pijani żegnali się ze znajomymi ze szkoły.
Ja i Cameron, moja przyjaciółka, wróciłyśmy do domu wcześniej. Zamiast
imprezować, wolałyśmy dokończyć pakowanie przed ostatnim wypadem na plażę,
zanim zacznie się nasze studenckie życie.
Droga nie powinna była zająć nam więcej niż trzy i pół godziny, a tkwimy w tym
cholernym samochodzie już pięć. Dobrze wiemy, że podróże z niezadowolonymi,
skacowanymi facetami to nic fajnego, a jednak tu siedzimy – pilne, i wcale nie
zirytowane, uczestniczki eksperymentu pod tytułem „ile razy jeden chłopak musi
zatrzymać się na siku”.
Odpowiedź brzmi: siedem. Już siedem razy zatrzymywaliśmy się, bo Brady ma
pęcherz jak przedszkolak.
Ale przynajmniej w ciągu ostatnich piętnastu minut wytrzeźwieli na tyle, żeby
pozwolić nam podgłośnić muzykę, by było ją w ogóle słychać.
A tak serio, to nie powinnam narzekać.
Jazda samochodem to w zasadzie jedyny moment, kiedy bez przeszkód mogę
chociaż trochę zbliżyć się do głównego bohatera wszystkich moich fantazji, lepiej
znanego jako najlepszy przyjaciel mojego brata.
„Działaj, ale nie naciskaj” to zasada gry, którą na razie muszę się zadowolić.
I całkiem dobrze mi idzie. Pewnie dlatego, że ćwiczę ją od sześciu lat.
Zobaczyłam go po raz pierwszy, gdy wprowadził się do domu naprzeciwko.
Poczułam wtedy, jakby znikąd pojawił się jakiś niewidzialny stempel i na jego czole
odcisnął wielki czerwony napis: „MÓJ”.
Byłam wtedy jeszcze w gimnazjum, ale oglądałam już Chłopaka z sąsiedztwa
i wiedziałam, co to jest obsesja. A moja zaczęła się w tym samym momencie, w którym
go zobaczyłam. Jasne, nie była tak chora i niebezpieczna, chociaż po obejrzeniu filmu
wkręciłam sobie hardcorowe – i nieosiągalne – marzenia co do zmiany wyglądu
swojego ciała. Ale ja nie o tym.
Gdy Chase Harper pojawił się w moim sąsiedztwie, koniecznie chciałam mu
pokazać okolicę. Zwróciłam na siebie jego uwagę, spektakularnie gwałtownie
zatrzymując swój rower przed jego domem.
Kiedy uśmiechnął się do mnie, w całej okazałości prezentując aparat na swoich
zębach, nagle znikąd pojawił się mój brat bliźniak. Jak zawsze.
Mason rzucił się na niego i powalił go na ziemię, a kiedy wstał, powiedział coś,
czego nigdy nie powinien był mówić:
– Nie zbliżaj się do mojej m a ł e j s i o s t r z y c z k i !
Przerażona, patrzyłam, jak Chase zrywa się z ziemi z prędkością pieprzonego
Spidermana. Wstrzymałam oddech, podejrzewając, że zaraz dojdzie do bójki – mój
brat był znany z tego, że mógł komuś przywalić, jeśli chodziło o mnie – ale wtedy
Chase zaczął się śmiać, a my umilkliśmy.
Zielonooki chłopak z brązowymi włosami miał w ustach trawę, ale uśmiechnął się
szeroko i zapytał Mase’a, w której drużynie futbolowej gra, bo chciałby do jakiejś
dołączyć.
Westchnęłam tylko i odjechałam, bo po tym pytaniu wiedziałam już, że Mason
i Brady zyskali nowego przyjaciela. A ja znowu zostałam skreślona.
W pięć minut ich dwójka zamieniła się w nierozłączną trójkę, a nasz dom stał się
ich ulubionym miejscem spotkań. Wtedy właśnie zrozumiałam, co to znaczy
„zakazany owoc” – jeśli czegoś nie możesz mieć, zaczynasz tego pragnąć jeszcze
bardziej.
Głupie pieprzenie.
Odpuściłam, zmuszona patrzeć, jak frajerzy z gimnazjum stają się
najprzystojniejszymi licealistami.
Każda dziewczyna chciała ich mieć, ale co w tym dziwnego?
Byli wzorowymi uczniami, gwiazdami sportu, a przy okazji tajemniczymi bad
boyami. Bez względu na to, co podobało się dziewczynom, jeden z tej trójki zawsze był
w ich typie.
Czasem żartuję, że są jak pięćdziesiąt twarzy Dwayne’a Johnsona, bo też pasują do
każdej roli, którą przychodzi im grać. Brady byłby na pewno tą wrestlingową wersją.
Ale serio, cała trójka jest po prostu obdarzona dobrymi genami. Mason, mój
nadopiekuńczy brat bliźniak, jest wysoki, szczupły i wygląda dokładnie jak młodsza
wersja Theo Jamesa. Brady to powiększona wersja Kena, a Chase – no cóż – to po
prostu uosobienie doskonałości.
I niestety – niestety dla mnie – k a ż d a dziewczyna się z tym zgadza.
Chase jest tak wysoki i szczupły jak Mase, ale jego brązowe włosy są trochę
jaśniejsze. Jego oczy, żywe i wesołe, mają kolor trawy i alg morskich. Jest uprzejmy,
silny i pewny siebie. Jest też prawie tak apodyktyczny jak Mason i Brady, ale z całej tej
trójki tylko on daje nam, dziewczynom, trochę luzu.
Sama siebie przekonałam, że w ten sposób chce się zaprezentować jako mężczyzna
z ukrytymi w oczach tajemniczymi pragnieniami, żeby odróżnić się od mojego
nadopiekuńczego brata. Ale wiem, że to tylko moje myślenie życzeniowe.
Cały czas o nim myślę.
To najstarszy motyw w literaturze – pragnąć kogoś, kogo nie może się mieć.
Nieodwzajemniona miłość do najlepszego przyjaciela brata. Brata, który jest
nadopiekuńczy i nawet trochę szalony, kiedy chodzi o osoby, na których mu zależy.
Ale to nie jego wina. Kiedy tylko dorośliśmy na tyle, by dowiedzieć się, w jaki sposób
nasz tata stracił swoją maleńką siostrzyczkę, Mason obrał sobie za cel chronienie
mnie na każdym kroku. A do reszty oszalał, gdy kilka tygodni temu zmarł chłopak
Payton, naszej przyjaciółki.
To, że przez sporą część dzisiejszej podróży Chase był prawie nieprzytomny,
oszczędziło mi co najmniej kilkunastu groźnych spojrzeń Masona. Zawsze nalega,
żebym zajmowała środkowe siedzenie, by mógł patrzeć na mnie we wstecznym
lusterku i ciągle mieć mnie na oku.
To słodkie, że tak poważnie traktuje swoją rolę „starszego brata”.
Ale też trochę wkurzające.
Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, dojechalibyśmy do miasta około
jedenastej, ale na długi podjazd domu na plaży wjeżdżamy dopiero za piętnaście
pierwsza.
Mason ledwie zatrzymuje samochód, a Cameron już z niego wyskakuje i biegnie
boso w stronę schodów prowadzących do domu. Macha do nas z szerokim uśmiechem.
– No chodźcie! Czas nam ucieka!
– Przecież mamy cały miesiąc! – krzyczy Mason, otwierając okno.
Cam od razu odparowuje:
– Ale już straciliśmy pół dnia!
Uśmiecham się i klepię brata w ramię.
– Chodź, Mase, straciliśmy pół dnia – droczę się, ale nie słyszę już jego narzekania,
bo wyskakuję z samochodu i biegnę na taras, do przyjaciółki.
Cameron, rozpromieniona, wskakuje na barierkę okalającą taras, więc siadam obok
niej. Za chwilę dołącza do nas Brady.
– Tu jest zajebiście! – Cam kręci głową, rozglądając się dookoła.
– No, serio zajebiście! – potwierdza Brady i szczerzy zęby w stronę oceanu.
W końcu słyszymy za sobą ciężkie kroki. Mason i Chase podchodzą do nas
i wszyscy odwracamy się w stronę domu.
Stoimy tak przez chwilę w milczeniu, wdychając świeże morskie powietrze i gapiąc
się w ogromne oszklone drzwi prowadzące z tarasu do domu na plaży.
Już od miesiąca to n a s z dom na plaży.
Moja mama i mamy Cameron i Brady’ego przyjaźnią się od czasów studiów i zanim
jeszcze poślubiły naszych ojców, kupiły wspólnie ten dom. Mijały lata, one wychodziły
za mąż i rodziły dzieci, ale zawsze tu wracały. Kiedy byliśmy mali, coś chyba działo się
na rynku nieruchomości, bo wszystkim naszym rodzicom udało się kupić sobie po
takim domku i od tego czasu nasze rodziny spędzały tam każde wakacje. Nie
rozumieliśmy, dlaczego nigdy nie sprzedali pierwszego domu. To właśnie ten, przed
którym teraz stoimy, chociaż dziś już wcale nie przypomina tego zapamiętanego
z dzieciństwa.
Został kompletnie zmieniony: trochę go rozebrano, trochę odbudowano, a trochę
nawet do niego dobudowano. Całkowicie go odnowiono i pomalowano na kolor
morza.
Dom jest gigantyczny, otacza go wielka weranda prowadząca na ogromny tylny
taras – ten, na którym teraz stoimy; ma też obsypaną złotymi kwiatami prywatną
ścieżkę prowadzącą do nabrzeża. Jest tu również system nagłośnienia z głośnikami
w każdym rogu, nawet na tarasie i werandzie, dlatego muzykę słychać wszędzie.
Nikomu to nie przeszkadza, bo budynek stoi z dala od innych, w dość ustronnym
miejscu.
Ten dom jest idealny. Jak pałac na wodzie.
I właśnie nam go oddano.
Całej naszej piątce.
Na przyjęciu z okazji ukończenia szkoły rodzice zrobili nam niespodziankę:
wręczyli nam akt własności, na którym widnieliśmy wszyscy jako równoprawni
właściciele. Powiedzieli, że już lata temu postanowili to zrobić, żeby nasza paczka
zawsze trzymała się razem, bez względu na to, jak potoczą się nasze losy po studiach.
Dom miał jednoczyć nas tak samo jak ich.
Równy podział oznacza, że nikt sam nie może sprzedać domu, więc dokądkolwiek
zaprowadziłoby nas życie, zawsze będziemy mogli tu wrócić.
Powiedzieć, że się ucieszyliśmy, to jakby nic nie powiedzieć. A jednak na mnie padł
też cień strachu – bo, szczerze mówiąc, to była trochę przygnębiająca rozmowa. Nie
jestem na tyle naiwna, by zakładać, że wszystko w naszym życiu pozostanie takie
samo, że nasza piątka zawsze będzie trzymać się razem. Ale myśl o tym, że to, co
mamy, może się zmienić, jest przerażająca.
W naszym życiu pojawią się nowi ludzie, wiem o tym.
Jedni zmienią je na lepsze, inni na gorsze.
Co będzie, jeśli któryś z naszych światów wywróci się do góry nogami?
Co, jeśli zaczniemy tonąć?
Jeśli zagubimy siebie gdzieś po drodze? Kto wyciągnie nas z wody?
Może trochę dramatyzuję, ale przecież jest taka możliwość. Do dupy.
Za mniej niż miesiąc zaczyna się przyszłość.
Mój brat i chłopaki pojadą od razu na Uniwersytet Avix, by oficjalnie zacząć swoje
futbolowe kariery, a ja i Cam wrócimy jeszcze do domu, żeby się spakować. Zobaczymy
się z nimi na kampusie kilka dni przed spotkaniem integracyjnym.
Wizja wyprowadzki z domu jeszcze nigdy nie była tak realna.
Po raz pierwszy nie będę mieć brata tuż obok. Z jednej strony to trochę straszne,
ale z drugiej wspaniałe – dom członków drużyny futbolowej znajduje się po
przeciwnej stronie kampusu niż akademik, w którym będziemy mieszkać ja i Cam,
więc Mason nie będzie mógł mnie ciągle kontrolować. Już samo to jest warte
świętowania.
Kocham swojego brata, ale kurde, czasem musi wyluzować. Ma szczęście, że nie
wybrałam koledżu na drugim końcu kraju.
Chociaż on wie, że nigdy bym tego nie zrobiła.
Lubię mieć go blisko siebie. Ktoś mógłby to nazwać byciem zależnym.
Ja nazywam to po prostu byciem siostrą bliźniaczką.
– Dzielimy się pokojami tak, jak ustaliliśmy parę tygodni temu, co nie? – Mason
przerywa ciszę. – Dziewczyny na górze, w pokojach ze wspólną łazienką, wolny pokój
zostaje wolny, a my na dole?
– Mama urządziła nasze pokoje, gdy przyjechała tu sprawdzić, jak ma się Payton,
i w zeszłym tygodniu wypełniła nam lodówkę, więc…
– Nie ma wycofywania się! – Cam przerywa mi z uśmiechem.
Chłopaki się śmieją, a Mason bierze głęboki oddech i wyciąga z kieszeni klucz.
– Nie ma wycofywania się. Jesteśmy gotowi na powtórkę? Nie ma rodziców, nie ma
zasad.
– I nie ma też nikogo poniżej osiemnastki. – Brady trąca mnie i Masona, bo nasza
trójka trzy dni temu właśnie skończyła osiemnaście lat.
Spoglądam na Chase’a i widzę, że on też na mnie zerka. Uśmiechamy się do siebie.
– O kurwa – rzuca Cam. – Ale się tu będzie działo.
Szkoda, że wtedy nie miałam bladego pojęcia, jak bardzo okaże się to prawdą.
ROZDZIAŁ 2

– Lodówka otwarta, a alkoholu nie zabraknie, więc ruszcie dupy i zaczynamy


imprezę! – Cameron nie przestaje walić butelką w kuchenny blat, dopóki nie
wchodzimy do kuchni.
– Uważaj na ten granit, maleńka. Lepiej wyżyj się na mnie. – Brady droczy się
z nią, a Cam odpowiada uśmiechem.
– Następnym razem, Brady. Następnym razem.
Kiedy Cam zaczyna polewać szoty do kieliszków, które Chase pomógł jej wyciągnąć
z górnej szafki, rozglądam się po kuchni.
Jest dokładnie taka, jakiej można by się spodziewać w domu na plaży – jasna
i otwarta. W wykuszu stoi stół, a na ławce dookoła niego leżą białe i jasnoniebieskie
poduszki. Można stąd patrzeć na plażę i podziwiać wschody i zachody słońca bez
wychodzenia na zewnątrz. Na środku znajduje się duża marmurowa wyspa z kuchenką
i piekarnikiem. Cam stoi przy niej z pięcioma pełnymi kieliszkami.
Czeka, aż każdy z nas weźmie jeden, i sama podnosi ostatni.
– Wypijmy za wszystkie głupie rzeczy, które tu zrobimy, i za frajdę, jaką będziemy
przy tym mieć!
Śmiejemy się, a rozbawiona Cam mruży swoje niebieskie oczy.
– Mówię serio, frajerzy! Te wakacje to będzie nasze ostatnie wspomnienie przed
całkowicie nowym życiem. To poważna sprawa.
– W sumie ona ma rację. – Chase staje za nią. – Wykorzystajmy ten czas jak
najlepiej.
– Przecież my zawsze bawimy się zajebiście! – Brady wyciąga rękę, by ścisnąć Cam
za kolano. – Dziewczyno, będziemy rządzić na tej plaży!
– I o to chodzi, gościu! – Cam ściska mu policzki, robiąc dzióbek z ust, daje mu
buziaka i zaraz szybko wypija szota.
Wszyscy przechylamy swoje kieliszki.
Oczy szczypią mnie od alkoholu, ale chichoczę, bo widzę, jak Cameron też kręci
głową z wywalonym językiem.
– Mocne to gówno. – Śmieje się i podaje butelkę Brady’emu.
– Dobra, frajerzy, widzimy się na plaży. Mase, dzwoń do tego swojego kuzyna
i powiedz mu, żeby ruszył dupę i tu przyszedł, a wy, lalusie, przynieście piłkę – rzuca
Brady, po czym znika za drzwiami.
Cam odwraca się do mnie z szelmowskim uśmiechem.
– Chodź, laska, idziemy się przebrać. Chłopcy z plaży wzywają.
– Może ta dokładna depilacja się nam opłaci? – Porozumiewawczo unoszę brwi.
– Ja pierdolę, idę stąd – warczy Mason, kierując się w stronę drzwi na taras, i rzuca
do Chase’a nerwowo: – Idziesz?
Widzę, jak Cam próbuje się nie roześmiać. Chase najpierw się nie rusza, ale zaraz
kiwa głową.
– Jasne. – Chrząka i bierze piłkę z kosza przy drzwiach. – Już idę.
Gdy tylko wychodzą, obie wybuchamy śmiechem, wiedząc, że nie chcieli sobie tego
wyobrażać.
– To było dobre! – Cam przybija mi piątkę i od razu biegniemy na górę, do naszych
walizek. – Ja dziś biorę różowy!
– Tak myślałam. To ja chyba czarny. – Otwieram walizkę i wyciągam swoje stroje
kąpielowe. Wszystko inne rozpakuję później.
Ledwie udaje mi się zawiązać dół stroju, kiedy Cam wpada do łazienki.
– Zawiąż mi to. – Odwraca się do mnie plecami. – Zamiast czarnego lepiej weź
czerwony.
Przewracam oczami i zawiązuję jej stanik, gdy przygląda się sobie w lustrze na
ścianie.
– Dziękuję ci, Victorio, za wspaniałą letnią wyprzedaż – mruczy.
– Chyba coś poszło nie tak, bo nie widać tu żadnych sekretów – droczę się, a Cam
posyła mi całusa.
Moja przyjaciółka ma niesamowite ciało – jędrne i umięśnione wszędzie, gdzie
trzeba. W przeciwieństwie do mojego. Do tego ma prawie metr osiemdziesiąt, a ja
ledwie nieco ponad sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu. Jest wysoka, szczupła jak
modelka, wysportowana i ma szaleńczo piękne niebieskie oczy. Nie lubi, jak mówi się
jej, że jest chuda, chociaż trudno temu zaprzeczyć.
Gdy byliśmy młodsi, niektórzy dokuczali jej, mówiąc, że jest za wysoka i za chuda.
Dostawali wtedy od Masona albo Brady’ego. To był dla niej trudny czas. Chłopaki
zawsze starały się dawać jej do zrozumienia, że wzrost jest nieistotny, nawet gdy
przez jakiś czas była wyższa od nich. Ale i tak nie mogli do końca ochronić jej przed
tym, że słowa innych ją raniły.
Przez wiele miesięcy próbowała wszystkiego – od diet węglowodanowych, przez
różnego rodzaju leki i suplementy, aż po specjalny proszek dosypywany do każdego
posiłku – ale nic to nie dało. Jej metabolizm był nieprzejednany. Teraz, gdy jest już
starsza, trochę do tego przywykła. Ciągle chodzi z chłopakami na siłownię, żeby
utrzymać mięśnie dodające jej nieco więcej wagi. Mimo tego wszystkiego zawsze była
pewna siebie i prezentowała postawę pod tytułem „nie pozwól nikomu zobaczyć, że
kiedykolwiek się pocisz”.
Cameron związuje swoje długie blond włosy w kucyk i odwraca się do mnie.
– No dobra. – Podaje mi mój nowy czerwony kostium i wskazuje na klatkę
piersiową. – Muszę zobaczyć, jak te cudeńka w nim wyglądają.
– Serio?
– Jasne! Idź na całość!
– Albo raczej „idź do domu”, bo Mason mnie stąd wykopie, jeśli zacznę od takiego
ubioru – szydzę, ale podnoszę strój i przyglądam się jego głębokiemu wycięciu
z przodu. – Nadaje się do włożenia na piątą randkę w nadziei, że w końcu zaliczysz.
– Mówisz, jakbyś wcale już nie zaczęła rozwiązywać stanika, żeby się przebrać.
– Masz mnie. – Ściągam czarny strój i wciskam się w skąpy czerwony.
Cam leży na łóżku i sprawdza powiadomienia, ale odwraca się do mnie, kiedy
zaczynam się przed nią wyginać jak Marilyn Monroe.
– No i jak?
– Powinnaś codziennie dziękować temu na górze, że tak cię nimi pobłogosławił. –
Przypatruje mi się dokładnie. – Laski ze Słonecznego patrolu to przy tobie pikuś.
– Wow, dzięki. Chodźmy już. – Odwracam się w stronę drzwi.
– Czekaj – rzuca pospiesznie i czołga się na skraj łóżka. – Pogadajmy chwilę.
Widzę, że coś ją martwi, więc kładę się obok niej i czekam, aż zacznie mówić.
– Nasza ostatnia wycieczka skończyła się żałosną gównoburzą z udziałem twojego
kuzyna i zniszczonym samochodem Deatona. To było do dupy, ale teraz mamy szansę
zakończyć wakacje jakimś pozytywnym akcentem.
– Dlatego na kilka tygodni wróciliśmy z rodzicami do domu, żeby trochę
przyhamować.
– Nie no, wiem, po prostu zaraz zaczną się studia, a kiedy już będziemy na Avix,
nasze plany zajęć będą się różnić. Po raz pierwszy nie będziemy mogły spędzać ze
sobą tyle czasu – mówi, trochę zbyt poważnie jak na nią.
– Cam, przecież będziemy razem mieszkać. – Uśmiecham się. – Będziemy się
widzieć cały czas. A poza tym są jeszcze weekendy.
– Tak, ale… – Wzdycha. – Po prostu chcę wykorzystać ten czas na maksa.
To ostatni moment, kiedy nie mamy żadnych obowiązków oprócz tego, żeby nie zapić
się na śmierć albo nie dać się zamordować…
Śmieję się, ale Cam mówi dalej:
– …więc proponuję, żebyśmy bawiły się tu tak dobrze jak na naszym ostatnim
potajemnym wypadzie i w ogóle nie przejmowały się chłopakami.
– Olejemy ich i będziemy się opalać topless?
Cam siada i chwyta mnie za ramiona, szczerząc zęby.
– Nie powiedziałam, żebyśmy zachęcały ich do zamordowania nas. Ale tak, coś
w tym stylu.
Wybuchamy śmiechem.
– Czyli prawdziwa zabawa osiemnastolatek: pływanie, leżenie, grillowanie, picie,
tańczenie, flirtowanie… – Unoszę brew.
– I obściskiwanie się z różnymi poznanymi na plaży chłopakami, których już nigdy
więcej nie zobaczymy – dodaje, rozkłada szeroko ręce i wykonuje coś na kształt tańca
brzucha. – Chłopaki będą to robić, więc jeśli my mamy na to ochotę, to też
powinnyśmy. A najlepsze jest to, że nikt tu nie ma zamiaru martwić się swoim
braciszkiem i jego kumplami.
Wstaję i chichocząc, idę w stronę drzwi.
– Bez analizowania wszystkiego, bez oceniania i krytykowania. Po prostu rzucimy
się w wir zabawy, ukrywając to przed chłopakami albo i nie.
– A jeśli nie będziemy mogły…?
– Olać ich i robimy swoje.
– No i o tym właśnie mówię! Pieprzyć ich i ich manię kontrolowania wszystkiego!
Bawmy się, a co ma być, to będzie.
– Co ma być, to będzie – potwierdzam.
Cam wydaje z siebie pisk, podskakuje i rzuca swój zegarek na moje łóżko.
– Dobra, to teraz chodźmy sprawić, żeby jacyś biedni frajerzy ślinili się na nasz
widok. Niech ostatnie cztery miesiące ćwiczeń pośladków na coś się przydadzą. –
Przyciska swoje czoło do mojego i uśmiechamy się do siebie. – Kurwa, zaczynamy
zabawę.
Schodzimy z tarasu i rozglądamy się, szukając chłopaków. Są na piasku, więc
idziemy w ich stronę.
– Wygląda na to, że Brady już wyrwał najlepszą laskę na plaży – żartuje Cam,
wskazując w jego stronę.
Mrużę oczy, szybko przebiegając wzrokiem po zgromadzonych. Zatrzymuję się na
opalonej ciemnowłosej dziewczynie siedzącej na skale i szeroko się uśmiecham.
Dziewczyna nazywa się Kalani Embers i bez wątpienia jest tu najpiękniejsza, ale
nie do wzięcia, bo niedługo zostanie żoną Nate’a, mojego kuzyna. Widzieliśmy się
z nimi ostatnio na początku lata, gdy przyjechaliśmy tu przygotować dom. Kalani to
też jedyna dziewczyna, która pokonała Brady’ego w sportowym quizie. Brady
próbował nawet nauczyć się każdej odpowiedzi na pamięć, żeby następnym razem ją
pokonać i odzyskać tytuł tego, który o sporcie wie wszystko, ale Kalani – albo Lolli, bo
tak na nią mówimy – ma dosłownie wrodzony talent. Cała jej rodzina jest związana
z NFL, Narodową Ligą Futbolową, a statystyki to jej konik. Biedny Brady nie ma przy
niej szans.
Lolli jest najmłodszą w historii właścicielką drużyny NFL, a do tego pierwszą
kobietą.
– Kurwa, zbliżają się kłopoty. – Brady gwiżdże, czym zwraca na nas uwagę
wszystkich zgromadzonych.
Mason jęczy, kręci głową i krzyczy przez całą plażę:
– Pojebało was?!
– Co tam, Mase, boisz się, że ktoś złapie przynętę? – Brady się śmieje.
Wszyscy wiedzą, że Cameron czuje coś do Masona, ale nikt nie ma pojęcia, co on
czuje do niej. Nie podobają mu się żadni faceci, którzy próbują do niej zagadać,
i zawsze jest przy niej, gdy płacze. Ale i tak trudno go wyczuć, bo Mason taki po prostu
jest. Opiekuńczy z natury. Troszczy się o nią tak, jak troszczy się o mnie, jest przy niej
zawsze, gdy ona tego potrzebuje. Tak jak Brady, Chase i ja. Tacy po prostu jesteśmy.
Jesteśmy rodziną, cała nasza piątka, i to dla nas najważniejsze. Dlatego też tak trudno
dociec, co czuje Mason. Jak już powiedziałam, traktuje Cam tak samo jak mnie, więc
możliwe, że nie ma w tym nic romantycznego. A on nie umie troszczyć się tylko
trochę – wkłada w to całego siebie.
Czasem to błogosławieństwo, a czasem przekleństwo, bo analizuje wszystko
bardziej, niż trzeba, nie mogąc się nigdy powstrzymać.
Mój brat jest najbardziej nieustępliwą osobą, jaką znam. Jest synem, jakiego
chciałby mieć każdy ojciec, i najlepszym na świecie bratem. Jest najważniejszą osobą
w moim życiu i jeśli istnieje ktoś, na kim zależałoby mi, by był ze mnie dumny, to jest
to właśnie on. Mój brat bliźniak jest nierozerwalną częścią mnie. Ale to nie znaczy, że
rozumiem wszystko, co robi. A szkoda.
Tak czy inaczej, Cameron nie chce o tym myśleć, żeby nie robić sobie nadziei. Nie
szaleje z miłości ani nie umiera z tęsknoty, jak pewnie ja bym się zachowywała. Ale
gdyby tylko on zrobił jakiś krok, nie wahałaby się ani chwili.
Całą sprawę utrudnia fakt, że Mason jest strasznym podrywaczem, tak samo jak
Brady, jednak nigdy nikogo nie chce skrzywdzić, więc na pewno celowo by jej nie
zwodził. Czas pokaże.
Mason wyciąga w stronę Brady’ego środkowy palec, ale ten tylko się śmieje.
– No, no, śliczna jak zawsze. – Lolli uśmiecha się i zeskakuje z kamienia, na którym
się opalała.
Powstrzymuję się przed uściskaniem jej, bo przypominam sobie, że Lolli tego nie
lubi, i tylko szeroko się do niej uśmiecham.
– Próbowałam ci dorównać.
– Dziewczyno, proszę cię. Szkoda, że nie widziałaś jej w stroju, który miała na
sobie wcześniej. Musiałam ją trochę uatrakcyjnić.
– A, czyli to tobie Chase powinien podziękować, co? – Lolli mruga
porozumiewawczo.
Zaciskam tylko usta, a ona odpowiada śmiechem.
Lolli dostrzegła moje uczucia do Chase’a już pierwszego dnia, kiedy się
poznałyśmy. Uwielbia wyskakiwać z nieprzyzwoitymi żartami, żeby wprawiać
chłopaków w zakłopotanie, ale ze względu na mnie stara się to robić z większą
dyskrecją. Gdyby tylko mogła, prosto z mostu powiedziałaby mu, żeby rozebrał mnie
tu, na piasku. Byłaby do tego zdolna.
– Rozmawiałaś już z Kenrą? – pytam o moją kuzynkę, starszą siostrę Nate’a, i od
razu stają mi przed oczami wydarzenia sprzed kilku tygodni.
Kenra właśnie uwolniła się z toksycznego związku, który jeszcze się pogorszył,
kiedy jej narzeczony, teraz już były, spowodował wypadek samochodowy. Razem z nim
w aucie byli ona i jej młodszy brat. Dwójce narzeczonych nic się nie stało, ale brat,
a jednocześnie ojciec nienarodzonego dziecka Payton, nie miał tyle szczęścia.
Skończył zaledwie siedemnaście lat.
Potworna sytuacja.
– Jak się trzyma Payton?
Lolli ogląda się za siebie i dostrzegam Payton idącą wzdłuż plaży.
– Staram się nie pytać. Lepiej mi idzie zabawianie jej, więc próbuję ją czymś
zajmować, kiedy tylko mogę.
– Jestem pewna, że to jej pomaga bardziej, niż się spodziewasz. – Cam uśmiecha
się do niej.
Lolli, onieśmielona trudnym tematem, spuszcza wzrok, a ja szybko zmieniam
kierunek rozmowy.
– No, to jakie mamy plany na dziś? Albo czy w ogóle jakieś mamy? – pytam,
rozglądając się po wszystkich.
Brady wzrusza ramionami i podrzuca piłkę.
– Chyba musimy zacząć porządnie: wyjdziemy coś zjeść, potańczymy, nawalimy
się bez żadnych hamulców, a jutro ognisko?
Cam i ja przytakujemy.
– Brzmi dobrze! Lolli, wybieracie się z nami?
– Mój facet za dwa dni wyjeżdża na trening, więc raczej nie. – Uśmiecha się
znacząco. – Spędzimy całą noc zamknięci w naszym pokoju. Ale na pewno zobaczymy
się jutro.
– A skoro o tym mowa… – Nate podchodzi i ściska nas na powitanie, ale już
sekundę później ciągnie swoją narzeczoną w stronę ich domu i macha nam na do
widzenia.
– Cóż, no dobrze. Niech będzie noc szalonych tańców, a tymczasem… – Cameron
ze śmiechem rusza wprost do wody.
Brady biegnie tuż za nią.
– Czekaj, złapię tylko tę ślicznotkę. – Wskazuje głową w stronę Payton. –
Przydałoby się jej trochę rozrywki.
Mason podbiega więc do młodej blondynki siedzącej samotnie na skale
i szukającej odpowiedzi, których nie znajdzie w żadnej z kalifornijskich fal.
Ja i Chase powoli podchodzimy do brzegu.
– Cieszysz się, że tu wróciliśmy? – Szturcha mnie ramieniem.
– Zawsze, wiesz o tym. – Uśmiecham się do niego szeroko, a jednocześnie
wzdycham ciężko. – Miejmy nadzieję, że tym razem będzie mniej traumatycznie…
– Tak. – Kiwa głową. – Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, przez co ona teraz
przechodzi.
Spoglądamy w stronę Payton dokładnie w momencie, gdy ona zauważa biegnącego
ku niej Masona, który pochyla się i bez wysiłku ją podnosi. Kiedy Payton zaczyna
piszczeć wniebogłosy, wszyscy wybuchamy śmiechem.
Patrzę w kierunku mojego brata i czuję, jak ogarnia mnie ten wyjątkowy rodzaj
spokoju, który może dać mi tylko ocean.
– Myślę, że ten wypad będzie inny niż poprzedni.
– Tak? – Chase zerka na mnie.
– Tak. Kiedy byliśmy tu pod koniec czerwca, dopiero co skończyliśmy szkołę.
Mieliśmy poczucie, że przed nami całe wakacje. A teraz już tak nie jest. Lato się
kończy i w chwili, kiedy stąd wyjedziemy, zaczniemy życie na własną rękę. Teraz jest
po prostu… inaczej. Jakbyśmy właśnie dorośli i zaczynali prawdziwe życie. – Marszczę
nos i odwracam się, żeby na niego spojrzeć. – Nie sądzisz?
Na jego twarzy pojawia się ten wyjątkowy uśmiech, który tak kocham.
– No, chyba rzeczywiście teraz to co innego. – Milknie na moment, ale zaraz
dodaje: – Być może wiele rzeczy się teraz zmieni.
Mam wrażenie, że mówi bardziej do siebie niż do mnie, więc nie odpowiadam.
Po chwili zatrzymuje się i odwraca w moim kierunku. Marszczy brwi na widok
mojego kostiumu, a ja nie mogę się powstrzymać od śmiechu.
– Jakiś problem?
– Tak. – Kiwa głową, patrząc mi w oczy. Ściąga brwi jeszcze mocniej, po czym
szczerzy zęby w uśmiechu, który dobrze znam.
– Chase… – ostrzegam, ale zanim udaje mi się wymknąć, już przerzuca mnie przez
ramię i biegnie w stronę oceanu.
Wszyscy śmieją się, gdy zostaję wrzucona do wody, i płyną w naszą stronę.
Chciałabym zatrzymać ten moment, całą naszą ekipę cieszącą się tymi ostatnimi
promieniami letniego słońca. Bo kto wie, co przyniesie letni księżyc…?
Spoglądam na Chase’a znad powierzchni wody.
Nie mogę się doczekać, żeby się dowiedzieć.
ROZDZIAŁ 3

– Ej, pospieszcie się! Taksówka powinna być tu za chwilę! – krzyczy Mason z dołu.
– Jejku, przysięgam, gość jest strasznie spięty. – Cam uśmiecha się złośliwie do
lustra. – Myślisz, że pozwoli mi sobie pomóc?
– Cameron! – Śmieję się. – Fuj!
– Och, wyluzuj, niepokalana dziewico. – Uderza mnie biodrem i pochyla się nad
umywalką, żeby dokończyć tuszowanie rzęs. – A co ty wyprawiasz? – Mierzy wzrokiem
moją sukienkę. – Zdejmuj to paskudztwo, wyglądasz, jakbyś szła na poszukiwanie
wielkanocnych jajek, a nie na odjechaną imprezę.
– Nie jest aż tak zła, a nie mogę włożyć tej resztki materiału, którą ty nazywasz
sukienką.
– Właśnie że możesz.
– Czy ty w ogóle chcesz się dobrze bawić? Jeszcze zastanawiam się nad tym, na ile
seksownie chcę wyglądać, i nie muszę tego robić już pierwszej nocy.
Cam wyciąga palec wskazujący w moją stronę i unosi idealnie zarysowaną brew.
– Au contraire, moja kwiecista przyjaciółko. – Obraca się. – Dzisiejszy wieczór jest
idealny, żeby być sexy. Czas się wstawić. Nawet jeżeli to oznacza, że tej nocy Mason
będzie musiał zmierzyć się z faktem, że naprawdę masz waginę.
Zamykam oczy i nie zamierzam odpowiadać na ten komentarz.
– No weź! – Cameron się śmieje. – Umówiłyśmy się, że będziemy się dobrze bawić!
– I będziemy, ale to nie znaczy, że musimy iść na całość już pierwszej nocy.
– Kochana, wypowiadam się w imieniu twojej cipki, kiedy mówię, że masz pozbyć
się tej sukienki. Powtarzam: do kosza z nią.
Próbuję się powstrzymać, ale nie umiem, i zaraz obie wybuchamy śmiechem.
W tym momencie Brady zaczyna dobijać się do drzwi.
– Ej! Brzmicie, jakbyście się za dobrze bawiły! Jeśli w zabawie są poduszki i majtki,
chcę dołączyć! – krzyczy.
– Wypierdalaj, Brady! – woła Mason z… cholera wie skąd, on zawsze jest gdzieś
w pobliżu.
Dobiega nas śmiech Brady’ego.
– A tak serio, jesteście gotowe? Uber już podjeżdża!
– Kurwa. Tak, już idziemy! – krzyczy Cam i patrzy na mnie z wyrzutem.
– Jejku, nienawidzę cię – mamroczę, zdejmując przez głowę sukienkę, i wyciągam
ku niej dłoń. – Podaj mi to cholerstwo.
Z triumfalnym uśmieszkiem Cameron wręcza mi obcisłą czarną kieckę.
Ubieram się i szybko wkładam też czarne czółenka ze złotym obcasem, które
przede mną stawia.
– Zadowolona? – Wypinam biodro.
– Zachwycona! – Uśmiecha się. – A teraz chodźmy, zanim przylezie tu twój brat.
Moja sukienka jest prosta, ale seksowna. Wiązana na szyi, z dużym dekoltem,
obcisła do pasa i luźniejsza na biodrach, idealna do zalotnego tańca. Swoje brązowe
włosy spięłam w ciasny, wysoki kucyk. Stylizację dopełnia smoky eye.
Na co dzień nie noszę pełnego makijażu, ale uwielbiam go, kiedy wychodzę na
imprezę.
Wyciągając jeszcze z torebki czarne kolczyki, biegnę za Cam na dół. Uśmiecham się
znacząco, gdy na nią patrzę.
Ma na sobie fioletową sukienkę bez ramiączek, opiętą od piersi aż do tyłka, włożyła
do tego czółenka w kolorze nude. Nie użyła cieni do powiek, zamiast tego mocno
wytuszowała rzęsy. Blond włosy ułożyła w fale i zostawiła rozpuszczone. Wygląda
wspaniale.
– Okej, bitch! – Cam bierze mnie pod ramię, gdy schodzimy ze schodów. – Czas na
pokaz!
Zapinam kolczyki i unoszę wysoko głowę.
Brady, jak zawsze, dostrzega nas jako pierwszy. Głośno gwiżdże na nasz widok.
– Jasna cholera! – Podchodzi, całuje nas w policzki i łapie za ręce. – Obróćcie się,
pokażcie, co tam macie.
Śmiejemy się, ale spełniamy jego prośbę i obracamy się wokół własnej osi.
– No i co myślisz, zdajemy ten test?
– Kurwa, na szóstkę! – Szczerzy do nas zęby. – Chodźcie, szociki w kuchni przed
wyjściem.
– A nie przyjechał już uber?
– Musieliśmy jakoś ściągnąć wasze śliczne pupy tu, na dół – przyznaje i klepie nas
w tyłki.
Mason odwraca się do nas, gdy wchodzimy do kuchni, i od razu marszczy brwi.
– Co, do cholery…? – rzuca. – Chcecie, żebym poszedł siedzieć?
– Wyluzuj! – śmieję się, kręcąc głową. – Dzisiaj obejdzie się bez kajdanek.
– To znaczy – zaczyna Cam, dramatycznie trzepocząc rzęsami – chyba że
zechcemy, żeby były…
– Okej. – Mason unosi ręce. – Nieważne. Noście sobie sukienki w rozmiarze dla
pierwszoklasistki, jeśli chcecie, ale ja będę potrzebował podwójnego szota.
– Się robi, przyjacielu. – Brady uśmiecha się jeszcze szerzej. Rzuca mi ukradkowe
szelmowskie spojrzenie.
Wyciąga do mnie dłoń, przesuwa nią po moim ramieniu i zatrzymuje na biodrze.
Drugą ręką nalewa alkohol i przystawia kieliszek do moich ust.
– Ari, kochanie, otwórz buzię – mówi niskim, ochrypłym głosem.
Patrząc mu w oczy, podejmuję grę i robię, co mi każe.
Ciągle się we mnie wpatrując, próbuje się nie śmiać, kiedy wlewa mi alkohol do
gardła. Gdy przełykam, sięga kciukiem do moich ust i przeciąga nim po dolnej wardze,
żeby zebrać ostatnią kroplę.
– Ale z ciebie kutas – jęczy Mason, a my, nie mogąc się już dłużej powstrzymać,
wybuchamy śmiechem.
– Dobra, frajerze, koniec przedstawienia. – Chase rzuca mu gniewne spojrzenie
i wskazuje głową na butelkę. – Polej nam jeszcze po jednym i spadamy stąd.
Cam niepostrzeżenie wyciąga dłoń za siebie, żeby przybić ze mną sekretną
piąteczkę. Uśmiechamy się, nawet na siebie nie spoglądając.
– Dobra, wszyscy, za naszą pierwszą noc legalnego picia jako dorośli! – Brady
klaszcze w dłonie. Sięga po kieliszek i unosi go wysoko. – Przynajmniej według
naszych podrobionych dowodów, które nam załatwiłem!
– Aaaa! – krzyczy Cam.
Stukamy się kieliszkami i wypijamy alkohol.
– Zaczynamy zabawę, bitches! – rzuca przez ramię, już w drodze do drzwi.
Nasza czwórka podąża za nią.
Brady przez całą dziesięciominutową podróż do klubu powtarza nam, co mówić,
robić i jak się zachowywać, gdy będziemy pokazywać nasze podrobione dowody, ale
okazuje się, że nie ma się czym martwić.
Ochroniarz przy drzwiach przepuścił nas po tym, jak Cameron się do niego
uśmiechnęła. Całkiem możliwe, że poprosiła go też o sprawdzenie, czy zamek z tyłu
jej sukienki jest dobrze zapięty, a on, ależ oczywiście, był chętny do pomocy.
Chłopaki jednak musiały pokazać swoje dowody, ale wyglądający jak Tom Hardy
ochroniarz nie zwrócił na nich większej uwagi, więc chyba wyglądali poważnie.
Gdy tylko przekraczamy próg, Cam piszczy i chwyta mnie za ramię.
– To miejsce jest niesamowite! – krzyczy i od razu zaczyna się bujać w rytm
muzyki.
Klub zbudowano na planie koła. Na środku znajduje się ogromny parkiet, a po
lewej i prawej stronie rozciągają się okrągłe boksy z białymi stołami i fotelami. Przy
tylnej ścianie ustawiono bar. Przyciemnione światło ma przyjemny odcień
niebieskiego, co nadaje miejscu zaczarowany, jakby mroźny klimat. Metalicznie
srebrny parkiet jeszcze wzmaga to wrażenie.
Cameron prowadzi nas do boksu niedaleko baru, gdzie siadamy, żeby wypić parę
drinków.
Godzinę i trzy Midori Sour później czuję przyjemny szum i jestem gotowa uderzać
na parkiet. Tak naprawdę ja i Cam byłyśmy gotowe od razu, ale chłopaki chciały
najpierw „obadać teren”. Nadopiekuńcze bestie.
Zastanawiając się nad kolejnym ruchem, rozglądam się dookoła. Utknęłam
w boksie pomiędzy Chase’em z lewej a resztą grupy z prawej strony. Jest tylko jedno
logiczne wyjście. Logiczne, ale potencjalnie problematyczne. Alkohol krążący w moich
żyłach jednak się nie przejmuje, bo podnoszę tyłek z siedzenia.
Postanawiam zrobić to szybko, zanim ktoś mnie zatrzyma albo sama stchórzę.
Przesuwam się po jego ciele i czuję, jak podczas tego kontaktu nieruchomieje każdy
jego mięsień. Pomiędzy stołem a siedzeniem nie ma wiele przestrzeni, więc jedyną
możliwością przejścia jest przyciśnięcie mojego tyłka do jego kolan. I tak właśnie
robię.
Jego ręce natychmiast wędrują do moich bioder, by szybko pomóc mi wyjść zza
stolika. Jego wzrok wędruje w stronę Masona, który mówi:
– Ari, mogłaś go poprosić, żeby wstał. – Jego spojrzenie aż pali mnie w policzek.
Ignoruję go.
– Jak widzisz, drogi braciszku, nie było takiej potrzeby. Przecież wyszłam. A teraz
idę tańczyć.
– Ale nie beze mnie! – krzyczy Cam i natychmiast staje obok.
– Cholera – mruczy Brady, więc wszyscy odwracamy się w kierunku, w którym
patrzy, śliniąc się.
Z uśmiechem trąca Masona w ramię.
– Przesuń się, gościu. – Wskazuje palcem na brunetkę pochyloną nad barem. –
Muszę się tam dostać.
– Przecież nawet nie widzisz stąd jej twarzy. – Cam się krzywi.
– Ale ta dupa… – odpowiada, patrząc na mnie wyczekująco.
Szeroko się uśmiecham, bo wiem, do czego nawiązuje.
– All that ass…
– In yo’ jeans * – kończy Brady ze śmiechem i podnosi rękę, by przybić mi zasłużoną
piątkę. – Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz.
– Dobra, Waka Flocki, idziemy! – Cam przewraca oczami i ciągnie mnie na parkiet.
Przeciskamy się między ludźmi, znajdujemy fajne, zatłoczone miejsce blisko
środka parkietu i zaczynamy tańczyć.
– Dziewczyno, ale się teraz świetnie czuję! – Cam próbuje przekrzyczeć muzykę.
– Ja też! – Śmieję się. – Po tym ostatnim drinku mnie wzięło!
Z głośników zaczyna lecieć She Knows Ne-Yo, więc od razu na siebie spoglądamy.
– Aaaa, kurwa! – krzyczymy z pijackim śmiechem i zaczynamy tańczyć jeszcze
zapamiętalej.
Kołysząc biodrami i ruszając się w rytm muzyki, chłoniemy naszą pierwszą noc
spędzoną w klubie.
Zamykam oczy i pozwalam muzyce przejąć kontrolę nad moim ciałem, jak zawsze.
Czy jestem szczęśliwa, czy smutna, czy zła – zawsze szukam siebie w piosenkach.
Dopasowuję tekst do sytuacji, ton do nastroju.
Beat potrafi mnie pobudzić albo rozłożyć na łopatki, słowa potrafią mnie podnieść
na duchu albo sprawić, że zapłaczę. Wiele osób unika piosenek, które przypominają
im o bólu, w którym są pogrążeni, ale ja lubię się mu poddać. Niektórzy, kiedy czują
się dobrze, włączają żywiołową muzykę i tańczą, więc jeśli możesz tańczyć, kiedy
chcesz tańczyć, dlaczego nie możesz sobie popłakać, kiedy tego potrzebujesz?
Potrzebuję muzyki tak samo, jak mój brat potrzebuje futbolu; obie te rzeczy
karmią nasze dusze. A teraz moja dusza czuje się zmysłowo.
Po chwili tańca przez tłum przeciska się w naszą stronę jakiś blondyn i zaczyna się
do nas przybliżać. Uśmiecham się, dając mu przyzwolenie, więc wciska się pomiędzy
nas i zaczynamy tańczyć. Kątem oka zauważam, że Mason i Chase bawią się z jakimiś
dziewczynami zaledwie kilka metrów od nas. Nie mam wątpliwości, że nie znajdują się
tam przypadkiem – chcą mieć nas na oku, ale trzeba im przyznać, że tym razem
chociaż nie przeszkadzają.
Pewnie dlatego, że trzymamy naszych partnerów na odpowiedni dystans. Kilka
piosenek później z głośników zaczyna lecieć Loyal Chrisa Browna, więc Cam piszczy
z radości.
Znów wyciągam ręce w górę, porzucając blondyna dla przyjaciółki. Śpiewamy
z całych sił jak dwie nawalone laski w barze karaoke, za głośno i fałszując.
Cam wskazuje głową w stronę naszych chłopaków, a ja od razu wiem, co chce mi
przekazać.
Przeciskamy się w ich kierunku i podchodzimy akurat wtedy, gdy rozbrzmiewa
refren, więc śpiewamy go, zaśmiewając się jak szalone.
– No ślicznie, dziewczyny. – Mason śmieje się, odsuwając się od rudej laski
o gniewnym spojrzeniu. – Serio, ślicznie.
– Potrzebuję wody i kolejnego drinka! – Cameron wdzięczy się, wachlując dłonią.
Mason rozgląda się dookoła, zapewne w poszukiwaniu Brady’ego, i obejmuje
Cameron ramieniem.
– Ja z nią pójdę! – krzyczy i pociąga ją w stronę baru. – A ty zostań z nią – dodaje,
wskazując na mnie i patrząc na przyjaciela.
Odchodzą, a ja spoglądam na Chase’a, gwałtownie poruszam ramionami, na co on
chichocze, kręcąc głową. Nie przyjmuje mojego zaproszenia, więc tańczę sama.
Zamykam oczy i zatapiam się w muzyce, a jakieś pół piosenki później ogarnia mnie
ciepło jego bliskości. Muszę się bardzo wysilić, żeby nie otworzyć oczu. Jeszcze nie.
Czekam, wciąż bujając się w rytm muzyki, a on w końcu zbliża się jeszcze bardziej.
Moje zmysły zatapiają się w jego świeżym zapachu drzewa sandałowego. Unoszę
powieki i wpatruję się w jego przekrwione oczy.
Jego ruchy po alkoholu są bardziej niedbałe, ale ciągle tańczymy. Pozwala mi
zacisnąć ręce na swoich ramionach i przysunąć się jeszcze bliżej.
– No popatrz – drażnię się – prawie tańczymy.
W kącikach jego ust zaczyna błąkać się uśmiech. Biorę głęboki oddech, gdy jego
ręce lądują na moich biodrach.
– Jesteś odważna, że nosisz to coś. – Pociąga delikatną tkaninę.
– Podoba ci się?
Chase marszczy brwi, a ja się śmieję, ale nic więcej nie mówię. Żar jego dotyku
dosłownie pali mój umysł. Tylko o tym mogę teraz myśleć.
Jego ręce na mnie.
Z każdą mijającą sekundą moje fantazje stają się jeszcze wyraźniejsze, a serce bije
coraz szybciej.
Poruszanie się we wspólnym rytmie, gdy jego ciało dotyka mojego, działa bardzo
pobudzająco. Czuję, jak krew krąży w moich żyłach coraz szybciej, przesyła alkohol do
mózgu i pozbawia mnie resztek rozsądku. Dlatego jedyna rzecz, na którą teraz
wpadam, to przeniesienie rąk trochę wyżej.
Ciągle kręcąc biodrami, powoli przesuwam dłonie po jego ramionach aż do torsu.
Oczy Chase’a natychmiast znajdują mój wzrok, a moje dłonie postanawiają wspiąć
się wyżej i wyżej, aż dotkną żył na jego szyi. Chase przełyka ślinę i nieznacznie unosi
brew.
Bas dziko dudni pod naszymi stopami, światła zmieniają kolory, przyciemniając
przestrzeń wokół nas. Tłum gęstnieje, a my znajdujemy się w środku. Chase i ja.
Tańczyliśmy ze sobą już wcześniej: na przyjęciach urodzinowych, na rocznicach
naszych rodziców, na kilku szkolnych imprezach. Ale nie tak jak teraz. Nie tak blisko
i nigdy po alkoholu.
To nowe doświadczenie. Obce.
Moje palce wędrują do jego włosów. Delikatnie masuję jego kark. Przesuwam się
odrobinę, a moje udo muska dowód jego podniecenia.
Jest twardy.
Cholera. Jest twardy z mojego powodu.
Zmieniam rytm. Moje ciało z każdym ruchem delikatnie się o niego ociera. Łapie
mnie za nadgarstki, a jego usta zbliżają się do mojego ucha.
– Ari, co ty robisz?
Jego oddech pachnie tequilą i wyzwala we mnie dreszcz oczekiwania.
Przypominam sobie swoją rozmowę z Cameron i czuję przypływ pewności siebie.
– Co ja robię? – powtarzam pytanie i odsuwam się nieco, by mój wzrok mógł się
spotkać z jego badawczym spojrzeniem. – Robię to, na co mam ochotę.
Olejemy ich.
Jego twarz kamienieje.
Przyciskam usta do jego ust.
Chase zamiera na ułamek sekundy, ale zaraz wyciąga ręce, by mnie od siebie
odsunąć. Łapie mnie za ramiona i odpycha. Jego szeroko otwarte przekrwione oczy
spotykają mój wzrok.
Kręci głową, a jego twarz blednie i zmienia wyraz.
– Arianna… Nie.
Otwieram usta, ale nie wychodzi z nich żadne słowo.
Czuję, jak łzy napływają mi do oczu, gdy dostrzegam jego zakłopotanie.
Czerwienieję ze wstydu i odwracam wzrok.
Mason i Cam przeciskają się przez tłum, więc Chase szybko mnie puszcza
i przeczesuje dłonią włosy. Na jego twarzy maluje się teraz największy, najbardziej
fałszywy i wymuszony uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam.
Zapadam się w sobie, gdy dociera do mnie rzeczywistość.
Chciałam go pocałować, a on tego nie chciał. Najbardziej boli mnie przerażenie,
które dostrzegłam w jego oczach, kiedy zorientował się, co zrobiłam.
Bez jego zgody siłą przekroczyłam linię, którą wyraźnie wyznaczył trzy metry
przed sobą. Ta linia jest teraz zasypana warstwą mokrego piasku i każdy, kto
kiedykolwiek widział ocean, wie, że niełatwo się jej pozbyć. Rośnie z każdym
podmuchem wiatru i z każdą najmniejszą falą. A jesteśmy przecież na południu
Kalifornii, więc i piasku, i wiatru, i fal mamy tu pod dostatkiem.
Nie żeby to miało jakieś znaczenie. Bo jeśli jego sparaliżowany strachem wzrok
cokolwiek mi powiedział, to była to informacja, że najchętniej zatopiłby wspomnienie
tego wydarzenia w najgłębszym oceanie.
Na szczęście Mason i Cam są tak pijani jak my, więc niczego nie zauważają. Brat
podaje mi butelkę wody i całuje mnie w czoło, a ja obdarowuję go wymuszonym
uśmiechem. Wypijam połowę i odwracam się do przyjaciółki. Wręcza mi jeden
z kieliszków, które przyniosła, i zanim jeszcze je wypijamy, znikąd pojawia się Brady,
także z kolejnym drinkiem.
Stajemy w kółku i wychylamy wszystko naraz. Ale to nie koniec, bo dziś chcemy
nawalić się jeszcze mocniej niż zwykle. Więc kiedy ktoś proponuje kolejnego szota,
z zapałem przekonuję wszystkich, że powinniśmy go wypić.
Czuję się jak idiotka, ale półmrok i alkohol pozwalają mi ukryć płynące mimo woli
łzy. Chwała niebiosom za wspaniałomyślnych barmanów, którzy obsługują nas mimo
tego, że zaraz zamykają bar.
Dobrze po drugiej wytaczamy się z ubera i zmierzamy podjazdem w stronę drzwi
wejściowych.
Cameron zdejmuje buty i podskakuje na palcach.
– Mase, szybciej! Tak strasznie muszę sikuuuu! Nie masz nawet pojęcia!
Mason chichocze, mocując się z zamkiem.
– Próbuję, ale ten klucz jest jakiś zepsuty… czy coś… – bełkocze.
– O mój Boże! – rzucam przerażona, rozglądając się dookoła, i kopię Mase’a. –
Zapomnieliśmy o Bradym!
– Kurwa, Ari! – Podskakuje, ale zaraz traci równowagę i wpada na ścianę.
Wybucham śmiechem i chwieję się na wysokich obcasach, więc muszę złapać się
słupka po swojej prawej.
– Brady wyszedł z tamtą dziewczyną – jęczy Cam, tańcząc w oczekiwaniu na
wejście do domu.
– Z tą z dużym tyłkiem?
– Nie, z tą z wielkimi cyckami.
Tak, tę pamiętam.
Mason dalej mocuje się z zamkiem i kiedy już prawie udaje mu się włożyć klucz,
ten wyślizguje mu się z rąk i spada na podłogę.
– Kurwa! – Śmieje się, szarpiąc za klamkę.
Chase chichocze za moimi plecami, więc spoglądam na niego i widzę, jak –
pochylony nad barierką – walczy o życie. Słyszę głośny trzask i odwracam się akurat
w momencie, gdy Mason się przewraca, próbując podnieść smycz przymocowaną do
kluczy.
– Kurwa! – wyje Cam i pada na kolana naprzeciw niego.
– Kurwa! – pada sekundę później z ust Chase’a.
Znów się do niego odwracam i widzę, jak się zatacza i spada. Ląduje na tyłku
u podnóża schodów prowadzących na ganek, z nogami w górze na stopniach.
Gapię się tylko i nie ruszam z miejsca. Moja głowa kiwa się z boku na bok. Robi mi
się od tego niedobrze.
Cam wybucha niekontrolowanym śmiechem. Upada na tyłek i opiera się o Masona,
który już nawet nie próbuje wstawać, bo kleją mu się oczy.
– Totalnie mogłybyśmy ich teraz wykorzystać – żartuje.
Nie mogę powstrzymać się od śmiechu. Zrzucam buty i opadam na jeden z leżaków
znajdujących się na ganku. Biorę głęboki wdech.
Alkoholu, jesteś zajebisty.
* Fragment piosenki No Hands amerykańskiego rapera tworzącego pod pseudonimem Waka Flocka Flame
(wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).
ROZDZIAŁ 4

Słońce jest dziś ciepłe i zachęcające. Całkiem inaczej niż wczoraj około piątej rano,
kiedy naszą czwórkę obudził głośny śmiech Brady’ego.
Ostatecznie nie udało nam się wejść do domu, odlecieliśmy na ganku i wokół
niego, i tak właśnie zastał nas Brady. Poszliśmy jeszcze spać, a potem chcieliśmy iść
na plażę, by spotkać się tam z kuzynami i przyjaciółmi, ale nie dotarliśmy dalej niż na
taras. Kac nas zmiótł. Zawróciliśmy więc i rzuciliśmy się na kanapy. Urządziliśmy
sobie maraton filmowy.
Dziś jednak obudziliśmy się już pełni energii i gotowi do dalszej zabawy. Poszliśmy
na śniadanie do Oceans Café, miejsca, które poleciła nam Lolli. Potem udaliśmy się do
sklepu, żeby znowu wypróbować sfałszowany dowód Brady’ego. Zadziałał, więc teraz
mamy podwójny zapas alkoholu, tak na wszelki wypadek.
Kupiliśmy wszystko, co potrzebne na ognisko, i rozpakowaliśmy zakupy, a teraz
wybieramy się na plażę.
Cam, Mason i Brady zostawiają nas i od razu biegną do chłodnej wody, a ja
rozkładam swój ręcznik i się na nim kładę. Zamykam oczy i uśmiecham się do słońca,
które sączy się na moją skórę, ale nagły ruch tuż obok mojego ręcznika zmusza mnie
do ich otwarcia.
Chase stoi nade mną i z grymasem na twarzy gapi się na naszych przyjaciół. Biorę
się w garść i pociągam za jego spodenki, by zwrócić na siebie uwagę.
Patrzy na mnie, więc podciągam się na łokciach i dłonią osłaniam oczy od słońca.
Ruchem głowy daję mu znak, by do mnie dołączył.
Przez chwilę się waha, ale zaraz, nie patrząc na mnie, kładzie się obok w takiej
samej pozycji, w jakiej leżę ja.
Ogarnia mnie niepokój, bo wiem, że nie mogę już dłużej uciekać przed tym, co
wydarzyło się między nami w klubie. Po raz pierwszy od tamtej nocy jesteśmy sami.
I wiem, że on też jest tego świadomy.
Przyznaję, następnego dnia obudziłam się nieco zawstydzona, chociaż nie na tyle,
by żałować tego, co zrobiłam. Gdyby okazał jakąkolwiek złość albo zaczął mnie
ignorować, pewnie bym żałowała, lecz nic takiego się nie wydarzyło. Ani razu nie
spojrzał mi w oczy, ale też przecież tego nie unikał. Unika za to teraz, próbując się
skupić na wygłupiających się w wodzie przyjaciołach. Z każdą mijającą sekundą jego
ramiona spinają się coraz mocniej. Tak naprawdę nawet nie widzi, co dzieje się przed
nim, bo jego umysł przyćmiony jest mną. Albo raczej: z mojego powodu.
Pochyla głowę i w końcu się zbiera.
– Czy między nami wszystko okej? – pyta, skupiony na piasku pod sobą.
– Dlaczego miałoby nie być?
– Ari, przestań. – Kręci głową, wpatrując się w dal.
Zalewa mnie fala niepokoju, więc biorę głęboki oddech.
– Chase, spójrz na mnie, proszę.
Patrzy na mnie, a w jego oczach widzę smutek i zakłopotanie.
– Porozmawiaj ze mną. Co tu się dzieje? – pytam, stukając palcem w skroń.
Wzdycha, po czym odwraca się w moją stronę i patrzy mi w oczy.
Nie wiem, jak – do cholery – mam się skupić, kiedy on jest tak blisko. Uśmiecham
się do niego delikatnie, zachęcając, by mówił.
Chase wpatruje się we mnie tak intensywnie, że chciałabym odwrócić wzrok. Ale
tego nie robię.
– Co miało znaczyć to w klubie? – Od razu przechodzi do rzeczy.
Czuję ucisk w gardle, ale szybko staram się go pozbyć.
– Po prostu pozwoliłam sobie na rozluźnienie.
– Picie drinków to jest rozluźnianie się.
Jego oczy się zwężają, a ja wzdycham i siadam.
– Nie mam zamiaru cię przepraszać, jeśli tego właśnie oczekujesz.
– Próbuję tylko zrozumieć.
Śmieję się cicho, gorzko i spoglądam w niebo.
– Nie udawaj, że nie wiesz – szepczę. – I nie udawaj, że nie byłeś tak samo tego
ciekawy jak ja. Nawet jeśli tego nie chciałeś, wiem, że o tym myślałeś.
– O co ci chodzi?
Odwracam się do niego z grymasem na twarzy.
– Odepchnąłeś mnie, to prawda, ale najpierw przysunąłeś się bliżej.
– Byłem w szoku! – krzyczy szeptem. – To była ostatnia rzecz, której się po tobie
spodziewałem!
– Serio? – Unoszę brew. – To od tego szoku ci stanął?
– Wow. – Podnosi ręce i znów na mnie nie patrzy. – Było dużo alkoholu, był nastrój
i…
– I ja. – Kręcę głową. – Być może nie chciałeś, żeby do czegokolwiek doszło, ale
pewnym rzeczom nie możesz zaprzeczyć. Wiem, że byłeś pijany, naprawdę, nie musisz
mi o tym przypominać. Pewnie nigdy nie odważyłabym się zrobić tego na trzeźwo, ale
niczego nie żałuję. Zrobiłabym to ponownie.
– Nie… – wyrywa się z jego ust tak szybko, że chyba nawet on sam się tego nie
spodziewał.
Oboje spinamy się jeszcze bardziej. Chase znów ucieka wzrokiem do piasku pod
swoimi stopami, ale zaraz ponownie spogląda na mnie.
– Nie – szepcze tak cicho, że prawie tego nie słychać. – To nie może się ponownie
wydarzyć. Kocham cię, Ari, wiesz o tym, ale to nie jest… nie możemy…
– „Nie możemy” w znaczeniu „nie powinniśmy”? – Przełykam ślinę, usilnie
starając się nie spuszczać wzroku, chociaż mam ochotę skulić się w sobie. – Czy może
„nie możemy”, bo „nie chcemy”?
Chase gwałtownie wypuszcza powietrze, a w kącikach jego ust pojawia się
tragiczny uśmiech.
– Oba – odpowiada, a ja odsuwam się, stwarzając między nami dystans. Gdy
wyciąga do mnie rękę, unikam kontaktu. – Przykro mi, Ari. – Pokonany, opuszcza
głowę.
Biorę głęboki wdech i znów patrzę mu w oczy.
Chcę się złościć. Chcę krzyczeć, wrzeszczeć. Ale nie pozwolę swojemu
rozczarowaniu przesłonić mi prawdy. Bo wiem lepiej.
Chase nie mówi tego, żeby mnie zranić. Nie jest złośliwy ani nie chce nikim
manipulować.
Jest po prostu… najlepszym przyjacielem mojego brata.
Wpatrujemy się w siebie przez chwilę. Nagle jego usta lekko drgają.
– Co?
– Jestem po prostu trochę zaskoczony, że chciałaś to zrobić – mówi.
Wymyka mi się stłumiony chichot zażenowania, więc zakrywam twarz dłońmi.
Chase odciąga je, by mnie widzieć.
Śmieję się, ale z twarzy Chase’a powoli znika dobry humor.
Głośno przełykam ślinę.
– Chase…
– Uwaga na głowę!
Zanim udaje mi się zareagować, coś uderza mnie w głowę i powala na ziemię.
– Cholera! – Chase zamiera. – Ari, wszystko w porządku?
Pocieram głowę i zauważam piłkę futbolową leżącą u moich stóp.
– Tak, nic mi nie jest. Nie bolało, tylko… – Słowa więzną mi w gardle, a dreszcz
przebiega po mojej skórze, gdy na plecach, tuż pod ramiączkiem bikini, czuję ciężar
ciepłej dłoni.
Spoglądam przez ramię i spotykam zapierający dech w piersiach wzrok
nieznajomego.
Niebieskookiego nieznajomego.
Niebieski jest tak głęboki jak tropikalna noc nad wzburzonym oceanem.
Nie, to nie tak.
Jego oczy są bardziej jak północ. Kiedy księżyc lśni najjaśniej na niebie, rzucając
cień na atramentowe wody.
Albo nie, ten niebieski lśni metalicznie, jak mieniące się wszystkimi kolorami
tęczy łuski akwariowych rybek.
Nie umiem tego określić z całą pewnością.
Spoglądam na jego włosy o głębokim odcieniu brązu. Wygląda, jakby dopiero co
wyszedł z wody. Może zresztą tak jest, nie wiem. Jest w nich coś z niedbałego ładu.
Zastanawiam się, czy są miękkie.
Wyglądają na miękkie.
I te usta… Ja…
Zaraz.
Co ja, do cholery, robię?
Nawet nie znam tego faceta.
Ale serio, kto ma tak idealne usta jak te? Sposób, w jaki się poruszają, gdy mówi,
jest jak idealna symfonia…
Chwila. Jego usta się poruszają.
Coś do mnie mówi. A teraz… uśmiecha się?
To naprawdę piękny uśmiech. Jakby trochę przekrzywiony i… uroczy.
O mój Boże, on na pewno się ze mnie śmieje. Podnoszę szybko oczy i widzę jego
wesołe i jednocześnie badawcze spojrzenie.
– Ja… – Przełykam ślinę. – Co?
Żar przepływa przez moje wnętrzności i już wiem, że nie uda mi się ukryć tego, że
się rumienię.
Tajemniczy mężczyzna się śmieje, a ja czuję, jak coś płonie w moim brzuchu.
To już pewne. Oficjalnie tracę rozum.
Ktoś za nami chrząka.
To Chase.
O mój Boże, Chase!
Zrywam się na równe nogi, stwarzając trochę dystansu między mną a Chase’em,
obok którego klęczy ten chłopak.
– Wszystko okej? – pyta tajemniczy mężczyzna, ukrywając uśmiech.
Powiedziałam „ukrywając”? Raczej starał się go ukryć i poniósł porażkę. Sromotną.
– Hej, dziewiętnastko! – Słyszę z oddali znajomy głos.
Chłopak odwraca głowę, nie odrywając ode mnie wzroku aż do ostatniej sekundy,
kiedy spogląda przez ramię.
Podążam za jego spojrzeniem i widzę Brady’ego idącego w naszą stronę.
Unosi podbródek w geście mówiącym „Mam zamiar wykopać tę piłkę, a ty lepiej ją
złap”, który wszyscy faceci, jak się zdaje, doskonale rozumieją. I zaraz właśnie to robi.
Chłopak łapie ją bez problemu. Serio. Bez problemu. Uniósł się nieco, wyciągnął
dłoń i bum, piłka już jest w jego dłoni.
I znów ten śmiech.
Brady podbiega, a tuż za nim podążają Mason i Cameron.
Tajemniczy mężczyzna odwraca się do mnie z uśmiechem i szybko przebiega
wzrokiem po moim ciele. Nie napastliwie, może nawet nie celowo. Bardziej w stylu
„jesteś dziewczyną w skąpym bikini, a ja facetem, który ma oczy”.
Chase chyba to zauważa, bo wyrywa się z zamyślenia i szybko staje tuż za mną.
Dosłownie: tuż za mną. Tak blisko, że dostrzegam jego gniewne spojrzenie, gdy
odwracam głowę.
Gdy Brady do nas podchodzi, od razu zauważa tę bliskość między mną a Chase’em.
Unosi pytająco swoją jasną brew, a Chase, tak po prostu, odsuwa się ode mnie.
A teraz uderza mnie fala gorąca z całkiem innego powodu.
– Co tam, mordo? – Brady uśmiecha się i wita z chłopakiem jak z najbliższym
przyjacielem. – Nie wiedziałem, że będziesz znów w mieście.
– Zaraz. – Spoglądam na nieznajomego i na Brady’ego. – To wy się znacie?
Tajemniczy chłopak patrzy na mnie z szelmowskim uśmiechem.
– Ach, to ona umie mówić!
Brady mruży oczy w niemym pytaniu, więc wyjaśniam:
– Padłam ofiarą niekontrolowanego futbolu.
Chłopak znów się śmieje, ale zanim udaje mi się na niego spojrzeć, Brady
podchodzi do mnie i całuje mnie w czubek głowy.
– Wszystko dobrze, Arinko? – pyta ze szczerą troską, głaszcząc mnie jak psa.
– Dobrze. – Próbuję go odepchnąć, ale przysuwa się bliżej i obejmuje mnie
ramieniem.
Kiwa głową i zwraca się do swojego, jak rozumiem, przyjaciela:
– Widzę, że jeszcze nie miałeś okazji poznać mojej dziewczyny.
Zainteresowanie tajemniczego chłopaka wzrasta. Nieznajomy rzuca okiem
w stronę Chase’a.
Och, wspaniale, teraz myśli, że jestem laską, która sypia z całą drużyną.
Zanim jeszcze udaje mi się powiedzieć cokolwiek w swojej obronie, podchodzi
Mason i robi to za mnie.
– Ona nie jest twoją dziewczyną, dupku. – W głosie mojego brata słychać wyraźną
irytację.
Brady się śmieje, a ja w tym czasie wyślizguję się z jego objęcia.
Mason natomiast rozpromienia się w szerokim uśmiechu, jak dzieciak, który
właśnie wchodzi na stadion, by zagrać swój pierwszy mecz.
– Co tam, bracie? Jak leci?
Tajemniczy chłopak gapi się na mnie, ale odpowiada Masonowi:
– Dobrze, odpoczywam, kiedy mogę. – Spogląda przelotnie na Mase’a, ale zaraz
znów skupia swoją uwagę na mnie. – Na pewno wszystko w porządku?
– Tak, nic się nie stało. – Gdy tylko odpowiadam, Mason już jest przede mną,
zmartwiony na maksa. Ach, ci chłopcy. – Powiedziałam, że wszystko w porządku,
Mason. Wyluzuj. Uderzyła mnie piłka. Żyję, jestem cała i zdrowa. Nic się nie stało.
– To moja wina – dodaje nieznajomy, jakby z nutką wesołości w swoim
melodyjnym głosie. – Źle przyjąłem podanie.
Mase kiwa głową na znak, że rozumie. Rozciąga usta w szerokim uśmiechu.
– Źle przyjęte podanie? To nie w twoim stylu.
– Jestem pewny, że mógłbym cię czegoś nauczyć w kwestii poprawnych podań –
rzuca Chase arogancko.
Prostuję się, ale powstrzymuję się od spojrzenia w jego stronę.
– Te, Harper! – Chłopak unosi podbródek. – Jak twoje ramię?
– Wspaniale.
– Uch – rzuca Cam. – Będziecie zdejmować majtki? Mam przynieść linijkę?
Nie mogę się powstrzymać przed spojrzeniem na Cameron, która szczerzy się do
nowego chłopaka.
– Nie, dzięki, nie trzeba. On chyba martwi się o swoją dziewczynę – mówi
tajemniczy facet, ciągle patrząc mi w oczy.
Próbuję ukryć uśmieszek, ale on to zauważa. Przygryza wargę, by ukryć swój.
To cholernie dobry sposób na złowienie ryby: zarzucić wędkę w sam środek
chaosu. Masz gwarancję, że ryby będą brać. A on o tym wie, tak jak ja wiem, że Cam
nie odpuści.
I rzeczywiście mnie nie zawodzi.
– Och, ona aaani trochę nie jest jego dziewczyną, prawda, Chase? – Cam dogryza
Chase’owi. Wyzywająco unosi brew.
Dobrze, dziewczyno, bierz go!
Zamiast pozwolić mu odpowiedzieć (nie żeby w ogóle miał taki zamiar), Mason jak
zwykle przejmuje kontrolę.
– Nie wiem, skąd ten pomysł, ale to całkiem nie tak, jak myślisz, mordo. – Mason
odwraca się w moją stronę. – Ari, to Noah Riley, jest kapitanem naszej drużyny. Noah,
to Ari, moja siostra bliźniaczka, i nasza przyjaciółka Cameron. – Wskazuje na nią
palcem. – Dostały się z nami na Avix.
Noah uśmiecha się na powitanie.
– Wow – rzuca Cameron, gdy tylko Mason kończy mówić. Mierzy Noah wzrokiem
od stóp do głów. – Jeśli jesteś zwiastunem tego, co nas czeka w tym roku, przewiduję
poważne kłopoty. – Ciągle wpatrując się w Noah, przechyla głowę na bok. – Prawda,
Ari?
– Nie odpowiadaj. – Mason patrzy na mnie groźnie, przelotnie rzuca też to samo
spojrzenie w stronę Cameron.
– Okej – wtrącam, zanim ktokolwiek zdąży coś dodać, i zwracam się do nowego
znajomego: – Miło cię poznać, Noah. Mam przeczucie, że znowu o to zapytasz: tak,
przysięgam, wszystko w porządku. Ci trzej uderzyli mnie piłką w głowę tyle razy, że
nawet nie umiem zliczyć, więc po prostu już się przyzwyczaiłam.
Gapi się na mnie, a w jego oczach błyska jakaś trudna do rozszyfrowania myśl.
– No tak, masz brata na pozycji rozgrywającego.
Boże, ten gość jest zachwycający. Aż mi słabo.
– To jakie masz plany? – pyta go Mason. – Zostaniesz tu na parę dni?
Noah niechętnie przenosi na niego wzrok.
– Chciałbym, ale mam kilka spotkań, więc muszę wracać na kampus. Zawsze
znajdzie się paru nadgorliwych pierwszoroczniaków, którzy przyjeżdżają wcześniej.
Jeśli mnie tam nie będzie, żeby pokazać im co i jak, dopadnie mnie trener. – Uśmiecha
się, rzucając okiem w moją stronę. – Właściwie wyjeżdżam jutro z samego rana.
Chase nagle ożywa.
– Szkoda. To widzimy się na kampusie.
Noah kiwa głową i przez chwilę przygląda się Chase’owi.
– Jutro będzie jutro, a dziś wieczorem musisz przyjść do nas na ognisko. –
Cameron zalotnie odsuwa z twarzy mokre włosy.
– No, przyjdź koniecznie – dodaje Brady.
Noah zerka za siebie trochę niepewnie.
– Jestem tu z kilkoma innymi chłopakami z drużyny, więc nie chciałbym zepsuć
wam imprezy.
– To jest was więcej?! – Cam aż otwiera usta.
– Ja pierdolę… – burczy Mason.
– Jest nas więcej. – Noah przytakuje, starając się ukryć uśmiech próbujący
zawładnąć jego pełnymi ustami. – Dokładnie to jest nas czterech plus siostra kolegi
i kilka jej przyjaciółek. – Spojrzenie Noah spotyka moje.
– Bez siostry możemy się obejść.
– Cameron! – syczę.
– Powiedziałam po prostu to, co obie pomyślałyśmy.
Moja wredna przyjaciółka bez wątpienia rozumie nieme „Co ty, do cholery,
wyprawiasz?!”, które jej posyłam, i odpowiada mi swoim „Przecież też tak uważasz”,
machając lekceważąco ręką.
Jeszcze puszcza do mnie oczko!!!
Zabiję ją.
– Nie zwracaj na nią uwagi – mówi Brady. – Pewnie jej spuchła.
– Spuchła? – Noah marszczy czoło.
– Tak. – Brady wzrusza ramionami, jakby ten nonsens był oczywistością. – No
wiesz, nam się kurczy i zaciska, bolą i sinieją nam jaja, a one puchną i robią się różowe
i wrażliwe.
Chowam twarz w dłoniach.
Kocham tych ludzi na zabój, ale, kurwa, co to ma być?
Mason tłumi śmiech, a ja nawet nie muszę patrzeć na Cameron, żeby wiedzieć, że
kiwa głową, zgadzając się z tym, co powiedział Brady.
– Kto jest tu z tobą? – pyta Chase, pierwszy raz, od kiedy pojawił się Noah,
uprzejmym tonem.
– Nick i Jarrod, i mój kumpel, którego nie mieliście okazji spotkać na obozie, Trey
Donovan…
Podnoszę głowę i patrzę na Cam.
– …też gra w drużynie, jest obrońcą liniowym.
– Nie wiedziałem, że obóz był opcjonalny – żartuje Brady, czym rozbawia Noah.
– Uwierz mi, nie był, ale Trey już kończy szkołę. W zeszłym roku przegapił nabór
do drużyny, więc ma trochę swobody. Zaprosili go na pokaz sportowych talentów w…
– W Tampie! – wykrzykujemy ja i Cam w jednym momencie, co sprawia, że
wszyscy odwracają się w naszym kierunku.
– Tak, właściwie to… – zaczyna.
– Kurwa… – szepcze Cam, spoglądając na mnie. Uśmiecha się coraz szerzej i ściska
moje ramiona. – Kurwa! – Rozpromienia się jeszcze bardziej. – To tyle w kwestii
niespotkania go nigdy więcej!
– Skąd wy… – Noah milknie w połowie zdania, a na jego ustach pojawia się
uśmiech. Patrzy na mnie przez chwilę, na moment spuszcza wzrok, ale zaraz
ponownie go unosi. – Motylki?
– Och! – Cam aż pieje z zachwytu. – Powiedział ci o nas?
– Co tu się, do cholery, dzieje? – pyta Chase.
– Ja też chciałbym wiedzieć! – dodaje Mason.
– Wiedziałem! – krzyczy Brady.
Cam i ja zamieramy w panice. Gapimy się na siebie szeroko otwartymi oczami.
Ups.
– Co wiedziałeś, do cholery? – warczy Mason, rozglądając się po wszystkich
zebranych.
– Wy dwie – Brady wskazuje na nas oskarżycielsko – wybrałyście się gdzieś od
razu, gdy tylko wyjechaliśmy na obóz. – Krzyżuje dłonie na piersi i marszczy czoło.
– Co?! – wykrzykują jednocześnie Mason i Chase, zbliżając się w naszą stronę.
Patrzę zdziwiona na Brady’ego.
– Jak ty to zawsze robisz?
Noah unosi ręce.
– Ej, ja nie chciałem…
– Nie, Noah, to nie jest twoja wina. – Cameron spogląda groźnie. – Te dupki
próbują trzymać nas na smyczy, na nic nam nie pozwalają, jeśli wiesz, co mam na
myśli. Więc tak, frajerzy, zrobiłyśmy to. Pojechałyśmy na wakacje bez was.
Poleciałyśmy na całe trzy tygodnie na Florydę, do Saint Petersburga. – Łapie się pod
boki wojowniczo, pokazując, że niczego nie żałuje. – Poznałyśmy tam wielu
wspaniałych ludzi, w tym Treya Donovana, który najwidoczniej będzie waszym
nowym kolegą z drużyny, i zajebiście się bawiłyśmy.
– Żmije! – krzyczy Mason. – I mama się na to zgodziła? Tato?
Wzruszam ramionami.
– Paul pojechał tam służbowo – wspominam o ojcu Cam. – Byłyśmy z nim,
spałyśmy w pokoju obok.
Groźne spojrzenie Masona nie znika, ale z jego ruchów wnioskuję, że ta informacja
trochę go uspokaja.
Pociesza go świadomość, że nie byłyśmy tam same – choć nie na tyle, by nie był na
nas wkurzony. Na pewno później zadzwoni do rodziców i wymieni całą litanię
powodów, dla których nigdy więcej nie powinni na to pozwolić. Ale na szczęście oni go
nie posłuchają. Nareszcie. Mamy już po osiemnaście lat. Nasi rodzice zawsze służą
nam radą, ale nie próbują nas kontrolować. Nie wiem, skąd to się wzięło u Masona.
Tata mówi, że kiedyś też taki był i Mason z tego wyrośnie. Ale ja nie jestem taka
pewna.
– Dobra, dajmy sobie z tym spokój, co? – Brady klepie Noah po ramieniu.
Odchodzi, ciągnąc za sobą Masona, a Chase idzie za nimi. – Noah, mieszkamy w domu
na samym końcu nabrzeża. Do zobaczenia o siódmej. Zabierz wszystkich ze sobą.
Cameron wzdycha i macha w stronę Noah na pożegnanie. Też kieruje się do domu.
Patrzę na nich, dopóki nie wchodzą na taras, a potem odwracam się do Noah.
– Przepraszam cię za tę scenę. Z Treyem to nic osobistego. Po prostu… Cóż… –
wzdycham, zrezygnowana, ponownie spoglądając w stronę domu. – Boże, chyba nie
umiem tego wyjaśnić.
Noah wpatruje się we mnie i kiwa głową ze zrozumieniem.
Dziwne. Mam poczucie, że naprawdę rozumie.
– Cam bywa skomplikowana. – Śmieję się cicho, pocierając ramiona, bo już robi się
chłodno. – Podoba jej się mój brat, a on… Właściwie to nie wiem.
Zerkam na Noah, oczekując, że zobaczę znudzone spojrzenie i chęć ucieczki do
swoich znajomych. Ale zamiast tego widzę, jak wpatruje się we mnie swoimi oczami
w kolorze oceanu. Przechylił głowę, jakby był zainteresowany tym, co chcę
powiedzieć, nawet jeśli to w ogóle go nie dotyczy.
– Wybacz, wygaduję bzdury.
Unosi się kącik jego ust.
– No co ty, podoba mi się dźwięk twojego głosu.
– Jasne – śmieję się nieśmiało i zwracam w stronę domu. – Chyba powinnam pójść
i pomóc im w przygotowaniach do ogniska.
– Tak, to pewnie dobry pomysł.
– W takim razie chyba widzimy się wieczorem. – Uśmiecham się i odchodzę,
świadomie starając się nie oglądać za siebie.
Idę powoli, odtwarzając w głowie wydarzenia ostatnich trzydziestu minut.
Chase w końcu przyjął do wiadomości nasz pocałunek. Chociaż nie tak, jak miałam
nadzieję.
Czy zechce to przyznać, czy nie, przez moment czuł to samo co ja. Był twardy,
kiedy dotykał mojego ciała.
Pragnął mnie.
A może to tylko atmosfera tak na niego wpłynęła, jak sam twierdzi.
Może wcale nie chodziło o mnie.
Ale co miało znaczyć to długie, nieszczęśliwe spojrzenie, którym mnie dziś
obdarzył?
O czym myślał?
Co chciał powiedzieć?
B o c h c i a ł c o ś p o w i e d z i e ć, p r a w d a ?
Wzdycham ciężko i zatrzymuję się przed schodami na taras.
Gdyby tylko nie przeszkodził nam Noah.
Przygryzam policzek.
Noah. Przypadkowy chłopak na plaży.
Albo i nieprzypadkowy. Przecież to nowy kapitan drużyny, w której grają chłopaki.
Chwytam poręcz przy schodach i zanim orientuję się, co robię, mój wzrok wędruje
dokładnie w to miejsce, w którym przed chwilą rozstałam się z Noah Rileyem.
Miejsce, w którym ten niebieskooki nieznajomy wciąż stoi i patrzy w moją stronę.
Nie wiem, czemu to robię, ale unoszę dłoń i macham do niego. W tym samym
momencie moja twarz oblewa się rumieńcem, bo – mimo że nie mogę tego usłyszeć –
wiem, że on teraz tłumi śmiech.
Spodziewałam się, że ten wyjazd będzie pełny niespodzianek, a teraz wygląda na
to, że szykuje się ich naprawdę sporo.
ROZDZIAŁ 5

– Hej – rzucam w stronę Masona, kiedy wypełnia lodem ostatnią lodówkę,


oficjalnie kończąc przygotowania do dzisiejszego ogniska. – Mogę w czymś jeszcze
pomóc, zanim pójdę się ogarnąć?
– Raczej już wszystko mamy gotowe. Brady pobiegł do Nate’a po kubki, i to chyba
tyle. – Spogląda przez ramię. – Chase już rozpala ognisko.
– Świetnie. Pójdę po Cam i za chwilę wracamy. – Odwracam się w stronę domu.
– Ari, zaczekaj. – Staje przede mną. – Naprawdę pojechałyście tam bez nas?
Na Florydę? Tam, gdzie zawsze chcieliśmy jechać razem? – Kręci głową.
– Musieliście zostać na kampusie, żeby trenować. My też chciałyśmy się dobrze
bawić.
– To dlaczego nie przyjechałyście tutaj, żeby być z Lolli i Nate’em? Wtedy już tu
byli.
– Chciałeś raczej powiedzieć: „Dlaczego nie przyjechałyście tutaj, gdzie Nate
mógłby mieć was na oku?”.
– Nie. – Krzyżuje ręce na piersi. – Gdzie ktoś, komu na was zależy, mógłby się wami
zaopiekować i trzymać wszystkich dupków z dala od was.
– Czyli chodzi o Treya.
– To nie tak.
– Czyli chodzi?
Mason kręci głową, biorąc głęboki wdech.
– Opowiedz mi o nim.
Przyglądam mu się przez chwilę i postanawiam się nie poddawać.
– Mason, ale po co?
– Ari… – sarka.
– Nie, nie „Ari”. Powiedz mi, co chcesz wiedzieć, to porozmawiamy.
– Ten typ będzie moim kolegą z drużyny. Faceci gadają ze sobą w szatni. D u ż o
g a d a j ą. Jeżeli mam usłyszeć coś, czego wolałbym nie słyszeć, chcę wiedzieć o tym
wcześniej, żebym nie urwał komuś głowy i nie zepsuł wszystkiego, zanim się jeszcze
zacznie – mówi oburzony.
On tak na poważnie?
– Ty tak na poważnie? – Gapię się na niego, zszokowana. Zanim ma szansę
odpowiedzieć, wyciągam ręce w jego stronę. – Naprawdę to tym się przejmujesz?
A może ty nawet nie wiesz, co cię martwi, bo jesteś zbyt uparty, żeby choć pomyśleć,
że może chodzić o coś innego?
– Czego ode mnie oczekujesz, Ari, co?! – krzyczy. – Żebym powiedział, że zależy mi
na Cameron?! Oczywiście, że mi zależy, wiesz o tym! Ale teraz nie o to chodzi. Muszę
wiedzieć, czy jakiś frajer ma mi coś do powiedzenia o mojej siostrze. Coś, o czym nie
chcę, żeby słyszeli inni. I wiesz co? Tak, chcę też wiedzieć, co działo się z Cameron.
– Z tego samego powodu, dla którego chcesz wiedzieć o mnie?
– Czy myślisz, że gdyby chodziło o coś innego, stałbym tu teraz, zamiast być tam,
z nią, i czekać, aż wpadnie w moje, i tylko moje, ramiona? – mówi stanowczo, patrząc
mi w oczy. – Znasz mnie. – Jego wzrok łagodnieje, prawie jakby już przepraszał mnie
za to, co zaraz powie. – Arianno, gdybym jej pragnął… już by o tym wiedziała.
Na myśl o przyjaciółce czuję ukłucie w sercu. Mój brat bywa ostry i zaborczy, ale
nie jest kłamcą.
Kiwam głową, z całych sił starając się ukryć ból, który czuję.
– Ona podoba się Treyowi, nawet bardzo, o ile się orientuję. Mieli przelotny
romans, ale powiedziała mu, że nie jest gotowa na nic więcej, bo czuje coś do innego.
Tylko tyle. Nie wymienili się numerami ani nie rozmawiali o swoich planach co do
studiów. On chciał, ale ona odmówiła. Wyjechałyśmy, a ona myślała, że już nigdy
więcej go nie spotka, ale teraz, kiedy Trey jest tutaj… – Wzruszam ramionami. – Kto
wie.
Mason krótko kiwa głową na znak, że rozumie.
– A ty?
Zaciskam usta i kręcę głową.
– Nie ma o czym opowiadać.
– Jeśli ten gość będzie źle o niej mówił, zgarnie wpierdol.
– Wiem.
Mason nie zawaha się stanąć w obronie tych, na których mu zależy, nawet kosztem
dobra drużyny. Ale nie sądzę, żeby musiał się martwić o Treya.
Tylko że do tego będzie musiał dojść już sam.
Na tym kończymy rozmowę. Biorę brata pod ramię i ciągnę w stronę domu.
Imprezo, nadchodzimy!

Zabawa trwa w najlepsze. Alkohol leje się strumieniami, ognisko płonie i wszyscy
świetnie się bawią.
Biorę Cam pod ramię i siadamy na kłodzie, którą chłopcy tu przyciągnęli. Od razu
podbiega do nas Brady z dwoma piwami.
– Ooo, dzięki, Brady! – Cam sięga po jedno, ale ja kręcę głową.
– Jeszcze nie gotowa na kolejne, dziecinko? – bełkocze.
– Niezupełnie, staruszku. – Śmieję się i patrzę na Masona i Chase’a, którzy idą
w naszą stronę.
– Jak tam, dziewczyny? – Mase wypija ostatni łyk ze swojego kubka i od razu sięga
po kolejny, który przed chwilą proponował mi Brady.
– Poza tym, że twoja siostra nie chce ze mną pić, wszystko spoko. – Cameron się
uśmiecha. – Na szczęście Brady dba o moje nawodnienie – żartuje i wyciąga szyję, by
cmoknąć go w policzek.
– A gdzie buziak dla mnie, motylku? – Z tyłu dobiega nas głęboki głos.
Gdy Cam spogląda za siebie, jej usta rozszerzają się w pięknym, szerokim
uśmiechu.
Biegnie z głośnym piskiem i wskakuje na Treya, oplata go rękami i nogami, a on,
śmiejąc się, przyciska ją do siebie mocno i obraca się w kółko.
Zerkam na chłopaków, którzy gapią się na tę scenę, nie wiedząc, jak zareagować.
Odstawiwszy Cam na ziemię, Trey wzdycha głęboko.
– Cholera, dziewczyno! – Odsuwa się na krok, ciągle jednak trzymając dłoń na jej
ciele, i pochłania ją całą wzrokiem. – Wyglądasz jak prawdziwa Malibu Barbie! –
Uśmiecha się. – Nie sądziłem, że jeszcze będę mógł zobaczyć te oczy.
Cam rumieni się i zerka w moją stronę, a Trey zaraz za nią.
– Jest i ona! – Przyciąga mnie do siebie i mocno przytula. – Jak leci?
– Spoko, a u ciebie?
– Teraz lepiej. – Spogląda na Cam, a potem na chłopaków, którzy przysunęli się
jeszcze bliżej. Wyciąga do nich rękę. – Trey.
Mason unosi podbródek i podaje mu dłoń. Dopiero po chwili uśmiecha się i mówi:
– Mason Johnson.
– A, okej. – Kiwa głową, rzuca okiem na Cam i na mnie. – Brat, prawda?
– Bliźniak. – Uśmiecham się.
– Będziesz w przyszłym roku naszym rozgrywającym, co nie? Widziałem kilka
twoich filmików. Nie mogę się doczekać, aż razem wejdziemy na boisko.
Mason rozluźnia się i uśmiecha z wyższością.
– Zgadza się. A to Brady Lancaster i Chase Harper.
– Wasze filmy też widziałem. – Trey śmieje się, ściskając ich dłonie. – W tym roku
zrobimy z naszych przeciwników przynętę na rekiny.
– O tak! – Mason unosi kubek do ust, ukradkiem rzucając mi spojrzenie w stylu
„jak na razie dobrze nam idzie”. – Przydałoby mi się kolejne piwko. Trey, masz ochotę?
– O tak! – Trey w końcu puszcza Cameron, która delikatnie popycha go, by poszedł
razem z chłopakami.
I idą.
Cam i ja siadamy, podsłuchując podekscytowane, jak Trey opowiada chłopakom
trochę o naszym wyjeździe do Tampy i o tym, jak nas poznał. Fakt, że wszyscy
kiedykolwiek się spotkamy, to ostatnie, czego mogłyśmy się spodziewać.
Biedna Cam do końca imprezy zostanie chyba bez paznokci, bo teraz siedzi
i obgryza je nerwowo.
Kiedy spotkała Treya w Tampie, od razu się jej spodobał. Zresztą nic dziwnego. Jest
wysoki, prawie tak jak Brady, ma krótkie ciemnobrązowe włosy i piwne oczy. Nie
wspominając o tym, że poznałyśmy go na plaży, gdzie Cam mogła się ślinić do jego
umięśnionego ciała prezentowanego w całej okazałości: lśniącej w słońcu karmelowej
skóry i wielkiego tatuażu pokrywającego połowę pleców i ramiona. Bez wątpienia jest
przystojny, ale to niejedyna jego zaleta. Miałyśmy okazję się przekonać, że to
naprawdę świetny facet, który kocha swoją rodzinę i jest lojalny wobec przyjaciół, a to
dla nas bardzo ważne. Ale, co jednak najważniejsze, traktuje Cam tak, jak na to
zasługuje.
Nie mogę uwierzyć, że teraz jest tutaj.
Odwracam się do Cam, a ona uśmiecha się do mnie, trącając mnie ramieniem.
Spoglądamy w kierunku domu i podziwiamy lampki, które powiesił mój tata, gdy był
tu ostatnio.
– Kocham to miejsce.
– Dalej nie mogę uwierzyć, że jest nasze! – Cam się śmieje. – Teraz możemy tu
przyjeżdżać, kiedy tylko mamy ochotę.
– Prawda? W trakcie wakacji w domu już nas nie zobaczą. – Chichoczę.
– No, nasi rodzice chyba tego nie przemyśleli.
– Motylku! – krzyczy Trey, gdy muzyka na chwilę cichnie. – Zechcesz tu podejść?!
Cam rozpromienia się i spogląda na mnie.
– Idź! – Popycham ją, a sama rozsiadam się wygodniej.
Zamyślona, wzdycham głęboko i uśmiecham się do przyjaciół.
Przede mną Chase i Brady grają we flip cup z kilkoma dziewczynami: rzucają
pustymi kubkami, starając się postawić je na stole, i piją, gdy im się to udaje. Parker
i Nate podają sobie piłkę. Mason stoi przy ognisku i rozmawia z Lolli i Payton.
Śmieje się, ciągnąc Payton za kucyk, a ja z zadowoleniem obserwuję, jak ona
reaguje na jego wesołość.
Czuję wieczorny podmuch wiatru, więc otulam się ramionami, żeby nie zmarznąć.
W tym samym momencie do moich uszu dobiega znajomy głos.
– Zimno?
Spoglądam przez ramię i uśmiecham się do samotnego wędrowca, który się do
mnie zbliża.
– Jednak przyszedłeś.
– Czekałaś na mnie, co? – Figlarnie unosi podbródek.
Patrzę w stronę ogniska, udając zainteresowanie strzelającym ogniem, by odwrócić
na chwilę wzrok. Podskakuję lekko, gdy wierzchem swojej dłoni przelotnie przesuwa
po mojej, bym znów na niego spojrzała.
– Żartowałem, wiem, że nie ma mowy, żebym miał tyle szczęścia – mówi miękko.
– Siadaj, Romeo. – Zaciskam usta, ale nie potrafię ukryć uśmiechu.
On doskonale wie, co robi.
Śmieje się, wcale nie tak niewinnie, i siada obok mnie.
– Romeo? Podoba mi się.
Nawet nie muszę na niego patrzeć, by wiedzieć, że ciągle się uśmiecha, wnioskuję
to z jego zalotnego tonu.
– A tak serio, to przepraszam za spóźnienie. Pakowanie zajęło mi więcej czasu, niż
planowałem.
– No cóż, jak możesz zauważyć – wskazuję ręką na tłum ludzi wokół nas – impreza
daje radę bez ciebie.
Pochyla się do przodu i opiera ręce na udach.
– Czemu się tak przyglądamy?
Siadam w takiej samej pozycji i ruchem głowy wskazuję na Cam i Treya.
Noah od razu się uśmiecha.
– Szkoda, że nie widziałaś jego miny, gdy powiedziałem mu, że tu jesteście.
– Wyobrażam sobie. – Na myśl o tym przyjemne ciepło wypełnia moją pierś, choć
ta odrobina niepokoju nie znika.
– Wygląda na szczęśliwą, że go widzi.
Patrzę na Noah, badając dokładnie jego profil. Dostrzegam mocno zarysowaną
szczękę i silne ramiona. Po chwili napotykam jego spojrzenie.
– Ile ci powiedział? – pytam, a Noah robi wszystko, by to zignorować, jakby
o niczym nie wiedział. Ale mam przeczucie… – Mój Boże, powiedział ci
o wszystkim? – Gapię się na niego z otwartymi ustami. Siadam na kłodzie bokiem,
żeby patrzeć prosto na niego.
Unosi ręce, udając niewinnego, ale łapię je w powietrzu.
– No przestań. Mów, panie Riley.
Śmieje się cicho, a jego wzrok ląduje na moich dłoniach, które wciąż trzymają jego.
Chcę je szybko cofnąć, ale łapie mnie za nadgarstki i odwraca wewnętrzną stroną do
góry.
– Dobrze, powiem ci. – Zaczyna rysować palcem kształty na mojej dłoni. Jego
delikatny dotyk sprawia, że mam gęsią skórkę.
Wiem, że on to czuje, bo próbuje powstrzymać uśmiech. Nie patrzy na mnie, gdy
mówi:
– Trey powiedział mi, że poznał dwie radosne, niezależne dziewczyny, które
wyrwały się z domu, by po raz pierwszy samemu korzystać z życia. Powiedział mi, że
bez względu na to, jak bardzo się starał, by do tego nie doszło, dla jednej z nich stracił
głowę w jedną noc, mimo że wiedział, że ona kocha kogoś innego. – Podnosi wzrok, by
spojrzeć mi w oczy. – Powiedział mi o jej najlepszej przyjaciółce. Jaka jest wspaniała
i dobra, i piękna.
– Nie powiedział, że jestem piękna.
– To prawda, powiedział, że jesteś seksowna, ale chciałem być dżentelmenem –
przyznaje i oboje wybuchamy śmiechem. Znów spogląda na nasze dłonie. –
Powiedział mi, że wie, że oszalałbym dla tej przyjaciółki. A on nie ma w zwyczaju się
mylić. – Mruga do mnie. Jego oczy błądzą po mojej twarzy, która momentalnie staje
w płomieniach, ale zaraz potem Noah się odwraca. – A jednak nie wspomniał o jednej
istotnej kwestii.
– Jakiej? – szepczę, choć wcale nie zamierzałam.
Delikatnie unosi podbródek, dając mi do zrozumienia, bym spojrzała tam, gdzie
on.
Niepewnie odwracam wzrok, ponad płomieniami szukam spojrzeniem tego, na co
wskazuje.
I znajduję to od razu.
Albo powinnam raczej powiedzieć: znajduję j e g o.
Chase stoi po drugiej stronie ogniska. Patrzy w naszą stronę, ale od razu odwraca
głowę, gdy orientuje się, że na niego spojrzałam. Zakłopotana, odwracam się znów do
Noah. Jest zbyt spostrzegawczy jak na nieznajomego.
– To aż tak oczywiste? – mamroczę.
– To tajemnica?
Wzdycham ciężko i kręcę głową.
– Nie, niby nie, ale czasem mam poczucie, jakby on kompletnie o tym nie wiedział.
To nie jest tylko dziecinne zauroczenie. To uczucie jest zakorzenione głęboko,
głęboko pod powierzchnią. Jest prawdziwe.
– Uwierz mi – zapewnia mnie cicho Noah. – On wie.
– Skąd możesz być taki pewny?
– Bo gapi się tutaj, od kiedy tylko usiadłem.
Czuję, jak napinają się wszystkie moje mięśnie. Kręcę głową, zaprzeczając temu, co
mówi.
– To nie jest to, na co może wyglądać. Oni ciągle się gapią, zwłaszcza gdy jakiś
chłopak zbliża się na odległość mniejszą niż dwadzieścia metrów.
– Ari, tylko on się gapi. I tylko na ciebie. – Noah podnosi moją dłoń i całuje mnie
w nadgarstek. Kiedy tylko się odsuwa, od razu patrzy mi w oczy. Delikatnie dmucha
w wilgotne miejsce, które przed chwilą pocałował, a wtedy ciepły dreszcz przebiega po
całym moim ramieniu.
– Uwierz mi, tu nie chodzi o mnie, tylko o ciebie – mówię.
– Właśnie. – Delikatnie sięga do moich włosów, by odgarnąć je za ucho. – Nic,
naprawdę nic nie może zmusić mężczyzny do zmierzenia się ze swoimi uczuciami do
kobiety… oprócz zainteresowania innego mężczyzny.
– Zainteresowanie, powiadasz? – rzucam, a Noah od razu chichocze.
Przygryzam wargę, by ukryć uśmiech.
– Jesteś łobuziarą, co?
– Staram się.
– Nie wątpię. – Odsuwa rękę, a ja naciągam na dłonie rękawy bluzy.
Przygląda mi się przez chwilę, głęboko oddychając. Kiedy znów zerka w bok,
zdezorientowana podążam za jego spojrzeniem.
Rzeczywiście, Chase nas obserwuje. Tylko tym razem to nie on odwraca wzrok, gdy
spostrzega, że patrzę w jego stronę, ale ja.
Odwracam się do Noah, zastanawiając się, co powiedzieć. Brakuje mi słów.
Po chwili wzdycha i powoli wstaje, a ja zaraz za nim.
– Powinienem już iść.
– Może nie musisz jeszcze uciekać – rzucam, zanim udaje mi się powstrzymać
samą siebie. Miotam się, próbując powiedzieć coś z sensem. – To znaczy… nawet nie
zdążyłeś się z nikim przywitać.
– Serio, naprawdę muszę już iść. Poza tym zobaczyłem się z osobą, dla której tu
przyszedłem. – Puszcza do mnie oko.
– Ta, jasne – żartuję, wykrzywiając usta.
Noah nie rusza się i przypatruje mi się przez chwilę. Unosi dłoń, jakby chciał mnie
dotknąć, ale ostatecznie tego nie robi.
A ja i tak czuję mrowienie na skórze.
– Bardzo miło było cię spotkać, Arianno Johnson – szepcze, po czym odchodzi.
Stoję tak ze wzrokiem wbitym w jego plecy. Na moment przed tym, jak jego
sylwetka zniknie w mroku, biegnę w jego stronę, wołając go po imieniu.
Odwraca się i patrzy na mnie z zaciekawieniem.
– Cieszę się… że jesteś beznadziejny w łapaniu.
Dźwięk głośnego śmiechu Noah wywołuje w moim ciele dziwne wibracje.
– Ja też się cieszę. – Rozpromienia się. – Do zobaczenia, Julio.
– Julio?
Jego uśmiech rozszerza się jeszcze bardziej.
– Skoro ja jestem Romeem, to ty musisz być Julią.
– Ale wiesz, że ta historia źle się kończy? – Ja również się uśmiecham.
– Epicko. To była epicka historia miłosna. – Macha do mnie i po chwili wahania
odchodzi.
Stoję tak, obserwując, jak Noah Riley znika w ciemności.
Podciągam rękawy i podchodzę do beczki z piwem. Udaję, że patrzę gdzie indziej,
ale mój wzrok ciągle spoczywa na niej.
Albo na nim.
Dlaczego on cały czas próbuje jej dotknąć? Przysięgam, za każdym razem, gdy
spoglądam w tamtą stronę, on trzyma łapy centymetr od niej.
Gdzie jest, kurwa, Mason?
Dlaczego nie skacze do gardła temu skurwielowi?
Mnie by skoczył.
Robi mi się gorąco, gdy widzę, jak ten kutas przeciąga palcami po jej włosach.
Nieświadomy tego, co robię, miażdżę w dłoni plastikowy kubek, a cholerne piwo
wylewa mi się na buty.
– Kurwa! – Odskakuję, machając dłonią, by strzepnąć z niej resztki spływającego
alkoholu.
Dobiega mnie głos nabijającego się ze mnie Brady’ego. Odwracam się i widzę, że
siedzi na kamieniu dosłownie metr ode mnie i mi się przygląda. Przykłada kubek do
ust, wędruje wzrokiem do Arianny i z powrotem do mnie. Wstaje leniwie, napełnia
kubek i podaje mi go ze stanowczą miną.
– Ona nie ma nic do picia.
Jego badawcze spojrzenie sprawia, że mój puls przyspiesza, a w oczach pojawia się
poczucie winy.
Ale dlaczego?
Czemu mam czuć się winny?
Chcę ją mieć na oku, bo mi zależy.
Zawsze mi zależało. Kurwa, zależy mi tak jak jemu, jak Masonowi.
Masonowi.
Spinam mięśnie i patrzę na brązowowłosą dziewczynę stojącą z dala od
wszystkich.
Z takim mętlikiem w głowie nie powinienem teraz do niej iść. N o k u r w a, n i e
p o w i n i e n e m. Ale idę i odzywam się, zanim jeszcze mnie zauważa.
– Wyglądaliście na wyluzowanych.
Od razu na mnie spogląda. W jej oczach pojawia się zakłopotanie.
Ja zresztą też je czuję, bo przecież nie po to tutaj przyszedłem.
Nie to chciałem powiedzieć.
– Dopiero się poznaliśmy – broni się niepewnie.
– Inaczej to wyglądało.
Arianna blednie i jedyne, o czym teraz myślę, to to, co jest ze mną, kurwa, nie tak.
– Okej… – mówi powoli i przechyla głowę. – Nie do końca wiem, co mogę na to
odpowiedzieć… ale jeśli jest coś, co ty chcesz mi powiedzieć… to powiedz.
Jej ton jest dziwny, ale łagodny. Przyłapuję się na tym, że głośno przełykam ślinę.
– Nie, nie, ja… – Chrząkam, próbując wycofać się z tego, co powiedziałem.
Rozdziera mnie paląca irytacja, której powodów nawet nie chcę dochodzić. –
Przepraszam, po prostu nagle słyszę, że same wyjechałyście z miasta, spotykałyście
się z tym całym Treyem, a zaraz pojawia się Noah, raz na ciebie spogląda i… –
Przerywam, zaciskając usta, gdy na nią patrzę.
– I… co? – Przysuwa się bliżej.
Oddycham szybciej i marszczę czoło.
– Nie mów mi, że nie zauważyłaś.
Spuszcza wzrok, a ja przechylam głowę i dostrzegam uśmiech, który próbuje ukryć.
Dlaczego się teraz uśmiecha?
Chodzi o niego?
Chodzi o mnie?
Jakie to ma, kurwa, znaczenie?
– Mógł przecież umówić się z tobą tutaj, przy wszystkich.
– Wcale się ze mną nie umawiał.
– Nie o to chodzi.
– Więc o co?
– O fakt, że chciał. – Markotnieję. – Bo wiesz, że chciał, prawda?
Arianna podchodzi i bierze ode mnie piwo, które przyniosłem. Zanim się odsuwa,
spogląda mi w oczy i z ukrywanym uśmiechem szepcze:
– Wiem, że teraz go tu nie ma.
– A chciałabyś, żeby był? – pytam, ale gdy otwiera usta, dodaję: – Nie odpowiadaj.
– A co, jeśli chcę? – prycha, zerkając na mnie spod długich rzęs.
– Arianna…
– Chase.
Patrzę na nią gniewnie, a ona tylko się śmieje.
– Idę sprawdzić, co u Cam.
Widzę, jak uśmiecha się do piasku pod swoimi stopami, a ja mam właśnie zamiar
się w nim zakopać.
Nie wiem, co jest ze mną, do cholery, nie tak w tym momencie, ale mam nadzieję,
że przejdzie mi do jutra.
Jeśli nie, to kto wie, co się wydarzy.
Bo ja na pewno, kurwa, nie wiem.
ROZDZIAŁ 6

Następnego ranka cała nasza piątka wstaje wcześnie rano, żeby posprzątać po
imprezie. Gdy tylko kończymy, Cam i ja wracamy do łóżka i tam jemy na śniadanie
chipsy z dipem. Oglądamy właśnie trzeci odcinek Emily w Paryżu, gdy Cam zatrzymuje
serial z głośnym westchnięciem.
Od razu wiem, co zamierza powiedzieć. Mówiąc szczerze, i tak zeszło jej dłużej, niż
się spodziewałam.
– Mason uścisnął mu dłoń – prycha. – Uścisnął dłoń.
Smutnieję, bo obie wiemy, co to oznacza.
Mason nie poczuł zagrożenia ze strony Treya, nie poczuł zazdrości ani irytacji.
Nie zachował się jak zazwyczaj. Nie zrobił sceny, nie próbował siłą pokazać mu,
gdzie jego miejsce.
Mój brat uścisnął Treyowi rękę.
Po raz pierwszy jego uczucia były naprawdę jasne.
Kocha Cameron, ale nie tak, jak ona by tego pragnęła.
– I wiesz, co jest dziwne? – szepcze Cam, zalewając się łzami od razu, gdy
napotyka mój wzrok. – Nie boli tak bardzo, jak myślałam. Czuję jakby ukłucie,
a spodziewałam się chyba, że umrę. – Uśmiecha się przez łzy. – Czy to w ogóle ma
sens?
– Oczywiście, że ma. – Zwijam się obok niej.
– Jest mi smutno, a jednocześnie jakoś się cieszę, że Trey tu jest.
– I powinnaś się cieszyć. Obiecałyśmy sobie, że będziemy się dobrze bawić
i olejemy chłopaków, pamiętasz? Więc olejmy. Teraz masz zajebistego faceta, który
sprawi, że twoje noce będą dziesięć na dziesięć. Aż trudno w to uwierzyć.
– To prawda. – Jej śmiech przeplata się ze szlochem. – Nie mogę uwierzyć, że Trey
naprawdę tu jest.
– Może to znak.
– Znak, że ktoś powinien mnie przelecieć. – Na twarz Cam wraca ten dobrze mi
znany uśmieszek.
– Zuch dziewczyna!
Znów włącza serial i połykamy resztę sezonu. Jemy na obiad to samo co na
śniadanie i ani razu nie wychodzimy z pokoju.
Około siódmej Cam wróciła do swojego pokoju i obie zasnęłyśmy. To był wspaniały
dzień, ale poszłyśmy spać za wcześnie, zwłaszcza że drzemałyśmy co chwilę przez cały
ten czas.
Teraz już nie chce mi się spać i siedzę w ciemnej sypialni. Spoglądam na zegarek
i widzę, że jest dopiero pierwsza w nocy, więc do rana jeszcze wiele godzin.
Próbuję znaleźć kolejny serial, ale po trzydziestu minutach oglądania zwiastunów
poddaję się. Ostrożnie, żeby nikogo nie obudzić, skradam się na dół po coś do picia.
Wyjmuję z lodówki butelkę wody i podchodzę do okna, by podziwiać ocean.
Blask księżyca odbijający się w ciemnej wodzie jest niesamowity. To jeden z moich
ulubionych widoków. Przynosi mi nieopisany spokój, chociaż po maratonie horrorów
wydaje się trochę przerażający.
– Hej.
Krzyczę, przestraszona, ale duża dłoń od razu zakrywa mi usta. Odwracam się
i staję twarzą w twarz z Chase’em.
– Kurwa. – Rozluźniam się, oddychając z ulgą. – Niewiele brakowało, a oberwałbyś
butelką w łeb.
Uśmiecha się i powoli mnie puszcza, rozglądając się po pomieszczeniu.
– Czemu tak siedzisz w ciemności?
Zaciskam usta i przechylam głowę w jego stronę.
– W ciemności zaczyna się najlepsza zabawa.
Spogląda na mnie gniewnie, a ja powstrzymuję się od śmiechu.
Przez chwilę nic nie mówi, więc rzucam:
– Wracam do łóżka.
Chcę wyjść, ale Chase delikatnie chwyta mnie za nadgarstek, więc odwracam się
i spoglądam w jego zielone oczy.
– Piłem przedtem smoothie. Było obrzydliwe – mówi ni stąd, ni zowąd.
– To niedobrze. – Tłumię śmiech.
– To była wina Brady’ego.
Oboje się uśmiechamy.
– Zjadłbym lody. – Patrzy mi w oczy. – Ty na pewno też chcesz.
– Jest środek nocy.
– No i?
– No i… – Rozglądam się po kuchni, zastanawiając się, dlaczego chcę stąd uciec. –
Mam wyciągnąć łyżeczki?
– Jesteś najlepsza. – Odwraca się do zamrażarki, a ja udaję, że wszystko to
zrozumiałam bardzo dosłownie. Chase wyciąga z szafki posypki i ustawia je na blacie.
Z oczami utkwionymi w podłodze idzie w moją stronę. Odsuwam się na bok, bo
myślę, że chce wyjąć łyżeczki, ale on szybko wyciąga rękę i blokuje mi przejście,
zatrzymując mnie między sobą a wyspą kuchenną.
Patrzę mu w oczy, a on kładzie dłonie na moich biodrach. Podnosi mnie i powoli
sadza na blacie.
Granit jest niespodziewanie chłodny, więc z piskiem przechylam się do przodu.
Wprost na tors Chase’a.
Uśmiecha się, gdy moje dłonie lądują na jego ramionach po tym, jak powoli siadam
na kamieniu.
Podnoszę wzrok i aż wstrzymuję oddech. Usta Chase’a są nie dalej niż dwa
centymetry od moich i oboje doskonale zdajemy sobie z tego sprawę.
Wystarczyłoby tylko odrobinę pochylić głowę, a nasze wargi by się zetknęły. Raz
już tego spróbowałam i oboje wiemy, jak to się skończyło.
Nie odważę się ponownie, nawet mimo tego, że od tamtej nocy coś się zmieniło.
Widzę to w jego oczach, słyszę w jego słowach.
Czuję to w jego dotyku.
Tak, jakby po raz pierwszy chciał się przekonać, jaka jest moja skóra. A przecież
dotykał mnie tysiące razy. Nigdy jednak nie robił tego tak stanowczo, nigdy tak długo.
Nie tak jak teraz.
Chase stoi nieruchomo, patrząc na moje usta. Zastanawiam się, czy odtwarzał
w myślach nasz przelotny pocałunek tak wiele razy jak ja.
Czuję, jak ciepło rozchodzi się po moim brzuchu. Odwracam wzrok, żeby znów nie
zrobić niczego głupiego. Kiedy spoglądam w dół, uświadamiam sobie pewną rzecz i aż
podskakuję.
Wyszłam prosto z łóżka tylko po coś do picia, może po małą przekąskę… w samym
mocno wyciętym T-shircie i stringach. Blat, który zmroził mi pośladki, powinien był
mi o tym przypomnieć.
Chase podąża za moim wzrokiem aż do podwiniętej nad biodrami koszulki,
a potem do żółtego trójkąta mojej bielizny, które są niebezpiecznie blisko jego
brzucha.
Odskakuje ode mnie, odwraca się i przypomina sobie o przygotowywaniu lodów.
– Chcesz polewę karmelową? – wydusza nerwowo i chrząka.
– Czekoladową. – Przeklinam się w myślach za swój chrapliwy głos, no ale kurwa!
Kim jest ten człowiek i czy może taki zostać?
Wzdycham w duchu. No tak. Pewnie to wakacyjny nastrój tak na niego wpływa.
Albo coś w tym stylu.
Nieważne, ja już spróbowałam szczęścia. Teraz siedzę i przyglądam się jego
mięśniom, które poruszają się, gdy przygotowuje lody.
Wspomniałam, że jest bez koszulki? Wspaniały widok.
Jego brązowe włosy są w idealnym nieporządku, a gładka skóra jest opalona od
ciągłego przebywania na słońcu. Od lat gada o zrobieniu sobie tatuażu, ale wciąż
żadnego nie ma.
Oblizuję usta.
Doskonały.
– Czuję, że się na mnie gapisz – mówi, ale nie odwraca się, by sprawdzić.
– No cóż. – Chwytam blat i przechylam się do przodu. – Kiedy ten z góry
pobłogosławił nas winem, zaczęliśmy pić. Inne podobne arcydzieła też zasługują na
odpowiednie traktowanie.
Chase odkłada łyżkę do lodów i odwraca się z uśmieszkiem. Ze skrzyżowanymi
nogami opiera się o blat i rozkłada szeroko ręce.
– W takim razie zapraszam. – Zaskakuje mnie już trzeci raz w ciągu trzech dni.
Wpatruję się w niego, zdziwiona.
Zgrywa się, a mnie się to bardzo podoba.
Przyjmuję zatem to nieoczekiwane zaproszenie, zanim się zorientuje.
Po raz pierwszy nie muszę martwić się czasem, nie muszę przelotnie spoglądać
spod rzęs ani ukrywać się za okularami przeciwsłonecznymi. Patrzę do woli,
bezwstydnie pochłaniając go od końcówek brązowych włosów po palce bosych stóp.
Najpierw szybko przebiegam wzrokiem po całym jego ciele, a potem raz jeszcze:
śledzę twardość jego szczęki i powoli przechodzę do szyi, podziwiając, jak rozszerza
się przy umięśnionych dzięki latom gry w futbol ramionach. Patrzę na jego
muskularne ręce, przyglądam się każdemu mięśniowi brzucha i ośmielam się przejść
niżej.
Ściskam kolana, kiedy docieram do ostrych linii jego bioder w luźnych spodniach
od piżamy, włożonych idealnie nisko. Gryzę swój policzek w obawie, że mogłabym
wydać z siebie jakiś żenujący dźwięk, kiedy staram się sprowokować wybrzuszenie pod
grubym materiałem w paski.
Unoszę wzrok, a jego spojrzenie…
Jest inne.
Ciemne.
Rozpaczliwe?
Chase nerwowo przełyka ślinę, a moje serce wali jak szalone. Unoszę lewe ramię,
doskonale wiedząc, że moja luźna koszulka się z niego osunie. Odchylam szyję, żeby
spadła jeszcze niżej, aż zatrzyma się na wysokości klatki, podkreślając piersi.
Drobna prowokacja… Tylko tyle.
Patrzy na mnie, mrużąc oczy.
– Co ty robisz?
– Wygląda na to, że to twoje ulubione pytanie w tym tygodniu…
– Może powinienem trochę mniej się nad tym zastanawiać. – Delikatnie marszczy
czoło.
– Może powinieneś. – Ściska mi się żołądek.
Czuję przypływ odwagi, więc przesuwam ręce dalej, pozwalając mu się zbliżyć
i starając się sprawić, by sytuacja była dla niego tak jasna, jak to tylko możliwe, jeśli
jeszcze tego nie łapie.
Pragnę cię.
Jego wzrok natychmiast opada na moje usta, więc nerwowo przeciągam po nich
językiem.
Działa.
Chase odpycha się od blatu i zbliża się do mnie jak zwierz, który ma właśnie
upolować swój następny posiłek.
Jeszcze trzy kroki.
Zaciska pięści.
Jeszcze tylko jeden…
Już tu jest.
Podnoszę się.
Pojawia się mój brat.
Kurwa!
Zrywam się. Przeszywający wzrok Masona przeskakuje między nami.
– Co tu się, kurwa, dzieje?! – krzyczy, a drzwi na taras uderzają go w plecy, bo
stanął w nich jak wryty.
Chciałabym stąd uciec, ale moje ciało przeszło od stanu fruwania do skamienienia
w dwie i pół sekundy.
Znów jestem tą nastolatką, która została wciągnięta na scenę podczas koncertu
One Direction i zwymiotowała na buty Zayna Malika.
Całe szczęście, że Chase nie stoi z wytrzeszczonymi oczami ani oniemiały jak ja.
– Nic, mordo, jemy sobie lody. Chcesz? – mówi, jakby nigdy nic sięga za mnie, by
poszukać czegoś w szafce, i wraca do zapomnianych pudełek z lodami.
– Ari, wracaj do łóżka.
To mnie otrzeźwia.
– Będę jeść lody. – Nawet nie staram się ukryć irytacji.
– To zjedz je w swoim pokoju – naciska.
– A może nie mam ochoty… Czekaj. – Przyglądam mu się i zauważam, że dalej ma
na sobie dżinsy i bluzę i właśnie skądś wraca. – Gdzie ty byłeś?
– Idź stąd. Już.
Dramatycznie przewracając oczami, tylko żeby go jeszcze bardziej wkurzyć,
chwytam butelkę wody i zeskakuję z blatu. Kiedy okrążam wyspę kuchenną, czuję, jak
wzrok Masona pali mnie w plecy.
Uderzam go ramieniem, gdy przechodzę, a on szybko mnie za nie łapie. Ściska je
delikatnie, ale groźny wzrok wymierza w Chase’a.
– Z jakiegoś powodu masz piżamy. Noś je – syczy.
– Wiesz co, jeśli ty zaczniesz nosić koszulkę na siłowni, to rozważę tę propozycję.
Marszczy brwi, a ja prześlizguję się obok niego.
Mase może się wściekać, ile tylko chce. Ja tymczasem ze wszystkich sił staram się
nie podskakiwać z radości w drodze do swojego pokoju. Ale gdy tylko do niego
docieram, tańczę ze szczęścia.
Cholera. Jasna.
Nie mógł odwrócić wzroku.
Nie mógł trzymać się z daleka.
Nawet nie wiem, czy w ogóle jest tego świadomy.
Może to lepiej, że Mason wszedł właśnie wtedy. Gdyby zjawił się piętnaście sekund
później, mógłby zobaczyć coś całkowicie innego.
Tym razem Chase nie może udawać, że to ja wszystko zaczęłam. Bo to nie ja.
Poprosił, żebym została.
Podszedł do mnie…
On…
Drzwi mojego pokoju otwierają się z impetem, a ja podskakuję i odwracam się
w ich stronę.
– Chase – dyszę.
– Zapomniałaś lodów. – Nie patrząc na nie, kładzie je na biurku stojącym przy
drzwiach.
Spoglądam na pokryty karmelem deser.
– A, tak.
Odwraca się i wychodzi na korytarz.
Marszcząc czoło, popycham drzwi, ale zanim się zatrzaskują, Chase znów jest
w moim pokoju. Zatapia dłoń w moich włosach, obejmuje mnie i przyciska do framugi.
Wpatruje się we mnie. Trzęsą mu się ręce.
– Jebać to – mówi.
Przywiera ustami do moich, a ja z trudem łapię oddech.
Przysuwa się jeszcze bliżej, ściska mnie jeszcze mocniej. Kiedy rozchylam wargi,
wpuszczając go do środka, jęczy.
Zaraz potem odsuwa się i wychodzi tak szybko, jak szybko mnie pocałował. Stoję
tak, nieruchoma, z ręką ciągle uniesioną w powietrzu.
– Kurwa! – Do moich uszu dochodzi cichy syk, więc szybko odwracam głowę.
Cameron spogląda na mnie z ciemności i wychodzi z łazienki. Szczęka opadła jej
ze zdziwienia.
Kiedy na nią spoglądam, obie cicho piszczymy i wskakujemy na moje łóżko.
Mój uśmiech jest tak szeroki, jak to tylko możliwe. Nareszcie dostałam znak,
o którym marzyłam.
Taki, któremu trudno zaprzeczyć.
Chase Harper nie jest wobec mnie tak nieczuły, jak chce, żebym wierzyła, że jest.
Albo chciał.
Tym razem to on zrobił krok.
Nie wiem, skąd to się wzięło, i nie chcę wiedzieć.
Wreszcie otworzył oczy i to jest o wiele więcej, niż mogłam oczekiwać.
Uśmiecham się i zakopuję pod kołdrą.
– Może obie tego lata będziemy mieć swoich przystojniaków do bzykania… – Cam
wzdycha.
Patrzymy na siebie i się śmiejemy.
Może.
Dziś jest jeden z tych dni w południowej Kalifornii, kiedy słońce pojawia się tylko
na chwilę przed obiadem i znika, zanim zdążysz zjeść. Cam i ja zrezygnowałyśmy dziś
z plażowania i umówiłyśmy się na mieście z Lolli i Payton, żeby pójść na tacos.
Chłopaki zostały i oglądały na YouTubie najciekawsze fragmenty meczów.
Gdy tylko wróciłyśmy, Cameron poszła na górę malować paznokcie, a ja rzuciłam
się na kanapę.
Kończę właśnie rozmawiać przez telefon, gdy do salonu wchodzi Mason.
– To mama? – pyta.
– Tak. Rozmawiała z ciocią Sarah o Kenrze i próbowała sprawdzić, co u Payton, ale
ona nie odbiera telefonów. Powiedziałam, że pewnie śpi.
– Oto co robi z człowiekiem meksykańskie jedzenie. – Śmieje się.
– A bycie w ciąży pewnie tego nie ułatwia – dodaję, a usta Masona drgają. – Tata
powiedział, że są już prawie gotowi do wyjazdu.
– Dobrze, powinni odpocząć, zwłaszcza że teraz już nie będzie nas w domu.
Przesuń się. – Klepie mnie w kolano, żebym zrobiła mu miejsce obok siebie. Siada
i zarzuca rękę na oparcie kanapy.
– Brałeś prysznic? – pytam, zwracając uwagę na jego mokre włosy.
Kiwa głową i zabiera mi pilota do telewizora.
– Tak. Rozłożyliśmy ten nowy zestaw hantli i sztang, które przysłał nam tata
Brady’ego. Jest spoko. Jeśli zdołamy przytransportować tutaj jeszcze jego ławkę,
skompletujemy wszystko, czego potrzebujemy, i nie będziemy musieli już płacić za
siłownię na mieście.
– Chętnie sprawdzę.
Patrzymy na siebie i wybuchamy śmiechem.
– Ej, byłbyś ze mnie dumny, gdybyś zobaczył mnie na obozie, na który pojechałam
z Cam. Zrobiłam sobie tylko może… pięć niezaplanowanych przerw.
– Trzymaj się bieżni, to ci wystarczy – chichocze.
Uśmiecham się i znów wtulam się w podciągnięty pod brodę polarowy koc.
Po kilku minutach odpoczywania w milczeniu przed telewizorem mój uśmiech
powoli znika.
Właśnie za takimi drobnymi rzeczami będę tęsknić najbardziej. Myśl o tym, że te
czasy przeminą, łamie mi serce.
– Hej, Mase? – zagaduję cicho, nie spuszczając oczu z telewizora. – Myślisz, że
dalej będziemy przyjeżdżać tu na wakacje po tym wszystkim?
– Tak, na pewno. – Kiwa głową automatycznie, przerzucając na wiadomości
sportowe.
– Serio tak myślisz? Naprawdę, naprawdę?
Spogląda na mnie i się śmieje.
– Naprawdę, naprawdę. Czemu pytasz?
– Na studiach wiele może się zmienić. – Wzruszam ramionami. – Może i będziemy
na tym samym kampusie, ale to co innego niż życie na jednym podwórku.
Wokół oczu Masona pojawiają się małe zmarszczki.
– Jestem pewny, że w którymś momencie każde z nas będzie zajęte swoim życiem,
jasne, ale zawsze znajdziemy czas dla siebie nawzajem i na przyjeżdżanie tutaj.
To znaczy… po to nam dali ten dom, prawda? Żebyśmy byli w kontakcie.
– Tak, ale czy to będzie takie proste?
– Nie wiem, Ari. Cholera. – Pociera dłonią kark i wraca do oglądania telewizji.
Krzywi się. – Powinno być.
Przez chwilę przyglądam się Masonowi.
Mój brat nienawidzi mówienia o możliwych zmianach, bo go przerażają. A kiedy
czegoś się boi, kiedy jest smutny albo coś w tym stylu, dopadają go złość i frustracja.
I kropka. Zawsze taki był.
Nie wiem, czy wszystkie bliźnięta czują to samo, ale ja i Mase… Jesteśmy od siebie
trochę uzależnieni. Żadne z nas nie chce myśleć o życiu bez tego drugiego. Może
dlatego, że nigdy nie próbowaliśmy. Może dlatego, że mamy wielką, kochającą się
rodzinę, do której Cam i Brady należą od urodzenia, a Chase od kiedy miał dwanaście
lat.
Mason spogląda na mnie oskarżycielsko.
– Myślisz, że nie widzę albo że nie wiem, ale się mylisz. – Nie musi tego mówić
głośno, bo oboje wiemy, do czego, albo do kogo, nawiązuje. – Zachowuję się tak, jak
się zachowuję, z powodów, których jeszcze nie rozumiesz. Po prostu próbuję ochronić
cię przed…
– Przed czym?
– Przed rozczarowaniem. – Wzdycha. – Całe życie jesteś z nami, robisz to, co my,
i nigdy nie narzekałaś. Ale co poza nami, Ari?
– Próbowałam na Florydzie i gówno z tego wyszło.
– Nie to miałem na myśli. – Kręci głową. – Może trochę przesadziłem, ale to
dlatego, że byłem zaskoczony. Mówię o przyjaźniach… o doświadczeniach, których
jeszcze nie miałaś…
Czerwienieję, ale nie odwracam wzroku.
– Poza naszą paczką są inni.
– Może ja nie potrzebuję innych.
– Skąd wiesz? – Uśmiecha się delikatnie.
Podciągam kolana pod brodę i się kulę. Wzruszam ramionami. Chyba nie wiem, ale
oni zawsze mi wystarczali. Nie sądzę, żeby to się miało zmienić.
Rozumiem, co Mason ma na myśli, i wiem, że się nie myli. Nasza piątka dosłownie
wszystko robi razem.
Wakacje, święta i wszystko, co między nimi.
Razem robimy zakupy, razem urządzamy urodziny, całe życie razem jeździliśmy do
szkoły. Najpierw wszyscy siedzieliśmy razem w szkolnym autobusie, a potem razem
ładowaliśmy się do samochodu mamy Brady’ego, kiedy dostał prawko. Mason
pierwszy zdał egzamin i od tego dnia jeździliśmy z nim. Codziennie.
Nasza piątka była nierozłączna. Była jednością.
Uwielbialiśmy to. Ciągle uwielbiamy. Dlatego też wszyscy wybraliśmy tę samą
uczelnię na kolejne cztery lata.
Czy on chce, żeby to się zmieniło?
– Pójście na Avix dobrze ci zrobi – mówi łagodnie. – Będę przy tobie, kiedy
będziesz mnie potrzebować. I kiedy nie będziesz, też.
Wzbiera we mnie niepokój.
– Mówisz, jakby to miał być koniec naszej piątki.
– Jesteśmy rodziną. To się nie zmieni. – Kręci głową i kontynuuje: – Ale właśnie
dlatego to ważne, żebyśmy zostali przyjaciółmi. Żeby nie zrobiło się dziwnie. – Patrzy
przed siebie. – Żeby nic się nie zepsuło.
– No tak.
Z kwaśną miną znów patrzy w telewizor, a ja spuszczam wzrok.
Dzień przed rozpoczęciem gimnazjum Mason poprosił Chase’a i Brady’ego, żeby
razem z nim opiekowali się nami, dziewczynami. W praktyce oznaczało to, że cały czas
byłyśmy friendzonowane, by uniknąć wszystkich nastoletnich dramatów. I opiekowali
się nami. Linia była jasno wyznaczona i wszyscy o tym wiedzieliśmy.
Ja nawet lepiej niż reszta. Ale już nie jesteśmy w gimnazjum.
A ta linia?
Powiedziałabym, że już prawie jej nie ma.
Jest tylko jeden problem.
Siedzi właśnie obok mnie.
ROZDZIAŁ 7

Kiedy odjeżdżamy z parkingu przed restauracją, odwracam się do siedzącej na


tylnym siedzeniu Payton, żeby lepiej ją widzieć. Trzyma rękę na brzuchu.
– Czułaś już, jak kopie?
– Tak mi się wydaje, ale trudno powiedzieć – stwierdza. – To trochę tak, jakbym
była miską z wodą, która rozchlapuje się za każdym razem, gdy się poruszę.
Mason i ja uśmiechamy się i spoglądamy na jej mały brzuch, który dopiero zaczyna
być widoczny spod ubrań.
– Chcesz dotknąć, prawda? – Unosi idealnie wymodelowaną jasną brew.
– Nie chciałabym, żeby było dziwnie, ale tak. – Śmieję się, a ona kręci głową.
– Jesteście niemożliwi. – Uśmiecha się szeroko. Chwyta moją dłoń i kładzie ją na
swoim brzuchu.
Czuję, jak ciepło od razu rozchodzi się po całym moim ciele. Czuję też mrowienie
w dłoni, którą gładzę jej brzuch w górę i w dół.
– Jest taki twardy – szepczę i patrzę jej w oczy. – Idealnie okrągły i malutki.
Przytakuje, a w jej oczach zbierają się łzy. Próbuje się uśmiechnąć, ale domyślam
się, że musi być bardzo zagubiona: z jednej strony szczęśliwa, że ma przy sobie część
człowieka, który nie będzie mógł być przy niej, gdy urodzi jego dziecko, a z drugiej –
smutna właśnie z tego powodu.
Nawet nie umiem sobie tego wyobrazić.
– Moja mama i ciocia Sarah – mam na myśli mamę Nate’a – na pewno oszaleją.
Serio, on…
– Albo ona – wtrąca Mason.
– …albo ona będzie bardzo rozpieszczana. Będziesz mieć opiekunki na zawołanie.
Payton chichocze i opiera głowę o siedzenie.
– No, wasza mama dzwoni i pisze do mnie dosłownie codziennie, żeby sprawdzić,
jak się czuję.
– Mówi o wnukach już od jakichś czterech lat. Gdy tylko Nate się zaręczył, od razu
poleciała do cioci Sarah, żeby świętować fakt, że w nieodległej przyszłości w rodzinie
pojawi się dziecko.
– Czy one widziały Lolli? – żartuje Payton. – Ta dziewczyna nie pozwala nikomu
dotknąć nawet bluzy Nate’a. A dziecko? Zapomnij.
Śmiejemy się, a Mason parkuje na podjeździe jej domu.
Jej brat wychodzi do nas na podjazd, żeby otworzyć drzwi.
Kiedy Payton wysiada, Parker wsadza głowę do środka.
– Lolli mówiła, że wybieracie się na imprezę na plaży. – Patrzy na Masona, ale
zaraz zerka przez ramię, żeby upewnić się, że Payton zniknęła z zasięgu. – Co się
stało, czy ona zmieniła zdanie?
– Zgodziła się tylko na brunch przed, zaczęła ziewać i tak dalej, więc nie
naciskaliśmy – odpowiada mój brat.
Parker kiwa głową.
– Mówi, że dobrze sypia, ale cały tydzień wstawała tak wcześnie jak Lolli. Ciągle
próbuje skontaktować się z mamą Deatona i ludźmi z okolicy, żeby dowiedzieć się,
gdzie go pochowali, bo nigdzie nie było informacji o pogrzebie. Nikt nic nie wie, a to
babsko nie odpowiada.
– A czy Kenra nie może się czegoś dowiedzieć?
– Pytała różnych osób, ale też nic nie wskórała. – Kręci głową i stuka nerwowo
w dach samochodu. – Okej, bawcie się dobrze. Ja zostaję z nią w domu, ale Nate i Lolli
pojechali tam już z dziesięć minut temu.
– Daj znać, jeśli będziecie nas potrzebować – mówi Mason, zmartwiony.
– Jasne.
– Musimy jeszcze zabrać z domu parę rzeczy. Do zobaczenia.
Mason wrzuca bieg i jedziemy.
Cam, Brady i Chase podjeżdżają w tym samym momencie, bo po drodze
z restauracji zatrzymali się jeszcze na stacji benzynowej.
W parę minut pakujemy deski surfingowe i lodówki turystyczne i ruszamy.
Cam obejmuje mnie ramieniem.
– Piwko, grill i chłopcy z plaży, nadchodzimy!
Godzinę później tańczymy na piasku do muzyki granej na żywo przez zespół
hipsterów. Nasze deski leżą obok, gotowe, by je chwycić i biec do oceanu. Chłopaki
decydują się jeszcze na drinka, zanim dołączą do mnie i Cam. Ruszamy do wody.
Chwilę później dochodzi do nas Lolli, więc udajemy się do małej zatoczki, gdzie
zebrała się już spora grupa osób.
– Dobra, Ari – mówi Lolli, kładąc się na swojej desce, żeby się poopalać. Osłania
dłonią oczy przed palącym słońcem i spogląda na mnie z uśmieszkiem. – Podziel się tą
nieprzyzwoitą historią. Nie bez powodu ten twój piękny model gapi się w tę stronę.
I nie jest to ten sam powód, dla którego obserwują nas Mason i Nate.
Uśmiecham się i spoglądam na nich przez ramię. Rzeczywiście patrzy tu, ale
właściwie wszyscy to robią, bo idą z deskami w naszym kierunku.
– Był ostatnio trochę bardziej…
– Rozbrykany? Nadwrażliwy? Widocznie napalony? – wypala Lolli i wszystkie
wybuchamy śmiechem.
– Coś w tym stylu. W sumie to nie wiem, co o tym myśleć. Z jednej strony
zachowuje się jak zawsze, ale z drugiej… – Wzruszam ramionami, niepewna, jak to
wyjaśnić.
Staram się niczego nie nadinterpretować, ale coraz trudniej mi nie zastanawiać
się, co by było, gdyby…
Lolli kiwa głową i wystawia twarz do słońca, przymykając oczy.
– Mówię ci, złap go pod wodą za przyrodzenie. Założę się, że cię nim dotknie.
Cam i ja śmiejemy się i kładziemy na deskach, tak samo jak Lolli. Zaraz dołącza do
nas reszta i wszyscy wygłupiamy się w wodzie.
Ścigam się z Bradym od płycizny do zatoki, a Mason – oczywiście – podpływa
niedaleko mnie, t a k n a w s z e l k i w y p a d e k, g d y b y n a p r z y k ł a d m i a ł z ł a p a ć
m n i e s k u r c z.
Jak tu go nie kochać?
Chłopcy grają na deskach w dwa ognie, a my obserwujemy ich i im kibicujemy.
Brady jest ostatnim niezbitym uczestnikiem gry. Chase szturcha Masona w nogę
i obaj wstają, a Cam od razu sięga po telefon – wodoodporne etui jest koniecznością,
gdy żyje się przy oceanie.
Brady, odwrócony w stronę grupy, popisuje się zwycięstwem, jak to on. W tym
momencie Mason i Chase rzucają się na niego i wciągają go do wody.
– Sukinsyny! – krzyczy, spadając, ale zaraz łapie ich i też zanurza w wodzie.
Przygotowane już na to, co wydarzy się dalej, zasłaniamy twarze. Zostajemy
wepchnięte do oceanu, a chłopaki przerzucają nas między sobą jak gorące ziemniaki.
Lolli piszczy, gdy Nate robi z nią to samo, i mówi do nas:
– Dzięki za ostrzeżenie, frajerki! – Śmieje się. – Dziś w nocy nic za to nie
dostaniesz, przystojniaku.
– Przepraszam, kochanie! – Nate uśmiecha się szeroko, chwyta jej twarz i całuje,
czym sprawia, że Lolli zmienia zdanie.
– Okej, wracamy na piasek? Zjemy coś i machniemy po jednym? – Brady chwyta
deskę i podciąga się, by na niej usiąść.
– Tak, umieram z głodu! – Kładę się na swojej desce tak, by dopłynąć do brzegu,
używając mięśni nóg zamiast wiosła.
Wszyscy się zgadzają, więc kierujemy się w stronę plaży.
Brady wyciąga kilka piw i rozlewa je do plastikowych kubeczków, żeby nie
wzbudzać niczyich podejrzeń. Służby w sumie wiedzą, o co chodzi, ale udają, że nic się
nie dzieje.
Gdy tylko schniemy na tyle, że możemy otrzepać się z piasku, idziemy do baru po
kanapki z wołowiną.
Za chwilę słońce chowa się za ścianą mgły i na plaży zaczynają płonąć ogniska.
Ludzie tańczą, uzupełniają kubki alkoholem, a ja podchodzę do płomienia.
Nie jest jeszcze zimno, ale trochę pochłodniało. Unoszę swoje mokre włosy
i okręcam się przy ogniu, żeby ogrzać sobie plecy.
– Chcesz piankę?
Spoglądam w bok i widzę uśmiechniętego blondyna z włosami związanymi
w kucyk.
– W sumie chętnie. – Opuszczam włosy i podchodzę do niego.
Wręcza mi patyk, więc wyciągam z paczki piankę i ją nabijam.
– Dzięki.
– Żaden kłopot. – Uśmiecha się jeszcze szerzej. – Zaproponowałbym ci kiełbaskę,
ale właśnie zjadłem ostatnią.
– Smażyłeś tu kiełbaskę? – Śmieję się.
Podnosi palec do ust.
– Ciii, oficjalnie to ognisko należy do tamtego food trucka i pewnie nie będą
zadowoleni, że grilluję na ich ogniu, a nie kupuję od nich.
Rozglądając się dookoła, kiwam głową i wsadzam swoją piankę do ognia.
– Myślę, że bez ciebie i tak świetnie sobie radzą.
– Przyszło dziś sporo osób, co? – zagaduje, gdy zdmuchuję płomień z patyka.
Wciska piankę i kostkę czekolady między dwa krakersy i mi je podaje. – Jesteś tu na
wakacjach? – pyta, sadowiąc się na kamieniu.
– Bardziej na krótkiej wycieczce. Przyjeżdżamy tu cały czas, więc to miasto stało
się dla nas drugim domem, a nie tylko miejscem do spędzenia wakacji.
– No, czaję. – Uśmiecha się i spogląda w stronę imprezujących. – Ja jestem tu
głównie latem, ale poza tym staram się przyjeżdżać jak najczęściej w ciągu roku. –
Schyla się i grzebie w lodówce turystycznej stojącej na ziemi, żeby wyciągnąć piwo. –
Chcesz jedno?
– Ona ma już piwo. – Głos dobiega zza moich pleców, więc chłopak spogląda
w tamtym kierunku.
Chase wciska się pomiędzy nas z gniewnym spojrzeniem, odcinając mnie od
surfera po mojej prawej, i podaje mi piwo.
Pochylam się, żeby spojrzeć na chłopaka, i uśmiecham się do niego, unosząc
kubek.
– Dzięki, ale już mam. I dzięki za piankę.
Kiwa głową z beztroskim uśmiechem.
– Luzik. Bawcie się dobrze. – Bierze swoją torbę, macha nam ręką na pożegnanie
i odchodzi w stronę grupy ludzi stojących kilka metrów dalej.
Podnosząc kubek do ust, patrzę na Chase’a.
– No co? – Marszczy brwi.
– To było niemiłe.
– Nawet go nie znasz, więc czemu miałabyś cokolwiek od niego brać?
– Po prostu chciał być uprzejmy.
Chase prycha i odwraca wzrok.
Tym razem to ja pytam:
– No co?
– Nic. – Wzrusza ramionami. – Po prostu nie sądziłem, że Cam mówiła serio o tych
chłopakach na plaży.
Otwieram usta, ale nie wydobywa się z nich żaden dźwięk, więc postanawiam zająć
je piwem.
Czy to zazdrość?
To niemożliwe, prawda?
Po prostu zachowuje się jak dupek, bo naśladuje zachowanie Masona, jak zwykle.
Nie udaje mi się nad tym zastanowić, bo podchodzi do nas Cam.
– Robi się ciemno, wracamy? Mam piasek w miejscach, do których nie dochodzi
słońce. – Śmieje się.
– Tak – odpowiada od razu Chase.
Cam podejrzliwie unosi brew, ale zanim ktokolwiek zwróci na to uwagę, przyjmuje
zwyczajny wyraz twarzy.
Wydaje się, że spacer do domu zajmuje dwa razy więcej czasu niż droga w tamtą
stronę.
Jesteśmy wyczerpani słońcem, surfowaniem i piciem alkoholu.
Nate i Lolli machają nam na pożegnanie, bo idą do siebie, a my wleczemy się
w kierunku naszego podjazdu.
Cam i Brady wygrywają ze wszystkimi w kamień, papier, nożyce, więc pierwsi idą
pod prysznic. My musimy posprzątać.
Razem wciągamy na taras skrzynkę z lodem, a potem schodzimy, żeby
zabezpieczyć sprzęt.
Mason i Chase układają deski, a ja próbuję uporządkować pudełka z finami. Udaje
mi się związać je ze sobą, ale w zamku jest piasek, więc nie chce się zamknąć.
– Co za gówno – wzdycham, usiłując wcisnąć go na miejsce.
Chase wyciera ręce o spodenki i podchodzi do mnie od tyłu. Staje tak, że blokuje
mnie pomiędzy swoimi ramionami. Jego dłonie dotykają moich, kiedy delikatnie
bierze ode mnie kłódkę.
– Daj, pomogę.
Nie jestem pewna, czy szepcze, ale czuję, jakby właśnie to robił: jego ciepły oddech
przetacza się przez moją mokrą skórę ze spokojną precyzją. Spoglądam na niego przez
ramię i nasze spojrzenia się spotykają. Próbuję ukryć ukradkowy uśmieszek.
Podnosi kłódkę do ust i dmucha w nią, a ja gapię się na jego wargi.
Chcę znowu je poczuć. Chcę, żeby sunęły po mojej szyi, tak jak przed chwilą jego
oddech.
Kłódka zamyka się z cichym kliknięciem, a ja podskakuję, gdy dźwięk wyrywa mnie
z zamyślenia. Chase się śmieje.
Znów podskakuję, kiedy Mason nagle rzuca wiosła przed nasze stopy. Wciska się
przed nas, żeby je poukładać.
Chase wycofuje się i pomaga mu w porządkowaniu, a ja wymykam się i idę na
taras.
Kiedy na niego wchodzę, jeszcze raz spoglądam w kierunku chłopaków. Wzrok
Chase’a spoczywa na mnie.
Zaciskam usta, starając się ukryć uśmiech, i pozwalam sobie na niego dopiero
wtedy, gdy wchodzę do domu.
Kiedy kroję jabłko i wrzucam do miseczki masło orzechowe, przypominam sobie
słowa wypowiedziane w ciemności zaledwie kilka nocy temu.
„Nic nie może zmusić mężczyzny do zmierzenia się ze swoimi uczuciami do
kobiety oprócz zainteresowania innego mężczyzny”.
Nie wiem, czy to jest to, co się tu właśnie dzieje, ale dzięki, Noah Riley, za twoją
męską mądrość.
Możesz być powodem, dla którego dostaję wszystko, czego od zawsze pragnęłam.
ROZDZIAŁ 8

Dziś przyszliśmy do Lolli na śniadanie. Po zjedzeniu rozegraliśmy na tarasie kilka


rund cornhole. Dziewczyny szybko odpadły, więc wszyscy postanowiliśmy pójść do
kawiarni niedaleko plaży.
Mason, Chase i Brady asekurują Payton, kiedy wspinamy się na opuszczone
stanowisko ratownika. To jedyne miejsce na plaży, gdzie można znaleźć trochę cienia
bez rozstawiania parasola.
Są tacy opiekuńczy. Poznaliśmy Payton dopiero w tym roku, na początku lata, ale
jest siostrą Parkera, tak bliskiego Lolli, więc automatycznie stała się ważna także dla
nas. Jednak to był powód tylko na początku. Szybko i chętnie przyjęliśmy ją do naszej
paczki. Payton ma trudną przeszłość. Jej matka, oprócz tego, że była biedna jak mysz
kościelna, kontrolowała ją na każdym kroku i była dla niej okrutna. Poza Deatonem
Payton właściwie nie miała prawdziwych przyjaciół. Czasem widzę ją, jak patrzy na
nas z boku, trochę tak jak ja patrzę teraz na chłopaków.
To tylko niepotrzebnie przypomina mi o tym, jak bardzo Mason nie umie
wyluzować.
Potrafię sobie wyobrazić Chase’a jako lidera kolegium pod nazwą „Spierdalaj od
mojej siostry”, ale okazało się, że jednak nie będzie umiał utrzymać tej pozycji.
Jasne, wycofuje się i próbuje hamować także mnie swoimi przemowami pod
tytułem „Nie, cholera, nie”, ale powoli zmienia zdanie. Przecież nie wypiliśmy ani
kropelki, kiedy pocałował mnie wtedy w moim pokoju – to była jego świadoma
decyzja. Teraz chcę tylko poczuć na sobie dotyk jego ust jeszcze raz.
Gdziekolwiek.
Ws z ę d z i e.
– Dziewczyno, opanuj się – szepcze do mnie Cam z szerokim uśmiechem, czym
przyciąga moją uwagę. – Rumienisz się.
– Nie gadaj, serio?
– Serio. – Zauważam w jej oku znajomy psotny błysk.
– Cam, nie…
– Ej, Chase, podaj Ari tamten napój, proszę. – Cam, starając się ukryć uśmiech,
wskazuje głową na do połowy opróżnioną butelkę Masona. – Nasza dziewczynka jest
s p r a g n i o n a.
Chase przenosi spojrzenie z niej na mnie. Kiedy sięga po butelkę, jego usta
rozciągają się w porozumiewawczym uśmieszku. Mason patrzy przez chwilę na naszą
trójkę, ale jego uwaga zaraz wraca do blondynki stojącej kilka metrów od nas.
Ale Chase nie rzuca mi tej butelki.
Zamiast po prostu mi ją podać, postanawia podejść. Pochyla się i stawia ją obok
mnie, a jego nagi tors muska moje ramię. Patrzy mi w oczy, ale nic nie mówi
i odchodzi tam, gdzie stał wcześniej z moim bratem.
Kiedy już nie może nas usłyszeć, wszystkie trzy chichoczemy.
Lolli wydaje z siebie dźwięk, jakby się dławiła. Udaje, że robi loda. Rzucam w nią
poduszką i jeszcze raz spoglądam na Chase’a.
Pozwalam sobie na pełne udręki westchnienie i wtedy czuję na sobie wzrok
Masona. Zauważam jego skwaszoną minę, ale to przecież nic nowego. Nigdy nie umie
powstrzymać się przed wyrażeniem swojej dezaprobaty, kiedy widzi, że ktoś się mną
interesuje – zwłaszcza wtedy, gdy jest to ktoś z penisem. A już w szczególności, gdy
jest to jego najlepszy przyjaciel.
Palant.

Cam jęczy, wspinając się na taras.


– Czemu ja się zgodziłam, żeby iść pieszo do tej kawiarni? Wszystko mnie boli.
– Mnie też… – dyszę i łapię się poręczy, żeby wspiąć się na kilka ostatnich stopni. –
Jak to możliwe, że jestem tak zmęczona, skoro wczoraj spędziliśmy prawie cały dzień
w łóżku?
– Właśnie przez to jesteś zmęczona – rzuca Chase z uśmiechem.
– Przez to… albo dlatego, że przez dwie godziny wiosłowałaś pod prąd. – Mason
kręci głową. – Gdybyś czasem posłuchała wskazówek na siłowni, nie musiałabyś teraz
tak wysilać mięśni.
– Chcesz powiedzieć, że po kilku dniach nie czułaby się, jakby umierała? – droczy
się z nim Cameron.
– Nie czuję się tak przez kilka dni. No, przez jeden na pewno, ale nie kilka. –
Śmieję się. – Poza tym lubię wysiłek w wodzie właśnie dlatego, że nie czuć, że jest
wysiłkiem. I to nie tak, że nie słucham twoich wskazówek, bo słucham. Problem
polega na tym, że jestem fizycznie niezdolna do tego wszystkiego, co każesz mi robić.
– Ja tylko proszę, żebyś próbowała.
– Próbowała i podnosiła jakieś kosmicznie wielkie ciężary.
– Dałabyś radę, gdybyś się postarała, ale masz napady śmiechu, kiedy tylko
napniesz mięśnie – mówi Mason poważnie.
Zaczynam się śmiać, a on w końcu śmieje się razem ze mną.
– Ty rozpieszczona smarkulo. – Obejmuje mnie ramieniem, przyciska do siebie
i całuje w czubek głowy.
– To wszystko przez ciebie.
– Przyznaję się. – Kiwa głową. Otwiera drzwi i wpuszcza nas do domu. – Idę się
zdrzemnąć. Obudźcie mnie, jak będziecie wkładać pizzę do piekarnika.
Mason wychodzi, a my rozsiadamy się w salonie.
– Nie wiem, jak wy, ale ja rozumiem te jego drzemki. – Brady rozciąga się w fotelu
i włącza telewizor. – Co chcecie oglądać?
Wyciągam zza kanapy koc i zwijam się w kłębek obok Cam.
– Wybierz coś, ważniaku.
Brady oczywiście decyduje się na coś, co widział setki razy, i zasypia w pięć minut.
Po dziesięciu minutach Cam zaczyna się wiercić.
– Idź sobie, jeśli masz się tak kręcić. – Trącam ją łokciem.
– Wszystko mnie boli – jęczy i zaraz coś jej się przypomina. – Chase – prawie
krzyczy – w zeszłym roku po przegranym zakładzie zrobiłeś kurs masażu!
Chase odchyla głowę do tyłu i uśmiecha się szeroko.
– No zrobiłem.
– Nie każ mi cię błagać, bo wiesz, że to zrobię.
Chase się śmieje i siada na podłodze.
– To chodź.
– O taaak! – Cam piszczy i kładzie się przed nim.
Po paru chwilach wydaje z siebie ciche westchnienie ulgi, a potem kolejne. Gdy
dźwięk dociera do Brady’ego i go budzi, ten rzuca poduszką w Chase’a.
– Kutas. – Śmieje się.
Cam odwraca głowę, żeby na mnie spojrzeć. Mruga do mnie porozumiewawczo,
a ja zamykam oczy.
Kiedy już prawie zasypiam, Cam delikatnie potrząsa moim ramieniem.
– Twoja kolej, przyjaciółko – szepcze z dobrze znanym mi uśmieszkiem. – Ja idę do
łóżka.
Rzucam okiem w stronę Chase’a. Siedzi i czeka na mnie, uśmiechając się lekko.
Brady śpi z twarzą zatopioną w poduszkach.
Idę tam, gdzie przed chwilą leżała Cameron.
– Zaczekaj – szepcze Chase, żeby nikogo nie obudzić. Sięga za siebie i wyciąga koc
z koszyka przy kominku. Gestem pokazuje mi, że mam się położyć. Tak jak Cameron,
naciągam koszulkę na głowę, żeby odsłonić plecy, i kładę się na dywanie.
Jestem dokładnie świadoma każdego ruchu Chase’a. Wstrzymuję oddech, gdy na
mnie siada. Jego biodra znajdują się zaraz nad moim tyłkiem. Próbuję wstrzymać
chichot, ale bezskutecznie.
– Coś cię bawi? – Przesuwa moje włosy na bok. Jego dłonie lądują na moich
ramionach.
No, skoro już zapytał…
– Po prostu kiedy wyobrażałam sobie nas w tej pozycji, było trochę inaczej. –
Uśmiecham się z twarzą ukrytą w zgięciu łokcia.
Chase zastyga w bezruchu, ale za moment chrząka i zabiera się do uciskania moich
mięśni.
Zaczyna od góry i powoli przesuwa ręce w dół, masując i ugniatając mnie
zewnętrzną stroną dłoni. Nie wiem nawet, ile mija czasu, gdy tak leżę, całkowicie
zrelaksowana. Jednak kiedy już prawie przysypiam, zmiana w sposobie, w jaki dotyka
mnie Chase, kompletnie mnie otrzeźwia.
Dotyk jest teraz wolniejszy, prawie wymuszony, tak jakby Chase musiał ciągle
przypominać sobie, co ma robić. Albo – że ośmielę się to powiedzieć – czego ma n i e
r o b i ć.
Kolejny ruch Chase’a skłania mnie do myślenia, że jednak chodzi o to drugie.
Powoli i delikatnie przesuwa drżącymi opuszkami po mojej skórze, gdy ujmuje
nimi sznurki bikini.
Czeka chwilę, jakbym miała zaprotestować, a potem je pociąga.
Jego ciężki oddech wiruje na mojej nagiej skórze. Zaciskam pięści, żeby nie wić się
pod jego dotykiem.
Miałam już wcześniej robione masaże, na przykład przez Brady’ego i jeszcze inne
osoby, i wszystkie były miłe i relaksujące, ale podczas żadnego nie pragnęłam, żeby
mnie rozbierano. Więc tak, ten jest zupełnie inny.
Cholera, nawet boję się oddychać, żeby Chase jak zwykle się nie wystraszył i nie
wycofał.
Trudno zaprzeczyć, że staje się coraz odważniejszy. Rozwiązanie mojego stanika
jest na to niezbitym dowodem, tak samo jak to, że teraz odsuwa na bok jego
sznureczki.
Przeciąga dłonią po moich plecach, już nie obawia się bezpośredniego kontaktu
z moją skórą.
Nie poruszam się ani o milimetr, pragnąc jego kolejnych ruchów. Przekonuję sama
siebie, że rozpiął mój stanik tylko po to, żeby ułatwić sobie pracę.
Zabiera dłoń i sięga po koc, którym okrywa nas jednym ruchem ręki. C a ł y c h.
Otwieram oczy tak szybko, że aż przez chwilę nic nie widzę.
Ręce mam zwinięte pod brodą. Palce Chase’a wędrują po moim ciele aż do
obojczyka i powoli zsuwają się do żeber. Jego dłonie obejmują mnie tam w lekkim
dotyku, suną powoli ruchem, który wcale nie przypomina zwykłego masażu.
To dotyk ciekawości.
Chase bada dotyk mojej skóry na swojej skórze.
To równie ekscytujące, co szokujące.
Przysuwa się do mnie jeszcze bliżej. Unosi się nade mną jego ciepło. Przełykam
ślinę.
Próbuję się obrócić w desperackiej potrzebie spotkania się twarzą w twarz, ale mi
na to nie pozwala. Przyciska czoło do moich pleców i delikatnie mnie nim gładzi.
Jego włosy łaskoczą mnie w szyję. Drżę. Biorę głęboki oddech i nerwowo
wypuszczam powietrze, ale szybko wciągam je z powrotem, gdy ciepłe, mokre usta
Chase’a dotykają mojego kręgosłupa.
Zamykam oczy i spada na mnie kolejny pocałunek.
– Chase… – prawie jęczę. Wstrzymuję oddech, kiedy jego wargi docierają do
mojego ucha.
– Ciii – mruczy i przesuwa nosem po mojej brodzie. – Powiedz, żebym przestał. Nie
wiem, co robię.
– Świetnie ci idzie.
Jego ciało drży, gdy cicho się śmieje. Przeciąga dłońmi po moich bokach, aż jego
palce docierają do piersi.
Nagle drga i gwałtownie zabiera ze mnie dłonie.
Wykorzystuję ten moment i szybko się pod nim obracam. Moje nagie piersi
zakrywa teraz tylko jego zwisająca luźno koszulka.
Aż otwiera oczy ze zdziwienia. W ogóle się tego nie spodziewał.
Zaczyna kręcić głową. Widzę, jak po jego twarzy przebiega błysk paniki, więc lekko
się do niego uśmiecham.
Nie uciekaj, proszę…
Marszczy brwi, zastanawiając się, jak znaleźliśmy się w tej pozycji. Próbuję
zachęcić go do kolejnego ruchu, udając uległość.
Odchylam głowę do tyłu i kładę ją już nie na poduszce, tylko na dywanie. Unoszę
podbródek, żeby odsłonić szyję. Niech sam zdecyduje, co z tym zrobi.
Jego jabłko Adama porusza się gwałtownie, kiedy nerwowo przełyka ślinę.
Po chwili wahania pochyla się do mnie.
Przez moment się nie rusza, a ciepło jego oddechu wędruje po mojej szyi i wznieca
jednocześnie dziwne uczucie między moimi nogami. Bierze głęboki oddech.
Drżę, kiedy jego język dotyka mojej skóry. Czuję jego usta na swoim obojczyku.
Natychmiast, zanim zdąży zmienić zdanie, wsuwam dłonie pod jego koszulkę. Cała
drżę, kiedy dotykam twardych mięśni jego brzucha.
Setki razy się na nie gapiłam. Tysiące razy wyobrażałam sobie, jak to jest je
eksplorować. Ale chyba nigdy nie sądziłam, że kiedyś naprawdę będę mieć okazję
badania ich kształtu własnymi dłońmi.
Chase odsuwa się na tyle, by spojrzeć mi w oczy. Na jego twarzy znów maluje się
zdenerwowanie.
Wciąż uśmiecham się do niego, próbując bez słów powiedzieć mu, żeby poszedł
w moje ślady. Widzę, jak walczy sam ze sobą, nie mogąc zdecydować, co będzie okej,
a co nie. Co będzie właściwe, a co nie. Nie wiem, na czym chce oprzeć swoje decyzje,
ale zamierzam pomóc mu w ich podjęciu. Biorę jego dłoń i kładę ją sobie na żebrach,
tuż pod lewą piersią. To, co wydarzy się dalej, zależy od niego. Wzrokiem błagam go,
żeby dalej mnie dotykał.
Przybliża usta do mojego ucha i szepcze:
– Nie możesz tak na mnie patrzeć. Próbuję właśnie…
– Przestań próbować. Po prostu.
Uśmiecha się, ale zaraz znów marszczy brwi. Bardzo, bardzo powoli przesuwa
swoją dłoń troszeczkę wyżej. Mój oddech przyspiesza. Przenoszę rękę z jego brzucha
na plecy i przyciągam go bliżej.
Jego kciuk dotyka mojej piersi i wtedy moje usta rozchylają się w cichym jęku.
Gdy tylko Chase słyszy ten dźwięk, jego oczy rozszerzają się w panice. Szybko
zabiera ze mnie dłonie i opada na podłogę obok mnie.
Unikając mojego wzroku, podaje mi koszulkę i powoli wyślizguje się spod koca.
Siadam, wkurzona, i pozwalam, żeby mój stanik opadł na dywan.
Brady jest wciąż zatopiony w poduszkach, więc udaję, że gówno mnie obchodzi,
czy ktoś wejdzie teraz do salonu, i powoli naciągam na siebie T-shirt.
Wstaję i idę do kuchni. Słychać tylko dźwięk moich bosych stóp uderzających
o drewnianą podłogę.
Wyciągam wodę z lodówki, a kiedy zamykam drzwiczki, moim oczom ukazuje się
marsowa mina Chase’a.
– Jesteś zła.
Czy ktokolwiek, od kiedy istnieje ludzkość, był zadowolony z tortur?
Przepycham się obok niego, ale łapie mnie za ramię i odwraca do siebie.
– Nie bądź zła. Co by było, gdyby Brady się obudził? – mówi cicho. – Co, gdyby
wszedł Mason?
– A co, gdybyś ty zdecydował się, czego chcesz, bez ciągłego martwienia się
o innych?
Otwiera usta, ale nie wydobywa się z nich żaden dźwięk. Spuszcza wzrok.
– Właśnie. – Odwracam się i idę w stronę schodów, żeby zamknąć się w swoim
pokoju.
Opieram głowę o drzwi. Zamykam oczy, starając się powstrzymać płynące łzy.
Znów zrobiłam sobie nadzieję – i to tylko moja wina.
Chase się wygłupia, delikatnie przesuwa granicę. Muszę pozwolić mu pokierować
tą grą. I chociaż jestem teraz załamana, coś mi mówi, że on to zrobi.
I wiem, że będę gotowa, kiedy on też będzie.
Nieważne kiedy. Bez względu na wszystko.
ROZDZIAŁ 9

– Za pierwszym uderzeniem! – Cam unosi ręce w geście zwycięstwa.


– To już trzeci raz z rzędu! – krzyczy Brady i nadąsany krzyżuje ręce na piersi. –
Oszukujesz.
Śmiejemy się, a Mason klepie go w ramię.
– Za każdym razem tak gadasz, mordo. Jak myślisz, czemu minigolf to zawsze jej
pomysł? – Uśmiecha się szeroko, a Cameron odwzajemnia uśmiech.
– Już dobrze, nasz malutki Brady – droczy się z nim. – Przecież jesteś z nas
wszystkich najlepszym sportowcem.
Śmieję się i nagle czuję ciepły oddech przy swoim uchu.
– Czy ten uśmiech oznacza, że się z tym zgadzasz?
Odwracam się, żeby spojrzeć na Chase’a, ale już mi się wyślizgnął. Patrzę, jak pije
wodę, i wzbierają we mnie nerwy.
Wie, że nadal spoglądam w jego kierunku, ale…
– Payton. – Parker wstaje z ławki i mówi bardzo powoli, jakby zbliżał się do
zranionego zwierzęcia z obawą, że ucieknie. – Co się stało?
Wszyscy odwracamy się w jego stronę. Chłopcy rzucają kije golfowe i podbiegają
do Parkera.
Payton milczy, ale kiedy podnosi głowę znad telefonu, po jej twarzy spływają
rzęsiste strugi łez.
Nie mruga. Patrzy na Parkera, ale chyba nawet go nie widzi.
– Payton – odzywa się tym razem Lolli.
Podchodzi do niej i delikatnie chwyta jej dłoń, żeby sprawdzić, co znajduje się na
ekranie, i przygląda mu się przez chwilę. W jej spojrzeniu narasta wzburzenie, a złość
rozpala jej skórę. Spogląda na Parkera.
– Już go nie ma – rzuca w końcu Payton głosem zatrważająco pozbawionym
emocji.
– Kogo nie ma? – pyta Mason ostrożnie.
Payton podnosi na niego wzrok. Jest coraz bardziej zdenerwowana. Kręci głową,
wręcza mu telefon i wstaje, żeby wyjść.
– Ja pierdolę! – Lolli wciska Nate’owi puszkę, którą trzymała, i biegnie za Payton.
Mason podnosi komórkę, pochyla się w stronę Parkera i obaj wpatrują się w ekran.
– Lolli dobrze to ujęła. – Mason oddaje telefon Parkerowi i patrzy w stronę drzwi,
w których zniknęła Payton. – Ja pierdolę.
– No mów, o co chodzi! – Nate zwraca się do Parkera, a ten spuszcza głowę
i jeszcze raz spogląda na ekran.
– Pogrzeb. Odbył się. Nie mogli nawet raz zachować się jak ludzie i pozwolić, żeby
była tam dziewczyna, która nosi jego dziecko.
O mój Boże.
– Skąd masz pewność? – dopytuje Cam, nerwowo obgryzając paznokcie. – Mase…?
– Jego pojebana matka wysłała jej zdjęcie z pogrzebu. – Mason odwraca się do
nas. – Z trumną w tle i w ogóle.
Biorę głęboki wdech i szybko zasłaniam usta dłonią.
– O kurwa – szepcze Cameron. Odwraca się i mnie obejmuje.
– Co teraz zrobimy? – pytam Parkera, ale ten kręci głową.
– Nie wiem. Nie wiem, co możemy zrobić. Lolli zaangażowała kogoś, żeby się
czegoś dowiedział. Ale on był nieletni, co wszystko utrudnia, a jego rodzina musiała
zapłacić fortunę, żeby załatwić to po cichu.
– No kurwa, raczej. – Nate marszczy brwi. – Też chciałbym załatwić to po cichu,
gdyby mój starszy syn spowodował śmierć młodszego. Nie rozumiem, jak ona może
dalej obwiniać o to Payton, a nie jego. – Wyrzuca do kosza puszkę z napojem Lolli
i wyciąga z kieszeni kluczyki do swojego hummera. – Chodźcie. Zabierzmy ją do
domu.
Kiwamy głowami i idziemy za nimi. Bezszelestnie wsiadamy do samochodu
Masona i dziesięć minut później jesteśmy już przed domem Lolli.
Kiedy Payton wysiada z samochodu, jej twarz nie zdradza żadnych emocji.
Na nikogo nie patrzy. Idzie za swoim bratem do domu, sztywno trzymając ręce
blisko ciała, i od razu kieruje się do swojego pokoju.
Drzwi zamykają się za nią z cichym kliknięciem. Wszyscy zamieramy, gdy od ścian
korytarza odbija się echem przeszywające zawodzenie Payton.
Stoimy tak, patrząc po sobie bezradnie, a krzyk nie cichnie przez kolejną godzinę.
Lolli robi kawę, a my snujemy się po domu, tak samo wstrząśnięci za każdym razem,
gdy dobiega nas szloch.
– Niedobrze… – Chase kręci głową, zmartwiony.
Wyciągam do niego rękę i ściskam jego dłoń. Mason nerwowo drapie się po
brodzie.
Lolli nas przeprasza i wychodzi na taras. Nie umie za bardzo radzić sobie
z emocjami, choć ciągle się uczy. Chłopak, który pokazuje jej, jak kochać, idzie za nią.
Niespokojna, przygryzam górną wargę.
Gdybym ja znajdowała się na jej miejscu, pragnęłabym, żeby była przy mnie mama.
Ale matka Payton nie interesuje się nią wcale. Mimo to domyślam się, że Payton
przydałby się teraz delikatny matczyny dotyk, a moja mama jest najlepszą kobietą,
jaką znam. Od razu do niej dzwonię, ale nie mogę nawet dokończyć pierwszego
zdania, bo dowiaduję się, że Mason już mnie ubiegł.
Spoglądam na niego, a on, jakby wiedząc, co chcę powiedzieć, rzuca:
– Są już w drodze.
Kiwam głową. Mase wzdycha i mnie przytula.
– Czy będzie z nią wszystko w porządku?
– Tak – odpowiada, ale brzmi to jeszcze bardziej niepewnie niż moje pytanie.
– Jaka matka próbuje ukryć coś takiego?!
– Ona nie jest matką. – Mój brat rzuca mi gniewne spojrzenie. – To bezduszna
suka. Payton nosi w sobie cząstkę jej syna. Powinna ją uwielbiać, błagać o wybaczenie,
że traktowała ją jak gówno przez cały ich związek. Ona nie jest matką – powtarza.
To ostatnie słowa, które padają przez następnych kilka godzin, dopóki moi rodzice
nie pukają do drzwi.
Nate zaprasza ich do środka, a oni witają się, ściskając wszystkich.
Parker opowiada im o tym, co wie, i prowadzi mamę do pokoju Payton, gdzie
spędza resztę wieczoru. Tata zostaje w kuchni i przygotowuje nam coś ciepłego do
zjedzenia.
Mijają godziny. Zasypiamy, ale budzimy się, niespokojni, co parę chwil.
Około czwartej nad ranem tata budzi mnie, potrząsając moim ramieniem.
Otwieram oczy.
– Chodź, kochanie. Odwiozę was.
Chcę protestować, ale on surowo kiwa głową, więc posłusznie wstaję. Reszta robi
to samo.
Tata odwozi nas do domu i parkuje przy krawężniku. Odwraca się, żeby ścisnąć
moją dłoń.
– Prześpij się, kochanie. Koło południa przygotujemy brunch u Nate’a.
Zadzwonimy do was, dobrze?
– Jeżeli ona będzie chciała, żebyśmy wrócili…
– Dam wam znać. Myślę, że teraz przez chwilę potrzebuje pobyć sama.
– Mason rozłożył obóz pod jej drzwiami…
– No cóż, Mase to Mase. Chyba musimy pozwolić mu robić to, co sądzi, że
powinien robić.
– Straumatyzowałeś go historią o śmierci cioci Elli.
Tata kiwa głową.
– Pewnie masz rację. Ale właśnie zaczęliście jeździć na rowerach i włóczyć się po
okolicy, więc chciałem, żebyście byli świadomi niebezpieczeństw.
– Było ci trudno? Po tym, jak umarła?
Uśmiecha się smutno.
– Tak, kochanie, było. Później przez lata nie jeździłem na rowerze, a kiedy miałem
zrobić prawo jazdy, bałem się prowadzić, żeby kogoś nie potrącić. Tak jak ktoś potrącił
ją.
– Twoi rodzice nie powinni byli cię za to winić – odzywa się cicho Brady z tylnego
siedzenia. – To nie była twoja wina, wujku.
Tata wzdycha i nieznacznie kiwa głową.
– Wiem, synu. Ale ludziom trudno pogodzić się ze śmiercią. Nikt nie wie, jak sobie
z nią poradzić, dopóki się nie wydarzy. – Zamyśla się na chwilę, jednak zaraz unosi
podbródek. – Zmykajcie. Zobaczymy się jutro.
Po tych słowach nasza czwórka wchodzi do domu.
Wszyscy rzucają się na kanapy, tymczasem ja cicho wymykam się tylnymi
drzwiami w stronę nabrzeża. Słońce jeszcze nie wyszło zza horyzontu, ale za moment
wzejdzie.
Podchodzę do miejsca, gdzie ocean dopływa do drewnianych słupków, zdejmuję
buty i zanurzam stopy w chłodnej wodzie.
W tym miejscu zawsze znajdowałam spokój, ocean dawał mi nadzieję i wiarę
w nowe możliwości.
Od zawsze kocham to, że chociaż nic tu się nie zmienia, nigdy nie jest tak samo.
Fale przeistaczają się z minuty na minutę, smugi na piasku się przekształcają,
załamują się i tworzą łuki. Ocean jest cudowny. Raz silny i dominujący, raz cichy
i delikatny jak roztrzaskane muszle wyrzucone na brzeg, które zaraz znów porwie
przypływ. Jego skazy są dobrze ukryte, starannie zatopione, i tylko ci, którzy nie boją
się zanurzyć bardzo głęboko, będą w stanie je odkryć.
Cicho wzdycham i zamykam oczy. Słucham ryku fal burzących się przede mną
i oddycham tak głęboko, jak tylko moje płuca potrafią. Kiedy słone strużki powietrza
łaskoczą moje gardło, czuję, jak duszące mnie uczucie zaczyna przycichać.
Dzisiejszy dzień był straszny, tragiczny. Był kolejnym przypomnieniem, że bez
względu na to, jakich wyborów dokonujemy, w każdym momencie może wydarzyć się
coś, co zburzy nasze życie. Możliwe, że nawet nie będziemy się tego spodziewać. I to
jest przerażające.
Rozmyślam o swojej rodzinie, o przyjaciołach, o swoich marzeniach i o życiu,
którego pragnę. Wyobrażam sobie, że coś mogłoby odebrać mi to wszystko, tak jak
zostało to odebrane Payton. Tak samo jak teraz morze wydziera piasek spod moich
stóp z tą waleczną dominacją, sprawiając, że grunt pode mną staje się niestabilny.
Niestabilny jak w tym momencie świat wokół mnie.
Może to zbyt teatralne albo głupie, ale czuję, jak do oczu napływają mi łzy, gdy
patrzę na odbijającą się na powierzchni wody poświatę księżyca, blaknącą w falach
zbliżających się do brzegu.
Fale są coraz wyższe, a chłód zaczyna drażnić moją skórę, ale nie ruszam się
z miejsca. Po chwili ktoś staje obok mnie.
Nie muszę się oglądać, żeby wiedzieć, kto to. Zimne palce Chase’a dotykają moich
i wtedy pozwalam łzom płynąć.
– Jak ta kobieta mogła jej to zrobić? – Kręcę głową. – Ona go kochała, a z tego, co
słyszeliśmy, on nienawidził swojej matki. Jak mogła jedynej osobie, która była dla
niego całym światem, odmówić pożegnania? – Głos mi się łamie. – Ona przecież
urodzi jego dziecko. Jej wnuka.
– Nie wiem. Nie potrafię sobie tego wyobrazić – odpowiada najcichszym szeptem.
– Mam nadzieję, że Payton zdołała powiedzieć mu te wszystkie rzeczy, które
chciała powiedzieć. To byłoby straszne, jeśliby nie zdążyła. – Przełykam ślinę. – Mój
tata nie zdążył. Jego siostra miała zaledwie dziesięć lat. Boże, życie jest po prostu…
– Nieprzewidywalne… – Zamyślony głos Chase’a przyciąga do niego moje
spojrzenie.
Delikatnie marszczy czoło. Bardzo powoli unosi swoje zielone oczy, by spotkały się
z moimi. Podnosi rękę i delikatnie dotyka mojego policzka.
Wstrzymuję oddech, kiedy jego dłoń przesuwa się wyżej i zatapia się w moich
włosach.
Przybliżamy się do siebie i stoimy twarzą w twarz. Blask księżyca odbija się
łagodnie na jego doskonałej twarzy.
– Ari… – Bierze głęboki oddech i nerwowo przełyka ślinę. Jego palce drgają na
mojej chłodnej skórze. Przeklina cicho pod nosem, ale się nie wycofuje.
Chase nie pozwala mi odejść.
Wręcz przeciwnie, jego druga dłoń także wędruje do mojego policzka. Otwiera
usta.
Widzę, że próbuje pojąć to, co teraz dzieje się w jego umyśle, i to rozumiem. To był
długi, ciężki dzień.
Powinnam tu cierpliwie stać i dać mu tyle czasu, ile potrzebuje, być przy nim,
kiedy będzie gotowy wypowiedzieć to, co chce mi przekazać. Przeciąga językiem po
wewnętrznej stronie swoich ust, jakby chciał się odezwać, ale tego nie robi.
Jednak nie umiem… Nie, kiedy stoi tak blisko, nic nie mówiąc; kiedy jego oczy
ciemnieją z każdą sekundą, przyciągają mnie i sprawiają, że w nich tonę.
Więc ja podejmuję swoją decyzję.
Unoszę się na palcach i przyciskam swoje usta do jego.
Czuję jego westchnienie i zaczynam się wycofywać, ale gdy tylko się odsuwam,
dłonie Chase’a zanurzają się w moich włosach jeszcze głębiej. Przysuwa mnie do
siebie.
Całuje mnie – i tym razem nie przestaje.
Jego język zatapia się w moich ustach, brnie głębiej i głębiej, a ja rozpływam się
w jego ramionach.
W jakiś sposób po chwili znajdujemy się bliżej nabrzeża i zanim się orientuję,
zrzucamy z siebie koszulki. Nasze dłonie wędrują po naszych ciałach. Kiedy moje
plecy dotykają chłodnego piasku, mam na sobie już tylko bieliznę. Przebiega mnie
dreszcz, ale za moment otula mnie ciepło Chase’a, który opada między moimi nogami.
Jego skóra jest miękka, a mięśnie twarde, tak samo jak wybrzuszenie dżinsów.
Ostrożnie przesuwam palce niżej, by go dotknąć.
Rozpinam mu rozporek – i nie protestuje.
Jego usta nie odrywają się od moich ani na moment nawet wtedy, gdy dyskretnym
ruchem pomagam mu pozbyć się spodni.
Następne są moje majtki.
Nie tracę czasu i przyciskam swoje biodra do jego. Poruszam nimi delikatnie.
Wydaje z siebie przeciągły jęk i odrywa się od moich ust, by całować teraz moje
policzki, szczękę, ramiona.
Poruszam się, a on syczy i cicho przeklina. Ogarnia mnie pragnienie, by go poczuć,
więc sięgam ręką między nasze ciała. Chwytam go, starając się opanować drżenie rąk.
Każdy mięsień jego ciała zamiera, nawet usta.
Spod przymrużonych powiek Chase powoli szuka mojego wzroku.
Swoimi zielonymi oczami błaga mnie, żebym przestała, jednocześnie żebrząc, by
to się wydarzyło.
Czy on nie wie, że myślałam o tym od czterech lat? Że o tym marzyłam?
– Chcę tego – szepczę. Jedną dłonią głaszczę jego zmarszczone czoło, a drugą
zaciskam na nim jeszcze mocniej. Nie umiem oderwać od niego wzroku. – Pragnę cię.
Nie wiem, czy to pewność czy determinacja w moim głosie sprawia, że odsuwa się
i szuka swoich porzuconych dżinsów.
Wyciąga z nich prezerwatywę i patrzy mi w oczy, kiedy rozrywa opakowanie.
Przygląda mi się, gdy obserwuję, jak ją nakłada.
Ogarnia mnie napięcie, naprężają mi się wszystkie mięśnie, ale biorę głęboki
oddech. Zdenerwowanie słabnie, kiedy Chase znów się na mnie układa, a jego dłonie
ponownie zatapiają się w moich włosach.
Zlęknionym, niepewnym spojrzeniem po raz drugi prosi o pozwolenie, a ja
odpowiadam, unosząc biodra tak, by czubek jego penisa wreszcie we mnie wszedł.
Chase jęczy, a ja przesuwam dłońmi po jego ciele. Chwytam jego policzki i muskam
kciukiem jego dolną wargę.
– Proszę… – mruczę.
Chase przestaje się wahać.
Jęczy, a ja wstrzymuję oddech, gdy powoli wsuwa we mnie swojego penisa.
Zaciskam zęby, starając się przełknąć syk bólu, który chce się wydostać z moich
ust. Chase na szczęście kładzie głowę na moim ramieniu. Zamykam oczy i ściskam go
jeszcze mocniej, a on wchodzi we mnie głębiej.
Biorę oddech, moje biodra nieruchomieją, gdy Chase całuje moją skórę.
Ten nieznajomy ucisk, do którego chyba trzeba się przyzwyczaić, bardziej piecze,
niż boli.
Chase zaczyna się we mnie poruszać, powoli i subtelnie, delikatnie wysuwa się
i wchodzi z powrotem, za każdym razem głębiej. Kołysze się jakby w rytmie dźwięku
fal rozbijających się o brzeg tuż za nami. Naśladuję jego ruchy i pozwalam sobie na
cichy jęk.
Staram się nie zwracać uwagi na lekkie pieczenie i skupiam się na każdym jego
ruchu we mnie.
Znów zamykam oczy i zatracam się w pochylonym nade mną zielonookim
brunecie.
Chase całuje całą moją twarz, a jego dłoń wędruje po moim ciele w górę, by
wślizgnąć się pod stanik, którego nawet nie zdążyliśmy zdjąć.
Ściska moją pierś, jednocześnie muskając kciukiem sutek, a ja zaczynam drżeć pod
jego dotykiem.
Jego oddech przyspiesza. Czuję dreszcze, kiedy jego ciche westchnięcia rozpływają
się po mojej skórze. Jęczy.
Czuję, jak zaciskają się wszystkie moje wnętrzności, i wiem, że zaraz dojdę.
Wtedy pchnięcia Chase’a stają się szybsze, a jęki głębsze. Gdy mruczy moje imię
wprost do mojego ucha, eksploduję.
Moje ciało wybucha, a cipka zaciska się, przez co jeszcze dokładniej czuję, jak we
mnie pulsuje.
– Ari… – szepcze kolejny raz w ciemność, a moje usta rozszerzają się w uśmiechu.
Opadam bezwładnie na piasek. Zanurzam dłoń w jego włosach, a mężczyzna,
którego kocham, osuwa się na mnie swoim ciężarem.
Zamykam oczy, w rytm melodii nocnego falowania oceanu zapisując w pamięci
każdą sekundę tego wydarzenia.
Wykończona, wzdycham z satysfakcją. Wiem, że nigdy nie zapomnę tej nocy.
Nie miałam pojęcia, że kiedyś będę pragnąć, by było inaczej…
Chase

Ari siedzi w wiklinowym fotelu i naciąga koc na ramiona. Odwraca głowę, żeby na
mnie spojrzeć.
Uśmiecham się, układając nogi na kamiennej krawędzi paleniska.
– Ogień przygasa, może dorzucę trochę drewna?
Kręci głową, nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Mogłabym załatwić nam trochę…
– Co tu się, kurwa, dzieje?
Podskakuję tak szybko, że moje nogi zaplątują się w koc, potykam się i muszę się
złapać oparcia krzesła.
Spoglądam na Masona.
Zaciska zęby i patrzy przed siebie, zwijając nerwowo koc.
– Ari – cedzi przez zaciśnięte usta. – Wstawaj.
– Mase, daj spokój – próbuje protestować.
– Przestań – syczy.
– Tylko tu sobie siedzimy, stary. To nic nie znaczy. – Kręcę głową i od razu, gdy to
wypowiadam, wiem, że źle dobrałem słowa.
Kątem oka zauważam, że Ari szybko się do mnie odwraca.
Ogarnia mnie niepokój, kiedy powoli wstaje, zabiera koc z rąk Masona i kieruje się
w stronę tylnych drzwi domu.
Kiedy koło mnie przechodzi, podnoszę wzrok na Masona.
Otwiera usta, ale zaraz je zamyka, kręci głową i szybko się oddala.
Opadam znów na fotel i chowam twarz w dłoniach.
Kurwa!
ROZDZIAŁ 10

Nikt się nie spodziewał, że babcia umrze. Nie spodziewałam się tego, chociaż
wszyscy wiedzieliśmy, że jest chora, wiedzieliśmy, że leczenie nie działa, że trucizna
przejmuje kontrolę nad jej ciałem. Nie spodziewałam się tego wtedy, gdy dzień
wcześniej była przytomna, uśmiechnięta i na pierwszy rzut oka czuła się lepiej…
w przeciwieństwie do wszystkich innych dni przez ostatnie pół roku.
Myślę, że to była wskazówka – biała flaga, znak poddania się. Ten idealny dzień,
wypełniony radością, uśmiechami i wspomnieniami, które nam podarowała, sam był
jej podarowany. To był jej ostatni dzień, kiedy była silna i szczęśliwa, zanim dołączyła
do dziadka.
I może to też powinna być moja pierwsza wskazówka – niczym nieskrępowane
szczęście i ulga, które poczułam niecałe dwie godziny temu, kiedy Chase był tylko mój
przez tych kilka minut spędzonych na plaży.
Było idealnie. I to coś znaczyło. Chase nie jest tym typem faceta – nie przespałby
się ze mną, by potem mnie zignorować. Jasne, pieprzy się, z kim popadnie, tak samo
jak Mason i prawie tak jak Brady, ale nigdy nie zrobiłby tego mnie, nie zrobiłby tego
naszej przyjaźni. Nie, kiedy wiedział, co czuję. Może i nigdy nie powiedziałam mu tego
jasno i wyraźnie, ale wiedział. Musiał wiedzieć.
Zeszłej nocy – czy tego ranka, w zależności jak na to patrzeć – ubraliśmy się
i wróciliśmy do domu. Chase wyniósł koc, rozpalił ognisko i siedzieliśmy tak pod
gwiazdami, ciesząc się swoją obecnością i obserwując, jak księżyc ustępuje miejsca
słońcu.
Około dwudziestu minut po wschodzie do domu wrócił Mason.
Nie poruszyłam się, ale Chase… On odskoczył na trzy metry.
Siedzieliśmy tylko blisko siebie, nasze ciała się stykały, ale nic więcej. Myślę, że to
ogień i wschód słońca stworzyły tę intymną atmosferę, a może to był pierwszy raz,
kiedy Mason zobaczył mnie i Chase’a razem. Ale swoją drogą leżę obok Brady’ego cały
czas i nawet jeśli Mason zwróci na to uwagę, to nie wychodzi z siebie tak jak
w przypadku Chase’a.
Czy on mu nie ufa?
Czy nie ufa mu, kiedy chodzi o mnie?
Wszystko było idealne, tak jak mogło być wcześniej. Wreszcie dostałam to, czego
tak długo pragnęłam – tę idealną chwilę z idealną osobą. Wszystko było idealne.
A teraz, następnego ranka, jesteśmy tutaj i patrzymy na siebie ponad całkowicie
innym ogniem.
Siedzimy na tarasie. Chase mierzy mnie wzrokiem. Jest rozdarty i błaga mnie,
żebym go zrozumiała, choć jeszcze nie wypowiedział ani jednego słowa.
Właściwie i tak nie może teraz nic powiedzieć. Ale to dobrze, bo nie musi nic
mówić, i tak wiem dokładnie, co chciałby mi przekazać, gdyby spróbował.
Jak zostało wcześniej ustalone, przyjechaliśmy do Nate’a, gdzie rodzice
przygotowali dla nas wielką ucztę. Zrobili to, żeby podnieść nas na duchu. Atmosfera
jest jednak ponura, więc mogę skryć się za bólem odczuwanym przez wszystkich
z powodu tej młodej kobiety, która tego ranka jeszcze nie wyszła ze swojego pokoju.
Na taras wchodzi mój brat. Drapie się po twarzy i opada na krzesło obok mnie.
– Co z nią? – udaje mi się wyszeptać. Zmuszam się do skupienia się na bracie.
Mason wzdycha.
– Mówi, że wszystko dobrze, ale kto wie. Parker twierdzi, że ona jest tym typem
człowieka, który cierpi w milczeniu, więc pewnie kłamie. Jest tu, gdzie powinna być,
i jest bezpieczna, ma zapewnioną opiekę. Pozwoliła Lolli zostać przy sobie, a to musi
być dobry znak.
Przytakuję, a Mason kładzie głowę na moim ramieniu. Przymyka na chwilę oczy,
a moje spojrzenie przeskakuje przez płomień.
Chase marszczy brwi tak mocno, że prawie się stykają, i opuszcza wzrok.
Dosłownie wzdrygam się z bólu, który przeszywa moją pierś, i w tym samym
momencie Mason odwraca do mnie głowę.
Natychmiast marszczy czoło. Wiem, że moje oczy są zaszklone, ale posyłam mu
wymuszony uśmiech. Tak, by przekonać go, że to przez cierpienie, które dotyka teraz
naszą rodzinę.
Wtedy mama wychodzi z domu obładowana naczyniami, ale odmawia pomocy,
którą jej oferujemy. Ustawia jedzenie na stole, który wujek Ian zrobił w prezencie dla
Lolli i Nate’a.
Mama napełnia nasze talerze, a tata nam je rozdaje. To coś, za czym będą tęsknić.
Posiłek zjadamy w prawie całkowitej ciszy. Nawet jeśli ktoś coś mówi, nie zwracam
na to uwagi, zbyt pogrążona w szeptach własnego umysłu, by usłyszeć cokolwiek, co
dzieje się wokół mnie.
Chwilę później wszyscy znów gdzieś się rozchodzą. Zbliża się do mnie mama
i mnie przytula. Mówi coś cicho, ale to też do mnie nie dociera.
Kiedy podnoszę wzrok, znów jesteśmy tylko my – Chase i ja. Stoi przed nim
nietknięty talerz.
Nie poruszył się.
Chciałabym, żeby to zrobił.
Chciałabym, żeby wyszedł, ale przecież stać mnie na więcej.
Zwłaszcza że jego oczy są utkwione we mnie, znów albo wciąż… Nie wiem, ale
chcę, żeby odwrócił wzrok. Już dłużej tego nie zniosę i to powoli zabija mnie od
środka.
Nie powinien mieć tego umęczonego i zmartwionego wyrazu twarzy, który mi
teraz ukazuje, błagając, żebym zrozumiała.
Powinnam teraz patrzeć w oczy zdeterminowanego, zdecydowanego człowieka,
gotowego pokonywać góry, potykać się, spadać i znów podnosić, aż znajdziemy na
szczycie stabilny grunt pod stopami. Bo tak wygląda miłość, prawda?
Chaos emocji?
Wyboista droga?
Ekscytujące doświadczenie?
Ale kim ja, do cholery, jestem, żeby mówić, czym jest miłość?
Wszystko, co o niej wiem, to to, co widziałam między swoimi rodzicami. A to, co
teraz czuję, nie ma z tym nic wspólnego.
To są męczarnie.
Patrzę na niego, w jego zielone oczy, w których migocze płomień, przygaszone
i przygnębione, i zastanawiam się, czy jestem niesprawiedliwa.
Chase i ja nawet nie dotarliśmy jeszcze do punktu wyjścia, a już wydarzył się
dzisiejszy poranek.
Nasze emocje były nieuporządkowane, byliśmy smutni i zdezorientowani, skupieni
na stracie i zagubieni w myśleniu, „co by było, gdyby”… Chwila wzięła nad nami górę.
Przeszliśmy od pożądania do seksu na plaży w blasku księżyca.
Od zera do setki – real quick.
Chce mi się śmiać z tego, że nawet teraz nie potrafię wyrzucić z głowy tekstów
piosenek, ale nie umiem znaleźć siły do zwracania uwagi na tę część siebie.
Sytuacja jest jasna. Tylko idiota może zaprzeczać temu, co oczywiste. To, co
znaczyło dla mnie więcej, niż sama przed sobą przyznam, musiało znaczyć dla niego
o wiele mniej.
Wiem, że Chase też coś poczuł, tak samo jak wiem, że dla niego to też jest bolesne.
Może w inny sposób, ale jednak bolesne.
Zawsze zastanawiałam się, czy to będzie ryzyko niewarte podjęcia, ale teraz już
wiem.
Rzeczywistość jest smutna.
Ja jestem smutna. Ale będę musiała jakoś sobie z tym poradzić, bo – jak tyle razy
powtarzał mój brat – utrzymanie naszej przyjaźni jest ważniejsze niż cokolwiek
innego.
Niczego sobie nie obiecywaliśmy; nie prosiłam go o więcej, zanim oddałam mu
wszystko. I to moja wina. Przyjmę na siebie to brzemię, jeśli w ten sposób będę mogła
zatrzymać go przy sobie.
Z tą myślą biorę głęboki wdech i uśmiecham się delikatnie do człowieka
siedzącego przede mną.
Wzdycha ciężko, jakby wcześniej wstrzymywał oddech. Zrywa się na równe nogi
i podchodzi do pustego krzesła obok mnie.
Jego wzrok spotyka mój.
– Arianna…
– Wiem. – Kiwam głową i przełykam gulę w gardle. Nie umiem powstrzymać łez
napływających do moich oczu. – Nie musisz tego mówić.
Jego twarz się napina.
– Czuję się jak dureń. Wiedziałem, co robię i… pragnąłem tego. – Patrzy mi w oczy
i widzę, że mówi prawdę. – Pragnąłem ciebie, Ari. Po prostu… nie wiem. Nie
pomyślałem. Po prostu to zrobiłem. – Sfrustrowany, odwraca głowę. – Czuję, jakbym
cię oszukiwał, traktował cię tak, jakbyś nie była dla mnie ważna. A jesteś.
– Chase. – Walczę ze swoim łamiącym się głosem. – Spójrz na mnie.
Patrzy na mnie, ale nie odwraca głowy w moją stronę, jakby spotkanie twarzą
w twarz to było dla niego za dużo.
– Wszystko rozumiem. – Unoszę kącik ust w smutnym uśmiechu, a łza spływa mi
po policzku. – Byłeś dla mnie dobry. – Kładę drżącą dłoń na jego kolanie. Boję się tego
dotyku, ale chcę, żeby mnie zrozumiał. – Nie żałuję tego.
Obserwuje mnie, zastanawiając się, czy mówię szczerze. Niepewnie kiwa głową.
– Nie jesteś pierwszą lepszą dziewczyną, Ari. Jesteś kimś więcej. Znaczysz…
o wiele więcej.
Czuję, jak serce wali mi pod żebrami. Chciałabym, żeby wstał i sobie poszedł, żeby
przestał mówić, ale kontynuuje:
– Nawet nie wiem, co tak naprawdę się wydarzyło – szepcze poważnie.
Ze smutkiem. – Staliśmy tam w ciemności, twoje włosy rozwiewał wiatr i… wyglądałaś
tak pięknie, Ari… I smutno.
Zaciskam zęby, żeby powstrzymać szloch.
– Cała ta sytuacja z Payton… Nie wiem. Musiałem cię pocałować. A kiedy to
zrobiłem, nie mogłem przestać. – Przełyka ślinę, tymczasem ja robię wszystko, co
w mojej mocy, żeby się nie odwrócić.
Chase spuszcza wzrok, a ja sama wbijam sobie kilka gwoździ w organ bijący
w mojej piersi, żeby utrzymać go na dystans, bo wiem, co nadchodzi. Wiem, co on
zamierza powiedzieć. I to będzie bolało jak nic innego na świecie.
Jego łagodne zielone oczy unoszą się do moich. Wbijam paznokcie w uda, żeby
skupić się na fizycznym bólu zamiast na emocjonalnej torturze, którą zaraz mi zada.
I zadaje.
Głos Chase’a jest cichy i pełen żalu, kiedy szepcze słowa, których nigdy nie
zapomnę:
– To był błąd.
Wzdycham w środku.
– Nie wiem, Ari… Może gdyby wszystko było inaczej, ja… my…
Więcej nie mogę już znieść. Bo wszystko mogłoby być inaczej. Wszystko b y ł o b y
inaczej… gdyby tylko on tego chciał.
Ale przecież fakty są jasne.
Dużo dla niego znaczę, ale jego przyjaźń z moim bratem znaczy więcej.
W porządku.
Wiedziałam o tym od lat. I będę o tym wiedzieć przez następne lata.
Chcę wierzyć w to, że ból nie okaże się tak trwały, jak trwała była nadzieja.
Wstaję i z trudem zmuszam się do uśmiechu.
– Dziś wieczorem wrócę do domu z rodzicami.
Chase podrywa się w sekundę.
– Nie…
– Muszę wyjechać, Chase – przerywam mu. – Wszystko w porządku. Ja po
prostu… – Nie mogę być blisko ciebie. – Po prostu muszę wyjechać. – Muszę się
zastanowić, w jaki sposób będę mogła spojrzeć ci w twarz po tym wszystkim.
– No dobrze – mówi cicho, spuszczając głowę. – Co powiesz Masonowi, kiedy
zapyta, dlaczego wyjeżdżasz?
Błysk gniewu przetacza się przez moją pierś, ale go odpycham.
– Nie wiem, ale po ostatniej nocy na pewno się ucieszy, że już mnie tu nie będzie.
Schodzę po schodach. Oboje wiemy, że to nieprawda. Mój brat będzie zmartwiony,
nawet zły, ale nie mogę spędzić z Chase’em ani jednego dnia dłużej w tym domu.
Gdy jestem już na końcu pomostu, docierają do mnie szczere słowa Chase’a, ale
nie koją mojego bólu, choć taki był ich cel.
– Nie chcę cię stracić. Może teraz tego nie czujesz, ale wiele dla mnie znaczysz,
Ari…
– Taa – wzdycham i słyszę z tyłu głowy: „A jednak niewystarczająco wiele”.
Wieczorem, kiedy przechodzę przez drogę, żeby wsiąść do samochodu taty, przez
chwilę oślepiają mnie reflektory samochodu z kolejnej przecznicy. Unoszę dłoń, żeby
zasłonić oczy i lepiej widzieć, ale światła zaraz znikają. I znów nastaje ciemność.
Wspinam się na tylne siedzenie i zamykam oczy. Mam nadzieję, że kiedy
przyjedziemy na Avix, wszystko będzie tak, jakby nigdy nic się nie wydarzyło.
ROZDZIAŁ 11

– Gdzie jesteś, dziewczyno?


Powstrzymując się od westchnienia, wypuszczam z rąk długopis i wykorzystuję tę
chwilę, by się przeciągnąć. Nawet nie odpowiadam Cam, bo wiem, że i tak zaraz
wbiegnie do mojego pokoju, co właśnie robi.
– Hej! – Opada na moje łóżko i odwraca się do mnie z wymownym uśmieszkiem.
Czuję, jak niepokój opada na moje barki, ale stałam się tak dobra w ukrywaniu go,
że Cam już chyba tego nie zauważa.
– Wychodzimy. – Porusza znacząco brwiami.
Zmuszam się do uśmiechu i chwytam długopis.
– Dziś nie mogę. Muszę się uczyć.
Cam chowa głowę w moją poduszkę i warczy w nią dramatycznie.
– Ari, no dawaj. Semestr zaczął się trzy tygodnie temu, a ty jeszcze ani razu ze mną
nie wyszłaś. Rozumiem, że chcesz być na bieżąco ze wszystkimi zajęciami, ale, kurwa,
miałyśmy świetnie się tu razem bawić, a ty ciągle mnie olewasz, czym sprawiasz, że
czuję się jak majtki dziwki.
Unoszę brew.
– No wiesz – mówi z irytacją. – Piąte koło u wozu. Wszędzie, gdzie idę, jesteśmy
tylko ja i trzech facetów, i to jest strasznie do dupy! Potrzebuję drugiej waginy, żeby
trochę wyrównać bilans.
Na moich ustach pojawia się delikatny uśmiech. Kręcę głową.
– Jesteś walnięta.
– Kochasz mnie.
– Nigdzie nie idę.
– Proszę.
– Cameron, nie mogę. Mam dużo zadań. – To nie do końca jest kłamstwem, ale ona
dobrze wie, że chodzi o coś więcej.
Przez moment nic nie mówi. Wzdycha tylko i podnosi się z łóżka. Podchodzi do
mojej taniej komody ze sklejki i przebiega palcami po rzędzie ustawionych na niej
fotografii. Bierze do ręki tę, na której chłopaki nas podnoszą. Są w drużynowych
strojach i przed chwilą wygrali ważny mecz. Leżymy na ich rękach i uśmiechamy się
w stronę aparatu.
Wiele razy chciałam schować to zdjęcie do szuflady, ale ciągle nie mogę się do tego
zmusić.
– W ten weekend będzie pierwszy mecz sezonu, wiesz?
– Tak. – Przełykam ślinę, żeby zagłuszyć palenie w gardle, i unikam jej wzroku.
Oczywiście, że wiem.
Zapisałam to w swoim kalendarzu na ścianie już kilka miesięcy temu, bo
wiedziałam, że go ze sobą zabiorę. Zaznaczyłam tę datę markerami, niebieskim
i złotym.
Cam odkłada zdjęcie, nie patrząc na nie, i delikatnie przypomina mi o tym, co już
przecież wiem:
– Złamiesz Masonowi serce, jeśli nie przyjdziesz.
Tamtego dnia, kiedy wyjechałam z domu na plaży, Cam pojechała ze mną.
Wiedziałam, że podejrzewa, że coś się wydarzyło, ale czekałam cały tydzień, aż do
wyjazdu na kampus, zanim jej to wyjaśniłam. Opowiedziałam jej wszystko i – tak jak
się spodziewałam – najpierw się zezłościła, a potem rozpłakała.
Z jednej strony nie chciałam tego przed nią ukrywać, ale z drugiej nie chciałam
też, żeby moje własne problemy były kolejnym ciężarem dla naszej paczki. Potrzeba
było prawie dwóch litrów lodów i sześciopaku piwa, żeby jej złość na Chase’a trochę
zelżała i żeby zobaczyła tę sytuację tak, jak w istocie wyglądała: pełna emocji noc,
która doprowadziła nas do punktu bez wyjścia.
Nikt nie zawinił, nikt nie zrobił niczego złego. Wydarzyło się to, co się wydarzyło.
I tyle, nic więcej.
Pojechałyśmy na Avix dwa tygodnie przed rozpoczęciem zajęć i w tym czasie Cam,
jak prawdziwa przyjaciółka, nie odstępowała mnie ani na krok. Powoli się
rozpakowywałyśmy i urządzałyśmy pokoje, które mają być naszym domem przez
następny rok, dużo spacerowałyśmy i trochę poznałyśmy okolicę.
Chodziłyśmy też do kina i spędzałyśmy czas z dziewczynami mieszkającymi na
parterze naszego akademika. Spotykałyśmy się na lunche i kawę. Cam starała się
zajmować mnie wszystkim, co tylko przychodziło jej do głowy. I w zasadzie to
działało – dopóki nie wracałam do swojego pokoju. Gdy zostawałam sama, ból
powracał. Cam o tym wiedziała, dlatego właśnie wychodziłyśmy gdzieś codziennie od
czasu wprowadzenia się aż do nocy poprzedzającej pierwszy dzień zajęć.
To był też pierwszy dzień, kiedy chłopcy w końcu znaleźli wolną chwilę.
Poprosili nas, żebyśmy do nich przyszły i poznały ich kumpli.
Cam była bardzo podekscytowana, ale ja – wręcz przeciwnie. Poczułam, że jestem
w potrzasku, i ogarnął mnie strach.
Moja najlepsza przyjaciółka chciała zrezygnować z wyjścia, ale jej na to nie
pozwoliłam i namówiłam ją, żeby tam poszła. Przecież minęło siedemnaście dni,
odkąd się z nimi widziałyśmy… Siedemnaście dni od ostatniego dnia na plaży.
Mase dzwonił wieczorami, a Brady wciskał mu się przed kamerkę. Chase pojawił
się tylko kilka razy w tle i nic więcej, za co jestem wdzięczna.
Cam tamtego wieczoru poszła się z nimi spotkać i wiem, że musiała jakoś okłamać
mojego brata, kiedy pojawiła się tam beze mnie. W innym wypadku byłby u mnie
w ciągu godziny.
Ale to było w połowie miesiąca, a teraz sierpień się kończy.
Cam powoli nie ma już cierpliwości, ale to rozumiem. Przyjechałam tu, żeby razem
ze swoją najlepszą przyjaciółką doskonale się bawić, a zostawiłam ją samą, w dodatku
z poczuciem obowiązku ratowania mnie przed tonięciem w swoich smutkach.
To nie jest tak, że nie chcę z nią wyjść. Chcę i starałam się przekonać do tego samą
siebie więcej razy, niż mogę zliczyć, ale ostatecznie nie umiem podjąć decyzji.
To frustrujące, ale nie mogę znieść myśli, że miałabym go spotkać. Naiwnością byłoby
sądzić, że nie będzie go w pobliżu. Będzie tam na pewno, prawdopodobnie z tłumem
dziewczyn wokół siebie, jak zawsze.
Moje serce tego nie zniesie.
Ja tego nie zniosę. Jeszcze nie.
Cam twierdzi, że powinnam wyjść, żeby zająć czymś myśli, ale jak mam to zrobić,
kiedy on z a w s z e jest gdzieś obok?
Zmusiłam się już do naszej tradycyjnej nauki na trybunach, kiedy oni trenują, i to
była tortura. Musiałam zachowywać się zwyczajnie, bo inaczej mój brat wkurzyłby się
i żądałby wyjaśnień. On nie umie normalnie podchodzić do niektórych spraw:
natychmiast idzie na całość, a to jest teraz ostatnia rzecz, której potrzebuję, więc kilka
razy w tygodniu razem z Cam grzecznie sadzamy tyłki na stadionie i odrabiamy
zadania, a chłopaki ostro ćwiczą na boisku. Ów zwyczaj ugruntował się po to, żebyśmy
były „bezpieczne” pod ich czujnym okiem, i stał się czymś, czego zaczęli od nas
oczekiwać. Po każdym zdobytym punkcie albo dobrym zagraniu patrzą na nas
z uśmiechem, wiedząc, że odpowiemy tym samym.
Nigdy nie odrobiłyśmy tam za wiele zadań.
Na moich ustach pojawia się nieznaczny uśmiech, ale zaraz hamuje go ucisk
w żołądku. Złoszczę się za to na siebie.
Mam już dość bycia smutną.
To, co ułatwia mi kontynuowanie tutaj tej naszej tradycji, to fakt, że po treningu
chłopaki idą do szatni. W liceum zabierali tylko torby i prosto z boiska szliśmy do auta
i jechaliśmy do domu. Tu jednak mogę się wymknąć, zanim będę zmuszona się z nimi
spotkać, co pozwala mi uniknąć dziwnych spojrzeń Chase’a, które doprowadziłyby
mnie do zrobienia czegoś żenującego.
Poza przychodzeniem na trybuny, z których widzę go jedynie z odległości
pięćdziesięciu metrów, spotkałam się z Chase’em tylko raz, odkąd tu przyjechaliśmy –
podczas naszej obowiązkowej niedzielnej kolacji. To warunek, który postawili nam
rodzice, gdy zgodzili się, żebyśmy zamieszkali w droższych akademikach.
Zaczęli wtedy pierwszy tydzień nauki. Chociaż próbowałam wziąć się w garść
i wytrzymać ból, który zadawał mi jego nieprzytomny wzrok, nie udało mi się
wytrzymać nawet dziesięciu minut. Skłamałam, że boli mnie brzuch, i na resztę
wieczoru zamknęłam się w swoim pokoju. Myślę, że Brady byłby w stanie wyważyć
moje drzwi, bo chwilę po tym, jak wszyscy przyszli do mojego pokoju, zaczął mi
posyłać spojrzenia, które nazywamy wzrokiem Brady’ego, mówiące „Ja coś wiem, ale
jeszcze nic nie powiem”. Bóg zapłać, Brady.
W następnym tygodniu powiedziałam im, że nie uda mi się przesunąć zebrania
grupy projektowej, a nie mogę go przegapić. W żadnej grupie nie byłam, ale wtedy
zaczęłam szukać jakiejś, do której mogłabym się zapisać.
Jedyny powód, dla którego mi się za to nie oberwało, jest chyba taki, że sprytnie
planuję spotkania. Umawiam się z Masonem na lunch albo wspólną naukę, kiedy inni
mają zajęcia. Z Bradym tak samo. Czasem widuję się z jednym z nich w kawiarni albo
rozmawiam w przerwach między wykładami.
Nigdy jednak nie spotykam się z oboma naraz, bo zorientowaliby się, że kogoś
brakuje. Na to nie mogę sobie pozwolić. Jeszcze nie.
To trudne, gdy zdajesz sobie sprawę, że jesteś dla kogoś po prostu
niewystarczająca. A jeszcze trudniejsze, gdy ta osoba jest bliska wszystkim twoim
bliskim.
Chociaż już nie codziennie, ciągle jeszcze zdarza mi się długo płakać, zanim zasnę.
Wiem, że to bez sensu. Można by nawet powiedzieć, że to zbyt teatralne: płakać za
kimś, kto nigdy nie był twój. Ale – jakkolwiek banalnie to brzmi – moje serce cierpi
tak, jakby jednak był.
A może chodzi o to, że rzeczywistość tamtej nocy zmusiła mnie do tego, co
zrobiłam, tak samo jak fala, która obmywała mi stopy, kradnąc spode mnie coś więcej
niż tylko piasek. Wszystko, co pragnęłam pewnego dnia mieć, zabrały morskie prądy.
Mój drugi dom zabrał mi moje „być może”, moje nadzieje i moje dziewictwo.
Kiedy zastanawiałam się nad przyszłością, w moich myślach zawsze była obecna ta
perspektywa: ja i najlepszy przyjaciel mojego brata. Spędziłam tak wiele lat z tym
obrazem w głowie, że teraz nawet nie wiem, jak miałabym wyobrazić sobie coś innego.
To bolesne i wkurzające.
Ale przegapić pierwszy mecz naszych chłopaków w roli reprezentantów
uniwersytetu?
Nigdy.
Patrzę Cameron w oczy.
– Przyjdę.
Kiwa głową i gapi się na swoje paznokcie.
– Słyszę cię czasami w nocy, wiesz? – szepcze łagodnie i spogląda na mnie. – Nie
jesteś tak cicho, jak ci się wydaje.
Biorę głęboki wdech.
– Wszystko w porządku, Cam. Naprawdę.
– Nie mogę ci pomóc, jeśli nie pozwolisz mi chociaż spróbować.
– Wiem. – Odwracam wzrok. – Ale sama muszę sobie z tym poradzić. To jedyny
sposób.
– Obiecasz, że postarasz się jeszcze bardziej? – szepcze.
Moje usta rozciągają się w uśmiechu. Unoszę rękę, żeby ją przytulić.
– Obiecuję.
– Dobrze. – Ściska mnie, a potem odchodzi w kierunku drzwi. – Idę się
przygotować. Wychodzę za dwadzieścia minut, gdybyś zmieniła zdanie.
Kiwam głową, wdzięczna Cameron jeszcze bardziej. Zdaje sobie sprawę, że moja
odmowa nie ma nic wspólnego z odrabianiem zadania, a jednak pozwala mi na nią, bo
wie, że tego właśnie potrzebuję.
Naprawdę chcę postarać się jeszcze bardziej.
Mam już dość samej siebie i jestem gotowa uwolnić się od tej pożerającej mnie
pustki. Ale mimo naszej rozmowy w kolejnych dniach ciągle odrzucam jej
zaproszenia. A kiedy w końcu nadchodzi dzień meczu, jestem kłębkiem nerwów.
Stresuję się tak bardzo, że wszystko mnie boli od mimowolnego spinania mięśni.
Jestem gotowa, żeby tam pójść. Chcę, żeby to się już skończyło.
– Pospiesz się, lafiryndo! – krzyczę, przechadzając się przed drzwiami naszego
mieszkania.
– Wyluzuj, wywłoko, jestem gotowa.
Gdy Cam przechodzi przez przedpokój, nie mogę powstrzymać uśmiechu.
– Ooo, wyglądasz ślicznie!
Na policzkach eyelinerem narysowała sobie numery koszulek Chase’a i Brady’ego,
a niebieskim brokatem na swoim białym T-shircie – numer Masona. Ma na sobie
swoje słynne bardzo krótkie spodenki i złote sandały. Blond loki upięła wysoko. Jest
zachwycająca.
– Czekaj, czekaj! – Odwraca się, żeby zaprezentować czwórkę narysowaną na
plecach, i spogląda na mnie przez ramię. – Musiałam też uwzględnić Treya.
Śmiejemy się, a Cam odwraca się do lustra wiszącego na drzwiach i przewraca
oczami, kiedy je otwieram.
– Dobrze kombinujesz. Chodźmy już. – Wypycham ją na korytarz i kierujemy się do
windy.
Gdy jesteśmy w środku, Cam mi się przygląda.
– Powinnaś była ubrać koszulkę treningową Masona albo coś w tym stylu.
Krzywię się do jej odbicia w srebrnych drzwiach windy.
– Mam przecież na sobie koszulkę naszej drużyny.
– No, z joggerami i starymi uggami do wyprowadzania psa.
– Nawet nie zaczynaj.
Poprawia sobie kucyk.
– Rozumiem, że po meczu nie pójdziesz z nami na imprezę?
– Nie.
Cam warczy. Dosłownie. Odwraca się, żeby spojrzeć mi w twarz.
– Przysięgam na Boga, Arianno Johnson…
Drzwi windy się otwierają, więc ją uciszam, ale Cam się tym nie przejmuje.
– Nie uciszaj mnie! Weź się w garść i wyjdź z nami! – syczy, ale zaciska usta i spina
ramiona. – Chase tam będzie, no i co z tego? Wielka mi, kurwa, rzecz!
Rozglądam się, spanikowana, bo napotykam ciekawskie spojrzenia ludzi w hallu.
– Cameron, przestań.
Jej oczy płoną.
– Jebać te plotkary. Nie przejmuję się nimi.
Staję przed nią.
– Ale ja się przejmuję, rozumiesz?! Nie chcę, żeby wszyscy wiedzieli o moich
problemach.
– A o jakie problemy ci chodzi, bo ja nie widzę żadnego?
– No weź się przez chwilę zastanów. Naprawdę sądzisz, że chcę iść tam i patrzeć na
te wszystkie dziewczyny, które będą skakać wokół Chase’a, futbolisty w akademiku dla
sportowców po pierwszym meczu w sezonie? – Unoszę brwi, a Cam spuszcza wzrok. –
Chcę iść i zobaczyć mecz swojego brata i swoich przyjaciół, to wszystko. Znajdź sobie
kogoś innego, z kim będziesz siedzieć, albo się z tym pogódź.
– Nieważne. – Zaciska usta i przygląda mi się przez chwilę, a potem przechodzi
obok mnie. – Ale, do twojej wiadomości, nie przestanę namawiać cię do wychodzenia,
żebyś mogła w końcu dać sobie z tym spokój.
Na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Przechodzę przez drzwi, które Cam
przytrzymuje dla mnie z wielkim sztucznym uśmiechem na swoich różowych ustach.
Gdy tylko przekraczamy bramę i usadawiamy się na trybunach, zwracam się do
niej:
– Do twojej wiadomości: wcale nie chcę, żebyś przestała mnie namawiać.
Patrzy na mnie gniewnie, ale zaraz dostrzegam błysk w jej oku. Kiwa głową i ściska
moją dłoń.
– Jesteś po prostu… Martwię się, wiesz?
Przełykam gulę w gardle.
– Wiem.
Cam pociąga nosem i się prostuje.
– No dobra, to myślisz, że uda nam się przekonać tamtych facetów, żeby kupili
nam piwo?
Śmiejemy się i patrzymy przed siebie.
Dwadzieścia minut później niebiesko-złoty tłum zebrany na stadionie wrzeszczy
jak oszalały.
Wygląda na to, że na mecz otwarcia sezonu wybrała się połowa wszystkich
studentów.
To słodko-gorzkie uczucie rozglądać się dookoła i wiedzieć, że nie ma tu nikogo
z naszej rodziny. To coś, czego chłopcy nigdy wcześniej nie doświadczyli. Kiedy byli
dziećmi, jedno z rodziców zawsze przychodziło na każdy ich mecz,
a w dziewięćdziesięciu pięciu procentach przypadków – oboje. Takie mieliśmy
szczęście.
Zawsze byli przy nas, więc gdy tylko wyjechaliśmy na kampus, wybrali się
w podróż po Europie. Od czterech lat to planowali i odkładali pieniądze. Gdy ojcu
Brady’ego udało się dostać urlop, wszyscy zaczęli przygotowania. Moi rodzice
upewnili się, że z Kenrą wszystko w porządku, i wyjechali, ale nie mam wątpliwości, że
gdziekolwiek teraz są, siedzą przed telewizorem albo przy komputerze, czuwając.
Pierwszym zagraniem dzisiejszego meczu jest doskonałe podanie na pięćdziesiąt
jardów. Takie, od którego aż masz ciarki, kiedy podążasz wzrokiem za idealnie
podkręconą piłką, a całe twoje ciało rozpala się, kiedy w końcu bezproblemowo ląduje
ona w rękach odbierającego drużyny z Avix. A później robi się jeszcze ciekawiej.
W powietrzu unosi się napięcie, tłum szaleje, a drużyna karmi się jego krzykami.
Dokładnie tego potrzebowałam – odrobiny normalności. Mecze od zawsze były
moim ulubionym sposobem na spędzenie wieczoru.
Czas szybko płynie, kiedy tak stoimy, krzyczymy i kibicujemy naszej drużynie.
Brady, futbolowa bestia, jest na boisku przez większość meczu, Chase i Mason
grają głównie w trzeciej i czwartej kwarcie. Chase nie miał dziś okazji dotknąć piłki, za
to kilka razy doskonale zablokował przeciwników. Masonowi najpierw nie udało się
popisać rzutem, ale jego podanie w tylnej strefie było bezbłędne, a manewry jeszcze
lepsze.
Mój brat zawsze doskonale radził sobie z pracą nóg, a po tych kilku minutach na
murawie widać, że teraz jest jeszcze lepszy.
Czas prawie się kończy i zaczyna się ostatnia akcja. Cały stadion wstał z miejsc
w oczekiwaniu na finalne ustawienie.
Rozgrywający nie oddaje piłki, ale sam rusza, by zdobyć kolejne jardy. Zawodnik
z numerem dziewiętnaście wkracza do gry – zwodzi tylnego obrońcę, który może go
powalić, i umyka przed ochraniaczami drugiego obrońcy. Tłum szaleje, a mnie
przechodzą dreszcze i staję na palcach, żeby lepiej widzieć, jak przeskakuje nad
chmarą zdeterminowanych przeciwników, którzy muszą się wycofać.
Dźwięk końca meczu rozbrzmiewa dokładnie wtedy, gdy rozgrywający zdobywa
czwarte przyłożenie i zrywa się na nogi w geście zwycięstwa. Avix wygrywa jednym
punktem zdobytym w ostatnich pięciu sekundach gry.
Cam i ja skaczemy razem z tłumem, przytulamy się i wiwatujemy.
Łzy napływają mi do oczu i zaciskam usta. To dzień, którego Mason, Brady i Chase
nigdy nie zapomną. Cholera, ja też go nie zapomnę. Ciężko pracowali, by się tu
znaleźć, i jestem dumna z całej trójki. Nie mogę się doczekać ich kolejnych meczów.
Cam piszczy i ciągnie mnie zatłoczonym przejściem.
– Ari, to było genialne! – Przybija piątki grupie pijanych ze szczęścia ludzi,
skandujących nazwę naszej drużyny. Odwraca się do mnie ze śmiechem. Jej opaloną
twarz wypełnia podekscytowanie. – Musisz ze mną zaczekać, żeby im pogratulować!
– Zaczekam. – Uśmiecham się i kiwam głową, ale sama zauważam, że moja reakcja
jest trochę przesadzona.
– Poradzisz sobie, kochana. – Cam ściska moje ramię.
– Jasne. – Biorę głęboki wdech.
Może.
Mija dobre czterdzieści minut, zanim drużyna wychodzi z szatni. Nasi chłopcy
uśmiechają się szeroko, gdy rozglądają się dookoła i widzą szalejących kibiców,
których nie zauważyli, schodząc z boiska. Mimo ryku tłumu i mnóstwa półnagich
dziewczyn dostrzegają nas, siedzące przy latarni, i kierują się prosto w naszą stronę.
Nie mogę powstrzymać uśmiechu. Odpycham się od betonowego słupa i rzucam
się na szyję Brady’emu, który biegnie do mnie z pełną prędkością. Podnosi mnie
i okręca, śmiejąc się w moją szyję.
– Jak ci się podobało, Arinko?! – krzyczy, całuje mnie w policzek i rzuca się na
Cameron.
Wtedy podchodzi do mnie mój brat i obejmuje mnie ze śmiechem. Potrząsa mną.
– Nawet nie umiem opisać, jakie to uczucie!
Odsuwam się i przyglądam uśmiechniętej twarzy Masona. Rozmawialiśmy o tym
dniu, od kiedy mieliśmy po siedem lat, a on zaczął grać w drużynie juniorów. Wiem, że
to dla niego początek czegoś wielkiego, dlatego nie umiem powstrzymać łez.
– No przestań. – Śmieje się, klepiąc mnie w ramię. – Boże, jesteś beksą jak mama –
droczy się.
Uśmiecham się przez łzy.
– No cóż. Jestem z was dumna, chłopaki.
Twarz Masona łagodnieje i wiem, o czym myśli, a czego nie mówi. Moja obecność
tutaj wiele dla niego znaczy. Może i jest apodyktyczny i humorzasty, ale – tak jak ja –
chce mieć blisko siebie swoją rodzinę i wszystkich, którzy są dla niego ważni. I tak jak
ja świetnie radzi sobie sam. Pewnie dlatego tak długo zajmuje mi wybudzenie się ze
stanu ciągłego użalania nad sobą – bo odpycham od siebie rodzinę i przyjaciół,
zamiast skorzystać z faktu, że chcą być przy mnie. Gdybym tylko im na to pozwoliła…
Ale, jak już mówiłam, nie chcę obarczać ich swoim własnym ciężarem. Poradzę
sobie z nim sama, żeby nikt nie musiał doświadczyć pustki, która się z tym wiąże.
Czyjaś ręka z wahaniem przesuwa się po moich plecach, żeby zwrócić moją uwagę.
Spoglądam przez ramię. Oddech więźnie mi w gardle, kiedy napotykam spojrzenie
zielonych jak trawa oczu.
Chase.
Jego uśmiech jest nieśmiały, ostrożny. I łamie mi serce.
Wyswobadzam się z uścisku brata i odwracam do niego.
Oddycha z ulgą, kiedy zmuszam się do przytulenia go, tak jak przed chwilą
przytuliłam Masona i Brady’ego.
Jego ciężki oddech sprawia, że ściska mi się serce. Staram się ukryć emocje, które
mogą mnie zdradzić.
– Świetnie dziś sobie poradziłeś, Chase – szepczę. – Tak się cieszę.
Zaciskam powieki w nadziei, że szybko mnie puści, niepewna, czy ja będę w stanie
to zrobić.
Jego ręce z łatwością odrywają się od mojego ciała.
Bo czemu miałoby być inaczej?
Chase odchrząkuje i cofa się z niepewnym uśmiechem.
W jego oczach kryje się pragnienie wyrażenia przeprosin. Nie mogę tego znieść.
Nie chcę ani jego przeprosin, ani poczucia winy, ani niczego innego związanego
z żalem, więc robię, co w mojej mocy, by udać, że nie dostrzegam jego błagania
o przebaczenie i zrozumienie.
– Jakie to uczucie? – pytam, a moje wnętrzności aż skręcają się w próbie
powstrzymania tych żałosnych monologów, które ułożyłam sobie w głowie na ten
konkretny moment.
Boże, to miało wyglądać zupełnie inaczej.
Miał leżeć ze mną na kanapie, przeczesywać dłonią moje włosy i szeptem
opowiadać mi o szczegółach swojego pierwszego meczu w uniwersyteckiej drużynie.
Meczu, który już na zawsze będzie wyryty w jego pamięci.
To wspomnienie, którego nie stanę się częścią, bo to nie ja dziś będę z nim leżeć.
Dlaczego taka jestem?
– Jeszcze trudno mi w to uwierzyć. – Oczy Chase’a błyszczą, a ja spinam się
bardziej. – To było szalone. Przeciwnicy byli ogromni.
– Chcesz powiedzieć, że cała ich drużyna wyglądała jak Brady! – Cam, śmiejąc się,
wskakuje mu na plecy.
Mason z uśmiechem rozgląda się dookoła.
– Chyba wszyscy szykują się do wyjścia. – Odwraca się do mnie, a jego uśmiech
zamienia się w grymas, gdy spogląda na moje spodnie. – A ty znowu nie idziesz –
mówi oskarżycielskim tonem.
Wzruszam ramionami, patrząc wszędzie, tylko nie na niego.
– Nie dzisiaj.
Mason czeka, aż na niego spojrzę, a potem znacząco przenosi wzrok na Chase’a,
który teraz rozmawia z Cam, i znów patrzy na mnie.
Wytrzymuję jego spojrzenie, ale nie odpowiadam.
Po chwili wzdycha z rezygnacją.
– Odprowadzę cię.
– Dziewczyny z mojego akademika wracają razem, są przy lewym wyjściu. Muszę
się pospieszyć, bo wychodzą za dziesięć minut.
Mruży oczy.
– Dobrze, ale napisz, gdy wrócisz do domu. Jeśli zapomnisz, to tam przyjdę.
– Nie zapomnę. – Moje usta drgają. Jeszcze raz spoglądam na wszystkich. – Dobra
robota, chłopaki. Zobaczymy się…
– …jutro. – Brady wbija we mnie wymowne spojrzenie. – Kolacja.
– Jasne. – Przytakuję. – Pa.
Odchodzę pospiesznie, żeby wrócić razem z koleżankami, jak obiecałam.
Po drodze biję się z myślami.
Przeklinam samą siebie. Chciałabym, żeby wszystko znów było normalne, kiedy się
jutro obudzę. Jednocześnie modlę się o jakiś przebłysk geniuszu, który pozwoliłby mi
wymyślić wymówkę, którą kupi mój brat, kiedy powiem mu, że nie przyjdę jutro na
wspólną kolację. Znowu.
Ale gdy kładę się do łóżka w pustym akademiku, bo wszyscy moi znajomi świętują
ten wielki moment, który już więcej się nie powtórzy, przypominam sobie, co
obiecałam Cam.
Przypominam sobie powód, dla którego nasze rodziny podarowały nam dom na
plaży. Przypominam sobie, dlaczego wszyscy tak ciężko harowaliśmy, żeby dostać się
do tego samego koledżu.
Moje uczucia nie mogą tego wszystkiego zniszczyć.
Więc zamierzam wziąć się w garść, wstać i wyjść.
Ale zacznę dopiero po jutrzejszej kolacji.
ROZDZIAŁ 12

Kolejny tydzień mija mi jak za mgłą i zanim się orientuję, już zbliża się następny
weekend. Tym razem jestem przygotowana na Cam, która znów będzie mi wiercić
dziurę w brzuchu.
Gdy słyszę trzaśnięcie drzwi wejściowych, wybiegam z łazienki tak szybko, że aż
ślizgam się po podłodze. Udaje mi się złapać za umywalkę w ostatnim momencie
przed uderzeniem o posadzkę. Kiedy znów stoję, staram się powstrzymać od
wybuchnięcia śmiechem.
Szybko zawiązawszy szlafrok, wchodzę do salonu i siadam na kanapie. Cam
pospiesznie wpycha jakieś pierdoły do lodówki.
– Hej! – krzyczy, gdy słyszy, że wchodzę. – Wpadłam do sklepiku na kampusie.
Zapłaciłam miliony dolarów, ale kupiłam rzeczy na śniadanie. Pomyślałam, że jutro
spędzimy cały dzień na kanapie.
Nie czeka na odpowiedź, tylko przebiega obok mnie, nawet nie obdarzając mnie
spojrzeniem, i wpada do swojego pokoju. Drzwi jej szafy otwierają się z hukiem,
a dźwięk przesuwanych wieszaków sprawia, że zaczynają drżeć mi kolana. Po chwili
pędzi do łazienki w samej bieliźnie, z koralową sukienką do połowy przeciągniętą
przez głowę, tłumiącą jej słowa.
Wiedziałam, że przyjdzie tu jeszcze, zanim wyjdzie wieczorem, powiedziała mi to
po dzisiejszym meczu. Postanowiłam tym razem nie czekać, by pogratulować
chłopakom, wybierając zamiast tego wysłanie im wiadomości na naszym grupowym
czacie. Znów wróciłam do akademika z dziewczynami, a ona czekała z kilkorgiem
znajomych z zajęć.
Po kilku chwilach Cam wychodzi ze swojego pokoju i opada na kanapę obok mnie,
by włożyć swoje złote koturny.
– Spotykam się dziś z Treyem w Screwed Over Rocks, będzie fajnie. – Rzuca aluzję,
ale nie patrzy na mnie.
– Na pewno będzie. Wygląda na to, że zawsze świetnie się z nim bawisz.
– Tak. – Wkłada lewy but. – Drużyna chyba organizuje imprezę w swoim
akademiku, ale on dziś nie ma ochoty, więc…
Powstrzymuję uśmiech.
– Wiem, Mason pisał do mnie parę minut temu.
– Och. – Cam wstaje i idzie w stronę drzwi.
Widzę, że jest zirytowana.
Już prawie się denerwuję, ale moja przyjaciółka nigdy mnie nie zawodzi. I nigdy
nie zawiedzie.
Zatrzymuje się na chwilę z ręką na klamce.
– Mogłabyś pójść, Ari. Chase’a tam nie będzie.
Wreszcie na mnie spogląda i napotyka mój wzrok. Po sekundzie odwraca się,
zdziwiona.
– Co jest, kurwa?
Wybucham śmiechem i wskakuję na kanapę, rozwiązując szlafrok.
Jej ręce wystrzelają w górę.
– Czekaj, czy ty… Co ty robisz? – Dostrzega moją umalowaną twarz, loki jak
z reklamy i obcisłą fioletową sukienkę, którą dla mnie wybrała, kiedy byłyśmy ostatnio
na zakupach.
– Co robię? – Przeskakuję przez oparcie kanapy, wkładam buty na obcasach, które
wcześniej przy niej postawiłam, i uśmiecham się. – Wybieram się na chlanie ze swoją
najlepszą przyjaciółką.
– Naprawdę? – szepcze, a jej oczy błyszczą coraz bardziej.
– Naprawdę.
Cameron piszczy, łapie mnie i razem rzucamy się na kanapę.
Kiedy wstajemy, wzdycha i uderza mnie swoją torebką.
– Nigdy więcej, Arianno Johnson. Masz wpierdol, jeśli spróbujesz jeszcze raz. –
Patrzy na mnie groźnie, ale jej oczy są pełne niewylanych łez, a jej głos obniżył się
o dziesięć oktaw. – Przestraszyłaś mnie.
– Wiem, wiem. Przepraszam. Ciągle jeszcze muszę uporać się z paroma rzeczami,
ale teraz zamierzam się trochę zabawić.
– To właśnie ci powtarzam. Musisz na chwilę przestać o tym myśleć.
Chwytam ją pod ramię.
– Myślisz, że możesz mi w tym pomóc?
– Kurwa, oczywiście, że tak! – Uśmiecha się i przyciąga mnie do siebie.
Wychodzimy zaraz po tym, jak strzelamy sobie po jednym na rozgrzewkę.

Screwed Over Rocks to studencki bar znajdujący się kilka przecznic od kampusu.
Na spotkaniu integracyjnym powiedzieli nam, że mają tam obsesję na punkcie
niesprzedawania alkoholu niepełnoletnim, ale odnoszę wrażenie, że działa tu zasada
„ty nie pytaj, a ty nie mów”, jeśli chodzi o podrabiane dowody osobiste. W sensie:
pokazujesz fałszywy dowód i wchodzisz bez problemu.
To mój pierwszy raz tutaj, ale już wiem, że będę tu przychodzić.
Miejsce jest wielkie i przyjemne. Parkiet rozciąga się na całą długość budynku.
Po bokach znajdują się stoliki, przy których można usiąść i odpocząć. Albo gapić się
na tańczących.
Przy zaokrąglonym barze, który rozciąga się w tyle, stoją krzesła barowe, a wiszące
nad nim lampy roztaczają miękki czerwony blask, urzekająco kontrastujący
z czarnymi, pokrytymi złotym brokatem płytkami na podłodze.
DJ stoi daleko z tyłu, a system nagłośnieniowy pozwala słyszeć muzykę we
wszystkich tych miejscach: grzmiącą na środku parkietu, miękką i lekką przy stolikach
i czystą wokół baru.
Cam wyciąga szyję i wlecze mnie za rękę przed siebie.
– Chodź! Tam jest!
Kiedy do niego podchodzimy, Trey uśmiecha się szeroko, mówi nam, że ładnie
wyglądamy, i od razu wręcza nam po szocie.
– Co to? – pytam, przyglądając się ciemnej cieczy.
– Eliksir dobrej zabawy. Słyszałem, że potrzebujesz. – Wręcza nam po kawałku
limonki.
Wbijam wzrok w Cameron, a ona wzrusza ramionami i wypija swojego szota, nie
czekając na mnie. Przegryza limonką, a potem wyciera usta wierzchem dłoni.
– Chyba nie możesz zaprzeczyć, słodziaku? – Uśmiecha się do mnie, przechylając
głowę.
Unoszę brew i wypijam swój alkohol. Z uśmiechem głośno odstawiam kieliszek na
bar.
– Nie. – Rzucam w nią limonką, a ona wybucha śmiechem.
Jej oczy błyszczą z podekscytowania tylko dlatego, że tu z nią jestem.
Kocham swoją przyjaciółkę.
– Idę tańczyć!
– Zuch dziewczyna! Spotkamy się na parkiecie! – krzyczy Cam, kiedy Trey zamawia
następną kolejkę.
Gdy tylko moje stopy dotykają parkietu, gdzie muzyka rozlega się najgłośniej,
ożywienie bierze górę i natychmiast czuję się lepiej niż przez ostatnie tygodnie.
Czuję, że mogę oddychać, mimo że znajduję się w centrum narastającego tłumu.
Po dwóch piosenkach dołączają do mnie Cam i Trey z następnymi kieliszkami
w dłoniach.
Obalamy jeszcze po dwa szoty.
Po następnej godzinie czuję się świetnie. Mój uśmiech staje się nieco leniwy, ciało
jest w stanie idealnego rozluźnienia, a myśli zajmuje tylko rozbrzmiewająca wokół
muzyka.
Rozglądam się i widzę, że Cam obserwuje mnie, przyciśnięta plecami do Treya.
Wyciągam do niej dłoń i ściskam jej nadgarstek, a ona wskakuje na mnie
i obejmuje moją szyję ramionami, co sprawia, że wybucham śmiechem.
Zrozumiała, co chciałam powiedzieć.
Dziękuję, przyjaciółko.
– Kocham cię, bitch! – krzyczy głośniej, niż powinna, wprost do mojego ucha.
Śmiejemy się i Cam wypuszcza mnie z objęć.
Trey obejmuje ją w pasie. Mój wzrok przeskakuje z jego ramienia na nią.
Wzrusza ramionami, powstrzymując uśmiech.
Trey to zauważa, ale nie przestaje się uśmiechać.
– Jeszcze po jednym? – pyta.
– Jak pić, to porządnie. – Wzruszam ramionami. – I woda.
– Jasne.
– Pójdę z nim, wracamy za minutę. – Posyła mi całusa, gdy znikają w tłumie.
– Będę tutaj.
Nie przestaję tańczyć. Kołyszę ramionami w rytm muzyki, rozkoszując się każdą
chwilą wolności, którą mi daje.
Kiedy muzyka cichnie, a DJ zmienia utwór na Dangerous Woman Ariany Grande,
daję sobie przyzwolenie na bardziej uwodzicielskie ruchy.
Już po drugim wersie ktoś podchodzi do mnie od tyłu i całą mnie obejmuje. Kiedy
zaczynam czuć absurdalnie bliską obecność ciepła ciała swojego nowego partnera, on
nie przybliża się jeszcze bardziej, tylko odrobinę odsuwa. Jakby coś kliknęło.
Moje tętno przyspiesza, a ciało płonie. Uśmiecham się do ciemnej sali i dalej
poruszam w rytm muzyki, przesuwając dłońmi po talii i cicho nucąc słowa piosenki.
W tym momencie silne dłonie przykrywają moje. Nie dotyka mojego ciała, ale
wykorzystuje położenie moich rąk, by przycisnąć je tuż pod moim pępkiem
i przyciągnąć mnie do siebie.
Pozwalam na to, czując, jak wyzywający rytm piosenki przepływa przez moje żyły.
Kiedy jego dłonie rozciągają się na moich, splatam nasze palce.
Sprawdzam go, kołysząc biodrami w jedną stronę, a ramionami w drugą, wyginając
plecy w kształt litery „S”. Delikatnie kołyszę głową, a on, mój Boże, rozumie wszystkie
moje ruchy, dopasowuje do nich każde swoje posunięcie. Ani razu się nie zatrzymuje,
ani razu się nie odsuwa ani niczego nie poprawia. Jesteśmy w doskonałej
synchronizacji.
To oszałamiające. Uwalniające.
To dokładnie to, czego potrzebowałam. Świeży, zdrowy sposób na uwolnienie
wszystkich moich stłumionych emocji bez załamywania się i wypłakiwania sobie
oczu.
W jednym momencie unoszę głowę, a on odrobinę się pochyla. Jego ciepły oddech
muska moją wilgotną od potu skórę karku. To tak, jakby ogień stykał się z lodem.
Gwałtownie wciągam powietrze. Przysięgam, że na ten dźwięk na chwilę wstrzymał
oddech.
Odsuwa nasze złączone ręce i unosi je nad moją głowę, nawet na chwilę nie
odrywając ode mnie palców. Przeciąga nimi wzdłuż mojego ciała aż do bioder. Moje
osamotnione w powietrzu dłonie same wiedzą, co mają robić. Wiedzą, co on chce,
żebym nimi zrobiła.
Opuszczam je powoli, w rytm muzyki, aż moje opuszki docierają do jego krótkich
miękkich włosów. Gdy moja prawa ręka przesuwa się po jego szyi, lewa opada niżej
i chwyta jego silną dłoń.
Jego uścisk drga na moich biodrach, a w odpowiedzi na to moje ciało przyciska się
do jego. Moja głowa opada do tyłu. Ten nagły ciężar jest nie do zniesienia.
Jakby wyczuwał mój następny ruch, prawą dłonią delikatnie powstrzymuje mnie
od odwrócenia się w jego stronę.
Nie widzi mojej twarzy, ale w jakiś sposób wyczuwa moją nadąsaną minę – zdradza
go stłumiony śmiech. Zamykam oczy, chłonąc ten głęboki, szorstki dźwięk.
Wyczuwam jego uśmiech w sposobie, w jaki oddycha, jego rozbawienie w sposobie,
w jaki tańczy. Tak, jakby jego doskonały nastrój przepływał przez moje własne żyły.
Kiedy rozłącza nasze dłonie i przesuwa swoją po moich żebrach, jego ciekawość jest
wypisana w biciu jego serca. A ono bije prawie tak szybko jak moje.
Chcę cię zobaczyć.
On wie, że tego pragnę, więc kiedy kończy się jeden utwór i zaczyna kolejny, oboje
się zatrzymujemy.
Powoli obracam się na obcasach i zaczynam wyswobadzać się z jego objęcia, ale
w następnej sekundzie zamieram w bezruchu, gdy delikatnie przyciska usta do mojego
ucha.
– Teraz możesz się odwrócić, piękna – mówi głębokim szeptem, a mnie ogarnia
dziwna lekkość.
Gdy się odwracam, wstrzymuję oddech, przygryzając dolną wargę. Nie patrzę od
razu na jego twarz, by nie rezygnować z zabawy. Zamiast tego unoszę wzrok powoli,
przeciągając nim po silnej, napiętej szyi, opalonej skórze i kołnierzyku zwykłej szarej
koszulki. Pozwalam mu wędrować niżej, by dostrzec wystający spod prawego rękawa
koniuszek tatuażu.
Unosi rękę i mogę podziwiać jego napinające się mięśnie. Znów tłumi śmiech.
Zamykam oczy, przygotowując się na dotyk, który ma nadejść. I nadchodzi.
Silne, szorstkie palce dotykają mojego podbródka i lekko go unoszą, prosząc
o moją uwagę. Otwieram oczy.
Jego szczęka jest mocna i idealnie zarysowana, usta rozciągają się w delikatnym,
niezarozumiałym uśmieszku. Jest miękki, uroczy.
Jakby znajomy?
Jego pierś się unosi, a wolna ręka drży. Wreszcie podnoszę wzrok.
Przestaję oddychać, kiedy spotykam metalicznie niebieskie spojrzenie.
Nie mówi ani słowa, nawet nie mruga, a kiedy kąciki jego ust się unoszą, wyrywam
się z osłupienia i uśmiecham najszerzej, jak potrafię.
Śmieje się i opuszcza dłoń.
– Cześć, Julio.
– Noah!
ROZDZIAŁ 13

– Czekaj, czekaj! – Cam aż dławi się ze śmiechu. – Namawia cię, żebyś zabrał ją do
domu, i co potem? – Unosi brwi. – Mówi: „Zaczekaj chwilę, tylko wyciągnę korek ze
swojego czerwonego strumienia, ale wyjdź, bo zaraz narobię bałaganu”?
Noah śmieje się w pięść, a ja przyciskam dłoń do ust, żeby się powstrzymać i nie
wypluć wody, kiedy ze śmiechu aż płyną mi łzy.
Trey szczerzy zęby.
– Nie, poczekała, aż zasłonię oczy, sięgnęła sobie między nogi i go wyjęła, a potem
rzuciła na podłogę, jakby to była, kurwa, najnormalniejsza rzecz na świecie.
Opada mi szczęka, a Cam śmieje się tak bardzo, że aż wypluwa wodę na kolana
Treya. Ten tylko się uśmiecha i trąca Cam ramieniem.
– Dobra. – Noah, rozbawiony, marszczy brwi. – Na dziś wystarczy twoich opowieści
z bractwa. – Uśmiecha się, ale w jego minie nie widać ani cienia osądu.
– To może usłyszymy jakieś twoje? – pytam.
Błyszczący wzrok Noah wbija się w moją twarz.
– Moje?
Przytakuję, upijając kolejny łyk wody.
Noah śmieje się cicho i oblizuje wargi, ale to Trey się odzywa:
– Jeśli nie chcesz słuchać dokładnych opisów treningów, siłowni, sklepów
spożywczych i może ze dwóch okolicznych stacji benzynowych, to wolisz moje
opowieści. – Śmieje się, przechylając głowę na bok, żeby zrobić unik przed
orzeszkiem, którym Noah w niego rzuca.
Noah uśmiecha się dobrodusznie i kładzie rękę na oparciu kanapy, wygodniej się
w niej rozsiadając.
– Więc domator? – rzucam.
Noah przenosi wzrok z powrotem na mnie, starając się ukryć uśmieszek.
– To zależy.
– Od…?
Lekko mruży oczy, ale na jego twarzy pojawiają się delikatne zmarszczki
zwiastujące uśmiech.
– Od dnia, od sytuacji i od powodu, dla którego mam wyjść z domu.
– Nie chciałem powiedzieć, że zachowuje się jak emeryt. – Trey się śmieje. – On po
prostu jest kurewsko zaangażowany w to, co robi. Jestem zaskoczony, że udało mi się
go dziś wyciągnąć. – Spogląda na Noah. – Chociaż w sumie to nie jestem.
Wymieniają porozumiewawcze uśmieszki, więc i ja się uśmiecham, rozglądając się
dookoła, naprawdę zadowolona, że ten wieczór idzie tak gładko.
Po tańcu niespodziance ja i Noah dołączyliśmy do Cam i Treya przy barze
i wspólnie zajęliśmy stolik, żeby pogadać. Siedzimy tu już z godzinę i słuchamy
przezabawnych i przerażających historii Treya z czasów, kiedy należał do bractwa na
UCB, na którym ukończył pierwszy rok. Na drugim roku przeniósł się na Avix, gdzie

dowiedział się, że łączenie bractwa i futbolu to nie jest najlepszy pomysł, jeśli chce się
grać z najlepszymi, to znaczy w drużynie Masona i reszty chłopaków.
Chase.
Na myśl o nim ściska mi się żołądek. Napełniam swoją szklankę resztką wody
z dzbanka, a kiedy drżącą ręką odkładam ją na stół, dostrzegam, że Noah przygląda mi
się z przechyloną na bok głową.
Delikatnie wysuwa język, by zwilżyć wargi, a gdy lekko marszczy brwi, jego twarz
wydaje się jeszcze przystojniejsza. Na szczęście w tym momencie odzywa się
Cameron, więc mam powód, żeby odwrócić wzrok.
– Jestem narąbana – mówi do mnie z pijackim uśmiechem. – Jeśli ja jestem
zmęczona, to ty pewnie ledwie żyjesz.
Uśmiecham się, ale spuszczam wzrok na swoją szklankę. Nie mogę znieść tego, że
zwykła, przypadkowa myśl, która wiąże się z Chase’em, od razu pogarsza mój humor,
nawet mimo wypitego alkoholu.
Tak naprawdę nie jestem zmęczona. Ostatnią rzeczą, jaką chcę teraz zrobić, jest
powrót do łóżka, gdzie godzinami będę leżeć i myśleć o rzeczach, nad którymi nie
mam żadnej kontroli, i o mężczyźnie, o którym muszę zapomnieć. Mimo to jestem
gotowa się zgodzić na powrót do domu i już odwracam się do Cam, ale Noah odzywa
się przede mną:
– Co wy na to, żeby Trey cię odprowadził, a ja dopilnuję, by Ari wróciła bezpiecznie
do domu po tym, jak dopije tę wodę, której właśnie sobie nalała? – Potrząsa szklanką
i uśmiecha się do mojej przyjaciółki.
Cam krzywi się i odwraca do mnie.
– Ari?
Powstrzymuję uśmiech, ale ona już wie.
– No dawaj. – Rzuca mi uśmieszek i siada z powrotem. – Posłuchajmy tego.
Trey się uśmiecha, a Noah mocniej marszczy brwi.
– Co mnie ominęło?
Trey pochyla się, żeby poklepać Noah po ramieniu.
– Gościu, nie mówiłem ci, że ta dziewczyna jest prawdziwą szafą grającą?
Wzrok Noah wędruje w moim kierunku z rosnącą intensywnością.
– Nie.
Czuję, jak płoną mi policzki, więc opuszczam głowę.
– Zawsze i wszędzie wszystko kojarzy jej się z muzyką. Nie jest w stanie nie
pomyśleć o piosence, bez względu na sytuację. To dziwne, ale można do tego
przywyknąć. – Cameron się śmieje.
Otwieram usta.
– To nie jest dziwne, frajerko.
Noah, zmieszany, patrzy to na Cam, to na mnie.
Cam przewraca oczami, a ja znów czuję pewność siebie.
– Powiedziałam, że wychodzę, ty zaproponowałeś, że ją odprowadzisz, a w jej
głowie Collin Raye zaśpiewał… – Patrzy na mnie, unosząc brew w oczekiwaniu.
Śmieję się, żeby się trochę uspokoić, i nucę, fałszując:
– If you get there before I do, don’t wait up on me…
– Widzisz? – Cam uśmiecha się do Noah. – O to mi chodziło. Ta piosenka nie ma
nic wspólnego z sytuacją. Właściwie to jest smutna jak cholera, a Ari zmienia słowa,
kiedy chce, ale wystarczyło jej, że powiedziałam, że idę do domu. – Wzrusza
ramionami. – Porąbane, ale to cała Ari.
Noah śmieje się i krzyżuje ręce na stole, pochyla się i patrzy na mnie swoimi
szalenie błękitnymi oczami.
– Przedtem uśmiechnęłaś się sama do siebie, kiedy Trey odkładał dzbanek.
Szczerzę do niego zęby, zdziwiona, że to zauważył.
– Oglądałeś kiedyś Grease?
Kiwa głową ze zdumioną miną.
– W trakcie tańca Doody, Sonny i Putzie opuszczają spodnie przed kamerą.
Kręci głową, nie rozumiejąc, co mam na myśli, a siedząca obok moja życiowa
partnerka od filmów zaczyna się głośno śmiać.
Patrzę na nią i wspólnie intonujemy barytonem:
– Blue moon!
Noah odrzuca głowę do tyłu, zanosząc się śmiechem, a jego niebieskie oczy
jaśnieją z każdą sekundą.
Podnoszę do ust szklankę pełną wody mineralnej firmy Blue Moon i pociągam
spory łyk.
Noah kiwa głową i znów opiera ją o kanapę, nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Idźcie już, zajmę się nią.
Cam odwraca się do mnie, niepewna.
To pierwszy wieczór, kiedy odważyłam się wyjść, więc niepokoi się, że miałabym
z nią nie wracać. Ale jedno spojrzenie wystarczy jej, by wiedzieć, że muszę zostać.
Kiwa głową i wstaje.
– Do twojej wiadomości: jeśli mój telefon wybuchnie z powodu połączeń od
szukającego cię Masona, mam zamiar cię wydać.
– Zgoda, ale z pewnością jest już kompletnie nawalony – śmieję się.
– Tak jakby istniał jakiś poziom nawalenia, który może osiągnąć Mason Johnson,
żeby zrezygnować z potrzeby dowiedzenia się, gdzie jest i co robi jego ukochana
bliźniaczka.
– Biorąc pod uwagę fakt, że on nie ma pojęcia, że dziś z tobą wyszłam,
powiedziałabym, że jesteśmy bezpieczne.
– Skoro tak twierdzisz… Ale i tak wepchnę cię pod autobus, jeśli będzie do mnie
wydzwaniał. – Posyła mi całusa i wychodzą.
Śmiejąc się, obserwuję, jak znikają w tłumie. Kiedy odwracam się do przodu,
odkrywam, że Noah, wciąż pochylony nad stolikiem, przesunął się na środek kanapy
i uważnie mi się przygląda.
Pozwalam mu na to, nie ruszam się ani nie unikam jego zamyślonego spojrzenia.
W końcu wzdycha i opiera się o kanapę ze smutnym uśmiechem.
– Przespałaś się z nim – mówi niskim głosem, delikatnym, ale pewnym.
Otwieram usta, by zaprzeczyć, ale nie wydobywają się z nich żadne słowa. Prawda
w jakiś dziwny sposób odbija się w jego spojrzeniu. Czuję, że nawet gdybym
próbowała kłamać, on by wiedział.
Więc nie kłamię.
Przytakuję.
On też kiwa głową. Po jego twarzy przebiega trudny do rozszyfrowania grymas,
a potem jakby zrozumienie.
– Zranił cię.
Spuszczam głowę, biorę głęboki wdech i znów ją podnoszę. Coś w szczerym
wyrazie twarzy Noah sprawia, że dzielę się z nim wszystkimi rzeczami, z którymi
mierzyłam się przez ostatnie miesiące, a o których nie opowiedziałam nawet
Cameron, bo nie chciałam, by musiała stanąć po jednej ze stron. Wystarczająco trudne
było dla niej zmierzenie się ze zmianą, która tego lata dokonała się we mnie.
Więc kiedy Noah prosi, bym zaczęła od początku, a ja czuję, że naprawdę chce
mnie zrozumieć, opowiadam mu wszystko.
Mówię mu o naszych relacjach, kiedy jeszcze byliśmy dziećmi. Opowiadam, jak
Chase na piętnastych urodzinach Masona pobił chłopaka, z którym pierwszy raz się
całowałam. Powiedział, że był dupkiem, który na to nie zasługiwał, a potem nie
rozmawiał ze mną przez dwa tygodnie. Dzielę się z nim historią z balu gimnazjalnego,
kiedy Chase upił się, przytulił mnie na parkiecie i śpiewał mi razem z Davidem
Cookiem Always Be My Baby, a potem uciekł, kiedy pojawił się Mason.
Mówię mu o tym, jak z biegiem lat moje uczucia stawały się silniejsze, niżbym
chciała. Siedziałam i czekałam jak naiwna dziewczynka, którą zresztą byłam, aż Chase
to sobie uświadomi. Wyjaśniłam mu też podejście Masona. Nie pominęłam żadnych
szczegółów z naszego pobytu w domu przy plaży, poza tym jednym doświadczeniem,
opowiedziałam o reakcji Masona i zachowaniu Chase’a.
Mówię to wszystko i ani razu nie czuję ze strony siedzącego przede mną
mężczyzny osądu ani litości. Daje mi to dziwne poczucie komfortu.
– Chcę przez to powiedzieć, że poprzednia noc była trudna, byliśmy rozbici
i wykończeni. Chyba mogłam zachować się inaczej, ale wtedy nie myślałam o tym, co
wydarzy się później. A nawet gdybym pomyślała, raczej niczego by to nie zmieniło.
Wiem, że wtedy i tak bym się nie wycofała. Nie po tym, jak Chase spojrzał na mnie
tamtej nocy. Naprawdę mnie dostrzegł i mimo że nigdy więcej tego nie zrobił, już
zawsze będę mieć przed oczami to jedno jego rozpaczliwe spojrzenie, w którym było
widać, jak mnie pragnie. Nigdy nie zapomnę tego pożądania w jego oczach.
– Gdy teraz o tym myślę, wiem, że nie poradziłam sobie za dobrze z tą sytuacją. –
Marszczę nos, zamyślona. – Albo w ogóle sobie nie poradziłam. Byłam
niesprawiedliwa. J e s t e m niesprawiedliwa. Po prostu… wyjechałam, a teraz… –
Wzdycham ciężko. – A teraz chyba się chowam. – Zerkam na Noah.
W jego oczach dostrzegam troskę.
– Nigdy nie sądziłam, że dostanie tego, czego od zawsze chciałam, może być
bardziej bolesne niż samo pragnienie i świadomość, że nigdy nie będę tego mieć. Nie
ma niczego pomiędzy.
Nie wiem, czy wyczytał to w moim wyrazie twarzy czy w głosie, ale Noah wyczuwa
moje wyrzuty sumienia i nie zamierza mi na nie pozwolić.
– Julio… – mówi z czułą stanowczością i czeka, aż znów na niego spojrzę, a kiedy
to robię, wypowiada tylko jedno słowo, nie pozwalając mi na sprzeciw: – Nie.
Gdy słyszę jego pełen bólu, smutny szept, tama pęka.
– Och. – Patrzę w sufit, starając się zahamować potok łez.
Noah klnie pod nosem i podnosi się z miejsca. Bierze mnie za rękę, pomaga mi
wstać i delikatnie ociera kciukiem łzy z moich policzków. Prowadzi mnie do drzwi.
Ze względu na wypity alkohol idę niepewnie, ale Noah przytrzymuje mnie swoim
ciałem.
Wracamy na kampus w milczeniu, jednak mimo że wychodziłam z baru zalana
łzami, nie jest między nami niezręcznie.
Kilka metrów przed budynkiem z brązowej cegły, w którym znajduje się mój
akademik, Noah zatrzymuje mnie, sięgając po moją dłoń. Wskazuje głową w kierunku
fontanny.
Idę za nim z nieznacznym uśmiechem i siadam obok niego na murku.
Odwraca się do mnie i po chwili wpatrywania się w moje przekrwione oczy mówi
miękko:
– Nie powiedziałaś mu, prawda?
– Czego?
– Że to był twój pierwszy raz.
Ostry ból przeszywa moją klatkę piersiową i spuszczam wzrok na ziemię.
Kręcę głową i z jakiegoś powodu wcale nie jestem zaskoczona jego
przenikliwością.
– Kurwa – mamrocze i przysuwa się do mnie bliżej. Kładzie mi dłoń na policzku
i zachęca, bym na niego spojrzała. Jego czoło jest zmarszczone, a twarz wyraża
emocje, których nie potrafię nazwać.
– Był delikatny? – Widzę, jak stara się nie skrzywić.
– Noah…
– Powiedz – przerywa mi cicho. – Powiedz mi, Julio – mówi prawie szeptem i czuję,
jak w mojej klatce piersiowej zaczyna tlić się ciepło.
Spotkałam tego człowieka dopiero trzy razy, a mam wrażenie, jakbyśmy się znali
od zawsze.
Unoszę delikatnie kąciki ust w uśmiechu i kładę mu dłoń na piersi.
– Był delikatny. Może nawet za bardzo. – Uśmiecham się nieznacznie. – On o tym
nie wie, ale potraktował mnie lepiej, niż mogłabym się tego spodziewać. Nasza relacja
jest skomplikowana, teraz jeszcze bardziej, ale nigdy by mnie nie skrzywdził. – Na
moich ustach pojawia się smutny uśmiech. – A przynajmniej nie celowo.
Noah kiwa głową i kładzie dłoń na mojej, spoczywającej ciągle na jego piersi.
– Wiesz, że to nie ma z tobą nic wspólnego, prawda? – mówi stanowczo. – Chodzi
tylko o niego i jego niepewność.
Drżą mi usta, a Noah mruży oczy i prostuje ramiona.
– Uwierz mi, jestem pewien, że po prostu się boi i nie wie, co robić.
– On nie patrzy na mnie w ten sposób, Noah. Nie tak, jak bym tego chciała.
– Patrzy. – Jego spokojne spojrzenie przesuwa się po mojej twarzy. – Jak mógłby
inaczej?
Te miłe słowa sprawiają, że znów coś ściska mi się w brzuchu. Ale Noah się myli.
Właśnie takie myślenie doprowadziło mnie tu, gdzie teraz jestem.
– On mnie kocha i szanuje tak, jak ja kocham Brady’ego albo Cameron jego, ale to
wszystko. – Wzruszam ramionami. – Rozumiem, ale to wciąż boli i pogodzenie się
z tym zajmuje mi o wiele więcej czasu, niż się spodziewałam. – Pochylam się
i zanurzam dłoń w fontannie pod nami. – Przejdzie mi i mam nadzieję, że nasza
przyjaźń przetrwa. Musi przetrwać, dla mojego brata i całej naszej paczki. I chyba dla
nas też.
Noah milczy przez chwilę, po czym się odzywa:
– To dlatego nie widziałem cię już potem na plaży.
To nie jest pytanie.
Uśmiecham się do wody w fontannie, podziwiając odbijające się w niej światło
księżyca.
– A co, czekałeś na mnie? – droczę się, mówiąc to samo, co powiedział mi przy
ognisku.
– Tak.
Jego natychmiastowa odpowiedź sprawia, że od razu na niego spoglądam.
Siedzimy tak przez chwilę, gapiąc się na siebie, a potem Noah nagle zrywa się na
nogi.
– Chodź, Julio. – Wyciąga do mnie swoją umięśnioną rękę. – Odprowadzę cię do
domu. Mieszałaś dziś whisky z piwem, jutro rano będzie cię boleć głowa.
Jęczę i pozwalam mu pomóc sobie wstać. Nalega, żeby odprowadzić mnie pod
same drzwi mojego pokoju. Ignoruję ciekawskie spojrzenia, kiedy przechodzimy przez
hall.
Uwielbiam to, że w koledżu prowadzenie życia o trzeciej nad ranem jest całkowicie
normalne.
– Poradzisz sobie? – pyta i opiera się o framugę, kiedy mocuję się z kluczem.
Uśmiecham się, wchodzę do środka i spoglądam na niego zza uchylonych drzwi.
– Dam sobie radę.
Noah delikatnie marszczy brwi, ale kiwa głową.
– Naprawdę potrzebowałam dziś tego wieczoru. Dziękuję ci za… no wiesz, za
wszystko. – Odwracam wzrok, rumieniąc się. Aż trudno mi uwierzyć, że
opowiedziałam mu o swoich problemach.
Ale Noah łagodzi mój niepokój.
– Nie masz się czego wstydzić. – Przygląda mi się przez chwilę, głośno wzdycha
i cofa się o krok. – Wyświadcz mi przysługę i napij się wody, zanim położysz się do
łóżka.
Opieram głowę o framugę.
– W jaki sposób to ma być dla ciebie przysługa?
Unosi głowę, czym sprawia, że się uśmiecham.
– Napiję się, obiecuję.
– Branoc, Julio. – Cofa się, zadowolony z mojej odpowiedzi.
Unoszę dłoń na pożegnanie, a kiedy zamykam drzwi, w mojej głowie pojawia się
tylko jedna myśl.
Nie byłam jeszcze gotowa, żeby odszedł.
ROZDZIAŁ 14

Za dziesięć dziesiąta rozlega się pukanie do drzwi. Przez chwilę jęczę w poduszkę,
ale nie słyszę kroków Cam na linoleum i przypominam sobie, że wcześniej wpadła tu,
żeby powiedzieć mi, że wychodzi.
Znów dobiega mnie pukanie, więc przewracam się na plecy i powoli wstaję.
– Już id… – próbuję krzyknąć, ale głos odmawia mi posłuszeństwa. Odchrząkuję
i próbuję jeszcze raz: – Już idę! – Ziewam i wykorzystuję wszystkie swoje siły, żeby
dowlec się do drzwi i je otworzyć.
Kiedy w końcu mi się to udaje, otwieram szeroko oczy, zastygam w bezruchu
i automatycznie z powrotem zatrzaskuję drzwi.
Z drugiej strony dochodzi cichy chichot. Uderzam czołem w drzwi z taniego
drewna.
– Chyba sobie jaja robisz… – szepczę.
– No dawaj, Julio. Otwórz – mówi wesoło. – I tak już cię widziałem.
Jęczę i przechylam się, żeby zerknąć w lustro wiszące na drzwiach. Ślinię palec
i próbuję zetrzeć rozmazany pod oczami eyeliner, który spłynął mi po twarzy, a potem
przygładzam włosy, wyglądające teraz jak stóg siana.
Biorę głęboki oddech i ściągam niżej rękawy bluzy, którą ukradłam Masonowi.
Zasłaniam twarz dłonią.
Gdy otwieram, wita mnie szeroki, jasny, poranny uśmiech – taki, który muszę
odwzajemnić mimo przerażenia i zażenowania swoim wyglądem.
– Dzień dobry, słońce.
Wesoło mrużę oczy i zapraszam go do środka.
– Dzień dobry, Noah. – Zamykam za nim drzwi i opieram się o nie, krzyżując ręce
na piersiach, na których nie mam stanika.
W milczeniu obserwuję, jak idzie do kuchni i stawia na blacie dwa kubki z – jak się
domyślam – kawą i torebkę z logo kawiarni. Z kieszeni bluzy wyciąga butelkę wody,
odkręca korek i stawia ją obok kawy. Potem sięga do kieszeni dżinsów i wyjmuje z niej
małą paczkę excedrinu. Wtedy mój zmęczony kacem mózg w końcu łapie, o co chodzi.
Noah nie przyszedł tu tylko po to, żeby sprawdzić, jak się czuję. Przyszedł się mną
zaopiekować.
Widać, że wstał już dawno. Jego oczy lśnią. Ma na sobie czyste dżinsy i cienką
szarą bluzę, podobną do tej, w której jestem. Jego ciemne włosy układają się na bok,
jakby tylko przeczesał je niedbale dłonią i już był gotowy.
Odwraca się w moją stronę, skupiony.
– Proszę. – Wyciąga do mnie zaciśniętą dłoń i patrzy mi w oczy.
Odpycham się od drzwi i podchodzę do niego z wyciągniętą ręką.
Jednym palcem dotyka mojej bluzy, więc spoglądam w to miejsce, zaskoczona tym
kontaktem i niespodziewanym dreszczem, który przebiega po mojej dłoni. Noah
kładzie mi na niej tabletkę i od razu podaje butelkę.
Z wodą w jednej ręce i lekami w drugiej podnoszę na niego wzrok.
Miękki uśmiech rozciąga się na jego ustach w odpowiedzi na pytanie, którego
nawet nie musiałam zadać.
– Chciałem się upewnić, że wszystko u ciebie w porządku. Cam była u nas godzinę
temu i powiedziała, że jeszcze nie wyszłaś z łóżka – mówi.
Krzywię się, sama nie wiem, z jakiego powodu, zanim udaje mi się to powstrzymać,
a Noah się śmieje.
– Nie przyszedłem tu dlatego, że mi to powiedziała. I tak zamierzałem to zrobić,
jeszcze zanim ją zobaczyłem.
Zaciskam usta, żeby powstrzymać oblewający moją twarz rumieniec.
Noah to zauważa, ale jest dżentelmenem, więc odwraca się, zostawiając mnie samą
ze swoim zażenowaniem.
Jakie miałoby to znaczenie, gdyby rzeczywiście przyszedł tylko dlatego, że Cam
powiedziała mu, że umarłam i wróciłam jako zombie? Nie byłam aż tak pijana, no
i przecież wcale nie oczekiwałam, że przyjdzie. Bo dlaczego miałby to robić?
Zamykam oczy i kiwam głową, próbując otrząsnąć się z tych myśli. Połykam
tabletkę i wypijam pół butelki wody.
– Kupiłem zwykłą czarną kawę, bo nie wiedziałem, jaką pijesz – mówi, ciągle
odwrócony do mnie plecami. – Pomyślałem, że jeśli jesteś miłośniczką kawy, to
będziesz mieć w domu mleko. Przyniosłem też kilka kanapek na śniadanie.
Przechodzę obok niego, wyjmuję z lodówki karmelową śmietankę Cam i moją
miętową i ustawiam je na blacie przed nim.
Patrzy na obie butelki i mruży oczy, zamyślony.
– Myślę, że karmelowa jest zbyt oczywista jak na ciebie.
– No nie wiem… Jestem trochę nudziarą – droczę się.
– Mam inne zdanie. – Z uśmiechem ściąga z kubków pokrywki i wlewa karmelową
śmietankę do jednego, a miętową do drugiego. Przysuwa oba w moją stronę. –
Udowodnij, że się mylę.
Unoszę brew i sięgam po kubek z karmelową kawą. Patrzy na mnie, a wtedy
stawiam go przed nim i oboje wybuchamy śmiechem.
Na jego ustach rozciąga się uśmiech zwycięstwa, kiedy wyjmuje z torebki kanapki.
– Z szynką czy z kiełbasą?
Marszczę nos, a jego mina rzednie.
– Nie lubisz ani tego, ani tego? – Już prawie jest nadąsany, ale od razu się
uśmiecham.
– Lubię i to, i to, i z największą chęcią wypiję też kawę, ale… Miałbyś coś przeciwko
temu, żebym skoczyła pod prysznic? Może chociaż włożyłabym spodnie…
Zdziwiony, spogląda na moje gołe nogi i unosi brwi.
– Cholera, przepraszam. – Od razu się odwraca i nerwowo przeciąga dłonią po
włosach na karku.
Chichoczę.
– Pospieszę się, a ty, jeśli chcesz, poszukaj czegoś w telewizji. Chyba że musisz
lecieć, oczywiście, to dziękuję ci za…
Spogląda na mnie przez ramię.
– Mogę zostać.
– No dobra. – Uśmiecham się i podnoszę swoją kawę. – Dziękuję ci, Noah,
naprawdę.
Kiwa głową, a ja idę do sypialni po swoje rzeczy. W takich momentach dziękuję
Bogu, że mnie i Cam udało się dostać prywatną łazienkę.
Pod prysznicem myślę o tym, że Noah tu przyszedł. Mason by go zamordował,
gdyby się dowiedział. W sumie to zamordowałby mnie, że wpuściłam go jakby nigdy
nic. A w sumie to nie wiem. Noah mieszka w tym samym akademiku co mój brat, gra
w tej samej drużynie i, jak dotąd, nikt nie powiedział o nim złego słowa. Mase w życiu
nie pozwoliłby mi zostać z nim wtedy na plaży, gdyby jakoś mu nie ufał, a przecież
potem jeszcze zaprosił go na ognisko. Więc chyba nie zrobiłam nic złego.
W dodatku wczoraj wieczorem świetnie się bawiłam. Rozmowa z kimś spoza mojej
paczki była pokrzepiająca. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłam.
Kocham rozmawiać z Cam i ufam jej nad życie, ale chyba potrzebowałam czyjegoś
świeżego spojrzenia na to wszystko. Mimo że Noah wyglądał na przejętego tym, że
jestem smutna, ta historia nie mogła zranić go tak jak mnie, Chase’a i Cameron albo
Masona i Brady’ego, gdyby o tym wiedzieli. Było inaczej i bardzo mi się to podobało.
Nie musieliśmy starać się uniknąć niezręczności. Było miło i bez nerwów. To było
takie proste.
Ale w żadnym wypadku nie spodziewałam się, że Noah dziś tu przyjdzie.
Nietrudno było zauważyć, że był wczoraj szczery, że naprawdę chciał wysłuchać, co
mam do powiedzenia, ale właściwie nie zastanawiałam się, co nastąpi potem.
Teraz nurtuje mnie pytanie, czy Noah też potrzebuje nowego przyjaciela tak
bardzo jak ja.
Pospiesznie wychodzę spod prysznica, wkładam jedną ze swoich ulubionych
koszulek, z napisem „Death before decaf”, i legginsy, szybko przeczesuję długie ciemne
włosy i myję zęby. Chwytam kubek z kawą i wychodzę z łazienki z mokrą głową.
Tak jak się spodziewałam, Noah siedzi na kanapie, rzucam się więc obok niego.
Uśmiecha się do mnie, wręcza mi kanapkę z szynką oraz pilota i sam bierze kęs
swojego śniadania.
Spoglądam na telewizor, w którym właśnie kończą się reklamy. Widzę, że od
dwudziestu minut ogląda Duże dzieci, więc odkładam pilota na bok i wygodniej
usadawiam się na sofie, żeby oglądać z nim.
Gdy kończę jeść, biorę do ręki kawę i krzyżuję nogi na kanapie.
– Dziękuję, Noah – powtarzam, zerkając na niego znad krawędzi kubka, a on
spogląda na mnie. – Za wczoraj i za dzisiaj. Za teraz. Ostatnio byłam bardzo
zamknięta, więc miło, że tu ze mną jesteś.
– Nie musisz mi dziękować.
– Muszę.
– Nie musisz. – Odwraca się do mnie. – Przyszedłem, bo sam tego chciałem.
Opieram głowę o poduszki i uśmiecham się do niego.
– Cóż, i tak dziękuję.
Cień przemyka przez jego twarz, ale kiwa głową.
– Byłam wczoraj zbyt zajęta użalaniem się nad sobą i nawet ci nie powiedziałam,
że wymiatasz na boisku.
Noah znów szeroko się uśmiecha, ale przekręca się, żeby to przede mną ukryć.
– Mówię serio. Twój pierwszy rzut, a potem to zagranie z zatrzymaniem piłki
w pierwszym meczu. To było świetne. – Chichoczę, kiedy potrząsa głową, nadal na
mnie nie patrząc. – A ten wczorajszy trik z podaniem piłki do biegacza był genialny.
Czuję się głupio, bo kompletnie zapomniałam, że jesteś kapitanem, przypomniałam
sobie wczoraj, kiedy zobaczyłam cię na boisku. Jesteś cholernie dobry, dziewiętnastko.
Ciągle się uśmiecha, ale dalej nie odwraca się w moją stronę. Spogląda na mnie
kątem oka i próbuje zbagatelizować swoje umiejętności.
– Wczorajszy mecz był trudny, ale daliśmy radę. Całą drużyną.
Zaciskam usta, żeby powstrzymać się od uśmiechu.
Noah jest całkiem inny niż mój brat i chłopaki. Mason powiedziałby coś w rodzaju
„O tak, jestem zajebisty” albo dodał kolejny punkt do listy dobrych zagrań, które
wymieniłam. Ale to chyba nie w stylu Noah. On jest skromny, a to rzadkość wśród
sportowców grających na tym poziomie, zwłaszcza gdy wziąć pod uwagę jego pozycję.
Czuję jakiś powiew udręczonej duszy. Ale nie takiej, która czyni go zgorzkniałym
albo okrutnym. Raczej takiej, która wynika z jakiejś straty i rozczarowań, kiedy już
nawet boisz się czegoś pragnąć, bo wszechświat znów może z ciebie zażartować
i rzucić ci kolejną kłodę pod nogi.
– Mason doskonale radzi sobie na treningach – odzywa się, chcąc odwrócić uwagę
od siebie. – Będzie naprawdę dobrze, jeśli utrzyma tę formę.
Przyglądam się jego rysom i nie znajduję w nich nawet cienia nieszczerości.
Naprawdę wierzy w to, co mówi, nie ma w nim złośliwości ani zazdrości, groźby ani
strachu, że straci swoją pozycję na rzecz początkującej supergwiazdy. A mój brat jest
supergwiazdą.
– Naprawdę chcesz, żeby mu dobrze poszło. – Chciałam, żeby to było stwierdzenie,
ale podziw w moim głosie sprawia, że brzmi jak pytanie.
Noah, zaskoczony, odchyla głowę do tyłu i już zaczynam się martwić, że go
uraziłam, kiedy cicho się śmieje. Rozluźniam się.
– Oczywiście, że chcę. – Przytakuje. – Mason ma to coś. Jest dobry. Świetny.
Potrzebowaliśmy go wczoraj i poradził sobie lepiej, niż moglibyśmy się spodziewać,
jeśli mam być szczery. Kiedy zatrzymali mnie tym ostatnim uderzeniem, musiałem się
wycofać. Obrona przeciwnika przejrzała moją taktykę przed czwartą kwartą. Kiedy
w takim wypadku mamy jeszcze chwilę, zmiana jest najlepszym rozwiązaniem. Mason
wszedł i bez trudu pokazał im, co potrafi. – Śmieje się i z jakiegoś powodu ten
chłopięcy dźwięk sprawia, że i ja się uśmiecham. – Nikt się nie spodziewał, że nowy
rozgrywający wejdzie tam i rozpęta piekło. Zawstydził przeciwników. – Uśmiecha się
i wreszcie do mnie odwraca.
Podoba mi się jego uśmiech. Po lewej stronie usta ma bardziej uniesione
i odsłaniają skrawek jego białych zębów. Na jego szczęce pojawił się też cień zarostu,
którego wczoraj tam nie było, a który sprawia, że jego uśmiech jest jeszcze jaśniejszy,
a oczy bardziej błękitne niż fale oceanu o północy.
– Ucieszyłby się, gdyby to usłyszał, ale jeśli mu powiesz, woda sodowa uderzy mu
do głowy – żartuję, a wtedy wargi Noah drżą, a rysy się wygładzają.
Po chwili kiwa głową i otwiera usta, żeby się odezwać, ale znów odwraca głowę
i chrząka.
– Powinienem już lecieć. – Zrywa się i patrzy na mnie. – Niedziele mam trochę
zajęte.
Kiwam głową.
Co jest w niedziele?
Noah stoi tak przez chwilę, a potem zbiera śmieci po śniadaniu i idzie do kuchni.
Zostaję na swoim miejscu i mu się przyglądam.
To takie dziwne, że jest tu, w mojej przestrzeni.
Nie tak dziwne jak to, że czuję się przy nim tak naturalnie jak przy chłopakach.
Noah podchodzi do drzwi, otwiera je i rzuca mi uśmiech ponad ramieniem.
– Na serwetce zapisałem swój numer i przyczepiłem ją do lodówki. Jeśli wyślesz mi
swój, to może następnym razem będę mógł cię uprzedzić. – Mruga do mnie
i wychodzi.
Zrywam się na równe nogi i biegnę po serwetkę. Wracam na kanapę, biorę telefon
i piszę wiadomość w nadziei, że mój syndrom muzycznego świra mu nie przeszkadza.
Powiedział, że następnym razem może zadzwoni, więc…
Ja: to jest mój numer, jeśli chcesz, to wiesz… call me maybe.
Uśmiecham się do tego tekstu i czekam na odpowiedź.
Romeo: hahaha. Chcesz poznać pewien sekret?
Oczywiście, że chcę!
Odpowiadam trochę bardziej subtelnie.
Ja: it’s not a secret if you tell me. Jeśli mi powiesz, to już nie będzie sekret.
Romeo: Wiedziałem, że odpowiesz czymś związanym z piosenką.
Marszczę brwi.
Romeo: Nie marszcz brwi.
Co do…
Przygryzam wargę i piszę kolejną wiadomość.
Ja: jak?
Romeo: Cóż, Julio, to już nie będzie sekret, jeśli Ci powiem.
Cholera. Uśmiecham się szeroko.
Dobry jest.
Noah sprawia, że jestem w tak dobrym humorze, że zapominam, z czym wiąże się
dla mnie i mojej paczki każda niedziela. Kilka godzin później dalej siedzę w tym
samym miejscu, w którym zostawił mnie Noah, kiedy otwierają się drzwi.
Oddech więźnie mi w piersi, gdy do pomieszczenia wchodzi Cameron, a zaraz za
nią Mason i Brady. Drzwi zaczynają się zamykać, a ja mocniej naciągam koc na kolana.
Kiedy już prawie dotykają framugi, otwierają się ponownie na oścież.
Do środka wchodzi Chase i od razu odnajduje moje spojrzenie.
Kurwa.

Ponieważ zastali mnie na kanapie pod toną koców i zjedzonym do połowy


pudełkiem rollsów, nie było mowy o wymyśleniu jakiejś wymówki. Dlatego właśnie
siedzę teraz na kanapie między Masonem a Bradym, udając, że od początku taki był
mój plan.
Mason obejmuje mnie ramieniem z żartobliwym warknięciem.
– Stęskniłem się za tobą, siostrzyczko. Mam wrażenie, że widujemy się coraz
rzadziej. A to niedobrze.
Ostry ból przeszywa moją klatkę piersiową i patrzę na Masona z uśmiechem na
twarzy, ale poczuciem winy w środku.
– Ja za tobą też, braciszku. – Przytulam go i zaraz odpycham, kiedy łapie mnie za
głowę. – Co, do cholery?! – Śmieję się, a on ze złośliwym uśmieszkiem zabiera pilota
z moich kolan i przełącza na kanał sportowy. Oczywiście.
– Jak tam twoja grupa projektowa? – pyta Brady, więc spoglądam w jego kierunku.
Przygląda mi się z przymrużonymi oczami. Wie, że kłamię, więc robię to, czego
oczekuje.
Kiwam głową, przyznając się do winy.
On też kiwa głową, przyciąga mnie do siebie i całuje we włosy. Zabiera mi połowę
koca, kiedy znów się prostuje.
Następnie podchodzi do mnie Chase, a ja podnoszę rękę na przywitanie. Ale on
robi to, czego się nie spodziewam: pochyla się, żeby mnie przytulić. Odwzajemniam
jego uścisk, tak jak robiłam to już wcześniej setki razy. Tylko teraz to wcale nie jest
normalne.
To boli.
Nie wiem, czy robi to w celu zachowania pozorów, ale sposób, w jaki przyciska
mnie do siebie i w jaki jego dłonie dotykają moich pleców, sprawia, że czuję, jakby to
było błaganie. Ale o co – tego nie umiem określić, nawet gdybym chciała.
Kiedy się odsuwa, spoglądam przez ramię na Cam. To mój sposób na ukrycie
skrępowania malującego się w moich oczach, zanim uda mu się w nie spojrzeć.
– Potrzebujesz pomocy? – pytam Cam, gotowa zerwać się z kanapy.
Wszyscy wybuchają śmiechem, a ja marszczę brwi.
– Bardzo śmieszne, nie jestem aż tak bezużyteczna. – Trącam ramieniem Masona,
a ten śmieje się jeszcze bardziej.
– Nie, kochana, nie jesteś – uspokaja mnie Cam. – Ale ja gotowałam przez ostatnie
dwa tygodnie, więc teraz ich kolej.
Wzbiera we mnie jeszcze więcej poczucia winy.
Wtedy jednak, dzięki Bogu, chłopcy ruszają do kuchni. Kroją warzywa, które
przynieśli, i smażą burgery. Brady przygotowuje słynne czosnkowe frytki z przepisu
swojej mamy. Ja i Cam wyciągamy talerze i napoje, kiedy kończą.
Siadamy w małej kuchni i w końcu mam okazję usłyszeć historie, które przydarzyły
się chłopakom podczas pierwszych spędzonych tutaj miesięcy. Śmiejemy się ze
strasznego szczęścia Brady’ego do wyrywania szurniętych lasek. Gramy w nasze
ulubione gry, a potem sadowimy się w salonie z piwem korzennym z lodami.
Wzdycham cicho, kiedy rozglądam się po pokoju, bo uświadamiam sobie, jak
bardzo za tym tęskniłam. Jak tęskniłam za nimi.
Podskakuję, kiedy coś zimnego uderza mnie w udo. Brady zamiera w bezruchu.
– Kurwa! – Patrzy na swoją przewróconą szklankę, a napój dalej spływa na moje
kolana.
Macham rękami, a wszyscy się śmieją.
– To jest strasznie zimne!
Rozbiegają się w poszukiwaniu serwetek. Chase podnosi jedną, ale gdy mi ją
podaje, dokładnie się jej przygląda.
Zastygam w przerażeniu, gdy widzę, jak powoli marszczy brwi.
Przybiega Cameron i rzuca we mnie ręcznikiem. Jedną ręką szybko się wycieram,
a drugą zabieram serwetkę z dłoni Chase’a. Cam od razu mi ją wyrywa.
Przygląda się wypisanym na niej imieniu i numerowi Noah i odwraca się w moją
stronę.
Proszę, nie rób tego.
– Taaak. – Dramatyzuje, jak zawsze, teatralnie upuszczając serwetkę na podłogę. –
Lepiej tego nie zgubić.
Ze wszystkich sił staram się nie spojrzeć na Chase’a, ale kiedy w końcu to robię,
z ulgą zauważam, że patrzy w telewizor. I wtedy denerwuję się na samą siebie – jak
w ogóle mogłam pomyśleć, że miałby się tym przejąć?
Niecałe pięć minut później boleśnie przypominam sobie, dlaczego nie chciałam
bywać na tych niedzielnych kolacjach ani pozostałych spotkaniach. Mason zaczyna
rozmawiać z Chase’em o dziewczynach z wczorajszej imprezy… i o tym, jak dziś rano
wychodziły z ich pokojów.
Przewraca mi się żołądek i po raz pierwszy dzisiaj daje o sobie znać wypity wczoraj
alkohol. Żar narasta w mojej piersi i przesuwa się w górę, do szyi. Zaraz zacznę się
pocić.
Chcę zakryć sobie uszy. Chcę wstać i uciec, zanim usłyszę więcej, ale nie mogę.
Wszyscy będą na mnie patrzeć jak na wariatkę, potem się wkurzą i zaczną zadawać
pytania. Nie mogę tu dłużej siedzieć. Nie chcę tu dłużej siedzieć.
Ja…
W tym momencie mój telefon wibruje, więc pospiesznie go podnoszę. Wiadomość
od Noah.
Romeo: Trochę rozmyślałem i jest coś, co chciałbym Ci powiedzieć.
O nie.
Podciągam kolana i marszczę brwi.
Ja: no dawaj.
Odpowiada od razu.
Romeo: Nienawidzę karmelowej kawy.
Wybucham śmiechem i dostrzegam kątem oka, że wszystkie oczy zwracają się
w moją stronę. Ale nie podnoszę wzroku nawet wtedy, gdy pewna para zielonych
tęczówek pali mój policzek.
Usadawiam się wygodniej w fotelu i z uśmiechem odpowiadam na wiadomość
mojego nowego kolegi.
Dzięki ci za idealne wyczucie czasu, Noah Riley.
ROZDZIAŁ 15

Mój telefon zaczyna piszczeć, dając znać, że właśnie przebiegłam kolejny kilometr,
więc trochę zwalniam.
Kiedy wyciągam z uszu słuchawki, telefon ponownie wibruje. Wyjmuję go z opaski
na ręce.
Uśmiecham się do wyświetlacza i odczytuję wiadomość od Noah.
Romeo: I had eggs for breakfast.
Zatrzymuję się i z uśmiechem mu odpisuję.
Ja: Billy Ray Cyrus, Achy Breaky Heart.
Romeo: Serio?! Skąd w ogóle wiesz, kto to jest?
Na pewno się teraz uśmiecha.
Zanim udaje mi się odpisać, przychodzi kolejna wiadomość.
Romeo: To z Hannah Montany, co nie? Byłaś jedną z tych wariatek, które
płakały, kiedy mała Miley zamieniła się w… Miley w moim stylu?
Wysyła mrugającą emotkę, a ja wybucham śmiechem. Trochę dlatego, że ma rację,
a głównie dlatego, że ta rozmowa jest absurdalna. Ale właśnie dzięki temu jest taka
fajna.
Ja: Kłamca. Miley jest dla Ciebie zbyt szalona. Mam wrażenie, że do Ciebie
bardziej pasowałaby Emma Watson.
Romeo: Taka jesteś pewna?
Chichoczę i wciągam brzuch.
Ja: Nie no, chyba nie jestem. Ale i tak wygrałam. Znowu.
Romeo: Jeszcze Cię zaskoczę, Julio. Zaczekaj.
Uśmiecham się, chowam telefon i kończę okrążenie, bo ostatnio nie udawało mi
się biegać, do czego zachęcał mnie Mason.
W poniedziałek rano Noah napisał mi, że trener na ostatnim spotkaniu drużyny
publicznie chwalił Masona. Odpisałam mu piosenką Sage the Gemini – Good Thing.
Uśmiechnął się wtedy promiennie, wiem o tym.
Tamtego wieczoru dostałam też wiadomość o tym, że widział w sklepie coś bardzo
dziwnego – masło orzechowe o smaku oreo. Wysłałam mu link do Tell Me It’s Real K-
Ci & JoJo.
I wtedy zaczęła się nasza gra. On pisze do mnie jakąś losową rzecz, a ja
udowadniam, że Trey się nie mylił. Bo rzeczywiście jestem chodzącą szafą grającą.
To naprawdę fajna zabawa i jestem pewna, że jej jedynym celem jest wywołanie
uśmiechu, na wypadek gdyby któreś z nas akurat tego potrzebowało. Ale nie tylko tak
rozmawiamy. Na przykład dziś rano wysłałam mu zdjęcie swoich butów po tym, jak
weszłam w błoto obok zepsutego zraszacza trawnika, a on odesłał mi zdjęcie notatek,
które właśnie robił na zajęciach.
Nic wielkiego, po prostu piszemy jak nowi koledzy.
Ocierając czoło, schodzę z bieżni i idę do szatni dla dziewczyn, żeby wziąć szybki
prysznic przed spotkaniem z Bradym. Umówiliśmy się na wspólną naukę.
Wkładam z powrotem dżinsowe spodenki i bordową koszulkę z długimi rękawami
i nie więcej niż kwadrans później zmierzam już do biblioteki, po drodze zaplatając
włosy w warkocz.
Zauważam wielkie cielsko Brady’ego od razu, gdy wchodzę do czytelni. Kończę
zawiązywać gumkę na włosach i biegnę ocalić przed nim biedną dziewczynę,
zajmującą się pomaganiem studentom w bibliotece, która nie ma pojęcia, co ją czeka,
jeśli jej nie pomogę. Jej spięta postawa i sposób, w jaki przyciska do siebie książki,
podpowiadają mi, że nie jest gotowa na urok Lancastera, ale blask w jej oczach aż
krzyczy, że chciałaby być.
Brady to zauważa i jeszcze się do niej przybliża, górując nad jej drobną sylwetką.
Głupek.
Podchodzę i klepię go po ramieniu. Nawet się nie wzdryga ani na mnie nie patrzy.
– Witamy na imprezie, Arinko.
Oczy biednej dziewczyny rozszerzają się jeszcze bardziej. Spuszcza wzrok na
poplamioną wykładzinę pod swoimi stopami.
– Chodź, wielkoludzie – mówię ze śmiechem. – Pouczymy się.
– Właśnie próbuję. – Delikatnie kołysze ciałem, starając się tą sugestią dotrzeć do
każdego nerwu biednej dziewczyny.
Domyślam się, że patrzy na nią, uśmiechając się dziko, bo kiedy ta na niego zerka,
jej jasne policzki stają się jaskrawoczerwone.
– Muszę już iść – szepcze i wymyka się z spomiędzy ramion Brady’ego. Znika za
najbliższym regałem.
Brady prostuje się i wzdycha.
– Już prawie ją miałem.
Śmieję się i popycham go w stronę najbliższych wolnych stolików.
– Nieprawda.
Brady się uśmiecha, ale nie zaprzecza.
Kiedy zajmujemy miejsca, wyciąga dwie butelki wody i cztery kanapki z serem
i szynką i kładzie je na stoliku między nami.
Śmieję się, szybko jedną otwieram i biorę kęs.
– Zawsze pomożesz w trudnej sytuacji.
– Do usług. – Puszcza oczko i zabiera się do jedzenia.
Zatracamy się w psychologii i nawet nie zauważamy, kiedy robi się późno.
Biblioteka wypełnia się całkowicie nowym typem studentów – wstrętnymi
prokrastynatorami i tymi, którzy po zajęciach zmuszeni są udzielać korepetycji.
Opadam na oparcie krzesła, Brady robi to samo.
– Mój mózg ma już dość, Brady. – Opieram głowę na jego ramieniu, a on kładzie na
niej swoją.
– Tak samo jak mój. – Rzuca ołówek na stół. – Chcesz coś zjeść?
Śmieję się, bo w przypadku Brady’ego zawsze chodzi tylko albo o futbol, albo
o jedzenie, albo, no cóż, o seks.
– Mogłabym coś przekąsić – przytakuję.
– Super. – Delikatnie się odsuwa, wstaje i wpycha swoje rzeczy z powrotem do
plecaka. – To spotkajmy się z chłopakami w burgerowni koło kampusu.
Chyba za długo się waham, bo Brady przestaje pakować książki i się prostuje.
Przygląda mi się spod przymrużonych powiek.
– Nawet nie próbuj protestować. Idziesz ze mną.
Prycham i przesuwam się, żeby wstać.
– Nie możesz po prostu przyjść do mnie?
– Nie chcę.
– Moglibyśmy pójść do tej pizzerii niedaleko.
– Dobra. Zapytam chłopaków, czy chcą tam iść.
– Brady… – Spuszczam wzrok na swoją torbę.
Wzdycha i staje za moim krzesłem. Otacza mnie tym jedynym w swoim rodzaju
niedźwiedzim uściskiem.
– Powiem szczerze, trochę mnie teraz wkurzasz, Arinko. Mam oczy i wiem, że coś
się wydarzyło między tobą a Chase’em i próbujesz się wymigiwać. Ale to nie fair
w stosunku do reszty. Jesteśmy twoimi chłopakami, a ty naszą dziewczyną. Weź się
w garść albo coś ci zrobię.
Uśmiecham się smutno.
– Nie chcę nikomu sprawiać kłopotu, ale to dla mnie… trochę trudne.
Czuję, jak się spina.
– Wiem. – Pochyla się jeszcze bliżej i szepcze: – Dobrze, że masz w zanadrzu parę
masek, za którymi się skrywasz. Musisz teraz szybko jedną założyć.
Odsuwam się i marszczę brwi.
Delikatnie kiwa głową i przenosi wzrok na coś nade mną.
– Co tam, cipki? Przyszliście obadać sytuację? – Szczerzy zęby w uśmiechu. – Bo
jakby co, już zaklepałem tamtą rudą. – Wskazuje kciukiem ponad swoim ramieniem.
Świetnie.
Moje tętno przyspiesza. Biorę krótki oddech, kiedy przy stoliku pojawiają się
chłopaki.
– Hej, siostrzyczko. – Uśmiech Masona blednie, kiedy na mnie patrzy, ale zmuszam
się, żeby go odwzajemnić.
– Hej, brat.
Mason mruży oczy, przyglądając mi się.
– Idziemy coś zjeść i zastanawialiśmy się, czy już kończycie. – Spogląda na moją
prawie spakowaną torbę. – Wygląda na to, że tak.
Chase patrzy na mnie, ale staram się skupić uwagę na Masonie.
Kurwa. Myśl, Ari!
– No, ten, ja…
– Hej.
Moje szalejące serce jeszcze przyspiesza, ale wzdycham z ulgą, kiedy zerkam ponad
ramieniem brata.
W tym momencie cała trójka odwraca się, żeby zobaczyć, kto przyszedł.
– Noah, siema! – Mason uśmiecha się szeroko i przybija żółwika kapitanowi swojej
drużyny.
Kiedy ich dłonie się spotykają, Noah ukradkiem puszcza do mnie oczko. Mój brat
mówi coś jeszcze, ale to do mnie nie dociera.
Noah się śmieje.
– Nie, chłopaki. Przyszedłem tylko po Ari.
Ooooo kurwa.
Mój puls tak przyspiesza, że chyba musi to być widać na mojej skórze. Jestem zbyt
przerażona, żeby spojrzeć na swojego brata. Gapię się więc na Noah.
– Gotowa?
– Czekaj, co? – Pada na mnie cień Brady’ego, który staje za mną.
Mason przysuwa się bliżej mnie.
Noah nie rusza się ani na krok, ciągle wpatrując się we mnie swoimi niebieskimi
oczami.
– Przepraszam za spóźnienie, utknąłem w sekretariacie.
– Nie ma sprawy – mówię. – Właśnie skończyliśmy.
Jeden kącik ust Noah unosi się w uśmiechu, a ja staram się powstrzymać własny.
– Ekhem – chrząka Mason, więc w końcu na niego spoglądam. Drapie się po głowie
i patrzy to na mnie, to na mojego wybawcę. W końcu zatrzymuje się znów na mnie. –
Umówiłaś się… z nim?
Znów zaczynam pakować swoje rzeczy, żeby tylko odwrócić wzrok, niepewna, jak
Mason się zachowa. Tego nie da się przewidzieć.
– Tak. – Teraz to już właściwie nie kłamstwo. – Gdybym wiedziała, że przyjdziecie,
niczego bym nie planowała. – A to zdecydowanie kłamstwo.
Brady staje za mną w rozkroku, a ja z nerwów prawie wyrywam zamek ze swojej
torby.
– Kurde, zaczekaj chwilę. – Brady, całkiem spokojny, mówi powoli.
Dlatego też nie wiem, czego mogę się spodziewać. Patrzy na mnie, a potem na
Noah.
Noah stoi wytrwale i uparcie wpatruje się w Brady’ego, który unosi brew i odzywa
się do mnie:
– Chcesz, żebym zaniósł do domu twoją torbę?
Rozluźniam się.
– Poradzę sobie, Brady, ale d z i ę k u j ę.
– Mhmm. – Całuje mnie w czubek głowy i odwraca się, żeby zebrać resztę swoich
rzeczy.
Już mam nadzieję, że udało mi się wywinąć, kiedy nagle pytanie, którego się
spodziewałam, nadchodzi z bardzo niespodziewanego źródła.
– Dokąd idziecie? – pyta Chase.
Noah w milczeniu podchodzi, żeby wziąć moją torbę, kiedy już prawie założyłam ją
na ramię. Z nerwowym uśmiechem spoglądam na Chase’a tak, jakby sama jego
obecność w ogóle nie mieszała mi w głowie.
– Jeszcze nie uzgodniliśmy.
Chase mruży swoje zielone oczy.
– To może pójdziecie z nami?
Natychmiast szukam wzrokiem Noah, licząc na pomoc, ale nie mogę niczego
odczytać z jego twarzy. W ten sposób pozwala mi na podjęcie własnej decyzji
i pokazuje, że cokolwiek postanowię, wesprze mnie, zamiast za mnie wybierać.
– Hmmm…
Noah przeszywa mnie wzrokiem.
Nie wiem, co robić. Jeśli się zgodzę, będę umierać w środku, a Noah będzie mnie
ratować, jakby wiedział, że tego potrzebuję. Ale jak to będzie wyglądać, jeśli powiem
„nie”?
Czemu się tym przejmuję?
– Ari? – Chase naciska, tym razem jakby mniej chłodno.
Noah chyba zauważa moje niezdecydowanie, bo z każdym kolejnym oddechem
jego oczy stają się jeszcze bardziej niebieskie. Unosi nieznacznie podbródek, żeby
zachęcić mnie do podjęcia decyzji. Własnej decyzji.
Coś się we mnie uspokaja.
– Nie, raczej nie. – Staję twarzą w twarz z Chase’em.
– Czemu nie? – Człowiek, który mnie odepchnął, ma teraz czelność w ogóle o to
pytać.
– Nie mam ochoty.
Marszczy brwi jeszcze mocniej.
– I to tyle?
Czuję, jak ściska mnie niezasłużone poczucie winy, ale zanim udaje mi się
odpowiedzieć, Mason – mój szalenie kontrolujący i wyolbrzymiający wszystko brat,
który sam zazwyczaj zadaje takie pytania – przerywa swojemu najlepszemu
przyjacielowi.
– Chase, odwal się od niej. – Patrzy na niego spode łba. – Powiedziała, że nie chce
iść.
Moje usta zamierzają otworzyć się szeroko ze zdziwienia, ale zmuszam je do
pozostania na miejscu. W przerażeniu, a może z fascynacją – sama nie wiem –
obserwuję, jak Mason odwraca się do Noah i przybija mu k o l e j n e g o żółwika.
Że co?
– Przyprowadź ją bezpiecznie do domu, żeby potem nie musieli mnie wyrzucić
z drużyny. – Mina Masona jest śmiertelnie poważna.
Noah odpowiada tylko:
– Zrozumiano.
Brady tłumi śmiech i mnie przytula.
– Zabawne, że te plany pojawiły się tak znikąd, prawda? Tak samo jak ten typ –
szepcze.
– Przepraszam – mamroczę w jego sweter.
Brady nienawidzi kłamstw. Na swój szalony, popieprzony sposób jest naszym
głosem rozsądku. I właśnie mnie kryje.
– Nie martw się. Gdyby zapytali wprost, tobym im powiedział. Masz szczęście, że
nie zapytali. Wszystko spoko.
Odsuwam się i uśmiecham.
– Do zobaczenia jutro na zajęciach.
– Będę tym najseksowniejszym z przodu. – Szczerzy zęby, a ja trącam go w ramię.
Biorę pokrzepiający oddech i z poczuciem lekkości odwracam się do Noah.
Uśmiechamy się do siebie.
– Gotowy?
Powoli kiwa głową.
– Cześć, chłopaki – mówię, ale nie patrzę w ich kierunku.
Podchodzę do Noah i razem udajemy się do najbliższego wyjścia.

– Noah, o mój Boże, to pachnie wspaniale! – mówię, wychodząc z łazienki.


Podążam za dźwiękiem jego stłumionego śmiechu i podchodzę do małego aneksu
kuchennego w momencie, kiedy z piekarnika wyciąga piersi kurczaka i zaczyna je
kroić na mniejsze kawałki.
– Gdzie nauczyłeś się gotować? – pytam, zaglądając mu przez ramię, gdy miesza
kurczaka z sosem alfredo, który sam przygotował w jednym momencie.
– Od mamy. – Uśmiecha się. – Codziennie pomagałem jej przygotowywać kolację,
bo mówiła, że muszę się nauczyć dla chwil takich jak ta. – Puszcza do mnie oko.
– Mądra kobieta. – Kładę brodę na łokciu opartym o blat.
– Tak. – Uśmiecha się, ale jednocześnie ciężko wzdycha, co każe mi przenieść
wzrok z jedzenia na niego.
Lekko marszczy czoło, jednak nic nie mówi, więc postanawiam nie dopytywać.
Chcę zapytać, ale tego nie robię.
– Gdzie masz talerze i resztę rzeczy? – pytam. – Chociaż w tym ci pomogę.
– Nad mikrofalówką jest paczka papierowych talerzyków. Mam nadzieję, że to ci
nie przeszkadza.
– Moja mama zawsze mówiła, że po to ma dzieci, żeby już nie zmywać. Więc tak,
papierowe talerzyki są super. – Śmieję się, a on mi wtóruje.
– Mądra kobieta.
– Co nie? Niby żartowała, a jednak nie do końca.
Noah chichocze. Wyłącza palnik i myje ręce w malutkim zlewie obok malutkiej
kuchenki.
– Wyciągniesz coś do picia, a ja w tym czasie zrobię miejsce przy stole, żeby było
nam wygodniej?
– Jasne. – Kładę talerzyki obok kuchenki i spoglądam na maleńki stolik kawowy
przy ścianie. Jest dwuosobowy, ale ledwie mieści pod sobą długie nogi Noah, nie
wspominając o drugiej osobie. – To miejsce jest odjazdowe. Z zewnątrz nie widać, że
tu w ogóle jest jakieś mieszkanie.
Noah wychyla się zza ściany oddzielającej kuchnię od salonu.
– No, trener mówi, że to zaleta bycia kapitanem, tylko że czasem ta przestrzeń nie
jest warta całego tego gówna, z którym muszę się mierzyć w drużynie. Ale tu jest mi
chociaż łatwiej zapanować nad pierwszorocznymi.
– Więc jesteś certyfikowanym pogromcą dobrej zabawy?
– Nieee. – Przekłada makaron do dużej miski i ruchem głowy wskazuje, żebym szła
przed nim.
Biorę talerze i idę do salonu, a on kontynuuje:
– Pozwalam im dobrze się bawić, to przecież też część doświadczenia, na które
zasługują, dlatego że się tu dostali. Dopóki są odpowiedzialni i ograniczają się
w tygodniu, w sobotę mogą robić, co im się podoba.
Kiwam głową. Siadam obok niego na sztruksowej kanapie i stawiam na stole nasze
napoje.
– Teraz, poza sezonem… – Kręci głową z uśmiechem. – Bywa tu ostro.
– Domyślam się. – Zrzucam klapki i podciągam nogi na kanapę. – Przed studiami
wiosną zawsze szaleliśmy, ale tu jest jeszcze ciekawiej. Podczas przerwy w sezonie
chłopacy zawsze trochę sobie luzowali, a dzięki temu i dla nas byli mniej surowi.
Chociaż tak naprawdę nigdy do końca nie odpuszczali futbolu, zawsze były jakieś
obozy albo coś innego, ale brak meczów oznaczał, że mogliśmy trochę poimprezować.
– No tak, lżejsze treningi i brak trenera koło dupy. – Śmieje się. – Dobrze, że drzwi
są na dole schodów, a nie na górze. Nie wchodzą tu najostrzejsi imprezowicze i nie
muszę się bać, że ktoś spadnie ze stopni, gdy zabłądzi w poszukiwaniu łazienki. –
Trąca mnie ramieniem. – Proszę. Nałóż sobie pierwsza, żebym poczuł się jak
dżentelmen.
Pochylam się do stołu, jak prosi.
– A ja chciałam elegancko zaczekać na twoje zaproszenie. Ale uczciwie ostrzegam:
jem jak facet, więc mnie nie oceniaj.
– Jakbym śmiał! – żartuje. Włącza telewizor, żeby w tle cicho leciały powtórki The
Office.
Przygryzam wargę.
– Dziękuję ci, Noah.
– Julio, spójrz na mnie.
Przenoszę na niego wzrok, a on się uśmiecha.
– Przestań mi ciągle dziękować, jakbym wyświadczał ci jakąś przysługę. Nie
wyświadczam. Zauważyłem, że siedzisz tam z Bradym, od razu, gdy wszedłem.
Szukałem cię i, skoro koniecznie musisz wiedzieć, miałem właśnie podejść i zapytać,
czy nie chcesz gdzieś ze mną pójść, kiedy pojawili się Mason i Chase. Chcieli mnie
ubiec. – Spogląda w swój talerz, a potem, jakby wahając się, czy dokończyć zdanie,
rzuca mi figlarny uśmieszek. – Wygląda na to, że wygrałem.
Śmieję się, zakrywając usta dłonią, i spoglądam na niego.
– Więc mówisz mi, że… I’m looking at a winner? Patrzę na zwycięzcę?
Odwraca się z ustami pełnymi makaronu i puszcza do mnie oko, zadowolony
z mojego doboru piosenki.
Rozkojarzona, skupiam się na swoim talerzu.
Wygląda na to, że Noah mnie rozumie.
I chyba mi się to podoba.
Kiedy kończymy jeść, wyrzuca talerze do kosza i wraca do mnie, na kanapę.
Przez chwilę milczy, a kiedy odwracam się do niego, on odwraca się do mnie.
– Nigdy jeszcze tutaj nie byłaś, prawda? – pyta.
Wzdycham i opieram się o poduszki.
– Nie. Teraz, gdy o tym mówisz, czuję się jak idiotka. – Kręcę głową. – Będzie im
przykro, kiedy dowiedzą się, że tu dzisiaj przyszłam.
– Czekali na ciebie?
– Mason i Brady zapraszali mnie już tyle razy, ale… jakoś się nie udało.
Patrzy na mnie.
– A Chase? Nie prosił, żebyś przyszła?
Biorę głęboki wdech i mówię:
– Nie, nie prosił. Nie wiem, czy to mnie daje przestrzeń, której potrzebuję, czy
sobie. Tak czy inaczej, jestem już tym zmęczona. – Spuszczam wzrok i zdrapuję
brokatowy lakier z paznokci. – Chciałabym móc znów spędzać z nimi czas, oglądać
filmy i nie robić nic więcej, niż po prostu być przyjaciółmi. Głupie, co nie? Bo tak
naprawdę to ja wszystko zepsułam.
– Niczego nie psujesz, kiedy robisz to, co uważasz za słuszne.
– I o to właśnie chodzi – rzucam cicho. – Nie czuję, żeby to było słuszne.
Konieczne tak, ale nie słuszne. Kiedy się kłóciliśmy, gdy byliśmy dziećmi, następnego
dnia już wszystko było w porządku. Po prostu nigdy się na siebie nie złościmy, wiesz?
Żadne z nas. Jesteśmy wkurzeni, zirytowani, ale nigdy źli, tak naprawdę źli.
To strasznie do dupy, bo nie po to poszliśmy razem na studia, żeby już w pierwszym
semestrze wydarzyło się coś takiego.
Noah najpierw nic nie mówi, ale rozluźnia się, kiedy w końcu na niego spoglądam.
– Jak to się stało?
Mój wzrok pada na miejsce, w którym moje kolano dotyka jego dżinsów, i na moich
ustach pojawia się delikatny uśmiech. Noah tego nie zauważa. Jest wyluzowany, tak
jak ja. Zdjęłam buty, skrzyżowałam nogi na kanapie i ułożyłam się na poduszkach tak
wygodnie, jakbym siedziała tu już tysiąc razy.
Mam wrażenie, że tak jest.
Podnoszę wzrok i zauważam, że jego szalenie niebieskie oczy bacznie mi się
przyglądają, i z jakiegoś powodu czuję potrzebę, żeby się odwrócić.
– Ari?
– Hm?
Uśmiecha się.
– Jak to się stało, że wszyscy trafiliście na Avix?
– Och. – Śmieję się. – No tak. Nasi szkolni doradcy zawodowi myśleli, że
zwariowaliśmy, bo dosłownie pierwszego dnia liceum poszliśmy do nich wszyscy
razem z listami od rodziców i powiedzieliśmy im o naszych zamiarach. Poprosiliśmy
o ułożenie nam takiego planu zajęć, żeby w przyszłości było to możliwe. Chodziliśmy
na dodatkowe zajęcia w wakacje, żeby być do przodu z materiałem. Kiedy już
stwierdziliśmy, że to się uda, zaczęliśmy zawężać listę szkół, żeby znaleźć taką, która
wszystkim będzie odpowiadać. Żadne z nas nie chciało wyjeżdżać z Kalifornii, więc to
trochę ułatwiło sprawę, ale i tak złożyliśmy podania do koledżów w innych stanach,
na wszelki wypadek. Wiedzieliśmy, że chłopaki dostaną się właściwie wszędzie, więc
szukaliśmy czegoś z najlepszą drużyną i jednocześnie z najlepszą pedagogiką dla
Cameron. I w końcu wybraliśmy Avix.
– W tej historii nie padło twoje imię.
– No tak, nie padło. – Uśmiecham się. – Mnie nie zależało na konkretnej szkole.
– Naprawdę? – W jego głosie pobrzmiewa bardziej ciekawość niż zaskoczenie. –
Ani jednego zastrzeżenia?
– Nie.
Kącik ust Noah unosi się w uśmiechu.
– Dlaczego mam wrażenie, że jednak stoi za tym jakiś powód, o którym nie chcesz
mi powiedzieć?
– Bo stoi. – Śmieję się. – Ale to zbyt żenujące, żeby się tym dzielić. Przyznam, że
próbowałam forsować pomysł wynajęcia wypasionego domu poza kampusem, jednak
tata szybko wybił mi to z głowy. A po spotkaniu chłopaków z kierownikiem sztabu
trenerskiego, który, nawiasem mówiąc, jest kutasem, dowiedzieliśmy się, że to i tak
byłoby niemożliwe. Tak szczerze, to nasze studio na trzecim piętrze akademika
okazało się idealne.
Noah szeroko się uśmiecha i kiwa głową.
– A co z tobą?
– Co ze mną?
– Jak Noah Riley, genialny rozgrywający, wylądował w Oceanside?
– Ha, ha – droczy się ze mną i odwraca wzrok, ale po chwili znów na mnie patrzy.
Na początku zastanawiam się, czy zamierza mi powiedzieć, ale w końcu się
odzywa:
– Jestem z tych okolic, zostałem tu, żeby być blisko mamy.
– Ooooch, jak słodko!
Noah rzuca mi rozbawione spojrzenie, więc nie mogę powstrzymać się od śmiechu.
– Rozumiem to. Właściwie z tego samego powodu i my nie chcieliśmy daleko
wyjeżdżać. – Odchylam się do tyłu i obejmuję rękami podciągnięte kolana. – Ona jest
prawdziwym masterchefem, prawda? Powiedziałeś, że nauczyła cię gotować, ale
założę się o dolara, że przepisy, z których korzystasz, są jej.
– O całego dolara?
– No co mogę powiedzieć? Jestem biedną studentką. – Wzruszam ramionami.
Noah chichocze, ale ma poważny wyraz twarzy, więc przyglądam mu się
w oczekiwaniu, aż powie coś więcej.
– Jesteś blisko ze swoją mamą – mówię łagodnie.
– Tak – potwierdza. – Ona jest wszystkim, co mam.
– Tu, w Oceanside?
Patrzy mi w oczy.
– Na całym świecie.
– Naprawdę?
Noah kiwa głową.
– Nie masz rodzeństwa? Taty?
– Nie. Żadnych kuzynów, ciotek, wujków, nawet dziadków. Jesteśmy tylko my
dwoje.
Czuję, jak w mojej klatce piersiowej pojawia się ukłucie bólu.
– To smutne.
Wzrusza ramionami i odwraca wzrok.
– Dla mnie to normalne. Nigdy nie miałem nikogo poza nią, więc nie miałem za
kim tęsknić.
– To teraz pewnie tęsknisz za nią, skoro nie możesz jej codziennie widzieć. Musisz
być tu samotny.
Noah mruga powoli, ale nie odpowiada.
Gdy teraz o tym myślę, przypominam sobie, że rzeczywiście nigdy z nikim go nie
widuję. Zawsze jest sam.
Zastanawiam się, czy tak woli.
Nie potrafię wyobrazić sobie życia bez swojej rodziny i przyjaciół. Byłoby mi
trudno nie mieć nikogo, komu mogę rzucić się w ramiona, gdy jest mi źle.
Czy on ma kogoś takiego?
– A ty i Cameron? – Zmienia temat. – Od zawsze się przyjaźnicie?
– Tak, od urodzenia.
– Ona często tu przychodzi.
– Tak. – Kiwam głową. – Uwierz mi, wiem o tym. Ciągle mi o tym mówi.
– To przyjdź z nią następnym razem, wpadniesz tu do mnie – proponuje.
Robi mi się ciepło w policzki, a Noah się śmieje.
Patrzymy na siebie przez chwilę, a jego uśmiech stopniowo znika. Powoli wysuwa
język, żeby zwilżyć wargi, co przyciąga moją uwagę do jego ust. Ale tylko na sekundę.
Podnoszę się z kanapy.
– Powinnam już pójść.
– Jasne… Odwiozę cię.
Uśmiecham się.
– Noah, mogę się przejść. Mieszkam na drugim końcu kampusu.
Marszczy brwi i się prostuje. Muszę unieść głowę, żeby móc spojrzeć mu w oczy.
– Naprawdę sądzisz, że pozwolę ci samej zejść tymi schodami do akademika
wypełnionego dwudziestoma facetami i pójść samej do domu?
– Zdajesz sobie sprawę, że między tymi dwudziestoma facetami znajdują się mój
brat i najlepsi przyjaciele, prawda? – Uśmiecham się ironicznie, a jego oczy zwężają
się jeszcze bardziej. – Chodź, odprowadzisz mnie na dół, a jeśli Masona nie będzie
w pobliżu, to odwieziesz mnie do domu.
– A może zrobimy tak: i tak cię odwiozę, a Masona poszukamy tylko dla zabawy?
Znów robi mi się ciepło w policzki, więc się uśmiecham i idę w kierunku schodów.
– Chodź, Romeo.
Na dole Noah sięga ponad moim ramieniem, żeby otworzyć mi drzwi.
Kiedy wychodzimy, kilku wielkich facetów wita się z nim skinieniem głowy,
uśmiechając się w moim kierunku tak, jakby dobrze wiedzieli, co właśnie robiliśmy.
Ich uśmiechy przypominają uśmiech Brady’ego – trochę jak wyraz twarzy dumnego
ojca, ale z frywolnym akcentem. Gdy Noah zatrzymuje się, żeby odpowiedzieć na
jakieś pytanie, które jeden z nich mu zadaje, wchodzę do wspólnego pokoju
i przyglądam się jego wielkiej przestrzeni.
Na dwóch ścianach wiszą telewizory, a przy dwóch kolejnych ustawiono kanapy.
Na środku stoi stół bilardowy. Ściany są ciemnoniebieskie, a w centralnym punkcie
wymalowano wielkie logo Avix Sharks. Nad kominkiem rozciąga się rząd pucharów
i statuetek – mam nadzieję, że są tam przyklejone, bo między nimi walają się puste
puszki po piwie. Rzeczywistość męskiego akademika.
Widzę to miejsce po raz pierwszy. Jest dokładnie takie, jak je sobie wyobrażałam.
Może nawet trochę czystsze, niż mogłam się spodziewać. Przeciągam dłonią po
framudze drzwi, w którą ktoś powtykał kapsle od butelek, i rozglądam się za
Masonem, kiedy dobiega mnie szorstki głos.
– Myślałem, że idziecie na miasto coś zjeść.
Odwracam się i staję twarzą w twarz z Chase’em.
Głos więźnie mi w gardle i szybko zerkam na Noah, który ciągle rozmawia z kolegą
z drużyny. Zmuszam się do spojrzenia na Chase’a. Modlę się, żeby mój głos nie
zadrżał, gdy mówię:
– Noah ugotował mi kolację.
Chase prycha.
– Tak, założę się, że postanowił zabrać cię do siebie w ostatniej chwili.
Odrzucam głowę do tyłu.
– Naprawdę będziesz się teraz tak zachowywać?
Chase podchodzi bliżej i mówi tak cicho, żebym tylko ja mogła go usłyszeć:
– A czego oczekujesz, Arianno?
Czuję, jak w mojej piersi narasta złość, ale pod nią kryje się ból.
– Niczego. – Znów rzucam krótkie spojrzenie Noah, który jeszcze nie zauważył
Chase’a, ale już zbliża się w moim kierunku. – Niczego od ciebie nie oczekuję, Chase.
Zmądrzałam.
Chase marszczy brwi, ale milczy.
Na całe szczęście w następnej chwili zza rogu wyłania się Mason. Mruży oczy,
kiedy dostrzega nasze niezręczne starcie.
– Ari? – Mój brat przesuwa badawcze spojrzenie na Noah i staje obok mnie. – Co
tutaj robisz? Przyszłaś zobaczyć nasz akademik? – pyta.
Nie mam zamiaru zagłębiać się w szczegóły, więc udzielam mu najprostszej
odpowiedzi:
– Szukałam cię.
Podchodzi bliżej i opiera łokieć o ścianę, zasłaniając sobą pozostałych. Na jego
twarzy maluje się zmartwienie, ale kręcę głową.
Wszystko w porządku. Przysięgam.
Mase przytakuje.
– Możesz zabrać mnie do domu?
– Tak, wezmę tylko klucze – mówi i w tym samym momencie pod jego
wyciągniętym ramieniem pojawia się jakaś blondynka. Mase spogląda na nią
z uśmiechem.
– Wiesz co, nie było tematu – rzucam, czując nagłą, desperacką potrzebę ucieczki.
– Co? Nie! – Zabiera rękę, właściwie spławiając dziewczynę. – Wszystko
w porządku, zabiorę cię.
– Ja z nią pójdę. – Chase rusza w stronę drzwi, jakby to już było postanowione, ale
mój brat podąża za nim.
– Nie, ja idę. – Mason kręci głową, rzucając dziewczynie krótkie spojrzenie.
Uśmiecham się przepraszająco, patrząc na podchodzącego do nas Noah. Oddech,
który dotąd wstrzymywałam, zamienia się w gulę w gardle, którą muszę przełknąć.
Czuję, jak nerwowy dreszcz przebiega mi po skórze. Czekam na to, co się teraz
wydarzy. Nie mam pojęcia, jak ta sytuacja się rozwinie.
– Ja pójdę, chłopaki. – Noah uśmiecha się z lekkością. – I tak miałem z nią iść. Tak
jej obiecałem, zanim tu przyszliśmy.
Na to bezpośrednie wyznanie ściska mi się żołądek. Czekam, jak zareaguje mój
brat.
Przesuwa na mnie swoje spojrzenie i przygląda mi się ze zmarszczonymi brwiami.
Ale nagle się uśmiecha i odzywa do Noah:
– Pewnie zrobiła się czerwona, co?
Otwieram usta, a Noah śmieje się, ale nie potwierdza. Zachowuje to dla siebie.
– Jesteś pewny? – Mason wyciąga dłoń i przybija mu piątkę.
– Jasne. – Noah odwraca się do mnie i skinieniem głowy wskazuje w stronę drzwi.
Kiedy wychodzę, rzucam Chase’owi ukradkowe spojrzenie.
Stoi z zaciśniętymi ustami i patrzy przed siebie, ale nic nie mówi.
Bo dlaczego miałby?
Noah odprowadza mnie do domu, mówi „dobranoc” i odchodzi.
Kolejny dzień zepsuty. Kładę się do łóżka i nie umiem powstrzymać łez, które
zaczynają płynąć.
ROZDZIAŁ 16

– Czemu jest tak kurewsko gorąco? – jęczy Cam, kiedy zbiera się z trybun i zaczyna
pakować książki.
– Siedzenie na tych plastikowych krzesłach nie bardzo pomaga. Jestem cała mokra.
– Chłopaki powinny rozłożyć tu dla nas jakieś zadaszenie.
– Jasne, bo mają na to czas przed treningiem.
Cam się śmieje i zrzuca moje nogi z oparcia krzesła naprzeciwko mnie, żeby
przejść.
– To prawda. Ale czemu dalej jest tak gorąco, skoro już zaczął się październik?
Co to w ogóle ma być? Na miłość boską, jesteśmy w południowej Kalifornii!
– To przez ten metal dookoła, murawę i słońce. Stań w cieniu, to będziesz mieć
z piętnaście stopni mniej.
– Dlatego właśnie mówiłam, że potrzeba nam jakiegoś zadaszenia. – Uśmiecha
się. – Dobra, pa. Profesor kazał mi przyjść dzisiaj do poradni pedagogicznej, żebym
spotkała się z rodzicami, gdy będą odbierać dzieci.
– Będziesz wieczorem w domu?
– Tak. Do potem.
Macham jej, kładę sobie książkę na piersi i zamykam oczy, żeby się chwilę
poopalać.
Nie wiem, ile minęło czasu, kiedy do moich uszu dociera dźwięk uderzających
o beton butów z korkami.
Przysłaniam dłonią oczy i mrużę je, próbując dostrzec rysy postaci, która się do
mnie zbliża.
– Chcesz się tu spalić?! – krzyczy Noah z odległości kilku rzędów siedzeń.
Ciągle nie widzę jego twarzy, ale z uśmiechem prostuję się na siedzeniu.
– Nie, słońce by mi tego nie zrobiło, znamy się. Jest dla mnie dobre.
Noah chichocze i przeskakuje po dwa schodki naraz. W końcu lepiej go widzę.
Jest czerwony na twarzy, cały spocony i… absurdalnie atrakcyjny.
Uśmiecha się i przeczesuje dłonią gładkie ciemne włosy, w których dostrzegam
rozjaśnione słońcem pasma.
– Co tu robisz? Przyszłaś na mnie popatrzeć? – zaczepia mnie.
– Ha! Chciałbyś. Robię to od lat. Ty jesteś tylko dodatkową atrakcją.
Unosi ramiona, na których ma teraz ochraniacze, i mruga do mnie.
– Domyśliłem się, bo widziałem cię tu już kilka tygodni temu.
– A teraz?
Tylko się uśmiecha. Stukam w książkę leżącą na mojej piersi.
– Ja i Cam zaczęłyśmy chodzić na ich treningi w liceum. I nie przestałyśmy.
– Fajnie. – Kiwa głową.
– Już skończyliście? Jeszcze wcześnie. – Spoglądam na telefon.
– Tak, rano zeszło nam dwa razy dłużej na analizach, zaraz po tym siłownia, więc
to był bardzo zajęty dzień. – Wyciąga ręcznik wetknięty za ochraniacze i wyciera
czoło. – Ale zgłodniałem.
– Ach tak? – Uśmiecham się.
– Tak. – Podnosi głowę. – Masz ochotę dziś znów pomóc mi gotować?
Spuszczam nogi na ziemię i kładę książkę na kolanach.
– A jak niby pomogłam ci ostatnio?
– Pomogłaś mi zjeść. – Jego usta rozciągają się w szerokim uśmiechu.
Zaczynam się śmiać, ale najwyraźniej za głośno, bo zwracam na siebie uwagę
chłopaków schodzących właśnie do szatni. Oczywiście wśród nich są Brady i Chase.
Obaj się zatrzymują i kierują wzrok w naszą stronę. Automatycznie głębiej zapadam
się w fotel.
Noah zauważa mój ruch i spogląda przez ramię. Kiwa głową, kiedy znów się do
mnie odwraca.
Zawstydzona swoją dziecinną reakcją, mam ochotę zapaść się pod ziemię, ale
kiedy patrzę na Noah, nie widzę na jego twarzy ani śladu osądu. Wręcz odwrotnie.
Uśmiecha się delikatnie, a błysk zrozumienia w jego oczach sprawia, że mogę
odetchnąć spokojniej i przyznać:
– Nienawidzę tego.
Jego usta drgają.
– Wiem.
– Arianna, trening się skończył! – krzyczy Chase, cały czas stojąc w tym samym
miejscu, ale ja nie spuszczam wzroku z Noah.
Odwraca głowę, żeby ukryć swoją poważną minę, ale ją zauważam.
Zmuszam się do spojrzenia w stronę wejścia do szatni i spostrzegam Masona. Idzie
kilka metrów za resztą drużyny i ściąga ochraniacze z ramion. Widzi stojącego tam
Chase’a, kieruje wzrok w tę samą stronę co on i zauważa mnie i Noah. Marszczy brwi
i waha się przez chwilę, ale zaraz trąca Chase’a ramieniem, ponaglając go do zejścia
do szatni.
Obaj znikają nam z oczu.
Wymyka mi się westchnienie i wstaję z siedzenia. Nie jestem w stanie spojrzeć na
Noah.
– Myślę, że nie będę dzisiaj dobrą towarzyszką. Spotkamy się kiedy indziej?
– Jasne – odpowiada bez śladu niezadowolenia.
Więc dlaczego czuję ciężar rozczarowania?
Później tego wieczoru, kiedy szperam w lodówce, zdaję sobie sprawę, że
rozczarowanie, które zauważyłam wcześniej… było moim rozczarowaniem.
– Kurde – mówi powoli Cam. – Ten facet jest idealny.
Wzdychamy, patrzymy na siebie i wybuchamy śmiechem.
– Serio, Ari. Musisz przez to przeskoczyć.
Uśmiecham się i widzę, że Noah robi to samo. Ale jego uśmiech jest kierowany do
pięknej blondynki, która idzie w jego stronę z czymś, co wygląda jak talerz ciastek.
Coś podskakuje mi w żołądku i wywołuje grymas na mojej twarzy.
– Kto to jest? – pyta Cam.
Wzruszam ramionami, ale zauważam, że dziewczyna porusza się z gracją
unoszącej się w powietrzu primabaleriny.
– Śpiąca Królewna i przystojny książę.
– Hmmm, nie. Mylisz się.
Unoszę brew i odwracam się do niej.
– Tak?
– Jasne, gość wygląda jak książę, ale, nawiasem mówiąc, raczej jak ten od
Kopciuszka, bo ma ciemne włosy, a nie od tej cnotliwej śpiącej dziuni.
Śmieję się, a ona mówi dalej:
– W każdym razie tak, jest śliczny i w ogóle, ale pod tą całą pięknością kryje się
dzika bestia. Musi się kryć. Jest za przystojny, żeby był potulny. – Cameron rozsiada
się, oparłszy na łokciach, i patrzy na mnie z uśmieszkiem. – Założę się, że w sypialni
bestia ożywa.
– Przestań! – Śmieję się.
– Nie żartuję. Jestem pewna, że zamienia się w innego człowieka, trochę jak
Hannah Montana. – Zastanawia się przez chwilę i dodaje: – Tak. On nie uprawia
seksu, on kocha się pieprzyć.
Otwieram usta ze zdziwienia i znów obie wybuchamy śmiechem.
– Dobra, już wystarczy, bo cię usłyszy.
– No mówię ci, on jest bestią, a ty jesteś tak podobna do Belli, że bardziej się nie
da.
– Jesteś stuknięta.
– To zapytajmy. – Cam szybko zrywa się na nogi.
Otwieram szeroko oczy i chwytam ją za nadgarstek, ale odzywa się, zanim udaje
mi się ją powstrzymać:
– Ej, Noah! – krzyczy, a moja twarz nabiera koloru pomidora, kiedy i on, i balerina
odwracają się do nas z uśmiechem. – Szybkie pytanie. Ale nie zastanawiaj się, tylko od
razu odpowiedz, okej?
Noah spogląda na mnie przelotnie i wraca wzrokiem do Cam.
– No dawaj!
Cameron puszcza do mnie oko przez ramię i znów odwraca się do Noah.
– Śpiąca Królewna czy Piękna i Bestia?
Noah patrzy w moją stronę i czuję, jak twarz rozpala mi się pod jego spojrzeniem,
kiedy próbuje rozgryźć wygłupy Cam. Tak szybko, że prawie niezauważalnie, rzuca
okiem na dziewczynę stojącą obok niego, a potem na mnie. Może coś sobie wmawiam,
ale mogłabym przysiąc, że patrzy na moje długie ciemne włosy przerzucone przez
ramię.
Automatycznie biorę głęboki oddech, kiedy zwraca się z uśmiechem do Cam:
– No weź, nie każ mi tego mówić.
Odpowiedź bardzo w jego stylu.
Moje usta drgają.
Cam, zadowolona, siada i szepcze:
– Zdajesz sobie sprawę, że totalnie załapał, o co mi chodziło?
– Przestań, jędzo, nie wiesz tego na pewno – syczę.
– Jeju, Ari. To urocze, że udajesz, że tak nie jest. Ale teraz dyskretnie na niego
spójrz.
– Nie.
– Proszę. Założę się o szminkę, że czeka, aż to zrobisz.
– Dobra, ale ja wybieram kolor.
– Zgoda.
Opieram się o siedzenie i przeczesuję dłonią włosy, starając się jakby nigdy nic
spojrzeć w jego kierunku. Niestety zamieram w bezruchu, kiedy okazuje się, że
właśnie na mnie patrzy i to zauważa. Jak zawsze zachowuje się jak dżentelmen –
przygryza usta, żeby ukryć uśmiech. Kiedy kolor mojej twarzy już ma mnie wydać,
orientuję się, że to jeszcze nie wszystko.
– Boże, kurwa, idzie tutaj! Z tą dziewczyną!
Cameron ze śmiechu aż odrzuca głowę do tyłu.
– Robi się coraz ciekawiej. Wszystko się zaraz wyjaśni, tylko patrz.
– Zamknij się.
– Podziękujesz mi.
– Jesteś nienormalna.
– Kochasz mnie.
– Hej.
Odwracamy głowy w kierunku Noah i dziewczyny, ja z wielkim, sztucznym, pełnym
zażenowania uśmiechem przyklejonym do twarzy, a Cam z rozbawieniem.
– Hej! – odpowiadamy jednocześnie, a ja walczę z pokusą walnięcia Cam łokciem
w żebra.
– Cześć, Cameron – mówi Noah, ale prawie na nią nie patrzy.
– Cześć, Noah. – Cam siada wygodniej, opierając się na dłoniach.
Ciemne włosy Noah są prawie całkowicie schowane pod kapturem. Jego oczy
wydają się jeszcze bardziej niebieskie na tle szarej bluzy. Powoli ściąga kaptur
z głowy.
– To moja przyjaciółka Paige. – Wskazuje głową na piękność obok siebie.
Nawet nie muszę patrzeć na Cam, żeby wiedzieć, że właśnie uśmiecha się
z satysfakcją.
Podnoszę rękę, żeby pomachać dziewczynie, ale podchodzi do mnie
i nieoczekiwanie delikatnie mnie przytula. Odsuwa się i znów staje obok Noah.
– Bardzo mi miło cię poznać, Ari. – Splata dłonie za sobą. – Dużo o tobie
słyszałam.
Gwałtownie unoszę brwi i staram się znaleźć odpowiednie słowa. Mój mózg się
zaciął, więc śmieję się, żeby ukryć zdenerwowanie.
Zerkam na Noah, a on puszcza do mnie oko.
– Miło cię poznać, Paige.
Uśmiecha się i jest jeszcze bardziej idealna.
– Powinnyśmy się czasem spotkać.
Uch.
Uśmiecham się.
Paige odwraca się do Cam.
– Ciebie też miło poznać, Cameron. Niestety muszę już lecieć, niedziele mam
zawsze trochę szalone.
Wbijam w nią wzrok.
A więc i ona, i Noah mają zajęte niedziele?
Noah chrząka.
– Odprowadzę ją na parking.
Paige się uśmiecha i macha do nas, gdy odchodzi.
– Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy, Ari.
Uśmiechamy się do momentu, aż nie znikną nam z oczu, a potem od razu się do
siebie odwracamy.
Patrzę na Cam gniewnie, a ta marszczy nos.
– Może jest lesbijką?
Jęczę i wstaję.
– Podobasz mu się, Ari.
– Daj już spokój, Cam. – Odchodzę.
– Nie zachowuj się tak, jakby ci nie zależało! – krzyczy.
Pokazuję jej środkowy palec. Idę do automatu z wodą i biorę butelkę.
Jest niedziela, więc powinniśmy wszyscy razem jeść kolację, ale drużyna urządza
dziś coroczną imprezę, na którą jej członkowie zapraszają swoje rodziny i znajomych.
Na szczęście chłopaki uznały, że to się liczy jako wspólna kolacja.
Po kilku łykach idę do Masona, który stoi przy jednym z wielu grillów.
– Hej, braciszku.
– Hej, siostra. – Zerka na mnie i znów patrzy na kurczaka, którego właśnie
przewraca. – Dobrze się bawisz?
– Tak. – Rozglądam się dookoła.
– To fajnie. – Podnosi swoje piwo i bierze łyk, przyglądając mi się znad butelki. –
Wszystko u ciebie okej?
Otwieram usta, ale zaraz je zamykam i tylko kiwam głową.
– Na pewno?
– Ja… – Wzdycham i się poddaję. – Miałam kilka trudnych miesięcy, ale już czuję
się lepiej.
– Lepiej czy odrobinę lepiej?
– Zależy od dnia.
Gdy słyszy moje szczere wyznanie, na jego twarzy pojawia się grymas. Szuka
wzrokiem moich oczu.
– Gdyby coś było nie tak, gdybyś mnie potrzebowała, powiedziałabyś mi, prawda?
Mimo że czasem jestem dupkiem, zawsze do mnie przyjdziesz, kiedy będziesz mnie
potrzebować?
– Gdybym cię potrzebowała… Kiedy będę cię potrzebować, nie zawaham się, wiesz
o tym – odpowiadam cicho i zgodnie z prawdą.
Kąciki jego ust się unoszą.
– Ale chyba musisz wiedzieć, że istnieją rzeczy, których nie będziesz chciał
usłyszeć, więc nie będę się nimi z tobą dzielić.
Zaciska wargi i odwraca wzrok, jednak gdy znów na mnie spogląda, widzę, że nie
jest zły.
– Rozumiem. – Kiwa głową. – Kocham cię, wiesz o tym? Najbardziej na świecie.
Uśmiecham się i go przytulam.
– Tak, Mase. Wiem.
Ból w moim głosie słychać tylko przez sekundę, ale mój brat go zauważa. Nie
rozumie tego, dlatego jest sfrustrowany.
Nie ma pojęcia, że wykopał przepaść wielkości zapory Hoovera między mną
a Chase’em. Nie mogłam powiedzieć mu o tym, co bezmyślnie zrobiliśmy. Coś
podejrzewa, ale nie wie, jak głęboko to sięga. Uważa, że wszystko, co robi, robi po to,
by mnie chronić, choć bardzo, baaardzo powoli dociera do niego, że już nie jesteśmy
dziećmi. Istnieją rzeczy, przed którymi nie może i nie powinien mnie chronić.
Mimo wszystko w żadnym wypadku nie należy winić Masona.
Może to on stanął na przeszkodzie tego związku, ale to Chase utopił go na zawsze
w oceanie.
Ta decyzja należała do niego – mógł mnie wybrać albo odepchnąć i postanowił
odepchnąć.
I to jest w porządku.
Żałuję tylko, że nie mieliśmy tego jednego – możliwości wspólnego sprawdzenia,
że nie byliśmy sobie pisani. Może wtedy mogłabym wszystko zrozumieć. Bez całego
tego bałaganu.
Do dupy jest cierpieć przez mężczyznę, który nawet nigdy nie był mój.
Ból pojawia się nagle. Ból z powodu miłości, która nigdy nie istniała. Która nigdy
nie miała szansy rozkwitnąć.
Najbardziej boli mnie to uczucie, że zostałam z czegoś okradziona. Ale jeśli można
w tej sytuacji znaleźć jakieś pozytywy, to jest to fakt, że złamane serce uczyni mnie
silniejszą.
Jak inaczej można odkryć, czego naprawdę się pragnie?
Czemu pozwala się odejść?
Na co zasługuje się w związku?
Myślę, że nie można się tego dowiedzieć bez doświadczenia bólu.
Pragnę kogoś całego.
Pragnę kogoś całego i ani trochę mniej.
Chase nie mógł mi tego dać, więc może powinnam być wdzięczna, że uświadomił
nam to, zanim wszystko zaszło za daleko.
Może to jest mój sposób na znalezienie usprawiedliwienia dla wszystkich głupich
posunięć.
Wzdycham i odsuwam się od Masona.
– Ari – mówi, kiedy widzi, że się wycofuję. – Tęsknię za spędzaniem z tobą czasu.
Zostaniesz?
Z niepewnym uśmiechem znów go przytulam, a kiedy spoglądam przez jego ramię,
wiem już, że wszechświat znów postanowił mnie wypróbować.
Mój wzrok napotyka złotobrązowe spojrzenie.
– Nigdzie się nie wybieram. – Odsuwam się i wskazuję na tacki z upieczonym
mięsem. – Mam zanieść to do stolików?
– Jeśli możesz… – Mason kiwa głową i odwraca się z powrotem do grilla.
Po drodze znów napotykam spojrzenie Chase’a, ale tym razem to ja odwracam
wzrok.
Jakaś dłoń przesuwa przede mną miskę z makaronem, żebym mogła postawić na
stole górę upieczonego kurczaka.
– Czyli z waszej dwójki to brat potrafi gotować? – zaczepia mnie Noah.
Trącam go ramieniem i skubię brzeg folii aluminiowej.
– Co to za filozofia przewracać kurczaka?
– To tylko na tym polega grillowanie? – żartuje. – Przewracasz mięso i tyle?
Krzyżuję ramiona na piersi i patrzę na niego.
Noah śmieje się i odwraca wzrok w kierunku, który właśnie próbuję ignorować.
– Muszę już iść, chciałem się pożegnać.
– Nie musiałeś wracać tylko po to. Mogłeś napisać.
Kiwa głową i wpatruje się we mnie swoimi niebieskimi oczami.
– Nie mam za dużo wolnego czasu w weekendy, ale może w tygodniu moglibyśmy
coś porobić? Lekcje gotowania są ciągle aktualne.
– Bo jeszcze nie widziałeś, jaka jestem w tym beznadziejna.
– Uznaję, że to była zgoda. – Uśmiecha się. – To w tym tygodniu, tak?
Kiwam głową i powstrzymuję się od uśmiechu.
– Dobrze, bo miałem zamiar prosić, dopóki byś się nie zgodziła – dodaje, a ja
wybucham śmiechem.
Noah rzuca mi ostatnie spojrzenie i się odsuwa.
– Lepiej już pójdę.
– I want you to stay. – Chcę, żebyś został.
Zamiera na chwilę, po czym na jego twarzy rozciąga się jasny uśmiech.
– Twoja szafa grająca gra wszystkie gatunki.
– To prawda.
Noah podchodzi do mnie o krok, a kiedy się zbliża, jego oczy, tym razem jakby
ciemniejsze niż zazwyczaj, utkwione są we mnie. Nagle nie jestem pewna, czy
oddycham.
Wiem już, że nie oddychałam, bo biorę głęboki wdech, kiedy jego usta dotykają
mojego policzka. Gdy się odsuwa, jego wargi prześlizgują się po mojej skórze, może
przypadkowo, ale czuję, jak moja szyja aż płonie od tego dotyku.
Noah delikatnie ściska moje ramię i się oddala.
Nie odrywam od niego wzroku, aż podchodzi do mnie moja najlepsza przyjaciółka
i trąca mnie biodrem.
Otwiera paczkę chipsów i rzuca jednym we mnie.
– Śpiąca Królewna? Kurwa, nie uwierzę.
ROZDZIAŁ 17

– Okej, posłuchajmy.
Noah uśmiecha się i patrzy na mnie znad garnka, w którym miesza.
– Co chcesz wiedzieć?
– Chcę poznać twoje sekrety. – Milknę na chwilę dla większego dramatyzmu. – Bo
nie ma mowy, że zrobiłeś ten sos w pół godziny, zanim odniosłam swoje rzeczy i tu
przyszłam.
– Masz rację. – Przytakuje i odkłada drewnianą łyżkę na blat. – Nie zrobiłem –
przyznaje, gdy sięgam po łyżkę, żeby położyć ją na papierowym talerzyku. – Bo
przygotowałem go w dziesięć minut.
Odwracam się do niego.
– Przepraszam, że co?
Uśmiecha się i idzie tyłem do salonu, więc idę za nim.
– Dobra, Gordonie Ramsayu. – Stawiam nasze napoje na stole i siadamy. Przez
ostatnie kilka tygodni jadamy tu co poniedziałek. – Powiedz, jak to zrobiłeś.
– Sorry, nie mogę. – Kręci głową. Już nie czeka, aż się obsłużę, tylko sam mi
nakłada.
Sięgam po jeszcze jeden kawałek kurczaka i kładę go na swoim talerzu.
– Dlaczego nie?
Noah spogląda na mnie i się uśmiecha.
– Jedyny sposób, żebyś się dowiedziała, to przygotować go ze mną.
– To brzmi jak przymus.
Noah unosi ciemną brew.
– Ale nie przyszłaś tu pod przymusem…?
Pokazuję mu język, na którym mam jeszcze trochę jedzenia, a Noah kręci głową
i się śmieje.
Po kilku następnych kęsach i wczuciu się w scenę Supersamca, w której McLovin
dostaje swój pierwszy podrobiony dowód, odwracam się do Noah.
– A będę mogła wybrać menu?
– Tylko jeżeli też będziesz gotować.
– Tak, jasne, jeśli nie masz nic przeciwko ramenowi z torebki podanemu
z chipsami.
– Akurat lubię ramen.
– Kłamca.
– Nie.
– Jak ktoś, kto potrafi tak gotować, może lubić zupki z torebki?
– A dodajesz coś do nich czasem? Odrobinę limonki, trochę sosu tapatío
i kolendry?
Aż otwieram usta ze zdziwienia, a on się śmieje i mówi dalej:
– A co z jajkiem na twardo, sosem sojowym i srirachą?
Dramatycznie trzepoczę rzęsami, a on rzuca we mnie serwetką.
– Okej, wygrywasz. – Akceptuję swoją porażkę. – Ty wybierasz menu, ale kiedyś
zrobimy wieczór z ramenem. Chcę się o nim wszystkiego dowiedzieć.
Noah kiwa głową.
– A ja chcę cię nauczyć.
– Dobra. – Unoszę podbródek, a on promiennie się uśmiecha. – Zaczniemy
w niedzielę?
Kiedy marszczy brwi, szybko dodaję:
– Albo może, w sensie… kiedy będziesz mieć czas. No wiesz, po sezonie czy coś.
Zamknij się, Ari.
– Nie chcę czekać do następnego sezonu, Julio. – Noah patrzy na mnie, próbując
ukryć rozbawienie. – Po prostu nie mogę w niedziele.
Bo jesteś zajęty z tą swoją baletnicą…
Ta myśl sprawia, że na mojej twarzy pojawia się grymas niezadowolenia, ale
szybko udaje mi się go powstrzymać.
– To może ustalmy, że oficjalnie widzimy się co poniedziałek? I dodajmy jeszcze
środy – proponuje. – Te dni mam najmniej zajęte, bo treningi są rano, a zajęcia kończę
przed obiadem. A ty?
– Tak.
Noah spogląda na mnie, więc szybko kręcę głową, zamykając na moment oczy.
– To znaczy… ja tak samo. – Nie, czekaj. Odwracam się do niego. – Nie, nie tak
samo. Oczywiście nie mam treningów, ale tak, te dni też mi pasują.
Noah posyła mi uśmiech, a ja zastanawiam się, co jest ze mną, do cholery, nie tak.
Na szczęście przez resztę wieczoru udaje mi się nie palnąć już nic głupiego, a kiedy
Noah odprowadza mnie do domu, śmiejemy się i żartujemy.
Gdy budzę się następnego ranka, czeka już na mnie wiadomość z proponowanym
menu. Żeby było poważniej, zapisuję sobie nasze spotkanie w kalendarzu i szukam
Noah na Venmo. Powiedział, że pójdzie na zakupy, więc chcę przelać mu trochę
pieniędzy ze swojego miesięcznego budżetu na jedzenie.
Od razu je odsyła.
Jest środa i już prawie kończymy przygotowywać nasz pierwszy zaplanowany
posiłek. Wymykam się do łazienki, żeby po drodze wsunąć do przedniej kieszeni jego
plecaka czterdzieści dolców, i wracam do kuchni, zanim zacznie coś podejrzewać.
Gapię się na Noah, kiedy unosi do ust łyżkę i dmucha na gorący płyn, który się na
niej znajduje. Upewnia się, że się nie poparzę, i przysuwa ją do moich ust.
– Spróbuj.
Jego oczy przybrały dziś inny odcień niebieskiego, niż mają zazwyczaj. Jest tak
wspaniały i jasny, a jednocześnie burzliwy. Wyobrażam sobie, że takie tęczówki mają
morscy bogowie. Ale w tych oczach czai się też jakby cień zagubienia i samotności.
I odrobina dzikości. Intrygujący kolor. I intrygujące emocje, które mogę z niego
wyczytać.
Jak niby mogę wyczytać emocje z oczu?
– Julio?
Mrugam szybko i spuszczam wzrok na łyżkę.
– Sorry – mamroczę i biorę ją do ust.
W moje kubki smakowe uderza pikantność chili z żurawiną. Ten wybuch smaków
sprawia, że aż mruczę z zachwytu.
– Pyszne. – Przez chwilę trzymam sos w ustach. – Wiesz, gdyby nie wyszło ci
z zawodowym futbolem, zdecydowanie powinieneś zostać szefem kuchni.
Nawet nie zauważyłam, że zamknęłam oczy. Kiedy je otwieram, Noah szybko
odrywa wzrok od moich ust.
Pospiesznie odwraca się do zlewu i wrzuca do niego łyżkę.
– Myślisz, że jest okej, czy dodać więcej pepperoni?
Kiedy nie odpowiadam, spogląda na mnie i zauważa moje zmarszczone czoło.
– Więcej płatków pepperoni?
– Takich jak na pizzy?
Uśmiecha się szeroko i opiera o blat.
– Patrzyłaś, jak dodawałem przyprawy?
Na jedzenie? Nie. Na skupienie i spokój, z jakimi gotujesz? Tak. Patrzyłam.
– Nie?
Śmieje się i żartobliwie uderza mnie ścierką do naczyń.
Wzruszam ramionami.
– Myślałam, że mam tylko podawać ci rzeczy i wyrażać opinie na temat smaku.
– Aha, a jak niby masz zacząć sama gotować? – droczy się.
– Okej, wow. Bardzo przepraszam, jeśli zrobiłam ci nadzieję, że to jest w ogóle
możliwe. – Śmieję się. – Właściwie to będę potrzebować ciebie i twoich wspaniałych
umiejętności, żeby jakoś przetrwać z dala od domu.
Spodziewałam się, że się zaśmieje albo odpowie kolejnym żartem, ale tego nie
robi.
Przesuwa wzrokiem po mojej twarzy i delikatnie kiwa głową.
– Myślę, że to może się udać.
Nie wiem dlaczego, ale po mojej szyi rozchodzi się ciepło.
Noah to zauważa i zamiast odwrócić wzrok i udawać, że nic nie widzi, przesuwa
spojrzenie wzdłuż mojego obojczyka. Powinnam się odwrócić, ale nie chcę. Chcę
widzieć, jak na mnie patrzy. Kiedy jego granatowe oczy napotykają mój wzrok, coś
ściska mi się w brzuchu. Odwracam się w stronę blatu i przesuwam torebkę
z przyprawami, żeby zrobić miejsce na zapiekankę.
Czuję, jak moje ciało robi się ciężkie, niewyraźne, więc staram się oddychać
głęboko i przełknąć gulę, która urosła w moim gardle.
– Przysięgam na Boga, Noah, jeśli ta zapiekanka będzie tak dobra, jak wygląda,
niczego nie zamrozisz. Zjem dziś całą, nie żartuję.
Noah śmieje się nisko i zmysłowo.
Albo to tylko ja tracę rozum i muszę wziąć się w garść, sama nie wiem.
Noah stawia garnek z chili na rękawicach kuchennych, które rozłożył na stoliku,
tuż obok tacy z klopsikami.
– Nie zrobimy jednej dużej, bo jej nie zamrozimy. Musimy zrobić kilka mniejszych.
– Okej, tak zróbmy. Ale przygotujmy też jedną dużą na dzisiaj, co? – Szczerzę
w uśmiechu wszystkie zęby jak wariatka. – Będziemy tu siedzieć, aż moje legginsy
zrobią się za ciasne.
Patrzy na mnie przez ramię.
– Chcesz dziś tu zostać?
Wytrzeszczam oczy.
– O mój Boże, właśnie się wprosiłam. – Odwracam się. – Zignoruj to. Co mam robić
dalej? Ustawić temperaturę piekarnika? To pierwszy krok?
– Julio.
Moje mięśnie odrobinę się spinają.
– Tak? – Ustawiam składniki w równym rządku. Nie mam pojęcia, w jakiej powinny
stać kolejności. Jakby to miało w ogóle jakieś znaczenie.
– Jesteś moim jedynym planem – wyznaje.
Nie wiem dlaczego, ale nagle czuję, że się spinam.
Noah to wyczuwa. Uśmiecha się i podchodzi bliżej, starając się zachęcić mnie,
żebym na niego spojrzała. Unosi rękę, jakby chciał mnie dotknąć, ale szybko zmienia
zdanie i sięga po leżącą między nami torebkę z przyprawami. Ciągle jednak nie
spuszcza ze mnie wzroku.
– Chcesz zostać i siedzieć tu, aż twoje legginsy zrobią się za ciasne i będę musiał
pożyczyć ci swoje dresy? – Uśmiecha się jeszcze szerzej. – Chcesz obejrzeć ze mną
film?
– Jasne. – Marszczę brwi. – Chcę.
Kiwa głową i głośno wypuszcza powietrze, a potem odwraca się do zlewu, żeby
opłukać kurczaka. Nie wiedziałam, że tak się robi.
Przygotowanie zapiekanek trwa najdłużej ze wszystkich dań, które dzisiaj
robiliśmy, jeśli liczyć czas pieczenia. Kiedy największa jest już gotowa, Noah bierze
talerze, ale ja je odkładam, wpycham dwa widelce do kieszeni swojej bluzy i niosę całą
zapiekankę do salonu.
Jemy ją prosto z jednorazowej tacki do pieczenia i oglądamy Bad Boys for Life
w idealnej, niekrępującej ciszy.
W pewnym momencie filmu przysuwam się bliżej do Noah. Moje ramię dotyka
jego, a kolano opiera się o jego umięśnione udo futbolisty.
Kiedy kładę dłonie na kolanach, sięga za mnie i bierze koc. Bez słowa rozkłada go
na moich nogach, a drugą rękę kładzie na oparciu kanapy.
Oboje układamy się wygodniej na poduszkach.
Kiedy cicho wzdycha, moje myśli zaczynają wędrować.
Dokładnie go dziś obserwowałam. Spokojny wyraz jego twarzy, lekkość jego
ruchów – widać, że jest sobą, kiedy gotuje, jakby to była jego druga natura.
Przypomina mi to dom i patrzenie na rodziców krzątających się po kuchni.
Noah trochę przypomina mi dom.
A to jest… odrobinę przerażające.
ROZDZIAŁ 18

Noah parkuje, wyłącza silnik i spogląda na mnie.


– Chcesz mi powiedzieć, że nigdy nie jadłaś sushi?
– Nigdy nie jadłam sushi – przyznaję i wyjmuję swoją torebkę spod siedzenia.
Noah opiera się o fotel.
– Jak to możliwe?
– Zawsze mnie obrzydzało. – Wzruszam ramionami. – Lubię sumy.
– Pieczone sumy, jak rozumiem?
– Dobrze rozumiesz. Jest taka mała knajpka, do której zabierali nas dziadkowie,
nazywa się Dom Suma. Jeździliśmy tam jeść smażone sumy, okrę i kukurydziane
ciasteczka. To było w małym miasteczku przy drodze na wybrzeże. Ale sushi? –
Marszczę nos i się wzdrygam. – Co to, to nie.
– Zrobię ci i zmienisz zdanie.
– Nie ma mowy! – Udaję, że się dławię. – Domowe sushi brzmi jeszcze gorzej.
– Zaufaj mi, Julio.
Wzdycham żartobliwie i kiedy na niego spoglądam, przez myśl przebiega mi tylko
jedna rzecz: Jezu, jak miło się na niego patrzy.
Na jego pełnych ustach pojawia się delikatny uśmiech. Noah wychodzi
z samochodu, więc idę za nim. Jak zwykle odprowadza mnie aż pod drzwi mojego
pokoju.
Przy wejściu odwracam się, żeby na niego spojrzeć.
– Czyli rozumiem, że mam przygotować się na próbowanie sushi w najbliższym
czasie?
Noah uśmiecha się szeroko i rozgląda po korytarzu, a wtedy kosmyk włosów spada
mu na czoło. Zanim w ogóle orientuję się, co robię, moja dłoń sięga, by ułożyć go
z powrotem na miejscu.
Noah się przed tym nie wzbrania, nie wyciąga ręki, żeby mnie powstrzymać przed
dotknięciem go. Nie robi tego nawet wtedy, gdy opuszki moich palców badają dotyk
jego skóry, kiedy moja dłoń wędruje od jego gęstych czarnych włosów aż do szczęki.
Unoszę wzrok, żeby spojrzeć mu w oczy, i w tym samym momencie drzwi za mną
gwałtownie się otwierają. Dobiegający z pokoju śmiech milknie w tej samej sekundzie.
Szybko opuszczam dłoń i odwracam się, by stanąć twarzą w twarz z zastygłą
w bezruchu Cameron. Brady za jej plecami marszczy brwi.
– O, cześć – mruczę nieprzekonująco i od razu oblewam się rumieńcem, tym
bardziej że kiedy zerkam do pokoju, dostrzegam Masona i Chase’a.
Obaj powoli, z takimi samymi groźnymi minami, wstają z kanapy, a ja szybko znów
spoglądam na Cam.
Na jej twarzy pojawia się ironiczny uśmieszek. Krzyżuje ramiona na piersi.
– O proszę.
Spoglądam na Brady’ego, zbyt zestresowana, by patrzeć gdziekolwiek indziej.
No dawaj, Brady. Pomóż mi.
Jego twarz drga prawie niezauważalnie, ale zaraz się rozluźnia i uśmiecha do
Noah.
– Przychodzicie w idealnym momencie. W ten weekend kończy się sezon na
bumper boats, więc idziemy ostatni raz popływać. Wygląda na to, że nie macie nic
innego do roboty i możecie iść z nami.
Spoglądam na Noah ponad ramieniem, a on przenosi na mnie wzrok stamtąd,
gdzie właśnie patrzył. Doskonale wiem na co – a raczej na kogo. W tym momencie na
jego twarzy maluje się tak wiele pytań, jednak nie mówi ani słowa, czekając, aż się
odezwę.
Czy chcę wyjść ze swoimi przyjaciółmi, żeby popływać bumper boats? Oczywiście.
Kiedyś robiliśmy to cały czas. Ale czy chcę być zdenerwowana i na skraju
wytrzymałości cały wieczór? Ani trochę.
Miałam taki zajebisty dzień. Zasługuję na to, żeby mieć dobry dzień, i nie pozwolę,
żeby ktokolwiek mi go zepsuł. Więc może odpuścić sobie wyjście?
Szukam spojrzenia Noah.
Co mam zrobić?
Chłopak unosi podbródek, dając mi znać, że nie jesteśmy tu sami i muszę się
zdecydować.
Jasne, jasne.
Robię krok w stronę pokoju i przechodzę obok zdziwionych Cam i Brady’ego,
którzy odsuwają się, by nas przepuścić. Sięgam za siebie, żeby wciągnąć Noah do
środka.
– Hej, chłopaki. – Macham z roztargnieniem do Masona i Chase’a, starając się nie
patrzeć w ich kierunku.
– Siema, mordo – mówi stojący za mną Noah do, jak się domyślam, mojego brata,
bo zaraz dodaje: – Cześć, Harper.
– Kopę lat – żartuje Mason, a Noah się śmieje.
Po tym krótkim przywitaniu milkną. Jestem pewna, że kiedy wchodzimy do kuchni,
wszyscy przyglądają się torbom, które niesie Noah.
Szybko się do niego odwracam.
– Chcesz iść popływać bumper boats? – szepczę, gdy tylko znajdujemy się tak
daleko od pozostałych, jak tylko pozwala na to przestrzeń ciasnego akademika.
Noah przysuwa się bliżej, zasłaniając mnie przed nimi swoim ciałem.
– A chcesz, żebym z wami poszedł? – Kiedy marszczę brwi, mówi dalej: – Nie
musisz mnie zapraszać tylko dlatego, że tu byłem, kiedy poprosili cię o pójście
z nimi. – Wbija we mnie swoje niebieskie spojrzenie, a ja piorunuję go wzrokiem.
– Dobrze znasz odpowiedź, po prostu masz ochotę to usłyszeć.
Jestem pewna, że chce się teraz uśmiechnąć. Przelotnie muska moją dłoń, kiedy
zaczyna wypakowywać z torby pudełka z jedzeniem.
– Być może. Musiałem się upewnić.
– Więc pójdziesz?
– Pójdę.
Zadowolona, rozluźniam się. Otwieram zamrażarkę i robię w niej miejsce, żeby
wcisnąć do środka pojemniki. Noah podchodzi z kolejnymi, więc się odsuwam i gdy
podnoszę wzrok, napotykam spojrzenie Chase’a.
Marszczy brwi, spogląda na pudełka na kuchennym blacie i znów na mnie. Wstaje
z kanapy, jakby chciał podejść, a ja czuję, jak wszystkie moje mięśnie się spinają. Nie
uchodzi to jego uwadze, więc zostaje na swoim miejscu.
Mój brat opiera się o sofę ze skrzyżowanymi na piersi ramionami. Jego twarz nie
wyraża żadnych emocji, kiedy przygląda się jedzeniu, Noah, mnie… i Chase’owi.
Jego piwne oczy szukają mojego spojrzenia. Lekko przechyla głowę.
Nie odwracam wzroku.
– Nie ma dziś spotkania grupy projektowej? – pyta.
– Nie.
– Gotowałaś?
– Tak.
– Gotowałaś dla mnie, Arinko? – Brady podchodzi do mnie, by zajrzeć do toreb, ale
rzucam się do przodu i blokuję mu dostęp.
– Nie ma takiej opcji, wielkoludzie.
Śmieję się, kiedy wydyma dolną wargę.
– Nie bądź smutny, tym razem połowy tego jedzenia nie tknie nawet Cam.
– Ej! – jęczy Cam, przechylając się przez blat, żeby przyjrzeć się wszystkim moim
smakołykom. – Ale tamta zupa była taka dobra!
– Wiem, a jeśli tamto ci smakowało, to to, co dzisiaj ugotował Noah,
pochłonęłabyś od razu. A jest za dobre, żeby się dzielić. – Odwracam się do niej
z uśmiechem.
– Czekaj. – Zwraca się do Noah. – Wy sami to zrobiliście? – Przesuwa pojemniki,
starając się dowiedzieć, co znajduje się w środku. – Chciałam zapytać, skąd je macie,
ale przez ostatnich parę tygodni ciągle się mijałyśmy, a kiedy już się widzimy,
jesteśmy zbyt zajęte jedzeniem, żeby się tym martwić. Myślałam, że zamówiłaś te
gotowe posiłki, które wszystkie instagramowe modelki próbują teraz sprzedawać.
Ja i Noah spoglądamy na siebie ze śmiechem.
– Przecież ty nie umiesz gotować – wtrąca się Chase beznamiętnym głosem.
Czuję, jak coś zaciska się w moim gardle, ale zanim udaje mi się cokolwiek
odpowiedzieć, Noah odzywa się przyjaznym tonem:
– Ona umie gotować całkiem dobrze. – Jego oddech owiewa moje włosy.
Przysunął się bliżej.
Oboje wiemy, że to nie do końca prawda, bo wychodzi mi tylko podjadanie tego, co
właśnie jest przygotowywane, ale to teraz nieważne. Mam ochotę pocałować Noah za
to, że bez mrugnięcia okiem staje w mojej obronie.
– Tak? – Chase nie daje za wygraną. – Od kiedy?
Ogarnia mnie niezasłużone poczucie winy, które jednak szybko zamienia się
w irytację.
Co on, do cholery, sobie myśli? Nie jest miły, nie chodzi mu o podtrzymanie
rozmowy. Zachowuje się jak dupek i dobrze o tym wie.
Patrzę mu w oczy.
– Od teraz. Noah mnie uczy.
Chase zaciska usta, a po chwili tylko kiwa głową i idzie w stronę drzwi. Brady
i Cam idą za nim.
– Widzimy się na dole za pięć minut! – krzyczy Cam i znikają.
Mason patrzy na mnie i na Noah z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zerka na
drzwi, za którymi właśnie zniknął Chase.
– O co mu chodzi?
Wzdycham, wyciągam pieniądze z portfela i wkładam je do kieszeni.
– Nie wiem, Mase. Może powinieneś zapytać jego.
– Pytam ciebie.
– A ja powiedziałam, że nie wiem. – Wzruszam ramionami.
Patrzy na mnie groźnie jeszcze przez chwilę, a potem klepie Noah po ramieniu.
– Gotowy zmoczyć dupę na bumper boats, Riley?
Noah spogląda na mnie i kiedy kiwam głową, odwraca się do Masona.
– Prowadź, Johnson.
No to, kurwa, idziemy.

Cam i ja głośno się śmiejemy, gdy udaje nam się przepłynąć pontonami pod
wodospadem bez wpadnięcia pod wodę.
Po drugiej stronie płyniemy w przeciwnych kierunkach.
– Okej, ty schowaj się tam, a ja tu. – Cofa się, żeby nie było jej widać od strony
wejścia. – A teraz czekamy.
Czekamy tak dobre trzy minuty, już mamy się poddać i wrócić do głównego
basenu, kiedy nagle robi się podejrzanie cicho.
Patrzymy na siebie w oczekiwaniu i bezgłośnie pytam Cam:
– Co robimy?
Natychmiast mruży oczy i kręci głową ze zrozumieniem, bo dokładnie wie, co teraz
zrobię.
Takie rzeczy sprawiają, że staję się nerwowa i marudna, i strasznie mnie to wkurza.
Trochę przypomina mi to uczucie, jakie ma się w domu strachów, kiedy wiesz, że za
moment coś cię przestraszy, więc ściska ci się żołądek i zaraz zaczynasz się śmiać albo
piszczeć.
Już nie umiem wytrzymać – ponownie odpalam silnik pontonu, a Cam
z uśmiechem przewraca oczami.
Podpływamy do siebie, gotowe wychylić się zza rogu, ale w tym samym momencie
czwórka uśmiechniętych chłopaków zbliża się z wycelowanymi w nas armatkami
wodnymi.
Piszczymy i krzyczymy, a oni wybuchają śmiechem, gdy oblewają nas ze
wszystkich sił.
Podekscytowanie w połączeniu z zimną wodą sprawia, że adrenalina bierze nade
mną górę. Wyskakuję z pontonu i rzucam się w stronę wodospadu.
– Co ty odwalasz, Ari?! – krzyczy ze śmiechem Mason, ale ja się nie zatrzymuję
i przeciskam się między sztucznymi palmami, które tworzą tu uroczą lagunę.
Woda pryska dookoła mnie. Słyszę coraz głośniejszy i coraz bliższy śmiech
przyjaciół, więc wiem, że też wyskoczyli ze swoich pontonów.
– Ej! – woła dziewczyna z obsługi. – Nie można tam wchodzić! I nie można
wyciągać pistoletów z pontonów!
Wyrywa mi się okrzyk. Staram się schować, tak by mnie nie widziała.
Reszta krzyczy coś za mną, ale ja idę dalej. Przeskakuję przez niewielki strumyk
płynący po kamieniach i wciskam się w ciemny kąt za głazem.
Uśmiecham się szeroko i zaciskam powieki, starając się uspokoić oddech.
– Zostawiłaś mnie, jędzo! – wrzeszczy z oddali Cameron i zaraz piszczy: – Cholera,
Mason!
Mase się śmieje, a w następnej sekundzie oboje krzyczą:
– O kurwa!
W całym budynku rozbrzmiewa komunikat o wezwaniu ochrony.
– Zobacz, co zrobiłaś.
Otwieram gwałtownie oczy i widzę trzymającego pistolet na wodę Noah. Szybko
się rozglądam, ale wokół mnie są tylko skały, zbyt wysokie, by się na nie wspiąć.
Obracam się i staję z nim twarzą w twarz.
Jego niebieskie oczy błyszczą, gdy patrzy dookoła.
– Wygląda na to, że nie masz dokąd uciec.
– Ale może będziesz miły i dasz mi pięć sekund na ucieczkę? – Posyłam mu
ogromny, nieszczery uśmiech.
Mruży oczy i podchodzi krok bliżej, uśmiechając się przebiegle.
– Chcesz powiedzieć, że mam cię wypuścić?
Kolejny krok.
Kiwam głową, ale mój uśmiech znika, kiedy na niego spoglądam. To znaczy kiedy
n a p r a w d ę na niego patrzę. Jego ociekające wodą włosy są teraz jeszcze ciemniejsze,
jeszcze bardziej lśniące. Jego koszulka jest przemoczona, tak samo szorty.
Gdy zerkam na jego twarz, dostrzegam, że też już się nie uśmiecha. Jego wzrok jest
utkwiony w moich mokrych udach.
Krok.
Mój oddech staje się coraz cięższy. Staram się zrozumieć, co tu się właśnie dzieje.
Noah jest moim przyjacielem. Jesteśmy przyjaciółmi.
Przyjaciele nie patrzą na siebie w ten sposób…
Jest już bezpośrednio przede mną, wysoki, przystojny i pewny siebie. Jest tak
blisko, że oddychamy tym samym powietrzem.
– Nie jestem głupi, Julio – szepcze, wpatrując się w moje usta. – A tylko głupiec
pozwoliłby ci odejść, gdy wreszcie cię złapał.
– Och. – Biorę głęboki wdech.
Noah najwyraźniej zauważa moją reakcję, bo na jego ustach pojawia się
uśmieszek. Podchodzi bardzo blisko. Kładę rękę na jego klatce piersiowej, trochę
niepewna, ale bardzo ciekawa tego, co się zaraz wydarzy. Noah przesuwa językiem po
swoich ustach, a potem przygryza dolną wargę.
I w tym momencie doznajemy szoku, bo z góry spada na nas wiadro lodowatej
wody. Biorę głęboki wdech, a Noah odskakuje ze śmiechem.
– Cholera, zimna!
Noah uśmiecha się i wrzuca swój pistolet do wody.
– Mam cię.
Otwieram usta ze zdziwienia i spoglądam do góry na cholernego żartownisia.
Brady wybucha śmiechem.
– Myślałem, że zimny prysznic ma być dla niej, dupku – rzuca do Noah. – Uciekaj,
Arinko, idzie tu ochrona. – Zrywa się na nogi i powtarza: – Idzie ochrona!
Noah i ja patrzymy na siebie z szeroko otwartymi oczami.
– Są tam! – woła jeden z ochroniarzy.
– Widzę dwójkę! – odpowiada mu drugi.
– Kurwa! – Rozglądam się dookoła. – Co robimy?
Noah ciągnie mnie za rękę i przeskakujemy przez skały, by oddalić się od parku.
– Tutaj! – krzyczą Cameron i Mason.
Biegniemy za ich głosem i zauważamy ich za płotem, przez który właśnie
przeskakuje też Chase. Zatrzymujemy się, a Noah od razu silnymi dłońmi łapie mnie
za łydki i pomaga przeskoczyć przez ogrodzenie.
Z drugiej strony Chase chwyta mnie za biodra i pomaga mi zejść.
Noah jest po drugiej stronie sekundę po tym, jak dotykam ziemi. Głośno się śmieję
i z radości zarzucam ramiona na szyję Noah.
Okręca mnie dookoła i nie wypuszcza, tylko obejmuje ramieniem.
– Kurwa, biegnijcie!
Wszyscy odwracamy się gwałtownie w stronę Brady’ego i orientujemy się, że jest
już w połowie drogi do tahoe Masona.
– Wracajcie! – wrzeszczy ochroniarz, ale zwiewamy.
Mason zerka za siebie, żeby sprawdzić, jak blisko są ochroniarze, jednocześnie
pospiesznie grzebiąc w kieszeniach w poszukiwaniu kluczy.
– Kurwa, szybciej! – krzyczy Cam, podskakując. Otwiera szerzej oczy, kiedy
zauważa, że zbliża się do nas meleks. – Już prawie tu są!
– Staram się, kobieto! – Mason wreszcie wyciąga klucze, zamek klika i szybko
ładujemy się do bezpiecznego samochodu.
Noah popycha mnie do środka i siada obok mnie. Nie było czasu, żeby rozłożyć
szóste siedzenie, więc wdrapuję się Cam na kolana. Mason z piskiem rusza z parkingu.
Kiedy jesteśmy już dobre pięć przecznic dalej, wszyscy wybuchamy śmiechem.
Brady wrzeszczy, w emocjach uderzając w deskę rozdzielczą:
– To było zajebiste!
Uśmiecham się i walczę z Cam, która popycha mnie ze śmiechem.
– Bitch, złaź ze mnie, jesteś cała mokra!
– Ty też jesteś, frajerko, więc co za różnica? – Śmieję się i przyciskam się do niej
bardziej.
– Ja mam miejsce… – zaczyna Chase, ale Noah już mnie łapie.
– Ja się nią zajmę. – Sadza mnie sobie na kolanach, przeciąga przeze mnie pas i go
zapina.
Chichoczę.
– Nie trzeba, Noah. Nikt nie ma zapiętych pasów.
– Zapnij dla mnie, dobrze? – mówi cicho, ale siedzimy w zamkniętym samochodzie
bez włączonego radia, więc jestem pewna, że wszyscy to słyszą.
Kiwam głową i staram się nie rumienić.
Kilka chwil później zauważam, że Mason przygląda mi się w tylnym lusterku.
Patrzy na mnie, rzuca okiem na mój zapięty pas i wraca do obserwowania drogi.
Na jego ustach pojawia się nieznaczny uśmiech.
Coś się we mnie wtedy zmienia. Tylko jeszcze nie jestem pewna co.
ROZDZIAŁ 19

– Nie mam dziś ochoty na imprezę. Jestem wykończony. – Brady siada na otwartej
klapie bagażnika Chase’a.
Mecz skończył się pół godziny temu.
– Ja też. – Mason wrzuca torbę do samochodu i odwraca się do nas. – A wy,
dziewczyny? Może dziś nie będziemy wychodzić i pójdziemy do nas? Możemy
zamówić pizzę czy coś. Posiedzimy w moim i Chase’a pokoju.
Impreza, z której mogę się wykręcić w zamian za luźny wieczór w ich akademiku?
Wzruszam ramionami i kiwam głową razem z Cameron.
Mój telefon wibruje, więc wyjmuję go z kieszeni.
Romeo: Widziałaś, jak mnie dzisiaj rozłożyli?
Uśmiecham się.
Ja: Widziałam. You got knocked down… Powalili Cię…
Czekam jakieś dziesięć sekund, dając mu czas, żeby się zastanowił, a potem
wysyłam ciąg dalszy:
Ja: But you got up again. Ale znów się podniosłeś.
Odsyła mi płaczącą ze śmiechu emotkę.
Romeo: Gdybyś się zastanawiała – nigdy mi się to nie znudzi.
Gapię się na tę wiadomość i wypełnia mnie dziwne ciepło. Przygryzam dolną
wargę.
– Ziemia do Ari!
Podnoszę głowę i widzę cztery pary wpatrujących się we mnie oczu.
– Sorki. – Rumienię się, ale jest ciemno, więc chyba tego nie widzą. – Jesteśmy
gotowi czy…?
– Tak, siostra. – Mason przewraca oczami. – Jesteśmy gotowi.
Chłopaki wskakują na pakę, bo jedziemy tylko na drugą stronę kampusu, a ja i Cam
wsiadamy do samochodu. Gdyby moja uwaga nie była skupiona na czymś innym, nie
weszłabym pierwsza do samochodu i nie byłabym przez to zmuszona do zajęcia
środkowego miejsca.
Nie umiem teraz nie myśleć o ostatnim razie, kiedy jechałam tym samochodem.
To było w trakcie wiosennych ferii, w ostatniej klasie liceum.
– Nie musiałeś po mnie przyjeżdżać, mówiłam Masonowi, że ma mnie kto odwieźć.
Chase prycha, zawraca na skrzyżowaniu i jedzie w stronę domu.
– Mylisz się, jeśli sądzisz, że pozwoliłbym temu dupkowi odwieźć cię do domu.
– Jakoś nie był dupkiem, kiedy zapraszałeś go na swojego sylwestra – przypominam
mu, gdy zatrzymuje się na czerwonym świetle.
– Ale stał się dupkiem, kiedy próbował cię wtedy pocałować. – Rzuca mi krótkie
spojrzenie. – Powiedziałem mu, żeby się do ciebie nie zbliżał. Wygląda na to, że
w poniedziałek będę musiał mu o tym przypomnieć.
– Dobra, Mason. – Przewracam oczami.
– Nie jestem twoim bratem – rzuca, czym całkowicie zbija mnie z tropu. Odwraca się
w moją stronę i mruży oczy. – I dla dobra Masona lepiej mu o tym nie mów.
Robię, co w mojej mocy, by zmusić się do kiwnięcia głową. Staram się oddychać,
chociaż powietrze uchodzi z moich płuc. Alkohol sprawia, że się rumienię.
Światło zmienia się na zielone, więc Chase znów patrzy przed siebie. Też odwracam
głowę do przodu, ale moje oczy pozostają wpatrzone w niego.
Gapię się na niego, na to, w jaki sposób zaciska usta, gdy się denerwuje, na gwałtowne
unoszenie się i opadanie jego klatki piersiowej, kiedy usilnie o czymś myśli.
Myśli o mnie?
To ja jestem w jego głowie?
Mój żołądek podskakuje na samą tę myśl.
– Czuję, że na mnie patrzysz, Arianno.
Mój śmiech jest cichy i trochę niewyraźny.
– A przysięgłabym, że zrobiłam to tak dyskretnie jak zawsze.
– Może, ale ja zawsze wiem, kiedy na mnie patrzysz – mówi cicho.
– Skąd? – szepczę, choć wcale tego nie planowałam.
Chase zaciska dłoń na kierownicy i delikatnie marszczy brwi.
– Nie wiem.
Za chwilę parkuje przed moim domem, a kiedy się do mnie odwraca, wstrzymuję
oddech.
Chce coś powiedzieć, wiem o tym.
Otwiera usta i w tym samym momencie Mason z pijackim uśmiechem gwałtownie
szarpie drzwi pasażera.
– Hej, siostrzyczko.
Powstrzymuję westchnienie.
– Cześć, brat.
Tamtej nocy długo nie mogłam zasnąć, zastanawiałam się, co ta chwila mogła
oznaczać. Jeśli w ogóle coś znaczyła. Rozkwitła wtedy we mnie nadzieja, ale została
zniszczona już następnego dnia, kiedy dowiedziałam się, że tamtej nocy zerwał ze
swoją dziewczyną właśnie z powodu tego dupka, o którym rozmawialiśmy.
Był zły i sfrustrowany, a ja doszukiwałam się w jego zachowaniu czegoś, co nie
istniało. Myślenie, że pragnął tego, czego i ja chciałam przez tyle czasu, było głupie.
Zaraz.
Chciałam?
Muszę zapanować nad swoim przyspieszonym oddechem.
Wygląda na to, że Chase też. Siedzi sztywno obok mnie, a jego ramię ociera się
o moje z każdym jego świadomym oddechem.
Jest zdenerwowany. Może jest wkurzony, że siedzę w środku.
Na szczęście za chwilę jesteśmy już na ulicy, przy której mieszkają chłopaki.
– Ej, co to ma być? – rzuca Cam. – Myślałam, że impreza dzisiaj jest gdzie indziej?
– Miała być. – Chase gasi silnik. – Zobaczmy, o co chodzi.
Opuszczamy szyby, a Brady i Mason zeskakują z bagażnika furgonetki.
– Pójdę zapytać recepcjonisty, co tu się dzieje. – Mason uderza w maskę i idzie
w stronę akademika.
Cam postanawia wyjść i poczekać na krawężniku, zostawiając mnie samą
z Chase’em w samochodzie.
W tej ciszy czuję, jak mój puls przyspiesza. Wiem, że żadne z nas nie usiedzi tu
w milczeniu. Co najgorsze, wszystkie słowa, które mogą paść, będą przypadkowe,
bezsensowne, bez znaczenia, wypowiedziane tylko po to, żeby ukryć niezręczność tej
sytuacji. Kiedyś to byłoby normalne – rozmawiać o meczu albo skomentować zabawny
chód Masona. A teraz… to smutne. I żałosne.
– BJ, co jest?! Czemu wszyscy tu są?! – Mason krzyczy z daleka, zanim jeszcze
dojdzie do drzwi.
– W tamtym akademiku toczy się dochodzenie w sprawie jakiegoś pranka, który
ktoś zrobił stowarzyszeniu. Nie mogą urządzać imprez przez miesiąc.
– Cholera.
Chase otwiera drzwi, wychodzi z samochodu i wyciąga do mnie ramię.
Nie ruszam się, a on uśmiecha się ponuro.
– Ari, tylko podaję ci rękę.
Śmieję się cicho, nerwowo, kiwam głową i chwytam jego dłoń.
Kiedy wychodzę z auta, on ciągle nie puszcza moich palców. Spoglądamy na siebie.
Wygląda, jakby chciał coś powiedzieć.
Ale nie powie ani słowa, dobrze o tym wiem.
Ze skrywanym uśmiechem ostrożnie wysuwam swoją dłoń z jego i się odwracam.
– Sprawdźmy, co planuje reszta.
Unoszę wzrok i zastygam w bezruchu.
Noah stoi na ganku i patrzy wprost na mnie.
Podnoszę rękę i macham do niego nieśmiało. Odwracam wzrok, bo czuję, jak
pojawia się we mnie poczucie winy, ale nie jestem pewna dlaczego.
Właściwie to może jest kłamstwo.
Podchodzi do nas Mason.
– Chcecie wrócić do siebie?
Rozglądam się dookoła i widzę ludzi schodzących się z każdej strony. Zerkam na
Cameron.
Stoi ze skrzyżowanymi rękami i ziewa.
– Tak, nie mam ochoty imprezować.
Czuję na plecach dotyk ciepłej dłoni. Odwracam się i widzę, że podszedł do mnie
Noah.
– Hej. – Obejmuję go ramieniem i przytulam. I dopiero wtedy orientuję się, że
właśnie zrobiłam to po raz pierwszy.
Jest ciepły, masywny i pachnie jak… Noah.
Jak świeża bawełna i czysta pościel. Jak zimowy wiatr i sosna. I trochę jak mięta.
Noah mnie puszcza i ruchem głowy wskazuje na ludzi wokół domu.
– Właśnie dowiedzieliście się o zmianie?
– Tak, i chyba wrócimy do siebie. – Cam wzrusza ramionami.
Noah spogląda na mnie i po chwili przenosi wzrok na Masona.
– Może jednak chcecie wejść? – Milknie na chwilę i dodaje: – Wszyscy?
– Serio? – Brady uśmiecha się szeroko. – Chcesz zaprosić nas, podrzędnych
frajerów, do mieszkania kapitana drużyny? – droczy się.
Mason wybucha śmiechem.
Wygląda na to, że wszyscy się zgadzają, ale ja marszczę brwi. Nawet tego nie
zauważam, dopóki Cam nie trąca mnie łokciem.
Nie jestem pewna, czy chcę być z nimi wszystkimi w mieszkaniu Noah.
Zawsze jesteśmy tylko we dwoje, czasem wpadają na krótko jacyś jego koledzy
z drużyny. I tak jest fajnie. Chcę, żeby tak zostało.
Reszta mojej paczki uczestniczy w każdym innym aspekcie mojego życia i mimo że
to jest to, co kocham w naszej relacji, tę jedną rzecz chcę mieć dla siebie.
Nie chcę się z nimi dzielić swoim czasem z Noah.
Z nimi będziemy rozmawiać o futbolu, pić piwo i oglądać ESPN albo Ninja Warrior.
Zawsze to uwielbiałam, ale teraz nie jestem pewna.
Z Noah jest po prostu… inaczej.
Z nim jestem po prostu Arianną Johnson, nie tylko siostrzyczką Masona Johnsona.
Podoba mi się to.
Potrzebuję tego.
Potrzebuję…
Palce Noah muskają moje ramię. Napotykam jego spojrzenie.
– Zamówimy coś do jedzenia – mówi celowo.
Rozumiesz, prawda?
Jego kciuk przesuwa się po moim łokciu, jakby w odpowiedzi.
Noah wie, co dzieje się w mojej głowie. Mówi mi, że wszystko będzie dobrze, że nie
podzielimy się z nikim tym, co jest nasze. Nie będziemy razem gotować ani rozmawiać
o wszystkim i o niczym. O rzeczach, które mają znaczenie, i o tych, które nie mają
w ogóle.
Chce się upewnić, że wiem, że mogę powiedzieć „nie” i od razu zrezygnujemy
z tego pomysłu.
Nie muszę się nim dzielić. Mój wybór.
Ciepło rozchodzi się w mojej piersi, ale tym razem się nie rumienię. To ciepło
zostaje we mnie.
Noah uśmiecha się, zanim jeszcze kiwnę głową. Bo w końcu się zgadzam.
– Okej, no to idziemy do Noah. Chodźmy, zanim przyjdzie tu więcej ludzi i ktoś
będzie chciał z nami pójść albo coś – szczebiocze Cam i ciągnie mnie za sobą, jakby
wiedziała, gdzie iść.
Prowadzę nas w prawo. Odsuwamy się na bok, żeby Noah mógł otworzyć drzwi.
Przepuszcza nas przodem, więc kieruję się schodami na górę.
Gdy jesteśmy już w środku, od razu wchodzę do salonu i pociągam za sznurek
zwisający z wentylatora, żeby włączyć światło, a Noah pstryka włącznik obok
kuchenki.
Ściąga kurtkę i wiesza ją na krześle, a ja kładę na niej swoją bluzę.
Otwiera lodówkę i wyjmuje dla wszystkich piwo, a dla siebie butelkę wody.
Ja w tym czasie sięgam do szuflady pod mikrofalówką i wyciągam ulotki z menu
okolicznych knajp. Wskakuję na blat, a on się o niego opiera i czyta mi głośno, co
mamy do wyboru.
– Możemy zamówić opcję rodzinną i wziąć wszystkiego po trochę, jak ostatnim
razem – proponuje i bierze wielki łyk wody.
– Dobra, ale bez krewetek. Przysięgam, że ostatnio były surowe.
Uśmiecha się, otwiera butelkę i mi ją podaje.
– Już to przerabialiśmy. To było sushi z krewetkami, musiały być surowe.
– Nie musiały. – Śmieję się, mierząc w niego butelką, po czym podnoszę ją do ust.
Szuranie nogami przy drzwiach zwraca naszą uwagę, więc szybko odwracamy
głowy w tamtą stronę. W wejściu stoją chłopaki i Cam, o których kompletnie
zapomnieliśmy, i gapią się na nas jak na wariatów.
Moje cholerne policzki znowu robią się czerwone, więc pochylam głowę, starając
się zakryć je włosami.
Noah chrząka, żeby ukryć uśmiech, i prostuje się, zasłaniając mnie przed
przyjaciółmi.
– Piwko?
– No raczej! – Brady wchodzi do środka i ciągnie ze sobą Cam, którą obejmuje
ramieniem. Celowo przechodzi obok Noah, żebym zobaczyła, jak patrzy na mnie
z uniesioną brwią.
Uśmiecham się do niego, zaciskając usta, ale wtedy puszcza do mnie oko i trochę
się uspokajam.
– Cam, jest też mountain dew. – Zeskakuję z blatu, a Noah się odsuwa, żebym
mogła sięgnąć do lodówki i wyciągnąć puszkę.
– Poproszę. – Zdejmuje bluzę, kładzie ją na mojej i posyła mi znajomy uśmieszek.
– Siadajcie, gdzie chcecie. Mam wykupionego YouTube’a i Netflixa, a w szufladach
jest pełno płyt DVD – rzuca Noah i wyjmuje z kieszeni telefon, żeby zamówić jedzenie.
Chase, z grymasem na twarzy, znika za ścianą oddzielającą salon od kuchni. Mason
przygląda mi się z przymrużonymi oczami.
Jest zły, ale coś mi się wydaje, że to nie ma nic wspólnego z tamtą sytuacją, a wiele
z faktem, że tak dobrze znam mieszkanie Noah. Wiedział, że czasem się tu
spotykamy – nie było powodu, żeby mu mówić, co znaczy „czasem” – ale jest różnica
między „wiedzieć” a „widzieć”. Nie mam pojęcia, co teraz myśli. Trochę się już
ostatnio ogarnął i jestem mu za to szczerze wdzięczna. Wiem, że to po części dlatego,
że jest bardzo zajęty, ale kiedy tak na niego patrzę, wiem też, że trochę tego żałuje.
Myślę, że może się czuć nieco zraniony, jakby odkrył, że jest jakaś część mnie, której
nie zna. Nie wiem, może jest.
Mason podchodzi do nas powoli i wyciąga portfel.
– Proszę. – Wręcza Noah dwie dwudziestodolarówki. – Za jedzenie. Nawet nie
próbuj mówić, że stawiasz.
Noah kiwa głową, bierze pieniądze i podaje Masonowi piwo.
Ten chwyta butelkę i rozgląda się po pomieszczeniu.
– Fajne masz to mieszkanie. – Znów przenosi wzrok na Noah i upija łyk. – Dzięki
za zaproszenie. – Odchodzi do salonu, ciągnąc za sobą Cam.
– Masz ESPN?! – krzyczy Brady zza ściany.
Noah śmieje się cicho, patrząc na mnie.
– Idź do nich. Ja zamówię.
Mruga do mnie i przechodzi do salonu, a ja składam zamówienie. Stoję jeszcze
w kuchni minutę albo dwie po rozłączeniu się, a potem biorę głęboki wdech i wchodzę
do pomieszczenia, w którym znajdują się wszyscy moi przyjaciele. Wybieram miejsce
obok najnowszego z nich.
Chłopaki muszą czekać do poniedziałku, zanim trener udostępni im film z meczu,
ale Noah ma dostęp do strony szybciej. Loguje się na konto kapitana i wtedy tak po
prostu znika to dziwne napięcie, które być może czułam tylko ja. Bardzo, bardzo mnie
to cieszy.
Chłopaki oglądają swój mecz tak podekscytowani, jakby wcześniej nie widzieli go
z najlepszej możliwej perspektywy. Niedługo potem dociera nasze jedzenie.
Są kompletnie zajęci przez całą następną godzinę.
Podrywają się z miejsc między kolejnymi kęsami, pokazują sobie różne rzeczy,
które zauważają na nagraniu, przewijają niektóre fragmenty, żeby je ponownie
obejrzeć. Cam i ja siedzimy i śmiejemy się z ich całkowicie innego charakteru, który
pokazują na boisku. Dużo lansu jak na jedną drużynę.
Najedzeni i napici, siadamy, żeby obejrzeć film. Dajemy się namówić Brady’emu na
dwugodzinną produkcję Marvela.
Musiałam zasnąć podczas oglądania, bo otwieram oczy, kiedy Noah szepcze:
– Hej.
Siadam i układam głowę wygodniej na kanapie.
– Hej.
Noah uśmiecha się, unosząc jeden kącik ust.
– Brady poszedł przed chwilą do swojego pokoju, ale reszta też zasnęła.
Odwracam głowę i dostrzegam Chase’a śpiącego w fotelu oraz Cam i Masona
rozwalonych na kocach na podłodze.
– Zauważyłem, że ostatnio spędza więcej czasu z Treyem – mówi Noah cicho.
Kiwam głową i patrzę na Cam i Masona.
– Tak. Cieszy mnie to. Pomyliłyśmy się co do mojego brata. Kocha ją, ale nie w ten
sposób, w jaki ona by chciała.
– A ona? Jak ona się z tym czuje?
– Ona teraz… jest szczęśliwsza. – Uśmiecham się do śpiącej przyjaciółki. –
Przestała czekać.
Po chwili ciszy odwracam się do Noah i widzę, że mi się przygląda.
Uśmiecham się i wyciągam dłoń, żeby dotknąć jego włosów. Są tak miękkie, a ich
dotyk tak nieoczekiwanie kojący, że nie przestaję ich przeczesywać.
Noah patrzy na mnie, prawie nie mrugając, a kiedy się odzywa, jego głos jest
cichszy od szeptu:
– A ty?
– Co ja?
– Czekasz? – Marszczy czoło i bierze głęboki wdech. – Ciągle czekasz?
Moje serce podskakuje. Wali. Robi pieprzone salta.
A jednak czuję w nim ukłucie, kiedy przesuwam wzrok na tego bruneta, który
wcale nie śpi, tylko leży w ciemności z szeroko otwartymi oczami wbitymi we mnie.
Przełykam ślinę i odwracam się znów do Noah. Spoglądam na swoją dłoń, która
ciągle znajduje się w jego włosach.
Na jego oczy, które ciągle wpatrzone są we mnie.
– Nie – mówię bardzo cicho, a coś w jego twarzy się zmienia. – Nie czekam.

– Kiedy tylko będziesz gotowa powiedzieć swojej najlepszej przyjaciółce, no wiesz,


m n i e, co to, kurwa, wczoraj było, to zamienię się w słuch.
Rzucam się na kanapę obok Cam i kładę nogi na stoliku. Uśmiecham się sama do
siebie i wkładam sobie do ust suche płatki śniadaniowe.
– O czym ty mówisz?
– Kiedyś coś ci zrobię. – Trzyma w dłoni nożyk do depilacji brwi i spogląda na mnie
znad kieszonkowego lusterka. – No opowiedz mi. Przeleciałaś naszego supergorącego
rozgrywającego i nic mi nie mówisz?
– Ogarnij się! – Ze śmiechem zabieram pilota z jej kolan. – Przecież bym ci
powiedziała.
– Ale chciałabyś.
– Cameron.
– A całowałaś go? Dotykałaś? Cokolwiek?
– Mój Boże, nie.
– Czemu nie? – Cam aż otwiera usta ze zdziwienia. – Podoba ci się.
– Jest moim przyjacielem. – Kiedy to mówię, czuję, jak pulsują mi skronie, więc
zaciskam usta. – Lubię spędzać z nim czas.
Cam patrzy na mnie spode łba.
– Ale wiesz, że ty mu się podobasz, prawda?
Kiedy nie odpowiadam, przysuwa się do mnie.
Kręcę głową i czuję, jak mój puls przyspiesza.
Po chwili Cam wzdycha i wstaje.
– Wiesz co, tyle czasu czekałaś, żeby ten jeden chłopak przejrzał na oczy… że może
teraz sama powinnaś przejrzeć.
Po tych słowach idzie pod prysznic, a ja nie ruszam się z kanapy.
Wiem, o co jej chodzi. I pewnie ma rację, ale…
Co, jeśli nie ma?
Co, jeśli Noah lubi mnie tak jak Chase?
Bardzo, ale nie tak jak ja jego?
Niewystarczająco?
Nie mam pewności, a nie będę umiała znieść kolejnego zawodu.
Coś mi mówi, że nie.
W szczególności zawodu ze strony Noah.
ROZDZIAŁ 20

Wreszcie dotarłam do domu, więc zdejmuję ubrania i idę pod prysznic.


Kiedy ciepła woda spływa po mojej głowie, dobiega mnie głos Cam z przedpokoju.
– Hej! – Puka dwa razy i wchodzi do łazienki. – Jak było na treningu z Bradym?
– Tak dobrze, jak mogłaś się spodziewać.
– Ile razy ci powtarzali, żebyś została przy samym bieganiu?
– Więcej, niż umiem zliczyć. – Uśmiecham się i wmasowuję szampon we włosy. –
Jak ci poszedł test?
– Dobrze, dopóki nie dotarłam do zadania z wypracowaniem. Chociaż chyba nie
będzie tak źle. Powymyślałam trochę losowych rzeczy i ubrałam je w górnolotne
słowa, więc liczę na to, że profesor się nabierze i przyzna mi za to jakieś punkty.
– Brzmi jak dobry plan.
– Tak właśnie myślałam – żartuje. – Idę na kolację z dziewczynami z parteru.
Chcesz pójść? Mogę na ciebie zaczekać.
– Nie, mam zamiar stać tu z zamkniętymi oczami przez następne dziesięć minut,
a potem siedzieć w legginsach na kanapie.
– Brzmi super. – Cameron się śmieje. – Idę się przebrać i wychodzę. Wrócę późno.
Trey odbierze mnie z restauracji i pewnie pójdziemy do kina albo coś.
– Okej. Kocham cię.
– Ja ciebie też.
Cam wychodzi, a ja stoję tak pod prysznicem, aż kończy się ciepła woda. Wkładam
krótkie obcisłe spodenki i starą koszulkę z logo uniwersytetu, którą Mason chciał
ostatnio wyrzucić, i idę do kuchni.
W lodówce jest sporo jedzenia, ale mam ochotę na coś nowego, więc siadam na
kanapie i postanawiam napisać do Noah.
Ja: Moja zamrażarka sucks right now. Jest do dupy.
Opieram telefon na brzuchu i sprawdzam listę nowych filmów na Amazon Prime.
Po kilku trailerach przychodzi wiadomość.
Romeo: Running low, prawda, Julio? Kończy się?
Ja: I’m running on empty. Jest już pusta.
Romeo: Taking it back? Cofniesz to?
Ja: I to jest właśnie najlepsza rzecz w muzyce. Ponadczasowość.
Romeo: Trochę jak Szekspir?
Nie mogę powstrzymać się od śmiechu.
Ja: Tak, Noah. Dokładnie jak Szekspir.
Zastanawiam się, czy zdaje sobie sprawę, jak strasznie pokręcona jest historia
Romea i Julii.
Ja: Tak się składa, że mam wszystko, czego potrzeba do spaghetti.
W sensie puszkę taniego sosu, mięso i makaron. Chcesz przyjść i się upewnić,
że nie spalę całego akademika?
Przygryzam wargę. Może miał jakieś plany.
Może powinnam była zapytać, co robi, zanim go zaprosiłam?
Może jest z jakąś dziewczyną.
Może… jest z Paige.
Krzywię się, ale zaraz przychodzi kolejna wiadomość. Ściskam telefon, ale boję się
na niego spojrzeć.
– Pieprzyć to. – Zeskakuję z kanapy i idę do kuchni. Nawet jeśli nie może albo nie
chce przyjść, i tak będę gotować. Przecież czasem pomagam Cam, kiedy przygotowuje
dla nas wszystkich jedzenie. Co prawda, zazwyczaj tylko podaję naczynia albo
otwieram opakowania, ale jednak… pomagam. No i Noah nauczył mnie jakichś
podstaw. Poradzę sobie sama.
Tylko że ja nie chcę robić tego sama.
Kiedy już ustawiłam wszystko na blacie, przez chwilę gapię się na składniki.
Wzdycham ciężko i podnoszę telefon, żeby sprawdzić wiadomość. Natychmiast się
uśmiecham.
Jest już w drodze.
Niecałe pół godziny później siedzimy w kuchni, tym razem w mojej dla odmiany.
– Po co tak robisz? – Staję na palcach, żeby zerknąć przez ramię Noah, co sprawia,
że się śmieje.
Odwraca się i delikatnie mnie odsuwa, żeby mógł ruszać ręką.
– Wodę soli się podczas gotowania, żeby makaron nie był bez smaku.
– Bez sensu. Przecież sól zostaje w wodzie. – Wskakuję na blat obok kuchenki. –
Nie rozpuszcza się w niej albo coś?
– Albo wnika w makaron. – Odkłada łyżkę na blat obok mnie.
Przewracam oczami, podnoszę ją i kładę na mały talerzyk.
Noah odwraca się do torby, którą ze sobą przyniósł, i wyjmuje z niej słoik oliwek,
świeże pieczarki i coś zielonego.
Spogląda na mnie i się uśmiecha.
– Puszkę sosu za dolara można zmienić w coś, co da się jeść, tylko kilkoma
dodatkowymi składnikami.
Przyglądam mu się, gdy przygotowuje to wszystko i wrzuca do gotującego się sosu.
– To kolejna wskazówka od twojej mamy?
Noah przytakuje. Milczy przez chwilę, ale w końcu dodaje:
– Nigdy nie mieliśmy za wiele pieniędzy, a ona zawsze potrafiła sprawić, że tanie
jedzenie smakowało jak z najlepszej restauracji.
– A skąd wiesz, jakie smaki do siebie pasują?
– Z Google’a.
Wybuchamy śmiechem i kontynuujemy nasz kurs gotowania.
Uwielbiam, jak tłumaczy mi każdy swój ruch.
– Zawsze musisz zacząć przygotowanie sosu przed ugotowaniem makaronu, bo im
dłużej sos się gotuje, tym lepiej smakuje. Ale tym razem zrobimy to na szybko.
Zakładam włosy za ucho i patrzę, co robi.
– Wiesz, że mówiłam serio o tym byciu szefem kuchni? Naprawdę sądzę, że byłbyś
w tym świetny.
Noah na chwilę podnosi na mnie wzrok, ale zaraz wraca do garnka.
– Dzięki.
– Naprawdę zawsze gotowałeś z mamą obiad?
– Codziennie.
– Serio? – Uśmiecham się i opieram łokieć na kolanie, a podbródek na dłoni.
– Tak. Po treningach albo meczach wracałem do domu, a ona wtedy przychodziła
z pracy, więc gotowaliśmy razem. Czasami to był tylko grillowany ser, a czasem
marnowaliśmy kilka paczek ryżu, zanim wyszło nam dobre risotto.
– Więc po meczach, zamiast wyjść z przyjaciółmi, wracałeś do domu, żeby gotować
z mamą obiad? – pytam, a mój głos zdradza moje myśli. Coś trzepocze mi w brzuchu.
To słodkie.
– To nie tak, wychodziłem z kolegami. – Uśmiecha się.
– Ale dopiero po obiedzie z mamą.
– Tak, dopiero po obiedzie.
Kiwam głową, mimo że Noah na mnie nie patrzy.
– To chyba byłeś dobrym dzieckiem, co?
Spogląda na mnie.
– Tak, byłeś. – Uśmiecham się delikatnie. – I robisz to wszystko dla niej. Szkoła,
futbol… Starasz się być najlepszy we wszystkim dla niej. Żeby wiedziała, że doceniasz
to, co dla ciebie zrobiła.
Noah marszczy brwi i przysuwa się bliżej mnie.
– Bo dała ci wszystko, co tylko mogła, a nawet więcej, a ty chcesz jej dać to samo.
– Nie mógłbym spojrzeć w lustro, gdybym ją zawiódł. Zawsze przy mnie była. Dała
mi wszystko. To dzięki niej jestem tym, kim jestem. Za to, co otrzymałem, jestem jej to
winien.
– Niczego nie otrzymałeś, Noah – mówię cicho i uśmiecham się łagodnie. – Sam na
to wszystko zapracowałeś i powinieneś być z tego dumny.
Noah bierze wdech i odwraca się z powrotem do sosu. Chrząka, chwyta łyżkę
i miesza w garnku, a potem unosi ją i dmucha.
Podchodzi do mnie i podsuwa mi ją do ust. Robił to już wcześniej wiele razy. Robi
tak zawsze. Więc dlaczego teraz przebiega przeze mnie jakieś nagłe drżenie?
Rozchylam wargi, a on wkłada mi łyżkę do ust. Puszcza, kiedy delikatnie ujmuję ją
w dłoń. Odkładam ją z powrotem na blat i biorąc głęboki wdech, delikatnie się
osuwam.
Noah szybko staje przy mnie, powstrzymując mnie przed upadkiem z blatu, na
którym siedzę. Dużą, silną dłonią natychmiast chwyta moje udo i utrzymuje mnie
w miejscu.
Moje oczy spotykają jego, a oddech więźnie mi w gardle. Odległość między nami
całkowicie zniknęła i wygląda na to, że on wcale nie chce, żeby było inaczej.
Jego bliskość, dotyk… To takie niespodziewane. Mój puls przyspiesza i czuję, jak
włoski na mojej szyi unoszą się w nagłym dreszczu. Muszę przypomnieć sobie
o oddychaniu.
Powoli zdejmuje ze mnie szorstką dłoń.
– Wszystko okej? – Jego głos jest głęboki i ochrypły. Wpatruje się w moje usta.
– Tak. Noah?
Patrzy na mnie.
Chcę, żebyś mnie pocałował.
Zamieram na tę myśl. Otwieram szeroko oczy i czerwienię się niekontrolowanie,
jakbym właśnie głośno wykrzyczała swoje pragnienie.
On to zauważa, ale odwraca się do sosu, po czym na jego ustach pojawia się
szeroki uśmiech.
Patrzę, jak dodaje ostatnie składniki, odcedza makaron i trze parmezan. Potem
wyjmuje z piekarnika bagietki czosnkowe i kroi je na mniejsze kawałki.
Precyzja jego ruchów, napięcie jego mięśni, skupienie na jego twarzy… On.
Nie mogę oderwać wzroku. Kiedy się do mnie odwraca, zauważa, że się w niego
wpatruję, i nieruchomieje.
Uśmiecha się miękko, stojąc tak z miską spaghetti w jednej ręce i bagietkami
w drugiej, zamyślony.
Powinnam odwrócić wzrok, ale zamiast tego przybliżam się, ciągle się w niego
wpatrując.
W jego oczach z każdą mijającą sekundą narasta ból.
Czy Cameron miała rację?
Marszczę brwi, starając się zrozumieć, co się tu dzieje. Co się dzieje we mnie.
Dookoła mnie.
Noah…
Patrzy w moją stronę.
– Tutaj też chcesz jeść w salonie?
– Tak. Noah?
Unosi głowę.
– Chcesz mnie pocałować? – wyrzucam z siebie nagle i zamieram.
On też.
Nie rusza się, nie mruga, nawet nie oddycha.
Patrzy na mnie, głęboko w moje oczy, i głośno przełyka ślinę.
– Od kiedy tylko cię spotkałem.
Czuję mrowienie na skórze, a mój żołądek podskakuje, jakbym zrobiła sto fikołków.
– Naprawdę?
– Tak, Julio. – Nie spuszczając ze mnie wzroku, odkłada miski i podchodzi bliżej. –
Naprawdę.
Drżą mi ręce, a po plecach przebiega dreszcz, kiedy dotyka dłonią mojego policzka,
powoli przeciąga palcami aż do moich włosów i kciukiem pieści dolną wargę.
Jego usta drgają.
– Pocałuj mnie – szepczę. Proszę.
– Kurwa. – Zamyka oczy i opiera czoło o moje. – Co ty ze mną robisz?
– I co jeszcze zrobię…?
Noah się śmieje, a kiedy jego oddech owiewa moje usta, od razu chwytam jego
nadgarstek.
Oddycha szybko i sprawia, że coś się we mnie ściska.
Chcę, żeby mnie pocałował, żeby pochłaniał moje usta swoimi.
Chcę poczuć jego język w sobie, chcę, żeby odkrył, jak smakuję, i zapamiętał to na
zawsze, tak jak zapamiętam to ja.
Chcę, żeby zrobił to tak, jak sam zechce, jak tylko, kurwa, zechce. Chcę, żeby
przyciągnął mnie bliżej niż to w ogóle możliwe.
Ale usta Noah pozostają na miejscu.
A kiedy staram się na niego otworzyć, bez słowa błagając go o kolejny ruch, kręci
głową.
Otwieram oczy i widzę, że jego dalej są zaciśnięte, jakby ze sobą walczył.
Skronie pulsują mu gwałtownie. Stoi tak bez ruchu przez co najmniej pół minuty,
aż w końcu wzdycha ciężko.
Robi krok do tyłu, ale dłonią ciągle muska moją twarz. Wpatruje się we mnie z taką
czułością, jakiej nawet nie spodziewałabym się w jednym spojrzeniu. To przykre
i bolesne. I wspaniale dezorientujące.
Moje serce to zamiera, to podskakuje. Nie mogę oddychać. Nie czuję własnego
ciała.
Co się ze mną dzieje?
Noah uśmiecha się, jakby coś zrozumiał, ale ja nie wiem co, bo jestem zagubiona.
Wreszcie znów się odzywa.
– Jeszcze nie mogę cię pocałować – mówi cicho, chrapliwie. Pożądanie w jego
głosie sprawia, że cała się spinam i tym bardziej nie wiem, co mam myśleć.
Narasta we mnie zakłopotanie, ale zanim udaje mi się pokręcić głową i jakoś
wycofać z tej sytuacji, Noah kręci swoją, przewidziawszy moją reakcję.
– Powiedziałem „jeszcze” – szepcze łagodnie, znów przysuwając się bliżej.
Pożądanie wiruje w jego oczach, ale brwi są zmarszczone w widocznej udręce. – Zaufaj
mi, naprawdę chcę.
– Jesteś pewny? Bo teraz odnoszę przeciwne wrażenie.
Natychmiastowy śmiech Noah jest pełen uwielbienia. Gdy go słyszę, zagryzam
policzek.
– Jestem pewny. – Uśmiecha się łagodnie, ale nieustępliwie. – Gdybyś jeszcze nie
zauważyła: nie ma w tobie ani jednej rzeczy, która by mi się nie podobała. Ani jednej.
– Ale…?
– Ale utrata ciebie to może być dla mnie za wiele. – Zniża głos do szeptu. – Więc
nie mogę zrobić tego, o co prosisz. Jeszcze nie.
– Ja nie… – Milknę, próbując przełknąć ból.
Nie rozumiem, ale im dłużej wpatruję się w niebieskie oczy Noah, tym jaśniejsze
wszystko się staje.
Spokojne zrozumienie w jego spojrzeniu prowadzi mnie tam, dokąd zamierzał,
a ostry ból przeszywa moją pierś.
Chase.
Nie wiem dlaczego, ale zalewa mnie fala wstydu. I kiedy go czuję, dociera do mnie,
że o to właśnie tu chodzi.
Nie o wstyd, ale o fakt, że sama nawet nie rozumiem, z czego to wynika.
Może chodzi o to, że uświadomiłam sobie obawy Noah, choć wcale nie
wypowiedział ich głośno.
Może to dlatego, że zawsze będę kochać Chase’a.
A może dlatego, że myśl o nim ciągle jest dla mnie bolesna, choć już nie tak bardzo
jak wcześniej.
Może dlatego, że nawet nie pamiętam, kiedy o nim w ogóle ostatnio myślałam.
To, co wiem na pewno, to fakt, że to nie ma nic wspólnego z moim pragnieniem
pocałowania mężczyzny, który właśnie stoi przede mną.
Ale to nie sprawia, że sytuacja jest mniej skomplikowana.
Rozumiem, o co prosi Noah, a to tylko powoduje, że rośnie w moich oczach.
Noah Riley jest wspaniałym mężczyzną.
Co, gdyby był moim mężczyzną?
Czerwienię się i znów zagryzam policzek.
– Wiesz, co przydałoby się temu sosowi? – Staram się zmienić temat.
To jasne.
Uśmiech Noah rozciąga się na całą jego piękną twarz i znów się rumienię.
– Co takiego?
– Kopniak.
– Kopniak?
Kiwam głową i odwracam się na piętach.
– Trochę czegoś, co się nazywa… – Otwieram szufladę po swojej prawej stronie
i wyjmuję dwie stare torebki z logo lokalnej pizzerii. – Pepperoni w płatkach. – Unoszę
brew. – Znane także pod nazwą „pepperoni w płatkach”, gdybyś nie wiedział, o co
chodzi – żartuję.
– Nie miałem pojęcia – odpowiada, podnosi miskę ze spaghetti, teraz już ledwo
ciepłym, i prowadzi nas w stronę kanapy. – Możesz mieć rację.
Jesteśmy w połowie jedzenia, kiedy nagle podnosi na mnie wzrok.
– Co? – pytam z ustami pełnymi bagietki.
– Dla jasności: to mnie rozwaliło. Ale była to jednorazowa akcja, która n i g d y się
nie powtórzy. – Uśmiecha się. – Więc kiedy następnym razem zapytasz, bądź pewna,
bo więcej ci nie odmówię.
– Przysięgnij.
Wybucha śmiechem i trąca mnie nogą, kręcąc głową i wracając do jedzenia.
– Przysięgam.
Uśmiecham się do swojego talerza. I tak po prostu już wszystko jest w porządku.
I gdy o tym myślę, uświadamiam sobie, że właściwie cały czas było.
Nie pojawiło się żadne skrępowanie, może tylko chwila zmartwienia z mojej
strony, które zresztą Noah szybko zażegnał.
Z nim zawsze tak jest. Łatwo, swobodnie.
Kiedy nasze talerze są puste, Noah odwraca się do mnie, więc robię to samo.
Po chwili się odzywa:
– Powiedz mi coś.
Biorę głęboki wdech.
– Co chciałbyś wiedzieć?
– Wszystko.
Zamieram na ułamek sekundy i czuję, jak ściska mi się żołądek. Śmieję się cicho.
– Hmmm… – Zastanawiam się. – Lubię komedie.
– Wiem.
– Lubię makaron.
– To też już wiem. – Kręci głową.
– Okej… Nie lubię kwiatów.
Unosi brwi.
– To znaczy lubię, ale uważam, że to zbyt rozrzutne jako prezent. Dużo kosztują,
a za parę dni wyrzuca się je do śmieci.
– Zapamiętam. – Uśmiecha się i patrzy na mnie wyczekująco.
– Więcej?
Powoli kiwa głową.
Znów się śmieję i z odrobiną nieśmiałości zdradzam mu coś, czego na pewno
jeszcze nie wie:
– Mój… ulubiony kolor to niebieski.
Niebieskie oczy Noah wpatrują się we mnie przez chwilę. Jego uśmiech jest zbyt
uroczo pewny siebie, rzucam w niego poduszką.
Śmiejemy się i opadamy na kanapę.
Kolejne kilka godzin spędzamy, jedząc popcorn i rozmawiając o naszym
dzieciństwie i rzeczach, za którymi tęsknimy.
Wychodzi dopiero o trzeciej w nocy, a kiedy zamykam za nim drzwi, już nie mogę
się doczekać następnego spotkania.
ROZDZIAŁ 21

Od środy sesja jest w pełni i żywię się głównie kofeiną. Większość ludzi na
kampusie jest zajęta grupami projektowymi, pisaniem prac i milionem innych rzeczy,
które sprawiają, że jesteśmy w ciągłym biegu. W tym tygodniu widziałam się
z Cameron tylko dwa razy, a z bratem rozmawiałam raz, nie licząc kilku esemesów.
Z Noah też się nie spotkałam, jednak udawało nam się znaleźć czas, żeby pisać do
siebie wiadomości.
Ale nie dzisiaj.
Dzisiaj się nie odezwał – pewnie dlatego, że wczoraj cały dzień byli w drodze na
mecz, który rozegrali dziś rano. Nie wiem, jakie ma zwyczaje w dniu meczu –
domyślam się, że chce się skupić i zająć myśli futbolem. Myślałam, że napisze później,
ale wtedy dowiedziałam się, że mecz źle się skończył.
Pomocnik wypuścił piłkę, kiedy na zegarze zostały tylko trzy minuty, przejęła ją
przeciwna drużyna i zdobyła touchdown. Jakby tego było mało, w następnym zagraniu
Noah został dwa razy powalony, a trener ściągnął go z boiska, bo zaczął utykać.
Mason wszedł na murawę za niego, ale to była już trzecia próba. Nie zostało wiele
czasu, więc nasza drużyna przegrała.
Noah na szczęście nic się nie stało, widziałam, jak schodził z boiska po wywiadzie.
Pisałam do niego po meczu, ale wtedy też nie odpisywał. Myślę, że może być tym
typem, który po porażce siedzi i rozmyśla. Dlatego teraz tkwię tutaj i gapię się na
Cameron, niepewna, co robić.
Cam trąca mnie biodrem.
– No i jak? Idziesz czy nie?
– Mówiłaś, że wrócili dopiero dwie godziny temu. Jesteś pewna, że będą
imprezować? Nie powinni spać czy coś?
Cam prycha, podchodzi do mojego biurka i wyciąga z niego parę kolczyków.
– Proszę cię, oni też mieli sesję, jak my wszyscy. Są wkurzeni, zmęczeni
i potrzebują rozrywki.
– Kto dzwonił?
– Brady. Mówił, że tobie też nagrał wiadomość.
Krzywię się i biorę telefon. Oczywiście, mam jedną wiadomość od Brady’ego
i jedną od Masona.
– Musieli dzwonić, kiedy wynosiłam śmieci – stwierdzam, a Cam składa przed sobą
ręce jak do modlitwy. – A co, jeśli nie będzie chciał się ze mną zobaczyć? Albo jeśli jest
zajęty?
– Kochana, przestanie być zajęty, gdy tylko się tam pojawisz, uwierz – odpowiada
i tupie w miejscu jak podekscytowane dziecko. – Chodź, proszę! Nawet nie musisz się
przygotowywać, świeża twarz, włosy zrobione, możemy iść!
Przygryzam wargę i podnoszę się z kanapy.
– Okej, ale pospiesz się, zanim zmienię zdanie.
Cameron piszczy, obejmuje mnie ramieniem i wychodzimy.
Niecałą godzinę później wchodzimy na ganek akademika drużyny.
Mason zauważa nas od razu, gdy się pojawiamy. Gdybym go nie znała,
przysięgłabym, że śledzi nas nadajnikami GPS.
Podchodzi i przytula mnie, podnosząc na chwilę z ziemi.
– Kurwa, moja siostrzyczka przyszła na imprezę! Nareszcie! – Uśmiecha się, pijany,
i prowadzi mnie w stronę beczki z piwem.
Kiedy nalewa alkohol do kubków, uśmiecham się do niego i klepię go po plecach.
– Jak się czujesz?
– Wkurzony. – Śmieje się i wzrusza ramionami. – Ale gotowy, żeby tam wrócić.
– No, do dupy być przegranym – droczy się z nim Cam, a Mason żartobliwie
wzdryga się, patrząc w jej stronę.
Cameron chichocze tak jak zawsze, kiedy Mason obdarza ją uwagą, ale szybko
przestaje.
Mase wyjmuje z kieszeni telefon i się krzywi.
– Zaraz wracam, mój kumpel tu jest, muszę mu pomóc coś wnieść. Trzymaj się
z dala od tych pojebów, dopóki nie powiem im, że jesteś moją siostrą.
Pokazuję mu środkowy palec, a on się złośliwie uśmiecha. Po dwóch kolejnych
piwach Mase dalej nie wraca.
– Zaczynam myśleć, że ten kumpel to dziewczyna.
– Jego kumpel to na bank dziewczyna. O kurwa. Dobra, szybko, powiedz mi, jak
chcesz to rozegrać. – Cam ściska moją rękę.
– Co rozegrać?
– Kurwa… – syczy.
– Chodzi o Treya?
Odwraca się z szerokim uśmiechem.
– Okej, dobra. Idę, ale ucieknij albo się rozpłacz, a cię zabiję.
– Czekaj, co?
Wyciąga w moją stronę dwa palce, jakby chciała powiedzieć, że mnie obserwuje,
i znika.
Odwracam się ze śmiechem i w tym samym momencie aż się prostuję. Nie
zrozumiałam, o co chodziło Cam.
Kłopoty.
Chase stoi, zwrócony do mnie, jakieś trzy metry dalej.
W gardle natychmiast pojawia mi się gula, ale zmuszam się do jej przełknięcia.
Mieszka tu, więc jak mogłoby go nie być?
Dlaczego o tym nie pomyślałam?
– Hej. – Podchodzi do mnie i jeszcze zanim udaje mi się odpowiedzieć, obejmuje
mnie w uścisku.
Na moment moje ciało sztywnieje, ale za chwilę odwzajemniam powitanie.
Nie mogę się powstrzymać od zaciągnięcia się jego zapachem, kiedy wtulam głowę
w jego klatkę piersiową. W moje nozdrza uderza dobrze znana woń, dokładnie wyryta
w mojej pamięci. Natychmiast przed oczami pojawia mi się obraz tej nocy na plaży.
Delikatność dotyku, kiedy jego dłonie muskały moje ciało. Miękkość jego ust, kiedy
pochylał się, by mnie pocałować. Sposób, w jaki mnie trzymał, słowa, które szeptał.
Jego łagodne oczy, które patrzyły na mnie, jakbym była… kimś więcej.
Jakbym była coś warta.
Pod powieki napływają mi łzy. Wbijam w niego palce, zanim mogę je powstrzymać.
Smutna część?
On wbija we mnie swoje, przyciskając mnie do siebie, jakby tęsknił za naszą
przyjaźnią tak bardzo jak ja, jakby tego potrzebował. Jakby potrzebował mnie
przytulić, poczuć mnie blisko siebie, jakby to nie on był tym, który mnie odepchnął.
– Arianna… – szepcze.
Jego głos jest tak cichy i delikatny, że odrywam się od niego i cofam o kilka
kroków. Nie bez wysiłku udaje mi się na niego spojrzeć. Wygląda tak, jakby nie
wiedział, dlaczego się od niego odsuwam.
Znów do mnie podchodzi.
– Chase, ja… – Spoglądam ponad jego ramieniem, a słowa więzną mi w gardle.
Wtedy go dostrzegam.
Noah.
Stoi obok przepięknej dziewczyny z imprezy, Paige, oparty ramieniem o ścianę
z butelką wody w dłoni, a ona, oparta o nią plecami, patrzy na niego z zachwytem.
Noah coś mówi, ona się śmieje, podnosi rękę, żeby go trącić, a on się do niej
uśmiecha.
Nagle czuję jakiś ciężar, jakby coś spadło na moją pierś i utrudniało oddychanie.
Chase mówi coś jeszcze i wyciąga do mnie dłoń, ale nawet nie czuję, że mnie
dotknął. Nie docierają do mnie jego słowa, choć jego usta poruszają się tuż przy mnie.
Widzę tylko Noah i jedyne, co słyszę, to śmiech Paige odbijający się echem w mojej
głowie. Coś ściska mi się w środku. I nie przestaje.
Chase spogląda tam, gdzie ja, i zauważa tę piękną parę stojącą kilka metrów od
nas. Znów się do mnie odwraca.
– Serio? – prycha.
Spoglądam na niego, a on rzuca mi gniewne spojrzenia.
Przesuwa się w prawo, by zasłonić mi widok, ale szybko wyciągam rękę, żeby go
powstrzymać. Zaciska usta, a jego nozdrza poruszają się nerwowo.
Znów kieruję wzrok na Noah.
W tym samym momencie on spogląda przez ramię. Dostrzega mnie i już się nie
odwraca. Nie patrzy na Chase’a ani na jego dłoń, która cały czas dotyka mojego
ramienia. Nie zwraca uwagi z powrotem na Paige, kiedy ta kładzie dłoń na jego piersi,
czym sprawia, że moja zaczyna płonąć.
Dlaczego ona go dotyka?
Noah jednak wyciąga do niej dłoń w przepraszającym geście i idzie w moją stronę,
nie spuszczając mnie z oczu.
Nie umiem powstrzymać drżenia ust. Mój wzrok mięknie.
Moje mięśnie się rozluźniają, a wtedy Chase łapie mnie za ramiona i zmusza, bym
na niego spojrzała. Przygląda mi się groźnie i kręci głową, a w końcu odrywa ode mnie
ręce.
Zaciska zęby i stara się skupić na wszystkim, tylko nie na mnie.
– Poszukaj któregoś z nas, kiedy… już skończysz. Nie wracaj sama.
– Wiem – mówię, ale już go nie ma.
Podchodzi Noah.
– Cześć.
– Cześć. – Patrzy na mnie z tego miejsca, z którego właśnie zniknął Chase.
Delikatność jego spojrzenia sprawia, że się uśmiecham. – Nie szukałaś mnie.
– Nie wiedziałam, czy jesteś w domu.
W kącikach jego oczu pojawiają się drobne zmarszczki.
– Mason pisał do ciebie, że zgubiłem telefon.
– Pewnie powinnam była przeczytać jego wiadomości. – Uśmiecham się. –
Przestałam po piątej albo szóstej.
– Czekałem tu chwilę, na wypadek gdyby pojawiła się Cameron. Pomyślałem, że
lepiej poprosić ją, by do ciebie zadzwoniła, niż prosić Masona.
– A gdyby się nie pojawiła?
– To musiałabyś otworzyć mi drzwi, kiedy bym zapukał.
Śmieję się cicho i delikatnie kołyszę na piętach, dając sobie chwilę, by się mu
przyjrzeć, jakby w poszukiwaniu zmian, które w nim zaszły od naszego ostatniego
spotkania. Jego włosy są miękkie, ciemne kosmyki układają się w idealnym nieładzie.
Musiał niedawno je przystrzyc. W koszulce i dżinsach jest zawsze doskonały.
Ta niedbałość mu służy. Szczególnie z tym tatuażem wystającym spod rękawa
koszulki, który uwodzi wręcz podręcznikowo – można dostrzec dokładnie tyle, żeby
chcieć zobaczyć więcej.
Nigdy nie widziałam go w całości. Nie wiem, jak daleko wędrują czarne linie.
A trochę bym chciała je zobaczyć.
Kusi mnie, żeby teraz podwinąć jego rękaw.
Mocniej przyciska dłoń do moich pleców i kiwa głową. Na jego twarzy pojawia się
trudny do rozszyfrowania wyraz, w którym dostrzegam zadowolenie.
– Byłem pewny, że będę musiał do ciebie przyjść – mówi dziwnym, chrapliwym
szeptem, a w jego spojrzeniu pojawia się jakby prośba. Jeżeli błysk w jego oku może mi
coś powiedzieć, to to, że jest zadowolony.
Przesuwam wzrok z niego w stronę wejścia, w którym ciągle samotnie stoi Paige
i patrzy w naszą stronę.
Gdy tylko się orientuję, dokąd nieświadomie uciekł mój wzrok, szybko się
odwracam, ale Noah i tak to zauważa.
Staje przede mną, a ja unoszę głowę, by spojrzeć mu w twarz.
– Rozmawiałem z Paige o jej uczniach. Sprawiają jej kłopoty, a ja dawniej byłem
w różnych grupach młodzieżowych, więc liczyła, że będę mógł coś jej doradzić.
– Och, ale ja nie…
Nie co, Ari? Jezu.
Twarz mi płonie i staram się odwrócić wzrok, ale Noah mi na to nie pozwala.
Delikatnie chwyta mój podbródek, bym na niego spojrzała, a z moich ust
wydobywa się ciche westchnienie.
Nic nie mówi, ale nie musi. Wszystko jest wypisane na jego przystojnej twarzy,
wyczytuję to też ze sposobu, w jaki jego kciuk muska moją szczękę. Dotyk jest krótki,
prawie niezauważalny, ale ja go czuję. Wszędzie.
Mój Boże, mam kłopoty.
Noah opuszcza dłoń.
– Nie mogę pozwolić Paige wracać samej, to niebezpieczne.
Kiwam głową i chcę zrobić krok do tyłu, ale na to też mi nie pozwala.
Nie wiem, czemu się tak zachowuję.
To Chase musiał mnie wytrącić z równowagi.
– Koleżanka ją wystawiła, więc muszę zabrać ją do domu…
– Ojej, przykro mi. – Potrząsam głową, starając się pozbyć dziwnego odrętwienia,
w które na moment wpadłam. – Leć. Nie chciałam cię zatrzymywać, rób, co
powinieneś.
Noah mruży oczy.
– Serio, baw się dobrze, nie musisz mnie niańczyć. Cameron i reszta gdzieś tu są,
poradzę sobie. Nie będę się sama włóczyć, jeśli o to się martwisz.
Noah prostuje się i przesuwa językiem po wargach.
– Wytłumaczę ci to, więc słuchaj uważnie, bo chcę, żebyś mnie dobrze
zrozumiała – odpowiada od razu poważnym tonem. Podchodzi bliżej, a moje oczy
stają się jego zakładnikami. – Nie chcę, żebyś myślała, że Paige jest tu dziś ze mną, bo
nie jest. Ale jest moją przyjaciółką i muszę się upewnić, że bezpiecznie dotrze do
domu. Nie chcę, żebyś tu została, bo sądzę, że przyszłaś tu dla mnie. I jeśli mam być
całkowicie szczery, to nie chcę też dzielić się tobą z osobą, która, jestem tego
cholernie pewny, właśnie sobie uświadomiła, dlaczego tu jesteś. Więc jeśli przyszłaś
tu dla mnie, chodź ze mną. – Milknie, ale tylko na sekundę. – Bo ja też właśnie
zamierzałem do ciebie iść. – Bierze głęboki oddech i kiwa głową. – Dzisiaj przegrałem,
a ty możesz sprawić, że ten wieczór jednak będzie dla mnie wygraną. Chodź ze mną,
Julio.
– Okej.
Patrzy na mnie gniewnie, unosząc głowę, jakby był zaskoczony.
– Okej?
– Tak… Okej.
Noah śmieje się, bezwiednie drapiąc się po karku.
– To było łatwiejsze, niż podejrzewałem.
Wzruszam ramionami i uśmiecham się do niego. Mogłam przez chwilę się
namyślać, ale nie chciałam. Nie potrzebowałam.
Noah jest wspaniały i tak też mnie traktuje. Widzi mnie taką, jaka jestem.
– Powiem tylko Masonowi, że wychodzę, żeby się nie wściekał. – Zatrzymuję się na
moment. – W sumie i tak może się wściec, ale chociaż będzie wiedział, gdzie jestem.
Noah uśmiecha się szeroko i cofa o kilka kroków.
– A ja skoczę po klucze.
Rozchodzimy się i gdy tylko się odwracam i robię krok w prawo, już mam Masona,
Brady’ego i Chase’a w zasięgu wzroku, jak zawsze.
Kieruję się w ich stronę.
Pierwszy zauważa mnie Brady. Gwiżdże, kiedy się do mnie odwraca.
– Arinko! – Wyciąga ręce, a ja wpadam w jego objęcia.
Próbuje mnie podnieść, ale Mason trąca go w ramię, więc zaczyna się śmiać.
– Co tam, siostra? – Mason unosi brew i rzuca krótkie spojrzenie w kierunku,
z którego właśnie nadeszłam. – Wyglądasz, jakbyś chciała coś powiedzieć, i założę się,
że to nie jest „siema”.
– No cześć. Stęskniłam się za tobą przez tę godzinę. Chciałam jeszcze raz wam
powiedzieć, jak mi przykro z powodu przegranej. – Uśmiecham się, kiedy żartobliwie
przewraca oczami i przysuwa się, żeby pocałować mnie w czoło. – Przyszłam dać ci
znać, że jadę z Noah odwieźć jego przyjaciółkę. Wrócę później. Chyba.
Unosi butelkę do ust i przygląda mi się znad jej krawędzi.
– Sama?
– Sama.
– Nie możesz wziąć ze sobą Cam?
– Jest z Treyem.
– Racja. – Kiwa głową i nadal się we mnie wpatruje.
Mój brat wie, że ostatnio spędzam czas sama z Noah, a jakoś ciągle tu stoję, cała
i zdrowa. Nie wpadł w szał, kiedy już wcześniej z nim wychodziłam, ale tym razem jest
inaczej. Jest noc. Ludzie piją. On sam pije. A to sprawia, że jest jeszcze bardziej
nadopiekuńczy i przewrażliwiony. Wie przecież, gdzie Noah mieszka, i pewnie ma już
w głowie dokładny plan nakopania mu, gdyby tylko zaszła taka potrzeba. Jestem
pewna, że to jedyny powód, dla którego się nie upiera.
– Odbierz, jak będę dzwonił.
– Odbio…
– Czemu nie możesz zaczekać tutaj? – Chase odpycha się od ściany, o którą był
oparty. – Czemu musisz jechać z nim, żeby odwieźć jakąś dziewczynę?
Mason gwałtownie odwraca głowę w jego kierunku, a Brady kaszle i odwraca się
bokiem, starając się ukryć śmiech.
Zmuszam się, by spojrzeć Chase’owi w oczy.
– Bo chcę.
– Dlaczego?
Czuję, jak serce unosi mi się do gardła, i kręcę głową.
– A dlaczego cię to obchodzi?
Mruży oczy i zbliża się do mnie, a mój brat podąża za nim.
Chase tylko kręci głową i przechodzi obok mnie.
– Nieważne. Idę sobie dolać.
Mason zwraca na mnie zagniewane spojrzenie.
– Co on ma za problem?
– Jest twoim przyjacielem. Zapytaj go.
– Jest n a s z y m przyjacielem.
– No tak. – Prawie zapomniałam. – Muszę już iść, Noah czeka.
– Jasne. – Mason kiwa głową, a ja odwracam się i zmierzam, zdenerwowana,
w stronę drzwi, w których stoi Noah.
Ale złość ulatuje ze mnie w chwili, gdy do niego podchodzę. Czeka na mnie z bluzą
w ręku.
– Gotowa? – pyta.
Przytakuję i odwracam się do Paige z uśmiechem.
– Jeszcze raz: cześć.
– Hej! Cieszę się, że udało ci się wpaść. – Uśmiecha się do mnie promiennie
i odwraca do drzwi. – Inaczej Noah miałby słabą imprezę.
Spoglądam na Noah, a on puszcza do mnie oko.
Robi mi się gorąco, nie wiem dlaczego. Szybko wychodzę na zewnątrz i z ulgą
witam chłodne powietrze.
Gdy dochodzimy do samochodu Noah, Paige otwiera drzwi, ale odsuwa się
i wskazuje głową, żebym weszła pierwsza, więc wchodzę. Jedziemy na drugą stronę
kampusu i – co niespodziewane – w ogóle nie jest krępująco.
Paige kontynuuje rozmowę, o której wcześniej wspominał mi Noah. Prosi mnie
o radę, a ja z całych sił staram się podsunąć jej jakieś rozwiązanie. Fajnie, że włączyli
mnie do rozmowy, którą przecież mogli uciąć albo dokończyć innym razem.
Kiedy jesteśmy już pod jej domem, wychodzi z samochodu i odwraca się do nas,
żeby nam pomachać. Patrzymy, jak znika w budynku. Noah czeka, aż drzwi się za nią
zamkną, i dopiero wtedy wyjeżdża z parkingu.
Zatrzymuje się na stacji benzynowej i kupujemy mrożone napoje, mimo że jest
chłodno. Wracamy do samochodu, ale kiedy z trzech miejsc wybieram to przy oknie,
Noah na mnie spogląda. Delikatnie się uśmiecha i unosi podbródek. Z żołądkiem
grożącym mi ściśnięciem się tysiąc razy przysuwam się do niego tak, że nasze uda się
stykają.
– Czy mogę cię gdzieś zabrać? – pyta.
Kiwam głową i pociągam napój ze słomki, a on przygląda się moim ustom.
Bierze głęboki wdech, odwraca się do przodu i ruszamy.
Jedziemy tak z wyłączonym radiem przez jakieś trzydzieści minut, aż w końcu
Noah zjeżdża z głównej drogi i zatrzymuje się na poboczu.
Odpinam pas i pochylam się, by dojrzeć cokolwiek w ciemności.
– To wygląda jak doskonałe miejsce do zakopania ciała.
– Nie jestem pewny, czy do zakopania, ale na pewno do wrzucenia do oceanu.
Gwałtownie odwracam głowę w jego stronę, a on się śmieje i otwiera drzwi.
Wyciąga z auta bluzę, którą zabrał ze sobą, i czeka, aż wysiądę.
Bierze ode mnie na wpół wypity napój, stawia go na masce i wkłada mi bluzę przez
głowę.
Śmieję się i wsuwam ręce w za długie rękawy. Jest miękka, świeża i pachnie jak
Noah.
– Dziękuję.
Uśmiecha się i z powrotem wręcza mi napój.
– Nie ma za co.
– Zaplanowałeś to, prawda?
– Spodziewałem się, że zgodzisz się na małą przejażdżkę.
Zaciskam usta.
– Chodź.
Wspinamy się na niewielkie wzniesienie i dochodzimy do szerokiego szlaku.
Za nim rozciąga się tylko ocean.
Od razu się uśmiecham.
– O kurde – szepczę. Podchodzę o krok do przodu i zbliżam się do szczytu klifu
pośrodku wzgórza.
Księżyc unosi się na wodzie. Kocham ten widok, ale teraz jest jeszcze wspanialszy,
bo znajdujemy się wyżej, niż kiedykolwiek byłam. Odbijające się w oceanie światło
księżyca lśni jak tafla lodu. Śmieję się i znów spoglądam na Noah, który właśnie
powoli do mnie podchodzi.
– Podoba ci się?
Kiwam głową i odwracam się w jego stronę.
– Niesamowite.
– Chodź tutaj. – Noah łapie mnie za rękę i prowadzi kilka metrów w lewo, do
niewielkiego wgłębienia w skale, na której możemy usiąść i machać nogami.
Nieznacznie pod nią znajduje się kolejny płaski kamień, który ochroniłby nas
przed upadkiem, gdybyśmy za bardzo zbliżyli się do krawędzi.
Nie mogąc się powstrzymać, znów się śmieję i trącam go ramieniem.
– Szaleństwo.
– To miejsce nazywa się Sunset Cliffs.
– Jej, to musimy wrócić tu na zachód słońca. Kocham widok księżyca wiszącego
nad wodą, ale zachód to coś, co koniecznie muszę stąd zobaczyć.
Spoglądam na niego.
– Jeśli będziesz chciała wrócić, sprowadzę cię tu z powrotem – mówi.
– Przysięgnij.
– Przysięgam.
Noah ze śmiechem odwraca się w stronę oceanu.
– Kiedy byłam mała, rodzice co niedzielę zabierali nas nad ocean na piknik. Tata
rozkładał namiot, wiesz, taki cały z siatki. – Uśmiecham się. – Mama rozstawiała stół
i przygotowywała jedzenie, a ja i Mase rozkładaliśmy krzesła, a na nich koce. Jedliśmy,
graliśmy w gry planszowe, a kiedy zaczynało zachodzić słońce, rodzice opowiadali
nam historie ze swojej młodości albo z dzieciństwa. Zawsze coś nowego, coś, czego
jeszcze nie słyszeliśmy. Uwielbiałam tamte wieczory.
– Rodzina jest dla ciebie ważna.
– Rodzina jest dla mnie wszystkim. Chcę być dokładnie taka jak moja mama. Silna
i niezależna na swój własny sposób; dawać dobry przykład, ale być ludzka
w popełnianiu błędów. Chcę być dumna i wspierająca, akceptująca, ale twarda, nawet
gdy to bolesne. Nawet gdy to trudne. Chcę piec kurczaka i gotować pierogi, kiedy moja
córka będzie czuła, że jej świat się rozpada, jak często myślą nastolatki. I chcę
przyrządzać babeczki z tym głupim słodkim kremem, kiedy mój syn będzie się
zamartwiać złą oceną albo niezłapanym podaniem. – Śmieję się i opuszczam głowę. –
Oczywiście jeszcze długa droga przede mną, ale…
Spoglądam na Noah.
Przesuwa dłonią po przedramieniu, a na jego twarzy maluje się wyraz szacunku.
– Chcesz być mamą.
Uśmiecham się szeroko.
– Oczywiście, że tak.
Kręci głową, a ja delikatnie marszczę brwi.
– Nie… – zaczyna. – To o to chodzi. To dlatego nie zależało ci na konkretnej
uczelni. To dlatego nie miałaś zdania co do wyboru szkoły i dlatego nie powiedziałaś
mi, jaki jest tego powód, kiedy się domyśliłem, że kryje się za tym coś więcej.
Czuję, jak coś zaciska mi się w gardle, ale przytakuję.
– Powiedziałaś, że to żenujące – przypomina mi. – Ale tak nie jest.
– Przyznanie się do tego jest.
Prawie wygląda na obrażonego. Śmieję się nerwowo.
– Noah, całe życie pracowałeś na to, co masz, i jesteś na najlepszej drodze, żeby to
osiągnąć. Będziesz mieć cały świat na wyciągnięcie ręki i będzie to dowód na to,
czemu poświęciłeś swoje życie. A ja? Marzę o byciu panią domu, a nawet jeszcze nie
wiem, jak nie spalić bagietki.
Staram się obrócić to w żart, ale Noah marszczy brwi i kręci głową.
– Nie myśl o sobie tak źle. To, czego pragniesz, to poświęcić się dla szczęścia
innych. To altruistyczne.
– Inni powiedzieliby raczej, że to egoistyczne: chcieć siedzieć w domu i zajmować
się rodziną, kiedy mój partner będzie na wszystko zapieprzał.
– Dobry człowiek by się nie zgodził.
Mrugam do niego, a jego klatka piersiowa się unosi.
– No, może masz rację. – Wzdycham i kręcę głową. – Mój tata by cię polubił –
mówię mu. – Kochasz swoją mamę, grasz w futbol jak gwiazda i do tego cholernie
dobrze gotujesz.
Noah odwraca wzrok, zbyt skromny, żeby na mnie spojrzeć, gdy tak go chwalę, ale
ewidentnie się uśmiecha.
Po chwili milczenia odzywa się:
– Byłem raz na pikniku.
– Raz?!
Śmieje się i spuszcza wzrok.
– Tak, raz. Mama dużo pracowała, ale pewnego roku w moje urodziny zabrała mnie
wcześniej ze szkoły, spakowała lunch do kosza na pranie i pojechaliśmy.
– Dokąd cię zabrała?
Noah spogląda mi w oczy.
– Przywiozła mnie tutaj.
– Tutaj? – Moje serce topnieje.
Kiwa głową.
– Dała mi prezent, piłkę. – Śmieje się, przypominając sobie tę scenę, a ja śledzę
każdą linię na jego twarzy. – Ten sam prezent co roku. Pytała, co chcę, a ja
odpowiadałem, że piłkę. Mówiła, żebym wybrał coś innego, ale byłem uparty.
– Piłek nigdy za wiele.
– Dokładnie to samo mówiłem. – Spogląda na mnie. – Mason tak mówi?
– Tak. Babcia nie była za bogata, więc zawsze prosił ją o piłkę. Wiedział, że i tak
coś dostanie, więc chciał być pewny, że jego prezent nie będzie jej zbyt wiele
kosztować.
– Właśnie. – Patrzy na mnie i wtedy to do mnie dociera.
Dlatego to robił. Wiedział, że jego mamy nie stać na wiele, ale będzie się starać ze
wszystkich sił, więc chciał jej to ułatwić.
Nie mam wątpliwości, że ona o tym wiedziała. Musiało mu być bardzo ciężko mieć
tylko jednego rodzica.
Czy często był sam, skoro dużo pracowała?
Czy teraz czuje się samotny?
Chrząkam i pytam:
– Co spakowała na lunch?
– Lody.
Wybuchamy śmiechem.
Razem odwracamy się do oceanu i wsłuchujemy w fale rozbijające się o brzeg.
Wracamy na kampus dopiero wtedy, gdy robi się bardzo zimno.
Kiedy parkujemy pod moim akademikiem, jeszcze nie jestem gotowa, żeby wyjść
z samochodu. Odwracam się do niego i przyciągam kolana do klatki piersiowej.
– Opowiedz mi coś.
– Co chcesz wiedzieć? – mówi ochryple i próbuje ukryć uśmiech.
Kładę głowę na oparciu fotela i szepczę:
– Wszystko.
ROZDZIAŁ 22

Jest parę minut po jedenastej, kiedy w drzwiach pojawiają się Mason, Brady
i Chase.
Brady kołysze mną w uścisku, a Mason składa naburmuszonego buziaka na mojej
głowie i rzuca się na kanapę, gdzie od razu zamykają mu się oczy.
– Ktoś tu miał długą noc. – Śmieję się i odwracam do Chase’a, który stoi sztywno
przy drzwiach. Pewnie odtwarza w głowie nasze wczorajsze spotkanie, więc
uspokajam go, posyłając mu uśmiech. – Hej.
Działa, bo jego ramiona unoszą się trochę. Uśmiecha się i przenosi wzrok na mój
strój.
– Hej, dobrze wyglądasz.
– Dzięki. – Odruchowo przygładzam bluzkę i spoglądam na pasujące do niej
burgundowe buty. – Cameron mówiła, że zamówiliście pizzę.
– No, nikt nie ma siły dzisiaj ustać na tyle długo, żeby usmażyć burgery, jak
zamierzaliśmy.
Śmieję się, a on idzie za mną do kuchni i opiera się o przeciwległy koniec blatu.
– Porażka aż tak bardzo zabolała, co?
– Cholernie. Zostaliśmy pokonani.
Wzdycham przeciągle.
– Prawda, ale wiesz, może uda się wam w tym tygodniu. Tylko w ostatnim meczu
odbierający popełnili trzy błędy.
– No muszę przyznać, że…
– Że to była pierwsza rzecz, o której pomyślałeś?
Kiwa głową.
– Hej, o to właśnie chodzi. – Wzruszam ramionami. – Nasi ojcowie ciągle wam
powtarzali, że raz porażka jednego…
– Jest zwycięstwem drugiego. – Nagle marszczy brwi i patrzy mi w oczy.
Wpatruje się tak we mnie, dopóki gwałtownie nie otwierają się drzwi. Do środka
wchodzi Cameron, a za nią jakiś facet, którego widziałam kiedyś na korytarzu,
z pudełkami w dłoni.
– Jedzenie przyjechało!
Układają opakowania, Cam klepie chłopaka po ramieniu i wypycha go na korytarz.
– Dzięki, bracie, jestem twoją dłużniczką.
– Skasuję was za to!
– Okej, pa! – krzyczy i odwraca się do nas z szerokim uśmiechem. – Zjedzmy,
żebyśmy mogli powiedzieć naszym rodzicom, że jesteśmy grzecznymi dziećmi, i się
rozchodzimy. Mam dziś rzeczy do zrobienia.
Podaję wszystkim talerze i cieszę się, że nasze dzisiejsze spotkanie jest szybkie
i takie proste, bo Noah zapytał, czy gdzieś z nim dziś wyjdę.
Niesiemy pudełka do salonu i tym razem jemy przy wyłączonym telewizorze.
Rozsiadamy się i słuchamy, jak chłopaki omawiają ostatni mecz zagranie po
zagraniu, jakbyśmy nie oglądały go w telewizji, ale to nieważne. Dawniej to był nasz
ulubiony czas w tygodniu: nasze rodziny spotykały się w weekendy, żeby to wszystko
analizować.
Rozmawiamy o nauce i egzaminach semestralnych, a chłopcy przedstawiają nam
pomysł pojechania na biwak w czasie ferii zamiast do domu na plaży, jak
planowaliśmy. Grają w czwartek, więc gdy wrócą do miasta, będą mieć wolne do
poniedziałku. Kiedy tylko się zgadzamy, plan jest już powzięty.
Pochylam się nad stolikiem obok Cam, gdy zaczyna dzwonić mój leżący na
podłodze telefon. Imię Noah, a tak naprawdę napis „Romeo” zaczyna migać na
ekranie.
– Ktoś tu dzwoni. – Cam musi być wredna, jak zawsze: chwyta telefon, odbiera
i włącza tryb głośnomówiący. – Och, Romeo, Romeo, czemuż ty…
– Zamknij się! – Ze śmiechem wyrywam jej komórkę, ale zaraz zabiera mi ją Brady.
– Halo? – stara się naśladować kobiecy głos, ale wychodzi mu to tak okropnie, że
wszyscy wybuchamy śmiechem.
– Będę zgadywać: Lancaster? – Noah jest ewidentnie rozbawiony.
Uśmiecham się, a Brady potwierdza.
– Jestem pod wrażeniem, kutasie. A teraz powiedz nam, czemu dzwonisz do naszej
dziewczyny.
– Okej! – Zrywam się szybko, wyrywam komórkę z ogromnych łap Brady’ego
i przeskakuję przez nogi mojego brata. Przykładam telefon do ucha. – Hej.
– Ich dziewczyny, tak? – droczy się ze mną Noah, a ja od razu robię się cała
czerwona, bo orientuję się, że zapomniałam wyłączyć głośnik.
Szybko się odwracam, żeby mnie nie widzieli, i wyłączam tryb głośnomówiący.
– Tak, Mason próbuje im to wmawiać od lat. Bezskutecznie – żartuję.
– Rozumiem. – Noah śmieje się cicho do mojego ucha i milknie na chwilę. – Ale
dziś jesteś moja?
Robi mi się gorąco i kiwam głową, mimo że on przecież nie może tego zobaczyć.
– Tak.
– Dobrze, bo już jestem w drodze.
– Idealnie. – Idę do swojego pokoju po torebkę. – Cameron zaraz wychodzi, to
wyjdę z nią. Spotkamy się przy drzwiach?
– Czekaj w środku, dopóki nie zobaczysz mojego samochodu.
Powstrzymuję uśmiech.
– Okej, Noah. Tak się składa, że Mason dobrze mnie wyszkolił.
Do mojego ucha dobiega jego beztroski śmiech.
– Pięć minut, Julio.
– Okej.
Odwracam się, żeby powiedzieć Cameron, że spadamy, ale słowa grzęzną mi
w gardle, kiedy zauważam, że wszystkie oczy są zwrócone na mnie.
– Co?
Po sekundzie całkowitej ciszy Mason zrywa się na nogi z taką energią, jakiej
jeszcze u niego dziś nie widziałam.
– Nic, siostrzyczko. – Milknie i patrzy na mnie przez chwilę, a potem całuje mnie
w skroń i odchodzi w stronę drzwi. – Kocham cię.
– Ja ciebie też. Nie musicie wychodzić.
– Nie wychodzę, zamknę tylko za wami drzwi, żeby żaden z waszych zalotnych
sąsiadów nie próbował się tu wślizgnąć, kiedy wyjdziecie.
Śmieję się i wsadzam telefon do torebki.
– Dobry pomysł.
Podchodzi Cameron, wciągając przez głowę sweter.
– Gotowa?
– Tak.
Spoglądamy na resztę.
– Pa, chłopaki.
– Do potem! – krzyczy Brady.
Chase się nie odzywa i patrzy w telewizor, a my wychodzimy.
Noah podjeżdża, gdy tylko docieramy do wyjścia, więc wychodzę razem
z Cameron.
Przechyla się, żeby otworzyć mi drzwi pasażera. Wchodzę do środka i macham
Cam, a w tym samym momencie parkuje przed nami Trey.
Odwracam się do Noah.
– Hej.
– Hej. – Uśmiecha się, podgłaśnia radio i już jesteśmy na drodze.
Wjeżdża na autostradę w przeciwnym kierunku, niż jechaliśmy wczoraj. Nie
pytam, dokąd się udajemy, dopóki nie wjeżdżamy na parking przed centrum
medycznym Tri-City i nagła ciekawość bierze nade mną górę.
Noah patrzy przed siebie, gdy wyciąga kluczyki ze stacyjki, i od razu opuszcza dłoń
na kolana, jakby brelok był bardzo ciężki.
Bierze głęboki wdech i zaczyna wychodzić z samochodu, więc robię to samo.
Stoimy przy masce.
Po kilku sekundach wskazuje na mały budynek w tyle, który chyba nie jest częścią
szpitala, ale znajduje się na jego terenie.
– To ośrodek rehabilitacyjny.
Patrzę na niego, zakłopotana.
– Moja mama tam mieszka. – Kiwa głową sam do siebie. – Już jakieś dwa lata.
Aż boli mnie serce. Chcę wyciągnąć do niego dłoń i przytulić go bardzo mocno.
– Miała udar, gdy byłem w ostatniej klasie liceum. Straciła czucie w lewej ręce. –
Uśmiecha się smutno. – Powiedziała, że i tak już jej nie potrzebuje, skoro ma tak
zdolnego syna. – Noah próbuje się uśmiechać, ale mu to nie wychodzi.
– Tą ręką rzucała, prawda? – zgaduję. – Grała z tobą.
– Codziennie, od kiedy potrafiłem utrzymać piłkę. – Odwraca się. – Po udarze nie
pozwoliła, żeby to przed czymkolwiek ją powstrzymywało: dalej gotowała obiady,
zachowywała się jakby nigdy nic. Była księgową w małej firmie. Choroba nieco ją
spowolniła, więc straciła przez to trochę pracy, ale wszystko było w porządku.
Sięgam do kołnierza swojego swetra i gładzę go nerwowo. Smutek w jego głosie aż
sprawia mi ból.
– To dlatego wybrałeś Avix. – Uświadamiam to sobie.
Przede wszystkim nie chciał jej zostawić, ale też nie mógł. Chciał tu być dla niej.
Noah przytakuje.
– Dobrze się czuła jeszcze długo po tym, aż do ostatniego meczu sezonu, gdy
byłem na pierwszym roku. Wygraliśmy. Tamtego wieczoru udała mi się każda akcja.
Jejku, nigdy nie grałem tak dobrze jak wtedy. – Jego usta drgają, kiedy sobie o tym
przypomina, a ja notuję w głowie, że znajdę w internecie najlepsze fragmenty tego
meczu. – Myślałem tylko o tym, że już nie mogę się doczekać, aż zadzwonię do mamy.
Zadzwoniłem. Byłem ciągle na boisku, z każdej strony otoczony dziennikarzami, ale
i tak musiałem z nią pogadać. Po kilku sygnałach w końcu ktoś podniósł słuchawkę
i usłyszałem obcy głos. Od razu zrozumiałem, że to się znowu wydarzyło. Po prostu
nie spodziewałem się, że będzie gorzej niż poprzednio.
Ból w jego głosie jest nie do zniesienia, więc podchodzę bliżej. Jego oczy odnajdują
moje.
– Wejdźmy do środka.
Kiwam głową. Chcę, żeby wiedział, że nie musi mi niczego wyjaśniać ani mnie
przygotowywać. I tak tam wejdę. Bo chcę. Muszę.
I myślę, że on mnie potrzebuje…
– Chciałabym ją poznać.
Noah patrzy na mnie przez dłuższa chwilę, a potem przytakuje.
– Więc chodźmy. Ona nie może się doczekać spotkania z tobą.
– Wie, że przychodzę?
– Tak, Julio, wie – szepcze i odwraca się do mnie tak, że teraz stoimy do siebie
twarzą w twarz.
Zasycha mi w gardle, a kiedy Noah sięga po moją dłoń, podaję mu ją.
Razem idziemy do ośrodka, żeby spotkać kobietę odpowiedzialną za mężczyznę
u mojego boku.

Wybucham śmiechem i zakładam nogę na nogę.


– Tak naprawdę mama i tata próbowali mi pokazać, ale nigdy się to dobrze nie
skończyło.
Pani Riley, która kilkakrotnie nalegała, żebym zwracała się do niej „Lori”,
uśmiecha się.
– Ale teraz, o ile wiem, nauka dobrze ci idzie.
A co jeszcze pani wie, pani Riley?
– Może wcześniej jeszcze nie byłaś gotowa na coś nowego – sugeruje łagodnie, a ja
przytakuję. – I może teraz jesteś – mówi z mądrością matki, ciepłej i dobrej.
Czuję, jak serce zaczyna walić mi w piersi, a jej twarz łagodnieje.
– Tak, może. Mam całkiem dobrego nauczyciela. – Spoglądam na jej syna, który
mruga tak, jakby czekał, aż na niego zerknę. Z uśmiechem powracam do Lori. – Moja
mama dosłownie wyrwała wszystkie przepisy z książki i kazała mi je czytać, kiedy
usłyszała, jak narzekam na jej nudne wskazówki, a tato miał wyrzuty sumienia, więc
zmusił Masona, żeby też pomógł. I wtedy mama zaprosiła wszystkich naszych
przyjaciół. – Wzdycham. – Odtąd było już tylko gorzej.
Lori i Noah się śmieją, a we mnie rozchodzi się ciepło, gdy widzę, jak sięgają
nawzajem po swoje dłonie. Noah opiera się o jej łóżko, pół siedząc, pół stojąc.
Chce być tak blisko niej, jak to tylko możliwe. Chce, żeby wiedziała, że ją kocha i za
nią tęskni. Cieszy się z jej każdego słowa i z wewnętrznej siły, którą w sobie znajduje,
żeby się śmiać, choć jej świat jest inny niż wcześniej.
Patrzę na Noah. Jeszcze nigdy nie widziałam w jego spojrzeniu tak niezmiernego
spokoju.
– To masz dużą rodzinę? – pyta cicho Lori, czym odwraca moją uwagę od Noah.
– Tak, mam. Ciocie i wujków, kuzynostwo. I przyjaciół, którzy są jak rodzina.
– Są dla ciebie dobrzy?
– Są wspaniali. Moi rodzice… – Uśmiecham się i przewracam oczami. – Brat mówi,
że są wstrętni, ale zawsze z uśmiechem. Oni są… wszystkim, czego mogłabym
pragnąć, wiecie? – Unoszę ramiona. – Mamy szczęście.
– Wspaniale – mówi cicho, jakby pełnym nadziei szeptem.
Spoglądam na Noah, który wpatruje się w bezwładną rękę swojej matki ułożoną
delikatnie na jej nodze.
– Kochanie – odzywa się chrapliwie, odwracając się do niego. – Przyniesiesz mi
przed wyjściem sok pomarańczowy?
– Jasne, mamo. – Całuje ją w policzek i przenosi swoje jasne oczy na mnie. – Zaraz
wracam.
Przygryzam wargę i kiwam głową, gdy patrzę, jak wychodzi.
– Dziękuję – szepcze Lori od razu, gdy Noah znika. Uśmiecha się, unosząc tylko
prawą część ust. Ale nawet gdyby jej wargi w ogóle się nie poruszyły, wiedziałabym:
uśmiech jest w tonie jej głosu i w niebieskim kolorze jej oczu, prawie takim samym jak
jej syna.
– To ja dziękuję, że pozwoliła mi pani przyjść.
– Nie, moja droga. – Mruga, żeby osuszyć łzy. – Dziękuję, że wetchnęłaś znów życie
w mojego syna. Towarzyszyłam mu we wszystkich jego najgorszych chwilach, ale
ostatnio z każdą kolejną wizytą zauważałam poprawę.
– Ostatnio? – szepczę.
– Tak, kochanie – przytakuje i wyciąga w moją stronę zdrową rękę, więc zrywam
się na nogi, by podać jej swoją. – Ostatnio. Od kilku tygodni, może dłużej.
Rumienię się, ale ona – tak samo jak jej syn – nie zwraca na to uwagi, pozwalając
mi na moment odwrócić wzrok. Odchrząkuję i znów na nią spoglądam.
– To pewnie dlatego, że w tym sezonie jest prawdziwym bogiem futbolu – mówię
z beztroskim wzruszeniem ramion.
Lori głośno się śmieje.
– Tak, to pewnie dlatego, czyż nie?
Uśmiechamy się do siebie, kiedy Noah wraca do sali. Przygląda nam się
podejrzliwie, stawiając obok mały sok.
– Co przegapiłem? – Patrzy to na mnie, to na swoją mamę.
– Dostrzegłam to słodkie poczucie humoru, o którym mi mówiłeś – odpowiada
Lori, a ja szybko odwracam głowę w jej stronę.
Noah unosi brwi.
– Dzięki, mamo. Powinniśmy już pójść.
Jak na zawołanie Lori zaczyna mówić mniej wyraźnie, ale i tak się uśmiecha.
– Tak, kochanie, powinniście. – W jej oczach mrugają psotne ogniki. – Zabierz
dziewczynę do domu i utul ją do snu.
– Mamo.
Lori się śmieje i spogląda w moim kierunku. Łagodnieje, a z każdą sekundą
zaczyna mrugać coraz wolniej.
– Nie mogę się doczekać, aż znów cię zobaczę, kochanie.
Atmosfera w pomieszczeniu posępnieje tak, że aż trudno mi złapać oddech.
Kiwam głową i macham na pożegnanie. Wychodzę, by dać im chwilę.
Kiedy docieram do wyjścia, Noah jest już u mojego boku i razem wychodzimy na
chłodne powietrze.
Tutaj, w południowej Kalifornii, zima nie jest zbyt surowa, a kiedy mieszkasz tu tak
długo, przyzwyczajasz się do tego rodzaju chłodu. Gdy nastaje, zazwyczaj wystarczają
nam swetry.
– Twoja mama jest urocza.
– Jest niemożliwa.
Śmieję się i odwracam do niego twarzą, idę teraz tyłem.
– Nie bardziej niż moja.
Uśmiecha się, ale nie odbija się to w jego oczach.
Dopiero teraz uświadamiam sobie, jak bardzo się myliłam, kiedy powiedział, że
w niedziele nie ma czasu. Nie ma to nic wspólnego z piękną blondynką. Chodzi o jego
mamę. Ale mówił, że ma zajęty cały dzień, a ona była wykończona po dwugodzinnej
wizycie. To znaczy, że co tydzień, gdy stąd wychodzi, wraca do domu sam, bo po tych
kilku godzinach spędzonych z kobietą, która dała mu cały świat, ale nie może już
sama funkcjonować, przytłacza go poczucie bezradności i nie może od niego uciec.
Nie dziś, nie, kiedy mogę mu pomóc w pokonaniu tego stanu.
W samochodzie odwracam się do niego.
– Wiem, że jest niedziela i w ogóle, i że jutro masz trening, ale jest jeszcze
wcześnie, a my jesteśmy młodzi…
Noah się śmieje, opiera głowę o siedzenie i na mnie spogląda.
– Co proponujesz?
– Pasco Bella Farms.
Mruży oczy i patrzy na mnie z rozbawieniem.
– No wiesz, to pole dyniowe. Można tam zjeść udko z indyka większe niż moja
ręka, wypić ciepłe piwo, zgubić się w labiryncie z kukurydzy… Nigdy tam nie byłeś? –
Aż otwieram usta ze zdziwienia.
Uśmiecha się, kręcąc przecząco głową.
– No cóż, to bardzo źle. Trzeba to zobaczyć. Więc co na to powiesz, Romeo? –
Posyłam mu znaczący uśmiech. – Wchodzisz w to?
Noah patrzy na mnie przez dłuższą chwilę, a jego promienny uśmiech nieco
opada, ale nie znika zupełnie.
– Jeśli ty w to wchodzisz, to i ja – mówi najdelikatniejszym, najcichszym
z szeptów.
Otwieram usta, ale nie wydobywa się z nich żaden dźwięk. Noah wyciąga rękę
w moją stronę i zakłada mi włosy za ucho.
Jego dłoń zostaje chwilę w tej pozycji, a on ciągle się we mnie wpatruje.
– Poprowadzisz nas?
Czuję ucisk w żołądku, kiedy jasno i wyraźnie wyczuwam w jego słowach to
zamierzone drugie dno.
Chce, żebym go poprowadziła.
Do tej farmy… i dalej.
– Kłamstwo. – Noah rzuca się do przodu, by połaskotać mnie w brzuch, a ja staram
się umknąć jego rękom.
– Widziałam przerażenie w twoich oczach!
Przechodzimy pod łańcuchem odgradzającym przejście i biegniemy do bramy,
zanim ją zamkną.
– Ty, Noah Riley, przestraszyłeś się dziesięciolatki.
– Dziesięciolatki w sukience sprzed stu lat, z krwią na twarzy i raną na oku, która
wyskoczyła znikąd!
– No tak, nie zapominajmy o tym – droczę się i wskakuję do ostatniego wagonika,
w którym przewieziemy się po labiryncie z kukurydzy.
Noah wskakuje obok mnie i układa ramię za moimi plecami, na zimnym metalu.
– Może raczej porozmawiajmy o tym, jak na mnie patrzyłaś, Julio.
Traktor ciągnący wagoniki rusza, a my podskakujemy na siedzeniach i raz jeszcze
patrzymy sobie w oczy.
– No dawaj.
Noah unosi ciemną brew.
– Ktoś tu się za bardzo przeraził, żeby w ogóle patrzeć na dom strachów, którym
był tak bardzo podekscytowany.
– A ktoś inny z przyjemnością zrobił to za mnie.
– Kurde, to prawda.
Unoszę triumfalnie podbródek.
– Widzisz, chciałeś być twardzielem, który wejdzie tam pierwszy.
Język Noah przesuwa się po jego dolnej wardze. Kiwa głową.
– Tak było.
– Jest z tym tylko… jeden problem.
Uważnie mi się przygląda.
– Jaki?
Czuję, jak puls uderza aż w mojej szyi, a wtedy gwałtownie się odwracam,
wyskakuję z wagonika i znikam wśród łodyg kukurydzy.
– Co… Ari! – krzyczy Noah i zaraz słyszę, jak jego stopy uderzają o ziemię za mną.
Biegiem skręcam w lewo, później w prawo, a za moment wielkie dłonie Noah
zaciskają się na moim przedramieniu i odwracają mnie w jego stronę.
Gwałtownie wciągam powietrze i z uśmiechem patrzę w jego niebieskie oczy.
Zwężają się, jego wzrok się uspokaja, a uścisk staje się mocniejszy.
Przełykam ślinę. Gdy przeciągam dłońmi po jego torsie, serce bije mi szybciej.
– Powiedziałeś, żebym prowadziła.
Natychmiast marszczy brwi i staje jeszcze bliżej. Delikatnie kręci głową.
Od razu się rumienię, ale nie odwracam wzroku.
Jego niebieskie oczy przeszywają moje, docierają daleko pod powierzchnię, w głąb,
aż do mojej duszy. Tak, jakby widział teraz każdą część mnie. To jednocześnie
obezwładniające i ekscytujące.
To Noah.
Wędruję wzrokiem po każdym najmniejszym rysie jego twarzy, od morskich oczu
do zarostu okalającego jego szczękę i brodę idealnym cieniem. Jest tak męski, a tak
delikatny. Unoszę do niego dłoń. Ostre, krótkie włoski sprawiają, że coś zaciska mi się
w żołądku. Zerkam na niego, choć nie musiałabym, by wiedzieć, że jego oczy utkwione
są we mnie.
Zawsze są.
Przeciągam kciukiem po jego szczęce, brodzie, a potem drżącymi palcami dotykam
jego ust. Najpierw muskam dolną wargę, z precyzją podążając za jej łukiem, a kiedy
docieram do kącika, jego gorący oddech uderza w moją skórę. Drżę przed nim. Dla
niego.
Z jego powodu.
Przysuwam się jeszcze bardziej.
Noah się nie rusza.
Przesuwam dłonie niżej i oboje przełykamy ślinę, gdy przeciągam nimi po jego
szyi i w dół, aż napotykam miękki materiał jego bawełnianej koszulki. Przyciągam go
bliżej.
Porusza się chętnie, ale nie wywiera na mnie presji.
Czeka.
Kiedy staję na palcach i zbliżam usta do jego ust, burza przetacza się przez jego
oczy i stają się granatowe. Takie je pokochałam.
Nie miażdży moich ust swoimi, jak mogłabym się spodziewać, w ogóle nie
przyciska ich do moich. Tylko patrzy.
Zauważa rumieńce na moich policzkach, gwałtowne ruchy mojej klatki piersiowej
i moje niecierpliwe usta, czekające na jego.
Powoli, z cierpliwością godną świętego, pochyla się nade mną, a jego wargi
znajdują się tuż nad moimi. To uczucie sprawia, że aż podskakuję, a kącik ust Noah
unosi się w pewnym siebie, idealnym uśmiechu.
Wszystko ściska mi się w środku.
W następnej sekundzie całuje mnie tak, jakby mnie nie całował. Jego usta dotykają
moich z nerwową delikatnością, której nawet nie potrafię opisać. Dotyk jest ciężki,
mocny, a jednocześnie ostrożny i opanowany, jakby pozwalał mi na upewnienie się, że
tego chcę.
Na zmianę zdania.
Na odsunięcie się.
Nie zrobię tego.
– Pamiętasz, co ci powiedziałem? – mruczy, a żar jego oddechu robi ze mną więcej,
niż powinien. – Tylko raz, Julio.
Nie odmówi mi ponownie.
Nie chcę, by to robił.
Więc prowadzę.
Przyciskam się do niego i okazuje się, że to wszystko, czego potrzebował.
Jego dłonie lądują na mojej twarzy, chwytają mnie, przyciągają bliżej. Noah
przejmuje nade mną kontrolę w perfekcyjnym, odurzającym pocałunku.
Zaplatam ręce wokół jego szyi, zanurzam się w jego włosach, a on znika w moich.
Jedną dłonią obejmuje mnie w pasie, wsunąwszy ją pod koszulę. Opuszki jego palców
wbijają się w moją skórę, a ja jęczę w jego usta. Jego język wdziera się we mnie,
poznaje mój smak i nakłania mnie do podjęcia z nim tego tańca. Daję mu to, czego
pragnie, a kiedy Noah przygryza moją wargę, cicho jęczę.
– Cholera – mruczy i zaraz jego usta znajdują się na mojej szyi. Prowokują. Badają.
Przyciskam do siebie jego głowę, a on całuje mocniej.
Wzdycham i otwieram skierowane w niebo oczy.
Słońce już zaszło, księżyc wisi wysoko nad nami, a mężczyzna całujący najczulsze
miejsca na moim ciele jest… i d e a l n y.
Nagle oślepia mnie blask latarki i podskakuję z krzykiem.
Noah odrywa się ode mnie, jednocześnie chowając mnie za siebie i unosząc dłoń,
by zasłonić oczy przed rażącym światłem.
– Okej, wy dwoje, idziemy. – Ochroniarz macha latarką.
Rumienię się jeszcze mocniej i spuszczam głowę. Idę za Noah w stronę wyjścia.
Kiedy wchodzimy na polną drogę, rozlegają się głośne okrzyki. Unoszę głowę, by
zobaczyć ludzi, którzy wiwatują w naszym kierunku.
Przerażona, spoglądam na Noah, ale on tylko promiennie się do mnie uśmiecha,
więc zaraz śmiejemy się razem z tłumem.
Kiedy odchodzimy, uświadamiam sobie, że to był najlepszy dzień, jaki miałam od
bardzo długiego czasu, i powinnam być za to wdzięczna Noah.
Spędziłam czas z przyjaciółmi i rodziną, ciesząc się każdą sekundą. Kontakt
z Chase’em nie sprawił mi bólu, nie było też żadnych momentów zakłopotania. Było
normalnie, dobrze. I czuję, że to mężczyzna u mojego boku jest tego powodem.
A potem odwiedziny u mamy Noah, łagodny i serdeczny sposób, w jaki do nas
mówiła, uleczyły moją tęsknotę za domem, z której nawet nie do końca zdawałam
sobie sprawę. Jest dobrą, życzliwą kobietą i trochę przypomina mi moją własną mamę.
No i teraz.
Ten haj.
Ten pocałunek.
Noah.
Nie wiem, co to znaczy, ale wiem, że chcę więcej.
On musi czuć to samo, bo gdy tylko ochroniarz odchodzi i docieramy do
samochodu, chwyta mnie za rękę i przyciąga do siebie.
Pochyla się i znów przyciska swoje usta do moich.
– Już drugi raz goniła nas ochrona – mówi najłagodniejszym tonem. – Co ja z tobą
zrobię?
Przyciskam wargi do jego ust, szepcząc z uśmiechem:
– Co tylko zechcesz.
ROZDZIAŁ 23

Wszyscy ludzie we wspólnym pokoju wstają z miejsc, gdy Noah cofa się i rzuca
idealnie podkręconą piłkę z piętnastego jardu przeciwnej drużyny. Idealne
siedemdziesięciojardowe podanie wprost w ręce Chase’a.
Cameron i ja krzyczymy, podskakujemy i chwytamy się za dłonie.
– Dajesz, dajesz!
Nasze oczy przeskakują po ekranie od lewej do prawej, gdy Chase zwodzi obrońcę
za obrońcą, podskakuje i wyrzuca ręce do przodu tak, by przekroczyć linię punktową.
Touchdown dla Avix!
Szalejemy, przytulając się, krzycząc i klaszcząc.
– Cholera, Ari! Jego pierwszy touchdown na studiach!
Chwytamy za telefony, by zrobić zdjęcie, gdy zawodnicy znów ustawiają się na
pozycjach. Oficjalnie przejmujemy prowadzenie meczu, a mamy jeszcze dwadzieścia
sekund na zegarze.
Nagrywamy krótką wiadomość wideo: krzyczymy i śmiejemy się, prezentując
reakcję tłumu zgromadzonego w pokoju wspólnym akademika i naszą, żeby
chłopakom nic nie umknęło.
Cameron nalewa nam szoty. Wypijamy je i krzyczymy, gdy drużyna przygotowuje
się do kolejnej akcji.
Cam, ciągle tańcząc, przysuwa się do mnie i szepcze:
– Spadajmy stąd, zanim każą nam pomóc w sprzątaniu.
– Dobry pomysł – odpowiadam, także szeptem. – Ale najpierw… – Przysuwam się
do stołu i łapię opróżnioną do połowy butelkę.
Biegniemy wzdłuż hallu.
– Tak jest, bitch! – woła Cameron, gdy wchodzimy do pokoju, gdzie zostawiłyśmy
włączony telewizor.
Chłopaki na murawie już świętują zwycięstwo.
– Jeeej! Dzięki Bogu. Noah tego potrzebował.
– Ach, Noah, tak? – Cam porusza znacząco brwiami.
Pokazuję jej środkowy palec. Idę do swojego pokoju, wyciągam spod łóżka walizkę,
ciągnę ją do salonu i rzucam na kanapę obok niej.
– Tak, frajerko. Potrzebował podniesienia na duchu.
– Kochana, ty już podniosłaś jego d u c h a, uwierz mi – droczy się ze mną,
doskonale wiedząc, że tamta niedziela to było coś więcej niż tylko fizyczny dotyk,
który dla niej jest zawsze najważniejszy.
Trącam ją ramieniem.
– Okej, co pakujesz na wycieczkę?
– Kurde. – Opada na fotel. – Musimy? Nie możemy po prostu się razem upić
i gadać o pierdołach jak za starych, dobrych czasów?
Unosząc oczy, odwracam się, biorę butelkę, pociągam łyk i podaję jej.
– O tak! – Zrzuca nasze walizki z kanapy i wskakuje na poduszkę. Włącza Spotify
na telewizorze i tańczymy, pijąc i odrabiając czas, który ostatnio straciłyśmy.
Pół godziny później siedzimy na podłodze, robimy sobie selfie i scrollujemy media
społecznościowe, kiedy dzwoni mój telefon. Na ekranie mruga imię mojego brata.
– Oto i on!
Walczymy z ekranem, żeby odebrać połączenie na FaceTimie. Naszym oczom
ukazują się spocone twarze chłopaków z rozmazanymi pod oczami czarnymi plamami.
– O tak! – krzyczymy, uśmiechając się tak szeroko jak oni.
Mason i Brady obejmują Chase’a za szyję.
– Widziałyście tego jebańca?! – wyje Brady. – Złapał skurwysyna jedną ręką!
– No, kurwa, oczywiście! To twoja silniejsza ręka, prawda, Chase? – żartuje
Cameron.
Chase pochyla głowę i się śmieje, a Mason żartobliwie uderza go pięścią w pierś.
– No jasne – odpowiada jej Chase, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Dostałem
twoją wiadomość.
– Mój Boże, wykiwałeś tamtego typa! – Uśmiecham się szeroko. – Musisz zobaczyć
powtórkę! Właściwie przeskoczyłeś mu przez głowę!
– To może zaczekam i obejrzę to z tobą?
Odpowiedź zamiera mi na ustach i coś ściska mi się w żołądku.
Wtedy Chase się uśmiecha i patrzy gdzieś poza kamerę.
– Świętujemy! – krzyczy Cameron i wyciąga przed siebie butelkę, żeby pokazać ją
w kamerze.
– No nieźle! – Mason śmieje się na widok prawie pustej butelki i przybliża do
mikrofonu, żebyśmy mimo hałasu w tle mogły lepiej go słyszeć. – Nie nawalcie się, bo
jutro droga w góry będzie dla was trudna.
– Tak naprawdę była już do połowy pusta, kiedy skonfiskowałyśmy ją z imprezy.
– Złodziejki wódy! – krzyczy Brady.
– Ej, zrzucałyśmy się na to! Tylko nie możemy używać naszych podrobionych
dowodów w markecie, żeby sobie coś kupić. – Cameron chichocze i bierze kolejny
łyk. – A myślicie, że czemu pijemy arbuzową wódkę? Same byśmy przecież takiej nie
wybrały!
– Czy to jest ich szatnia? – pytam, przechylając się na bok, jakbym mogła dojrzeć
coś poza nimi.
– No tak, i czuję się tu jak wieśniak w pałacu – żartuje Brady.
– Daj. – Chase zabiera telefon Masonowi. – Tylko zobaczcie.
Odwraca telefon tak, żebyśmy zobaczyły pomieszczenie, i powoli obraca nim
wokół. Kiedy chłopaki orientują się, że jesteśmy na ekranie, zaczynają gwizdać
i udawać, że urządzają striptiz. Cam i ja wybuchamy śmiechem.
– Poznaj tego pana! – Chase szybko odwraca telefon z powrotem w swoją stronę
i wtedy na ekranie pojawiają się on i spocony blondyn bez koszulki. – Gdyby nie jego
zagranie, nie dobiegłbym do linii punktowej.
– To i podanie Noah!
– Co nie, kurwa?! – Blondyn się śmieje i klepie Chase’a w pierś.
Chase przesuwa językiem po wargach i spogląda gdzieś w dal, a w następnej
sekundzie na ekranie pojawia się Mason.
– Kocham was, siostrzyczki! – Szczerzy zęby do kamery. – Do zobaczenia jutro!
Najebiemy się!
– O tak! – Cam unosi ręce.
– Paa!
Uśmiechamy się i czekamy, aż Mason się rozłączy.
– Jeeej! – Cameron podskakuje, biegnie do kuchni i otwiera zamrażarkę. – Nasze
chłopaki to bestie, a ja umieram z głodu! Czy to fettuccine jest dobre?
– Cholernie dobre! Bella Italia!
Cameron aż otwiera usta.
– No nie!
– Tak!
– Serdeczne pozdrowienia dla gotującego rozgrywającego! – żartuje. – Chodź,
pomóż mi.
Otwieram naszą konwersację i wysyłam Noah krótką wiadomość.
Ja: hej, Najlepszy Zawodniku! GRATULACJE! Tamto podanie było doskonałe!
Ja: PS Cam właśnie będzie próbować Twojego alfredo. Bądź gotowy na
następstwa tej sytuacji. Może uciec się do błagania.
Rzucam telefon i idę za Cam do kuchni.
Pół godziny później jesteśmy już najedzone, a nasze alkoholowe odurzenie powoli
przechodzi w ospałość. Kładziemy się do łóżek, ale mijają dwie godziny, a ja nadal nie
śpię, więc biorę do ręki telefon.
Noah odpowiedział, kiedy jadłyśmy. Odpisał, że dziękuje i że zadzwoni jutro.
Wchodzili właśnie do autokaru. Do domu będą jechać całą noc.
I tak do niego teraz napiszę.
Ja: Śpisz?
Odpowiada prawie natychmiast.
Romeo: Nie.
Ja: A byłam pewna, że będziesz wykończony tą adrenaliną.
Romeo: Nie, nie sypiam dobrze po meczach. Długo mi zajmuje zaśnięcie. Cały
autobus śpi jak zabity. Wyłączyli światło, gdy tylko wjechaliśmy na autostradę.
Ja: Masz słuchawki?
Wiem, że uśmiecha się teraz do telefonu.
Romeo: Mam. A masz na sobie golf?
Wybucham śmiechem i już się nie waham.
Dzwonię do niego na FaceTimie.
Odbiera po kilku sygnałach i kiedy w końcu pojawia się na moim ekranie, unosi
palec do ust. Wkłada słuchawki do uszu i siada w fotelu tak, że trochę opiera się
o okno, a trochę o siedzenie.
Zakłada na głowę kaptur, żeby było mu wygodniej. Szary, gruby materiał przylega
teraz do jego policzków, dokładnie podkreślając ostrość rysów jego twarzy i rzucając
cień na jego usta. Ale co kilka sekund zza okna padają na niego niewielkie błyski
światła, więc mogę zobaczyć go całego. Trochę jak przy oglądaniu thrillera – krótki
rozbłysk, żeby zobaczyć, co dzieje się na ekranie, i już serce bije ci szybciej.
W końcu Noah się uśmiecha.
– Szkoda, że jesteś tak daleko. – Słowa wymykają mi się, zanim jeszcze zdaję sobie
sprawę, jak bardzo są prawdziwe.
Jego oczy spotykają moje i tak się zatrzymują.
– Och, tak?
Rozchodzi się po mnie ciepło.
– Tak – potwierdzam.
Noah przeciąga językiem po dolnej wardze, przykuwając moją uwagę do swoich
ust.
– A to dlaczego?
– Bo ty nie możesz spać i ja nie mogę spać. – Uśmiecham się. – Moglibyśmy n i e
s p a ć razem.
Noah cicho się śmieje. Podciąga kołnierz swojej bluzy i wolno go przygryza.
– Będę w domu za osiem godzin.
– Sorry, zaproszenie wygasa za siedem.
Ściąga usta na bok. Ma przymrużone, zmęczone oczy.
– No oczywiście, że wygasa. – Milknie na chwilę i pyta cicho: – Jesteście już
spakowane na wyjazd?
– Zamiast się pakować, wypiłyśmy butelkę taniej wódki.
Śmieje się, kręcąc głową.
– Ale to nic. Nie potrzebujemy wiele na biwak. Dresy, szorty i bluzy wystarczą.
I włosy związane w kucyki. Jeśli tylko będziemy mieć parę rzeczy w torbach, kiedy
chłopaki będą gotowe, to wszystko w porządku.
– Wyjeżdżacie, gdy tylko wrócimy?
– Tak. – Walczę z uśmiechem. – Chcemy tam spędzić tyle czasu, ile się da, a to
kilka godzin stąd.
Kiwa głową i wpatruje się w widok za oknem.
– To powinienem pozwolić ci pospać. Nie chcesz mieć kaca w trakcie jazdy. –
Powtarza to, co Mason powiedział mi wcześniej.
– Tak, już to znam. – Ziewam, więc osuwam się na poduszkę. Zmieniam położenie
telefonu i układam go na zwiniętym kocu.
Wtedy Noah przenosi wzrok z mojej twarzy na coś innego. Nawet nie jestem
pewna, w jakim stopniu mnie widzi. Przesuwa się tak, że teraz całkowicie opiera się
o okno, i przykłada telefon bliżej do siebie.
– Dobra, serio muszę kończyć.
Figlarnie rozciągam się jeszcze bardziej, żeby mój top podniósł się wyżej i odsłonił
trochę więcej biodra.
– Julio – ostrzega mnie, marszcząc brwi. – Utknąłem w tym autobusie
z trzydziestoma trzema innymi facetami na następne siedem godzin, nie zobaczę cię
przez kolejne siedemdziesiąt dwie. Rozłącz się.
Cicho się śmieję.
– Dobranoc, rozgrywający.
Jego wzrok łagodnieje, a kącik ust unosi się w uśmiechu.
– Dobranoc, piękna.
Całe moje ciało przeszywa dziwny dreszcz. Macham mu, ale się nie rozłączam.
Wiem, że on też tego nie zrobi. I nie robi.
Podciągam kołdrę aż pod brodę i wkładam ręce pod poduszkę, a jego głowa opada
na szybę.
Zamykam oczy i zasypiam.

Tak jak zapowiedział, Mason wysłał mi swoją lokalizację, kiedy ich autokar zbliżał
się do zjazdu z autostrady. Przypomniał nam tym, że powinnyśmy zacząć się pakować,
jeśli jeszcze tego nie zrobiłyśmy. Dobrze nas zna. Skończyłyśmy się pakować
dosłownie pięć minut przed tym, jak napisał.
Plan jest taki, że szybko lecą do akademika, żeby się wykąpać i wziąć torby. Mamy
zapakować się do samochodu Masona nie później niż po godzinie, co może się udać,
choć mam nadzieję, że sprawy potoczą się odrobinę inaczej.
Opieram się o drzewo i sprawdzam lokalizację Masona. Jadą już ulicą, przy której
znajduje się kampus. Kilka sekund później wielki złoto-niebieski autobus wtacza się
na parking. Drzwi od razu się otwierają i wychodzą z niego członkowie drużyny.
Podchodzę bliżej.
Najpierw zauważam swojego brata i wtedy pojawia się we mnie cień niepokoju.
Idzie prosto do bagażnika, który właśnie otworzył kierowca, i zaczyna przekładać
torby w poszukiwaniu swojej.
Brady dostrzega mnie pierwszy.
– Arinka! – krzyczy i kilka głów odwraca się w moją stronę, ale zaraz wracają do
swoich zajęć. Brady podbiega do mnie, bo nie może zaczekać, aż sama podejdę, i mnie
przytula. – Gotowa na zajebistą wycieczkę?
– Gotowa. – Uśmiecham się i odwracam, żeby uściskać brata, który właśnie do nas
podszedł, marszcząc brwi.
– Co ty tu robisz? – Spogląda za mnie. – Gdzie Cameron i wasze bagaże?
– Bierze prysznic, ale jesteśmy już gotowe.
Kiwa głową, jednak marszczy brwi jeszcze mocniej, gdy dostrzega moją bluzę.
Patrzy mi w oczy, ale zanim udaje mu się coś powiedzieć, Chase staje między nim
a Bradym.
Uśmiecha się szeroko i podchodzi, żeby mnie przytulić, jak tamci dwaj.
– Przyszłaś – mówi i robi krok w tył. – Masz to nagranie? Czekałem na ciebie.
Patrzę na niego pytająco, ale szybko domyślam się, o co mu chodzi. Jego
touchdown.
Zaraz, on mówił serio?
– Ja… nie mam. Mam tylko to wideo z reakcjami, które wam wysłałyśmy.
Z szerokim uśmiechem oblizuje usta.
– Spoko, pewnie jutro pojawi się w internecie. Możemy obejrzeć, gdy już będziemy
w górach.
– Tak, jasne – przytakuję, przechylając się lekko, żeby spojrzeć za niego.
Ludzie wychodzą teraz z autokaru trochę wolniej.
– No i co tam? – Patrzy to na mnie, to na Masona. – Idziesz z nami do akademika?
– A, nie, ja właśnie…
Milknę, gdy moim oczom ukazuje się Noah.
Schodzi schodami w szarym dresie z logo Avix, prawie takim samym jak ten, który
mam na sobie. Unosi dłoń, ściąga z głowy kaptur i przeczesuje palcami włosy.
Gdy jego lewa stopa dotyka asfaltu, a prawa już ma do niej dołączyć, kieruje wzrok
w lewo. Wprost na mnie.
Zatrzymuje się w miejscu, a ja cicho się śmieję.
Odwracam się do chłopaków i się rumienię.
– Zaprosiłeś jeszcze innych ludzi, prawda? – pytam Masona.
Najpierw podejrzliwie mruży oczy, ale zaraz kiwa głową.
Podchodzi do mnie i wzdycha w moje włosy, gdy składa na nich całusa.
– Tak, siostrzyczko. Zaprosiłem.
Chase patrzy gniewnie na moją bluzę i zauważa wielki numer dziewiętnaście na
rękawie. Spogląda na mnie, mrużąc oczy, ale gdy chłopaki odwracają się, żeby pójść po
torby, idzie za nimi. Wreszcie odchodzę i zmierzam do Noah.
Najpierw się nie rusza i podąża wzrokiem za moim bratem i chłopakami, ale zaraz
powoli kieruje na mnie spojrzenie. Po chwili zauważa bluzę, którą mam na sobie.
Patrzy mi w oczy i dociera do niego, że nie przyszłam tu dla Masona ani chłopaków.
Przyszłam dla niego.
Rzuca plecak na ziemię i zbliża się do mnie.
Odwracam się, żeby pokazać mu wielką dziewiętnastkę nadrukowaną na moich
plecach, o której przecież wie. W końcu to on dał mi tę bluzę.
Rozkładam ręce i zerkam na niego ponad ramieniem.
– Czy liczy się tak samo, jakbym ubrała ją na mecz?
Uśmiecha się i powoli kręci głową.
– Nie ma szans.
Odwracam się do niego i podchodzę bliżej.
– A co się liczy?
Noah wysuwa ręce, łapie za brzeg bluzy i przyciąga mnie do siebie. Kręci się ze
mną, dopóki nie jesteśmy do połowy schowani za otwartymi drzwiami autobusu,
i wkłada dłoń w moje włosy.
– Już znasz odpowiedź na to pytanie – mówi i mnie całuje.
Jego usta poruszają się mistrzowsko, szukając wejścia, którego mu nie odmówię.
Ciepło jego języka sprawia, że motyle w moim brzuchu zaczynają szaleńczo wirować.
Tak samo szybko, jak przejął kontrolę, odsuwa się ode mnie, a do mojego ucha
dociera jego cichy jęk. Robi mi się coraz bardziej gorąco, bo wiem, że to przeze mnie
traci dech w piersiach.
– Oszaleję przez ciebie, wiesz o tym? – Jego klatka piersiowa unosi się szybko tuż
przy mojej.
Kładę na niej dłoń.
– Kurwa, oszaleję. – Jego usta przesuwają się po moim policzku, by znów znaleźć
moje wargi.
Tym razem to krótki, miękki, niespieszny całus.
Kiedy w końcu unoszę powieki, on już się odsuwa. Jego jasne oczy lśnią
z podekscytowania, ale widzę w nich też coś innego. Nie jestem pewna, co to, ale
zauważam, że znika w tym samym momencie, w którym mówię:
– Pojedź z nami.
Noah natychmiast marszczy brwi.
– Co?
– Na kemping – odpowiadam nerwowo. – Wiedziałam, że będziesz wykończony po
meczu i podróży, ale chyba trochę myślałam, że się zgodzisz, jeśli cię poproszę, więc
nie chciałam pytać, zanim wyjechałeś, na wypadek gdybyś się zgodził, a potem wrócił
zmęczony i musiał jechać, żeby dotrzymać słowa, co byłoby do ciebie bardzo podobne,
tak na marginesie. – Milknę, żeby wziąć oddech, a jego usta drgają. – Więc tak,
chciałam zaczekać do dzisiaj, przywitać cię po powrocie i zapytać, czy ze mną
pojedziesz. Pomyślałam, że chyba będzie lepiej zapytać, zanim mi znikniesz, bo mam
nadzieję, że nie chcesz, żebym ja zniknęła.
– Nie chcę – odpowiada natychmiast, a ja dopiero wtedy wypuszczam powietrze
z płuc, które, jak widać, do teraz w nich trzymałam.
Uśmiecham się szeroko i opieram dłonią o autobus.
– Więc pojedziesz?
– Już ci mówiłem, Julio, że więcej ci nie odmówię. – Przysuwa się do mnie
i szepcze: – Chcesz, żebym tam był, to będę.
– W takim razie wygląda na to, że jedziesz na biwak. Możesz spać ze mną
w namiocie.
Noah błądzi burzliwym wzrokiem po mojej twarzy, łapie mnie za ręce i ciągnie
z powrotem przed autobus.
– W takim razie lepiej pójdę się spakować.
Kiwam głową i mocniej zaciskam palce na jego dłoni.
– Tak dla ścisłości… – Noah milknie na chwilę, a potem mówi coś, o czym nawet
nie wiedziałam, że potrzebuję usłyszeć: – Pocałowałbym cię przy wszystkich, gdybym
tylko miał pewność, że to dla ciebie w porządku. I to był j e d y n y powód, dla którego
odciągnąłem cię na bok.
Serce wali mi w piersi. Otwieram usta, żeby coś powiedzieć, ale nie wydobywają się
z nich żadne słowa.
Noah mnie chce i nie boi się tego pokazać.
Nie obchodzi go, kto o tym wie… bo ja mam wiedzieć.
Wiem, Noah.
Noah czyta ze mnie jak z otwartej księgi. Wypuszcza mnie z objęć i mruga do mnie.
Podnosi swój plecak i podbiega do bagażnika, by zabrać torbę.
Podchodzi do nas Mason, trochę zaniepokojony.
– Rozumiem, że pojedziesz z Noah?
– Tak.
Mocno zaciska zęby, ale kiwa głową, odwraca się i woła Noah po imieniu.
Ten się odwraca i macha do niego ręką.
– Rozbij po drodze auto, w którym jest moja siostra, to cię rozpierdolę.
Przewracam oczami, ale Noah tylko się uśmiecha.
– Jeśli coś się stanie, gdy w aucie będzie twoja siostra, to sam ci na to pozwolę.
Chichoczę, a Mason prycha.
Patrzymy na siebie.
– Mógłbym go zabrać. – Spogląda na mnie gniewnie, ale zaraz się uśmiecha. –
Widzimy się w akademiku?
– Tak.
Podbiega do samochodu Brady’ego, przy którym ze skrzyżowanymi na piersi
rękami stoi oparty Chase.
Rzuca mi szybkie spojrzenie i wskakuje do samochodu.
Odjeżdżają, a ja i Noah zaraz za nimi.
ROZDZIAŁ 24

Dotarliśmy pod górę San Jacinto kilka godzin temu i gdy tylko wysiedliśmy
z samochodu, zaczęliśmy przygotowania do naszego weekendu.
Pomogłem Brady’emu wypakować grill i skrzynki z lodem z jego bagażnika,
a Mason i Chase rozbili namioty. Cameron i Ari chwyciły za grabie, które ze sobą
przywiozły, i uprzątnęły leżące na ziemi gałęzie. Rozstawiły też stoliki, a gdy tylko ja
i Brady ustawiliśmy butlę z gazem i poszliśmy pomagać przy namiotach, Ari mnie
zatrzymała.
– Noah zabierze się do przygotowania jedzenia. – Patrzy na mnie z dumnym
uśmiechem i ciągnie w stronę pojemników ustawionych przy drodze.
– To, co tu masz, to wszystko, co możesz wykorzystać, szefie. – Podnosi jeden
z nich i wsadza mi go w dłonie. – Myślisz, że możesz coś z tego wyczarować?
Chwytam za pojemnik, ale ona go nie puszcza.
– Nie wiem, co jest w środku.
– Magia kryje się w człowieku, nie w jego narzędziach.
– Kompletnie się nie zgadzam. – Cameron przechodzi obok z mniejszym
pojemnikiem, który stawia obok.
Ari się śmieje i patrzy na mnie, robiąc krok w tył, i razem znosimy pudła na teren
naszego kempingu. Ustawiamy je na stołach, najniżej te, których jeszcze nie
potrzebujemy. Ari zostawia mnie, bym mógł w nich pogrzebać, i odchodzi, żeby
włączyć grill.
Podchodzi Cameron i przywiązuje do stołów plastikowe obrusy. Zatrzymuje się na
chwilę, żeby popatrzeć, jak robię, co mogę, z przyprawami, które mamy.
– Dobra, Noah. – Uśmiecha się do aluminiowej foremki, układa obok mnie serwetki
i odchodzi.
Niedługo później wyciągam z ognia pierwsze udka. Z daleka widać już światła
kolejnych nadjeżdżających samochodów. I tak zaczyna się impreza.
Leje się piwo, rozstawiono więcej namiotów. Wszyscy są na miejscu i mimo że
każdy już jadł, jest jeszcze pełno mięsa na później.
Słońce zaszło godzinę temu i płonie wielkie ognisko.
Siadam i przez kilka minut patrzę na ludzi, jak śmieją się i rozmawiają.
Uświadamiam sobie, że po raz pierwszy od bardzo długiego czasu wyrwałem się ze
swojego normalnego życia.
Cholernie tego potrzebowałem i ani trochę nie wierzę, że Ari o tym nie wiedziała.
Ona wiedziała, a ja nie.
Kiedy mi oznajmiła, że w ten weekend jedzie na biwak, starałem się o tym nie
myśleć, podczas gdy tak naprawdę to było jedyne, o czym mogłem myśleć.
O tym, że wyjeżdża.
Że on tu będzie…
Na mojej twarzy pojawia się nerwowy grymas, ale szybko się go pozbywam.
Nawet przez moment nie oczekiwałem, że Ari poprosi mnie, żebym jechał z nimi,
a kiedy to zrobiła, myślałem już tylko o tym, że chce, żebym tu był.
Bo co innego się liczy?
Nic.
Ari śmieje się z czegoś, co ktoś mówi, i odgarnia włosy z twarzy. Nie mogę
powstrzymać się od uśmiechu.
Wymykam się na chwilę i idę do swojego samochodu. Myję ręce w wodzie ze starej
butelki, biorę bluzę z przedniego siedzenia i ją wkładam. Mimo że Ari zaproponowała
mi spanie w jej namiocie, w którym na bank będzie spać też Cameron, zabrałem swój,
który wygrałem w zeszłym roku na loterii podczas gali nagród. Nigdy go nie
używałem, ale jest fajny i łatwo go rozłożyć. Ustawia się go na pace furgonetki, co
zajęło mi dwie minuty. Rozłożyłem w nim materac, który przywiozłem z domu.
Zamykam auto i wracam na kemping. Gdy tylko się zbliżam, moje oczy od razu ją
odnajdują.
Stoi na pace samochodu Brady’ego, śpiewa i tańczy z Cameron i kilkoma innymi
osobami, których nie znam. Jest w szortach i koszulce, zdjęła buty i gdzieś je rzuciła.
Włosy ma związane w kucyk, a ich końcówki dotykają skrawka jej pleców, które
odsłonił podwinięty top. Jest wyluzowana, w swoim żywiole, śmieje się i kołysze
w rytm muzyki z na wpół wypitą butelką corony w dłoni.
Wyczuwa, że się zbliżam, i spogląda na mnie przez ramię.
Od razu się odwraca. Patrzy na mnie z uśmiechem na swoich miękkich ustach, ale
nie przestaje tańczyć. Jej biodra ciągle się kołyszą, gdy przywołuje mnie skinięciem
palca. Jej październikowe oczy błyszczą.
Podchodzę do niej, powoli i spokojnie.
Chcę, żeby to poczuła.
Chcę, żeby jej ciało rozpaliło się w oczekiwaniu na mnie.
Wiem, że tak będzie.
Gdy jestem już blisko, wyciąga do mnie małą, miękką dłoń, prosząc o moją.
Kiedy każę jej czekać jeszcze kolejną sekundę, nieśmiało pochyla głowę. Gdyby nie
blask padający na nią z ogniska, nie dostrzegłbym, jak się przy mnie rumieni.
Wskakuję na pakę samochodu Brady’ego. Uśmiecham się i chwytam ją za rękę, ale
nie muszę jej do siebie przyciągać. Bez chwili wahania sama do mnie podchodzi.
Lekko wstawiona po półtorej butelki piwa, patrzy na mnie. Przeciągam kciukiem
po jej dolnej wardze. Chichocze cichutko, staje na palcach i zawiesza ręce na mojej
szyi.
– Tak dla ścisłości – z uśmiechem powtarza moje słowa – możesz całować mnie,
gdzie tylko chcesz.
Unoszę brew na te słowa, ale oboje wiemy, co ma na myśli.
Mogę całować ją, gdy mam ochotę, bez względu na to, gdzie jesteśmy, bez względu
na to, kto jest obok, a ta dziewczyna… odda mi pocałunek.
Nie mogę już dłużej czekać. Ściągam kaptur i pochylam się, by przykryć jej usta
swoimi.
Uśmiecha się przy moich ustach i ściska mnie mocniej. Chwytam zębami jej dolną
wargę, a ona głośno wzdycha. Gdy się odsuwam, chichocze i otwiera oczy, żeby
spojrzeć w moje.
– Jeszcze trochę i to zamieni się w coś, czego nikt nie powinien widzieć.
Przyciskam kciuk do jej szyi, a mój puls przyspiesza tak jak jej.
Ari się uśmiecha i znów zaczyna kołysać biodrami, a ja podążam za jej ruchem.
Wkładam dłonie w tylne kieszenie jej szortów.
Tańczymy do szybkiej muzyki, idealnie pasującej do ogniska, ale nawet jej nie
słyszę.
Ona chyba też, bo układa podbródek na moim torsie. Docierają do mnie jej ciche
szepty. Nuci pod nosem, ale słowa nie pasują do piosenki, która leci z głośników.
Słucha tej swojej wewnętrznej szafy grającej i śpiewa to, co przychodzi jej do
głowy – Play It Again Luke’a Bryana. No tak, „zagraj to ponownie”. Całkowicie się
zgadzam.
Chciałbym przeżyć z nią tę noc dziesięć razy, a później znów i znów. I znów.
To mała rzecz, ale przecież idealna.
O n a jest idealna.
Ari odsuwa się odrobinę, żeby na mnie spojrzeć. Złote refleksy w jej oczach
odbijają światło księżyca i wpadają do moich. Moglibyśmy być tutaj tylko ja i ona.
Jest wszystkim, co widzę.
Moja Julia.
ROZDZIAŁ 25

Ranek nastaje wcześnie, jak zawsze tutaj. Nie tylko późną jesienią, ale przez cały
rok promienie słońca kładą się na namiotach i zachęcają, by otworzyć oczy
i zachwycić się przestrzenią wokół.
Na szczęście nie skończyliśmy wczorajszej imprezy bardzo późno, głównie dlatego,
że większość ekipy to członkowie drużyny – poza dziewczynami – więc już gdy
przyjechali, ledwie stali na nogach. Góry dodały im energii, ale gdy trochę wypili,
wszyscy od razu zasnęli.
– Dzięki Bogu, że Brady wyjął wczoraj tylko połowę piwa. – Cameron ziewa
i włącza generator.
– Chciałaś powiedzieć, że, nauczony doświadczeniem, schował alkohol albo że
przygotowuje się na drugą noc w trzeźwości? – Śmieję się i układam kilka kawałków
drewna na ugaszonym ognisku.
– To właśnie chciałam powiedzieć.
Cameron przygotowuje kawę, a ja biorę pusty karton po coronie i razem z garścią
suchych patyczków układam go na przygotowanym do ogniska drewnie, żeby je
szybciej rozpalić.
– Sprytne.
Odwracam się i z uśmiechem zerkam przez ramię na Noah.
– Hej.
– Hej. – Uśmiecha się szeroko, rozgląda dookoła i wraca z długą zapalniczką.
Kuca obok mnie i mi ją wręcza. Wkładam ją pomiędzy patyczki i kłody.
Noah mi się przygląda.
– Dużo biwakujesz, co?
– No, cztery albo pięć razy w roku. Więcej, jeśli liczyć rozkładanie namiotu na
piasku przy domu na plaży – odpowiadam. – Zawsze było zabawnie, gdy szliśmy
w góry, bo tata kazał mi pomagać mu zbierać drewno albo wspinać się na drabinę,
żeby zawiesić sznurek do suszenia ręczników, podczas gdy Mason rozbijał jajka dla
mamy albo pomagał jej obierać ziemniaki. – Milknę na moment i patrzę na Noah
z uśmiechem. – Jak tak teraz o tym myślę, to przychodzi mi do głowy, że pewnie bali
się, że jakoś spalę las, jeśli zacznę pomagać przy gotowaniu.
Noah podnosi się na nogi i pomaga mi wstać.
– W takim razie dobrze, że uczysz się przy kuchence, co?
– Fantastyczna sprawa. – Dramatycznie trzepoczę rzęsami.
Noah kręci głową z uśmiechem i idzie w stronę Cam.
– Pomóc ci?
– Tak. – Popycha go kawałek w lewo i podaje mu kilka woreczków wcześniej
pokrojonych ziemniaków. – Wrzuć je do jakiegoś oleju i…
– Przypraw? – przerywa jej.
Cameron się uśmiecha i wygrzebuje śmietankę do kawy z lodówki turystycznej.
– Zapomniałam, że moją przyjaciółkę bzyka Bobby Flay.
– Cameron! – Śmieję się.
Noah nie odpowiada, tylko lekko wzrusza ramionami, co go wydaje.
– Sorry, chciałam powiedzieć : m a r z y o bzykaniu mojej przyjaciółki. Lepiej?
– O mój Boże… – Zakrywam twarz.
– Założę się, że dokładnie to byś powiedziała.
Tym razem Noah wybucha śmiechem, a ja tylko pokazuję jej środkowy palec, kiedy
się do mnie odwraca. Powstrzymuję się od epitetów, bo niesie mi kubek gorącej kawy.
– Frajerka – szepczę.
– Też cię kocham – odpowiada głośno.
Docierają do nas dźwięki rozsuwanych zamków w namiotach i wytaczają się z nich
ludzie z szalonymi fryzurami i zaspanymi oczami. Zapach kawy to pewnie jedyny
powód, dla którego nie wrócili do śpiworów.
– Noah, swój chłop! – Podchodzi do nas wielki, przysadzisty facet i wyciąga
butelkę wody z lodówki. – Ty znasz się na wszystkim czy jak?
– Zna się, Georgie – zwraca się do niego Cameron, więc tak musi mieć na imię. –
„K” nie oznacza tylko „kapitana”. To też „kompetentny kucharz” i „konkretny…”
– Cameron! – ostrzegam ją i w tym momencie wokół mnie zaciskają się czyjeś
wielkie ręce.
Patrzę w górę i dostrzegam Brady’ego.
Całuje mnie w czubek głowy i kończy zdanie, którego nie dokończyła Cameron.
– …kutas!
– Nie zachęcaj jej!
– Ja tylko mówię prawdę, Arinko. Widziałem pod prysznicem – droczy się ze mną
i wybucha śmiechem, kiedy Noah odwraca się w naszą stronę.
– Dobra, Lancaster, od teraz ostatni wchodzisz do szatni – żartuje.
– Spoko, bracie. Uwielbiam być ostatnią rzeczą, którą widzą dziennikarki. Łatwiej
im wtedy przypomnieć, kim jestem, kiedy po meczu przychodzą na imprezę.
Wznoszę oczy ku niebu i witam się z chłopakami, którzy zaczynają się zbierać przy
porannym ognisku.
Niektórzy rozpalają grille, inni podają Cameron i Noah jakieś rzeczy na wspólne
śniadanie.
Wtedy ze swoich namiotów wyłaniają się też Chase i Mason, a żaden z nich nie
wychodzi sam.
Zanim udaje mi się to powstrzymać, już marszczę brwi. Odwracam wzrok,
zdezorientowana tym widokiem.
Patrzę w ogień i powoli piję kawę. Mason wciska krzesło między mnie a chłopaka
o imieniu Hector. Przechyla głowę do tyłu i patrzy na mnie z niezadowoleniem.
Wstaję i zerkam na niego radośnie.
Noah odwraca wzrok w moją stronę i obserwuje, jak biorę dwa kubki i napełniam je
kawą. Do jednego dodaję śmietanki, do drugiego – łyżkę cukru. Rzucam w niego
winogronem, a on się uśmiecha i wraca do przygotowywania ciasta na naleśniki.
Przechodzę obok Masona i wręczam mu jego kubek, a potem podchodzę do
Chase’a, który siedzi na pace samochodu Brady’ego.
Kiedy się zbliżam, spogląda na mnie i uśmiecha się szeroko.
– Łyżka cukru…
– …pozwala pozbyć się kłopotów – kończę, a on chichocze, powoli odbierając
kubek z moich rąk.
– Dzięki, piękna.
Zastygam na chwilę, zmuszam się do uśmiechu i się odwracam.
– Spoko.
Wolnym krokiem wracam na swoje miejsce i chwytam swój kubek. Nie odwracam
już wzroku od ogniska. Kiedy tylko Cameron ogłasza, że śniadanie jest gotowe,
zrywam się na nogi i pomagam przygotować dla wszystkich papierowe talerzyki.
Stojąc przy stole, poprawiam tace i czekam, aż wszyscy nabiorą jedzenie, zanim
nałożę sobie, ale w tym momencie Noah podchodzi do mnie od tyłu, otacza mnie
rękami i podstawia mi pod nos talerz z górą gorących minipankejków, prosto z grilla.
Przyglądam mu się badawczo, a on wskazuje głową w kierunku talerza. Przeciska
się koło mnie delikatnie, żeby wziąć ze stołu widelec.
– Spróbuj.
Robię, o co mnie prosi, nie spuszczając z niego oczu. Przysuwam kawałek do ust
i od razu w moje kubki smakowe uderza smak maślanki. Do życia budzi je odrobina
czegoś słodkiego, co wyczuwam zaraz po tym.
Mój wyraz twarzy musi pokazywać, jaką euforię teraz przeżywam, bo Noah się
uśmiecha.
– Jeśli doda się trochę brązowego cukru do ciasta, to potem nie trzeba topić ich
w syropie.
– A może ja lubię topić je w syropie.
– Mówi to osoba, która lubi suche zapiekanki, kurczaka tylko w panierce, a chleb
kukurydziany, gdy jest chrupiący.
Śmieję się i zakrywam dłonią usta, bo właśnie mam w nich wielki kęs, który chcę
połknąć.
– Okej, okej. Masz rację, nienawidzę rozmoczonego jedzenia.
– Wiem.
– Wiesz też, że jak zawsze przyrządziłeś je doskonale. Pyszne.
– To dobrze. Może będziemy musieli dodać gdzieś do naszego menu także
śniadania.
Odwracam się do niego, szepcząc:
– To będzie coś jak śniadanie na obiad czy…
Uśmiecha się powoli.
– Czy…?
Uderzam go w pierś.
– Nie każ mi tego mówić.
Noah chichocze i odwraca się, żeby pomóc Cam, bo właśnie woła go znad
kuchenki.
Po jedzeniu siedzimy wszyscy razem i rozmawiamy, a potem niektórzy wracają do
namiotów na drzemkę. Pozostali grają w karty, kilka chłopaków rzuca sobie piłkę.
Potem spędzamy kilka godzin na wędrówce i pokazujemy wszystkim kamieniste
ścieżki i mostek prowadzące na drugą stronę góry.
Reszta dnia przebiega tak samo jak wczoraj, tylko kiedy słońce zaczyna zachodzić,
tym razem to Mason staje przy grillu. Pochylam się nad Noah, który siedzi, popija
piwo i rozmawia z grupą chłopaków.
Przysuwam usta do jego ucha, żeby tylko on mógł mnie usłyszeć.
– Jest taka ścieżka, której celowo dzisiaj unikałam.
Noah podnosi głowę, żeby na mnie spojrzeć, a ja obejmuję go jednym ramieniem
i stukam palcami w jego klatkę piersiową.
– Och, tak? – mówi, przeciągając sylaby, i łapie mnie za rękę.
– Mhmmm. – Kiwam głową i kładę czoło na jego skroni. – Co byś powiedział na
mały spacer w ciemności?
Noah odkłada swoją wodę i wstaje. Łapie mnie za rękę, a ja się do niego
uśmiecham i prowadzę.
Okrążamy kemping, schodzimy niżej w las i lawirujemy kamienistym szlakiem.
Widok zasłaniają nam gęste zarośla, ale gdy idziemy jeszcze dalej, przeciskając się
przez cienkie gałęzie, docieramy na miejsce.
Naszym oczom ukazuje się wodospad wpadający do niewielkiego jeziorka. Z obu
stron otoczony jest kamiennymi ścianami, które osłaniają go przed wszystkim, co
znajduje się dookoła.
– O kurde – mówi Noah, a ja tylko kiwam głową i podchodzę bliżej.
To jedyny obszar w okolicy nieosłonięty wierzchołkami drzew. Widać gwiazdy,
których blask pozwala nam dostrzegać cokolwiek w ciemności.
Zdejmuję buty i skarpetki i zanurzam stopy w wodzie. Jest zimna, ale nie tak
bardzo jak woda w oceanie, bo niedawno skończyło się lato. Za chwilę Noah stoi już
przy mnie.
Wchodzi trochę głębiej.
– Myślałem, że będzie lodowata.
– Nie jest taka zła, co? – Uśmiecham się, a kiedy Noah się odwraca, delikatnie go
popycham.
To rozgrywający, więc jest szybki.
Zanurza się tylko po kostkę i już jest za mną; obejmuje mnie mocno w pasie.
– Co to miało znaczyć, panno Johnson? – Uśmiecha się przy moim uchu. – To twój
sposób na powiedzenie mi, że masz ochotę popływać?
Spinam się i wiję w jego uścisku, a on popycha mnie do przodu.
– Nie, nie, nie! – Śmieję się. – Kurde, nie!
– A myślałem, że kochasz wodę – droczy się ze mną.
Piszczę, bo jestem zanurzona już po łydki.
– O mój Boże, Noah, nie mogę!
– Czemu?
Chwytam go, starając się znaleźć kawałek gruntu, o który mogłabym się oprzeć.
– Nie wchodzę do wody, jeśli nie widzę dna!
Noah przyciska twarz do mojej szyi, a ja odrobinę się rozluźniam.
– A co się stanie, gdy twoje stopy nie dotkną dna?
– Co…
Noah pochyla się, odwraca mnie i podnosi. W następnej sekundzie jesteśmy już po
pas zanurzeni w zimnej wodzie, w ubraniach i ze wszystkim.
Krzycząc, wtulam twarz w jego klatkę piersiową i zaciskam ręce i nogi wokół jego
ciała. Coś dotyka mojego uda, więc znów krzyczę, chwytając się jeszcze mocniej.
– Nie żyjesz. Zaczekaj tylko, aż dorwę cię w oceanie. Będę ci wsadzać kraby do
kąpielówek!
Jego cichy śmiech owiewa moją skórę. Przesuwa ręce po moich plecach i przyciska
mnie jeszcze mocniej do siebie.
– Trzymam cię.
– Spróbowałbyś nie!
Uśmiecha się tuż przy mojej szyi i przyciska do niej usta. Najpierw delikatnie,
a z każdą sekundą coraz mocniej.
Zaciskam wokół niego nogi, gdy tak ssie najdelikatniejsze części mojej skóry. I tak
po prostu zapominam o wszystkim dookoła.
Unoszę głowę, a on robi to samo.
Jego oczy, dziś ciemnogranatowe, są wypełnione pożądaniem, za którym kryje się
pełna nadziei czułość, sięgająca daleko w głąb mnie.
Ja też to czuję. Tę niewidzialną siłę, która przyciąga moje ciało do jego ciała.
Moją duszę do jego duszy.
Moje serce do jego serca?
Pochylam się i przyciskam usta do jego ust.
Całuje mnie z taką samą żarliwością. Nasze języki plączą się, a głębokie oddechy
zamieniają w szybkie, krótkie westchnięcia. Moje ciało zaczyna się poruszać.
Noah jęczy i podnosi nas o kilka centymetrów, starając się zbliżyć do mnie jeszcze
bardziej. Pragnie mnie tak samo, jak ja jego.
– Uważaj, Julio – ostrzega mnie, ściskając moje biodra swoimi dużymi, mocnymi
dłońmi. – Bo zaraz przestanę być dżentelmenem.
– Przestań jak najszybciej.
Chichocze wprost w moje wargi. Nasze języki się spotykają. Pochłaniam wszystkie
jego pomruki. Noah obraca nami, rozchlapując wodę, aż docieramy do krawędzi skały.
Opiera o nią moje pośladki. Wypuszcza mnie z objęć i dotyka policzków, jednocześnie
obezwładniając pocałunkiem.
Odchylam się i ciągnę go za sobą, a wtedy coś prześlizguje się po mojej stopie.
Piszczę i odskakuję do tyłu.
Noah odrywa się ode mnie i patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczami.
– O mój Boże, ryba chce mnie zjeść! – krzyczę i uciekam z wody na skałę, ale gdy
tylko jej dotykam, coś łaskocze mnie w dłoń. Znów wrzeszczę i zeskakuję do wody,
gdzie zanurzam się aż po szyję.
Noah wybucha śmiechem. Odwraca się, bierze mnie na plecy i tak prowadzi do
brzegu.
Już za chwilę śmieję się jak nienormalna. Gdy wychodzimy z wody na zimną, suchą
glebę, siadam na przewróconej kłodzie i chowam twarz w dłoniach.
– Fuj! – Nie mogę się uspokoić. – Przysięgam, że ryba przyssała mi się do stopy!
Noah przyciska dłoń do ust, żeby powstrzymać śmiech.
– A co z twoją ręką?
– Okej, to mógł być liść czy coś takiego. W tamtej chwili byłam przekonana, że to
potwór z Loch Ness! – Uśmiecham się i kręcę głową.
– Bez trudu pływa w oceanie z rekinami, ale mała kijanka? Zapomnij.
Patrzę na niego, udając gniew. Owiewa nas lekki górski wiatr i drżę z zimna.
– Powinniśmy wrócić i się przebrać. – Noah wsuwa buty, wkłada skarpetki do
kieszeni i podnosi moje.
Podaje mi rękę, więc wstaję, a on znów bierze mnie na plecy i niesie aż na teren
kempingu.
Kiedy przychodzimy, kilka osób odwraca głowy w naszą stronę.
– Kurde, co jest?! – krzyczy Brady i aż zastyga z piwem podniesionym do ust.
– Wpadliśmy do sadzawki – żartuję.
– Aha, najpierw cipką czy co? – Unosi brew.
Mason uderza go w tył głowy.
– Co ty, kurwa? – Patrzy gniewnie najpierw na niego, a potem na nas, ale Brady
jakby nigdy nic wraca do przerwanej rozmowy.
Choć Mason ciągle groźnie na nas zerka, ja też odwracam wzrok, a Noah nie
zatrzymuje się i idzie w stronę namiotów.
– Cameron mnie zabije, jeśli zamoczę nasze śpiwory. – Śmieję się i mocniej
zaciskam ręce na jego szyi.
– Chcesz się przebrać w moim samochodzie? Zasłania go auto Brady’ego. –
Zatrzymuje się i spogląda przez ramię. – Może wrócimy i poprosimy ją, żeby szybko
przyniosła ci jakieś ubranie?
– Okej. – Szczękam zębami.
Mimo to Noah idzie dalej prosto i przyspiesza nieco kroku. Pół minuty później
siedzę już na pace jego samochodu, a on szuka czegoś w aucie i wraca z ubraniami.
– To spodnie kompresyjne. Wkładam je pod strój do futbolu, kiedy jest zimno.
Mogą być trochę za luźne, ale będą lepsze niż moje dresy. – Kładzie obok mnie
koszulkę i bluzę, a pod pachą trzyma suche ubrania dla siebie.
Odrzuca swoje buty na bok i spogląda na mnie jeszcze raz, kiedy siedzę i czekam
z uniesionymi rękami.
Marszczy brwi i szybko zapomina o swoich ubraniach. Pozwala im spaść na ziemię
i podchodzi do mnie.
Zaczyna od moich rękawów, delikatnie je podciągając, a potem przechodzi do dołu
bluzy. Jej mokry materiał przykleił się do koszulki, którą mam pod spodem, więc kiedy
Noah powoli unosi bluzę, ściąga T-shirt razem z nią.
Wtedy mokre włosy opadają mi na nagie plecy i przebiega po mnie dreszcz. Choć
może to nie chłód, tylko płomienne spojrzenie Noah. Nie odwraca wzroku ani wtedy,
gdy wiesza moje mokre ubrania na brzegu bagażnika, ani wtedy, gdy kładę się,
naprężając klatkę piersiową.
Rozumie, co sugeruję. Bierze głośny wdech, a jego dłonie znajdują guzik moich
dżinsów.
Mój puls szaleje, a dźwięk rozsuwanego rozporka sprawia, że mam na nogach gęsią
skórkę. Noah czeka z utkwionym we mnie wzrokiem, więc unoszę biodra w niemej
prośbie, a on na nią odpowiada i ostrożnie zdejmuje ze mnie spodnie.
Opuszcza ręce na boki. Stoi nieruchomo i badawczo mi się przygląda. Na jego
twarzy malują się jednocześnie zamyślenie, niepewność i przekonanie.
Podnoszę się do pozycji siedzącej, przysuwam bliżej do krawędzi bagażnika
i chwytam za brzeg jego mokrej bluzy. Rozchylam nogi, a on staje między nimi.
Przysuwa się tak blisko, aż jego uda dotykają zimnego metalu. Nic nie mówi ani się
nie rusza. Teraz to ja pozbawiam go ubrań.
Kiedy mój wzrok pada na jego ciało, biorę głęboki wdech. Po raz pierwszy tak
dokładnie widzę jego klatkę piersiową. Nawet na plaży nosił T-shirt, który ją zakrywał.
– Powinieneś częściej zdejmować koszulkę. – Mój głos jest gardłowy, pełen
pożądania i cieszę się, gdy jego brzmi tak samo.
Natychmiast spoglądam na tatuaż, o którym tyle fantazjowałam.
Zastanawiałam się, jak przebiegają jego linie, co przedstawia, jak daleko sięga…
okazuje się całkiem inny, niż mogłabym go sobie wyobrazić.
Jest fascynujący, mroczny i wyraźny.
Rozciąga się od ramienia aż do lewej strony klatki piersiowej. Przedstawia linię
punktową oraz piłkę, która wygląda, jakby rozrywała się od środka, ale to napis
przepięknie wijący się wokół piłki przyciąga moją uwagę. Jest w obcym języku, może
po łacinie.
– Co to znaczy? – pytam i z wahaniem kładę dłoń na jego skórze. Powoli śledzę
opuszkami palców zarys słów.
– Nie mogę ci powiedzieć. – Noah dygocze, a moje usta drgają.
Pochylam się jeszcze bliżej jego torsu.
– Nie możesz czy nie chcesz? – Spoglądam na niego i przyciskam usta do jego
klatki piersiowej, przysuwając się jeszcze bliżej krawędzi, by móc sięgnąć wyżej.
Sunę wzdłuż jego obojczyka aż do szyi i zatrzymuję się przy uchu. Biorę głęboki
oddech, a Noah opiera czoło na moim ramieniu i kładzie dłonie na moich biodrach.
Nic więcej nie mówię, oddycham tylko tuż przy jego skórze i ośmielam się zjechać
dłońmi niżej. Dotykam jego brzucha i poznaję każdy idealnie zarysowany mięsień.
Jest twardy wszędzie tam, gdzie powinien, i założę się, że jeśli zjechałabym niżej,
tam też byłby twardy.
Wyczuwam to w sposobie, w jaki ściska mięśnie brzucha, i w jego krótkich
westchnieniach, które odbijają się od mojej nagiej piersi.
Czuję, jak w staniku twardnieją mi sutki, i teraz to ja drżę.
Noah zwraca na to uwagę i unosi głowę. Żar w jego oczach jest prawie nie do
zniesienia.
– Robi się zimno.
– Mnie nie jest zimno.
Porusza nozdrzami i pochyla się, łapie moje włosy i zaciska je wokół pięści. Woda
skapuje wzdłuż jego przedramienia na moje plecy. Rzucam się do przodu, a Noah
przyciska swoje usta do moich. Tym razem pocałunek jest mocny, prawie jak kara.
I cholernie uzależniający.
– To będzie moja wina, jeśli się rozchorujesz – mówi pomiędzy kolejnymi ruchami
języka. – Nie pozwolę na to. – Sięga po leżącą obok nas bluzę, tę, którą przyniósł dla
mnie, ale zatrzymuję jego dłoń i łapię bluzę, którą on zamierzał włożyć.
Spogląda na mnie ostrzegawczo, ale gdy słyszy mój chrapliwy śmiech, ustępuje,
chcąc dowiedzieć się, co dalej nastąpi. Ze zmarszczonymi brwiami pozwala mi
naciągać na siebie bluzę.
Szybko wsuwa ręce do środka i podnosi moją, bym zrobiła to samo, ale ja znów
opieram dłonie o pakę, na której siedzę, i zaczynam przesuwać się do tyłu. Nie
zatrzymuję się, dopóki moje palce nie napotykają materiału namiotu.
Zdziwiony, patrzy, jak na oślep znajduję zamek i go przesuwam, a wejście otwiera
się za moimi plecami.
Noah zaciska szczękę. Szybko zrzuca mokre spodnie i wskakuje w suche. Łapie
ubrania, które przygotował dla mnie, wskakuje na pakę i na czworakach idzie za mną
do namiotu.
Wciąż trochę niepewny, powoli zamyka nas w środku. Chcę, żeby przestał się już
wahać, bo wiem, że jego rozterki wynikają tylko z obawy o mnie. A ja nie mam
żadnych obaw.
Nie jestem zawstydzona, niepewna ani zdenerwowana.
Nie czuję tego ostrzegawczego ucisku w żołądku, jakbym obawiała się, że mnie
odepchnie.
On nigdy by tego nie zrobił.
Gdy na niego patrzę, w jego niebieskie oczy, nie mieszają mi się zmysły.
Mój umysł wykrzykuje jego imię.
W Noah jest coś, co mnie uwalnia. Jednym spojrzeniem albo niewyrażoną na głos
myślą uspokaja te części mnie, o których nawet nie wiedziałam, że tego potrzebują.
I choć jeszcze chyba nie do końca to rozumiem, wiem, że tego chcę.
A teraz chcę poznać go jeszcze lepiej. W trochę inny sposób…
Opadam na jego poduszkę, a on podąża za mną. Jego ciało znajduje się tuż nad
moim i chociaż mnie nie dotyka, czuję bijący od niego ogień. Jak prąd przebiega
przeze mnie fala oczekiwania.
– Julio, co ty robisz? – mruczy i przenosi wzrok na moje piersi, wylewające się
z mokrego stanika.
Czuję, jak napięcie boleśnie zaciska się w mojej klatce piersiowej. Nie odpowiadam
słowami. Wsuwam rękę za plecy i rozpinam stanik, ale go nie zdejmuję. Pozwalam mu
zdecydować, co robić dalej.
Noah odwraca się na bok i przesuwa palcami po moim ramieniu. Wkłada palec pod
ramiączko biustonosza.
– Chcesz, żebym cię dotykał? – Zsuwa palec niżej.
Z moich ust wydobywa się cichy jęk. Noah ściąga ze mnie stanik, a ja
automatycznie wędruję dłońmi w dół, by złapać brzeg śpiwora pod sobą.
Moje piersi są odsłonięte dla niego. Niespiesznie przesuwa wzrok po każdym
centymetrze mojego ciała. Jego skupienie działa na mnie jak gorąca pieszczota,
podobnie jak powolne, zamierzone oddechy owiewające moją skórę.
Wtedy jego usta spotykają się z moim mostkiem, a ja biorę gwałtowny wdech.
– Powiedz mi gdzie.
Na to łagodne polecenie moje sutki stają na baczność.
Moje ciało się rozpala, a skóra czerwieni. Noah zerka na mnie przez swoje gęste
ciemne rzęsy.
– O to chodzi – mruczy. – Na to czekałem. Zarumieniłaś się. – Jego dotyk tworzy
płomienną ścieżkę ciągnącą się wzdłuż mojego brzucha. Nie zatrzymuje się i podąża
dalej, aż jego dłoń delikatnie rozciąga się na mojej szyi.
Przełykam ślinę, a jego palce drgają w odpowiedzi.
Patrzy mi w oczy i powtarza:
– Powiedz mi gdzie.
Podejmuję tę grę.
– Dobrze znasz odpowiedź na to pytanie.
– Ale… – Gryzie mój brzuch, a ja się wiję.
Ale chce, żebym powiedziała to na głos.
Ośmielona jego zachowaniem, zamiast od razu odpowiedzieć, robię coś lepszego.
Powoli prowadzę jego dłoń w dół swojej klatki piersiowej. Nie zatrzymuję jego
palców, kiedy zanurzają się pod brzegiem mojej bielizny.
Tam je zostawiam, bo nawet jeśli nie znam Noah w takiej sytuacji… to po prostu
znam Noah.
Mrużąc oczy, patrzy w moje, a ja nie mogę powstrzymać chichotu.
– Tutaj.
Na jego twarzy dostrzegam zadowolenie i po tym jednym spojrzeniu iskry w moim
ciele zamieniają się w płomień. On to widzi i podsyca ogień: jego usta lądują na moim
prawym sutku i się na nim zaciskają. Wiję się pod nim, gdy porusza tak wargami.
Unoszę nogi, by uśmierzyć pragnienie, a on przesuwa rękę w dół. O tak.
Noah przenosi swój dotyk niżej, a jego palce nie omijają żadnego skrawka mojej
skóry. Chwyta w dłoń moją pierś i ściska ją z idealną siłą.
Zamykam oczy, gdy jego język okrąża moje twarde sutki, a on wtedy podnosi się na
kolana. Przeciąga wilgotnymi ustami po mojej skórze i tyle samo uwagi poświęca
drugiemu sutkowi.
Przesuwa dłoń niżej, a serce wali mu w piersi, gdy opuszką palca wskazującego
dotyka mojej cipki.
– Kurwa – mruczy. – Rozchyl nogi.
Natychmiast robię to, o co prosi.
Jego dotyk jest gorący i silny. Potrzebuję…
W tym momencie jego usta zderzają się z moimi, sprawiają, że moje myśli ulatują,
choć on na nie odpowiada:
– Zaraz cię poczuję. Dowiem się, jaka jesteś ciepła, jaka miękka…
Gdy tylko wypowiada te słowa, jego palec już we mnie jest. Wsuwa go we mnie
z powolną precyzją.
Głośno jęczę.
– Tak cholernie miękka… – Przygryza moją wargę. – Taka mokra…
Kiedy zabiera rękę, gwałtownie otwieram oczy. Moje wnętrze aż napina się
z powodu braku jego dotyku. A wtedy jego palec znika między ustami.
– Tak cholernie słodka.
Muszę dojść.
Jego usta znów zbliżają się do moich i szepczą:
– Zaraz dojdziesz.
Jego palce z powrotem są w środku, wsuwają się i wysuwają. Kciukiem naciska
moją łechtaczkę, a ustami szaleńczo wędruje po całym ciele. Jest na moich piersiach,
na brzuchu.
Jest wszędzie.
Chcę więcej.
Jęczę i unoszę biodra, żeby wszedł głębiej. I, mój Boże, Noah daje mi dokładnie to,
czego pragnę.
Naciska tak głęboko, aż jego dłoń napiera na moją cipkę.
– Pocałuj mnie – mruczę i zamykam oczy. Jęczę, po omacku szukając ciepła jego
ciała. Dotykam jego torsu i zaczynam dygotać.
– Noah, teraz.
Wydaje z siebie cichy pomruk i daje mi to, czego pragnę. Masuje moją łechtaczkę,
pociera ją i ściska, a potem przestaje, gdy wiję się pod jego dotykiem. Pochłania
odgłosy, które z siebie wydaję. Odgłosy, których sama jeszcze nigdy nie słyszałam.
Odgłosy, które doprowadzają go do szaleństwa, kiedy on sam doprowadza mnie na
skraj przepaści.
Zabiera dłoń, ale nie przestaje mnie całować.
Całuje mnie głęboko i coraz bardziej agresywnie, aż głośno jęczę w jego usta.
Wtedy zwalnia, jakby w doskonałej symfonii z moim orgazmem, jakby dokładnie czuł
i tę euforię, którą osiągnęło moje ciało, i to powoli opadające zaspokojenie, które po
niej nadeszło.
Do którego on mnie doprowadził.
Noah kładzie się obok mnie, ale nie otwieram oczu. Jeszcze nie. Zaczyna bawić się
kosmykami moich mokrych włosów.
Muszę na niego spojrzeć. Kiedy otwieram oczy, jakby to wyczuwa i powoli podnosi
na mnie wzrok.
Rumienię się jak nienormalna, a na jego nabrzmiałych ustach pojawia się uśmiech.
Wtedy siada i podnosi dawno zapomniane ubrania, które mi przyniósł. Pomaga mi
wstać i wciąga mi przez głowę bluzę. Jego palce muskają moją szyję, dopóki nie ułoży
moich włosów.
– Z tym też mam ci pomóc? – żartuje, podając mi spodnie.
– No nie wiem, właściwie jeszcze nie czuję nóg, więc… – Podejmuję grę
i zauważam jego szeroki uśmiech, gdy wkłada suche skarpetki.
Wychodzi z namiotu, by włożyć buty, a kiedy wychodzę za nim i zamykam namiot,
on już wraca z kabiny samochodu.
– Proszę. – Podaje mi parę długich skarpet, a ja wciągam je na „spodnie
kompresyjne”, które są po prostu ładnie nazwanymi męskimi legginsami.
Wkładam buty i odwracam się do Noah.
Wodzi wzrokiem po moim ciele, teraz okrytym jego ubraniem, i przygryza dolną
wargę. Przyciąga mnie do siebie i całuje, ale zanim udaje mi się go objąć, już się ode
mnie odrywa.
– Chodź, musisz się znaleźć między ludźmi, bo…
– Jeśli chciałeś powiedzieć: „bo znów wylądujemy w namiocie”, to jest to nie
najlepszy sposób na przekonanie mnie do ruszenia się stąd.
Noah odchyla głowę do tyłu i klnie w przestrzeń. Śmieję się i jęczę zawiedziona,
kiedy łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę obozu.
Gdy wchodzimy na polanę, uśmiecha się do mnie, mocniej ściska moją dłoń i ją
puszcza.
Idzie w stronę lodówek, a ja łapię po drodze krzesło i ciągnę je do ogniska. Cam
siedzi na skraju grupy zgromadzonej wokół ognia, więc usadawiam się obok niej.
Przysłuchuje się temu, co opowiadają chłopaki, ale kiedy na mnie zerka, otwiera
szerzej oczy i odwraca się w moją stronę. Przechyla głowę na bok i unosi jasną brew,
przygotowując się do tego, by coś powiedzieć. Zanim jednak zdąży się odezwać, ktoś
podsuwa mi piwo.
Odwracam głowę i widzę Noah.
– O, dziękuję.
– Nie ma za co.
Widzę, jak ukrywa uśmiech za butelką wody. Kiedy odchodzi, mój wzrok podąża za
nim.
Cameron łapie mnie za udo, więc na nią spoglądam. Wtedy właśnie uświadamia
sobie, że jestem w nie swoich ubraniach, a moje włosy to ociekający wodą bałagan.
– Bitch! – Kładzie dłoń na oparciu swojego krzesła i pochyla się do mnie. –
Przeleciałaś nieśmiałego przystojniaka? – szepcze.
Uśmiecham się, zakładam nogę na nogę i kręcę głową.
Przygląda mi się.
– Ale zrobił ci palcówkę, prawda?
Odchylam głowę i śmieję się w przestrzeń.
Znów się do niej odwracam, gdy głośno wyraża swoje zdziwienie. Cam szarpie za
kołnierz mojej bluzy, aż prawie spadam z krzesła.
– A hickey from Kenickie! Masz malinkę! – żartuje, cytując Grease.
Dotykam szyi w miejscu, gdzie być może się znajduje, przypominając sobie jego
usta.
Zerkam na Cam i biorę łyk piwa, a ona unosi ręce w modlitewnym geście.
– Tak trzymaj, siostro!
Ogarnia mnie uspokajające poczucie szczęścia. Odwracam się do Cam.
– Opowiedz mi wszystko o dzieciach ze swoich zajęć pedagogicznych.
Moja przyjaciółka posyła mi promienny uśmiech, zmienia pozycję jak ja i zaczyna
opowiadać. Siedzimy tak przez ponad godzinę, śmiejemy się i żartujemy ze
wszystkiego i z niczego.
Za jakiś czas Mason przysuwa do nas swoje krzesło i dołącza do rozmowy, a Brady
i Chase podchodzą chwilę później, gdy tylko dostrzegają naszą trójkę siedzącą razem.
Opowiadamy sobie o przygodach naszych rodziców z ich zamorskich podróży, bo
każde z nas usłyszało inne, i planujemy, że spędzimy Święto Dziękczynienia w domu
na plaży z kuzynami i przyjaciółmi.
Mason wyjmuje pianki, więc ja i Brady ostrzymy kilka patyków, żeby je ugrillować.
Po zjedzeniu pierwszej nabijam na patyk kolejną i wtedy nad ogniskiem
dostrzegam ulubione niebieskie oczy.
Noah wpatruje się we mnie. Otaczają go jego przyjaciele, a ja siedzę wśród swoich.
Nie spuszczając z niego wzroku, pozwalam płomieniom objąć piankę. Przysuwam
ją do ust, ale nie zdmuchuję ognia.
Pozwalam mu płonąć mocniej, jaśniej.
Pozwalam, by żar przejął kontrolę, aż zamieni się w kulę ognia.
A potem jednym, szybkim oddechem zdmuchuję go.
Noah jest zbyt daleko, bym usłyszała jego chichot, ale wiem, że się śmieje.
Mruga do mnie. I tym razem czuję to całą swoją duszą.
ROZDZIAŁ 26

Liczyłam wczoraj na zaproszenie do namiotu Noah, ale niecałą godzinę po tym, jak
jedliśmy pianki, Cameron tak się upiła, że musiałam się nią zająć.
Ustawiłam alarm na godzinę, o której wstaje Noah, żeby pomóc mu się spakować
i pożegnać się z nim, gdy będzie wyjeżdżać. Znając chłopaków, zostaniemy tu tak
długo, jak to możliwe, zanim będziemy musieli wrócić na kampus. Lubią spędzać czas
na świeżym powietrzu, poszukiwacze przygód.
Równiutko o szóstej rano Noah wyjeżdża z kempingu. Jedzie do domu, żeby
odwiedzić mamę.
Tak cichutko, jak tylko mogę, wyciągam spod samochodu Brady’ego ostatnie
kawałki drewna i układam je na kupce popiołu z wczorajszego ogniska. Wciąż jest tam
wystarczająco dużo żaru, bym nie musiała używać podpałki, żeby znów zapłonęło.
Najwyraźniej ci, którzy siedzieli do późna, dobrze o nie zadbali. Kucam przy nim
i obserwuję, czy równo się rozpala, bo inaczej zgaśnie szybciej, niżbyśmy chcieli.
– Potrzebujesz więcej drewna?
Zerkam przez ramię i widzę Chase’a, który idzie do mnie z rękami w kieszeniach
bluzy i z przekrzywioną na głowie czapką, jakby zapomniał o niej, kiedy wychodził
z łóżka.
– To już ostatnie.
Kiwa głową i podchodzi bliżej.
– Wcześnie wstałaś. Z Cam wszystko okej?
Uśmiecham się i wstaję.
– Kiedy ostatni raz sprawdzałam, właśnie śliniła całą moją poduszkę. Jej powrót do
akademika nie będzie przyjemny.
Chase uśmiecha się szeroko i idzie za mną.
– Chcesz mi pomóc? – Wskazuję ręką na bałagan po wczorajszej zabawie
i wyciągam spod stołu dwa worki.
Bez słów bierze ode mnie worek i zaczynamy zbierać śmieci. Rozpoczynamy od
przeciwnych końców, a potem przechodzimy do sprzątania stołów.
– Tęsknię za takim imprezowaniem. – Chase patrzy ponad korony drzew. – Co
prawda, to dopiero nasza trzecia wycieczka bez rodziców, ale i tak. Mógłbym jeździć
częściej.
– Dobrze, że mamy jakieś doświadczenie w skradaniu się od tyłu do posiadłości
dziadków Brady’ego, bo inaczej mielibyśmy tu ze sobą tylko namioty i lodówki
turystyczne.
– No tak, sami musieliśmy się przekonać, że na biwak trzeba przywieźć własne
drewno, co nie? – Uśmiecha się szeroko. – To była największa porażka tamtego
wypadu.
– Musieliśmy wracać w środku nocy i spaliśmy w samochodzie pod naszym
domem, bo Mason nie chciał usłyszeć „A nie mówiłem?” ani zobaczyć złośliwego
uśmiechu taty. Rodzice twierdzili, że nie byliśmy jeszcze gotowi jechać tam sami.
Chase się śmieje i kiwa głową.
– A pamiętasz to lato w drugiej klasie liceum, kiedy twoi rodzice pozwolili nam
zrobić imprezę przy waszym basenie?
– Nasze pierwsze pływanie bez dorosłych.
– Przekonanie ich zajęło nam dwa tygodnie, aż w końcu zgodzili się pod tylko
jednym warunkiem.
Patrzę na niego wyczekująco.
Chase spuszcza wzrok na stół.
– Żadnych bójek.
– Tak, żadnych bójek. A gdy wrócili do domu, zobaczyli własnego syna z podbitym
okiem, bo ty akurat musiałeś podrywać dziewczynę Jake’a Henry’ego.
Śmieję się, gdy sobie o tym przypominam, ale kiedy podnoszę wzrok, dostrzegam,
że Chase patrzy zamyślony na strużkę piwa, którą wylewa z puszki na ziemię.
Zamykam się i wracam do sprzątania.
Po chwili Chase wzdycha.
– Na tamtą imprezę kupiłaś nowy kostium kąpielowy. Różowy w białe paski.
Gwałtownie odwracam głowę w jego kierunku.
Serio kupiłam?
– Siedziałaś mi na ramionach, gdy bawiliśmy się w walkę kogutów przeciwko Cam
i Brady’emu. Wygraliśmy. – Podnosi na mnie wzrok, przygryza wargę i mówi dalej: –
Wskoczyłem z tobą do wody i chciałem cię puścić, nawet to zrobiłem, ale potem się
odwróciłem i znów cię złapałem. Przyciągnąłem cię do siebie, a ty bez słowa oplotłaś
mnie w pasie nogami. Uśmiechnęłaś się, a potem mnie puściłaś. Nawet tego nie
dostrzegłem, dopóki ktoś nie zwrócił na to uwagi. Ciągle cię trzymałem.
Kręcę głową, zdezorientowana, a on dalej patrzy mi w oczy.
– To trwało może z dziesięć sekund – dodaje. – Ale tyle wystarczyło Masonowi.
– Przecież tylko się bawiliśmy, cieszyliśmy się ze zwycięstwa. – Przełykam ślinę. –
To nic nie znaczyło.
– Znaczyło, Ari, a on o tym wiedział. – Usta Chase’a drżą. – Ma mocny prawy
sierpowy.
Czuję, jak ciężar opada na moją pierś.
– To był Mason? Mason podbił ci oko.
Moje myśli szaleją, nerwowo szukając przyczyny. Znaczenia.
Znaczenia tego, co zrobił Mason i czemu.
Znaczenia słów Chase’a i powodów, dla których je dziś wypowiedział.
– Dlaczego mnie okłamałeś? – Mój głos jest niższy, niż zamierzałam.
Chase smutnieje i choć spuszcza głowę, nie odwraca ode mnie wzroku.
– Teraz to już nieważne.
Bobym się wkurzyła.
Bo też walnęłabym Masona.
Bo założyłabym, że znaczę dla Chase’a więcej, podczas gdy byłam pewna, że nie
znaczę nic.
Czy wtedy znaczyłam dla ciebie więcej?
Kiedy pozwoliłeś mi odejść?
Pospiesznie się schylam i gwałtownymi ruchami zbieram z ziemi zawleczki od
puszek.
– Arianna…
– Dlaczego mi o tym mówisz?
– Powiedziałaś, że podbijałem do dziewczyny Jake’a. Chciałem, żebyś wiedziała, że
to nieprawda.
„Ale dlaczego?”, zamierzam zapytać. To było dwa lata temu, a teraz jakie to ma
znaczenie? Nie pytam, bo to bez sensu.
Powiedział, że chce, żebym wiedziała. No i dobrze, już wiem. I tyle.
Z przesadnym dramatyzmem wzruszam ramionami i staram się zbagatelizować tę
rozmowę żartobliwą złośliwością.
– No to ulga. Była suką i całkiem pasowała do swojego chłopaka kretyna, więc
możesz uznać swój honor za ocalony.
– Jeden cel osiągnięty – żartuje. – Zostało jeszcze ze dwanaście.
Spoglądam w górę, w jego zielone oczy. Uśmiechamy się do siebie i wracamy do
tego, co robiliśmy.
Zawiązujemy wypełnione worki. Kiedy Chase się do mnie odwraca, myślę, że jego
przekrzywiona czapka zaraz spadnie mu z głowy. Podchodzę do niego ze śmiechem
i mu ją poprawiam. Nasze spojrzenia się spotykają, a on posyła mi smutny uśmiech.
– Dzięki – mamrocze, gdy odchodzę.
Kiedy podchodzimy do metalowych kontenerów oddalonych od obozu o kilka
metrów, za nami rozlega się cichy pisk hamulców.
Oboje spoglądamy przez ramię i zauważamy, że Noah zatrzymuje się na szczycie
wzgórza.
– Ciekawe, po co wrócił – zastanawiam się na głos i robię krok w jego stronę, ale
szybko się zatrzymuję i odwracam znów do Chase’a.
– Pewnie po coś, czego nie chciał tu zostawić. – Patrzy na niego przez chwilę,
a potem powoli odwraca się w moją stronę. Ze zmarszczonym czołem wyciąga do
mnie rękę.
Z wahaniem podaję mu swój worek.
– Dzięki – rzucam krótko, kiedy już odchodzi. Odwracam się i biegnę na wzgórze.
Noah wpatruje się w coś za mną, ale zaraz przenosi wzrok na mnie, kiedy do niego
podchodzę. Uśmiecha się.
Już chcę go zapytać, co się stało, kiedy zauważam dwie kawy i dwie kanapki leżące
przed przednią szybą.
– Nie mogłem pozwolić, żebyś spaliła las, próbując sama przygotować kawę –
mówi przeciągle i opiera głowę o siedzenie.
Chichoczę i opieram się o drzwi, przysuwając się bliżej niego.
– Dziękuję.
Noah patrzy mi w oczy i delikatnie wsuwa rękę w moje włosy. Kładzie swoje usta
na moich i całuje mnie powoli, z utęsknieniem. Mam ochotę rzucić się w jego
ramiona.
Po chwili wzdycha i mówi:
– Nie chcę cię tu zostawiać.
Uwielbiam to, że zawsze mówi, co myśli. Nigdy nie każe mi się zastanawiać,
a nawet jeśli, to od razu to zauważa i odpowiada, zanim zdążę wypowiedzieć pytanie
na głos.
Opieram brodę na przedramieniu i szepczę:
– To nie zostawiaj.
W jego spojrzeniu maluje się ciekawość, a ja się uśmiecham.
– Nie zepsuję twoich odwiedzin. Możesz najpierw odwieźć mnie do akademika
albo mogę się zdrzemnąć w samochodzie. Albo pójść do szpitalnej stołówki – żartuję.
Noah zwilża usta.
– Wyjechałabyś ze mną teraz?
Głośno wzdycham i wzruszam ramionami.
– Wyjechałabym z tobą pół godziny temu, gdybyś zapytał.
Noah chwyta mój podbródek, a ja zaciskam usta w szerokim uśmiechu.
– Idź się spakować, Julio.
Robię krok do tyłu i otwieram drzwi.
Noah patrzy na mnie, jakbym oszalała, a ja próbuję przecisnąć się przez kierownicę
na siedzenie pasażera.
– Jestem wzorową obozowiczką, panie Riley. Wszystko mam zawsze spakowane
i zapięte, żeby nigdzie nie weszły mi robaki. Cam zabierze moje rzeczy.
Przygląda mi się, kładąc dłoń na mojej klatce piersiowej.
– Tak po prostu?
Przechylam głowę.
– Chyba że masz problem z tym, że wyglądam jak bezdomna. Więc tak, tak po
prostu.
Powoli kiwa głową i przesuwa dłoń na mój brzuch. Trzyma mnie tak przez moment
i za chwilę puszcza. Siadam na miejscu obok niego.
Noah czeka, aż zapnę pas, a kiedy to robię, podaje mi kawę.
– Bardzo gorąca.
– Właśnie tak jak lubię.
Noah uśmiecha się do siebie. Kładzie dłoń na moim udzie i zabiera ją tylko wtedy,
kiedy to konieczne.
Droga mija nam spokojnie. Śmiejemy się i opowiadamy sobie historie. Gdy
wreszcie docieramy do miasta, nie odwozi mnie do domu. Wjeżdża na autostradę
prowadzącą do szpitala.
Gdy jesteśmy na miejscu, wyskakuje z auta i wyciąga do mnie rękę.
– Nie wstydzisz się tak tam ze mną wejść?
– Pff! – Wyciąga mnie z samochodu i z pewnym siebie uśmiechem robi krok do
tyłu, żeby lepiej mi się przyjrzeć. – W moich ubraniach wyglądasz nawet lepiej niż
w swoich.
Śmieję się i trącam go ramieniem. Wyprzedzam go, ale mnie dogania i szepcze
wprost do mojego ucha:
– A co do tej malinki, o której myślałaś, że nie mam pojęcia: chcesz pogadać o jej
poprawieniu? Hmmm?
Zwalniam krok, a on pozostawia mnie w tyle z dźwiękiem swojego beztroskiego
śmiechu. Odwraca się dopiero przy wejściu i przytrzymuje mi drzwi.
Wchodzimy razem do budynku. Kiedy mijamy ostatni zakręt i wkraczamy do
pokoju jego mamy, ona już się do nas uśmiecha.
– Modliłam się, żebyś tu z nim dziś była, i oto jesteś – mówi. – Usiądźcie. Mam
wam tyle do opowiedzenia.
Wyciąga do mnie swoją zdrową, prawą rękę, więc puszczam Noah i tym razem
siadam na krześle po przeciwnej stronie łóżka. Obiema dłońmi chwytam ją za rękę.
Do jej oczu napływają łzy. Mruga szybko, żeby je osuszyć, i zdrową dłoń kładzie na
mojej.
Nie jestem w stanie zerknąć na Noah, ale nie mam wątpliwości, że właśnie na mnie
patrzy. Czuję na sobie ciężar jego spojrzenia. Przeszywa mnie, dociera w głąb duszy,
w której teraz musi żyć cząstka niego.
– Podoba mi się twoja bluza. Chyba ją poznaję. – Lori zaczepia mnie figlarnie, a ja
się rumienię.
– Mnie też się podoba, ale trochę tu ciepło. Jesteś pewna, że nie chcesz jej zdjąć? –
Noah zajmuje miejsce po prawej stronie łóżka i uśmiecha się do mnie szeroko, gdy
posyłam mu spojrzenie mówiące „zabiję cię”.
Automatycznie podciągam kołnierz, zakrywając dokładniej szyję.
Całą swoją uwagę chcę poświęcić Lori.
– Niech mi pani opowie o najbardziej zawstydzającej rzeczy, jaka mu się
kiedykolwiek przytrafiła.
Noah głośno się śmieje, a zaraz za nim jego mama.
– Wiesz, nie chciałabym cię rozczarować, ale on nigdy nie był typem dziecka, które
łatwo się zawstydza. Był czasami trochę cichy, ale nerwowy albo zawstydzony… –
Kręci przecząco głową.
Przyglądam się Noah, a on, ciągle się uśmiechając, leniwie opiera się o krzesło.
– No tak, pewnie nie był. I nigdy nie każe mi się niczego domyślać.
– Jako dziecko przyjaźnił się z kolegami z drużyny, więc ciągle spotykał się
z nowymi dziećmi, gdy poprzednie zmieniały klasy albo szkoły. Ale i tak nie zadawał
się z nimi za wiele poza treningami. Lubił być w domu.
Chciał być pewny, że nie jesteś samotna.
Noah już jako dziecko dostrzegał jej poświęcenie, więc dzięki bezgranicznej
matczynej miłości i wsparciu wyrósł na mężczyznę z wielkim sercem i przenikliwym
umysłem. Nie miał wokół siebie całej gromady ludzi, tak jak miałam ja, ale miał ją –
i dopilnował, żeby czuła, że to mu wystarcza.
Na moją pierś spada ciężar, staram się jednak tego nie zdradzić. Opieram brodę na
otwartej dłoni.
– Proszę mi opowiedzieć o jego pierwszym treningu.
– Płakał jak dzidziuś – odpowiada od razu, czym sprawia, że wybucham
śmiechem. – Błagał, żebym go nie zmuszała, ale powiedziałam mu: „Synu, posłuchaj
mnie…” – Lori mówi dalej, a ja ukradkiem zerkam na Noah.
Puszcza do mnie oko, ale tym razem ten gest jest jakby inny niż zawsze, bardziej
łagodny. Kiedy patrzy na swoją mamę, coś sobie uświadamiam.
Noah nie jest dla mnie tym, kim są chłopaki.
Jest kimś… znacznie ważniejszym.
ROZDZIAŁ 27

– Brady powiedział, że ten mecz jest dla nich wyjątkowo ważny.


Kiwam głową i odwracam fiszkę. Spuszczam wzrok.
Znowu pomyłka. Cholera.
– No. – Opieram się o plastikowy fotel. – Noah mówił, że w poprzednim sezonie
przegrali z nimi w dogrywce, a teraz obie drużyny są ex aequo na pierwszym miejscu
w tabeli. – Sprawdzam godzinę na telefonie i wkładam notatki do plecaka. – Chodź,
jeśli nie kupię sobie energetyka albo kawy, albo czegokolwiek, to umrę, a im zostało
jeszcze czterdzieści pięć minut treningu.
Cameron wstaje, gotowa do wyjścia.
– Szkoda, że nie możemy jechać z nimi. To już trzeci mecz, którego nie zobaczymy.
– No wiem, a w dodatku tym razem nie będzie ich aż trzy dni. Podróż do Nowego
Meksyku trwa czternaście godzin. Przerąbane.
– Och, prawie zapomniałam. Ktoś tu będzie cierpiał z powodu braku kutasa
rozgrywającego.
– Zamknij się, bo zepchnę cię z tych schodów.
Ze śmiechem schodzimy ze stadionowych trybun.
Kiedy przemykamy blisko murawy, Chase właśnie biegnie na swojej pozycji. Noah
szybko podaje do niego piłkę, ale ta wyślizguje mu się z rąk, odbija od ochraniacza na
kolanie i wpada prosto w ręce obrońcy.
Gwizdek zatrzymuje akcję, a Chase zdziera z rąk rękawiczki. Powoli wraca na linię,
nie biegnie jak reszta drużyny.
Noah wyciąga dłoń i wszyscy przechodzący zawodnicy przybijają mu piątki.
Wszyscy z wyjątkiem Chase’a.
Zamiast tego trąca go ramieniem i wraca na swoją pozycję.
Cameron krzyżuje ręce na piersi.
– Co to miało znaczyć?
Kręcę głową, patrząc, jak odbierający biegną w drugą stronę, każdy osłaniany przez
obrońcę. Chase skręca w lewo, ale jest atakowany z dwóch stron, ma za sobą dwóch
obrońców. Noah zauważa niekrytego zawodnika po prawej, więc do niego podaje
i piłka wpada prosto w jego ręce.
Rozlega się dźwięk gwizdka i zawodnicy wracają na linię. Kapitan odwraca się,
żeby porozmawiać z liniowym w oczekiwaniu, aż wszyscy ustawią się na swoich
pozycjach przed kolejnym podaniem. Wstrzymuję oddech, kiedy Chase znów trąca
Noah ramieniem. Tym razem Noah nawet na niego nie spogląda. Musi podskoczyć,
żeby nie potknąć się o zawiązującego but zawodnika.
Kiedy się odwraca, Chase wchodzi w niego, trąca go w klatkę piersiową. W klatkę
piersiową rozgrywającego. Kapitana drużyny.
Chłopaki krzyczą, a Noah kładzie dłonie na torsie Chase’a, żeby go utrzymać na
dystans, ale ten odtrąca jego ręce.
Noah zdziera z siebie kask, rzuca się do przodu i wskazuje ręką poza boisko, ale
Chase coś mu odpowiada, krzycząc.
Kilka sekund później popycha go, a cała drużyna zrywa się na nogi, wydzierając się
do Chase’a. Noah próbuje wszystkich uspokoić, ale Chase nie przestaje krzyczeć.
Na boisku pierwszą zasadą jest szacunek dla rozgrywającego.
Co on sobie, do cholery, wyobraża?
– Chodźmy. – Marszczę brwi i odwracam się do przejścia prowadzącego na
parking.
– Ari, serio?! – Cameron woła za mną i za moment mnie dogania. – Nie chcesz
zaczekać i zobaczyć, co się stanie?
– Nie.
W milczeniu opuszczamy stadion i dopiero w kawiarni na kampusie Cam zwraca
się do mnie:
– Gdybyś nie widziała, co właśnie się stało, to pozwól, że ci wyjaśnię. – Wsuwa
kciuki pod ramiączka swojego plecaka. – Po ostatnim weekendzie trudno udawać, że
to nie oczywiste, że ty i Noah się ze sobą spotykacie.
– No i?
– No i… może powinnaś pogadać z Chase’em?
Patrzę na nią, zszokowana.
– Co?
– Co „co”? Mówię serio. Nigdy nie porozmawialiście o tym, co się wydarzyło.
– Porozmawialiśmy. Powiedział, że to był błąd, a ja przyjęłam to do wiadomości.
Nie ma nic więcej do powiedzenia. Wygląda na to, że sytuacja między nami zaczyna
wracać do normalności, więc nie przekonuj mnie, że jakiś głupi napad złości z powodu
złego podania miał coś wspólnego ze mną. Uwierz mi, nie miał.
Cam nie może się powstrzymać od komentarza, więc dodaje:
– Po prostu uważam, że to jest, albo może być, dla niego trochę trudne.
To wszystko.
– Co konkretnie jest dla niego trudne, Cameron? – Podchodzę do lady i szybko
zamawiam napój, a ona robi to samo.
Płacimy i stajemy w kącie, żeby odsunąć się od innych klientów czekających na
zamówienie.
– Fakt, że płakałam za nim m i e s i ą c a m i, czy może fakt, że już nie płaczę?
Cam spuszcza głowę.
– Ari, to niesprawiedliwe.
– Niesprawiedliwe jest bycie tą, którą ominęły wszystkie najlepsze doświadczenia
pierwszych tygodni studiów, jakie mogłam przeżyć ze swoim bratem, a nie zrobiłam
tego, bo wiedziałam, że będzie tam jego najlepszy przyjaciel. Nie mogłam znieść
myśli, że znajdę się blisko niego. Niesprawiedliwe jest zostawienie swojej najlepszej
przyjaciółki i robienie samemu wszystkiego tego, o czym wspólnie marzyłyśmy przez
lata.
Łzy napływają jej do oczu, a ja kręcę głową i łapię ją za rękę.
– Nie jestem zła, Cameron. Podjęłam decyzję. To wszystko moja wina, nie chciałam
cię w to wciągać. Przez długi czas byłam całkowicie rozjebana i nie wiedziałam, kiedy
poczuję się lepiej, ale…
– Ale teraz czujesz się lepiej.
Uśmiecham się nieznacznie i kiwam głową.
– Tak. Mój brat już nie jest na mnie zły, a przynajmniej tak się zachowuje, i mogę
przebywać z Chase’em w jednym pomieszczeniu bez krążącej wokół nas wielkiej kuli
napięcia. Wszystko jest na swoim miejscu. Tylko na tym chcę się skupić.
Cameron mruga gwałtownie, żeby osuszyć łzy, ale tym razem to nie są łzy smutku.
Śmieje się cicho, patrzy w górę i pokazuje mi język.
– Uch, nie znoszę, gdy jesteś taka mądra i logicznie myśląca, i w ogóle. – Uśmiecha
się i mnie przytula.
Barista przygotował już nasze zamówienie, więc bierzemy je i wychodzimy.
– Olejmy dzisiejsze wyjście do baru z chłopakami. Zjemy na kolację lody
i obejrzymy jakieś gówno w telewizji, co ty na to?
Obejmujemy się ramionami.
– Powiedziałabym, że brzmi jak plan doskonały.
– No kurwa, raczej.
I tak dokładnie robimy.

– A co do tych naszych rozmów z kamerką – Noah uśmiecha się do ekranu,


szepcząc – wolałabyś nie prowokować mnie jak ostatnio.
– Och tak? A niby czemu?
Noah powstrzymuje się od śmiechu i podnosi wzrok na coś poza swoim ekranem.
W następnej chwili słyszę doskonale mi znajomy głos.
– Lepiej, żeby tą, do której się uśmiechasz, była moja siostra, kutasie.
Śmiejąc się, opadam na łóżko i dramatycznie przewracam oczami.
– Oczywiście, przecież Mason jest twoim współlokatorem.
– Gra jutro przez większość pierwszej kwarty, więc chciałem z nim obgadać parę
rzeczy na osobności.
Podnoszę się i otwieram buzię ze zdziwienia.
– On zaczyna?
Noah uśmiecha się szeroko.
– Tak. Mamy plan gry, który naszym zdaniem ich zaskoczy, więc go realizujemy.
– Mój brat zaczyna jutro mecz?! – Zrywam się na nogi i biegnę do pokoju
Cameron. Po drodze uderzam się w palec u nogi. – Kurwa! – Śmieję się, waląc w jej
drzwi, i ostatecznie wpadam bez czekania.
Cam ściąga słuchawki z głowy i patrzy na mnie, przestraszona.
– Mason jutro zaczyna!
– Co?! – Zrywa się niezgrabnie, upada na podłogę, ale natychmiast się podnosi.
– No wiem!
Piszczymy i się przytulamy.
– No kurwa, powiedziałeś jej, co nie? – Z mojego telefonu dobiega głos Masona,
więc szybko wracam do rozmowy.
Widzę, jak jego głowa pojawia się obok twarzy Noah.
– No kurde! – Uśmiecham się i tupię w miejscu nogami.
– No wiem. – Posyła mi dumny uśmiech.
Łzy napływają mi do oczu, a na jego twarzy pojawia się radość.
– No przestań!
Śmiejemy się, a ja biorę głośny wdech.
– O mój Boże, Mase. Rozwalisz tam jutro system.
– Kocham was, dziewczyny.
– My ciebie też.
Mase znika, a ja znów piszczę do Noah, którego łagodny wzrok jest utkwiony we
mnie.
– Chyba powinnaś już pójść spać.
– Po takiej informacji? Ta, jasne! Spróbuję zadzwonić do rodziców. W Niemczech
jest chyba teraz dzień, ale dwa razy oblałam historię, więc mogę się mylić.
Noah chichocze i mówi:
– Mogę jutro nie być dostępny.
– Meczowe skupienie, już wiem co i jak. – Przygryzam wargę. – Daj jutro czadu,
Romeo.
– For you I will. Zrobię to dla ciebie.
Uśmiecham się.
– R&B z lat dziewięćdziesiątych? Podoba mi się.
Uśmiech Noah jest wręcz zabójczy, chciałabym przeskoczyć do niego przez ekran
telefonu.
– Pa, piękna.
Macham do telefonu i się rozłączam.
Jutro mój brat osiągnie kolejny cel, który sobie wyznaczył. Jestem z niego bardzo
dumna.
Wiem, że sobie na to zasłużył; wiem, że jest dobry w tym, co robi, ale nie mogę
oprzeć się myśli, że Noah pomógł mu w dostaniu tej szansy, a Mason to wykorzystał.

– Dobra, skrzydełka wyciągnęłam z piekarnika. Chipsy są wsypane do miski,


a drzwi – Cameron wychodzi z kuchni i zasuwa zamek – są zamknięte.
– Piwa są otwarte, a dźwięk – podnoszę pilota – podgłośniony.
Idę pomóc jej przynieść wszystko do stolika i zaraz rozpoczyna się mecz.
Na linii bocznej widać Masona, jak wkłada kask i pociąga za ochraniacz.
Podskakuje, żeby się rozgrzać.
Nasz zawodnik schodzi na dwudziestkę, a na boisko wbiegają atakujący,
prowadzeni przez mojego brata.
Klaszczemy i wiwatujemy, stojąc zbyt blisko ekranu telewizora, kiedy Mason
udziela swoim zawodnikom ostatnich wskazówek. Rozchodzą się i zajmują swoje
pozycje, a pięć sekund później Mason zarządza podanie.
Piłka zostaje wyrzucona i ląduje w jego dłoniach; Mase odwraca się, udając, że
chce podać ją do biegacza, a potem cofa się, wyrzuca ją i zdobywa pierwszą próbę.
– Jeeeest! – wiwatujemy.
Gracze ponownie się ustawiają. Tym razem Mason przedziera się przez
przeciwników, biegnie jeszcze jedenaście jardów, a potem prześlizguje się, by uniknąć
zablokowania.
– Tak! Dwa snapy i dwie pierwsze próby!
– O mój Boże, ta akcja spodoba się trenerom! – Cameron się uśmiecha i wypija na
raz pół piwa.
Podnoszę do ust butelkę i przyglądam się Masonowi, który zerka na linię boczną.
Krótko kiwa głową i odwraca się, wskazując na prawo, a potem unosi i ustawia
z powrotem na murawie lewą stopę. Piłka zostaje wyrzucona, a on cofa się, patrząc na
drugi koniec boiska. Przeciwna drużyna atakuje, przedzierając się przez jego linię.
Mason zostaje powalony jednocześnie z prawego tyłu i lewego frontu. Jego tułów
skręca się w przeciwną stronę niż biodra, a plecy są zgięte. Jego kask zlatuje od
uderzenia, a on sam upada na murawę.
Cam i ja stoimy jak wryte przez kilka sekund.
– Cholera jasna.
– Skurwysyn.
Zaczynamy panikować i podbiegamy jeszcze bliżej telewizora.
– Nie, nie, nie…
– Ari, on nie wstaje.
Składam przed sobą ręce i kręcę się na boki.
– Wstawaj, Mase.
– Ari… On nie wstaje!
– Kurwa.
Poza kilkoma graczami, którzy znajdowali się blisko Masona, reszta drużyny
dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że ich rozgrywający ciągle nie wstał.
Brady przeciska się przez stłoczonych zawodników na boisko, a Chase przybiega
z linii bocznej w tej samej sekundzie.
Zaciskam zęby, a do oczu napływają mi łzy. Ogarnia mnie strach, który dostrzegam
też w chłopakach. Podbiegają do Masona, ale szybko zostają zatrzymani przez kilku
ludzi ze sztabu trenerskiego Avix. Krzyczą, próbując dojrzeć coś zza ludzi pędzących
w stronę mojego brata, ale zostają zmuszeni do pozostania na miejscu.
Brady zdziera z siebie kask, wymachuje nim i krzyczy coś, nie dopuszczając do
siebie tego, co się wydarzyło. To sprawia, że podbiega do niego dwóch kolejnych
liniowych. Przytrzymują go. Brady rzuca kaskiem, chwyta się za głowę i się odwraca.
Zakrywam usta dłonią.
Podskakuję, kiedy na stoliku zaczyna wibrować mój telefon. Odbieram i w tym
momencie coś ściska mi się w piersi.
– Tato! – Wpadam w panikę.
– Arianno, wszystko w porządku – zapewnia mnie niskim, spokojnym tonem. –
Weź głęboki oddech, dobrze?
Próbuję, ale mój oddech jest urywany i wywołuje ból między żebrami.
– Tato, on się nie rusza!
– Wiem, kochanie. Oglądamy. Jestem na głośniku?
Naciskam guzik.
– Teraz jesteś.
– Cameron, kochanie, wszystko w porządku? – pyta łagodnie, wiedząc, że jest tuż
obok mnie.
Cam kiwa głową, choć ten nie może jej zobaczyć, i gryzie nerwowo paznokcie.
– Mmmhmm. – Pociąga nosem.
– Dobrze, to dobrze. Wasze mamy są tutaj, twój tata też, Cam. I Lancasterowie –
mówi nam, a Cameron ściska moją rękę.
Siadam na stoliku, a ona staje przy mnie.
Gapimy się w ekran. Medycy stabilizują głowę Masona, trzej inni kucają przy nim.
Wokół stoi cały zespół.
– Czy z mamą wszystko w porządku? – Trzęsą mi się nogi.
– Boi się – odpowiada tata szczerze. – Tak jak my wszyscy. Ale jesteśmy tu razem
i to jest najważniejsze. Mason wie, że jesteśmy z nim, nawet jeśli jesteśmy daleko.
Pociągam nosem. Zrywam się na równe nogi, kiedy na boisko wchodzi Noah.
Sędzia próbuje zmusić go do cofnięcia się, ale on się z nim kłóci. Wstrzymuję
oddech, gdy stojący niedaleko Masona trener dostrzega Noah.
Rusza w jego kierunku, mówi coś, a Noah klepie go w ramię i biegnie w stronę
strefy końcowej.
– Co on robi? – szepcze Cameron, a ja kręcę głową.
– O kim mówicie? – zastanawia się tata.
Noah wyciąga rękę i chwyta gigantyczną kamerę, znajdującą się na prawo od
słupka bramki. Biorę gwałtowny oddech, gdy telewizja dzieli ekran na dwoje, a twarz
Noah pojawia się na jednej z jego części.
Komentatorzy, omawiający upadek Masona, zmieniają temat rozmowy i zaczynają
zgadywać, co robi rozgrywający. Ale nie mają pojęcia.
Ja mam.
Bo gdy tylko Noah dowiaduje się, że Mason żyje, spogląda prosto w kamerę, prosto
w moje oczy… i daje mi znak skinieniem głowy.
Wszystko we mnie pęka, łamie się, rozpada i znów łączy w jedność. Opadam na
kanapę, a łzy ciekną mi po policzkach.
– Wszystko w porządku – wyduszam z siebie.
– Co masz na myśli, kochanie? – dopytuje tata.
Cameron przenosi wzrok z telewizora na mnie.
– Skąd wiesz?
– Noah – odpowiadam im obojgu. – To właśnie chciał powiedzieć. Dawał mi znać,
że z Masonem wszystko w porządku.
Cameron wybucha płaczem i opada na kanapę.
– Kurwa, kocham tego typa.
Śmieję się chrapliwie.
– Tato, wszystko z nim w porządku.
– Kochanie… On dalej się nie rusza.
Kiwam głową, a chwilę później Mason zgina kolano. Okrzyk mamy sprawia, że nie
mogę złapać tchu.
Personel medyczny wstaje i ustawia się przy jego ramionach, a wtedy Mason unosi
lewą rękę, by dać wszystkim oglądającym znać, że żyje. Wózek załogi medycznej
wjeżdża na boisko, ale ratownicy nie kładą Masona na noszach. Tłum szaleje, kiedy
z pomocą medyków Mason staje na nogi, a potem powoli znów się kładzie. Odwożą
go, a ja słyszę westchnienia ulgi rodziców po drugiej stronie słuchawki.
Rozmawiamy jeszcze przez chwilę, tata zapewnia mnie, że zadzwoni, gdy tylko coś
będą wiedzieć. Mason ma już osiemnaście lat, więc pewnie nie dowiemy się niczego,
dopóki sam do nas nie zadzwoni.
Po godzinie odzywa się mój telefon. To Brady.
Cam i ja przeciskamy się przed ekranem.
– Brady!
– Hej, dziewczyny – mówi łagodnie, ze smutnym uśmiechem na ustach, podczas
gdy Chase stoi tuż obok niego. – Macie jakieś wieści?
– Jeszcze nie. Co wiecie? – pyta Cameron.
– Zabrali go do szpitala kilka kilometrów stąd, żeby zrobić wszystkie potrzebne
badania po wstrząśnieniu mózgu. – Wzdycha. – Tyle usłyszeliśmy od trenera.
– Możecie się z nim zobaczyć?
Zasmuceni, kręcą przecząco głowami.
– Wyjeżdżamy stąd autobusem, ale pojechał z nim trener. Mówi, że da nam znać,
gdy tylko będzie mógł, ale bez zgody Masona niczego nie mogą mu powiedzieć.
– Zamierzali położyć go na noszach, ale sam chciał zejść z boiska. – Chase
przesuwa dłonią po spoconej twarzy. – Myślę, że to ze względu na ciebie i waszą
rodzinę.
Kiwam głową.
– Tak, na pewno. Rodzice dzwonili. Oglądali.
– Cholera. – Brady spogląda na coś poza kamerą. – Jeden z chłopaków powiedział,
że słyszał, jak Mason dyszał i mówił coś o żebrach, sam nie wiem.
Znów kiwam głową i przygryzam dolną wargę.
– Zadzwonię do taty. Jeśli się czegoś dowiem, oddzwonię.
– Ja tak samo.
– Ari, wszystko będzie w porządku. – Chase patrzy mi w oczy. – Będzie okej.
Zadzwoń do mnie albo do Brady’ego, gdybyś, wiesz, po prostu chciała pogadać.
– Tak zrobimy. – Spoglądam na Cam i łapię ją za rękę.
– A wy, chłopaki, postarajcie się odpocząć w autobusie. – Cam kładzie głowę na
moim ramieniu. – Nie możecie nic więcej zrobić. Nie martwcie się za dużo.
Na ich twarzach pojawiają się ponure uśmiechy. Brady wzdycha.
– Musimy uciekać pod prysznic, bo nie zostało nam dużo czasu do wyjazdu.
– Lećcie. Napiszę do was.
Rozłączają się, a my opadamy na poduszki.
Dzwonię do taty, żeby dopowiedzieć to, czego się dowiedziałam. Mówi mi, że
właśnie dzwonił do szpitala, ale bez żadnego skutku. Cameron i ja spędzamy kilka
następnych godzin na krążeniu po pokoju i odgrzewaniu w kółko tego samego
jedzenia, któremu i tak znowu pozwalamy ostygnąć.
Kiedy słońce zaczęło wstawać, jeszcze czuwałyśmy, ale musiałyśmy w końcu
zasnąć, bo w pewnym momencie budzi nas walenie do drzwi. Cam zrywa się na równe
nogi i biegnie je otworzyć, a do środka wpadają Brady i Chase. Brady przytula najpierw
Cameron, a potem mnie.
– Coś nowego? – pyta.
Kręcę przecząco głową i odwracam się do Chase’a, który mnie przytula.
– Dlaczego do nikogo nie zadzwonił? Dlaczego szpital nie zadzwonił do twoich
rodziców?
Zamykam oczy.
– Nie wiem. Całą noc nie spałyśmy, czekając na wiadomości, i nic. Boję się.
– Wiem – szepcze i przyciąga mnie mocniej do siebie, a ja wciskam twarz w jego
pierś. – Wiem, że się boisz.
Delikatne stuknięcie sprawia, że podnoszę głowę. Wszyscy spoglądamy na drzwi,
które Cameron zostawiła szeroko otwarte.
W wejściu stoi Noah.
– Noah! – Wzdycham i czuję, jak moje mięśnie się rozluźniają.
Podbiegam do niego, a na jego ustach pojawia się niewyraźny uśmiech. Wchodzi
do środka i powoli mnie obejmuje, gdy rzucam się w jego objęcia.
Kiedy zaczynam płakać, szepcze wprost do mojego ucha:
– Ciii, Julio. Nie chcesz, żeby słyszał, jak płaczesz.
Szybko podnoszę głowę i marszczę brwi, a wzrok Noah łagodnieje.
Kiwa głową, wypuszcza mnie z objęć i wyciąga przede mnie dłoń, w której trzyma
komórkę.
– Jest teraz ze mną – mówi do zakłopotanego mężczyzny na swoim ekranie.
Mężczyzna kiwa głową i się odwraca. Słyszymy kliknięcie, a potem zmienia się
widok kamery i na ekranie pojawia się Mason na szpitalnym łóżku.
Nie mogę powstrzymać szlochu. Wyrywam telefon z dłoni Noah.
– Mase…
– Hej, siostrzyczko. – Jego głos jest chrapliwy, ale na ustach rozciąga się słaby
uśmiech.
– Wszystko dobrze! – Płaczę. – Wszystko dobrze?
Mason zaczyna się śmiać, ale od razu wydaje z siebie jęk i ściska kołdrę, którą jest
przykryty.
– Tak, wszystko dobrze.
Cameron wpycha się obok mnie, a zaraz za nią chłopaki.
Gdy Mason patrzy na naszą czwórkę, jego oczy wilgotnieją, więc szybko odwraca
wzrok.
– Co, frajerzy, tęsknicie za mną? – żartuje. W jego brązowym spojrzeniu maluje się
wdzięczność.
– Oczywiście, od razu przyszliśmy tutaj, bracie – odzywa się Brady, wiedząc, że
dokładnie tego on sam potrzebowałby w takiej chwili od przyjaciół. – Prosto
z autobusu.
Mason kiwa głową i spuszcza wzrok. Przygryza wargę i znów spogląda w ekran.
– Dwa pęknięte żebra i, uch – chrząka – zwichnięte ramię. Nie będę grać co
najmniej przez cztery tygodnie, może dłużej. – Jego szczęka drży.
Nikt nic nie mówi, bo wszyscy znamy Masona. Nie chce o tym słyszeć. Przyjął to do
wiadomości i tyle.
– Dobra wymówka na zrywanie się z treningów, dupku – żartuje Brady, mimo że
nie jest w nastroju.
Mason się uśmiecha, a o to chodziło.
– Ari, nie mów nic mamie i tacie. Zadzwonię do nich teraz i powiem, że jestem
trochę posiniaczony i muszę odpocząć. Tyle.
– Jesteś pewny?
Kiwa głową.
– Nie chcę, żeby się martwili ani żeby przerwali wycieczkę, na którą oszczędzali
cztery lata.
– Możliwe, że mama już zabukowała bilety.
Mason się uśmiecha.
– No tak, to lepiej się rozłączę i od razu do niej zadzwonię.
– Kiedy wrócisz do domu?
– Właśnie mnie wypuszczają, czekam tylko na dokumenty. Ten pan – wskazuje
głową na mężczyznę trzymającego telefon – przyniósł mi dres i coś do ubrania,
a trener zorganizował lot do domu małym odrzutowcem. Jakiś absolwent oglądał
mecz, widział wypadek i odezwał się do trenera, więc nie będę musiał czekać w tym
stanie na lotnisku.
– Super. O której mamy po ciebie przyjechać?
Mason kręci głową i marszczy czoło.
– Zadzwonię do Nate’a, żeby mnie odebrał i zawiózł do domu na plaży.
– Co? Dlaczego?
– Muszę odpoczywać przez dwa tygodnie, Ari, leżeć w łóżku. Akademik drużyny to
nie jest odpowiednie miejsce.
– Przyjedź tutaj, mogę ci pomagać.
– Ty masz zajęcia, a tam dom stoi pusty. Będę tylko spać i siedzieć na dupie. Lolli
i Nate są niedaleko, Parker i Kenra też. I Payton. Jeśli będę czegoś potrzebować, to mi
pomogą.
Patrzę na niego groźnie, ale kiwam głową. Zgadzam się, mimo że tak naprawdę
chciałabym się kłócić. On o tym wie, dlatego się do mnie uśmiecha.
– Ari.
– W porządku. – Wzruszam ramionami i pociągam nosem. – Ale jeśli nie będziesz
odbierać moich telefonów, jeśli nie odbierzesz choćby jednego połączenia, Mase, to
tam pojadę, przysięgam.
– Umowa stoi. – Jego twarz łagodnieje. Wzdycha i odchyla głowę do tyłu, gdy jego
oczy zaczynają zachodzić łzami.
Łamie mi się serce.
– Mase…
– Trzymajcie się – przerywa mi.
– Kochamy cię.
– Zadzwonię później. – Odwraca wzrok do mężczyzny trzymającego telefon. –
Rozłączmy się.
Kiedy połączenie się kończy, rzucam telefon na blat. Robi mi się słabo i chowam
twarz w dłoniach.
– Ja pierdolę.
Ktoś kładzie dłoń na moich plecach i gładzi je miękkimi okrężnymi ruchami.
– Na pewno wszystko z nim w porządku? – Cameron się martwi.
– To Mason – odpowiada jej Brady. – Zachował się dokładnie tak, jak
spodziewałbym się po nim w takiej sytuacji.
Spoglądam za siebie. Chase jest tuż za mną. Przytakuje Brady’emu.
– Chcesz, żebyśmy zostali? – pyta.
Kręcę głową z westchnieniem.
– Idźcie do domu, chłopaki, wyglądacie, jakbyście też niewiele spali.
– Jesteś pewna? – Zniża głos.
Odpowiadam tylko kiwnięciem głowy, a z moich pleców znika ręka, która je
gładziła. Jego ręka.
Chłopaki zbierają z podłogi swoje torby i jeszcze raz na nas patrzą.
Cameron się do mnie odwraca.
– Trey właśnie do mnie napisał… Chcesz, żebym została, czy… – Zerka w stronę
Noah.
– Idź. Już w porządku. – Wykończona, ocieram oczy. Patrzę na Noah, który
wcześniej się odsunął i teraz stoi oparty o ścianę. Odwracam się do niego, a on
podchodzi bliżej.
Podnosi rękę i zakłada mi włosy za ucho.
Wpatruje się we mnie swoimi niebieskimi oczami, teraz szalejącymi ze
zmartwienia. Podnoszę rękę, żeby na chwilę ścisnąć jego dłoń.
Już w porządku, przysięgam.
Lekko kiwa głową.
– Dziękuję – mówię mu łamiącym się głosem.
Noah kręci głową. Nie chce, żebym mu dziękowała, bo nie dlatego to dla mnie
zrobił. Zrobił to, bo wiedział, że tego potrzebuję, a on mógł mi to dać.
– Dziewczyny, idziemy do domu.
Spoglądam na nich i przytakuję.
Chase wychodzi, nie oglądając się za siebie, a Brady dziękuje Noah machnięciem
ręki.
– Zadzwoń do mnie później, Arinko. – Wbija we mnie surowe spojrzenie.
– Zadzwonię. – Krótko przytulam Cameron, a ona zaraz zamyka za sobą drzwi.
Kiedy wychodzą, odwracam się do Noah i emocje znów biorą nade mną górę.
Płyną mi łzy, więc się odwracam i ocieram oczy dłońmi.
– Przepraszam – szepczę, starając się powstrzymać szloch.
– Nie przepraszaj i nie chowaj się przede mną. – Noah podchodzi i przyciąga mnie
do siebie. – Do czego bym ci się przydał, gdybym nie przytulił cię, kiedy potrzebujesz
przytulenia?
– Przychodzi mi do głowy parę rzeczy. – Śmieję się przez łzy. Wzdycham i patrzę
na niego. – Po prostu się boję. Mason nie jest sobą bez futbolu. Nie chce, żebyśmy się
martwili, a to znaczy, że jest coś, o co powinniśmy się martwić.
Noah delikatnie ociera łzy spod moich oczu opuszkami kciuków.
– Może po prostu jest zły i potrzebuje kilku dni, żeby się z tym pogodzić?
Kiwam głową i przechylam ją, żeby pocałować jego dłoń.
Noah unosi w uśmiechu kącik ust, a ja głośno wzdycham.
Przykłada swoje czoło do mojego.
– Pisałaś do mnie przez całą noc. Spałaś w ogóle?
Wzruszam ramionami.
– Pamiętam jeszcze wschód słońca, a potem już chłopcy pukali do drzwi.
Silnymi, ciepłymi dłońmi obejmuje moje policzki.
– Powinnaś się przespać. – Puszcza mnie i odchodzi, żeby wziąć swój telefon
i włożyć go do kieszeni.
Idę za nim do drzwi. Odwraca się do mnie jeszcze, chwytając klamkę.
– Zadzwonisz do mnie, gdy wstaniesz? Mogę przyjść coś ci ugotować, przynieść
kawę…
Przekręca klamkę i otwiera drzwi, ale łapię je, zanim otworzą się na oścież. Noah
patrzy mi w oczy.
Wstrzymuję oddech, przesuwam rękę niżej, na jego dłoń, i zdejmuję ją z klamki.
Noah nieznacznie marszczy czoło, ale nie protestuje, kiedy zamykam drzwi.
Słychać tylko ciche kliknięcie zamka.
Bierze głęboki wdech, a ja staję na palcach i kradnę mu całusa.
Podnosi ręce i wplata je w moje włosy. Całuje mnie ciężkimi ustami, głodnymi
moich warg. To działa jak lekarstwo.
Potrzebuję tego.
Potrzebuję… jego.
Otwieramy oczy w tym samym momencie. Musi coś dostrzegać w moim
spojrzeniu, bo całe jego ciało drży.
Moje serce bije jak szalone. Przesuwam dłońmi po jego ramionach i łapię go za
ręce. Splatam nasze palce i szepczę:
– Zostań.
ROZDZIAŁ 28

Noah nic nie mówi, ale też się nie wycofuje. Nawet bym się po nim tego nie
spodziewała.
Ciągle wpatruje się w moje oczy. Na oślep prowadzę go do swojego pokoju, a jego
zdziwienie rośnie z każdym kolejnym krokiem.
Zatrzymuje się w drzwiach i patrzy na mnie wnikliwie swoimi oślepiająco
niebieskimi oczami. Puszczam jego dłoń, wchodzę do pokoju i chwytam za brzeg
swojej koszulki. Powoli ją zdejmuję i rzucam na podłogę między nami. Noah patrzy to
na mnie, to na koszulkę, a kiedy sięgam dłonią do stanika, by go rozpiąć, szybko
podnosi na mnie wzrok.
– Jeśli wejdę do tego pokoju…
– Noah, wejdź – szepczę ochryple.
Zaciska zęby i rusza do przodu. Kiedy wchodzi do środka, opuszcza go wszelka
niepewność.
Lewą dłoń zaciska na moim karku, a prawą obejmuje mój policzek. Przywiera do
mnie swoim gorącym ciałem. Jego usta zbliżają się do moich, ale w ostatniej
sekundzie wędrują na moją szczękę.
Delikatnie ssie moją skórę, drażniąc ją miękkimi ustami. Przeciąga nimi aż do
mojej wrażliwej szyi. Przygryza ją, a ja głośno wciągam powietrze i zanurzam palce
w jego włosach.
Nie zdaję sobie sprawy, że przesuwa nas do tyłu, dopóki moje łydki nie dotykają
brzegu łóżka. Gdy chcę się położyć, przygryza mocniej moją skórę, a całe moje ciało
drży.
Jego dłonie po nim wędrują. Opuszcza ramiączka mojego stanika i zdejmuje buty,
a kiedy łapię za brzeg jego koszulki, pochyla się, żebym mogła mu ją ściągnąć. Całuje
mnie wtedy w brzuch, a koszulka zaplątuje mu się wokół szyi.
Śmieje się przy moim brzuchu, a ja wciskam palce stóp w dywan.
– Ktoś tu ma łaskotki. – Ściska moje biodra.
Znów próbuję pozbyć się jego koszulki i tym razem mi się udaje. Uśmiecham się do
niego, kiedy na mnie spogląda.
Prostuje się i unosi mnie, trzymając za uda. Zaciskam nogi wokół jego ciała, a on
się uśmiecha i przywiera do moich warg.
Całuje mnie mocno, jęcząc w moje usta, kiedy ciągnę go za włosy. Opiera jedno
kolano o materac, a potem drugie. Patrzy mi w oczy.
– Nie wiem, czy rozumiesz, co to ze mną zrobi… – mówi donośnym, mocnym
głosem. Jego spojrzenie jest ciemne i zdecydowane. Obiecujące.
Hipnotyzujące.
Ściskam go mocniej, a on wygodniej układa kolana na materacu.
– Chcę ci coś powiedzieć – mówię nagle.
– Powiedz.
Spuszczam głowę.
– Trochę się wstydzę.
Podnosi dłoń i przesuwa jej zewnętrzną stroną po mojej szyi, zmuszając mnie, bym
spojrzała mu w oczy.
– I tak mi powiedz.
Desperacja w jego głosie jest prawie bolesna.
Przejeżdżam kciukiem po jego dolnej wardze i przysuwam się do jego ucha.
– Myślałam o tobie – szepczę. – Kiedy cię nie było… Myślałam o tobie. Rano, po
południu i w nocy. – Całuję go przy uchu. – Zwłaszcza w nocy…
Jego klatka piersiowa unosi się teraz szybciej, a długie palce wplątują w moje
włosy. Delikatnie mnie za nie ciągnie, aż moja twarz znajduje się przy jego twarzy.
Zmarszczki na jego skroniach się pogłębiają.
Głośno przełykam ślinę. Przenosi na moment wzrok na moją szyję i szybko wraca
do moich oczu.
– Zastanawiałam się, jak by to było mieć cię w swoim łóżku – mówię.
Ogień w jego oczach staje się jeszcze bardziej upajający. Ośmielający.
– Marzyłam o tym… Fantazjowałam o tym.
Noah drży z pragnienia.
– Tak bardzo, że aż bolało – mruczę. – Więc musiałam…
– Dotykać się. – Opiera czoło o moje i przesuwa językiem po moich wargach. –
Musiałaś się dotykać?
Kiwam głową.
Powoli kładzie mnie na łóżku i uwalnia się z mojego uścisku.
Przesuwa dłońmi po moich udach, łapie za spodenki, rozpina je i zdejmuje razem
ze stringami. Znów na czworakach, opiera dłonie na kołdrze tuż przy moich żebrach
i mówi:
– Pokaż.

Szerzej otwiera swoje złote oczy. Jej idealne ciało odrobinę się spina, więc ją
uspokajam.
Mówię jej, co działo się w mojej głowie, z ustami tuż przy jej wargach.
– Robiłem to samo, Julio. Pod prysznicem. W łóżku.
Przesuwam językiem po jej ustach, a ona niecierpliwie, bez słów błaga o więcej.
– W swoim łóżku.
Wpatruje się w moje oczy, szukając kłamstwa, którego nie znajdzie.
Powoli, ale bez wahania, jej palce wędrują między piersiami. Rumieni się,
opuszczając dłoń niżej, aż znika między nogami.
Całe moje ciało drży, a twardy członek ociera się o dżinsy.
– Powiedz, co ci wtedy robiłem – szepczę.
Czerwieni się, ale zamyka oczy i mówi:
– Najpierw pocałowałeś mnie w szyję.
Przysuwam usta do tego miejsca.
– A potem przygryzałeś moje ramię.
Podążam od szyi do ramienia i ssę skrawek skóry, przy którym się zatrzymuję,
a ona bierze głęboki oddech.
Jedną dłonią muska moje spodnie, a drugą masuje łechtaczkę. Napinam wszystkie
mięśnie, rozpaczliwie pragnąc poczuć ją przy sobie.
– Stamtąd podążałeś w dół, ale nie do końca.
Biorę do ust jej twardy sutek i powoli kręcę wokół niego językiem. Ssę go, tym
razem trochę mocniej niż przedtem.
Jęczy i drży pod moim dotykiem.
– Rozporek… Ty…
Teraz jej dłonie poruszają się szybciej. Na dźwięk rozsuwanego zamka otwiera
szeroko oczy. Spuszcza wzrok i otwiera usta, kładąc dłoń na wybrzuszeniu w moich
majtkach.
Pozbywam się reszty ubrań, a ona kładzie głowę na poduszce.
Zaciska nogi, starając się spotęgować napięcie, ale rozluźnia się, kiedy się nad nią
pochylam, a mój twardy penis dotyka jej uda.
Patrzy mi w oczy.
– I wtedy nie robiłeś tego ręką. – Jej policzki płoną. Ściska swoją łechtaczkę między
palcami. Jej uda zaczynają się trząść. Zbliża się do orgazmu.
Znów się przesuwam i tym razem opieram kolano o materac między jej nogami.
Przykładam usta do jej warg i szepczę:
– A co robiłem, kochanie?
Jęczy, a ja chwytam jej rękę, zabieram ją spomiędzy jej nóg i przyciskam do łóżka
nad jej głową. Jednocześnie układam drugie kolano między jej nogami.
– Powiedz, co zrobiłem.
– Przycisnąłeś się do mnie.
Zbliżam się do niej i oboje wzdychamy, kiedy nasze rozpalone ciała dotykają się po
raz pierwszy.
Zaciskam zęby i zanurzam twarz w jej szyi. Jest wilgotna, a ja natychmiast robię się
mokry z podniecenia. Nie mogę się powstrzymać i opieram się o nią całym ciałem.
– Tak – mruczy. – Właśnie tak.
Zatapiam palce w kołdrę.
– Dotknąłem cię swoim kutasem? – Odsuwam się odrobinę i znów napieram na
nią, tym razem mocniej. Czuję, jak zaciskają się mięśnie moich ud.
– Tak – jęczy i unosi głowę, żeby pocałować mnie w szyję. Ssie ją, gryzie
i szepcze: – A potem we mnie wszedłeś.
Przygryzam jej wargę, a wtedy ona unosi kolana i przyciska ciało do moich bioder.
– Wejdź we mnie, Noah.
Mój oddech przyspiesza, a wszystkie mięśnie napinają się w pożądaniu.
– Nie chcę cię skrzywdzić.
Jej twarz łagodnieje. Obejmuje moje policzki i kręci głową.
– Nigdy byś tego nie zrobił. – Wzdycha i przysuwa swoje usta do moich. Jej
pocałunek jest miękki i słodki, ale głos cholernie stanowczy, kiedy powtarza: – Wejdź
we mnie.
Odsuwam się odrobinę i wchodzę w nią jednym, długim, wolnym, ale
zdecydowanym ruchem.
Bierze głęboki wdech i wygina się tak, że widzi ścianę z tyłu. Unoszę się nieco
i spoglądam na boginię, którą mam pod sobą.
Patrzy mi prosto w oczy. Wypełniam ją całkowicie.
Czułość, która od niej płynie, sprawia, że mój puls przyspiesza. Kiedy z kolejnym
oddechem najjaśniejszy z uśmiechów rozciąga się na jej ustach, jestem pewny.
Stało się.
Przepadłem.
Przepadłem już dawno.
Wtapiam się w nią, wchodzę i wychodzę, powoli i stanowczo. Moje ruchy są długie
i głębokie. Kusząca tortura. Tak cholernie upragniona słodka agonia.
Ari obejmuje mnie nogami i piętami na moich plecach przyciąga mnie jeszcze
bliżej do siebie.
Przyspieszamy, a ona jęczy coraz głośniej.
Jej jęki. Jej oddechy.
Bicie jej serca.
Przysuwam usta do jej piersi, a ona przyciska do siebie moją głowę. Więc daję jej
to, czego chce. Zęby.
Gryzę, a ona krzyczy.
Liżę, a ona się trzęsie.
Ssę… a ona drży.
Jej mięśnie się napinają. Obejmuje mnie, gdy zaczyna dochodzić.
Walczy z tym i przyciąga moje usta do swoich. Jej pocałunek jest mocny,
wygłodniały, agresywny, a ja daję jej w zamian to samo.
Moje biodra poruszają się w przód i w tył, krążą i napierają. Upewniam się, że jej
łechtaczka porusza się razem z moim ciałem, tak jak jej cipka. Posuwam ją,
odwlekając jej orgazm tak długo, jak to możliwe, podczas gdy ona dziko jęczy.
Odrywa się od moich ust, znów zbliżając się do mojego ucha. Brakuje jej tchu, głos
ma ochrypły, a jej napiętym ciałem targają gwałtowne wstrząsy. Chce, żeby to trwało,
walczy z orgazmem, którego tak bardzo pragnie, ale w końcu się poddaje. Unosi się
z jękiem, który doprowadza mnie do szaleństwa, chcąc, bym wszedł głębiej. Otwiera
usta i mruczy:
– I wtedy do-oszłam.
– Na moim kutasie? – pytam i unoszę jej biodra tak, że teraz wiszą w powietrzu.
– Ta-ak. Na twoim kutasie.
Jej skóra czerwienieje, a wszystkie moje mięśnie znów się spinają. Żar narasta.
Ari przygryza moją dolną wargę, wbija we mnie zamglone spojrzenie i szepcze:
– I wtedy ty też doszedłeś.
Jestem już kurewsko gotowy. Ona popycha mnie do krawędzi.
Złączony w ekstazie z dziewczyną, której nie mógłbym sobie wyobrazić
w najśmielszych snach, dochodzę. Długo i mocno.
Jej cipka zaciska się na mnie i pulsuje, a ja jęczę i drżę.
Trzymam ją tak, dopóki nie złapiemy tchu. Nasze ciała są mokre od potu.
Dopiero wtedy z niej wychodzę i opadamy na łóżko.
Ari nie przestaje patrzeć mi w oczy. Po kilku chwilach milczenia zaczyna
przygryzać wargę. Wkłada rękę pod głowę i się do mnie odwraca.
Wyciągam dłoń, by dotknąć jej ust.
– Co?
– Naprawdę o mnie myślałeś?
Śmieję się cicho i kiwam głową.
– Naprawdę… dotykałeś się… myśląc o mnie?
Znów kiwam głową i przeciągam dłonią po jej szyi i wzdłuż ramienia.
Uśmiecham się powoli, a ona spogląda na mnie i szepcze dokładnie to, czego się
spodziewałem.
– Pokaż…
Daję jej to, czego chce.
I jestem pewny, że zawsze już będę.
ROZDZIAŁ 29

Wsuwam rękę pod kołdrę, ale Noah ją łapie i unosi brew.


– Miałaś się przespać. – Patrzy na mnie z uśmiechem.
– Wyśpię się na starość.
Śmiejąc się, wychodzi z łóżka, a moim oczom ukazuje się jego cudownie nagie
ciało. Wkłada bokserki i dżinsy i odwraca się do mnie z koszulką w dłoni.
Klepie skraj łóżka, dając znać, żebym się zbliżyła, więc czołgam się w jego stronę.
Wciąga mi koszulkę przez głowę, daje całusa i przerzuca mnie sobie przez ramię.
Piszczę, starając się zakryć goły tyłek, a on podnosi rękę i łapie mnie za pośladek,
niosąc do salonu. Przestaję się wyrywać i upajam się ciepłem jego dotyku.
– Skoro nie będziesz spać, to chociaż pozwól mi cię nakarmić. Zaczęło ci burczeć
w brzuchu godzinę temu.
Kładzie mnie na kanapie i uśmiecha się do widoku, który daje mu moja podwinięta
koszulka. Rzuca mi koc na głowę i idzie do kuchni.
Nie umiem przestać się uśmiechać. Układam się na poduszkach i podciągam koc
pod brodę. Włączam wczorajszy mecz w tym momencie, na którym skończyłyśmy
oglądanie… Zaraz po tym, jak Mason został zabrany z boiska. Byłyśmy zbyt
zmartwione, by móc oglądać dalej.
Gdy tylko wciskam „play” i z telewizora dobiega głos komentatorów, odzywa się
Noah. Łagodność w jego tonie sprawia, że robi mi się ciepło w całym ciele.
– Nie musisz tego oglądać – mówi.
Przygryzam wargę i wpatruję się w ekran.
– Mój mężczyzna jest rozgrywającym. – Uśmiecham się pod kocem. – Więc tak,
muszę.
Noah nie odpowiada, ale wiem, że też się uśmiecha.
Nie wiem, co Noah mi przygotowuje, bo następną rzeczą, jaką pamiętam, jest
pobudka w ciemnym mieszkaniu, gdy już go nie ma.
Wypijam szklankę wody i zmuszam się do pójścia pod prysznic. Stoję pod
strumieniem, dopóki nie kończy się ciepła woda. W myślach odtwarzam dzisiejszy
poranek.
Po wyjściu kieruję się do kuchni i podnoszę telefon z blatu.
Znajduję wiadomość od Noah.
Romeo: Próbowałem Cię obudzić i powiedzieć, że muszę wyjść, ale nawet
nie drgnęłaś. Tak, sprawdziłem, czy oddychasz. Jedzenie jest w mikrofalówce.
Uśmiecham się do telefonu.
Romeo: Jadę do mamy. Drużyna idzie o siódmej na pizzę kilka przecznic od
kampusu. Daj znać, czy chcesz pójść.
Na myśl, że nie będzie tam mojego brata, czuję ukłucie w sercu. Ale wkurzyłby się,
gdybym nie poszła ze względu na niego, choć jednocześnie byłby też zły, że będę tam
z całą bandą facetów.
Ale przecież będę z Noah. Brady i Chase też tam przyjdą.
Więc się zgadzam.
W mikrofalówce znajduję dwa burrito z jajkiem i serem. Nic więcej nie było
w lodówce. Jest już piąta po południu, więc odgrzewam tylko jedno, żeby potem móc
zjeść jeszcze pizzę.
Dzwonię do Masona na FaceTimie. Czuję ulgę, że jest już w domu. Rozłożył się na
łóżku z wielkim talerzem tostów francuskich, które przyniosła mu Lolli.
Uśmiecha się i wygląda już trochę lepiej niż rano, choć dalej jest wycieńczony. Ale
przecież to dopiero pierwszy dzień po wypadku. Rozłączam się spokojniejsza. Czuję
się dobrze i chcę też teraz dobrze wyglądać.
Więc powoli przygotowuję się do wyjścia.
Ułożyłam włosy w luźne loki, a oczy podkreśliłam błyszczącym cieniem i ciemnymi
kreskami. Szminkę mam tak samo czerwoną jak koszulkę, a dżinsy z wysokim
stanem – obcisłe.
Gdy tylko kończę zawiązywać buty, pojawia się Noah, żeby mnie zabrać. Jego
cudowne niebieskie oczy go zdradzają. Ostatnią rzeczą, jaką chce teraz zrobić, to…
wyjść z tego pokoju.
Przechyla głowę i otwiera usta, ale nic nie mówi, tylko śmieje się ochryple.
Powstrzymuję się od uśmiechu i idę w stronę drzwi.
Pizzeria to uroczy, rodzinny lokal. Siwowłosa kobieta za ladą jest niezwykle
uprzejma, a jej pełne usta przypominają mi babcię.
Jedzenie okazuje się pyszne, a porcje obfite, co jest kluczem do sukcesu przy
dwunastu sportowcach. Kilku z nich podchodzi do mnie, by zapytać o Masona.
Każdemu odpowiadam to samo: że czuje się dobrze, odpoczywa i już nie może się
doczekać powrotu na boisko. Założę się, że Brady i Chase w akademiku już im to
mówili, ale wstawieni faceci po prostu lubią gadać z dziewczynami. Jestem pewna, że
te pytania były tylko pretekstem, by podejść do mnie, Cam i reszty dziewczyn, które
z nami siedzą. Po chwili z głośników rozlega się wolna muzyka, a podchmielone
chłopaki odsuwają stoliki na boki. Za moment już tylko ja siedzę przy stole, bo
wszystkie dziewczyny dołączyły do chłopaków na parkiecie.
Noah chce do mnie podejść, ale Trey szybko go zgarnia, bo zwalnia się stół
bilardowy.
Patrzy na mnie, ale ja go popycham.
– Idź. – Uśmiecham się. – Chodził za tobą, żebyś z nim zagrał, od kiedy tu
przyszliśmy.
Noah zabawnie jęczy i idzie za kolegą.
Wtedy podchodzi do mnie Brady i stawia przede mną szklankę piwa.
– Wypij to. Wiem, że zeszłej nocy dostałaś po dupie, bo moja też jest posiniaczona.
– No, nie mylisz się. – Unoszę szklankę i biorę niewielki łyk. – Rozmawialiście
z nim?
– Nie, jeszcze nie chce z nami gadać. Damy mu dwa dni i ani minuty więcej.
– Niczego innego by się nie spodziewał. – Uśmiecham się do niego szeroko i biorę
kolejny łyk piwa. Przesuwam wzrok ponad ramię Brady’ego i się pochylam. – Nie
odwracaj się teraz, ale właśnie weszła twoja znajoma i wygląda na to, że cię
zauważyła.
Brady odwraca się cały, a ja chichoczę. Dziewczyna szybko spuszcza głowę
i zakłada włosy za ucho. Brady uśmiecha się i przenosi na mnie spojrzenie.
– To ta nieśmiała panienka z biblioteki, prawda?
– Tak, to ona.
– Uch – szepcze, duszkiem dopija swoje piwo i odstawia szklankę na stół
z głośnym uderzeniem. Wstaje i pochyla się nade mną. – A mówiłaś, że wcale nie
złapałem jej w swoje sidła.
Śmiejąc się, macham mu ręką na pożegnanie i w tym samym momencie obok mnie
siada Chase.
Opiera się tak, że prawie zsuwa się z kanapy, ale szybko się poprawia. Do ust ma
przyklejony pijacki uśmiech.
Rozbawiona, zaciskam usta.
– Dobrze się czujesz?
Kiwa głową, bierze kolejny łyk i patrzy mi w oczy.
– Cześć.
– Cześć – odpowiadam z uśmiechem.
– Jesteś z nim?
Uśmiech zamiera mi na ustach. Otwieram buzię, ale nie udaje mi się wypowiedzieć
żadnego słowa. To pytanie, tak nagłe i nieoczekiwane, sprawia, że nieruchomieję.
Przeszywa mnie wzrokiem, a ja cała się spinam.
– Mówisz teraz poważnie?
– Czy możesz po prostu… – Marszczy brwi. – Po prostu mi to powiedz. Proszę.
Ogarnia mnie zdumiewająca pustka, ale kiwam głową.
– Tak, jestem z nim – odpowiadam silnym, pewnym głosem. Wiem, że to do niego
dociera.
Chase spuszcza głowę i cicho stuka dłońmi w stół.
– Okej. – Patrzy na bok i wstaje.
Obserwuję, jak odchodzi. Ogarnia mnie smutek, ale przeważa nad nim poczucie
ulgi. Atmosfera została oczyszczona.
Cameron opada na miejsce obok mnie i patrzy na mnie wyczekująco.
– Pytał o mnie i Noah.
– I…?
– I powiedziałam mu prawdę: że jesteśmy razem.
Cameron wzdycha z ulgą.
– Dobrze. To dobrze. Może po prostu chciał się upewnić, że między wami wszystko
okej.
Kiwam głową, ale i tak, zamyślona, marszczę czoło.
– No.
Może.

Kilka godzin i kilka kufli później miejsce jest już tak hałaśliwe, jak można by się
tego spodziewać. Ta odrobina energii, którą zyskałam po drzemce, powoli mnie
opuszcza.
Kładę głowę na ramieniu Noah, a on głaszcze mnie po plecach.
– Chcesz wracać?
Spoglądam na niego.
– Tak, ale ty możesz zostać. – Patrzę w stronę Cameron i Treya, którzy właśnie
żegnają się z ludźmi przy swoim stoliku. – Cameron chyba już wychodzi, więc mogę
pojechać z nią.
Noah przesuwa dłonią po mojej brodzie, a ja się uśmiecham.
– Chcę cię odwieźć i pocałować na dobranoc.
Ciepło rozchodzi się po całym moim ciele. Kiwam głową, zgadzając się.
– Oki.
– Hej, bitch, my się zmywamy. – Cameron staje przede mną.
Podnoszę się, a Noah zaraz za mną.
– My też.
– Super. – Cameron obejmuje mnie ramieniem i ciągnie za sobą.
– Idę pożegnać się z chłopakami, spotkamy się przy wyjściu – mówi Noah
i ruszamy w przeciwnych kierunkach.
– Wiesz co? – szepcze do mnie Cameron, gdy Trey rozmawia przez telefon kilka
metrów obok. – Tak jakby zamierzam spędzić noc z Treyem.
– Och, tak?
– Tak. – Zabawnie porusza brwiami i obie się śmiejemy. – Dasz sobie radę? –
Martwi się.
– Bez problemu. – Przytulam ją, a potem Treya i gdy tylko znikają, od razu pojawia
się przy mnie Noah.
Za kilka minut podjeżdżamy pod mój akademik.
– Fajnie było – mówię mu, przeciągam kartę przy drzwiach wejściowych i naciskam
guzik windy.
– Poczułem się jak kretyn, kiedy zapytałem cię o wyjście.
Odwracam głowę w jego stronę.
– Co? Czemu?
– Mason. – Wzrusza ramionami. – To nie był dobry moment.
Kręcę głową i go obejmuję.
– Jak możesz zachowywać się tak bardzo… jak ty? Jesteś studentem ostatniego
roku, który gra w futbol jak gwiazda. Powinieneś być zarozumiałym, samolubnym
kutasem.
Noah odchyla głowę do tyłu i się śmieje, czym sprawia, że ja też się uśmiecham.
– A jesteś słodki i skromny, i zdecydowanie za dużo myślisz o innych.
Na jego ustach pojawia się uśmiech zadowolenia. Ściska moje biodra.
– I get it from my mama. Mam to po mamie – śpiewa, a ja się śmieję.
Po chwili wzdycham i mówię:
– Nie wątpiłam w to ani przez chwilę… I powinieneś wiedzieć, że Mason by mi
nagadał, gdybym nie poszła ze względu na niego.
– Dobrze.
Otwieram usta ze zdziwienia, a Noah się śmieje, łapie mnie za rękę i prowadzi
wzdłuż korytarza.
– Dupek. – Klepię go w brzuch, a on mocniej łapie mnie za rękę, podnosi ją do ust
i całuje.
Kiedy wyciągam klucze i otwieram drzwi, spoglądam na Noah.
– A co do całowania na dobranoc…
Uśmiecha się, przysuwa do mnie i zbliża swoje usta do moich, ale szybko
odgradzam nas dłonią. Mruży oczy z rozbawieniem.
– Julio.
– Noah.
Przyciąga mnie do siebie, chwyciwszy za szlufki przy moich spodniach.
– Daj mi te usta – żąda łagodnie.
– Cameron zostaje na noc u Treya.
Wpatruje się we mnie.
Już prawie tchórzę i chcę się wycofać, ale on to zauważa. Kciukami zaczyna
rysować kółka na moich biodrach.
Przysuwa się do mnie jeszcze bliżej i przyciska do drzwi. Jego ciepły, świeży zapach
atakuje moje zmysły, a moje ciało roztapia się pod jego dotykiem.
– Dalej będziesz przy mnie nieśmiała? – droczy się z szelmowskim uśmiechem. –
Nawet po tym, co się dziś wydarzyło? – Wsuwa dłonie w tylne kieszenie moich
spodni, chwyta moje pośladki i przyciska mnie do siebie. – Nawet po tym, jak byłem
w tobie?
Robi mi się gorąco, a usta Noah rozciągają się w jeszcze szerszym uśmiechu.
Bo wie, co ze mną robi… I wie, co zrobi ze mną za moment.
Chwytam za sznurki u kaptura jego bluzy i wciągam go do środka.
Jego śmiech jest głęboki i obiecujący. Sprawia, że mam motyle w brzuchu.
Noah zamyka za nami drzwi.
ROZDZIAŁ 30

Lori na pilocie przy łóżku naciska wzywający pielęgniarkę guzik, a Noah podbiega
do niej, zmartwiony.
– Spokojnie, kochanie. – Odwraca głowę w jego stronę. – Potrzebuję tylko drobnej
pomocy.
– Ja mogę ci pomóc. – Marszczy czoło i wyłącza guzik, ale ona wciska go ponownie.
– Noah, przestań. – Uśmiecha się i spogląda na kobietę, która właśnie wchodzi do
pokoju. – Cathy, wreszcie możesz poznać mojego syna… Ari.
Uśmiecham się. Noah na mnie spogląda, a irytacja znika z jego twarzy. Macham
pielęgniarce na przywitanie.
– Miło panią poznać.
– Ciebie również. – Uśmiecha się do mnie szeroko, podchodząc do łóżka Lori. – Co
mogę dla ciebie zrobić, kochana?
– Pamiętasz tę nową drukarkę na dole, o której mi mówiłaś? – pyta Lori. –
Mogłabyś dla mnie zrobić zdjęcie tej dwójce? Może przy tych dyniach, które stoją na
patio, jeśli jeszcze tam są?
Kobieta uprzejmie się uśmiecha i kiwa głową.
– Oczywiście. – Patrzy na nas. – Chodźcie za mną.
Noah się waha, ale powoli wstaje z krzesła.
– Spotkajmy się w hallu za minutę.
Marszczę brwi, ale kiwam głową.
– Tak, jasne.
Kiedy wychodzą, Lori się do mnie odwraca.
– Nie masz nic przeciwko zrobieniu sobie zdjęcia, prawda?
– Ani trochę.
– Po prostu… Chcę to pamiętać. Swojego syna szczęśliwego. – Jej oczy zachodzą
łzami i szybko mruga, by je osuszyć. – Nawet gdy się uśmiecha, zawsze jest to smutny
uśmiech. Martwię się za każdym razem, gdy stąd wychodzi. Nie o siebie. O niego.
Wiesz, że miał się urodzić w sylwestra?
– Naprawdę?
– Mhmmm. Byłam już w szpitalu i w ogóle, ale on był uparty. Myślałam, że urodzi
się najwyżej kilka dni później, ale nie, kazał mi czekać.
– Aż do dwudziestego dziewiątego stycznia.
– Tak – mruczy, jakby zadowolona, że o tym wiem.
Spoglądam na drzwi i pochylam się nad nią.
– Chciałabym coś dla niego zrobić, ale potrzebuję pani pomocy.
Wyjaśniam jej krótko swój pomysł. Jej oczy zaczynają się szklić, a ręka trząść, gdy
sięga nią do mojego policzka.
– Moja słodka, słodka dziewczynko – mówi drżącym głosem. – Nawet nie wiem, jak
mogę wyrazić słowami to, co dla mnie zrobiłaś. Co dla mnie robisz.
Oblewam się rumieńcem.
– Więc mogę do pani później zadzwonić?
– Oczywiście, że możesz. – Kiwa głową i popycha mnie w stronę drzwi, żebym
biegła do czekającego na korytarzu Noah.
Wygląda na rozdartego, ale daje mi rękę i idziemy za Cathy na patio.
Okazuje się, że to duży, wyłożony kamieniami dziedziniec. Wokół niego rozciąga
się rząd latarni świecących ciepłym światłem. W najdalszym kącie ustawiono bele
siana, a dookoła rozłożono dynie wszelkich kształtów i rozmiarów. Cathy prowadzi
nas i wyciąga telefon.
– Ustawcie się, gdzie chcecie – mówi z uśmiechem.
Noah patrzy na halloweenowe dekoracje i coś przemyka po jego twarzy. Może
poczucie upływającego czasu? Zamiast więc łączyć tę chwilę z konkretnym okresem
w roku, o którym może potem pamiętać, łapię go za rękę i prowadzę do fontanny na
środku. Z obu jej stron stoją ułożone w schodki kamienne donice z piwoniami.
Noah patrzy na mnie i z tym jednym spojrzeniem niewypowiedziany ból, który go
ogarniał, znika. Siada na brzegu fontanny i sadza mnie sobie na kolanach, obracając
tak, by moje ramię opierało się o jego tors. Całuje mnie w policzek i odwraca się do
przodu, a ja opieram o niego głowę. Obejmuje mnie ramionami, a pielęgniarka
podnosi telefon.
– Gotowi?
– Gotowi.
Uśmiechamy się, a ona robi nam zdjęcie i odchodzi.
Zanim wstaję, Noah przesuwa dłonią po moich włosach, przyciąga moje usta do
swoich. Pocałunek jest miękki i tak spokojny, że coś zaciska mi się w piersi.
– Dziękuję ci – szepcze.
– Za co?
– Za wszystko.
Ogarnia mnie jego ciepło. Siedzimy tak chwilę, po prostu na siebie patrząc.
Wracamy razem do jego mamy i rozmawiamy z nią jeszcze przez moment, ale
nasza wizyta zostaje przerwana, kiedy ona zaczyna mylić słowa.
Żegnamy się i tym razem droga do samochodu jest dość ponura.
Noah jest cichy, zbyt cichy, więc po kilku minutach jazdy w milczeniu otwieram
okno, by niespodziewanie otrzeźwić go świeżym powietrzem. Rzuca mi krótkie
spojrzenie.
Tak jak się spodziewałam, na jego ustach pojawia się nieznaczny uśmiech.
– Zabierz mnie gdzieś.
Wyciąga do mnie rękę i przesuwa mnie na środkowe siedzenie, a potem kładzie
dłoń na moich udach.
– Dokąd chcesz jechać?
– W jakieś miejsce, które kochasz. Dokąd możesz zawsze pojechać i samo
przebywanie tam sprawia, że się uśmiechasz.
Spogląda na mnie, zdziwiony, a ja się śmieję.
– No weź, musisz mieć takie miejsce. Każdy ma, prawda?
– A ty pokażesz mi swoje?
– Pokażę.
– Założę się, że już wiem, gdzie ono jest.
– Założę się, że wiesz.
Uśmiecha się i zawraca.
Przysięgam, że mogłabym się domyślić, dokąd pojedziemy, gdybyśmy zagrali
w zgadywanie. Więc nie jestem nawet trochę zaskoczona, kiedy Noah parkuje
i wychodzimy z samochodu przed rozciągającą się na sto jardów murawą
z wymalowanymi na niej białymi liniami.
– Twoje liceum? – Spoglądam na duży budynek po lewej, z wymalowanym na
elewacji wielkim orłem.
– Moje liceum – przytakuje, a uśmiech nie schodzi z jego twarzy. Wzdycha
i przygląda się każdemu centymetrowi przestrzeni, od boiska do bieżni wokół niego,
od schodów do pomieszczenia dla komentatorów nad trybunami.
Wchodzi na boisko i dotyka stopą linii czwartego jardu.
– To tutaj Thomas Frolly złapał ostatnie moje podanie na tym boisku i zdobył
zwycięski touchdown.
Klaszczę, a on się kłania.
Biegnie, jakby biegł z piłką, robi krok w lewo, ale rzuca się w prawo i przeskakuje,
jakby przeskakiwał nad obrońcą. Kiedy ląduje, odwraca się do mnie.
– A tutaj stałem, kiedy ogłosili króla balu na zjeździe absolwentów. Przegrałem.
Śmieję się, a Noah puszcza do mnie oko.
Biegnie w stronę bramy, a ja się odwracam i idę za nim.
Dotyka biało-czarnego znaku zabraniającego palenia na terenie szkoły.
– A tutaj – woła do mnie – pocałowałem królową balu maturalnego!
– Szczęściara. – Staję na palcach i go całuję.
Uśmiecha się, ale się odsuwa. Na jego twarzy pojawia się cień ostrożności.
Oblizuje usta.
– Paige była królową balu.
– Wiedziałam – wymyka mi się, zanim zdążę się powstrzymać. – Przepraszam. Nie
chciałam powiedzieć… W sensie chciałam powiedzieć, że domyśliłam się, że coś
między wami było.
– To nie tak. – Kręci głową i próbuje wyjaśnić: – To znaczy tak, ale to nie było…
Nie chodziło o mnie i o nią. Jej tata zachorował mniej więcej w tym samym czasie co
moja mama i po prostu oboje potrzebowaliśmy otuchy. I tylko o to chodziło.
Po skończeniu liceum nigdy nic więcej się między nami nie wydarzyło.
Kiedy wypowiada ostatnie słowa, ogarnia mnie poczucie ulgi. Nawet nie zdawałam
sobie sprawy, że tak tego potrzebowałam. Myślę o Noah, kiedy pierwszy raz
zadzwonili do niego z informacją o mamie. Jak po tym wrócił do domu, a jej tam nie
było, bo leżała w szpitalnym łóżku. Wiem, że miał przyjaciół, ale z tego, co mówiła
Lori, wynikało, że nie tak bliskich, jak miałam ja. Nie takich, do których możesz się
zwrócić ze wszystkim, bez względu na porę i powód.
Paige była przy nim i sprawiała, że czuł się mniej samotny, bo rozumiała jego ból.
Jestem wdzięczna, że miał choć tę jedną osobę, do której mógł zadzwonić.
– Byliście samotni i mieliście siebie – szepczę. – Gdybym ja nie miała swojej
rodziny ani przyjaciół… Mówiąc szczerze, nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić.
Cieszę się, że była przy tobie.
Noah wygląda, jakby się trochę rozluźnił.
– Jest dobrą przyjaciółką.
– Tak – zgadzam się. – Jest.
Po chwili Noah się uśmiecha i obejmuje mnie w talii.
– Co? – Spoglądam na niego.
Jest teraz zalotny i pewny siebie.
– Miałem przeczucie, że już wcześniej podobałem ci się bardziej, niż sama
zdawałaś sobie sprawę.
– Ach tak? – Mrużę oczy i staram się nie wykrzywiać ust.
– Mhmm. Ty i Cam myślałyście, że jesteście takie sprytne z tym porównaniem
mnie do księcia z bajki. – Śmieje się i całuje mnie w nos. Jego twarz łagodnieje
i maluje się na niej czułość.
– Myślała, że jest genialna.
Unosi mały palec i ściąga włos z mojej twarzy.
– Mogłaby nawet nic nie mówić, a ja i tak pomyślałbym to samo.
– No powiedz, panie Riley.
Milczy przez chwilę, a potem się odzywa:
– Wyczuwałem to. Ciebie i twoje myśli. Mam tę wewnętrzną zdolność od dnia,
w którym cię poznałem, ale za każdym razem, gdy cię widziałem albo z tobą
przebywałem, starałem się niczego w tym nie doszukiwać.
– Dlaczego? – pytam łamiącym się głosem, bo czuję, jak coś zaciska mi się
w gardle.
– Dlatego, że nie byłem pewny, czy sama pozwolisz sobie to zrozumieć.
Jego słowa głęboko we mnie uderzają. Zbyt wiele emocji, których nawet nie
potrafię nazwać, chce w jednej chwili wydostać się z mojej piersi. Szukam jego ust
i całuję je czymś więcej niż tylko wargami.
Czymś więcej niż całą swoją duszą.
Jakąś częścią siebie, która może być jego…
Pocałunek trwa minuty, może dłużej. Kiedy Noah się ode mnie odsuwa, mówi
z szerokim uśmiechem:
– Udało się.
– Co?
– Wyprzedziłaś o krok królową balu.
Chichoczę, a Noah pochyla się i bierze mnie w ramiona. Zarzucam mu ręce na
szyję.
– Lepiej, żebym wyprzedziła ją o sto kroków.
Śmiech Noah jest cichy i kojący, tak samo jak obietnica, która teraz maluje się
w jego oczach.
– Kochanie, wyprzedzasz każdą kobietę na świecie, nawet gdy śpisz.
Serce bije mi mocniej i chowam twarz w jego szyi.
Przyciska mnie do siebie mocniej i na rękach niesie do samochodu.

Patrzę na nią, jak obok mnie tańczy w samochodzie i szeroko się uśmiecha, skubiąc
bułkę z hamburgera. Jak zawsze je jak ptaszek. I wtedy jakby coś klika. Tu i teraz.
Kocham ją.
Kocham w niej wszystko.
Kocham sposób, w jaki na jej twarzy emocje zmieniają się wraz ze słowami
piosenek, które śpiewa, kocham to, że czuje te wszystkie emocje przy każdej z nich.
Kocham sposób, w jaki pochyla głowę i zaciska usta, gdy się przy mnie zawstydza.
Kocham to, że jest wstydliwa, nawet teraz, i kocham to, że w pewnym sensie też nie
jest. Jest bezwstydna i odważna, kiedy jesteśmy tylko we dwoje za zamkniętymi
drzwiami. Jest otwarta i szczera, kocha opowiadać o swoim życiu i pyta o moje nie po
to, żeby podtrzymać rozmowę, ale dlatego, że naprawdę chce wiedzieć.
Kocham uśmiech, który rozciąga się na jej ustach, kiedy mnie widzi. Jest taki sam
za każdym razem – szeroki i jasny, jakby była zaskoczona, że przyszedłem, podczas
gdy tak naprawdę dobrze wiedziała, że będę. Kocham to, jak rozmawia z moją mamą,
cierpliwie i uprzejmie, ale bez niepotrzebnej litości. Jakby wiedziała, jaką mama jest
wspaniałą kobietą, jakby doskonale rozumiała, ile moja mama dla mnie znaczy. I ile
ona sama znaczy dla mojej mamy.
Ari wywołuje we mnie myśli, których nigdy wcześniej nie miałem, myśli
o rzeczach, o których nawet nie wiedziałem, że ich pragnę, a teraz marzę o nich całym
sercem. O ustatkowaniu się i o rodzinie.
Miłości na całe życie.
Wiem, że ona dopiero zaczyna szkołę, a ja ją kończę w tym roku. Trener spodziewa
się, że powołają mnie do jakiejś drużyny już w pierwszym naborze – figuruję
w rankingu zarówno jako odbierający, bo to moja pierwotna pozycja, jak
i rozgrywający, bo na tej pozycji dobrze sobie radziłem przez cały koledż. Moje życie
będzie ciągłą podróżą, a mój terminarz – zapełniony po brzegi przez większą część
roku. Co roku.
A co, jeślibym z tego zrezygnował?
Co, jeśli zamiast tego poświęciłbym życie miłości do kobiety, która siedzi teraz
obok mnie?
Co, jeśli znalazłbym sposób, by obie te rzeczy pogodzić?
Wtedy Ari podnosi swoje maślane brązowe oczy i spogląda w moje, wpatrzone
w nią. Opiera głowę o siedzenie.
– Hej, Noah. – Uśmiecha się i zlizuje drobinkę soli z wargi.
Patrzę na ruch jej języka.
– Tak?
– Może powinieneś ruszyć? – W jej głosie słychać rozbawienie.
Szybko odwracam głowę. Rzeczywiście, przegapiłem światło. Zanim udaje mi się
zdjąć nogę z hamulca, zielone z powrotem zmienia się na czerwone.
Znów na nią spoglądam, a na jej ustach pojawia się ten uśmiech, łagodny i ciepły,
który najczęściej mi posyła. Jej śmiech jest lekki i beztroski. W jej oczach pojawia się
jeszcze błysk czegoś nowego.
Potrzebuję jej dotyku, więc ściskam jej kolano i podziwiam rumieniec, który
pojawia się na jedwabistej skórze. Moje serce bije szybciej na myśl, że coś tak
zwyczajnego jak mój dotyk wywołuje w niej taką reakcję.
– Pojedź ze mną na galę futbolu.
Uśmiecha się.
– Na galę? Brzmi elegancko.
– Bo jest. Smokingi, suknie balowe i tak dalej.
– A kiedy się odbywa?
– W styczniu.
– W styczniu? – Milknie. – To za dwa miesiące.
Powoli kiwam głową.
– Tak, za dwa miesiące. Powiedz, że ze mną pójdziesz. Może zapiszesz to sobie
w terminarzu?
Ari przygryza wargę i odpowiada cicho:
– Przecież już znasz odpowiedź.
Mam nadzieję, że znam.
Kiedy światło znów zmienia się na zielone, wciskam gaz i uśmiecham się do siebie.
Ari cicho wzdycha.
Kocham ją. I jeśli się nie mylę, a tak cholernie chciałbym się nie mylić, ona jest na
dobrej drodze, by też mnie pokochać.
Gdyby mnie pokochała, nie potrzebowałbym niczego więcej.
Tylko jej.
ROZDZIAŁ 31

– O dziesiątej zaczynam trening. Trener ma jakieś spotkania, więc mój plan dnia
jest rozwalony. Potem będą analizy i o czwartej znów trening.
– Brzmi jak doskonała zabawa. – Uśmiecham się do ekranu. – A ja właśnie idę na
obowiązkowy wykład pod tytułem „Nieograniczone możliwości na Uniwersytecie
Avix”. – Naśladuję profesora, który dał nam dziś pokaz swojej przemowy.
– Ej, może się z tego habilitujesz – droczy się ze mną Noah.
– To byłoby straszne, już zdradziłam ci swój plan na życie. – Śmieję się. – Ale swoją
drogą to będzie najłatwiej zdobyta ocena, jaką kiedykolwiek dostałam.
– No widzisz. – Kiwa komuś głową na przywitanie, bo właśnie wchodzi do szatni.
Jeszcze raz spogląda na ekran. – Muszę się rozłączyć, bo zaraz zaczną się tu rozbierać.
– A może mógłbyś zostawić mnie na linii?
Noah posyła mi ostrzegawcze spojrzenie, a ja się śmieję.
– Zadzwonisz później?
– Wiesz, że tak.
Rozłączamy się, a ja wstaję i ruszam w stronę sali wykładowej.
Wyciszam po drodze telefon i podskakuję, kiedy czyjaś dłoń chwyta mnie z tyłu za
ramię.
Odwracam się i widzę Chase’a.
– Hej. – Uśmiecham się, ale zaraz marszczę brwi. – Nie powinieneś mieć teraz
treningu?
Kręci przecząco głową. Idziemy obok siebie.
– Nie. Po tym wykładzie mam konsultacje w sprawie ocen i innych pierdół, ale
później nic aż do analiz. – Trąca mnie ramieniem. – Serio, próbowałem się wymigać
od tego wykładu.
– Nie wątpię. – Chichoczę.
W milczeniu stajemy w kolejce do wejścia.
Siadamy obok siebie na środkowych miejscach i przez następne czterdzieści pięć
minut słuchamy o tym, jak wybory, których dokonujemy teraz, mogą pomóc nam
kształtować przyszłość.
To trochę nudne, ale jeszcze na granicy zdrowego rozsądku, a poza tym
przedstawiono nam sporo możliwości wyboru kariery, których nie ma
w informatorach.
Gdy wychodzimy, odwracam się do Chase’a.
– Spotykam się z Cameron w kawiarni na parę minut, masz ochotę pójść?
Kiwa głową, ale zaraz nią kręci i się zatrzymuje.
– Możemy porozmawiać?
– No, co tam? – Odwracam się do niego.
– Nie, w sensie tak naprawdę porozmawiać. – Rzuca mi znaczące spojrzenie. –
O wszystkim. O…
Nawet nie potrafi wypowiedzieć słowa „nas”. A ja na pewno nie zamierzam być tą,
która to powie.
– Chcę wyjaśnić. Przeprosić – brnie dalej.
– W porządku, nie musisz. – Potrząsam głową. – Już nie potrzebuję tego słyszeć.
Rozumiem, serio.
To prawda. Już mu wybaczyłam. Wszystko. Nawet sama nie wiem, kiedy to się
stało, ale wybaczyłam. Nie wiem też, czy on tego przebaczenia potrzebował, czy nie.
Nie zrobił przecież niczego, co powinnam mu wybaczać.
Jesteśmy dorośli i zrobiliśmy to za zgodą obu stron. Oboje wiedzieliśmy, co
robimy, oboje niczego nie oczekiwaliśmy.
Gdzieś głęboko zawsze wiedziałam, że on nigdy nie będzie mój. Wiedziałam o tym
cały czas. Po prostu tamtej nocy pozwoliłam sobie, by się tym nie przejmować.
Zaproponował mi coś, czego od dawna pragnęłam, a ja chciwie to przyjęłam, nie
zważając na konsekwencje.
To jednak nie znaczy, że nie bolało, kiedy ekscytacja minęła i z porannym
przypływem pojawiła się rzeczywistość, zmywająca wspomnienie, które
narysowaliśmy na piasku kilka godzin wcześniej.
Byłam zraniona, ale nie winię za to jego, tylko siebie.
Więc wybaczyłam mu d l a s i e b i e, bo tego potrzebowałam. Bo Chase jest moim
przyjacielem i chcę go mieć w swoim życiu. To ważne i dla mnie, i dla mojego brata.
Myślenie teraz o wszystkim od nowa byłoby rozdrapywaniem zabliźnionych ran.
I po co? Pogodziłam się z tym, on też dobrze sobie radzi, a nasza paczka nie cierpi już
z powodu naszych decyzji.
– Pozwól mi wyjaśnić, co działo się wtedy w mojej głowie i dlaczego byłem takim
dupkiem. – Sięga dłonią po moją, ale ja tylko ściskam jego rękę i ją puszczam.
– Już wiem, Chase. Wiem od lat. Mówię szczerze, jest okej. M i ę d z y n a m i jest
okej. Po prostu… dajmy spokój. Zapomnij o tym.
Patrzę mu w oczy, a on powoli kiwa głową.
– Muszę już lecieć, Cameron na mnie czeka.
– Jasne, yyy… – Chrząka. – Powiedz jej, żeby do mnie zadzwoniła. Mam dla niej
notatki z psychologii.
Potakuję i odchodzę. Cameron już czeka na mnie przy stoliku w kącie z kawą
i bajglami.
Późnym wieczorem dostaję wiadomość, ale nie od Noah, jak się spodziewałam.
Jest od Chase’a.
Chase: A co, jeśli nie chcę zapomnieć?
W płucach brakuje mi powietrza. Wbijam wzrok w sufit.
Uderzają we mnie wspomnienia i sprawiają ból głęboko w piersi. Przyciskam do
niej dłoń, by go uśmierzyć. Po szyi spływają mi kropelki potu.
To śmieszne.
Nie wiem, dlaczego mi to mówi. Wybaczyłam mu. Wybaczyłam mu dla siebie.
On o tym wie. Nie ma już między nami złości ani smutku.
Wszystko jest w porządku.
Czuję się dobrze, a nawet lepiej. Jestem, kurwa, szczęśliwa.
To, co dzieje się w jego głowie, kiedy jest sam, to nie moja sprawa. Jeśli nie chce
zapominać, to nie musi. Tak naprawdę oboje nie zapomnimy.
Wspomnienia nie umierają, gdy znikają możliwości. Przemieniają się w ból.
I trzeba zdecydować, czy będzie się ten ból karmić czy z nim walczyć.
Ja wybrałam walkę.
I wygrałam.
Nie mam pojęcia, co mu odpowiedzieć, więc nie odpowiadam w ogóle.
ROZDZIAŁ 32

W naszym domu Święto Dziękczynienia zawsze było dużym wydarzeniem. Ciocia


i wujek przyjeżdżali z moimi kuzynami z Alrick, przychodziły też rodziny Brady’ego,
Chase’a i Cameron, a z nimi czasem także jeszcze inni ludzie.
Tata sprzątał garaż, który na co dzień służył jemu i chłopakom. Kobiety
przygotowywały jedzenie, a mężczyźni urządzali konkurs na najlepiej przyrządzonego
indyka. Nie wiedzieliśmy, kto którego upiekł. Na końcu głosowaliśmy na naszego
ulubionego i co roku wygrywał wujek Ian, tata Nate’a.
Wydaje mi się, że mrugał do swojej żony, żeby wiedziała, który jest jego, gdy
nakładała go sobie na talerz.
To chyba moje ulubione tradycyjne święto, więc jestem trochę smutna, że w tym
roku nie spędzę go z rodzicami… Ale nigdy bym im o tym nie powiedziała.
Ich życiowa wyprawa kończy się w Nowy Rok, bo tata Brady’ego musi wracać do
bazy. Święto Dziękczynienia spędzimy przecież razem w przyszłym roku.
A teraz staramy się o tym zapomnieć, organizując przyjęcie w domu przy plaży.
Kiedy będziemy wracać, pojedzie już z nami Mason.
– Ostatnim razem nawet nie miałeś okazji wejść do środka, prawda?
– Nie. – Noah sięga do samochodu po nasze torby. – Zostawiłaś mnie na piasku.
Odwracam się do niego i unoszę brew.
– To nie powinieneś był uderzać mnie w głowę tamtą piłką.
Noah upuszcza nasze rzeczy, podchodzi i mnie obejmuje. Obraca mną dookoła
i daje mi szybkiego, mocnego buziaka.
– Nieodebranie tamtego podania było najlepszą rzeczą, jaką w życiu zrobiłem.
– Mmmm. – Daję mu całusa. – A ja myślałam, że najlepszą rzeczą było rzucenie
mnie na łóżko i…
– Nie kończ tego zdania.
Odwracam się i uśmiecham na widok brata. Noah odstawia mnie na ziemię
i biegnę do Masona. Zarzucam mu ręce na szyję, a on jęczy i zaciska zęby.
Odrywam się od niego i szeroko otwieram oczy.
– Cholera. Przepraszam.
– Nic się nie stało. Chodź tutaj. – Przyciąga mnie do siebie i głośno wzdycha. –
Mam się dobrze, siostrzyczko. Naprawdę.
– Tak? – Mrugam szybko, żeby uspokoić wzbierające we mnie emocje.
– Byłem wyjebany przez kilka tygodni – przyznaje. – Ale już jest dobrze.
– Dzięki Bogu.
Odwracam się i zauważam opartą o drzwi Payton. Ma już duży brzuch i wygląda na
to, że niedługo będzie rodzić.
– O mój Boże! – krzyczę i biegnę do niej. – Tylko spójrzcie! – Przytulam ją, a kiedy
spoglądam na brzuch, ona chichocze.
– No dawaj, dotknij go.
Szeroko się uśmiecham i kładę dłonie na jej brzuchu. Jest twardy po lewej stronie
i miękki po prawej.
– Czy to chłopiec?
Payton kiwa głową.
– Lubi naciskać na moje płuca.
– Fajowy, co? – Podchodzi do nas Mason.
Rzucam mu zaciekawione spojrzenie.
– Tak, to prawda. Kiedy rodzisz? Mam wrażenie, że jesteś w ciąży od zawsze.
– W przyszłym tygodniu. Razem z twoim kuzynem właśnie skończyliśmy urządzać
pokój dziecięcy. Musicie zobaczyć.
– Ale z Kenrą?
– Nie. – Wzdycha. – Z Nate’em.
Śmieję się, a ona razem ze mną.
– Uwierz, byłam tak samo zdziwiona.
– Nie wątpię. – Kiwam głową i odwracam się do Noah, który właśnie do nas
podchodzi i podaje dłoń Masonowi.
– Riley. – Mój brat unosi brew. – Wygląda na to, że moja siostra jest ciągle
w jednym kawałku. To już na poważnie? – Marszczy czoło.
– Na tyle, na ile ona tego chce.
Kąciki ust Masona się unoszą.
– Zajebiście dobra odpowiedź, chłopie. – Śmieje się i odwraca do Payton. – Payton,
Noah. Noah, Payton.
– Cześć, Payton.
Jej policzki robią się czerwone, a ja staram się ukryć śmiech.
– Hej. – Mierzy go wzrokiem.
– Dobra, koniec powitań. Do środka. Robi się tu kurewsko zimno. – Mason odwraca
się i wchodzi do domu, a my za nim.
– Ari, wiedziałaś, że twój brat jest najbardziej władczą osobą na ziemi?! – woła
Payton.
– Tak, ale można przywyknąć. – Uśmiecham się.
Mason warczy i pokazuje mi środkowy palec, a ja nie mogę powstrzymać się od
uśmiechu. Już czuje się lepiej.
Zza rogu wybiega Cameron i rzuca mnie na kanapę, a Mason zabiera Noah do
kuchni i jeszcze raz go wszystkim przedstawia, na wypadek gdyby ktoś zapomniał
o krótkim spotkaniu latem.
– Sarah i Ianowi nie udało się przyjechać – mówi Cam o moim wujostwie. – Wiem
od Nate’a, że coś stało się jej w plecy w zeszły weekend na quadach. Nakłamał jej
i powiedział, że na święto wyjeżdża z miasta, żeby nie czuła się źle i nie podróżowała
obolała.
– Brzmi jak typowy Nate. Czemu mi nie powiedział?
– Pewnie żebyś się nie wygadała, że tu przyjeżdżasz.
Odwracam do niej głowę i się śmiejemy. No tak, przypadkowo mogłoby mi się coś
takiego przydarzyć.
Payton wstaje zaledwie sekundę po tym, jak usiadła, i łapie się za plecy. Drugą ręką
chwyta się stołu. Mason biegnie w jej stronę, podaje jej wodę i przysuwa krzesło
z poduszkami.
– Wszystko w porządku – mówi mu, ale Mason, jak to Mason, ani drgnie.
Payton siada.
– Dobrze wygląda. – Cam kiwa głową.
– Tak. Też tak sądzę.
– Myślisz, że to ma coś wspólnego z ciężarną, koło której tak lata?
– Cameron, przestań.
– Tak tylko mówię – szepcze. – Nie odszedł od niej ani na chwilę.
– Ona zaraz rodzi. Jej brat i Kenra na pewno poprosili o pomoc.
– Prawda. Nie pomyślałam o tym.
Wchodzę do kuchni i ściskam wszystkich na powitanie. Cameron rozdziela zadania
na jutro.
Każdy ma przydzieloną jakąś pracę. Kiedy mnie dostaje się obieranie ziemniaków,
pokazuję wszystkim środkowy palec.
– Kiedyś powalę was na kolana rodzinnym przepisem Rileyów.
Kilka osób otwiera szerzej oczy, a w niektórych migoczą kpiące błyski. Zaczynam
się jąkać.
– To znaczy… Chciałam tylko powiedzieć, że ugotuję coś, co on…
Wszyscy się uśmiechają, więc i ja się śmieję.
– A, spierdalajcie.
Noah pod stołem ściska moje udo, ale na niego nie patrzę.
Zarumieniłabym się jak nienormalna i on o tym wie.
– Dobra, sprawdzimy te rodzinne przepisy, bo Noah robi indyka.
– Co?! – Brady odwraca się z połową bagietki zwisającą z ust. – Ja chciałem indyka.
– Ty masz szynkę – odpowiada mu Cam.
Brady kiwa głową i odwraca się do otwartej lodówki.
Rozmawiamy jeszcze przez chwilę, ciesząc się, że nie musimy nigdzie iść ani
donikąd się spieszyć.
Potem Mase odwozi część osób do domów, bo jest już ciemno i zimno, więc nie
chcą pieszo przemierzać kilometra z Payton.
Kiedy Mase wraca, Brady rozgląda się dookoła i zdaje sobie sprawę, że brakuje
jednej trzeciej ich nierozłącznej paczki.
– Gdzie Chase?
– Poszedł spać godzinę temu – odpowiada Mason i wstaje. – À propos łóżka. Padam
z nóg.
Wszyscy kiwamy głowami i zbieramy się do swoich sypialni. Mason wbija w Noah
groźne spojrzenie.
– Ty śpisz w pokoju gościnnym, dupku.
– Tam właśnie zamierzał iść. – Brady huśta się na krześle i przygląda się nam
badawczo.
Noah tylko się śmieje.
– Moje torby są już w pokoju gościnnym. Dzięki, że mogę z wami zostać.
– Hmm, ale to też mój dom, więc nie od nich to zależy.
Noah kwituje z uśmiechem:
– Chyba jednak od nich.
Rzucam mu mordercze spojrzenie, a Mason klepie go po ramieniu i powtarza to, co
mówił już wcześniej:
– Zajebiście dobra odpowiedź.
– Idźcie już spać – rzucam i układam się wygodniej obok Noah.
Kilkoro z nas zostaje w salonie, żeby obejrzeć film. Godzinę po tym, jak wszyscy
poszliśmy do łóżek, krzyk Masona budzi cały dom.
– Payton rodzi i jest przestraszona!
No to jedziemy do szpitala.

– Czy urodzenie dziecka zawsze zajmuje tak dużo czasu? – Cameron wstaje
i rozciąga szyję.
– Nie wiem. – Wzruszam ramionami i podnoszę głowę z ramienia Brady’ego. –
Kiedy ostatni raz był tu Parker z jakimiś wiadomościami?
– Około godziny temu?
– O, idzie. – Nate wskazuje brodą w kierunku podwójnych drzwi, które właśnie się
otwierają.
Wchodzi przez nie brat Payton.
Kręci głową.
– Jeszcze nic. Dali jej coś, żeby to przyspieszyć, i teraz trochę krzyczy. – Na jego
twarzy maluje się ból. – Chcieli ją zbadać, więc mnie wyrzucili, ale została tam Kenra.
Kiwam głową i trę oczy.
– To dziecko już jest uparte, a nawet się jeszcze nie urodziło. – Lolli się śmieje.
Parker prycha.
– Co nie?
Cam znów siada i wbija we mnie kolano.
– Noah się odzywał?
– Nie, odkąd wysłałam go z powrotem do domu. Przyjechał już Trey?
Kiwa głową i pokazuje mi zdjęcie, które jej wysłał. Siedzą obaj na tarasie przy
ognisku.
Chichoczę i kręcę głową.
Po pierwszych ośmiu godzinach odesłałam Noah do domu. Próbował protestować,
ale nalegałam. Zwłaszcza że miał przyjechać Trey. Ktoś musiał go tam przywitać, a kto
zrobiłby to lepiej niż jego przyjaciel?
– Gdzie Mason? – Rozglądam się dookoła.
– Był tu przed chwilą…
– Zakradł się do drzwi, kiedy wychodził tamten lekarz. – Chase podnosi wzrok
znad telefonu i od razu do niego wraca. To wszystko, co dzisiaj powiedział.
Parker wzdycha i marszczy czoło.
– No jasne, jakżeby inaczej? Pójdę tylko do łazienki i tam wracam.
Pięć minut po tym, jak Parker wrócił od Payton, zza podwójnych drzwi wyskakuje
Mason.
– Już jest! – krzyczy i klaszcze w dłonie.
– Co?! – Parker szerzej otwiera oczy i biegnie przez korytarz.
Wszyscy zrywamy się z miejsc.
Tłoczymy się przy drzwiach, czekając, aż ktoś wróci z wiadomościami. Za chwilę
wychodzi Kenra z uśmiechem na twarzy.
– Chłopiec!
– Ooooch! – krzyczę. – Miała rację!
– Możemy wejść? – Cam rzuca się do przodu.
– Tak, ale po dwie osoby.
Ja i Cam nawet nie patrzymy na resztę, tylko przeciskamy się przez drzwi
i biegniemy wzdłuż korytarza. Zatrzymujemy się przed salą Payton.
Podnosi na nas wzrok.
– Cześć. – Wchodzimy cichutko i stajemy przy jej łóżku, przy którym znajdują się
już Mason i Parker.
Zawiniątko w ramionach Payton jest tak maleńkie… Kiedy podchodzę do niej,
moim oczom ukazuje się twarzyczka w malutkiej czapeczce.
Maleńki chłopczyk, taki słodki…
Payton jest blada i zmęczona, a na jej twarzy maluje się cała paleta emocji.
Niewątpliwie miłość jest wśród nich najwyraźniejsza.
– Czy ma już jakieś imię? – szepczę.
Kiwa głową, a do oczu napływają jej łzy.
– Ma na imię Deaton.
Po tatusiu, którego nigdy nie pozna.
– To piękne imię dla pięknego chłopczyka. – Uśmiecham się i muskam opuszkami
palców jego mięciutką, maleńką rączkę.
Porusza się i wydaje z siebie najsłodsze dźwięki, które roztapiają moje serce.
– Wesołego Święta Dziękczynienia, Deaton.
Wyczerpani, wychodzimy z tahoe Masona i idziemy przez taras w stronę drzwi
wejściowych.
– To na obiad chyba zamówimy coś w Door Dash? – Cam prycha.
– Czy oni w ogóle działają w święta? – pyta Brady, ziewając.
– Nie wiem. W tym momencie zadowolę się płatkami śniadaniowymi. Umieram
z gło…
Gdy przekraczamy próg, w nasze nozdrza uderza kojący zapach świeżego ogniska
i nadzienia do indyka, jakie przygotowywała babcia.
Biegnę do kuchni i kiedy zatrzymuję się na rogu, aż ściska mi się żołądek.
Wyspa kuchenna jest zastawiona tradycyjnymi potrawami na Święto
Dziękczynienia. Uśmiecham się jeszcze szerzej.
Cameron podbiega tak szybko jak ja. Wpada na mnie i otwiera usta ze zdziwienia.
– O kurwa!
Pozostali przechodzą obok mnie i przyglądają się potrawom.
Znajdują się tam purée z ziemniaków i sos, bataty i zapiekanka z zielonej fasolki,
lśniąca szynka pokryta krążkami ananasa i miska farszu.
Wtedy z tarasu do środka wchodzi Noah. W rękach trzyma indyka.
Zamiera na moment, gdy nas dostrzega, ale zaraz na jego twarzy pojawia się
szeroki uśmiech i Noah idzie dalej w kierunku kuchennego blatu, by odstawić ten
wielki półmisek.
– Hej.
– Jezu, Noah. Czy ciebie pojebało? – Brady uśmiecha się szeroko i wsadza palec
w purée.
Cam go przepędza.
– Chłopie! – Mason podchodzi do Noah i ściska mu dłoń. – Dzięki. Zajebiście to
wygląda.
Gdy inni wciąż podziwiają jedzenie, okrążam wyspę i podchodzę do Noah.
– Przygotowałeś nam świąteczny obiad?
– Naprawdę myślałaś, że zostawię cię w szpitalu, wrócę tu i będę siedział?
Milknę na moment.
– No cóż, właściwie to bym się tego po tobie nie spodziewała.
– Cieszyłaś się na ten wspólny obiad, więc nie chciałem, żeby cię ominął. –
Odwraca mnie i przytula od tyłu, bym mogła widzieć jedzenie.
Pozostali już wyjmują talerze i napoje.
– Niektórych z tych rzeczy nigdy wcześniej nie robiłem. Mam nadzieję, że będą
przyzwoite.
– Google?
Noah chichocze i popycha mnie do przodu.
– Jedz.
Nie spieramy się.
Jemy.
Noah nie powinien był się martwić, bo wszystko okazało się doskonałe. Nigdy nie
powiem tego swojej mamie, ale dla batatów z przypieczonymi na wierzchu piankami
z przepisu mamy Noah mogłabym umrzeć.
Prawie każdy bierze dokładkę i niedługo po tym najedzeni siedzimy przy ognisku
z drinkami.
Wymykam się na chwilę, żeby pobyć sama. Schodzę z tarasu na plażę.
Zdejmuję buty i uśmiecham się do oceanu, podchodząc bliżej i bliżej, aż moje
stopy znajdują się przy samej wodzie. Zanurzam palce w mokry piasek i naciągam
mocniej rękawy, bo wiatr się nasila. Smaga mnie po twarzy, jakby na powitanie.
Schodzę jeszcze niżej, aż moim oczom ukazuje się odległe nabrzeże. Stoję
w miejscu, w którym wtedy staliśmy…
– Chase.
Nie zamierzałam na głos wymówić jego imienia, ale samo wymyka mi się z ust.
Zauważa mnie.
Nie rusza się, więc podchodzę bliżej.
– Hej.
Patrzy gniewnie w stronę oceanu.
– Wszystko w porządku? – pytam.
Najpierw się nie odzywa, ale potem pochyla głowę.
– Raczej nie – mówi, jednak na mnie nie patrzy. W jego głosie słychać frustrację. –
Nie jest w porządku.
Czekam i zakładam ręce na piersi.
– Myślałem, że rozumiesz. – Podchodzi do mnie krok bliżej.
Odchylam głowę.
– Co rozumiem?
– Mnie. – Wskazuje palcem na swoją pierś, a ja uświadamiam sobie, że jest
wstawiony. Może nawet całkiem pijany. – Myślałem, że mnie rozumiesz. Myślałem, że
wiesz.
– Nie wiem, co masz na myśli.
– W tym właśnie problem. – Pochyla się w moją stronę i wyraźnie podkreśla każde
słowo. – Jak to się stało? Jak możesz nie widzieć?
– Co widzieć, Chase? Mówisz bez sensu. Co mam widzieć…?
– Że cię pragnę! – przerywa mi, krzycząc.
Całe moje ciało sztywnieje, ale powoli kręcę głową.
– Tak, Arianna. – Unosi brwi. – Pragnę cię.
O mój Boże.
Czuję, jak coś zaciska mi się w piersi. Odwracam się, ale on łapie mnie za ramiona
i przekręca z powrotem do siebie.
– Chase…
– Pragnę cię – syczy, a całe jego ciało łagodnieje z kolejnym oddechem. – Pragnę
cię… – szepcze.
Zaciskam zęby. Moje myśli wirują.
– Proszę, nie mów tak.
– Powiedz, że też mnie pragniesz. Powiedz, że ze mnie nie zrezygnowałaś.
– Chase – mówię drżącym szeptem, starając się mu wyrwać. – Puść.
Ale on tylko kręci głową i przyciąga mnie bliżej.
– Ari, popatrz na mnie. Posłuchaj.
– Zabierz z niej ręce. – Z ciemności dobiega głos Noah.
Chase natychmiast robi się czerwony. Kiedy spogląda ponad moim ramieniem,
ogarnia go gniew.
Spokojny jak zawsze, z rękami w kieszeniach spodni, Noah podchodzi do nas
powoli z oczami utkwionymi w Chasie.
– Powinieneś już pójść.
– Sam, kurwa, powinieneś pójść.
Moje serce bije szaleńczo, kiedy spoglądam to na jednego, to na drugiego.
– Jesteś pijany – mówi Noah.
– No i co?! – Chase wymachuje ręką. – Jest ze mną bezpieczna. Wie o tym.
– Powinieneś wytrzeźwieć. Spróbujesz jutro. – Głos Noah jest całkowicie
pozbawiony emocji.
Marszczę brwi i chcę się odwrócić, by spojrzeć na Noah, ale Chase ciągle mnie
trzyma.
– Nigdy bym jej nie skrzywdził – prycha.
Noah patrzy mu prosto w oczy.
– Już to zrobiłeś.
Cała sztywnieję, a Chase blednie. Puszcza mnie i robi krok do tyłu. Na jego twarzy
maluje się oszołomienie.
– Powiedziałaś mu. – Patrzy na mnie, wstrząśnięty. – Powiedziałaś temu jebanemu
obcemu człowiekowi?
Opuszczam głowę w poczuciu winy, ale staram się nie spuścić wzroku.
– To było tylko dla nas! To było n a s z e ! – Kręci głową z obrzydzeniem, a potem
się odwraca i odchodzi chwiejnym krokiem.
– Chase! – Czuję ból w każdym skrawku ciała. – Zaczekaj, ja… – Rzucam się do
przodu, ale zamieram w pół kroku i odwracam się do Noah. – Noah, ja tylko…
– W porządku. – Kiwa głową, a jego twarz nie wyraża żadnych emocji. – Idź za
nim. – Zniża głos. – Wiem, że chcesz.
– To nie tak… – zarzekam się z zaciśniętym gardłem.
Podchodzi do mnie, obejmuje moją twarz i przyciska usta do mojego policzka.
Odsuwa się i patrzy mi w oczy.
– Nie?
Kręcę głową.
– Noah…
– Zamierzam powiedzieć to ostatni raz: idź.
– Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiał. Ja…
– Julio – ostrzega mnie.
Zaciskam zęby tak mocno, że aż bolą, i przełykam łzy. Odwracam się i biegnę za
Chase’em.
Po kilku minutach zauważam go jakieś pięćdziesiąt metrów dalej. Siedzi na
kamieniu z głową schowaną w dłoniach.
– Co to, do cholery, było?!
Wstaje i wpatruje się w ciemność poza mną, a kiedy uświadamia sobie, że jestem
sama, jego wzrok ląduje na mnie. Coś odbija się w jego twarzy, ale tylko patrzy.
– Chase! – krzyczę i rzucam się do przodu. – Chciałeś porozmawiać. Dobrze,
jestem tu. Mów.
– Mam tego dość. – Od razu przechodzi do rzeczy.
– Czego?
– Jego. Ciebie. Wszystkiego!
– Co… – Rozkładam ręce, bezradna. – Czego ode mnie oczekujesz, Chase? Mam
schować się przed całym światem?
– Nie…
– Pozwolić ci korzystać z życia, które jest tak samo moje, żebyś mógł poczuć się
lepiej?
– Ari, to nie…
– Bo już to robiłam, i wiesz co? Było chujowo! Przegapiłam bardzo wiele rzeczy,
których już więcej nie będę miała okazji przeżyć, więc możesz przestać zmuszać mnie
do poczucia winy z powodu tego, że wybrałam bycie szczęśliwą!
– Ale ja chcę, żebyś wybrała mnie! – krzyczy.
Nie potrafię znaleźć słów. Moje ciało zamienia się w kamień.
Jego oczy łagodnieją i podchodzi bliżej.
– Chcę, żebyś była szczęśliwa, ale ze mną.
Wszystko w moim ciele wiruje i się zaciska.
– Nie rób tego.
– Chcę, żebyś znów mnie pragnęła.
– Chase.
Każde kolejne słowo wywołuje ból.
– Chcę, żebyś patrzyła na mnie jak kiedyś.
– Przestań.
– Chcę, żebyś wybrała mnie – szepcze i wyciąga dłoń w stronę mojej twarzy, ale
wymykam się jego dotykowi. – Arianna…
Kręcę głową, czując, jak moim ciałem targają mdłości. Stoi tuż przy mnie.
I wtedy jego usta lądują na moich. Natarczywe. Okradające mnie.
Błagające.
Żebyś wybrała mnie…
Stoję tak, sparaliżowana i oszołomiona. Uwalnia mnie mój umysł, krzyczący „nie”.
Kurwa, nie.
To jest złe.
Podnoszę ręce i go odpycham.
– Jesteś… dupkiem. – Mój głos drży, a łzy spływają mi po policzkach. – Dlaczego to
zrobiłeś?
Na jego czole pojawia się głęboka zmarszczka.
– Powiedziałam ci, że z kimś jestem, że jestem z Noah. A teraz ty robisz to? – Głos
mi się łamie.
Chase się prostuje.
– A co mogę zrobić, kiedy czuję, że się ode mnie oddalasz?
– Mój Boże. – Próbuję przełknąć gulę, która urosła mi w gardle, ale ona się tylko
powiększa. – Nie wierzę. Jak możesz być tak samolubny?
Spragniony, znów wyciąga dłoń w moją stronę.
– Ari.
– Nie. – Odsuwam się. – Miesiącami siedziałam i czekałam, aż pojawisz się
u moich drzwi, dobrze wiedząc, że nigdy tego nie zrobisz. Więc nie mów mi teraz, że
się od ciebie oddalam, bo czekałam na ciebie długie miesiące, nawet lata. Po prostu
tego nie rozumiałeś.
– Rozumiałem. – Kręci głową ze zmarszczonym czołem. – Ari, dalej rozumiem.
Zaciskam zęby, a w miejscu smutku pojawia się gniew.
– No cóż, teraz jest za późno.
– Nie wierzę w to.
– Owszem, wierzysz. – Przełykam ślinę i robię kilka kroków w tył. – Nie
pocałowałbyś mnie, gdybyś nie wierzył.
Przebywanie z nim jest zbyt wielką torturą, więc odchodzę.
– Arianna, rozumiem – powtarza łamiącym się głosem.
Zatrzymuję się, ale nie patrzę na niego, tylko w nicość przed sobą.
– Już nie chcę być tylko rozumiana, Chase. – Duszą mnie emocje, ale staram się je
odepchnąć. – Chcę być kochana.
Znów ruszam powoli przed siebie. Moje mięśnie spinają się coraz mocniej
z każdym krokiem, ale na szczęście Chase nic więcej nie mówi ani za mną nie idzie.
Chcę położyć się w piasku i płakać, krzyczeć w otaczającą mnie noc i błagać
o zrozumienie, którego nigdy nie znajdę. Nawet nie jestem pewna, czy go pragnę.
Jednak nie robię żadnej z tych rzeczy.
Wracam do domu. Brakuje mi tchu, kiedy dostrzegam Noah siedzącego na
najniższym stopniu schodów.
Spogląda na mnie i powoli wstaje. Z jego prawej kieszeni zwisa smycz z kluczami.
Ogarnia mnie panika, ale nie mogę się ruszyć.
Kręcę głową i do oczu napływają mi łzy. Ruchem głowy zachęca mnie do
mówienia.
– Pocałował mnie. – Płonie we mnie poczucie winy. Przyciskam dłoń do brzucha.
Jego szczęka się spina, ale głos jest łagodny.
– I…?
– Nie oddałam mu pocałunku. Odepchnęłam go.
Znów kiwa głową i spuszcza wzrok na piasek pod swoimi stopami. Kiedy ponownie
go podnosi, niepewność w jego oczach jest prawie wyniszczająca.
Podchodzi do mnie i opuszkami palców ociera łzy, o których nawet nie
wiedziałam, że płyną.
– Odepchnęłam go – powtarzam desperacko.
– Wiem. – Przyciska usta do mojego czoła. – Wiem, że go odepchnęłaś.
– Powiedz mi, o czym myślisz.
– Czy to nie oczywiste?
Odsuwam się, zmuszając go, by na mnie spojrzał.
– Nie. Powiedz.
– Julio… – szepcze, a ból w jego głosie rozrywa moją duszę na kawałki. – Nie mogę
tu konkurować, kiedy wszystko, czego kiedykolwiek pragnęłaś, masz na wyciągnięcie
ręki.
– Nie chcę tego.
– Jesteś pewna?
Zaciskam usta, ale kiwam głową. Jedyne, co udaje mi się wykrztusić, to jego imię.
– W porządku – mówi.
– Nie, nie jest w porządku. – Łapię go za ręce i przyciągam do swojej piersi. – Nie
jest. On nie może nam tego zrobić. – Kręcę głową. – J a nie powinnam była tego robić.
Nie powinnam była za nim iść. Powinnam była wrócić do domu z tobą. Powinnam była
zostawić to w spokoju.
Oboje smutniejemy. Noah głaszcze mnie po policzku.
– Niektóre rozmowy muszą się odbyć. Nawet te najtrudniejsze.
– Wiem. – Przyciskam czoło do jego. – Ale nie chcę, żeby cokolwiek zepsuło to, co
mamy. Noah, chcę tego. Chcę nas.
– Kochanie… – Drżącymi dłońmi obejmuje moją twarz.
– Chcę ciebie. Tylko ciebie.
Jego usta uderzają o moje. Zamyka oczy, a gdy je otwiera, satynowe niebieskie
źrenice przeszywają moje. I wtedy szepcze:
– Przysięgnij.
Śmieję się przez łzy i mocno go całuję. Moje emocje wirują.
Muśnięcia jego języka działają jak obietnica.
Jak niewypowiedziany szept jego serca.
Szept, na który chcę odpowiedzieć swoim.
– Przysięgam.
ROZDZIAŁ 33

Po wydarzeniach w Święto Dziękczynienia mnie i Noah udało się znaleźć sposoby,


by spędzać razem więcej czasu, na przykład na krótkich spacerach na zajęcia albo
podczas porannych wyjść na kawę, a nawet spał u mnie kilka nocy.
Raz, kiedy u mnie był, zdarzyło się coś, co wprawiło mnie w lekkie zakłopotanie.
Moi rodzice zadzwonili dość późno. Nie odebrałam, żeby nagrali się na pocztę
głosową, a potem trochę się ogarnęłam i zaciągnęłam Noah do salonu, by do nich
oddzwonić. Kiedy im powiedziałam, że jest tu ze mną, mama nalegała na rozmowę na
FaceTimie, tak jak się spodziewałam.
Została oczarowana w jednej chwili, a tata zaraz po tym, jak Noah odpierał każdy
komplement dotyczący jego gry, tak kierując rozmową, żeby to nie on stał w centrum
uwagi, ale zasługi całego zespołu.
Nie mogło pójść lepiej. Na koniec rodzice zaprosili go na wakacje, a ja od razu im
przypomniałam, że wtedy nawet nie będzie ich w domu.
Mama oczywiście jakby nigdy nic wtrąciła, że chodziło jej o przyszłoroczne Boże
Narodzenie. Dała tym do zrozumienia, że uważa Noah za materiał na męża.
Trudno się nie zgodzić.
Mason jest już znów w pełni sił, a nawet w lepszej formie niż przedtem, jak wynika
z analiz Noah z ostatnich treningów, które mnie ominęły. Plan gry, który zamierzali
wprowadzić w życie, kiedy Mason uległ kontuzji, znów powraca, tym razem z kilkoma
poprawkami na linii.
Brady jest teraz oficjalnie zawodnikiem rozpoczynającym mecze. Schodzi z boiska
tylko wtedy, gdy gra zostaje odwrócona i nadchodzi kolej obrony.
Chase też ma się dobrze. Chyba, bo nie mogę nawet na niego spojrzeć, nie mówiąc
już o rozmowie.
Jestem zła i mam do tego powód.
Chciałabym nie być, bo wściekłość to niszcząca siła.
I wygląda na to, że moja nie jest wyjątkiem…

Noah musiał dziś rano zerwać się z treningu, bo miał egzamin, który już raz
przekładał ze względu na mecz. Kiedy mi napisał, że idzie na stadion, żeby skorzystać
z siłowni, do której ma klucz, zapytał też, czy zechcę się przyłączyć.
Ostro ćwiczy już od czterdziestu pięciu minut, a ja ledwie żyję.
Kompletnie pozbawiona tchu, schodzę z bieżni i zdejmuję przewieszony przez nią
ręcznik, żeby otrzeć twarz. Gdy się odwracam, moja ręka zastyga w połowie drogi i aż
otwieram usta z zachwytu.
Noah stoi bez koszulki kilka metrów ode mnie. Jest tak odwrócony, że mam idealny
widok na mięśnie jego brzucha, prężące się i rozluźniające, gdy ćwiczy swoje boskie
ramiona.
Przygryzam wargę i obserwuję kropelki potu spływające po jego piersi, przez linię
żeber i brzuch i znikające tam, gdzie zaczynają się jego spodnie.
Oddycham coraz ciężej, a całe moje ciało sztywnieje w rytm napinania się jego
mięśni i wzmaga we mnie palące pożądanie.
Unoszę dłoń i opuszkami palców muskam swoją szyję, a potem powoli przesuwam
je w dół, aż rozciągają się na ramieniu.
Noah płynnymi ruchami unosi hantle nad głowę, a jego ręce zginają się, dając mi
pełny widok na jego poruszające się mięśnie. Jego seksowny tatuaż kusi mnie i błaga,
bym go dotknęła, bym go pocałowała.
Bym przeciągnęła po nim dłońmi tak, jak robiłam to już tyle razy, czekając, aż jego
oczy się zmienią.
Czekając, aż ściemnieją.
Czekając, aż mój mężczyzna straci cierpliwość i to zrobi.
Kiedy znów unosi ręce, zerka na mnie, a za moment spogląda ponownie i tym
razem zatrzymuje na mnie wzrok. Jego burzliwe spojrzenie łączy się z moim, a wtedy
przez całe moje ciało przebiega ogień. Mam dreszcze na każdym skrawku skóry.
Wtedy na jego ustach pojawia się ten znaczący uśmiech, mój ulubiony.
Każdy mój nerw jest w najwyższej gotowości. Zaciskam nogi w żałosnej próbie
opanowania napięcia, które mnie ogarnia.
On o tym wie i nie spuszcza ze mnie wzroku. Ruchem głowy wskazuje, żebym do
niego podeszła.
Cholera. Nie wiem, czy jestem w stanie tam dojść. A jeśli jestem, to nie w tym
sensie.
Nie ruszam się z miejsca.
Czuję się jak wygłodniałe zwierzę, oszalałe i oszołomione. Powinnam być tym
zawstydzona, ale nie jestem.
Bo to Noah.
Nie muszę przed nim niczego ukrywać.
Nie spuszcza ze mnie wzroku i odwraca w moją stronę swoje wspaniałe ciało. Mam
teraz na nie doskonały widok. Noah kontynuuje ćwiczenia, a z jego jędrnych ust nie
znika uśmiech.
Wie, że mnie nakręca, i to mu się podoba.
Obserwuje mnie spod przymrużonych powiek z pełną świadomością, że jestem
kompletnie oczarowana.
Moje serce przyspiesza. Zwilżam wargi i przesuwam się do tyłu, nieświadoma tego,
dopóki moje plecy nie dotykają lustra na ścianie za mną.
Noah zmienia ćwiczenie i teraz unosi obie hantle na wysokość pępka,
a z wydechem rozkłada ręce na boki. Stoi wyprostowany, w rozkroku, i wypina
wyrzeźbioną klatkę piersiową do przodu z każdym ruchem rąk. Już tego nie
wytrzymam. Płonę. Cała. Wszędzie.
Czuję dzikie, desperackie pragnienie, z którym nie potrafię i nie muszę walczyć.
I nie będę walczyć.
Przesuwam dłońmi wzdłuż ciała, wyobrażając sobie, że jest jego. Powoli
przeciągam je od piersi w dół, w stronę brzucha. Głowę opieram o lustro i zamykam
oczy.
Kiedy moja ręka zbliża się do spodenek, ciepła dłoń delikatnie zaciska się na mojej
szyi. Zamieram i się uśmiecham.
Mam cię.
Nawet nie potrafię już otworzyć oczu, zwłaszcza że jego gorący oddech owiewa
teraz moją twarz w najbardziej podniecający sposób. Jest nierówny, a jednocześnie
łagodny i ciepły.
Odwracam głowę, niezdolna znieść rosnącego we mnie uczucia.
Pragnąc zaspokojenia, opuszkami sięgam pod gumkę swoich spodni, ale Noah nie
pozwala mi posunąć się dalej, przyciska do mnie swoje udo.
Pojękuję, bo jego rozgrzane ciało, dotyk jego skóry na mojej to dla mnie zbyt wiele,
a on odpowiada tym samym.
Kiedy przesuwa dłońmi wzdłuż mojej szyi aż do obojczyka, nie mogę złapać tchu.
Zanurza twarz w mojej odsłoniętej szyi, swoim ulubionym miejscu, m o i m
ulubionym miejscu, i przeciąga językiem po mojej spoconej skórze.
– Mmm – mruczy. – Uwielbiam smak twojego potu. – Wędruje dalej, od mojej szyi
aż do ucha. – Chcę spróbować cię całej.
– Już próbowałeś.
– Ale nie tam. – Obejmuje dłońmi moje pośladki. – Nie językiem.
Zaciskam uda, a on przygryza płatek mojego ucha.
Znów atakuje moją szyję, wywołując u mnie kolejne westchnienie. Chwyta mnie
mocniej, przesuwając dłonie od pośladków w górę, aż jego palce wsuwają się pod
gumkę moich spodenek.
– Podobają mi się. – Bombarduje moją klatkę piersiową mokrymi, gorącymi
pocałunkami.
– Tak? – szepczę i mocniej przechylam głowę.
– Mhmmm… – mruczy tuż przy mojej szyi, sprawiając, że przez całe moje ciało
przebiega dreszcz.
– W takim razie są całe twoje – mówię, nie mogąc złapać tchu. – No dalej, weź je
sobie.
Noah śmieje się bezgłośnie.
– Cieszę się, że cię to śmie… – Urywam nagle i jęczę, gdy jego palce przesuwają się
po mojej łechtaczce i wędrują dalej.
Desperacko pragnę jego dotyku.
– Proszę…
Noah jęczy i drugą dłonią łapie za mój pośladek. Ściska go.
– Powiedz, kochanie – mówi drżącym, ostrym głosem, najbardziej seksownym, jaki
kiedykolwiek słyszałam. – Powiedz mi, czego pragniesz.
Zamykam oczy.
– Spraw, żebym doszła.
Noah nie każe mi czekać ani sekundy dłużej.
Natychmiast stawia nogę pomiędzy moimi, rozszerza je i wsuwa we mnie palec.
A potem kolejny.
Jęczy i agresywnie mnie całuje, jednocześnie szybko poruszając we mnie mokrymi
od moich soków palcami i kciukiem pieszcząc łechtaczkę.
– Jesteś taka mokra, Julio.
– K… kurwa… – Cała drżę.
Czuję na sobie jego wzrok, więc otwieram oczy, a on się uśmiecha i mnie całuje.
– Zaciskasz się teraz dokładnie tak jak na moim kutasie – mruczy, a jego oczy
ciemnieją.
– Więc wejdź we mnie – jęczę. – Pozwól mi zacisnąć się na tobie.
– Zaraz. – Spogląda na moje ciało i oblizuje usta. Patrzy mi w oczy i klęka na
macie, na której stoimy. Wysuwa ze mnie palce i pociąga w dół moje spodenki. Nie
zdejmuje ich całkowicie, tylko zatrzymuje je, gdy jego dłonie znajdują się na
wysokości łechtaczki.
Przyciągam bliżej do siebie jego głowę.
– Będziesz pierwszy – mówię mu, dobrze wiedząc, jak ta informacja na niego
wpłynie.
Jego oczy rozbłyskują.
– Powiedz „tak”.
– Tak.
Drżę w oczekiwaniu i wtedy jego usta się na mnie zaciskają. Wyginam biodra
w łuk, łapię go za włosy i przyciskam jeszcze mocniej do siebie.
Jego język wędruje po mnie, obraca się i ssie. Mój wzrok zatrzymuje się na lustrze
wiszącym po przeciwnej stronie siłowni, w którym odbijają się pracujące mięśnie jego
pleców. Ten widok doprowadza mnie na skraj przepaści.
Patrząc na siebie, dostrzegam zarumienione policzki i dzikie spojrzenie.
To szalenie podniecające – widzieć siebie, oglądać swoje reakcje, kiedy on też na mnie
patrzy. Kiedy robi mi to po raz pierwszy.
To dla mnie zbyt wiele. Zaraz eksploduję.
– Otwórz oczy, Julio. Otwórz swoje śliczne miodowe oczy i spójrz na mnie.
Robię to, o co prosi. Jego ciemnoniebieskie oczy są teraz wręcz granatowe, powieki
przymrużone, a usta… całe na mojej cipce.
Mój oddech przyspiesza. Ciągnę go za włosy.
– No dawaj – rzuca półgłosem. – Dojdź dla mnie, kochanie.
– Pocałuj mnie, gdy dojdę.
Noah jęczy i ssie mocniej, a kiedy moje biodra znów się wyginają, zrywa się na
nogi i rzuca się na moje usta. Pochłania mnie swoim pocałunkiem, jego język splątuje
się z moim i prowadzi mnie przez orgazm.
Odrywam się od niego i oboje próbujemy złapać oddech. Noah dyszy tak ciężko jak
ja.
Jego oczy błyskają niesfornie, kiedy znów zanurza rękę między moimi nogami.
Powoli wsuwa we mnie palec i posyła mi znaczący uśmieszek, kiedy się na nim
zaciskam. Jęczę, nawet głośniej, kiedy go ze mnie wyjmuje i zlizuje z niego każdą
kropelkę.
Znów płonę, a moje ciało pulsuje w miejscach, o których nawet nie wiedziałam, że
są zdolne do odczuwania podniecenia.
Chcę powtórki tego, co się właśnie wydarzyło. Natychmiast.
Chwytam jego włosy, a on obejmuje mnie mocno. Zaborczo.
Coś obok nas upada na podłogę i oboje podskakujemy, przestraszeni.
Noah nie odsuwa się ani nie puszcza mnie, żeby nie odsłonić mojego nagiego
ciała, tylko podnosi wzrok, by spojrzeć w lustro, o które jestem oparta, i zamiera.
– Kurwa – mruczy i spogląda na mnie.
Wyraz jego oczu sprawia, że z nerwów coś zaciska mi się w żołądku, ale podnoszę
wzrok i zerkam przez jego ramię.
W drzwiach stoi Chase i patrzy wprost na nas. Dźwięk, który usłyszeliśmy, wydała
jego torba upuszczona na podłogę.
Ogarnia mnie chłód. Nie odwracam wzroku, ale Chase – tak. Gniewne spojrzenie
utkwił w plecach Noah.
Jak on, kurwa, śmie.
Przesuwam dłonią po ramieniu Noah, znów zwracając na siebie uwagę Chase’a.
Noah mruży oczy.
– Chodźmy gdzieś, gdzie będziemy sami, żeby to dokończyć.
Kiedy wypowiadam te słowa, coś przemyka przez spojrzenie Noah, ale znika tak
szybko, jak się pojawiło. Nie wypowiada ani słowa, tylko zerka w dół i podciąga moje
spodnie, żeby mnie zakryć. Podchodzi do stanowiska z hantlami, by zabrać swoją
koszulkę.
Chase nadal się nie odezwał. Patrzy prosto na mnie i nie spuszcza ze mnie wzroku,
gdy idę w jego kierunku, prowadząc Noah w stronę jedynego wyjścia, przy którym
teraz stoi Chase.
Kiedy przechodzę obok niego, zatrzymuję się, tak że Noah prawie na mnie wpada.
– Teraz masz siłownię tylko dla siebie – mówię i wychodzę, a Noah podąża za mną.
Zwalniam kroku, żeby iść obok niego, ale on mnie wymija i idzie dalej.
Nagle zatrzymuje się, podnosi głowę i odwraca ją, by spojrzeć mi w twarz. Nie
umiem odczytać jego wyrazu twarzy. To mieszanka złości i rozczarowania. I smutku.
Czuję, jak kurczę się pod tym spojrzeniem.
Ogarnia mnie poczucie upokorzenia i nie mogę spojrzeć mu w oczy. Rzucam się do
przodu i zakrywam twarz dłonią.
– Boże, Noah… Ja…
Chce coś powiedzieć, ale zamyka usta i kręci głową.
– Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. – Nerwowo przeczesuję włosy palcami. – Tak
bardzo cię przepraszam. Ja nie… Nie…
Co, do cholery, jest ze mną nie tak?
Nie jestem mściwa i nie chcę nikogo krzywdzić. Zwłaszcza jego.
A to było po prostu podłe.
Złośliwe.
Brzydzę się sama sobą.
Czuję, jak robi mi się niedobrze. Spuszczam wzrok i odwracam głowę, zbyt
zawstydzona, by móc spojrzeć mu w twarz.
Po chwili Noah wzdycha.
– Chodź tutaj – mówi łagodnie, starając się ukryć ból w swoim głosie.
Ale ja go słyszę.
Czuję, kurwa, w całym ciele.
Podchodzę do niego jak pies z podkulonym ogonem, a on zakłada mi rozpuszczone
włosy za ucho i na chwilę zatrzymuje tam dłoń.
– Chodźmy stąd, dobrze? – Wyjmuje klucze z torby. – Robi się zimno.
Kiwam głową i idę za nim do samochodu.
Czuję się jak… nie, j e s t e m taką wredną suką, że nawet nie wiem, co mogę
powiedzieć. Nie ma usprawiedliwienia dla tego, co właśnie zrobiłam.
Rozterki, które Noah wyraził niecałe dwa tygodnie temu, na pewno teraz do niego
powróciły. I to z mojego powodu.
Wykorzystałam go, żeby wkurzyć Chase’a. I oboje o tym wiemy.
Czas w samochodzie mija powoli, a wiszące w powietrzu napięcie rośnie z każdą
sekundą, sprawiając, że powrót do domu jest trudny do zniesienia.
Kiedy docieramy do mojego akademika, nie wjeżdża na parking jak zawsze, tylko
zatrzymuje się przed drzwiami.
Po kilku sekundach w milczeniu wychodzę z samochodu i drżącymi rękami
zamykam drzwi. Odwracam się do niego i zauważam, że nawet na chwilę nie puścił
kierownicy.
– Noah, naprawdę jest mi przykro.
– Wiem. – W jego głośnie słychać ból spowodowany świeżymi ranami, potrzebą
zrozumienia. – Wiem.
To gorsze niż złość, ponieważ oznacza, że Noah myśli, że coś tu w ogóle jest do
zrozumienia. Nie ma.
– Ale chcę, żebyś coś dla mnie zrobiła – szepcze ochryple.
– Co tylko zechcesz – obiecuję, przygotowując się na to, co zaraz powie,
i zauważam, że zaciska zęby, jakby wypowiedzenie tego sprawiało mu ból.
– Chcę, żebyś na chwilę się zatrzymała i pomyślała. O wszystkim. Wszystkim. –
Spuszcza wzrok na siedzenie, ale zaraz znów podnosi go na mnie. – Chcę, żebyś
pomyślała o nim.
Zszokowana, czuję, jak lód ogarnia całe moje ciało, a mięśnie spinają się aż do
bólu.
– O tym, czy jeszcze choć trochę go kochasz – wyrzuca z siebie. – Jeśli jest choćby
najmniejsza szansa dla niego i dla ciebie, musisz pozwolić mi odejść.
Moje serce bije tak szybko, że brakuje mi tchu.
– Noah…
– Zlituj się nade mną, Julio… I pozwól mi odejść.
Mój ból osiąga szczyt. Wszystkie moje mięśnie się spinają i czuję, że zaraz
wybuchnę płaczem.
Gorączkowo szarpię za klamkę, ale Noah tylko kręci głową. Zamieram, uczepiona
drzwi.
– Idź do środka, Julio. – Odwraca się do przodu i przełyka ślinę. – Proszę.
Po chwili odpuszczam. Bez tchu zataczam się do tyłu. Rozpadam się.
Obraz zaczyna mi się rozmywać przed oczami. Przyciskam dłonie do skroni
i wchodzę do środka, a on odjeżdża.
Nie wiem, jak udało mi się dotrzeć do naszego mieszkania, bo nie pamiętam, jak
otwierałam drzwi ani jak wchodziłam do windy. Nie pamiętam wejścia do pokoju ani
tego, jak Cameron wyszła ze swojej sypialni.
Nie pamiętam, jak upadłam na podłogę. Ale teraz na niej leżę, z przyjaciółką
klęczącą u mojego boku i głaszczącą mnie po włosach. Jej usta się poruszają, ale
niczego nie słyszę. A potem niczego nie widzę. Ale, kurwa, czuję wszystko.
Ws z y s t k o.
ROZDZIAŁ 34

Słońce niesie ze sobą smutek wczorajszego wieczoru, więc naciągam wyżej kołdrę
i zasłaniam twarz. Leżę tak cały dzień, a potem kolejny. Trzeciego dnia Cameron
wskakuje na moje biurko i zrywa z okien zasłony. Dosłownie.
Rzuca je na podłogę i wkopuje pod łóżko, a potem staje nade mną z rękami
opartymi na biodrach.
– Wstawaj. Weź prysznic. Robię ci coś do jedzenia.
– Nie jestem głodna. – Odwracam się na drugą stronę i gapię w ścianę.
Zrywa ze mnie kołdrę, a ja zamykam oczy i przewracam się na plecy.
– Dziewczyno, wiem, że teraz wszystko jest do bani, ale nie możesz się tak
zachowywać.
Spoglądam na nią, a ona posyła mi łagodny uśmiech. Podchodzi do mnie
i poklepuje materac.
– Wstawaj, odśwież się. Podłącz swój telefon.
Krzywię się, a ona spuszcza głowę.
– Wiesz, że nie dzwonił – szepcze. – Powiedział ci, że potrzebuje kilku dni.
Do oczu napływają mi łzy, ale kiwam głową.
– Wiem.
Bierze mój telefon z biurka i podchodzi, żeby podłączyć go do ładowarki przy
łóżku.
– Więc nie masz się czego bać, moja droga. A teraz wstawaj. Inaczej wyciągnę
ciężkie działa… i zadzwonię do Masona.
Ściska moje ramię, uśmiecha się i wychodzi. Zanim zmienię zdanie, zmuszam się
do pójścia do łazienki i zamykam się w środku.
Mimo że dwa ostatnie dni spędziłam w łóżku, nawet nie miałam nadziei na sen.
Nie spałam w ogóle. Przez większość czasu leżałam i szukałam słów, które mogłabym
powiedzieć Noah. Ale żadna wersja „przepraszam” i „proszę, wybacz mi”, która
przyszła mi do głowy, nie jest wystarczająca. I jeszcze długo nie będzie.
Noah pojawił się w moim życiu w momencie, kiedy potrzebowałam przyjaciela,
i nim właśnie się stał. To on, nieświadomie, pomógł mi przejść przez to gówno,
w które wpadłam po tym wszystkim, co wydarzyło się z Chase’em. Widział, jak
głęboko sięgają moje uczucia. Widział, jak trudno mi było odpuścić. Podzieliłam się
z nim każdym żenującym szczegółem. Cholera, Noah jest tym, który pomógł mi dojść
do siebie, a ja nawet nie zauważyłam, że to się stało, dopóki pewnego dnia coś się nie
zmieniło. Nagle mężczyzną, przez którego nie mogłam spać w nocy, stał się ktoś inny.
Zakochałam się w Noah. Bardzo.
Gdybyście zapytali mnie kilka dni temu, czy w naszym związku są jakieś
przeszkody, przysięgłabym, że żadna nie istnieje. Teraz wiem, jaka byłam ślepa.
Tą przeszkodą jest Chase.
Problem w tym, że czuło to tylko jedno z nas.
Niekończącą się niepewność.
Strach, że w każdym momencie osoba, której pragniesz, może chcieć kogoś innego.
Wiedziałam, że Chase zawsze będzie obecny w moim życiu w taki czy inny sposób.
Wiedziałam to i przed tym, i po tym, jak przekroczyliśmy granicę. A Noah postanowił
to zaakceptować. Poznał mnie, polubił i pokazał, jak bardzo mnie pragnie,
jednocześnie będąc w pełni świadomy tego, że mężczyzna z mojej przeszłości będzie
obecny również w mojej przyszłości.
Zrobiłam to, co zrobiłam. Bezmyślnie wykorzystałam Noah do okazania swojej
złości na mężczyznę, który był jego źródłem obaw o to, że mnie straci. I to było
strasznie popieprzone.
Zjebałam i nie mogę tego cofnąć.
Zraniłam mężczyznę, dla którego zrobiłabym wszystko.
Nigdy nie zachowałam się tak głupio.
Chciałabym zadzwonić do niego, pobiec do jego domu i wylać swój smutek u jego
stóp. Chcę błagać go o przebaczenie.
Ale tego nie zrobię. Jeszcze nie.
Poprosił o czas, więc spróbuję mu go dać.
Chociaż tyle mogę zrobić.
Niestety kiedy wracam do pokoju i po raz pierwszy od kilku dni biorę do ręki
telefon, okazuje się, że inna osoba nie potrzebuje czasu.
Czeka na mnie wiele wiadomości. Każda od Chase’a.
Biorę głęboki wdech i je otwieram. Pierwsza jest z tej samej nocy, kiedy zobaczył
nas w siłowni.
00 : 05, Chase: Co to, do cholery, było?
00 : 15, Chase: Czemu nie odpisujesz?
00 : 25, Chase: Nieważne, Ari. Mam nadzieję, że dobrze się bawisz.
01 : 47, Chase: Możemy pogadać?
Łzy złości napływają mi do oczu. Wydaję z siebie cichy pomruk.
Już dłużej nie mogę.
Wszystko jest nie tak i nie wiem, jak to naprawić. Więc robię jedyną rzecz, która
przychodzi mi do głowy: pogrążam się w nauce, by przynajmniej zakończyć semestr
z najlepszymi ocenami, na jakie mnie stać, z każdą mijającą godziną licząc na to, że
kolejna będzie tą, kiedy zadzwoni Noah.
Ale nie dzwoni. I to mnie dobija.

To mnie, kurwa, dobija.


Przez te trzy dni, od kiedy Ari zniknęła za drzwiami swojego akademika, czuję się
tak, jakbym zapomniał, jak funkcjonować w świecie, w którym jej ze mną nie ma.
Nawet kiedy nie było jej przy mnie fizycznie, zawsze była w mojej głowie. Przed moimi
oczami. Kurwa, wszędzie.
Mam wrażenie, że z każdym mijającym dniem coraz bardziej się ode mnie oddala.
Że jest coraz dalej.
Wcześniej, kiedy nie byłem przy niej, odliczałem minuty, aż znów się zobaczymy.
Teraz siedzę i patrzę, jak zegar tyka bez końca. Wskazówka obraca się i obraca,
bolesnymi szarpnięciami zaciska się wokół mojej piersi, odziera mnie ze wszystkiego
i pozostawia żałosny bałagan, którego nie można posprzątać.
Wiadomo, że aby naprawić zepsutą śrubę, trzeba ją wyrwać. I tak się właśnie czuję.
Jakby ktoś wyrywał mi serce wprost przez posiniaczone żebra.
Nie wiem, co ja sobie, kurwa, wyobrażałem, prosząc ją, żeby pomyślała o nim.
A co, jeśli to zrobiła?
A co, jeśli to oznacza, że z nami koniec?
A co, jeśli okaże się, że będzie moją największą stratą, a ja jej największą porażką?
A co, jeśli moje najgorsze obawy są tak naprawdę odległe od jebanej prawdy?
Co, jeśli moja ukochana cierpi, umiera w środku tak samo jak ja?
Powoli, ale z każdym dniem coraz bardziej?
Co noc jeszcze mocniej?
Co, jeśli za mną tęskni i wszystko, czego pragnie, to to, żebym ją objął, przyciągnął
do siebie i powiedział jej, że wszystko jest w porządku? Że między nami jest
w porządku, że kocham ją całym sobą i pragnę jej całej taką, jaka jest?
Ta świadomość mnie niszczy.
Już sama myśl, że mógłbym sprawiać jej ból, to dla mnie za wiele.
Jest mi niedobrze, wszystko mnie boli.
Moje serce i umysł toczą ze sobą wojnę i nie wiem, czy któreś z nich jest w stanie
wygrać.
Ponieważ to zrobiłem.
Poprosiłem swoją dziewczynę o rozważenie, czy jestem tym jedynym, doskonale
wiedząc, że ona jest tą jedyną dla mnie.
Potrzebuję swojej ukochanej. I mogę tylko, kurwa, mieć nadzieję, że ona
potrzebuje mnie tak samo.
ROZDZIAŁ 35

Nie wiem, jakim sposobem pięć dni może dłużyć mi się jak pięć lat, ale tak właśnie
jest. Każda minuta mija powoli, a każdy krok, którego dźwięk dobiega z korytarza,
wydaje się jego krokiem. Wyobrażam sobie, że jego dłoń zapuka w moje drzwi, a kiedy
je otworzę, będzie tam stał z uśmiechem. Ale to się nie wydarza.
Niepokój sprawia, że nie umiem już siedzieć w domu, więc kiedy nie jestem na
zajęciach, chowam się w bibliotece. Dwa dni temu nie poszłam na mecz, ale – choć
było to bolesne – obejrzałam go w telewizji.
Mason jest wkurzony, bo nie mówię mu, co się dzieje.
Brady co wieczór sprawdza, co u mnie.
A Chase… Chase dzwoni i pisze do mnie dwa razy dziennie, a ja na nic nie
odpowiadam.
Nie wiem czemu, ale dziś rano to wszystko mnie przerosło. Obudziłam się
z poczuciem rozpaczy i palącej potrzeby i nie mogłam się powstrzymać.
Zadzwoniłam do Noah wtedy, kiedy powinien mieć wolną chwilę. Nie odebrał, więc
wysłałam mu wiadomość w nadziei, że może to zadziała.
Nie odpowiedział.
Cameron mówiła, że widziała go raz czy dwa, gdy była u Treya, ale do nikogo się
nie odzywał, szedł prosto do swojego pokoju. Rozmawiała za to z Chase’em.
Powiedziała mi, że teraz zaczął do nas przychodzić, skoro już nie ma wątpliwości,
że go ignoruję. Podobno był już dwa razy, ale akurat wtedy, gdy nie było mnie w domu,
dzięki Bogu.
Wygląda na tak zdeterminowanego, by się ze mną skontaktować, że nie wiem, jak
długo uda mi się go unikać. Moje obawy okazują się słuszne, bo kiedy wychodzę zza
biblioteki, gdzie chowałam się przez większość dni, zauważam Chase’a siedzącego
kilka metrów dalej.
Zamieram, a przez moją głowę przebiegają miliony myśli. Najgłośniejsza z nich
krzyczy, bym uciekała, ale moje stopy pozostają w miejscu.
Może już czas pozwolić mu powiedzieć to, co ma do powiedzenia. Naprawdę
porozmawiać, jak powinniśmy byli to zrobić tak dawno temu. Problem w tym, że
wtedy nie byłam na to gotowa. I mówiąc szczerze, myślę, że on też nie był.
Przez kilka ostatnich dni dużo myślałam o Chasie. Więcej, niż jestem skłonna
przyznać, ale o to poprosił mnie Noah. Szybko zrozumiałam, że było mi to potrzebne.
Wszystko wymazałam z pamięci. Ból, który w tamtym czasie wywoływało we mnie
samo wspomnienie jego imienia, był nie do wytrzymania. Mieszał mi w głowie, więc
postanowiłam całkowicie o nim zapomnieć, odepchnąć go od siebie.
Musiałam sobie przypomnieć i odtworzyć w pamięci każdą spędzoną z Chase’em
chwilę, żeby zrozumieć, co poszło nie tak… a co było dobre. Wspominam najpierw to,
dlaczego w ogóle się w nim zakochałam. Siedziałam sama ze swoimi myślami,
płakałam i śmiałam się, i wtedy właśnie uświadomiłam sobie, że…
Tęskniłam za nim.
Tęsknię za chłopakiem, który stawał po mojej stronie, kiedy inni uznawali, że mam
za krótką spódniczkę. Za chłopakiem, który przemycił dla mnie i Cameron kilka piw,
kiedy Mason zabronił nam pić.
Za chłopakiem, który zostawał ze mną dłużej w wodzie, kiedy wszyscy wychodzili
z niej zmarznięci, bo wiedział, że nienawidzę momentu, gdy trzeba wyjść z oceanu.
Ale nie chodzi tylko o niego.
Tęsknię za naszymi wspólnymi wieczorami, na które nie zapraszaliśmy nikogo
spoza naszej piątki.
Ja, Cameron, Mason, Brady i Chase.
Już od gimnazjum jedynym czasem, który spędzaliśmy osobno, było kilka tygodni
w lecie, kiedy chłopcy wyjeżdżali na obóz futbolowy. Ale nawet wtedy rozmawialiśmy
ze sobą przez kamerkę przynajmniej raz dziennie.
Oczywiście ja i Cam świetnie się bawiłyśmy bez naszych ochroniarzy, ale szybko
zaczynałyśmy tęsknić za brakującymi elementami naszej układanki. Nawet wtedy, gdy
spędzałyśmy swój najlepszy czas w życiu na Florydzie, gdzie Cam poznała Treya,
tęskniłyśmy za naszymi chłopakami.
Wszystko zmieniło się na początku pierwszego semestru, po wydarzeniach
z Chase’em. To nie było w porządku wobec pozostałych, zwłaszcza że nie mieli
pojęcia, skąd ta nagła zmiana atmosfery.
Już czas, by dla dobra całej naszej paczki wszystko naprawić. Tym razem
naprawdę. Wiem o tym, a mimo to czuję niewyobrażalne wyrzuty sumienia z powodu
tego, że tęsknię za Chase’em.
Jak mogę tęsknić za mężczyzną, na którego byłam tak wściekła, że bezdusznie
zraniłam swojego chłopaka?
Pragnę Noah. Szczerze i rozpaczliwie.
Strata, która pożera mnie dzień po dniu, jest czymś, czego nigdy wcześniej nie
czułam. Wiele razy chciałam już powiedzieć „pieprzyć to” i pobiec do niego, ale
ostatecznie się powstrzymywałam. Ledwie.
Poszłam tam raz, kiedy czułam się bardzo samotna, ale gdy tylko zobaczyłam jego
samochód, rozpłakałam się i odwróciłam.
Najbardziej boli mnie świadomość, że żyje teraz całkiem sam, w milczeniu.
Nie bywa za bardzo na imprezach, a jeśli już, to stara się unikać tłumów. Cały swój
wolny czas spędzał ze mną i wiem, że teraz nie wypełnia go niczym innym.
Wiem, że jest samotny tak jak ja, a może nawet bardziej.
Najgorsze jest to, co teraz siedzi w jego głowie: wątpliwości, które ja zasiałam.
I to ja powinnam sprawić, by zniknęły.
Z tą myślą w głowie nie odwracam się i nie uciekam w przeciwnym kierunku.
Podchodzę do Chase’a.

Chase siedzi ze zwieszoną głową. Ma na sobie bluzę z kapturem i dresowe spodnie,


a jego torba leży przed nim. Nerwowo rusza nogą i pociera dłonie, wbijając w nie
wzrok.
– Hej! – wołam już z daleka.
Podnosi głowę, a na jego twarzy maluje się niepewność.
– Hej.
Zrywa się z ławki i otwiera usta, ale nie wydobywają się z nich żadne słowa.
Uśmiecham się do niego, a to, jak się wydaje, trochę go uspokaja.
– Masz chwilę? – pyta.
Z nerwów coś ściska mi się w żołądku, ale i tak do niego podchodzę.
Wyciąga rękę w moją stronę, a ja pozwalam mu usadzić mnie na ławce.
Mój wzrok wędruje na nasze złączone dłonie. Patrząc na niego, powoli zabieram
rękę.
Chase kiwa głową i przełyka ślinę.
– Tęsknię za tobą, Ari. Tęsknię za wszystkim. – Na jego twarzy maluje się lęk. –
Strasznie cię przepraszam za wszystko, co zrobiłem, i za wszystko, co powinienem był
zrobić, a schrzaniłem.
– Wiem. A ja przepraszam za to, jak się zachowałam. Nie powinnam była się
złościć, że nic więcej nie wydarzyło się po tamtej nocy. Wiedziałam, co robię, i nie
obchodziło mnie, co będzie dalej. To moja wina.
– Nie… – mówi stanowczo i przysuwa się, by lepiej mnie widzieć. – Nie rób tego.
Byłem… Nie, jestem głupi. Powinienem był… Nie powinienem był… Kurwa. –
Wzdycha, sfrustrowany, i spogląda mi w oczy.
Patrzymy tak na siebie przez chwilę w milczeniu.
Czuję, jak powracają ból i żal. I znów mam mętlik w głowie.
Chase z delikatnym uśmiechem podnosi rękę i zakłada mi włosy za ucho.
Zatrzymuje tak na chwilę dłoń, a kiedy jego kciuk muska mój policzek, nie mogę się
powstrzymać i pochylam głowę w jego stronę.
Jest częścią mojej przeszłości. I nie chodzi o to, że nie potrafię odpuścić, bo
przecież już raz to zrobiłam. Cierpię na widok jego bólu. Nigdy wcześniej go nie
okazywał, nie w ten sposób.
Mimo to jego dotyk na mojej skórze jest niewłaściwy. Kładę swoją dłoń na jego
i odsuwam ją od swojej twarzy.
– Chciałbym, żebyśmy zaczęli od początku – mówi.
Śmieję się cicho i kręcę głową.
– A ja nie. Tak, sprawa się spieprzyła, ale to, że wszystko poszło nie tak, nie
oznacza, że tamta noc nie była wyjątkowa.
– Była – szepcze. – Była wyjątkowa.
Drżą mi usta, więc spuszczam wzrok na swoje kolana.
– Ostatnio dużo myślałam.
– Ja też – mówi i łapie mnie za ręce, więc znów na niego spoglądam. – Chciałbym
ci powiedzieć znacznie więcej, ale powinienem już iść. Siedziałem tu kilka godzin
w nadziei, że złapię cię trochę wcześniej – przyznaje z zakłopotaniem. – Myślisz, że
możemy porozmawiać jutro po treningu?
Znów z nerwów skręca mi się żołądek, ale zmuszam się do uśmiechu i kiwam
głową.
– Play-offy. No nieźle.
Chase się uśmiecha, ale spuszcza wzrok na trawę.
– Tak. Nieźle.
Po chwili wzdycha i wstaje, a ja zaraz za nim.
Podchodzi do mnie z wahaniem, żeby mnie objąć. Sztywnieję na moment, ale
zaraz odwzajemniam uścisk.
Jest między nami napięcie, to jasne, więc żeby rozluźnić atmosferę, mówię:
– Cieszę się, że czyhałeś na mnie przed treningiem.
Chase chichocze, a ja odsuwam się z uśmiechem. Zasycha mi w gardle, gdy
spoglądam mu w oczy.
Po plecach przebiega mi znajome mrowienie, drżę i natychmiast sztywnieję.
Chase ze zdziwieniem marszczy brwi, a ja powoli odwracam się, by zerknąć przez
ramię.
Mój żołądek robi się tak ciężki, że zaraz spadnie na ziemię. Czuję mdłości.
Nie…
Zastygły w miejscu, z kluczami zwisającymi z dłoni, pali mnie niebieskim
spojrzeniem.
Szybko opuszczam ręce, a on rzuca błyskawiczne spojrzenie na Chase’a.
Kręcę głową.
– Noah – szepczę jego imię z rozpaczą w głosie. Idę w jego kierunku, ale on się
odwraca. – Noah, zaczekaj! – Biegnę do niego, ale już wsiada do samochodu
i odjeżdża.
Łzy zalewają mi oczy. Jedną ręką łapię się za brzuch, starając się opanować.
– Ari… – Dobiega mnie z tyłu głos Chase’a.
– Daj mi chwilę – mówię, nie odwracając się do niego, i patrzę, jak samochód Noah
wyjeżdża z parkingu.
– Arianna…
– Powiedziałam, żebyś dał mi chwilę. Proszę. – Głośno przełykam ślinę.
Kątem oka widzę, że kiwa głową, podnosi swoją torbę i odchodzi.
Przez kilka minut stoję tak, starając się złapać powietrze i powstrzymać płynące
łzy. Krzyczę w środku.
A potem się prostuję, biorę głęboki oddech i ruszam przed siebie.
Idę prosto na stadion, w przeciwnym kierunku niż Chase, i zatrzymuję się
niedaleko parkingu.
Nigdzie nie widzę auta Noah.
Wchodzę na stadion i przyglądam się boisku, gdy wkracza na nie drużyna.
Noah nigdzie nie ma.
Czekam i zanim się orientuję, jest już po zachodzie słońca, a trener ogłasza koniec
ćwiczeń.
Noah się nie pojawia.
ROZDZIAŁ 36

Wbiegam do budynku, skręcam w prawo i walę w drzwi przez dobre pięć minut,
zanim obok mnie nie pojawia się Brady. Powoli łapie mnie za ręce i je opuszcza.
– Ari, kochanie. Myślę, że jego tu nie ma – mówi łagodnie, a ja się rozpadam.
Przytula mnie i trzyma mocno. Podchodzi do nas Cameron. Na jej twarzy maluje
się zmartwienie.
– To już dwa dni. – Z oczami pełnymi łez patrzę na przechodzących obok członków
drużyny, którzy się na nas gapią. – Nie było go wczoraj na treningu, nie ma go dzisiaj.
Gdzie on jest?
– Może pojechał po jakieś jedzenie czy coś? – mówi Brady przygnębionym głosem.
Wie, że jego próby są daremne.
– Chodź. – Cameron obejmuje mnie ramieniem. – Powinnyśmy pójść do domu.
Musisz…
– Nie mów, że mam się przespać, Cameron. – Trę zmęczone oczy.
– Kochana, nie ma go tutaj i nie wiemy, gdzie był przez ostatnie dwa dni. Co chcesz
zrobić? Rozbić obóz tu, przy wejściu?
– Jeśli będę musiała…
– Ari, nie rób sobie tego.
– Nie widzieliście jego twarzy. – Spoglądam na nich. – Był… Boże, był… –
Załamany. – Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, co teraz myśli.
Otwierają się drzwi wejściowe i do akademika wchodzi kolejna grupa ludzi.
Wstrzymuję oddech, ale ostatnią osobą, która przekracza próg, jest Chase.
Patrzy to na mnie, to na drzwi mieszkania Noah.
Podchodzi do nas.
– Ari…
– Proszę, po prostu… – przerywam mu, podnoszę ręce i przeciskam się obok
niego. – Nie teraz.
– Arianna! – krzyczy Cameron i biegnie za mną do wyjścia, ale ja już mijam
podjazd i wybiegam na ulicę.
Obracam się w miejscu, rozglądając się dookoła. Zaciskam ręce na głowie.
Zamykam oczy i zaciskam zęby. Czuję, jak same uginają mi się kolana.
– Kurwa! – krzyczę w końcu. Cała drżę.
Kilka osób patrzy w moją stronę, ale nie zwracam na to uwagi.
Podnoszę się i idę przed siebie.
Przechodzę przez cały kampus, okrążam każdy budynek i przeszukuję każdy
najdalszy kąt. Chyba nie liczyłam na to, że go znajdę, ale skoro i tak nie mam dokąd
pójść, musiałam mieć jakąś nadzieję.
Ogarnia mnie poczucie klęski. Chciałabym upaść na trawę i zwinąć się w kulkę, ale
się nie zatrzymuję.
Chodzę tak, dopóki nie wstaje słońce, i dopiero wtedy wracam do domu. Zamykam
się w pokoju i zasypiam, płacząc.
Później, kiedy budzi mnie Cameron waląca w moje drzwi, mówię jej, żeby sobie
poszła. Gdy znów się budzę, jest już wpół do dziesiątej. Dzisiejszy mecz pewnie się już
kończy.
Idę pod prysznic, żeby zmyć z siebie wczorajszy pot, szybko coś na siebie narzucam
i wybiegam z mieszkania z mokrymi włosami. Biegnę tak aż do stadionu, ale jakieś sto
metrów przed nim zauważam, że ludzie już z niego wychodzą, kierując się na sobotnie
imprezy. Opadam na najbliższą ławkę i wchodzę na stronę internetową koledżu, na
której już opublikowano wynik dzisiejszego meczu.
Sharks przegrali pierwszą rundę play-offów, więc teraz zakończył się ich sezon.
To oznacza, że dziś Noah zagrał swój ostatni mecz jako rozgrywający drużyny
uniwersytetu. A mnie przy tym nie było.
Ogarnia mnie bolesne poczucie beznadziei. Zamykam oczy.
Noah nie odpowiedział na żadną moją próbę skontaktowania się z nim. Z drżącą
duszą i prawdziwą desperacją otwieram więc naszą konwersację i wysyłam mu
wiadomość, której – mam nadzieję – nie będzie mógł zignorować.
Wyłączam telefon i siedzę w tym samym miejscu, aż parking całkiem pustoszeje,
a wtedy idę do akademika drużyny, modląc się, by kiedy tam dotrę, Noah już czekał.
Niestety nie czeka. Czeka za to beczka z tanim piwem.
Więc napełniam kubek.
A potem kolejny.
Gdy odwracam się z następnym kubkiem w dłoni, staję twarzą w twarz z Chase’em.
Zatrzymuję się, uśmiechnięta, a on marszczy brwi.
– Hej. – Spogląda za mnie, w stronę faceta podającego napoje, a potem zerka
w mój kubek.
Chichoczę.
– No, nie jest najlepszym barmanem. To głównie piana, ale robi, co powinna. –
Mijam go, przecinam podwórko i wchodzę do akademika.
Chase idzie za mną. Czuję, że rozpoczyna śledztwo.
– A co powinna?
– Pomyśl o powodach, które skłaniają ludzi do sięgnięcia po alkohol. Pasują
wszystkie.
Spoglądam na niego, a on mocniej marszczy czoło.
– Może to nie jest najlepszy moment, ale mieliśmy pogadać i jakoś się nam nie
udało.
– Tak, nie udało się nam sporo rzeczy, prawda? – Zatrzymuję się i znów biorę łyk. –
Czujemy się, jakby to było wieki temu.
– Nie, nieprawda.
Prycham i kiwam głową.
– Tak, prawda.
Chase wzdycha i wyciąga do mnie rękę, ale przed nią uciekam.
– Nie dotykaj mnie. – Śmieję się i dopijam piwo. – Ostatni raz, kiedy mnie
dotknąłeś, znów wszystko zrujnował. No ale co tam, ja zrujnowałam to pierwsza, więc
co za różnica.
– Nie musi tak być, wiesz?
– A jak inaczej mogłoby być, Chase?
– Lepiej. – Podchodzi do mnie krok bliżej. – Mogłoby być lepiej dla nas.
– Proszę cię. – Przewracam oczami. – Dopóki Mason nie zobaczy, co? Już to
przeżyłam. I zostałam wychujana.
Natychmiast przysuwa się do mnie, a ja potrzebuję chwili, żeby mój wzrok
przyzwyczaił się do jego bliskości.
Nagle znajduje się tuż przy mojej twarzy.
– Powiedz, że mogę cię pocałować, a to zrobię. Teraz, tutaj, gdzie wszyscy nas
zobaczą. – Chwyta mój podbródek. – Powiedz, że mogę cię pocałować.
– Co jest, kurwa?! – rozlega się skądś głos Masona.
Nagle cichną wszystkie rozmowy, a mój brat powoli odsuwa mnie na bok i staje
między mną a Chase’em.
Chase na moment szerzej otwiera oczy, ale zaraz prostuje się i staje twarzą
w twarz ze swoim najlepszym przyjacielem.
– Co ty właśnie powiedziałeś do mojej siostry? – Mason popycha Chase’a tak, że
ten aż cofa się o kilka kroków.
Brady rzuca się w ich stronę, a Cam zaraz za nim.
Chase kręci głową i podnosi ręce.
– Sorry, ale… będziesz musiał się do tego przyzwyczaić.
– Co?! – rzucamy ja i Mason w tym samym momencie i jednocześnie spoglądamy
na siebie.
Mase marszczy brwi, zdezorientowany, i znów zwraca gniewne spojrzenie na
przyjaciela.
Cam próbuje się wtrącić:
– Ej, może powinniśmy wyjść?
– Jebać to! – Mason odwraca głowę. – Co, kurwa, masz na myśli, mówiąc, że będę
musiał się przyzwyczaić? Przyzwyczaić do czego? Pieprzysz moją siostrę? – pyta, po
czym zwraca się do mnie: – Pieprzysz się z nim?
– Mason – przerywa mu Brady. – Przestań.
– Nie, wiesz co? W porządku, Brady. Urządźmy sobie jebaną sesję terapeutyczną
tutaj, na środku imprezy. – Jeśli bełkoczę, to nawet o tym nie wiem. Wbijam wzrok
w swojego brata. – Nie, Mase. Nie „pieprzę” się z nim.
– No i lepiej, kurwa, dla ciebie! – unosi się.
Jebać to.
– Och, tak? – Odsuwam się i krzyżuję ręce na piersi. – A to dlaczego? Nie umiałbyś
znieść myśli o najlepszym przyjacielu na swojej malutkiej siostrzyczce?
– O kurwa – mruczy za mną Brady.
Cameron próbuje interweniować, ale odpycham ją, więc się zamyka.
– Uważaj, co mówisz, Arianna – rzuca ostro Mason.
– A wiesz co, dupku? – Słyszę za sobą, jak Chase mówi „nie”, ale jego też jebać. –
To już się stało!
Patrzę, jak Mason odwraca morderczy wzrok na Chase’a i zaczyna iść w jego
kierunku. Brady staje między nimi i przytrzymuje Masona.
– Och, ale nie przejmuj się, Mase, mówiłam prawdę. Nie pieprzę się z nim. Wasza
przyjaźń była dla niego ważniejsza niż ja, właśnie tak jak chciałeś, więc gratulacje,
Mason. – Rozkładam ręce, zrezygnowana. – Jest cały twój.
Wybiegam z akademika, ignorując zamieszanie, które narasta po moim wyjściu.
– Ari, czekaj! – krzyczy Chase i biegnie za mną, ale ja się nie zatrzymuję, dopóki
nie łapie mnie za rękę i nie odwraca do siebie. – Ari, kurwa, zaczekaj!
Staje przede mną.
– Co?! Czego chcesz, Chase? – Wyczerpana emocjonalnie, spuszczam ramiona. –
Czego ode mnie chcesz?
– Wszystkiego! – krzyczy. – Chcę wszystkiego, Arianna!
Mam ochotę wrzeszczeć, ale on podnosi rękę i mówi:
– Zaczekaj. Po prostu pozwól mi powiedzieć, dobrze?
Patrzę na niego przez chwilę, a potem kiwam głową.
– Wiem, że mówiłaś, że jest za późno. Ale nie musi być. Ari, tego lata… – Przełyka
ślinę. – Byłem dupkiem. Wszystko, co się między nami wydarzyło… Nie musiało tak
być. Teraz to rozumiem. Chcę, żebyś mi uwierzyła, że to się więcej nie powtórzy. Już
nigdy cię nie odepchnę i nie pozwolę, żeby cokolwiek między nami stanęło, jeśli tylko
dasz nam szansę, na którą zasługujemy.
Kręcę głową, zanim jeszcze kończy zdanie.
– Chase, nie… Od lata wiele się zmieniło.
– Rozumiem – mówi z naciskiem i łapie mnie za ręce. – Naprawdę, rozumiem.
Po prostu chcę, żebyś wiedziała, że jestem gotowy. Jestem tu. Wiem, że się boisz.
I wiem, że to przeze mnie, ale…
– Chase…
Ciągle kręcę głową.
On tego nie rozumie.
Nie rozumie.
Pocieram palcami swoje skronie.
– Proszę, skończ mówić.
Idę dalej, ale on znów do mnie podchodzi.
– Nie. Musisz mnie wysłuchać. Musisz zrozumieć, co do ciebie mówię. – Wskazuje
ręką w stronę drzwi. – Właśnie powiedziałem swojemu najlepszemu przyjacielowi,
żeby spierdalał, bo chcę, żebyś wiedziała, że mówię poważnie. Tylko daj mi szansę,
żebym pokazał ci, że mogę cię kochać tak, jak na to zasługujesz, bo, Arianna,
kocham…
– Ale ja już ciebie nie kocham! – krzyczę i zamieram.
Chase nieruchomieje, a ja ponad jego ramieniem dostrzegam, jak reszta biegnie
w naszą stronę. Stają na moment jak wryci, a potem podchodzą do nas powoli, każdy
z innym wyrazem zdziwienia i konsternacji na twarzy.
Słyszeli, co powiedziałam. A może nawet więcej.
Czuję, jak łzy napływają mi do oczu. Przeszywa mnie dreszcz.
Chase przeciera dłonią twarz i zaciska usta.
Próbuję przełknąć gulę, która urosła mi w gardle. Nigdy nie powiedziałam
Chase’owi, że go kocham, teraz usłyszał to pierwszy raz. I w dodatku pierwszy raz
usłyszał to też mój brat.
Nie rozumiem ironii tej chwili. Pomijam ją, odrzucam.
Tajemnica została wyjawiona. Sekret nie musi być już sekretem.
Nie powinni byli usłyszeć tego, zanim nie usłyszał tego Noah.
Nikt nie powinien.
Nie do czasu, aż spojrzę Noah prosto w oczy i powiem to głośno.
Nie do czasu, aż on będzie wiedział, bez cienia wątpliwości, że należę do niego.
Cofam się, ale Chase łapie mnie za ramię.
– Nie rób tego – błaga.
– Puść mnie.
– Arianna, proszę.
– Powiedziała – mój brat staje między nami – żebyś ją, kurwa, puścił – warczy
i odpycha Chase’a.
Zatacza się do tyłu, ciągnąc mnie ze sobą, ale szybko mnie puszcza, a ja upadam na
trawę.
Cameron podbiega do mnie, ale udaje mi się stanąć na chwiejnych nogach. W tym
samym momencie Mason rzuca się na Chase’a z prawym sierpowym, zanim ten zdąży
cokolwiek powiedzieć. Z jego ust płynie krew.
– No dawaj, skurwysynu! Teraz się, kurwa, boisz? – Mason spluwa mu pod nogi
i rzuca się na niego.
Powala go na ziemię. Chase zaciska ramię wokół jego szyi, ale Mason wyswobadza
się z chwytu i uderza go łokciem w nos.
– Kurwa – mamrocze Brady i podchodzi do nich. – Dobra, wystarczy.
Łapie Mase’a za ramiona i odciąga do tyłu, a Chase zrywa się na nogi.
– Kurwa, nie wierzę! – Mason kipi z wściekłości. – Pieprzyłeś moją siostrę?! – Chce
go kopnąć, ale Brady go powstrzymuje.
– To nie było tak!
– Właśnie że, kurwa, było! To dlatego była tak zdołowana, kiedy tu przyjechaliśmy.
Bo ją wyruchałeś i zostawiłeś.
– Ale to ty…
– Nawet, kurwa, nie kończ tego zdania, dupku. Byłeś z nią, a potem się od niej
odwróciłeś.
– To ciebie nie chciałem skrzywdzić! – broni się Chase, ale to tylko sprawia, że
Mason wścieka się jeszcze bardziej.
– To popierdolone i dobrze o tym wiesz! Jeśli zranienie mnie miało ochronić ją, to
powinieneś był to zrobić. Tego bym chciał. Przecież mnie, kurwa, znasz! – Kręci
głową. – Wiesz o tym.
Chase, zawstydzony, odwraca się.
– Nie chciałem niczego zniszczyć.
– Zniszczyłeś wszystko, kiedy odebrałeś jej dziewictwo, a potem zostawiłeś ją ze
złamanym sercem.
Chase blednie i natychmiast przenosi na mnie wzrok. Wszyscy patrzą teraz na
mnie.
Mam otwarte usta i oczy pełne łez.
– Nie… – szepcze, nieświadomie robiąc krok do tyłu. – Arianna, nie…
Mason wyrywa rękę z uścisku Brady’ego i łapie Chase’a za koszulkę, zanim temu
udaje się wyślizgnąć. Uderza go w twarz.
Ale kiedy spogląda mu w oczy, a ten spuszcza wzrok, Mason odwraca się do mnie
ze zmarszczonym czołem.
– Nie powiedziałaś mu?
Odrętwiała, kręcę głową w geście przeprosin. Z żalem.
– Ja… muszę iść. – Robię kilka kroków do tyłu i wpadam na stojący za mną
samochód. Okrążam go i przechodzę przez drogę.
– Ari, no weź – rzuca Mason i wszyscy biegną za mną na chodnik. – Wracaj tu.
– Arianna, zaczekaj! – woła Chase.
Łapię się za głowę.
– Kurwa, wróć tutaj! – wrzeszczy Mason.
– Idę po nią!
– Ty się do niej nie zbliżasz! – grzmi mój brat. – Ari! Dokąd ty w ogóle idziesz?
Kręcę głową, a obraz rozmywa mi się przed oczami.
Nie wiem.
Nie umiem nawet myśleć.
– Nie zmuszaj mnie, żebym ci wpierdolił, Chase, bo to, kurwa, zrobię.
– Wal się, Mason.
– Chłopaki, przestańcie! – krzyczy Cameron. – Mason, puść go!
Zamykam oczy i staram się nie zwracać na nich uwagi.
Prawie nie mogę oddychać.
Muszę znaleźć Noah.
Chcę z nim porozmawiać.
Muszę powiedzieć mu, że wiem, czego pragnę.
Jego.
Muszę powiedzieć mu, że go kocham.

Zatrzymuję się i pochylam, opierając ręce o kolana. Dyszę gwałtownie i próbuję


złapać oddech, choć wydaje się to prawie niemożliwe.
Gdy zobaczyłem wiadomość od Ari, byłem już po sześciopaku. Ale wiedziałem, że
muszę do niej dotrzeć, więc zamknąłem samochód i zacząłem biec.
Przebiegłem co najmniej osiem kilometrów bez zatrzymywania się.
Mój oddech trochę się uspokaja. Prostuję się i kiedy przechodzę kilka kolejnych
metrów, docierają do mnie krzyki. Próbuję dojrzeć coś między budynkami przed sobą
i wtedy ją dostrzegam.
Ari, trzymając się za brzuch, idzie do tyłu.
Biegnę w jej stronę i szerzej otwieram oczy, gdy zauważam przepychających się
Masona i Chase’a. Mason wrzeszczy coś do Chase’a i uderza go w twarz. Zatrzymuję
się na skraju chodnika.
– Mason, puść go! – krzyczy Cam.
Schodzę z chodnika, ignorując ich.
– Julio! – wołam do niej.
Podskakuje, jakby nagle uderzyła w niewidzialną ścianę, i powoli jej wzrok mnie
odnajduje.
Jej usta się otwierają i wydobywa się z nich urywany płacz.
– Noah…
Tęsknota w jej głosie mnie rozdziera. Chwytam się za pierś.
Kochanie…
Kuli się w obawie, że znów ją odrzucę, jak przedwczoraj.
Jak w zeszłym tygodniu.
Moja Julio, ja też cię zraniłem.
Żal płonie we wszystkich moich żyłach. Spoglądam na Masona i pozostałych.
Na Chase’a, który stoi jakieś dziesięć metrów ode mnie z zakrwawionymi wargą
i brwią. Stoją tak na skraju trawnika w wiszącym w powietrzu napięciu i patrzą to na
mnie, to na nią, to na siebie nawzajem. Nie wiem, co tu się właśnie wydarzyło, i to
mnie nie obchodzi.
Znów przenoszę wzrok na swoją dziewczynę i podnoszę telefon. Widzę, jak jej
ciało słabnie.
Odwraca się do mnie i szepcze z nadzieją w głosie:
– Dostałeś moją wiadomość?
Kiwam głową.
– Tak.
– I przyszedłeś.
Czuję, jak drżą mi usta, ale znów przytakuję.
– Powinienem był przyjść wcześniej.
Z oczu płyną jej łzy.
– W porządku. Tylko nie rób tego więcej. – Próbuje się uśmiechnąć, ale to nie
wystarczy, by ukryć ból w jej głosie.
Ból, który karmiłem, obawiając się, że tylko ja odczuwam stratę.
A ona też to czuła.
Czuje.
Jest moja.
– Nigdy, kochanie. – Coś zaciska mi się w piersi. – Nigdy więcej.
Unosi dłoń i zakrywa nią usta, pociągając nosem. Omijam stojącą na krawężniku
starą ciężarówkę.
Opuszcza ręce i uśmiecha się do mnie, a potem zrywa się do biegu.
Odwzajemniam uśmiech, ale zaraz moją uwagę przyciąga błysk.
Gwałtownie odwracam głowę w lewo i wzbiera we mnie panika.
Rzucam się do przodu.
– Nie!
– Ari! – krzyczy Mason, a za moment rozlega się wrzask Cameron.
Ktoś chwyta mnie za ramiona i ciągnie do tyłu.
W tej samej sekundzie powietrze przeszywa pisk hamulców, a zaraz za nim
uderzenie tak głośne, że czuję je całym sobą. Dookoła rozlegają się krzyki, a ja
wyrywam się z uścisku kogoś za sobą.
Rozbite szkło leżące na całej ulicy rani mi kolana i dłonie, kiedy czołgam się
w stronę rozwalonego zderzaka starego pick-upa.
Wyrywa się ze mnie przeszywający wrzask. Pozostali podbiegają.
Ktoś łapie mnie za koszulkę.
Ktoś płacze.
Ktoś krzyczy.
Nie ruszam się.
Nie mogę oddychać.
Mogę tylko patrzeć na dziewczynę, którą kocham, leżącą bez życia na środku ulicy.
ROZDZIAŁ 37

Siedem godzin, które mijają bez żadnych wiadomości, wykańcza mnie, ale cztery
kolejne, po tym, jak wreszcie przychodzi pielęgniarka i informuje nas, że pojawiły się
komplikacje, są jeszcze gorsze.
Czas wypełniają tylko strach i żal.
Ból i zastanawianie się, co by było, gdyby…
Co, gdybym dotarł na czas?
Co, gdybym od niej nie odszedł?
Co, jeśli nigdy już nie będę mógł jej powiedzieć, że ją kocham?
Arianna Johnson jest całym moim życiem.
Bez niej jestem nikim.
Przez szesnaście następnych godzin nie mówimy za wiele. Chodzimy po
pomieszczeniu i co chwilę któreś z nas wali pięścią w ścianę albo kopie krzesło
i wypada na korytarz, a za chwilę wraca i kryje twarz w dłoniach.
W końcu wychodzi lekarz. Pod oczami ma ciemne plamy ze zmęczenia. Ściąga
maseczkę i kiwa głową.
– Rodzina pani Johnson? – pyta, mimo że zna odpowiedź.
– Wszystko w porządku? – Mason zrywa się na nogi.
Cameron łapie mnie za rękaw trzęsącymi się dłońmi.
– Jej stan jest stabilny.
Z mojej piersi wydobywa się urywany oddech. Opadam na ścianę. Przyciskam
pięści do oczu i odchylam głowę.
Czuję uścisk na ramieniu. Odwracam się i widzę Chase’a.
Kiwa głową i zaciska zęby. Znów spoglądamy na lekarza.
– Czy możemy ją zobaczyć? – pyta Brady.
– Niedługo tak, ale muszę was uprzedzić, że sytuacja jeszcze nie jest do końca
opanowana.
– Proszę mówić dalej, doktorze. – Mason głośno przełyka ślinę.
Lekarz przygląda nam się przez chwilę i starannie dobiera słowa:
– Arianna doznała obrażeń głównie w górnej części ciała. Znaleźliśmy małe
pęknięcie w jej czaszce. W rezultacie jej ciało doznało szoku, a my byliśmy zmuszeni
wprowadzić ją w śpiączkę farmakologiczną.
– O mój Boże. – Cameron zanosi się płaczem, a Mason odwraca się, żeby ją
przytulić. Przyciąga ją do siebie i czeka, co lekarz powie dalej.
– Czy czuje ból? – pytam ochrypłym głosem.
– Już nie. – Zamyka przed sobą teczkę. – Bardzo cierpiała, a obrażenia, które
odniosła, mogły doprowadzić do śpiączki. Jej mózg mógł przestać działać w wyniku
traumy, dlatego zdecydowaliśmy się, że najbezpieczniej obrać właśnie tę drogę.
– Dlaczego?
– Żeby mózg nie musiał reagować. Musimy dać mu czas na gojenie się
i jednocześnie monitorować go pod kątem obrzęku.
– A co, jeśli to się stanie? – Chase podchodzi bliżej. – Co, jeśli obrzęk wystąpi?
Mężczyzna kiwa głową.
– Wtedy będziemy musieli podjąć odpowiednie działania, aby go zmniejszyć.
– Jak długo będzie w śpiączce?
– Tyle, ile będzie tego potrzebować. Dzień, dwa, może dłużej. Wszystko zależy od
tego, jak minie dzisiejsza noc. Jeśli nie pojawią się żadne komplikacje, może jutro
będziemy mogli być spokojniejsi.
Kiwamy głowami i patrzymy na siebie, żeby się upewnić, że nikt nie ma więcej
pytań.
Podchodzi do nas pielęgniarka, która rozmawiała z nami wcześniej.
– Doktorze Brian, to jest pan Johnson. – Wskazuje na Masona.
Twarz mężczyzny nie wyraża żadnych emocji, kiedy wyciąga do niego dłoń.
– Czy możemy zamienić słowo na korytarzu? – pyta i wychodzi.
Zamykam oczy, odwracam się i przyciskam czoło do ściany.
Mój oddech jest nierówny, pali mnie w płucach.
Dobiega mnie cichy szmer rozmów pozostałych. Mocniej zaciskam oczy.
Widzę jej twarz, słyszę jej śmiech.
Wyciąga do mnie rękę, ale gdy tylko się zbliżam, by jej dotknąć, znika w ciemności.
Nie ma już nic.
Czuję pustkę.
Samotność.
Czuję, że boli mnie dłoń, i zaraz pojawia się na niej czyjaś ręka.
Oparty o ścianę, osuwam się na podłogę, a Brady, Cameron i Chase już przy mnie
klęczą. Mason wychodzi zza rogu.
Otwiera szerzej oczy i spogląda na przyjaciół. Kiedy uświadamia sobie, że krew
spływająca po moim ramieniu jest moją krwią, przenosi wzrok na dziurę w ścianie.
To ja musiałem ją zrobić.
Zaciska szczękę i przechodzi przez salę. Zdejmuje ze ściany ramkę ze zdjęciem
i wyjmuje też gwóźdź.
Podnosi książkę ze stolika i używa jej, by wbić go w ścianę nad dziurą i zakryć ją
obrazkiem.
Przygnębiony, wyciąga do mnie dłoń.
– Chodź, stary.
Spuszczam głowę, ale podaję mu rękę.
Podnosi mnie, a potem przytula. Naprawdę mnie przytula, przepraszając, jakby
miał za co.
Kiedy się odsuwa, ma zaczerwienione oczy. Kiwa głową i odwraca się do Chase’a,
który stoi niepewnie. Mason tak samo przyciąga go do siebie.
Potykając się o własne nogi, wychodzę z pokoju, ignorując ich wołanie, i biegnę
przez tak dobrze znany mi szpital. Na końcu skręcam w lewo i wychodzę przez
pomieszczenie, w którym pielęgniarki mają właśnie przerwę. Okrążam fontannę
i przechodzę między budynkami, aż docieram do tego na końcu.
Wbiegam do środka, pomijam listę odwiedzających, na którą powinienem się
wpisać, i na oślep idę korytarzem.
Kiedy docieram do jej pokoju, nie śpi. Zmartwienie, które maluje się na jej twarzy,
łamie mi serce.
Wszystko się rozpada.
– Och, kochanie. – Unosi rękę. – Chodź do mnie.
Opadam na łóżko mamy i tracę nad sobą panowanie.
Jedyne dwie osoby, które na tym świecie kocham, są tutaj, w tym szpitalu, a ich
życie jest teraz w rękach innych ludzi. Nic nie mogę zrobić.
Nigdy w życiu nie czułem się tak bezradny.

Centrum medyczne Tri-City znów staje się moim domem.


Tak naprawdę domem nas wszystkich, bo żadne z nas nie opuszcza szpitala na
dłużej niż kilka godzin, czy to żeby wziąć prysznic, czy żeby przez kilka minut
przespać się w prawdziwym łóżku.
Mason ciągle nie skontaktował się z rodzicami. To już końcówka ich podróży
i znajdują się teraz poza zasięgiem, wędrując z plecakami przez Europę. Są odcięci od
świata na trzydzieści dni i nie mają pojęcia, że ich córka została potrącona przez
samochód, nie wspominając o tym, że leży w śpiączce.
Dzień przed Wigilią przyszedł do nas lekarz z wieściami, na które czekaliśmy.
Po sześciu długich, trudnych dniach ryzyko obrzęku minęło, ból, jak oczekiwano,
powinien ustąpić, a lekarze byli gotowi, by ją wybudzić.
Coś we mnie drgnęło, obudziła się we mnie nowa energia, a jednocześnie kolejna
fala obaw, których nigdy wcześniej nie czułem.
Wkrótce będę mógł spojrzeć jej w oczy.
Będę mógł powiedzieć jej, jak bardzo jest mi przykro, że odszedłem, że wątpiłem
w jej uczucia do mnie.
Obiecam jej, że już nigdy więcej tego nie zrobię. Powiem, że wierzę, że jestem dla
niej wystarczający, chociaż wiem, że jest tak wspaniała, że żaden mężczyzna nigdy nie
będzie na nią zasługiwać. Zwłaszcza taki zwykły chłopak jak ja.
Nie mam dużej rodziny, która mogłaby ją kochać i uwielbiać. Nie mam domu
pełnego wspomnień, do którego mógłbym ją zabrać. Nie znam drogi, którą mógłbym
podążać, by zbudować z nią własny. Dorastając, nie miałem tego, co miała ona, a to
działa na moją niekorzyść. Mam za to miłość matki, która nauczyła mnie, co to znaczy
być mężczyzną. Ciężko pracować i doceniać to, co mam.
Kochać całym sobą.
Kocham ją całym sobą, kocham ją wszystkim, czym nie jestem, i wszystkim, czym
będę.
Miałem powiedzieć jej to wszystko w Boże Narodzenie, ale nie mogłem tego
zrobić, bo Ari się nie przebudziła.
Powiedzieli nam, że możemy się tego spodziewać po około czterdziestu ośmiu
godzinach.
Minęły cztery dni, a jedyną zmianą jest tylko to, że jej siniaki nieco zbladły.
Z głęboko fioletowych zmieniły się w żółtawe. Opuchlizna zniknęła z jej ust,
a idealne wargi wyglądają już jak dawniej. Pojawiła się tylko mała blizna obok nich.
Wyciągam rękę i przesuwam kciuk po końcówkach jej włosów. Chciałbym móc
znów zatopić w nich dłoń, jak to robiłem tyle razy.
Lekarze pozwolili Cameron umyć Ari włosy z pomocą pielęgniarki. Potem zaplotła
je w warkocz na boku, właśnie taki, jaki Ari miała na głowie, gdy pierwszy raz ze sobą
wyszliśmy. Dokładnie co sześć godzin, jak w zegarku, Cam smarowała jej usta
pomadką. Ostatnią rzeczą, z której Ari powinna się wyleczyć, jak powiedziała.
Ari nie mogłaby sobie wymarzyć lepszej przyjaciółki.
Mason prawie się nie odzywa, siedzi tylko w kącie ze zmarszczonym czołem
i patrzy w telewizor. Nie sądzę, by w ogóle widział, co tam leci. Traci rozum i jest na
skraju załamania.
Jak my wszyscy.

– Coś się działo?


Cameron podnosi wzrok znad koralików i posyła mi nieznaczny uśmiech.
– Nie, Noah, nic nie wydarzyło się przez te dwie sekundy, kiedy sikałeś.
Śmieję się delikatnie, ale cichnę, kiedy podchodzę do łóżka Ari.
Telefon Cameron pika, a ta zaraz wstaje.
– Chłopaki mówią, że na dole wreszcie pojawiła się świeża kawa. Idę zmusić
Masona, żeby mi jedną kupił. Chcesz?
– Nie, dzięki. – Delikatnie przesuwam włosy Ari za ucho i pochylam się, żeby
złożyć na jej czole miękki pocałunek. Siadam przy niej.
Nawet nie muszę patrzeć na Cam, by wiedzieć, że stoi w drzwiach z wahaniem.
– Noah… – szepcze z obawą.
Kręcę głową, a ona wychodzi.
Zostajemy tylko my. Rarytas, którego samolubnie pragnę więcej.
Chwytam jej nieruchomą dłoń. Ten gest wyzwala we mnie emocje, ale jest
konieczny. Muszę jej dotknąć. Trzymać ją.
– Julio, kochanie, otwórz oczy. Pora się obudzić – szepczę. – Otwórz swoje wielkie,
piękne oczy i spójrz na mnie… Proszę, spójrz na mnie.
Gdy tylko ostatnie słowo opuszcza moje usta, ogarniają mnie wszystkie emocje,
które próbowałem tłumić. Zaciskam zęby aż do bólu, starając się powstrzymać łzy,
które napływają mi do oczu. Nie tutaj. Nie, kiedy może wyczuć moje cierpnie, tak jak
zawsze wyczuwa.
Siedząc z nią sam na sam, błagam, żebrzę i modlę się, żeby coś się wydarzyło,
cokolwiek.
Odwracam jej rękę i kładę głowę na łóżku, zbliżając twarz do jej miękkiej dłoni.
Zostaję w tej pozycji z głową pełną wspomnień.
Nie wiem, ile minęło czasu, kiedy nagle ktoś kładzie dłoń na moim ramieniu.
Spoglądam w górę i widzę stojącą nade mną Cameron.
– Może pójdziesz na chwilę do domu? – Uśmiecha się do mnie łagodnie.
Siadam i chrząkam, rozglądając się po pokoju. Chłopaki siedzą na swoich stałych
miejscach.
Kręcę głową i przecieram dłonią twarz.
– Nie trzeba.
– Noah, nie wyszedłeś w ogóle ze szpitala. – Mason siada i opiera łokcie na
kolanach. Unosi jedną brew. – Bierzesz tu prysznice, śpisz tu, jesz tu… Jeśli w ogóle
coś jesz.
– Jem, kiedy jestem głodny.
Kiwa głową, spoglądając na Chase’a. Ten wstaje i podchodzi do mnie z kubkiem
kawy.
– Już nie jest bardzo gorąca i smakuje jak gówno, ale jest chociaż trochę ciepła. –
Wysuwa kubek w moją stronę. – Wyglądasz, jakby była ci potrzebna.
To gałązka oliwna, którą do mnie wyciąga. Tak samo jak niedojedzona pizza
wczorajszego wieczoru i kanapka na śniadanie przedwczoraj. Nie chciałem ich, a teraz
nie chcę tej kawy, bez względu na to, kto mi je oferuje. Mój żołądek niczego nie
przyjmuje. Niezależnie od tego, co próbuję przełknąć, nic nie może przejść mi przez
gardło.
Chaos panuje i w mojej głowie, i w moim ciele.
Pewnie myśli, że chcę go walnąć w mordę, ale to rozumiem. Czasami to jest
dokładnie to, co chcę zrobić: uderzyć go prosto w twarz.
Jego i każdą rzecz w zasięgu ręki.
Stoi tak, więc biorę od niego kubek.
– Dzięki. – Upijam niewielki łyk, podążając za nim wzrokiem, gdy wraca na swoje
miejsce przy oknie.
– Gdzie jest Lancaster? – pytam Masona, uświadamiając sobie, że brakuje jednej
części ich nierozłącznej trójki.
– Pewnie jest już w drodze. Miał trening wcześnie rano.
Kiwam głową.
– Dobrze, to dobrze. Powinien utrzymać swoją rutynę. Trener mówił, że chcą
w przyszłym roku obsadzić kogoś nowego na pozycji środkowego.
– Słyszałem o tym. – Chase poprawia się na krześle. – Jakiegoś licealistę z Detroit.
Podobno jest dobry.
– Jest. Widziałem jego nagrania.
– Nieważne. – Mason wzrusza ramionami. – Statystyki Brady’ego były w tym roku
zajebiste, a jest coraz lepszy. Nikt nie umie odczytywać ustawień tak jak on.
– Tak, szybko potrafi się dostosować do sytuacji na boisku. Z tobą na czele
w następnym sezonie daleko zajdziecie. – Żałuję tych słów już w momencie, gdy
wychodzą z moich ust, bo wiem, że pozostawiłem tę kwestię do rozważenia.
Ale teraz mamy dużo czasu, więc chłopaki kontynuują rozmowę.
Gdy spuszczam wzrok, odzywa się Mason.
– Więc jesteś już gotowy do wstąpienia do innej drużyny, stary? – pyta z odrobiną
podekscytowania, którego nie słyszałem w jego głosie już od tygodni. – To musi być
niesamowite uczucie, być tak cholernie blisko po latach ciężkiej pracy.
Oto właśnie temat, na który nie chcę rozmawiać, zwłaszcza z obiecującymi
zawodnikami mającymi nadzieję na awans, którymi kierowałem przez ostatni czas.
– To i tak dopiero za kilka miesięcy.
Nie podnoszę wzroku. Opóźniona odpowiedź Masona mówi mi, że jego
zaciekawienie rośnie.
**
– Tak, ale masz przed tym sporo pracy. Kurde, Senior Bowl jest już za kilka
tygodni. Pewnie wylatujesz…
– Nie jadę.
Cameron, siedząca na podłodze, odwraca się do mnie, ale na nią nie patrzę.
Muskam dłoń Ari, przesuwając palcem po jej paznokciach, które Cam pomalowała
jej liliowym lakierem.
– W sensie nie pojedziesz wcześniej, żeby się zapoznać… tylko zaczekasz do dnia
meczu?
– Powiedziałem trenerowi Roganowi, żeby oddał moje miejsce komuś innemu. Nie
jadę. – Odwracam rękę Ari i gładzę opuszkami palców wnętrze jej dłoni, tak jak
pokazała mi to pielęgniarka. – Wycofałem się też ze spotkania z przedstawicielami
zawodowych drużyn.
– O mój Boże – szepcze Cameron, ale Mason jej przerywa.
– Czekaj, kurwa – rzuca.
Patrzę na niego.
Piorunuje mnie wzrokiem, Cameron gapi się na mnie szeroko otwartymi oczami,
a Chase marszczy czoło, wpatrując się w podłogę.
– Co takiego zrobiłeś? – Mason przechyla głowę.
– Przestań – mówię tak stanowczo, jak tylko potrafię. – Już mi się za to oberwało
od każdego trenera w drużynie i całej reszty załogi. Sprawa załatwiona. Koniec
tematu.
– Noah, gościu. – Mason wściekle kręci głową. – Nie rób tego. Zapierdalałeś na to
i ci się należy. Nawet nie wspomnę o wszystkich latach gry w liceum i w drużynie
młodzieżowej. Nie rezygnuj z tego. Będziesz żałować.
– Żałować? – Śmieję się mimo woli. – Żałować? – powtarzam ze śmiertelną
powagą.
– Noah, cholera…
– Sądzicie, że obchodzi mnie teraz moja kariera? – Mój głos podnosi się z każdym
słowem o oktawę, więc puszczam dłoń Ari, żeby chronić ją przed bijącą ode mnie
złością. – Sądzicie, że od kiedy tu jestem, w ogóle o tym pomyślałem? Od kiedy ona tu
jest? Bo, kurwa, nie pomyślałem ani razu.
– Okej, rozumiem, że to wszystko jest popieprzone i nic nie wygląda teraz
normalnie. Ale nie zapominaj, kurwa, że to moja siostra tu leży! – krzyczy Mason,
wskazując na Ari. – I nawet nie myśl, że ona by chciała, żebyś to robił, bo na pewno by
nie chciała. – Stoi teraz tuż przy mnie. Piorunuje mnie groźnym spojrzeniem, ale
mówi coraz ciszej, a jego twarz smutnieje. – Nie chciałaby. – Jego wzrok odrobinę
łagodnieje, głos cichnie jeszcze bardziej. – Nie chciałaby. Nie chciałaby, żebyś to robił.
Przyglądam mu się przez chwilę i powoli kiwam głową.
– Rozumiem cię. Naprawdę, rozumiem i wiem, że masz rację, ale jeśli istnieje taki
moment, kiedy mogę zachować się samolubnie, to nastąpił właśnie teraz. Bo bez
względu na to, co wszyscy sądzicie o tym, co jest teraz dla mnie najlepsze, nie ma
szans, bym mógł wyjść na boisko i cokolwiek tam robić, kiedy powód, dla którego
oddycham na tym pojebanym świecie, leży właśnie tutaj. – Kręcę głową. – Żałowałbym
tylko odejścia, nigdy pozostania przy niej. Nie mógłbym żałować tego, że tu jestem.
Tutaj powinienem być. Tutaj zostaję. Nic tego nie zmieni, bo nie ma niczego
ważniejszego.
Mason zaciska szczękę i marszczy czoło. Wyciąga rękę i klepie mnie po ramieniu.
– To właśnie dlatego, stary, jeszcze nie kopnąłem cię w dupę – mówi, śmiejąc się
cicho, i wszyscy do niego dołączamy.
Atmosfera rozluźnia się na chwilę i każdy wraca do tego, co robił przed rozmową.
Biorę głęboki oddech i wypijam kilka łyków ciepłej kawy.
– Ale wiesz, że to nie ma znaczenia, że nie pójdziesz na spotkania
z przedstawicielami drużyn? – mówi Chase, nie odwracając wzroku od telewizora. –
Skończyłeś już studia i masz potwierdzenie, że jesteś potencjalnym kandydatem. –
Spogląda w moją stronę. – Dział zgodności z przepisami już podpisał zgodę. Dostałeś
zielone światło. Wezmą cię.
Patrzę mu w oczy, dopóki nie odwraca wzroku, a potem zerkam na swoje kolana,
zastanawiając się nad jego słowami.
Ma rację. Wiem, do czego zostałem przydzielony, i wiem, kto jest mną
zainteresowany.
Wiem też, że odrzucę każdą ofertę, którą dostanę.
Podnoszę dłoń Ari i pochylam się, żeby złożyć na niej delikatny pocałunek.
Zamykam oczy i mocniej przyciskam do niej usta, obejmując ją obiema rękami. Mówię
do niej, nie wypowiadając na głos ani jednego słowa.
Wyobrażam sobie, że przesuwa kciukiem po mojej dłoni, i w tym momencie
właśnie to robi.
Nieruchomieję i szerzej otwieram oczy. Nie ośmielam się poruszyć.
Nie ośmielam się odezwać.
Jej kciuk drga ponownie. Szybko podnoszę głowę i przysuwam się bliżej.
Pozostali zrywają się z miejsc.
– Co? Co się dzieje?
– Co jest?
– Noah! – rzuca Mason.
– Ona… – Kręcę głową, nie odrywając oczu od jej twarzy. – Poruszyła się. Poruszyła
ręką.
Mój wzrok przeskakuje od jej twarzy do dłoni, tam i z powrotem. Teraz drga jej
nadgarstek.
Cameron ściska moje ramię.
– O mój Boże! Poruszyła się! Mason, poruszyła się!
Odwracam głowę, by zerknąć na pozostałych, ale do ostatniej sekundy nie potrafię
oderwać od niej wzroku.
Oczy Masona błyszczą. Spogląda to na mnie, to na nią.
– Czy ona w końcu… chyba… – Przełyka ślinę, niezdolny wypowiedzieć tych słów
na głos.
Otwieram usta, ale nie wydobywa się z nich żaden dźwięk. Odwracam się,
puszczam jej rękę i ujmuję w dłonie jej twarz. Powoli muskam jej policzki.
– Otwórz oczy, kochanie. – Biorę głęboki wdech, gdy Mason ściska moje ramię
w geście wsparcia. – Julio, otwórz oczy.
Jej powieki zaczynają drgać, a wszyscy wstrzymują oddech.
Moje tętno przyspiesza, a płuca błagają, by ponownie napełniła je nadzieją.
Poczuciem sensu.
– To już – szepcze Cameron łamiącym się głosem, a łzy zaczynają płynąć po jej
policzkach. – Budzi się. Ari, dawaj, dziewczyno, obudź się, kurwa.
– Kochanie… no dalej – szepczę, ze wszystkich sił starając się utrzymać emocje na
wodzy, co mi się nie udaje.
Skupiam na niej całą swoją uwagę, czekając, aż mój świat znów zacznie się kręcić,
gdy moja dziewczyna powoli otwiera oczy.
Zmieszany ze śmiechem płacz wydobywa się z mojej piersi. Kładę czoło na jej
brzuchu. Całe moje ciało drży z ulgi. Na sekundę zaciskam powieki, żeby się uspokoić.
Ari mruga kilka razy i szerzej otwiera oczy. Powoli rozgląda się po pokoju.
Zatrzymuje wzrok na Masonie i podnosi lewą rękę.
Ten widok sprawia, że się uśmiecham.
Ruch z obu stron ciała.
Boże, dziękuję.
Mase podchodzi bliżej i ściska jej dłoń.
– Hej, smarkulo – mówi łamiącym się głosem. – Cholernie nas przestraszyłaś.
Uśmiecha się delikatnie, a wtedy w sali rozlega się nasz stłumiony szlochem
śmiech.
Ari próbuje się podnieść odrobinę, ale drży z bólu i łapie się za żebra.
– Postaraj się nie ruszać za bardzo – mówię łagodnie.
Patrzy na mnie przez chwilę i wtedy czuję, jak wszystkie moje napięte mięśnie się
rozluźniają. Uspokaja się każda część mojego ciała. Uśmiecham się coraz szerzej, tak
szeroko, że bardziej się nie da.
– Cześć, Julio.
Jej klatka piersiowa unosi się, a usta otwierają i wtedy podciąga dłoń, by dotknąć
swojej szyi.
Stara się odchrząknąć, ale znów jęczy z bólu.
W pokoju panuje zamieszanie, ale ona nie odwraca ode mnie wzroku, dopóki ktoś
nie podaje jej kubka z wodą.
Wtedy dopiero przenosi spojrzenie na kogoś innego i się uśmiecha.
– Hej, nieznajoma. – Chase odwzajemnia uśmiech i wkłada kubek w jej otwartą
dłoń.
Gdy tylko bierze łyk, Cameron podbiega do niej, by odebrać kubek. Woda rozlewa
się po całej podłodze, a Cam obejmuje Ari, starając się nie ściskać jej zbyt mocno.
– Nie mogę uwierzyć, że wreszcie się obudziłaś. Wystraszyłaś mnie, wiedźmo. –
Śmieje się przez łzy.
Ari śmieje się cicho, chrapliwie, a ja czuję ten śmiech całym sobą.
Każdy nerw mojego ciała budzi się do życia. Ledwie mogę usiedzieć w miejscu.
Ari bierze głęboki wdech i znów kładzie głowę na poduszce.
Podnoszę dłoń i palcem wskazującym odsuwam włosy z jej twarzy. Zerka na mnie
spod rzęs.
– Jak się czujesz, kochanie? – pytam, uświadamiając sobie, jak cholernie głupio to
brzmi. Ale muszę wiedzieć. Muszę usłyszeć jej głos. Muszę wiedzieć, że jest dobrze.
Najpierw się waha i z zaciekawieniem marszczy brwi, ale zaraz kiwa głową.
– Dobrze. Wszystko mnie boli i czuję pulsowanie w głowie, ale myślę, że dobrze.
Przełykam ślinę i zaciskam zęby, żeby nie przestraszyć jej swoim płaczem, jednak
jej głos…
Tak cholernie za nim tęskniłem.
Tęskniłem za nią.
Boże, tak ją kocham.
Wcześniej nie mogłem zdobyć się na to, by się do tego przyznać, ale przez chwilę
nie byłem pewny, czy kiedykolwiek jeszcze będę miał szansę jej to powiedzieć.
– Chwila – mówi i nerwowo rozgląda się dookoła. – Czemu tu jestem? Co się stało?
Spoglądamy na siebie z Masonem, po czym pochylam się, zwracając na siebie jej
uwagę.
– Weszłaś na ulicę.
– A ty mnie przejechałeś? – Ściska kołdrę, a monitor za nią zaczyna szaleńczo
piszczeć.
– Co? Nie. – Gorączkowo kręcę głową i przechylam ją tak, by Ari patrzyła mi
w oczy. – Nie, kochanie. Nadjeżdżał samochód, a ja nie zdołałem złapać cię na czas.
Kierowca zauważył cię, gdy już było za późno.
Uspokaja się, ale jej oddech jest krótki i ciężki. Znów krzywi się z bólu.
– Już dobrze, siostrzyczko – mówi ochryple Mason i kładzie dłoń na jej nodze. –
Już wszystko w porządku.
– Co to ma być, do kurwy nędzy? Moja dziewczynka się obudziła i nikt nawet do
mnie nie zadzwonił?! – Brady przedziera się przez ciasny okręg, w którym stanęliśmy
wokół łóżka. – To chyba jakieś żarty. – Uśmiecha się i pochyla, żeby dać jej wielkiego
całusa w policzek.
Chciałbym go zmazać i zastąpić swoim.
– Dobrze, że do nas wróciłaś, Arinko. Nasz chłopak już tu prawie ocipiał. –
Przygląda się jej, żartując, jak zawsze, gdy musi poradzić sobie z czymś trudnym. –
Mówiłem mu, że po prostu potrzebujesz dobrego spanka, co nie? – droczy się,
uderzając pięścią w moje ramię.
– Naprawdę zabawne, Lancaster. – Uśmiecham się i opieram o krzesło.
Ari marszczy brwi, ale się śmieje.
– Też za tobą tęskniłam, Brady.
– A co to za hałasy, panowie? Mówiłam wam, łobuzy, że macie tu więcej nie
oglądać meczów… Och! Witaj, kochanie! – Pielęgniarka Becky uśmiecha się
promiennie, gdy zauważa, że Ari nie śpi. – Dzięki Bogu, że już się obudziłaś.
Ci panowie są gorsi niż przedszkolaki. Wymagają dużo uwagi – żartuje i mruga
porozumiewawczo.
– Nie daj się jej oszukać, dziewczyno, ona nas uwielbia – odpowiada Brady.
Becky wzdycha, ale się śmieje.
– Tak, to prawda.
Z uśmiechem podchodzi do Ari i delikatnie poklepuje jej nogę.
– Jestem Becky. Mam przyjemność być twoją pielęgniarką, odkąd się tu pojawiłaś.
Muszę przyznać, że bardzo miło zobaczyć w końcu twoje oczy, kochanie. Widzę te
złote ogniki, o których szeptał twój chłopak.
Otwieram usta, ale zaraz je zamykam. Zostałem przyłapany.
Mason trąca mnie kolanem i posyła mi złośliwy uśmieszek.
– Wiem, że dopiero się obudziłaś, ale na pewno jesteś wykończona i masz
mnóstwo pytań. Pozwól, że przyprowadzę doktora Briana.
– Dziękuję – odpowiada Ari, a delikatny dźwięk jej głosu powraca z każdym
wypowiedzianym słowem.
Ściskam jej dłoń, a ona patrzy najpierw na nasze ręce, a potem na mnie, gdy
uświadamia sobie, że to ja ją trzymam.
Daję jej chwilę, o którą niemo prosi, i nic nie mówię, kiedy mi się przygląda. Patrzy
na lekki zarost na mojej szczęce. Nie chciałem spędzać dziesięciu minut na goleniu,
wiedząc, że ona leży tu, w tym łóżku, beze mnie. Zerka na moje pogniecione ubrania,
wyciągnięte z brudnej torby, którą podrzucił mi kumpel.
Powoli znów podnosi wzrok do moich oczu i się w nie wpatruje.
– Hej, piękna. – Unoszę głowę. – Tęskniłem za tymi czekoladowymi oczami.
Uśmiecham się szerzej, kiedy na jej policzkach pojawia się cień rumieńca, ale
wtedy odwraca wzrok. Powoli wyswobadza swoją dłoń z mojego uścisku i poprawia
kołdrę.
Coś ściska mi się w żołądku. Zwilżam usta i przesuwam się na skraj krzesła.
– No witamy. – Doktor Brian wchodzi do sali z uśmiechem. Szybko myje ręce na
drugim końcu pomieszczenia.
Kiedy podchodzi, wszyscy się rozstępują, ale ja nie ruszam się z miejsca.
– Jestem doktor Brian. – Unosi podbródek. – A ty?
Ari marszczy brwi.
– Hm, Arianna Johnson.
– Tak, zgadza się. – Kiwa głową. – Zdałaś test.
Ari śmieje się nerwowo.
– Podobnie jak Becky, opiekuję się tobą od twojego przybycia. Zadam ci teraz kilka
pytań, a potem porozmawiamy o twoich obrażeniach, dobrze?
– Tak, doktorze – mamrocze nerwowo, zaciskając dłonie na kolanach.
– Dobrze. Możemy teraz rozmawiać? – Unosi dłonie, pytając o naszą obecność,
a ona kiwa głową. – Dobrze. Zacznijmy od czegoś łatwego. Jak oceniłabyś ból, który
teraz odczuwasz, w skali od jednego do dziesięciu?
– Jakoś na osiem.
– Duże dziecko – odzywa się Mason, żeby ją uspokoić. Chrząka, by ukryć targające
nim emocje.
To działa, bo jej usta rozszerzają się w uśmiechu, choć Ari nie odwraca uwagi od
lekarza.
– Okej. – Doktor Brian kiwa głową. – Co boli cię najmocniej?
– Głowa. Pulsuje bardziej niż cokolwiek innego. – Kładzie dłoń na piersi. – I klatka
piersiowa. Trudno mi się oddycha.
Wszyscy sztywniejemy ze zmartwienia, słuchając, co mówi. Zaciskam usta.
– To mimo wszystko normalne. – Doktor Brian łączy przed sobą dłonie. – Zanim
opowiem ci o twoich obrażeniach, pozwól mi jeszcze zapytać, Arianno, czy jesteś
świadoma tego, co się stało. Wiesz, jak się tu znalazłaś?
Ari krzywi się i patrzy błagalnym wzrokiem na Masona, który kiwa do niej głową
w geście zachęty, a potem znów spogląda na doktora Briana.
Kręci głową.
– Zostałam potrącona przez samochód?
– Tak, to się zgadza. – Mężczyzna przytakuje. – Wypadek był dosyć poważny. Twoje
nogi i ręce wyszły bez szwanku, ale lewy bark musiał zostać nastawiony. Masz
pęknięte prawe dolne żebro, ale złamanie nie jest poważne, więc nie ma powodu do
obaw. Gorzej jest po lewej stronie. Dwa górne żebra są złamane. – Wskazuje na własne
ciało, by lepiej wszystko wyjaśnić. – Spowodowało to uraz aorty. Twoja aorta, główna
tętnica organizmu, pękła, co doprowadziło do rozległego krwawienia. Na szczęście
twoje ciało dość dobrze sobie z tym poradziło, ponieważ otaczające ją tkanki
wytrzymały tak długo, jak tego potrzebowaliśmy. Gdyby twoje płuco zostało
uszkodzone, mogłoby nas tu dzisiaj nie być, ale teraz o tym nie mówmy.
Ari kiwa głową na znak, że rozumie. Kiedy słyszę po raz pierwszy, jak lekarz
opowiada, co się właściwie wydarzyło z moją dziewczyną, noga zaczyna mi się trząść
niekontrolowanie.
– Doznałaś także pęknięcia podstawy czaszki po lewej stronie głowy, tuż nad
lewym okiem. Początkowo obawialiśmy się wycieku płynu mózgowo-rdzeniowego, ale
po przeprowadzeniu badań udało się nam to wykluczyć. Z tego powodu zostałaś
wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej na czas pierwszych kilku dni
obserwacji, a potem przerwaliśmy podawanie leków i czekaliśmy, aż sama się
wybudzisz.
– Zaraz… – Ari próbuje podnieść się wyżej i przyjrzeć swojemu ciału. – Jak długo tu
jestem?
– Jedenaście dni.
Ari wytrzeszcza oczy i podnosi ręce.
– Zdaję sobie sprawę, że to nieco przerażające i dezorientujące, ale już wszystko
w porządku. Twoja rodzina była tu z tobą przez cały ten czas. Niedługo wrócisz do
zdrowia.
Prostuje ramiona, ale przytakuje.
– Na szczęście najgorsze już za nami. Teraz wystarczy tylko leczenie zachowawcze.
Zapewnimy ci maksymalny komfort w zakresie uśmierzenia bólu, możemy też podać
leki na mdłości, które zapewne będziesz odczuwać. Oczywiście musimy zatrzymać cię
jeszcze na obserwacji, ale to nie powinno potrwać dłużej niż dzień lub dwa.
– Dobrze. – Głos Ari jest cichy i słychać w nim strach, a ja chciałbym tylko złapać
ją za rękę. – To nie brzmi tak źle.
– Tak, miałaś wiele szczęścia. – Doktor Brian chrząka, a wyraz jego twarzy staje się
ponury.
Pielęgniarka Becky jest zajęta uzupełnianiem dokumentów.
Coś jest nie tak. Czuję to.
– Pani Johnson, po wypadku pani ciało doznało wstrząsu hipowolemicznego
w wyniku utraty dużej ilości krwi.
– Okej… – Patrzy na niego wyczekująco.
Lekarz kiwa głową.
– W wyniku odniesionych obrażeń twoje organy przestały działać i była potrzebna
transfuzja krwi…
Zrywam się na równe nogi, nie mogąc już dłużej usiedzieć w miejscu.
– Doktorze, z całym szacunkiem, ale czy może pan to wreszcie powiedzieć?
Zaczynam się cholernie bać, bo wiem, że pan do czegoś zmierza.
– Noah, stary, no weź – mruczy Mason.
– Nie. Ma pan tyle informacji – wskazuję na niego palcem – i niczego nam pan nie
powiedział. Wcześniej brzmiało to tak, jakby się tylko, do cholery, uderzyła w głowę!
Nie miałem pojęcia, że aż tyle się działo!
– Noah, proszę cię. – Pielęgniarka próbuje załagodzić sytuację. – Wszystkim jest
trudno. Może to nie jest najlepszy moment?
Spoglądam na Ari, która utkwiła zmartwiony wzrok w swoich kolanach, i od razu
czuję się jak frajer. Kiwam głową i z powrotem siadam na krześle.
– Wiecie co, w sumie… – Mason zrywa się z krzesła. – Myślę, że wszyscy
powinniśmy wyjść, żeby Ari mogła porozmawiać z lekarzem. – Jego głos drży
nerwowo. – Wiecie, dać jej trochę prywatności.
– Czy ty, ku… – Już prawie tracę cierpliwość, ale przerywa mi moja dziewczyna.
– Nie, nie idźcie – prosi, przez kilka sekund wytrzymując jego spojrzenie.
Wtedy Mason łagodnieje i się poddaje. Spogląda na mnie, a potem wbija wzrok
w podłogę.
– Panie doktorze – odzywa się Ari.
Ten kiwa głową.
– Tak, pani Johnson?
– Panno. – Automatycznie go poprawiam.
– Panno? – Lekarz przenosi wzrok ze mnie na dokumenty, które trzyma w dłoni. –
Becky? – Odwraca się do pielęgniarki, zmieszany, a ta spogląda na Masona.
– Panie Johnson? To jest pan czy nie jest mężem Arianny? – pyta go łagodnym
tonem.
Pozostali śmieją się z tej pomyłki, ale moje spojrzenie zabiłoby go, zwłaszcza że
nawet nie jest w stanie oderwać wzroku od podłogi.
– Nie, proszę pani, jestem jej bratem bliźniakiem.
– Co tu się, kurwa, wyprawia? – Okrążam łóżko, by stanąć z nim twarzą w twarz.
– Ojej – szepcze Becky i spogląda na mnie. – Chyba założyłam, że mamy tu nieco
niekonwencjonalną sytuację.
– Mason – rzucam.
– Noah, proszę. – Cameron chwyta mnie za ramię i odwraca znów w stronę
lekarza. – To tylko nieporozumienie.
Marszczę brwi i odwracam się do Ari i doktora Briana stojącego po jej prawej
stronie.
– W porządku. Proszę mówić dalej – naciska Ari.
– Jest mi bardzo przykro, ale zanim się dowiedzieliśmy, było już za późno…
– Za późno na co? – przerywa mu, kiedy ogarnia ją strach. Zaciska w dłoni kołdrę.
– Przykro mi, panno Johnson, ale straciła pani dziecko.
** Senior Bowl – rozgrywany co roku w Stanach Zjednoczonych mecz gwiazd uniwersyteckiego futbolu
amerykańskiego, studentów, którzy kończą naukę i mogą dostać szansę na karierę w drużynach zawodowych.
ROZDZIAŁ 38

Podskakuję, wstrząśnięty, wszystkie moje mięśnie zaciskają się, uderza we mnie


góra lodowa i paraliżuje mnie od środka. Salę wypełniają okrzyki zdziwienia, a moje
ciało staje się zbyt ciężkie, bym był w stanie ustać, ktoś do mnie podbiega, by mnie
przytrzymać. Usta lekarza się poruszają, ale żadne ze słów nie dociera do moich uszu.
Ogarnia mnie fala mdłości i chwieję się na nogach.
Jakaś dłoń chwyta mnie za ramię.
Dezorientacja, ból, złość, wściekłość, smutek, poczucie straty.
Czuję wszystko.
Agonia, prawdziwa i całkowita.
Nie mogę oddychać.
Dziecko. Moje dziecko.
Nasze malutkie dzieciątko…
Nie żyje?
– Ja… co? – Głos mojego pięknego anioła dociera do mnie jak przez mgłę. – Byłam
w ciąży?
Słyszę jej rozdarty szept i zaciskam dłonie w pięści.
Muszę użyć całej swojej siły, żeby się podnieść, ale i tak ktoś pomaga mi wstać.
Lekarz mówi coś jeszcze i wychodzi.
Przełykam gorycz, która mnie przepełnia.
– Julio, tak mi przykro… Nikt mi nie powiedział… Nie wiedziałem…
– O mój Boże! – krzyczy Ari, a łzy spływają jej po policzkach, które chowa
w dłoniach.
– Kochanie – szepczę łamiącym się głosem, a złość i smutek wylewają się ze mnie
w postaci łez. Otrząsam się i podchodzę do jej łóżka.
Wreszcie podnosi głowę, a na ten widok pęka mi serce.
Otwiera oczy, ale nie patrzy w moją stronę.
Wyciąga rękę, ale nie do mnie.
A potem szepcze, ale nie moje imię.
To j e g o woła, a każdy skrawek mojego ciała spina się, skręca i rozrywa na milion
kawałków.
Szepcze jego imię, a mój świat staje w płomieniach. Prawdziwa lawa, gorąca,
niszcząca lawa wrze we mnie, sprawia, że na mojej skórze pojawiają się kropelki potu.
Zmuszam się, by na niego spojrzeć.
Chase stoi nieruchomo w miejscu, nie ośmielając się ruszyć ani na krok. Wszyscy
zamierają w milczeniu.
– Chase! – woła go Ari. – Mieliśmy mieć dziecko?!
Duszę się i czuję, jak słabnie mi puls.
– O kurwa! – Ktoś do mnie podbiega, łapią mnie czyjeś ręce, a potem kolejne.
Nawet nie zdaję sobie sprawy, że rzucam się w stronę idioty, który stoi po drugiej
stronie pokoju, dopóki czyjaś ręka nie zaciska się wokół mojej szyi, a kolejna wokół
pleców.
– Noah, nie! – Mason syczy mi do ucha: – Proszę, nie teraz. Po prostu… kurwa, po
prostu zaczekajmy.
Cameron podbiega do Ari, by ją objąć.
– Noah, stary… – Chase kręci głową. – Nie. Coś jest nie tak. – Spogląda na
Masona. – Mason, przysięgam… Ja… Ona… – Znów kręci głową, zerkając kątem oka
w stronę Ari.
– Ja pierdolę… – mruczy Brady pod nosem.
I wtedy to do mnie dociera z siłą spadającej mi na głowę ciężarówki.
– Nie. – Kręcę głową i wyrywam się z uścisku Masona. – Nie.
Biegnę do jej łóżka i rzucam się przy nim na kolana.
– Nie – powtarzam szeptem, nie chcąc uwierzyć w to, co właśnie się dzieje. –
Spójrz na mnie – żądam łagodnie.
W sali zapada całkowita cisza, a kiedy jej ramiona unoszą się w geście
niepewności, czuję, jak mój puls przyspiesza, a serce wali w żebra jak zwierzę
pragnące wydostać się na wolność.
– Ari? – szepcze Cameron, ale ona się nie rusza.
Delikatnie kładę dłoń na jej brodzie i podnoszę jej głowę z ramienia Cameron.
Zmuszam ją, by na mnie spojrzała, modląc się o to, bym w jej oczach dojrzał to,
czego szukam.
– Julio… – szepczę, żeby tylko ona mogła mnie usłyszeć.
Patrzy mi głęboko w oczy, a do jej własnych napływają łzy. Cała drży, gdy dociera
do niej to jedno moje słowo; drży tak, jak drżała zawsze, od kiedy się poznaliśmy,
nawet jeśli sobie tego nie uświadamiała.
Ale widzę w jej spojrzeniu odpowiedź, nad którą nie ma kontroli.
Widzę niepewny, pytający błysk w jej wielkich piwnych oczach, ten sam, który
widziałem wiele miesięcy temu, zanim jeszcze pozwoliła odejść swojej pierwszej
miłości.
Zanim otworzyła się na nas.
Zanim stała się moja.
Bezwładne ręce opadają mi na uda. Cameron ściska ją, szlochając, ponieważ
właśnie zrozumiała to, co ja.
Zataczam się do tyłu, upadam i znów szybko zrywam się na nogi. Potykając się,
rzucam się do drzwi.
Wybiegam z pokoju, zanim całkowicie stracę nad sobą panowanie.
Słyszę, jak za mną wołają, ale się nie zatrzymuję. Biegnę dalej.
Byle dalej od szpitala.
Dalej od miejsca, w którym zmarło moje nienarodzone dziecko.
Dalej od mężczyzny, który to przede mną zataił.
Dalej od tego skurwysyna, który jest zakochany w mojej dziewczynie.
I dalej od dziewczyny, którą kocham… a która nie ma pojęcia, że ona mnie też.
ROZDZIAŁ 39

Ciągłe piszczenie staje się coraz głośniejsze i głośniejsze, prawie przeszywające.


Dźwięk, coraz częstszy, rozbrzmiewa echem w mojej głowie. A potem ktoś krzyczy.
Czuję, że moje ciało płonie, a żar wywołuje mdłości. Nie mogę oddychać.
Słychać krzyk i czyjeś lepkie dłonie obejmują moje policzki. Nie wiem, czyje to
dłonie.
Wszystko jest niewyraźne.
Ta twarz, mój umysł… moje życie.
Rozmazane… Ale wtedy zamykam oczy i nagle wszystko staje się wyraźne.
Mgła znika.
Widzę.
Mój brzuch jest ogromny.
Uśmiech szeroki.
Jakaś dłoń, duża i silna, wsuwa się delikatnie w moje włosy, a mnie ogarnia spokój.
Jego oczy mają najbardziej nieziemski odcień…
Dobiegają mnie jakieś głosy i sen znika.
– Co jej podałeś?
– Środek uspokajający. Musimy obniżyć jej tętno.
Piszczenie powraca i wszystko znów ogarnia ciemność.
Kilka godzin po moim wyjściu ze szpitala i niecałe pięć minut po tym, jak
wsiadłem do samochodu, zadzwonił Mason. Potem próbował znowu i znowu, ale nie
odebrałem.
W tym samym czasie Brady założył nową konwersację na GroupMe, aplikacji,
której używa drużyna do dzielenia się wiadomościami na grupowych czatach. Dodał
do niej kilku chłopaków, w tym Treya, którzy – jak przypuszcza – najczęściej ze mną
rozmawiają. Pytał ich, czy ktoś mnie widział, a jeśli nie, to gdzie mógłbym teraz być.
Paru z nich podało kilka oczywistych miejsc, takich jak siłownia, boisko i moje
mieszkanie. Ale ci, z którymi od kilkunastu dni mieszkałem w szpitalu, dobrze wiedzą,
że tam mnie nie ma. Po chwili mój telefon znów się odzywa. Mason i Brady dzwonią
raz za razem, wysyłają kolejne wiadomości.
Powinienem docenić ich troskę i fakt, że w ogóle obchodzi ich, gdzie jestem i co
robię. Ale w tej chwili moja głowa nie pomieści ani jednej myśli więcej. Wyłączam
powiadomienia, wchodzę do sklepu na rogu, a potem jadę kilka kilometrów za miasto
bez konkretnego celu. Kiedy mijam znak końca terenu zabudowanego, skręcam
w pierwszą drogę i wjeżdżam w środek sadu. Wrzucam kluczyki do schowka i wspinam
się na pakę swojego samochodu.
Nie piję za wiele, nigdy nie piłem, jednak dziś mam zamiar się upić.
Kupiłem tanią wódkę. Jest obrzydliwa, kurewsko pali mnie w gardło, ale nie
mogłem zmusić się do podejścia do whisky; nie, kiedy jej kolor przypomina mi te oczy,
w których chciałbym się zatopić. Zatapiam się zatem w alkoholu.
Wypijam butelkę aż do ostatniej kropli; muszę się nawalić.
Chcę się całkowicie wyłączyć, zamknąć na wszystko. Skoro moja dziewczyna nie
pamięta mnie, nie pamięta nas… ja też nie chcę niczego pamiętać.
Nawet, kurwa, własnego imienia.
Po raz pierwszy w życiu żałuję, że nie jestem kimś innym.
Żałuję, że nie jestem nim.
ROZDZIAŁ 40

Budzi mnie niebieski błysk, a kiedy otwieram oczy, jest przy mnie Cameron.
– Hej, kochana – mówi, ziewając. Pochyla się na krześle i leży z głową opartą na
moich nogach. Kładzie sobie rękę pod policzek i się uśmiecha. – Jak głowa?
– Ciężka, ale już nie tak potwornie. Żebra to inna bajka.
– Nie wątpię.
Rozglądam się po pokoju i w rogu dostrzegam uwieszonego na krześle Masona.
Nikogo więcej tu nie ma.
– Brady i Chase pojechali do domu, żeby wziąć prysznic i trochę się przespać. Mase
oczywiście nawet nie drgnął.
Kącik moich ust unosi się w uśmiechu, ale odwracam wzrok, bo – nie wiem
czemu – do oczu napływają mi łzy.
– Jaki dziś dzień?
Milczy chwilę, a w końcu szepcze:
– Dalej dwudziesty dziewiąty grudnia. Spałaś tylko parę godzin. – W jej głosie
słychać zatroskanie.
Kiwam głową, ale moje wargi zaczynają drżeć. Cam wstaje, a Mason szybko
podchodzi do mojego łóżka.
– Przepraszam. Nie wiem, czemu ciągle to się ze mną dzieje.
– Nie przepraszaj. Nie minęła nawet doba, odkąd się obudziłaś. To normalne, że
jesteś rozemocjonowana. Cieszymy się, że już czujesz się lepiej.
– A czuję?
Mase wyciąga do mnie rękę, ale ja kręcę głową i ocieram łzy, zanim spłyną mi po
policzkach. Boli mnie klatka piersiowa, kiedy biorę wdech, ale znoszę to, starając się
w ten sposób odepchnąć miliony emocji krępujące mój umysł.
– Ari…
– Chciałabym, żeby mama i tato tu byli… – Płaczę i cała drżę.
Mason przysuwa się do mnie i siada na skraju łóżka.
– Wiem. Ja też – mówi łamiącym się głosem i przytula mnie do siebie. –
Próbowałem już wszystkiego. Zadzwonią do nas, gdy tylko dotrą na ląd. Jeszcze
najwyżej dwa dni.
Jeszcze dwa dni, zanim usłyszę głos mamy, zanim tata obieca, że będzie dobrze,
i spyta, co może dla mnie zrobić, bym poczuła się lepiej.
Nie wiem, czy coś może sprawić, że będzie lepiej.
Za bardzo boję się myślenia o tym, co wiem, bo wygląda na to, że nie wiem
niczego. A przynajmniej niczego, co wydarzyło się w ostatnim czasie.
Lekarz powiedział, że to zdarza się częściej, niż wszyscy sądzą, że utrata pamięci
występuje często i jest normalna w wypadku urazów związanych ze wstrząsem mózgu.
Mówił, że gdy tylko mój mózg odpocznie, wspomnienia powoli do mnie wrócą, że są
dobrej myśli i ja też powinnam być.
Chcę być, ale nie potrafię otrząsnąć się z poczucia bezradności i myślę, że mój brat
to wyczuwa.
Łkając, spoglądam na niego, a on opuszkami palców ociera moje łzy. Sili się na
uśmiech, ale ten nie pojawia się na jego ustach.
– Jeśli uda ci się ich złapać, chyba nie powinieneś im mówić, dopóki nie dotrą do
domu. – Staram się zająć jego głowę czymś, co dotyczy mnie w trochę mniejszym
stopniu. – Będą się tylko całą drogę stresować.
– Też o tym myślałem – przytakuje, pocierając swoje oczy w taki sam sposób,
w jaki robił to, gdy byliśmy mali.
Chwytam jego dłoń.
– Idź do domu, Mase.
Spogląda na mnie i się prostuje.
– Co? Nie. Nie trzeba, wszystko w porządku.
– Nie, to ze mną wszystko w porządku, przysięgam. – Kiedy widzę, że mi nie
wierzy, dodaję: – A poza tym chciałabym spróbować wziąć prysznic. Pielęgniarka
powiedziała, że mogę, jeśli ktoś mi pomoże. Muszę tylko uważać na kroplówkę.
– Ja mogę ci pomóc – sprzecza się.
– Mase, twoja siostra pod wspomnianym prysznicem będzie nago – wtrąca się
Cameron, wiedząc, że on w ogóle o tym nie pomyślał. – Idź już. Ja byłam w domu parę
godzin zeszłej nocy i oboje wiemy, że Ari już nudzi się patrzenie, jak tu zasypiamy, co
za godzinę i tak się wydarzy – żartuje.
Mason parska śmiechem, świadomy tego, co robi Cameron. Jest wyczerpany i wie,
że jestem w dobrych rękach. Niebezpieczeństwo minęło, więc jeśli istnieje dobry
moment na wyjście, to właśnie teraz.
– No dobra. I tak mam coś do zrobienia.
– Tak, na przykład się wyspać.
Uśmiecha się nieznacznie i przyciska usta do mojej głowy.
– Niedługo wracam, okej? Niech Cam do mnie zadzwoni, jeśli będziesz czegoś
potrzebowała. Wkrótce znów tu przyjdę.
– Wiem. Tak zrobimy.
Zabiera z krzesła jakieś swoje rzeczy, spogląda na mnie jeszcze raz i wychodzi.
Od razu spuszczam ramiona, a kiedy odwracam się do Cameron, do oczu
napływają jej łzy.
– Chodź, dziewczyno – szepcze i się podnosi. – Odświeżymy cię.
Wstanie z łóżka zajmuje mi kilka minut, ale to i tak szybciej niż wczoraj, kiedy
razem z pielęgniarką przeszłam przez pokój tam i z powrotem.
Wciąż jestem obolała, jednak już wiem, jak się poruszać, żeby bolało trochę mniej.
Cameron przytrzymuje moją kroplówkę tak, by naciągnęła się tyle, ile to możliwe,
a ja wślizguję się pod prysznic. Nie odchodzi ode mnie na krok.
Polewam się wodą, jak umiem, a potem delikatnie nakładam szampon. Uważam,
żeby nie dotknąć zadrapań po lewej stronie głowy, które teraz pokryły się strupami,
w obawie, że zaczną mnie szczypać.
Cameron wsadza głowę pod prysznic, żeby pomóc mi wycisnąć na dłoń trochę
odżywki. Kiedy wmasowuję ją w końcówki włosów, moje oczy się zamykają, a dziwne
przebłyski czegoś sprawiają, że na mojej twarzy pojawia się grymas.
Opieram się o ścianę, podnoszę końcówki włosów do nosa i ponownie je wącham.
Kosmetyk ma jakby sosnowy, eukaliptusowy zapach, świeży, żywy i… znajomy.
Ogarnia mnie niespodziewane uczucie ciepła, ale razem z nim pojawiają się łzy
spowodowane zamętem w głowie. Nagle z trudem łapię powietrze. Nawet nie
wiedziałam, że na chwilę wstrzymałam oddech.
– Wszystko dobrze? – pyta Cameron zza zasłonki.
– Mhmmm. – Ta odpowiedź mnie zdradza, więc Cam zagląda pod prysznic.
Na jej twarzy maluje się konsternacja, kiedy patrzy mi w oczy.
– Ari…
– Możesz mi pomóc… zmyć szybko odżywkę? – pytam, bez słów dając jej do
zrozumienia, że nie chcę o tym rozmawiać. – Nie ustoję już tu dłużej.
Kiwając głową, odsuwa zasłonę i niewzruszona wodą pryskającą na jej dres,
delikatnie mnie odwraca i chwyta moje włosy.
– Zmyjmy to. Kilka dni temu przyniosłam ci maskę na włosy, tak na wszelki
wypadek, więc możemy ci ją nałożyć, gdy już usiądziesz.
Znów kiwam głową, a ona spłukuje moje włosy. Kiedy zakręca wodę i podaje mi
ręcznik, szepczę jej imię.
– Cam?
– Co, misiu-pysiu?
– Dziękuję. – Nie chciałam się rozpłakać. – Za to. Za to, że tu jesteś. Za wszystkie
rzeczy, których nie pamiętam, a które na pewno zrobiłaś dla mnie przez kilka
ostatnich miesięcy.
– Zawsze będę przy tobie, Ari, wiesz o tym. – Cameron, pociągając nosem,
zawiązuje mój szlafrok i poprawia mi włosy. Staje naprzeciwko mnie ze łzami
w oczach. – Bez względu na wszystko.
Ponownie kiwam głową, podchodzę do niej, a ona mocno mnie do siebie przytula.
Bez względu na wszystko, tak powiedziała.
To właśnie jest w tym najstraszniejsze, prawda? Rzeczywistość, która za tym
wszystkim stoi.
Fakt, że to może być dopiero początek.
Że wszystko może się zmienić na jeszcze gorsze.
Jeżeli tak jest, to dokąd mnie to prowadzi?
Utknęłam w przeszłości… czy zagubiłam się w przyszłości?

Budzi mnie rześkie kalifornijskie powietrze, a wraz z chłodem pojawia się kac,
o którym wcześniej nie myślałem. Nie mogę nawet przewrócić się na bok bez
skrzywienia się, ale udaje mi się wstać i chwiejnym krokiem dojść do kabiny
samochodu. Wdrapanie się do środka wymaga użycia całej mojej siły, a gwałtowne
ruchy wywołują ścisk w żołądku. Na moim czole pojawiają się kropelki potu.
Odwracam się i szybko wychylam przez drzwi, żeby nie zwymiotować na własne
kolana.
Mija wieczność, zanim czuję, że mój żołądek już pozbył się trucizny, którą w niego
wlałem, a mimo to nadal mam mdłości. Sapiąc, zdejmuję koszulkę, żeby otrzeć nią pot
z twarzy. Opłukuję usta wodą, którą zostawiłem wczoraj na siedzeniu pasażera,
a resztą popijam tabletkę ibuprofenu, który od czasu pierwszych treningów na Avix
zawsze mam przy sobie.
Opieram głowę o fotel i znów zamykam oczy, a ból, którego wcześniej nie czułem,
pali moje kości i nie ma nic wspólnego z pulsowaniem w skroniach.
Miesiąc temu moje życie po raz pierwszy wydało mi się kompletne. Eksplodowało
spokojem, o którego istnieniu nawet nie miałem pojęcia. Dwanaście dni temu ten
spokój został zburzony, całkowicie zdruzgotany, kiedy karetka zabrała moją
dziewczynę, by walczyć o jej życie i – choć wtedy o tym nie wiedzieliśmy – o życie
naszego dziecka. A wczorajszego wieczoru… wczorajszego wieczoru moje serce
zostało unicestwione, starte na pył, bo gdy spojrzałem w oczy najcudowniejszej osoby,
jaką kiedykolwiek poznałem, oczy, które kiedyś patrzyły na mnie, jakbym był dla niej
najcenniejszy, jakbym był najwspanialszą rzeczą w całym jej świecie, zobaczyłem, że
już mnie w nich nie ma, nie ma w nich nas.
Mój świat się rozpadł i nie wiem, czy może zostać naprawiony.
To dla mnie, kurwa, zbyt wiele.
Zaciskam oczy i odtwarzam w myślach każdą spędzoną z nią chwilę, od pierwszego
do ostatniego uśmiechu. A później znów i znów.
Potem musiałem ponownie zasnąć, bo kiedy otwieram oczy, jest już późno. Nie
wiem, ile czasu minęło, w ogóle nie patrzyłem na zegarek, ale musiało upłynąć co
najmniej kilka godzin, bo przed samochodem widzę swoje zaschnięte wymiociny,
a łomotanie w mojej głowie trochę zelżało.
Dalej czuję pulsowanie w skroniach, ale teraz jest to do zniesienia.
Biorę do ręki swój telefon, żeby sprawdzić wiadomości i nieodebrane połączenia,
ale zaraz rzucam go z powrotem na siedzenie, bo wśród dziesiątek wyświetlających się
na czerwono imion nie ma ani mojej dziewczyny, ani mamy.
Zamiast wrócić do domu, korzystam z resztek pieniędzy ze stypendium z zeszłego
semestru i wynajmuję pokój w hotelu. Zostaję tam przez dwie kolejne noce,
powtarzając to, co robiłem pierwszej.
Nie pomagają ani odległość, ani próby rozproszenia uwagi.
Za każdym razem, gdy otwieram oczy, rzeczywistość uderza we mnie ze zdwojoną
siłą.
Tak właśnie jest z alkoholem. To tymczasowe rozwiązanie, które sprawia, że robi
się tylko gorzej. A ze mną jest coraz gorzej.
Z moim umysłem, z ciałem.
Z moją przyszłością.
Zaciskam zęby i opadam na ścianę pod prysznicem. Wstrzymuję oddech, gdy woda
spływa po mojej twarzy.
Jaką przyszłością?
Uderzam w ścianę i przyciskam do niej czoło.
A potem upadam na jebaną podłogę.

Słyszę kroki, zanim jego twarz wychyla się zza rogu. Jestem tak upokorzony, że
prawie odwracam głowę.
Prawie.
Z tym gościem pracowałem ramię w ramię przez cały sezon, przygotowując go do
objęcia pozycji lidera, więc ostatnią rzeczą, której bym dla niego chciał, jest
zobaczenie mnie ze zwieszoną głową w śmierdzącym wódą pokoju. Nigdy nawet nie
stałem przed nim pijany.
Ale teraz też nie stoję.
Siedzę na podłodze jebanego balkonu w za drogim hotelu, opierając się o ścianę.
– Jak mnie znalazłeś?
– W najbliższej okolicy szpitala są tylko cztery hotele. Wiedziałem, że na jednym
z parkingów zobaczę twój samochód. – Jest zły. I słusznie. – Musisz wrócić do szpitala.
Wzdychając, podnoszę się i chwytam za barierkę. Opieram ramię o zimny metal
i pochylam się do przodu, żeby spojrzeć w dół na pusty plac zabaw.
– A myślisz, że nie chcę tam być? Że to mnie nie dobija? Że nie czuję się jak
gówno, dlatego że wyszedłem i ją tam zostawiłem? – Zerkam na niego. – Bo tak
właśnie jest.
– Nie wygląda na to.
– Pytała o mnie?
– A musiała, żebyś wiedział, że cię potrzebuje?
Kurwa.
Jego ostre słowa tną mnie jak szkło, wrzynając się tak głęboko, jak zamierzał.
Bo przecież nie, nie musiała. To właśnie było w nas piękne. Jej ból był moim bólem,
a mój – jej. Nigdy nie potrzebowaliśmy słów, żeby wiedzieć o cierpieniu tego
drugiego… ale ona tego nie pamięta.
Spoglądam na niego.
– Mason, ona mnie nie pamięta.
Nie mówi nic tak długo, że spodziewam się, że odszedł, ale kiedy się odwracam,
wciąż stoi w tym samym miejscu z mocno zaciśniętymi ustami.
– Widziałem wiadomość, którą ci wysłała. Wtedy, tamtej nocy.
Mrużę oczy i czuję mrowienie w całym ciele.
– Czytałeś nasze prywatne rozmowy?
– Nie. – Stoi wyprostowany, nie mając zamiaru przepraszać. – Nie czytałem, ale
zrobiłbym to, gdybym uważał, że powinienem. Zabrałem jej rozwalony telefon do
sklepu, żeby kupić jej nowy i przenieść na niego wszystko ze starego. Musiałem go
włączyć i sprawdzić, czy działa, zanim wyrzuciłem stary. Tamta wiadomość to było
ostatnie, co miała włączone w swojej komórce.
Patrzę na niego i czuję, jak coś ściska mi się w piersi.
– Dlatego właśnie wróciłeś tamtego wieczoru do akademika. – Podchodzi bliżej. –
Przyszedłeś po nią. Powiedzieć jej, że też ją kochasz, prawda?
Zaciskam zęby i podchodzę do niego.
– Nie będę z tobą o tym rozmawiał.
Mason staje przede mną ze zmarszczonym czołem. Jest zły, ale chodzi o coś więcej.
Nie potrafi znieść myśli, że nie może ochronić jedynej osoby, której bronieniem
zajmował się całe życie.
Znam to uczucie.
Nie mogłem ochronić jedynych dwóch osób, które miałem w życiu.
Mason kręci głową.
– Nie wiem dlaczego, ale z tyłu głowy ciągle miałem myśl, że mojej siostrze
zależało na tobie, bo bycie z tobą było jej sposobem na chwilę szczęścia, kiedy
potajemnie myślała o czymś innym.
– Chciałeś powiedzieć „kimś innym”. Nie ma powodu, żeby unikać jego imienia. –
Zrzucam z siebie jego rękę.
– Więc wiesz o wszystkim, co się między nimi wydarzyło?
– A myślisz, że dlaczego się wtedy wycofałem? Po co dałem jej przestrzeń? – Nie
pozostawiam mu czasu na odpowiedź. – Bo on nagle zrozumiał, co traci, i wiedział, że
musi spróbować. Miesiące, a nawet lata zajęło mu dostrzeżenie tego, co ja zobaczyłem
w pierwszej chwili, gdy ją spotkałem. I nawet, kurwa, nie można go winić, bo choćby
najmniejsza szansa, że ta dziewczyna wyląduje w jego ramionach, jest tego warta.
Wyraz twarzy Masona się zmienia.
– Ale ona wybrała ciebie, wiesz o tym, więc czemu, do cholery, nie jesteś teraz
w szpitalu, tam, gdzie powinieneś być?
– Bo wkroczyło przeznaczenie i pokazało swoje karty. A mnie nawet nie ma w tej
talii.
Jego szczęka drga nerwowo, a ja odwracam wzrok.
– Wyświadcz przysługę nam obojgu i usuń naszą konwersację, zanim dasz jej nowy
telefon.
– Co? Nie! – Odsuwa się do tyłu. – Kurwa, nie. Dlaczego zachowujesz się, jakby to
był koniec? Jakby wszystko było stracone, jakby jej pamięć zniknęła i już nigdy miała
nie wrócić?
Przełykam ślinę. To zbyt piękna możliwość, żebym mógł w nią uwierzyć.
– Bo może jest.
– Nie każ mi, żebym ci przyjebał, stary. – Patrzy na mnie groźnie i zaciska pięści. –
Co, kurwa, jest z tobą nie tak? Moja siostra jest teraz zagubiona, a ty się poddajesz?
Co za gówno…
Łapię go za kołnierz i przyciskam do ściany za nami.
– Nigdy się nie poddam. – Całe moje ciało drży. – Nigdy.
– To co tu odpierdalasz, upijając się, kiedy ona ledwie może oddychać? – cedzi
przez zęby.
– Nie wiem! – przyznaję i czuję, jak wszystkie moje mięśnie się napinają. Odrywam
się od niego i szarpię swoje włosy. – Kurwa, nie wiem, co odpierdalam, stary. Nic nie
wiem. Jestem kurewsko przerażony tym, że jeśli wejdę do tej sali, mogę powiedzieć
albo zrobić coś, co tylko wszystko jej utrudni, bardziej ją skrzywdzi, i nie potrafię tego
znieść.
– A myślisz, że ja się nie boję? – rzuca, a ja znów patrzę mu w oczy. – Uwierz mi,
też się boję, wszyscy się boimy. Nie wiem, czego ona teraz potrzebuje, ale na pewno
nie jestem to ja ani Cam, ani pozostali. To musisz być ty, stary. Musisz.
Kręcę głową, omijam go i wchodzę do pokoju, a on idzie za mną.
– Ona o nas nie pamięta, Mason.
– Wiem o tym.
– Tak? – Opadam na brzeg łóżka i spoglądam na niego. – A wiesz może, jak
powiedzieć kobiecie, która sądzi, że była tylko z jednym mężczyzną, że jesteś ojcem
dziecka, które straciła?
Jakby nie pomyślał wcześniej o sprawie z tej strony, z mojej strony, gównianej,
bezradnej strony, opada bezwładnie na krzesło. Opiera głowę o ścianę i gapi się,
pokonany, w sufit, bo właśnie zrozumiał. Wie to, co ja wiem.
Że nie możesz.
Po prostu. Kurwa. Nie możesz.
ROZDZIAŁ 41

Po jakichś dwudziestu minutach od momentu, kiedy usiadłem przy łóżku, powoli


zaczyna otwierać oczy, a ja zmuszam się do uśmiechu, na jaki mnie stać.
– Cześć, mamo.
– Kochanie, trzeba było mnie obudzić. – Kładzie swoją dłoń na mojej, a kiedy lepiej
mi się przygląda, rzednie jej mina. – Noah, nie. Czy Ari… Czy nie udało się…
– Nie, nie, czuje się dobrze. – Kręcę głową. Mój głos jest ochrypły z wycieńczenia.
– Noah?
Przygryzam policzek i odwracam wzrok, bo do oczu napływają mi łzy.
Odkąd przestałem być małym chłopcem, moja mama tylko raz widziała, jak płaczę.
W dniu, kiedy przyszedłem powiedzieć jej o wypadku Ari.
Przez jedenaście dni, podczas których Ari była nieprzytomna, nie opuszczałem
szpitala, ale kiedy lekarz robił obchód i prosił nas, żebyśmy wyszli z sali, by razem
z pielęgniarką przeprowadzić badanie, biegłem zobaczyć się z mamą. Nie zrobiłbym
tego w czasie trwającego sezonu, ale, kurwa, dzięki Bogu, że na moment byłem
zmuszony odchodzić od łóżka swojej ukochanej, bo gdybym nie spędzał tych kilku
chwil z mamą, nie wiem, co bym zrobił.
Te moje wizyty u niej trwały zawsze nie dłużej niż dwadzieścia minut, czasem
nawet krócej, kiedy mama sama była niespokojna i mówiła, żebym szybko wracał do
swojej dziewczyny. To była jedyna rzecz, która utrzymywała mnie przy zdrowych
zmysłach.
Ale teraz już tego nie czuję.
Mama ściska moją dłoń, a ja spuszczam głowę na pierś i biorę głęboki wdech.
– Mamo, ona mnie nie pamięta. – Widzę, że na jej twarzy maluje się strapienie,
gdy zauważa łzy w moich oczach. – Obudziła się, ale w świecie, którego ja nie jestem
częścią.
Drżące westchnienie mamy sprawia, że przełykam ślinę i staram się opanować, by
być silniejszy dla niej, tak samo jak ona zawsze była silna dla mnie. Ale nie potrafię
znaleźć w sobie nawet odrobiny siły, a błysk w jej oczach mówi mi, że wcale nie
muszę.
– Chodź tu, kochanie. – Ciągnie mnie za rękę, więc pozwalam swojemu ciału opaść
na jej łóżko.
Głaszcze mnie po plecach, a ja nienawidzę siebie za to, że przyszedłem do niej
w tym stanie, że wciągnąłem ją w swój własny koszmar. Choć i tak nie pozwoliłaby mi
zrobić inaczej.
Zamykam oczy i przekonuję siebie, jakie mam szczęście, bo nie jestem w życiu
sam, że powinienem być wdzięczny za to, co posiadam, ale mój umysł ze mną walczy,
krzycząc, żebym zamknął mordę.
Że jestem sam.
Że nic nie mam.
Bo czym będzie moje życie bez Arianny Johnson?
Pustką.

– Chyba chciałabym wiedzieć – przyznaję, a Mason rzuca mi nerwowe spojrzenie.


Omija lekarza i staje obok Cameron po przeciwnej stronie mojego łóżka. Zerkają
na siebie, a potem na mnie.
– Ari. – Mason łapie mnie za rękę i przysiada z wahaniem wypisanym na twarzy. –
Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Doktor właśnie powiedział, że…
– Że to może wywołać skrajne emocje albo traumę, wiem, słyszałam. Ale czy wiesz,
jakie to uczucie obudzić się ze świadomością, że twój umysł utknął w lipcu? –
Przejęcie sprawia, że płoną mi policzki, a Mason mocniej ściska moją dłoń. – Muszę
wiedzieć, dlaczego wszyscy patrzycie na mnie, jakbym nie była sobą. Czy moje życie
naprawdę aż tak się zmieniło w trakcie tego jednego semestru?
Mason spuszcza wzrok, a kiedy znów na mnie spogląda, w jego oczach błyszczą łzy.
– Skupmy się może na tym, co jest teraz, dobrze? – wtrąca się doktor Brian. –
I wróćmy do próby zrozumienia, gdzie teraz jesteśmy. W porządku?
Mason czeka, aż kiwnę głową, i odwraca się do lekarza.
– Dobrze, zatem, jak powiedziałaś, ostatnią rzeczą, jaką pamiętasz, jest
opuszczenie plaży, zgadza się?
Ogarnia mnie fala niepokoju, ale chrząkam i odpowiadam:
– Tak. Spędziliśmy końcówkę wakacji w naszym domu przy plaży, ale wyjechałam
trochę wcześniej, niż zamierzałam. Pamiętam moment wyjazdu, ale nie przypominam
sobie, jak dotarłam do domu.
– Wspominałaś o jasnych światłach…?
Zamykam oczy i staram się sobie przypomnieć.
Była noc, kiedy wyszłam z domu. Tata czekał na mnie w samochodzie. Przeszłam
przez drogę i zauważyłam furgonetkę zaparkowaną kilka przecznic dalej. Nie byłam
pewna, ale myślałam, że to może być Chase. Zanim się lepiej przyjrzałam, włączyły się
w niej światła. Podniosłam dłoń do oczu, żeby dojrzeć coś przez blask, ale niczego nie
zobaczyłam.
Światło mnie oślepiło.
A potem… ciemność.
– Tak, hmmm, to były światła samochodu. Przechodziłam przez ulicę, kiedy się
włączyły i mnie oślepiły.
Doktor kiwa głową i patrzy na Masona, gdy ten się odzywa:
– To tak samo jak tamtej nocy. – Marszczy brwi, zerkając na lekarza. – Prawie tak
samo. Przechodziła przez drogę, gdy nadjechała furgonetka. Gdy ją zobaczyła… –
przełyka ślinę – było już za późno.
Moje tętno przyspiesza. Jęczę z bólu, próbując wziąć oddech.
Doktor Brian zamyka przed sobą teczkę i lekko przechyla głowę.
– Arianno, czy tamtej nocy coś się wydarzyło? Tej nocy, którą pamiętasz?
Zalewa mnie fala paniki. Nie mam pewności, czy coś po mnie widać, ale zdradzają
mnie piszczące monitory, do których jestem podłączona.
Mason sztywnieje, a Cameron ściska moje ramie w obawie, że będę mieć kolejny
atak paniki.
– Hej, hej, spokojnie. – Mason rzuca się w moją stronę, a kiedy spoglądam w jego
oczy, widzę, jak łagodnieją, gdy biorę głośny wdech. – Ja już wiem – mówi cicho.
Kiwam głową i patrzę mu w oczy.
– Wiesz?
– Tak, siostrzyczko, wiem o tobie i Chasie. Może nie o każdym szczególe, na pewno
nie o każdym szczególe, ale wiem, co się wydarzyło. Wiem… – Rzuca krótkie
spojrzenie na lekarza i głośno przełyka ślinę, a potem znów przenosi uwagę na
mnie. – Wiem, że cię zranił, może nawet… złamał ci serce. – Marszczy czoło.
Chciałabym krzyczeć, ale tylko zaciskam usta. Ton jego głosu jest bardzo
wymowny, tak samo jak ból, który w nim słyszę.
– Mase…
Rozumie mnie i kręci zwieszoną głową.
Chase mnie zranił, złamał moje serce, a mój brat tak właśnie przekazuje mi, że
Chase’owi nie udało się tego naprawić.
Zaciskam powieki i znów kiwam głową, a słone łzy spływają po moich policzkach
do ust.
– Arianno. – Lekarz próbuje mnie uspokoić. – Czy to w ten sposób zapamiętałaś tę
noc?
Potakuję i zmuszam się, by na niego spojrzeć.
– Tak, to był trudny dzień.
Choć to mało powiedziane.
Lekarz kiwa głową, przewraca kilka stron w swojej teczce i coś tam czyta. Potem ją
zamyka i zwraca się do mnie jeszcze raz:
– W takich przypadkach amnezji mózg często łączy traumę z traumą. Uważam, że
z tym właśnie mamy do czynienia w tej sytuacji.
– Nie rozumiem.
– To trochę podobne do tego, dlaczego musieliśmy wprowadzić cię w stan śpiączki,
co już ci wyjaśniałem. Twoje obrażenia powodowały ogromny ból, a z tego powodu
stanęliśmy przed groźbą, że twój mózg przestanie działać. To, z czym mamy teraz do
czynienia, to analogiczna sytuacja, ale tym razem związana z pamięcią. Doświadczyłaś
traumy, a twój mózg połączył ją z poprzednią, wypierając czas pomiędzy nimi.
Czuję, jak zasycha mi w gardle, a po nogach przebiega dreszcz.
– Nie jestem pewna, czy rozumiem. Jaka trauma? Ko l e j n a trauma?
Co takiego mogło się stać, co bolało tak samo jak tamta noc?
Czy chodziło o dziecko?
Czy już wtedy je straciłam?
Mój szloch staje się coraz bardziej nierówny, a drżenie klatki piersiowej powoduje
ból w całym ciele, przypomina o ranach, które są niczym w porównaniu z tym, co
czuję w środku.
Miałam zostać mamą. To coś, o czym zawsze marzyłam, choć wyobrażałam sobie,
że stanie się to trochę później. To była jedyna rzecz, której byłam w życiu pewna,
jedyna rzecz, której pragnęłam bardziej niż czegokolwiek innego, a nawet nie
pamiętam, czy wiedziałam o tym maleńkim szczęściu, zanim je straciłam.
Dobra matka pamiętałaby o tym bez względu na wszystko.
Prawda?
Doktor Brian mówi coś, ale nie wiem co, a potem wychodzi.
Zamykam oczy.
Powiedzieli mi, że byłam dopiero w siódmym tygodniu, więc ciąża nie była na tyle
zaawansowana, by można było poznać płeć… ani na tyle zaawansowana, bym mogła
zajść w nią latem.
To oznacza, że Chase nie był ojcem. To właśnie chciał mi powiedzieć Mason.
Chyba że znów się odnaleźliśmy, a nikt o tym nie wiedział?
Ale podszedłby do mnie, kiedy płakałam, przytuliłby mnie i płakałby razem ze
mną, gdyby tak było, prawda?
Moim ciałem wstrząsa niemy szloch, a kiedy zmuszam się do otwarcia oczu,
dostrzegam, że Mason mi się przygląda.
Przez chwilę się waha, a ja z nerwów aż zaciskam palce.
– Ari…
Przerywa mu ciche stuknięcie w ścianę.
Oczy wszystkich zwracają się w stronę drzwi, a na ten widok coś ściska mi się
w żołądku.
Przed oczami mojej wyobraźni jak za mgłą pojawiają się te niebieskie oczy. Moja
ręka drga, przypominając sobie tę, która dotykała jej, kiedy budziłam się w tym
pokoju.
Julio, otwórz oczy…
Marszczę brwi, gdy na niego spoglądam.
Ma potargane ciemne włosy i oczy w kolorze głębokiego, bezkresnego błękitu.
To ten chłopak, którego poznałam tego lata. Chłopak z plaży.
Znajomy mojego brata.
Mój znajomy?
– Noah. – Nie zamierzałam wypowiedzieć tego głośno, ale to imię samo wymyka
się z moich ust.
Mason rzuca się w moją stronę, a z ust Noah wymyka się urywane westchnienie.
Coś zaciska mi się w żołądku, a on marszczy brwi.
– Uderzyłeś mnie piłką.
Przełyka ślinę.
– Tak.
– I przyszedłeś na ognisko.
– Ale nie zostałem długo.
– Wiem, pamiętam.
Oblizuje wargi i powoli kiwa głową.
– Mam taki wpływ.
Wymyka mi się cichy śmiech, ale szybko milknę. Coś w jego spojrzeniu łagodnieje.
Odrywa ode mnie wzrok, jakby wymagało to od niego sporego wysiłku. Zerka szybko
na mojego brata i znów wraca do mnie.
Jest w nim coś innego, ale nie potrafię określić co.
– Ja, yyy… – zaczyna, a jego ochrypły głos aż drapie mnie w gardle. – Nie mogę tu
zostać.
Mason zrywa się na nogi tak szybko, że aż jego buty piszczą, pocierając o podłogę,
a w mojej piersi narasta niepokój.
– Okej.
Noah przez chwilę patrzy w sufit, a kiedy znów przenosi wzrok na mnie, wygląda
na rozbitego.
– Znalazłem kogoś, kogo chętnie zobaczysz – mówi.
Nie spuszczam z niego wzroku, dopóki się nie odsuwa, by wpuścić kogoś do sali.
Ogarnia mnie fala ulgi. Ukrywam twarz w dłoniach, a pełne, ciężkie łzy
natychmiast zaczynają spływać z moich oczu na widok najbardziej wyczekiwanych
osób.
Łkam i cała drżę, a wokół mnie zacieśniają się silne ramiona i przyciskają mocno
do siebie.
– Tato.
– Już dobrze, córeczko – mówi łamiącym się głosem. – Już dobrze. Jestem przy
tobie. Mama też tu jest.
Mason obok mnie pociąga nosem, a potem pojawia się mama i głaszcze mnie po
głowie. Przytulam się do jej piersi, a tata obejmuje nas obie. A wtedy moją uwagę
przykuwa coś w drugim końcu pokoju.
Noah.
Patrzy na mnie i wydaje się coraz spokojniejszy, choć jego oczy mówią co innego.
Zanim udaje mi się mu przyjrzeć, już go nie ma.
Za drzwiami osuwam się na ścianę i zamykam oczy. Biorę głęboki wdech nosem
i wypuszczam powietrze ustami.
Znów wyszedłem.
Spojrzałem w oczy swojej ukochanej, dojrzałem w nich ten znajomy błysk
i patrzyłem, jak znika.
Znowu.
Potrzebowałem całej swojej siły, żeby nie rzucić się przed nią na kolana i jej nie
pocałować. Żeby nie pocałować miejsca, w którym nosiłaby nasze dziecko, gdyby los
był dla nas łaskawszy.
A nie jest, już się o tym przekonałem. Oddałbym wszystko, żeby ona mogła się
o tym nie dowiedzieć.
Chwytam się za pierś i odsuwam od ściany, ale nie przechodzę nawet dwóch
metrów, kiedy dociera do mnie dźwięk kroków Masona.
– Gdzie idziesz? – Jego głos odbija się od ścian korytarza. – Dlaczego w ogóle
przyszedłeś, skoro znowu masz zamiar uciec?
– Twoja mama zauważyła mnie na parkingu i poprosiła, żebym ją zaprowadził. Nie
mogłem odmówić, ale może powinienem.
– A czemu byłeś na parkingu?
Przełykam ślinę.
– Wracaj do swojej rodziny, Mason.
– Ty też wracaj do swojej rodziny.
Odwracam się na te słowa, gotowy rzucić się na niego, ale wytrąca mnie
z równowagi jego uśmiech.
Oczywiście znika w następnej sekundzie, bo trawi go to samo poczucie
bezradności co mnie.
– Jesteś rodziną, Noah. W momencie, w którym ona zdecydowała, że tak jest,
stałeś się rodziną. – Podchodzi krok bliżej. – Nie odchodź. Ona cię potrzebuje.
– Ona nawet mnie nie zna.
– Słyszałeś, co mówiła. Pamięta wszystko, co działo się latem. Wszystko, co
wydarzyło się po ostatniej nocy, jest dla niej niejasne, ale ciebie pamięta.
Kręcę głową, która coraz mocniej zaczyna mi pulsować.
Boże, dlaczego wydaje mi się, że to nawet gorzej?
– Pamięta jakiegoś typa z plaży, z którym przez chwilę rozmawiała, tak samo jak
pamięta to, że tamtego dnia była zakochana w kimś innym. W kimś, kto siedział przy
jej szpitalnym łóżku i do którego się odwróciła, kiedy wszyscy dowiedzieli się, że
nosiła w sobie dziecko i je straciła. Nasze dziecko, m o j e dziecko, o którym myślała,
że jest j e g o. Opłakiwała je, myśląc o nim, nie o mnie. – Ogarnia mnie fala palącego
bólu i przełykam ślinę. – Nie mogłem pocieszyć kobiety, którą kocham, po stracie,
jakiej nikt nigdy nie powinien przeżyć, i nigdy sobie tego nie wybaczę. Nigdy.
Mason krzywi się, pogrążony w smutku.
– Noah, to nie była twoja wina.
– Ale to we mnie zostanie. Już zawsze. Po prostu… wróć tam. Wiem, że twój tata
chce z tobą pogadać.
– Chodź ze mną, stary. Lekarz powiedział, że jej mózg połączył dwa traumatyczne
wydarzenia, dlatego jej umysł się cofnął czy coś takiego, więc musimy jej pomóc je
rozróżnić. Potrzebuję cię do tego. Wróć do środka.
Obok nas otwierają się drzwi windy i wychodzą z niej Brady i Chase.
Patrzymy, jak niosą bukiet kwiatów.
Przez moje żyły przepływa chłodny prąd i zaciskam wszystkie mięśnie.
– Noah, stary, co jest, kurwa? – Brady podchodzi bliżej.
Mason unosi rękę, a oni się zatrzymują.
– Moi rodzice tam są, idźcie się przywitać – mówi im, nawet na nich nie patrząc,
a oni robią, co im każe i z wahaniem kierują się w stronę pokoju.
Z każdym ich krokiem czuję coraz ostrzejszy ból.
Wchodzą do środka, a ja odwracam wzrok, bo nie jestem w stanie stać i patrzeć, jak
robią tę jedyną rzecz, którą ja chciałbym teraz robić.
Po prostu z nią, kurwa, być. Być blisko niej.
Winda znów się zamyka, a ja nie umiem czekać, aż drzwi ponownie się otworzą,
więc idę w stronę schodów.
– Powiedziałem jej! – krzyczy za mną Mason.
Zastygam w bezruchu, a wahadłowe drzwi prawie uderzają mnie w twarz. Zerkam
na niego przez ramię i wzbiera we mnie złość.
– Co to znaczy, że jej powiedziałeś?
Mason odwraca wzrok, a ja do niego podchodzę.
– Mason. – Przysuwam się do niego tak blisko, że unieruchamiam go w miejscu.
– Ona wie, że dziecko nie było jego.
Przysięgam na Boga, że coś we mnie pęka.
– Nie rób sobie żartów.
– Dlaczego miałbym? – Też na mnie naciska, ale po kilku sekundach łagodnieje. –
Tę jedną kwestię przedstawiłem jasno, ale nie powiedziałem nic więcej.
Opieram dłonie na biodrach i biorę głęboki wdech, odwracając wzrok. Przygryzam
język, by się całkiem nie rozpaść.
– Nie wiem, co mam robić. Chcę, żeby wiedziała, że nie jest sama – podkreśla
Mason.
Coś zaciska mi się w żołądku.
– Nie jest. Nigdy nie będzie.
– Wiem – mówi cicho, ze zrozumieniem. – Noah, ona zacznie zadawać pytania,
a ja, choć nie chcę się do tego przyznawać, nie znam wszystkich właściwych
odpowiedzi. Proszę, pomóż jej sobie przypomnieć.
Mój puls szaleje, napinają się wszystkie moje ścięgna.
– A co, jeśli sobie nie przypomni?
– To jebać przypominanie.
Śmieję się drwiąco, a na jego ustach pojawia się zadowolenie.
– Już raz się w tobie zakochała, co nie? – Wzrusza ramieniem. – Daj jej szansę
zakochać się znowu.
Przełykając strach, zadaję mu pytanie, które mnie dręczy:
– A co, jeśli nie zechce?
Mason przechyla głowę.
– No weź. Rozmawiamy przecież o Ari. Ona dalej jest sobą, a ty sobą.
Kiedy zbyt długo się waham, Mason marszczy brwi.
– Noah, proszę cię. Muszę być pewny, że wszystko będzie z nią dobrze, a o ile
rozumiem, nie będzie, jeśli ty nie będziesz przy niej.
– Nie wiesz tego.
– Jestem tego pewien.
Gdybym był w stanie logicznie myśleć, też byłbym pewny. Pewny jej, pewny nas.
Ale świat ciągle znajduje sposoby na przypomnienie mi, że życie jest trudne i że na
każdą dobrą rzecz przypada garść złych. Za każdym razem, gdy myślę, że wszystko
zaczyna się układać i wreszcie przezwyciężam trudności, spada na mnie jakby lawina
skał, przez które muszę się przedzierać. Ale tym razem nie mogę tego zrobić.
Jestem zdany na łaskę umysłu, w którym nie ma już dla mnie miejsca.
Wzdycham i patrzę w stronę drzwi, za którymi zniknęli Chase i Brady.
– Ona nawet nie lubi kwiatów.
Mason wybucha śmiechem, choć nadal pobrzmiewa w nim ból.
– Tak, stary, wiem. To zasługa taty.
Spoglądam na niego, a w mojej piersi pojawia się odrobina ciepła.
– Tak?
Uśmiecha się, wiedząc, że przekonuje mnie do siebie, gdy dzieli się informacjami
o mojej dziewczynie. Wtedy z końca korytarza dociera odpowiedź:
– Tak.
Odwracamy się i widzimy, że zbliża się do nas pan Johnson.
Prostuję się, a on ściska ramię swojego syna, stając naprzeciwko mnie.
– Kwiaty są piękne, ale najpiękniejsze wtedy, kiedy są w ziemi. Przynajmniej nie
więdną po tygodniu. – Jego usta wyginają się w uśmiechu. – Moje dziewczyny są
rozpieszczane jedzeniem, przekąskami i innymi pierdołami.
Moje usta drgają, a Mason unosi brew na znak zwycięstwa.
– A myślisz, że czemu tak chętnie z tobą gotowała? Zdobywałeś ją, nawet o tym
nie wiedząc.
Wspominam pierwszy raz, kiedy dla niej gotowałem, i odwracam wzrok.
– To dlatego tutaj jestem. – Obaj spoglądamy na pana Johnsona. – Umiera z głodu
i nie chce jeść tego, co jej tu dali.
– Pojadę kupić jej pikantnego kurczaka w Popeye’s. – Mason już szuka kluczy
w kieszeni.
– Nie, ona, yyy, powiedziała nam, na co dokładnie ma ochotę. – Przenosi na mnie
swoje brązowe oczy, w których maluje się jakaś niewypowiedziana na głos myśl. –
Wiesz, gdzie w tej okolicy możemy znaleźć zapiekankę?
Nieruchomieję i od środka wstrząsa mną jakaś iskra, jakby ułamek ciemności
zamienił się w światło dnia.
Nie mogąc wydusić z siebie słowa, kiwam głową.
– Więc prowadź, synu. – Unosi głowę. – Nasza dziewczyna czeka.
Modlę się, żeby naprawdę tak było.
I wtedy przypominam sobie, że facet, o którym myśli, że go kocha, jest z nią tam
teraz, i jedyny promyk nadziei, który przez chwilę poczułem, znika.
ROZDZIAŁ 42

Najedzona i szczęśliwa, że mam rodziców przy sobie, opieram głowę o poduszkę.


– To było pyszne.
Tato zabiera ode mnie pusty pojemnik i wrzuca go do torby na szafce.
– Tak, ten Noah to umie gotować.
– Noah Riley? – Spoglądam na tatę. – On to zrobił?
– Och, tak, i to od podstaw. Całkiem imponujące, jeśli o mnie chodzi. A myślisz, że
czemu nie było nas aż trzy godziny?
– Nie pomyślałam, że dlatego, że rozgrywający Avix został oddelegowany do
kuchni, to na pewno. – Otwieram usta i spoglądam na Masona. – O Boże! Sezon! Jak
poszedł? Grałeś?
Mason śmieje się, otwiera usta, ale znów się odzywam, zanim uda mu się
odpowiedzieć.
– Czekaj, nie mów mi! Zmieniłam zdanie – rzucam, a wszystkie oczy zwracają się
na mnie.
Kiedy Mason i tata wrócili, mogliśmy z powrotem zawołać doktora Briana, który
tym razem przyszedł z kolejnym specjalistą. Jeszcze raz wszystko wyjaśnili, żeby
rodzice mogli zrozumieć. Sposób, w jaki lekarz poinformował o tym, co mnie teraz
dotyka, sprawił, że zaczęłam myśleć o wszystkim trochę inaczej, a to doprowadziło
mnie do podjęcia ostatecznej decyzji.
– Nie chcę, żebyście mówili mi o tym, co wydarzyło się przez kilka ostatnich
miesięcy.
– Ari. – Mason kręci głową. – Są rzeczy, o których powinnaś wiedzieć.
Nieświadomie kładę rękę na brzuchu i kiwam głową.
– Wiem, dlatego o niektóre rzeczy zapytam, ale chcę to zrobić w wybranym przez
siebie momencie. Lekarz powiedział, że perspektywa kogoś innego może jeszcze
bardziej zagmatwać sprawę, a nie chcę podejmować tego ryzyka. Chcę sama sobie
przypomnieć. Powiedzieli, że mogę.
– Oczywiście, że możesz, kochanie. – Mama odsuwa mi włosy do tyłu. – Nie ma
żadnej presji. Cokolwiek zdecydujesz, jesteśmy przy tobie.
– A, właśnie. Jutro wychodzę i nie… nie chcę wracać do domu.
Mama przenosi wzrok ze mnie na tatę, a Mason od razu się domyśla.
– Dom na plaży?
Przytakuję i spoglądam na ich trójkę.
– To ostatnie miejsce, które pamiętam, i chcę tam zostać. Chcę też wrócić na
uczelnię, kiedy zacznie się semestr.
– To mniej niż za miesiąc.
– A lekarz powiedział, że mogę odzyskać pamięć lada dzień. Wypadek miał miejsce
piętnaście dni temu. Wszystko niedługo wróci do normy. Może nawet jutro.
W pokoju na chwilę zapada cisza, a mama posyła mi nikły uśmiech.
– A jeśli to potrwa trochę dłużej?
Ogarnia mnie fala mdłości, ale udaje mi się opanować.
– Wtedy też będę chciała wrócić, zwłaszcza wtedy. Przebywanie na kampusie,
wśród znajomych miejsc i ludzi, mogłoby pomóc. Bo dotarłam na kampus, prawda?
– Tak, oczywiście. – Mason chrząka. – Myślę, że ten plan brzmi dobrze. Powiem
Cameron, żeby dziś wieczorem spakowała trochę twoich rzeczy, będą gotowe na jutro.
Tata marszczy brwi ze zmartwienia, ale kiwa głową, kładąc dłoń na plecach mamy,
gdy ta wstaje.
– Ja i tata możemy wpaść do sklepu, żeby zaopatrzyć lodówkę. – Mama nerwowo
przytakuje. – Ale jeśli myślisz, że wrócę do domu, to chyba oszalałaś. Zatrzymam się
w naszym mieszkaniu niedaleko plaży.
Ściskam jej dłoń.
– Domyślałam się, że to powiesz.
Puszcza do mnie oko, a potem wszyscy wstają, bo już kończą się godziny
odwiedzin, które zaczęły nas obowiązywać, odkąd nie jestem w stanie krytycznym.
Szczerze mówiąc, to dla mnie ulga, choć przyznanie się do tego wpędza mnie
w poczucie winy. Oni jednak widzą, że zamykają mi się oczy, więc każą mi odpocząć.
Wynika to z ich troski o mnie, ale gdyby tylko wiedzieli, że na samą myśl o nadejściu
nocy ściska mi się żołądek, zamartwiliby się na śmierć.
Udaję więc spokój, kiedy się ze mną żegnają. Ten jednak znika, gdy tylko
wychodzą, i paraliżuje mnie lęk.
Wkrótce zgasną wszystkie światła, a z korytarza nie będą dobiegać już żadne
rozmowy. Nie będzie słychać nawoływań pielęgniarek, które teraz zaczną cicho
między sobą rozmawiać.
Na całym piętrze zalegnie krwawiąca zmęczeniem cisza.
Nienawidzę jej.
Już sama myśl o zaśnięciu jest przerażająca.
Co, jeśli zamknę oczy i zapomnę jeszcze więcej?
Co, jeśli zamknę oczy, a one już nigdy się nie otworzą?
Co, jeśli się otworzą, a ja nawet nie będę wiedzieć, kim jestem?
Teraz wciąż jestem sobą, brakuje mi tylko kilku fragmentów.
Co, jeśli jutro stanę się kimś obcym w ciele Arianny Johnson?
Opuszczam głowę na poduszkę i z jękiem powstrzymuję łzy.
Lekkie stuknięcie sprawia, że podskakuję. Zaskoczona, zauważam w drzwiach
Noah z reklamówką w dłoni.
– Kacper znowu działa ci na nerwy? – Jego głos jest napięty, ale łagodny.
Mrugam, żeby powstrzymać łzy.
– No, jest wrednym kutasem. Ciągle wlewa mi wodę do oczu. Trochę mam już tego
dość.
Noah śmieje się cicho i kiwa głową, jakby rozumiał, co mam na myśli.
Mam już dość płaczu.
– Przyniosłem ci coś. – Chwilę waha się w drzwiach, ale kiedy nic nie mówię,
wchodzi do pokoju.
Wręcza mi reklamówkę, a ja powoli wyciągam po nią rękę.
– Co to?
– Drobiazg, który pozwoli ci jakoś przetrwać noc.
Odwraca się do drzwi, ale coś zmusza mnie do powiedzenia:
– Nie musisz wychodzić… jeśli nie chcesz.
Noah zamiera na moment, a kiedy się odwraca, w pokoju jakby rośnie napięcie.
On nie chce wychodzić, czuję to.
Dlaczego to czuję?
Chrząkam.
– Może zostaniesz, dopóki ktoś nie przyjdzie, żeby cię stąd wyrzucić? To pewnie
nie potrwa długo.
Powoli kiwa głową, wsuwa ręce do kieszeni bluzy i podchodzi, by przy mnie usiąść.
Uważnie mi się przygląda, kiedy sięgam do torby i wyjmuję z niej słuchawki
i starego iPoda.
Ogarnia mnie ciepło. Spoglądam na niego.
– Przyniosłeś mi muzykę?
Noah patrzy mi w oczy.
– Pomyślałem, że potrzebujesz na chwilę się oderwać.
Skąd wiesz, że nie mogę spać? Że muzyka mi pomoże?
Skąd wiesz, czego potrzebuję?
– Dziękuję – szepczę. Włączam urządzenie, podłączam słuchawki i podaję mu
jedną.
Noah nie spuszcza ze mnie wzroku, kiedy wsuwa ją do ucha, a ja opadam na łóżko.
Wciskam „play”, a po trzech akordach zamykam powieki, by skupić się na historii
rozgrywającej się przed moimi oczami.
Coś się we mnie uspokaja, a moje kolejne oddechy stają się głębsze, pełniejsze.
– Miło zobaczyć, że w końcu trochę się zdrzemnął.
Otwieram oczy i widzę wchodzącą pielęgniarkę Becky. Nie wiem, ile minęło czasu,
ale musiała upłynąć chwila, bo kiedy spoglądam na Noah, zauważam, że śpi z ręką tuż
przy mnie, na materacu.
– Przepraszam – szepczę. – Wiem, że godziny odwiedzin już się skończyły.
– Masz dla siebie całą salę, nikt nie będzie wam przeszkadzał. – Macha ręką, przez
którą ma przewieszony płaszcz. – Poza tym ja już skończyłam pracę, wpadłam tylko,
żeby się pożegnać, gdybyśmy jutro przed twoim wyjściem już się nie zobaczyły.
– Dziękuję za wszystko.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Miło było zobaczyć taką kochającą się
rodzinę. To smutne, jak rzadki to tutaj widok. – Wzdycha i uśmiecha się, zerkając na
Noah. – A ten pan ani na chwilę od ciebie nie odszedł.
Czuję, jak coś ściska mi się w żołądku.
– Nie?
Becky kręci głową, patrząc na niego z życzliwością.
– Biedaczek spał tylko godzinę czy dwie dziennie przez cały czas, kiedy byłaś
nieprzytomna, a nawet mniej przez ostatnie dni, gdy chował się w poczekalni na
końcu korytarza. Jeśli nie był pod prysznicem, to siedział tu, na tym krześle,
niespokojny jak dziecko w Wigilię.
Marszczę brwi.
– Niech śpi. – Patrzy na mnie z blaskiem w oku. – Pójdę już, zanim go obudzę.
Kiwam głową i macham jej na pożegnanie, ale gdy tylko wychodzi, przenoszę
wzrok na Noah, na jego dłoń leżącą tuż przy moim okrytym kołdrą udzie.
Patrzę na nią przez chwilę, na jego długie palce i lekko zgięte kostki. Na miękkość
jego skóry i żyły na przedramieniu, które wystaje spod uniesionego lekko rękawa.
Przyglądam się jego twarzy, długim rzęsom opadającym na policzki. Spod kaptura
wystają kosmyki ciemnych włosów, a na szczęce widać lekki zarost.
Jego pierś unosi się i opada z kolejnymi głębokimi oddechami.
Wkładam z powrotem słuchawkę do ucha i zanim się orientuję, nadchodzi ranek.
Krzesło przy mnie jest puste, a ze strony drzwi dobiega mnie ciche pukanie.
Otwieram oczy i natychmiast się uśmiecham.
– Chase!

Mija nieco ponad godzina, odkąd usiadłem na ławce przy chodniku, kiedy
z zamyślenia wyrywa mnie głos Ari. Pojawia się, gdy tylko odwracam głowę, i od razu
odnajduje moje spojrzenie, jakbym ją zawołał.
– Noah. – Radość w jej głosie sprawia, że mój puls przyspiesza i nie mogę
powstrzymać się od uśmiechu.
Chcę ją złapać i przytulić. Trzymać blisko.
Mimo to nie wstaję z ławki i zaciskam dłonie, bo sam sobie nie ufam, że nie
wyciągnę do niej ręki.
– Julio.
Mruży lekko oczy i się śmieje. Boże, tak dobrze to słyszeć. Pamięta, jak ją
nazwałem tamtego pierwszego dnia.
– Wiesz… – Przechyla głowę. – Na spotkaniu organizacyjnym mówili nam
o zagrożeniach ze strony stalkerów.
Czuję, jak iskry przebiegają przez wszystkie moje nerwy.
– Tak?
– Mhmmm – drażni się. – A to, że tu siedzisz, wygląda na tendencję do
prześladowania.
Przełykam ślinę.
– A co, gdybym ci powiedział, że nie przyszedłem tu do ciebie?
– To nazwałabym cię kłamczuchem.
Śmieję się, bo ta łatwość rozmowy z nią uspokaja mnie w sposób, którego nie
potrafię wyjaśnić. A jednak czuję, jak na ramiona spada mi ciężar, bo mimo że
rzeczywiście czekałem na nią, powinna wiedzieć, dlaczego jeszcze jestem tu
w niedzielne popołudnie. Była tu ze mną tyle razy. Odsuwam od siebie tę myśl
i wstaję, a ona podnosi głowę, żeby ciągle patrzeć mi w oczy.
– I miałabyś rację.
Jej usta unoszą się w uśmiechu, ale Ari zaraz go powstrzymuje i spogląda za siebie.
W jednej chwili ciepło, które rozchodziło się po mojej piersi, się ulatnia.
Chase wychodzi ze szpitala z uśmiechem, który znika, gdy mnie zauważa.
Na chwilę odwraca wzrok, ale zaraz znów na mnie spogląda.
– Hej, stary.
Na jego twarzy maluje się poczucie winy, tak jak powinno.
Mój umysł nie pozwala mi odpowiedzieć, ale w tym samym momencie ze szpitala
wychodzą Cameron i Brady, a z tyłu dobiega nas ryk silnika. Mason staje przy
krawężniku.
Szybko wyskakuje z samochodu, a pozostali pakują do niego torby. Ari wciąż stoi
przy mnie na chodniku.
– Wczoraj dzwoniłem do ciebie dwa razy. – Patrzy na mnie groźnie.
Przenoszę wzrok na Ari, a ona spuszcza głowę i przygryza wargę. Mason,
zaciekawiony, mruży oczy.
Pozostali wsiedli już do tahoe Masona. Ari mi się przygląda. Dziś cienie pod jej
oczami są już nieco jaśniejsze.
– Spędzimy resztę ferii w domu na plaży – mówi mi i coś ściska mi się w piersi.
– Ach tak?
Kiwa głową.
No, dawaj.
– Czy ty… Czy masz jakieś rodzinne plany?
Ty jesteś moją rodziną.
Kręcę głową i czuję, jak mój puls przyspiesza pod wpływem przepływających
przeze mnie emocji.
– Och. – Milknie na moment.
Prawie.
– Będzie tam tylko nasza piątka. Mamy wolny pokój, jeśli chciałbyś jechać – mówi,
jakby nigdy mnie tam nie było.
Boli mnie to, choć nie tak jak ta nuta niepewności w jej głosie.
W jej oczach.
W sposobie, w jaki stoi.
Chciałbym ją wymazać, powiedzieć jej, że nigdy nie musi się zastanawiać, gdzie
chcę być. Bo odpowiedzią na to jest i zawsze będzie: wszędzie tam, gdzie jest ona.
U jej boku.
Ale nie mogę tego powiedzieć.
Więc odpowiadam prosto, tak jak zawsze ze sobą rozmawiamy.
– Znasz odpowiedź.
– Znam? – Śmieje się, choć nie ma pojęcia dlaczego, a to wywołuje uśmiech i na
mojej twarzy. Bo mimo że ona tego nie pamięta, jej umysł tworzy podświadome
połączenie. – Może chcę ją usłyszeć?
Oczywiście, że chcesz, kochanie.
– Tak, Julio – mówię jej. – Z przyjemnością pojadę.
Zaciska usta w uśmiechu i kiwa głową.
– W takim razie mamy komplet.
Zastanawia się jeszcze chwilę, ale omija mnie i powoli sadowi się na przednim
siedzeniu, na którym jej brat ułożył dla niej kilka poduszek.
Mason podchodzi do mnie.
– Jaka dziewczyna zaprosiłaby „jakiegoś typa z plaży, z którym przez chwilę
rozmawiała”, żeby spał przez dwa tygodnie na drugim końcu jej korytarza?
Biorę głęboki wdech i odwracam się do niego.
– Taka, która pamięta, co mówili na spotkaniu organizacyjnym dla pierwszego
roku.
Mason gwałtownie marszczy brwi.
– To… To było po tym, jak wyjechała. Kilka tygodni po tym.
Uśmiecham się delikatnie i kiwam głową.
– Wiem.
Ruszam w stronę swojego samochodu, nie wyjaśniając Masonowi, dlaczego nie
musiałem jechać do domu, żeby zabrać jakieś rzeczy przed wyjazdem.
Bo już się spakowałem.
ROZDZIAŁ 43

Dwa dni zamieniają się w cztery, cztery w tydzień, a pamięć Ari wciąż nie wróciła.
To już razem dwadzieścia dwa dni, które z każdą godziną stają się dla mnie coraz
straszniejsze.
Podświadoma wzmianka o spotkaniu organizacyjnym to ostatni i jedyny raz, który
zauważyłem, a który stanowi jakikolwiek dowód, że jej wspomnienia ciągle gdzieś tam
są. O ile wiem, to jedyna sytuacja, kiedy Ari wspomniała przeszłość, choć nawet nie
zdawała sobie z tego sprawy.
Przed moimi oczami pojawia się butelka zimnego piwa. Podnoszę wzrok
i zauważam pana Johnsona.
Zamierzam ją przyjąć, nie chcę być nieuprzejmy, ale waham się za długo, a on
cicho się śmieje.
– No, znam tę minę. – Siada obok mnie, powoli bierze łyk ze swojej butelki i stawia
ją sobie między nogami. – To mina faceta, który przeszedł na ty ze sprzedawcą
w monopolowym.
Uśmiecham się nieznacznie i wbijam wzrok w drewniany taras pod swoimi
stopami.
– Miał na imię Darrel i lubił wiśniowe napoje.
Pan Johnson posyła mi lekki uśmiech, który jednak nie odbija się w jego oczach.
Kiedy uśmiech znika, kiwa głową.
– Możesz być ze mną szczery? – pyta.
– Nie mam powodu, żeby nie być, sir.
Macha ręką.
– Podoba mi się ta odpowiedź, ale żaden „sir”. Nie „pan Johnson”. Tylko Evan.
Kiwam głową.
– Nie będę kłamać, Evan. – Patrzę mu prosto w oczy. – Mogę nie odpowiedzieć na
niektóre pytania, ale mam dobre intencje. Nic więcej.
– A na jakie pytania wolałbyś nie odpowiadać?
Otwieram usta, a on się śmieje.
– Chciałem tylko zapytać, jak się trzymasz, synu, jak n a p r a w d ę się trzymasz.
– Nie jestem pewny – odpowiadam szczerze. – Ogólnie rzecz biorąc, jest
w porządku, ale gdy o tym wszystkim myślę… to… yyy…
– To jesteś rozjebany?
Spoglądam na niego, a on szeroko się uśmiecha.
– Tak, sir.
Marszczy brew, a ja podnoszę ręce w geście przeprosin.
– Sorry, nawyk sportowca. Jeśli nie jesteś „profesorem”, to „panem” albo
„trenerem”. Trudno się przestawić.
– Dobrze mieć takie problemy. – Kiwa głową. – A co do tego bycia sportowcem…
Odwracam wzrok.
– To może prowadzić do jednego z pytań, na które nie chcę odpowiadać.
– Bo nie chcesz, żebym mówił ci, że nie powinieneś rezygnować ze swoich marzeń.
– Gdyby to właśnie chciał mi pan powiedzieć, byłbym wdzięczny za zrozumienie,
dlaczego jestem tutaj i nigdzie indziej.
Zaciska zęby i odwraca wzrok, wolno kiwając głową i starając się ukryć
napływające do jego oczu łzy.
– „Evan”, synu. Nie „pan”. – Pociąga głęboki łyk, odwraca się do mnie i znów kiwa
głową. – Jak się trzymasz? Naprawdę, Noah. Wiem, że twoja mama ciągle dochodzi do
siebie, niedługo zaczynasz ostatni semestr i futbol stoi pod znakiem zapytania. A do
tego to wszystko, co dzieje się z Ari. Martwię się o ciebie. To zbyt wiele, żeby ot tak
sobie z tym poradzić. Ari jest trudno, ale to sytuacja, w której ty utknąłeś, jest
najgorsza.
– Nie czuję, żebym utknął, sir, to znaczy: Evan. Czuję się bezradny, trochę
przytłoczony, owszem, ale nie utknąłem.
– Wiem, że to trudne, i niekoniecznie zgadzam się z jej decyzją o tym, żebyśmy nic
jej nie mówili, ale doceniam, że spełniasz jej prośbę. – Wzdycha, kręcąc głową. –
Jestem pewny, że gdyby o mnie chodziło, zamknąłbym się ze swoją żoną w pokoju
i opowiedziałbym jej każdy szczegół już pierwszego wieczoru.
Śmieję się cicho.
– No.
Niczego nie pragnąłbym bardziej niż właśnie tego. Nie przestaję myśleć o tym, jak
bym zaczął i co dokładnie bym powiedział. Sto razy przeprowadzałem z nią tę
rozmowę w swojej głowie, ale za każdym razem łzy napływają jej do oczu i pojawia się
w nich konsternacja, bo patrzy na człowieka mówiącego, że ją kocha, a jednocześnie
krzyczy w środku, że kocha innego.
Nie zranię jej tylko po to, by pomóc samemu sobie.
Spoglądam na pana Johnsona.
– Zawsze umiałem ugryźć się w język, to po prostu kolejna rzecz, która wiąże się
z byciem sportowcem.
– A przynajmniej sportowcem, który pozwala się trenować.
Kiwam głową.
Jako sportowcowi, takiemu, który daje się trenować, jak powiedział, nie zawsze
podoba ci się to, co widzisz, słyszysz albo musisz zrobić, jednak i tak z wielu powodów
to robisz.
– Ale teraz jest całkiem inaczej, Noah. – Pan Johnson wypowiada na głos moje
myśli.
– To prawda, jednak to nie powstrzymywanie się od powiedzenia jej jest dla mnie
najtrudniejsze.
Na jego twarzy maluje się zrozumienie.
– Nie, synu, nie miałem tego na myśli – wzdycha.
Wtedy obaj unosimy wzrok w stronę oceanu, w stronę brzegu, przy którym stoi Ari.
Wiatr rozwiewa jej włosy. Śmieje się z czegoś… z czegoś, co powiedział Chase.
W mojej piersi narasta napięcie i zmuszam się do spuszczenia wzroku.
Wycofanie się tym razem oznacza siedzenie i patrzenie, jak moja przyszłość z dnia
na dzień staje się coraz bardziej niewyraźna. Ale to, czego ona pragnie, jest tym, czego
ja pragnę dla niej, więc nie ma tu miejsca na moje decyzje.
Będę tu, dopóki nie będzie na mnie gotowa.
Albo dopóki nie będę zmuszony odejść.
– Kochasz moją córeczkę – mówi cicho pan Johnson, odwracając się do mnie.
– Ale nie jestem jedyny. – Zaciskam usta i jeszcze raz podnoszę wzrok na plażę. –
Zaczynam się zastanawiać, czy kiedykolwiek będę mógł jej to powiedzieć.
Kładzie dłoń na moim ramieniu i lekko je ściska.
– Jeśli rzeczywiście tak będzie, chyba będziesz musiał i tak jej powiedzieć.
Zmuszam się do krótkiego kiwnięcia głową, a pan Johnson powoli wstaje.
– To dla nas zaszczyt, że tu jesteś, synu.
– Dziękuję panu.
Patrzy na mnie groźnie, a ja cicho się śmieję.
Wtedy z domu wychodzi Mason. Patrzy na nas, ale zaraz jego uwagę przykuwają
Chase i Ari. Marszczy brwi.
Pan Johnson uśmiecha się i klepie go po ramieniu.
– Idę zabrać żonę na lunch. Do zobaczenia, chłopcy.
Wychodzi, a Ari i Chase kierują się w naszą stronę, ale zatrzymują się niedaleko.
Chase mówi coś, a Ari unosi rękę, by zakryć usta. Jej śmiech dźwięczy w mojej
głowie.
Moje wargi drgają. Całe moje ciało jest zdezorientowane szczęściem, które
wywołuje jej śmiech, i żalem, że to nie ja go wywołałem.
– Kurwa – wzdycha Mason i obaj na siebie spoglądamy. – Co robisz, stary?
– Zastanawiam się, jak pokazać dziewczynie, która całe życie pragnęła jednego
mężczyzny, że już go nie chce.
Mason krzywi się i patrzy na nich coraz groźniej.
– Jebać to.
Rzuca się do przodu, a ja zrywam się na nogi, by go zatrzymać.
Mruży oczy.
– Noah.
– Musisz mi coś obiecać.
Marszczy brwi.
– Przestań.
– Mason, proszę.
Rozzłoszczony, prostuje się.
– Co?
– Kiedy on jej powie, że zmienił zdanie, nie wtrącaj się.
– Co, kurwa?! – rzuca. – Czy ty teraz mówisz poważnie?
– Tak, bo wiem, że nie chcesz jej zranić. A zranimy ją, jeśli będziemy się
zachowywać jak debile.
– Tu nie chodzi o to, żeby trzymać ją z dala od mojego kumpla. Może kiedyś tak
było, ale teraz jest inaczej. Chodzi o to, aby odzyskała życie, które straciła. Musisz to
zrozumieć.
– Uwierz mi, rozumiem, ale staram się robić to, co jest słuszne. To jest to, czego
ona pragnie.
– Ona pragnie ciebie.
– Mason.
– Stary, ona cię kocha! To właśnie jest słuszne, koniec, kurwa, kropka.
– Mów ciszej – ostrzegam go, ale jest już za późno.
Ari słyszy krzyki brata i patrzy w naszą stronę.
Zatrzymuje się, zakładając włosy za ucho i przygryzając dolną wargę. Jej pierś
unosi się, gdy bierze kolejne głębokie oddechy. Nie odwraca wzroku.
W ogóle się nie rusza.
A jej oczy… Nie patrzy na Masona. Są utkwione we mnie.
– Spójrz na nią, Noah – szepcze rozpaczliwie Mason. – Po prostu… kurwa, popatrz
na nią. Ma to wypisane na twarzy, a nawet o tym nie wie. Stary, ona jest twoja. Nie
pozwól jej stracić tego, czego zawsze pragnęła i co w końcu znalazła.
Czuję, jak w gardle narasta mi gula i próbuję ją przełknąć, ale i tak nie potrafię
ukryć wzburzenia w głosie.
– Ale teraz myśli, że kocha jego. Pragnie j e g o. Chcę, żebyś pozwolił jej
zdecydować samodzielnie.
Sfrustrowany, przeciera dłonią twarz.
– Powiedz dlaczego.
– Bo jest zagubiona, sam tak powiedziałeś. Ma tylko to, co wie, a wie, że… –
Przełykam ślinę. – Wie, jak się przy nim czuje.
Milkniemy na chwilę, po czym dodaję:
– On jest jedyną rzeczą, która teraz ma dla niej sens.
– Wiesz, że to pojebane, prawda? Że to może przynieść odwrotny skutek? Jeśli on
naprawdę ją kocha, a ona da im drugą szansę, której wcześniej nie dostali, bo jestem
świnią, to możesz ją stracić. – Patrzy mi w oczy. – Jesteś na to gotowy? Bo to się,
kurwa, może wydarzyć.
Tętnice otaczające moje serce ściskają się i trudno mi złapać oddech.
Wtedy Ari uśmiecha się i macha do nas, a moje ciało wybucha bólem.
Ogniem.
Chrząkam i odwracam się z powrotem do Masona. Patrzę mu w oczy.
– Nie proszę cię, żebyś popychał go w jej ramiona. Proszę tylko, żebyś dał jej
szansę, którą wcześniej jej zabrałeś, jeśli zdecyduje, że tego chce.
Mason kręci głową.
– To nie jest jakiś przypadkowy typ spotkany na ulicy. Tu jest historia, są więzi
rodzinne. Przyjaźń, która trwała lata. – Patrzy na mnie. – Noah, Chase to dobry
człowiek.
– Gdyby nie był, nie stałbym tutaj.
Mason głośno wzdycha.
– Okej. Ale tak dla jasności, to zły pomysł, a ty możesz się o tym przekonać
w bolesny sposób. – Po tych słowach odchodzi, zbiega ze schodów i kieruje się
w stronę plaży.
Ari i Chase patrzą, jak znika, a kiedy uwaga Ari znów wraca do mnie, opadam
z powrotem na siedzenie.
Przyciskam pięści do oczu. Mam nadzieję, że postępuję właściwie i że istnieje
jakikolwiek sposób, by się tego dowiedzieć. Ale jak mam znaleźć odpowiedź, skoro
nawet nie znam cholernego pytania?
Życie nigdy nie było dla mnie łatwe, ale to już jest całkowicie inny poziom,
z którym sobie nie radzę.
Pragnę swojej dziewczyny z powrotem.
Pragnę przyszłości, o której odważyłem się marzyć.
Pragnę jej.
ROZDZIAŁ 44

– Dzięki, że przyszedłeś pogadać z Kalani – mówi Nate, kuzyn Ari, kiedy mnie
odprowadza. – Wyobrażam sobie, że ostatnią rzeczą, o której chcesz teraz myśleć, jest
futbol, więc wiele dla nas znaczy, że zechciałeś poświęcić jej chwilę.
– Nie chcę, żebyście myśleli, że nie jestem zainteresowany graniem dla
Tomahawks. – Odwracam się do niego. – Jestem, i będę zaszczycony graniem dla
jakiejkolwiek drużyny, zwłaszcza takiej, która chciałaby obsadzić mnie na mojej
pierwotnej pozycji, tylko po prostu…
– Nie umiesz o tym myśleć?
Przytakuję.
– Ej, znam to uczucie, stary. Uwierz mi. Mój świat też się na chwilę rozpadł, zanim
dotarliśmy tu, gdzie jesteśmy. Nie tak jak twój, ale…
– Nie, nie mów tak. Cierpienie to cierpienie, co nie?
– Zawsze boli – zgadza się Nate i wyciąga do mnie rękę, a ja przybijam mu
piątkę. – Przyjdziesz na grilla w niedzielę?
– Przyjdę. – Macham mu na pożegnanie i odchodzę do domu Ari.
W tym czasie dzwoni do mnie Trey. To jego czwarta próba, odkąd Ari wybudziła się
ze śpiączki, ale nie potrafię się zmusić do odebrania, tak samo jak nie umiałem
odpisać na wiadomości od Paige ani trenerów.
Nie wiem, co mam na ten temat powiedzieć im czy komukolwiek innemu.
Domyślam się, że coś słyszeli, ale nie mam pewności i nie jestem gotowy na tę
rozmowę.
Mówienie o tym, co się stało, sprawi tylko, że stanie się to jeszcze bardziej realne,
a ja nie potrafię dać sobie z tym rady.
Po chwili docieram do tarasu domu na plaży, gdzie Brady i Cameron siedzą na
kanapie, bawiąc się telefonami. Kiedy wchodzę na górę, Cameron podnosi na mnie
wzrok z uśmieszkiem.
– Co? – Spowalniam krok.
– Martha Stewart oficjalnie powróciła. – Podciąga nogi i bierze chipsa z miski na
kolanach Brady’ego. – Idź tam, Snoop Doggu.
– Nie rozumiem…
Cameron wraca do swojej komórki.
– To zrozumiesz.
Z nieznacznym uśmiechem kręcę głową i wchodzę do środka.
Gdy tylko przechodzę przez próg, w moje zmysły natychmiast uderza zapach, który
rozpoznałbym wszędzie. Zamieram i rozglądam się po pomieszczeniu.
Pan Johnson siedzi przy stole i czyta magazyn sportowy, a Mason opiera się
o wyspę kuchenną.
A za nimi, odwrócona w stronę kuchenki, stoi… Ari.
Miesza coś w garnku i jeśli pamięć nie płata mi figla, dokładnie wiem, czego
właśnie próbuje z taką ostrożnością.
To przepis, który jej dałem. Danie, które razem przygotowywaliśmy.
Receptura mojej mamy.
Coś ściska mi się w gardle i przysuwam się bliżej, dołączając do Masona przy
wyspie.
– Mamo, znalazłaś je?! – krzyczy Ari i zanurza palec w łyżce z gorącym sosem, żeby
go spróbować.
– Nie, kochanie, nie ma tu żadnych. – Pani Johnson wychodzi zza rogu, a jej twarz
rozjaśnia się, kiedy mnie dostrzega. – Noah, wróciłeś. Jak poszło z Lolli?
– Tak dziko, jak się spodziewaliśmy, jestem pewny. – Mason trąca mnie łokciem,
a ja się śmieję.
– Jest kochana. To była dobra rozmowa.
Ari zerka na mnie przez ramię, a ja biorę głęboki wdech.
– Czego… yyy… Czego szukacie? – pytam, zdejmuję kurtkę i wieszam ją na oparciu
krzesła. Podciągam rękawy i ostrożnie okrążam wyspę.
Staję przy Ari, a na jej ustach pojawia się nerwowy uśmiech.
– Mama szukała jakiejś papryki – wtrąca się Mason.
Kiwam głową, starając się oddychać spokojnie, bo chyba wiem, dokąd to zmierza.
– W lodówce są papryczki jalapeño.
– Myślisz, że się nadadzą? – zastanawia się Ari i rzuca mi przelotne spojrzenie.
– Być może, a jakich szukałyście?
– Pepperoni w płatkach.
Specjalnie się nie odzywam, a ona na mnie spogląda.
– No wiesz, jak na pizzy?
Powstrzymuję uśmiech, a mój puls przyspiesza.
– No tak, tak. Jak na pizzy.
Ari zatrzymuje się w połowie mieszania i odwraca głowę w moją stronę. Marszczy
lekko brwi, ale w następnej chwili na jej ustach pojawia się delikatny uśmiech.
– Zaraz! – Podchodzi do szuflady, zaczyna w niej grzebać i wyjmuje kilka paczek
pepperoni z logo pizzerii. Unosi je w geście zwycięstwa. – Wiedziałam, że się
przydadzą.
Wraca, otwiera je i wsypuje do sosu.
Opieram się łokciem o blat i patrzę na nią.
– To powinno dać temu kopniaka, co?
Uśmiecha się szeroko.
– Właśnie tak.
Zatrzymuje na mnie wzrok, a w moim gardle pojawia się gula.
Boże, jest taka piękna.
– O kurwa! – krzyczy Brady, wchodząc do środka, a czar pryska. – Mamy gaśnicę,
prawda?!
– I ubezpieczenie domu? – dodaje Cameron.
– Ha, ha. – Ari kręci głową. – Uważają, że jestem do niczego, Noah.
Przysuwam się odrobinę bliżej, a jej łokieć dotyka mojego torsu, kiedy miesza sos.
Jej klatka piersiowa unosi się wraz z głębokim wdechem.
Podnosi oczy na moje, a jej długie ciemne rzęsy owiewają jej policzki.
– Wygląda na to, że świetnie sobie radzisz. – Mój głos okazuje się bardziej
chrapliwy, niżbym tego chciał, ale się tym nie przejmuję.
Ari mruga i błysk czegoś przebiega przez jej twarz, a potem pochyla głowę z tą
nieśmiałością, którą tak kocham.
Tęsknię za tobą.
Marszczy brwi, ale szybko pozbywa się tego grymasu i zerka ponad swoim
ramieniem.
– Tak, wygląda na to, że świetnie sobie radzę. Może nie jestem aż tak
beznadziejna. – Robi krótką pauzę. – M a t k o.
– Ej! – Pani Johnson pochyla się nad mężem i przysuwa kubek do ust, żeby ukryć
uśmiech. – Ja tak nie powiedziałam.
Wszyscy się śmieją i zanim uda mi się odwrócić wzrok, pan Johnson zauważa moje
spojrzenie.
Puszcza do mnie oko i wraca do lektury.
Po tym nie spuszczam z niej wzroku.
Reaguje na wspomnienia, które jej dałem, i nawet o tym nie wie.

Mason i ja rzucamy sobie piłkę na ulicy, kiedy z domu wybiega Ari i potyka się
o buty Masona.
– Cholera, Mason! – Śmieje się i łapie za krzesło stojące przy drzwiach.
– Sorry! – krzyczy jej brat i spogląda za siebie, skąd dobiega zbliżający się ryk
hummera Nate’a.
– Kurde, powiedz im, żeby zaczekały. Zapomniałam telefonu! – Wpada z powrotem
do środka, a my odwracamy się do dziewczyn.
Opuściły szyby, muzyka gra głośno, a Lolli wciska hamulec dopiero wtedy, gdy
dojeżdża pod sam dom, tak że aż słychać pisk.
Payton i Mia, kuzynka Lolli, uśmiechają się do nas z tylnego siedzenia, wychylając
się przez okno.
– Co tam, chłopaki?
– Nic nowego, tak sobie rzucamy. – Wskazuję na Masona, który podchodzi do nas
ze zmarszczonymi brwiami.
– Gdzie Deatonek? – Wkłada sobie piłkę pod ramię.
Payton patrzy na niego, rzuciwszy krótkie spojrzenie w moją stronę.
– Ari stara się trzymać od niego z daleka, więc ja… – Zerka na mnie i zaciska usta
w wymuszonym uśmiechu. – Przykro mi, Noah.
Ostry ból przeszywa moją pierś i nasila się na myśl, że Ari unika kontaktu z synem
Payton, ale kręcę głową, nie chcąc, by ta czuła się winna, skoro nie zawiniła.
– W porządku.
– Nie chciałam, żeby czuła się niekomfortowo, więc zostawiłam go ze swoim
bratem.
– Mogłem pomóc – mówi Mason.
Payton się rumieni.
– Nie potrzebowałam twojej pomocy.
Mason odwraca się do mnie, rzuca mi piłkę i biegnie do domu.
Lolli unosi brew, spoglądając na Payton, która zajmuje się teraz swoim telefonem.
– Sorry, już jestem gotowa. – Podbiega do nich Ari ze związanymi mokrymi
włosami.
– Babski wypad? – pytam.
– Tak. Będzie fajnie.
Uśmiecham się, szczęśliwy, że w końcu gdzieś wyjdzie. Odkąd tu przyjechaliśmy,
prawie nie opuszczała domu, nie licząc spacerów po plaży.
– Ja zostałam zmuszona, gdybyś się zastanawiał. – Lolli marszczy brwi.
– Zamknij się, Lolli. Nakarmimy cię, nie musisz się martwić – droczy się z nią Mia.
– Jedziemy do miasta pochodzić po sklepach – mówi Payton, nie podnosząc
wzroku znad telefonu. – Kenra usłyszała o gali i straciła rozum.
Wszystkie moje mięśnie się spinają, a otwarcie ust wymaga ode mnie wysiłku.
Spoglądam na Ari.
– Gala?
Uśmiecha się.
– Tak, święto waszej drużyny zbliża się wielkimi krokami, więc muszę znaleźć coś
nowego albo mam przerąbane.
Coś w moim żołądku się ściska i czuję mrowienie we wszystkich kończynach.
– Ty… – Przełykam ślinę.
Pamięta?
Muszę dziwnie wyglądać, bo Ari chichocze.
– Najpierw nie wiedziałam, czy się zgodzę, tak na wszelki wypadek, wiesz? – mówi,
a ja kiwam głową, desperacko pragnąc wyciągnąć do niej rękę i założyć jej za ucho
niesforny kosmyk włosów. – Ale potem się zdecydowałam, pieprzyć to, potrzebuję
trochę rozrywki.
– No tak, potrzebujesz.
My potrzebujemy, kochanie.
– Więc powiedziałam, że pójdę. – Wzrusza ramionami i otwiera tylne drzwi.
– Powiedziałaś, że pójdziesz.
Powiedziała, że pójdzie?
Czuję, że coś zaciska mi się w gardle.
W żołądku.
W jebanym sercu.
Ari kiwa głową z nagłym niepokojem.
– Yyy… – W jej oczach maluje się zmieszanie.
Odchrząkuję i staram się posłać jej uśmiech, ale chyba nie do końca mi się to
udaje.
Wtedy odwracam się i rzucam w stronę domu, ale nie wchodzę do środka.
Biegnę na tył, a dochodzące z tarasu głosy dzwonią mi w uszach.
Obraz przed moimi oczami pulsuje, rozmazuje się, traci ostrość, ale teraz
potrzebuję tylko jednego wyraźnego widoku.
Jednego, kurwa, celnego strzału.
I uderzam.
Biorę rozmach, a moja pięść zderza się ze szczęką Chase’a.
Ten spada z krzesła na ziemię, a kiedy zrywa się na nogi i jego głowa odwraca się
w moim kierunku, łapię go za koszulkę i pcham do tyłu, aż uderza plecami o barierkę.
Blokuję jego ręce za plecami i ramieniem przyciśniętym do klatki piersiowej
przytrzymuję go tak, że prawie zwisa nad barierką z nogami w górze.
Jęczy, próbując się wyrwać, ale naciskam mocniej.
Tym razem krzyczy z bólu i podbiega do nas Brady, a z tyłu słychać trzask drzwi
i pojawia się przy nas Mason.
– Noah, puść go.
Wciskam Chase’owi łokieć w brzuch, a dłonią napieram na łopatkę. Mógłbym ją
przestawić, gdybym użył trochę więcej siły.
– Złamiesz mu rękę. – Dłoń Brady’ego zaciska się na moim nadgarstku.
Coś przewraca mi się w żołądku.
– Może na to zasługuje.
Cały się trzęsę, zaciskam zęby i puszczam go, ale nie odchodzę.
Chase jest zmuszony stać przede mną, tuż, kurwa, przede mną.
Z jego wargi kapie krew. Ociera ją kciukiem.
Spuszczam ramiona i kręcę głową.
Płonie we mnie udręka, powodowana jednocześnie złością i poczuciem winy.
Sprawia, że nie umiem złapać tchu. Stoję tu, zły na faceta przed sobą, a przecież sam
mu na to pozwoliłem.
To przeze mnie. Próbowałem postąpić właściwie; złożyłem broń, bo o to poprosiła,
tego potrzebowała. Jest wszystkim, czego pragnę. Wszystkim, czego kiedykolwiek będę
pragnął.
Więc zgodziłem się, wycofałem, a ten skurwiel…
Wślizgnął się na moje miejsce.
Nie zrozumiem tego.
Kręcę głową.
– Dlaczego to robisz?
Chase ma czelność się skrzywić i odwraca wzrok.
– Serio? Jesteś na tyle męski, żeby się do niej przystawiać, ale nie na tyle, żeby
powiedzieć to na głos?
Na te słowa odwraca głowę w moją stronę i rozkłada ręce.
– A co chcesz, żebym ci powiedział, Noah?
– Chcę, żebyś mi powiedział, dlaczego nie powinienem cię rozpierdolić. Dlaczego
nie powinienem teraz pójść do niej i przypomnieć jej, jak dokładnie wyglądało jej
życie po tym, jak z niego zniknąłeś. Bo było lepsze. Była szczęśliwsza. Była…
Kochana. Zakochana.
Była moja.
– Chcę po prostu być przy niej, Noah, i chcę, żeby wiedziała, że ja… że jestem przy
niej, jeśli zdecyduje… Ona… – Zacina się.
– Jak zamierzasz być choć w części mężczyzną, którego ona potrzebuje, skoro
nawet nie potrafisz wypowiedzieć głośno, czego chcesz?
– Sorry, ale tobie nie muszę niczego mówić.
– Nie, po prostu dalej udawaj, że jesteś tym gościem, o którego błagała miesiące
temu, żebyś nim był, i zobacz, czy działa.
– Myślisz, że nie wiem, że zjebałem?! – krzyczy. – Wiem o tym, dobra. Wiem, ale
teraz nie mogę odejść. Miesiącami wypatrywałem jakiegoś znaku na potwierdzenie, że
to, co zrobiliśmy, było słuszne, że to wszystko jest słuszne, i nie mogę zignorować
tego, co się teraz dzieje. To jest najjaśniejszy znak, jaki kiedykolwiek widziałem.
Śmieję się, choć nie ma we mnie ani trochę wesołości, i staram się przełknąć gulę,
która urosła mi w gardle.
– Znak. – Kiwam głową. – Siedziałeś miesiącami, nawet latami, czekając na coś
albo na kogoś, żeby przyszedł i przekonał cię, że ona jest tego warta?
Znów odwraca wzrok, ale ja przysuwam się jeszcze bliżej jego twarzy, aż wreszcie
ponownie na mnie spogląda.
– Wiedziałem, że ta dziewczyna jest warta całego świata, od momentu, w którym ją
spotkałem. – Mrugam usilnie, starając się nie stracić nad sobą kontroli, kiedy patrzę
w oczy skurwiela próbującego ukraść mi cały mój świat.
Mason kładzie dłoń na moim ramieniu, ale ją z siebie zrzucam. Odwracam się
i chcę odejść, ale robię tylko jeden krok, gdy Chase się odzywa:
– Zakochała się we mnie raz, Noah… więc mogłaby zakochać się znowu. Może
powinieneś wziąć to pod uwagę.
Lód rozchodzi się po całym moim ciele.
Odwracam się tak szybko, że aż czuję mdłości i zawroty głowy, ale moja pięść
uderza w jego nos. Boli, ale ma boleć.
– Kurwa! – Chase dotyka swojej twarzy, po której spływa krew.
Mason zwiesza głowę, a Brady odwraca wzrok. Żaden z nich nie mówi ani słowa.
Bo co mogliby powiedzieć?
To musiało w końcu nadejść, a oni dobrze o tym wiedzieli.
Muszę stąd iść, i to szybko. Przeskakuję po dwa schodki naraz i odchodzę, żeby
mnie już nie widzieli.
Całe moje ciało drży w obliczu okrutnej kary. Lepki ból przedostaje się do przełyku
i zwycięża.
Zataczam się w stronę kosza na śmieci i opróżniam zawartość żołądka do czarnego
worka, pozbywając się wraz z nią tych okruchów nadziei, które pojawiły się
wczorajszego wieczoru.
Może popełniam błąd.
Może to nie jest sposób.
Może powinienem sprzeciwić się temu, o co poprosiła.
Może powinienem odejść.
ROZDZIAŁ 45

Zbiegam ze schodów i szybko wskakuję do samochodu mamy.


– Sorry. – Ścieram krople deszczu z czoła i zapinam pas. – Mia trzymała mnie
w przymierzalni dłużej, niż się spodziewałam, żeby dobrze dobrać mi suknię.
– Kiedy jest ta potańcówka? – mówi mama, wyjeżdżając na drogę.
– Mamo. – Śmieję się. – To nie liceum, to nie będzie studniówka. To ceremonia
wręczenia nagród na koniec sezonu.
– Słyszałam, że obowiązują formalne stroje i wszystko odbędzie się w wynajętej
sali.
– Prawda. – Uśmiecham się, patrząc na nią. – Nieważne. Tak, to w następną środę.
– Mhm – mruczy mama, zamyślona, i zerka na mnie.
– Co?
– Nic.
– Mamo. – Odwracam się na siedzeniu, przyglądając się jej.
– Nic, kochanie. – Klepie mnie w udo. – Po prostu to trochę szybko, to wszystko.
Zajęcia zaczynają się w następnym tygodniu, tak?
– Tak. Wracamy dwudziestego siódmego. Kilka dni wcześniej Chase zabiera mnie
do akademika. To takie dziwne, że nie mam pojęcia, jak wygląda, chociaż spędziłam
w nim cały semestr.
Wjeżdżamy na parking przy szpitalu, bo mam dziś wizytę kontrolną u neurologa
behawioralnego. Po zaparkowaniu mama odwraca się do mnie.
– Ostatnio dużo czasu spędzasz z Chase’em.
Wzruszam ramionami, ale czuję, jak czerwienieję.
Mama przechyla głowę i patrzy na mnie z czułością.
– Jak idzie?
– Idzie. – Chichoczę cicho. – Dobrze się bawimy. Nadrabiamy to, co, jak rozumiem,
straciliśmy. Ciągle mnie pyta, czy gdzieś z nim pójdę, choćby tylko na plażę. Najpierw
mnie to wkurzało, ale teraz to jest… nie wiem… – Urywam, czując lekkie wirowanie
w żołądku.
– Ekscytujące? – szepcze.
Moje usta rozciągają się w uśmiechu. Patrzę na nią i na pogłębiające się
zmarszczki wokół jej oczu. Uśmiecha się mimo tego, co ją niepokoi, i wyciąga dłoń,
żeby pogłaskać mnie po policzku.
– Dziwne, to niby ten sam Chase, ale jednak nie. Tylko nie mogę dojść do tego, co
się w nim zmieniło, ale to czuję, wiesz? Coś jest inaczej.
To czasem frustrujące, że ta niewidzialna mgła nie chce się rozejść, a ciągły stres
sprawia, że trudno mi funkcjonować, nie wspominając nawet o oddychaniu. Staram
się więc ciągle czymś zajmować, żeby nie myśleć o tym, co będzie za chwilę.
Ale tego jej nie mówię.
– Zastanawiałaś się, że może to nie on się zmienił? – Mama uśmiecha się
delikatnie. – Może to ty jesteś inna?
– Ja… – Kręcę głową. – Nie jestem inna. Straciłam wspomnienia, ale wciąż jestem
sobą. A poza tym one wrócą lada moment. Może nawet dzisiaj. Może po tej wizycie.
Mój puls przyspiesza i wbijam palce w podłokietnik obity tanią skórą.
– Nie chciałam powiedzieć, że to wypadek cię zmienił. – Mama łapie mnie za rękę,
a w jej głosie słychać niepokój. – Ari, skarbie, na Avix doskonale sobie radziłaś i mimo
że był to tylko jeden semestr, ten przedsmak zmian okazał się dla ciebie dobry.
– A wkrótce będę już to wszystko pamiętać. – Kiwam głową, ściskając jej dłoń. –
Powinnam tam iść, zanim się spóźnię. Wiem, że mówili, że nikomu nie wolno ze mną
wejść do gabinetu, ale jesteś pewna, że nie chcesz pójść ze mną do poczekalni?
– Nie, dziękuję – odpowiada drżącym głosem. – Skoczę tylko po kawę na koniec
ulicy i wrócę, poczytam sobie, kiedy będę na ciebie czekać. Będę tu, kiedy wyjdziesz.
Kiwam głową i wysiadam z samochodu.
Gdy wychodzę, moją uwagę przykuwa stojący po lewej stronie od głównego mały
budynek z wielkim napisem „Centrum Rehabilitacyjne Tri-City” wiszącym nad
podwójnymi drzwiami.
Kiedy patrzę w jego ciemne okna, czuję ucisk w piersi.
– Wszystko w porządku? – Głos mamy wyrywa mnie z zamyślenia, więc zmuszam
się do uśmiechu.
– Tak. Do zobaczenia za chwilę.
Wchodzę do budynku i chociaż wydaje mi się, że mijają godziny, czekam tak
naprawdę tylko kilka minut i po chwili siedzę już na aksamitnej sofie przed tym
samym lekarzem, który wcześniej razem z doktorem Brianem wyjaśniał mi, co mogło
mi się stać.
Uśmiecha się do mnie, a ja czekam i nagle robię się trochę nerwowa.
– Miło znów cię widzieć, Arianno. Wyglądasz znacznie lepiej.
– Tak, już mogę się ruszać bez uczucia, jakby ktoś mnie dźgał.
Lekarz śmieje się i zakłada nogę na nogę, a ja robię to samo.
– A zatem… przejrzałem wszystko raz jeszcze i…
– Przepraszam, panie doktorze, nie chcę być nieuprzejma, ale możemy pominąć
zbędne wstępy?
Mężczyzna posyła mi nieznaczny uśmiech i siada prosto.
– To może ty powiesz mi, co chciałabyś powiedzieć, i zaczniemy od tego? Co ty na
to?
Kiwam głową i staram się pozbyć napięcia z piersi.
– Niczego nie pamiętam – wyrzucam z siebie. – Minął już miesiąc, i nic. Budzę się
i mam przed oczami jakby mgłę, chociaż widzę doskonale. Mój umysł ciągle pracuje,
ale tylko z połową myśli. Patrzę na coś i tracę dech w piersiach, ale nie wiem czemu.
Słyszę smutną piosenkę i płaczę, ale dlaczego? Czuję znajome zapachy, które wcale
nie są znajome, jeśli to w ogóle ma jakiś sens, i mam wrażenie, że gardło mi puchnie
i nie mogę oddychać. Jest tak, jakbym cały czas miała coś na końcu języka, jakbym
mogła już coś uchwycić, ale kiedy po to sięgam, to znika. I ciągle pojawia się też… to
uczucie. – W moich oczach wzbierają łzy. – Przytłaczające poczucie, że istnieje jakaś
pilna sprawa, która wymaga mojej uwagi, coś jak potrzeba albo świadomość czegoś.
To krzyczy we mnie, że coś mi umknęło, coś ważnego. Coś, co jest częścią mnie, ale nie
wiem, co to jest. To aż fizycznie bolesne, głęboko wewnątrz mnie, gdzie nie mogę tego
dotknąć, nie mogę znaleźć. To wyczerpujące, a rozpacz, która mnie ogarnia, kiedy to
się dzieje, jest wyniszczająca. Teraz często unikam rzeczy, które znam, w obawie, że
wkrótce je zapomnę, co doprowadza mnie do szaleństwa. Czuję się, jakbym została
wrzucona w środek oceanu – jeśli spróbuję położyć się i unosić na wodzie, by sobie
przypomnieć, to utonę, więc ciągle płynę. Ciągle się czymś zajmuję. Ale ostatnio nie
mam już siły. Moja rodzina jest dla mnie wspaniała, ale to dlatego, że ciągle się
uśmiecham. I już nie wiem, jak długo jeszcze dam radę to robić.
Biorę głęboki wdech i patrzę na doktora Stacię.
Mężczyzna kiwa głową, rozważając moje słowa, a kiedy wyjaśnia mi to, co
powiedziałam, i odnosi to do mojej sytuacji w kontekście swojej wiedzy medycznej,
czuję, jak spada na mnie ciężar.
Chcę krzyczeć, płakać. Chcę uciec.
Ale zamiast tego robię to, co robiłam przez kilka ostatnich tygodni.
Odpycham to od siebie i zakrywam wszystko uśmiechem. Kiedy lekarz podnosi się
ze swojego miejsca i wyciąga do mnie rękę, ściskam ją i odchodzę w stronę drzwi,
żałując, że w ogóle tu przyszłam.
Mama czeka przed budynkiem szpitala, tak jak obiecała. Wskakuję na przednie
siedzenie samochodu, nie mówiąc słowa, ale ona wyczytuje wszystko z mojej twarzy.
W jej oczach natychmiast pojawiają się łzy, tak samo jak w moich, a kiedy ja patrzę
za okno, ona odwraca się do przodu.
Odpływam, a następną rzeczą, którą pamiętam, jest już parkowanie na podjeździe
domu przy plaży. Samochód taty stoi tuż za autem Chase’a.
Kiedy nie wysiadam, mama pyta:
– Chcesz wrócić z nami do mieszkania?
Kręcę przecząco głową, przygryzając policzek, i wyskakuję z samochodu.
Wchodzę do domu. Moje ruchy są gwałtowne, oczy załzawione, a policzki
zaczerwienione.
Wszyscy siedzą w salonie i oglądają telewizję, ale kiedy mnie zauważają, następuje
pauza.
Tato patrzy na mamę, a Mason marszczy brwi.
Chase wstaje i idzie w moją stronę, ale ja podnoszę ręce, rzucam na podłogę swoją
torebkę i nawet się nie zatrzymuję.
Muszę… Muszę…
Co, kurwa, musisz, Ari? Cholera!
Wychodzę tylnymi drzwiami i od razu biegnę na plażę.
Wiatr uderza mnie w twarz, pali moją skórę, ale nie przejmuję się tym. Biegnę
dalej.
Po kilkuset przebiegniętych metrach czuję, jak coś zaciska mi się w gardle, dławią
mnie łzy. Wydaję z siebie jęk i nerwowo je ocieram.
Nagle się zatrzymuję, bo coś zmusza mnie do odwrócenia się i spojrzenia przed
siebie. I tam go dostrzegam.
Noah.
Rozluźniam ramiona, a on, jakbym wypowiedziała jego imię na głos, odwraca się
i od razu mnie zauważa.
Marszczy brwi i łapie za krawędź pomostu, na którym siedzi ze zwisającymi nad
wodą nogami. Nie rusza się, ale coś mi mówi, że chciałby.
Zanim się orientuję, już jestem przy nim, a on podnosi głowę, żeby na mnie
spojrzeć.
– Nie mam ochoty teraz rozmawiać. – Nie wiem, czemu to mówię, skoro to ja do
niego podeszłam, ale tak wyszło.
Noah kiwa głową, jeszcze mocniej marszcząc czoło.
– Rozmawianie jest przereklamowane.
Chichoczę cicho i pociągam nosem, zauważając nieznaczne drgnięcie jego ust.
Wyciągam do niego rękę.
– Moglibyśmy… razem nie rozmawiać?
Noah wysuwa język i przeciąga nim po wargach. Czuję obarczający mnie ciężar,
gdy tak czekam na jego reakcję, choć nie wiem dlaczego, bo gdy znów kiwa głową,
czuję się tak, jakbym dokładnie wiedziała, jaka będzie jego odpowiedź.
I coś mi mówi, że wiedziałam.

Ari spogląda na mnie z góry z nieznacznym uśmiechem na ustach i wyciąga do


mnie rękę. Ma podkrążone oczy. Gdy tylko ją zobaczyłem, od razu wiedziałem, że jest
smutna, że płakała i że nie jest w nastroju, by o tym mówić. Potrzebuje czasu, żeby
pozbierać myśli, tak samo jak ja.
Więc chwytam ją za rękę.
W momencie, kiedy moja dłoń dotyka jej, mam wrażenie, jakby igła przekłuwała
naszą skórę. Ari podskakuje pod wpływem tego małego wstrząsu.
Śmieje się, więc ja też się uśmiecham i wstaję.
Odwracam się, by patrzeć w tym samym kierunku co ona, i znów łapię ją za rękę.
Z nieśmiałym uśmiechem odwzajemnia uścisk.
Przechyla odrobinę głowę, by móc na mnie spojrzeć, i powoli, bardzo powoli,
ogarnia ją łagodność. Jej oczy wędrują po mojej twarzy, jej palce drżą w mojej dłoni.
Zanim się zorientuje, zanim wzbierze w niej niepokój i odsunie się ode mnie,
zagubiona, jak to robiła za każdym razem, gdy pozwalała sobie zbliżyć się do mnie,
kiwam głową i mówię:
– Przejdźmy więc do tego nierozmawiania, co?
Ari uśmiecha się i prowadzi nas wzdłuż długiego pomostu, ale zamiast iść do
końca, gdzie deski stykają się z piaskiem, zawraca nas w połowie drogi.
Zeskakujemy z niego z boku, niecały metr od ziemi.
Kiedy nasze stopy dotykają piasku, Ari patrzy na mnie, a błysk w jej piwnych
oczach sprawia, że zaciskają mi się wszystkie mięśnie.
Szybko ją puszczam i zanurzam rękę w kieszeni bluzy, a ona robi to samo.
W akompaniamencie samego szumu oceanu prowadzi nas wzdłuż wybrzeża, do
przystani dla łodzi oddalonej o jakieś półtora kilometra.
Pochyla się i zaczyna odwiązywać dwuosobowy rower wodny.
– Powinienem stanąć na czatach?
Posyła mi przez ramię uśmiech, a ja chcę rzucić się przed nią na kolana.
– To rower Lolli, nie będzie miała nic przeciwko temu.
Kiwam głową i podchodzę bliżej, kiedy Ari wskakuje do łódki, choć nie potrzebuje
mojej pomocy.
Robiła to już milion razy.
Wskakuję za nią i wypływamy na otwarty ocean, cały czas trzymając się blisko
lądu.
Po dobrej godzinie, kiedy już drugi raz mijamy jej dom na plaży, przestaje
pedałować, osuwa się na podłogę, kładzie nogi na burcie i opiera głowę o siedzenie.
Wpatruje się w zachmurzone niebo, a ja do niej dołączam.
– Chciałeś kiedyś pojechać w jakieś nieznane miejsce i zacząć całkiem nowe życie?
Powiedzieć wszystkim, że masz na imię John, jesteś stolarzem bez rodziny
i przeprowadziłeś się, bo po prostu miałeś ochotę?
– Nie.
Na tę natychmiastową, beznamiętną odpowiedź od razu odwraca głowę w moim
kierunku.
– Powiedziałbym wszystkim, że nazywam się McLovin.
Ari śmieje się tak, że aż się trzęsie, a kiedy znów spogląda w niebo, wzdycha.
– Uwielbiam ten film.
Wiem.
Ogarnia ją smutek, więc czekam.
Po chwili zamyka oczy, a kiedy znów je otwiera, skupia się na żółtym lakierze do
paznokci, który zdziera teraz z kciuka.
– Byłam dzisiaj na wizycie u lekarza, wiesz, żeby sprawdzić, co ze mną po
wypadku.
Wiedziałem o tym. To dlatego tu przyszedłem, w jedyne miejsce, w którym
mogłem poczuć, że jestem blisko niej, mimo że nie byłem.
Powinienem był być tam z nią, siedzieć w poczekalni, żeby móc złapać ją za rękę
i przytulić, gdy wyjdzie z gabinetu, cieszyć się razem z nią albo ją pocieszać.
Czuję, jak coś zaciska mi się w żołądku.
– Lekarze… yyy… uważają, że blokuję swoje wspomnienia; mówią, że czasem
ludzie, którzy… mają poważną depresję, tak robią. – Do jej oczu napływają łzy i kręci
głową. – Skąd mam wiedzieć, że to mój problem, skoro nawet nie pamiętam, czy
rzeczywiście miałam depresję?
Próbuję zatrzymać w sobie drżące westchnienie, które utknęło w mojej piersi. Ból
w jej głosie to dla mnie, kurwa, zbyt wiele. Jej ciałem wstrząsa cichy płacz
i zawstydzona, odwraca wzrok.
Łamie się przy mnie, a ja nie mogę tego znieść. Nie mogę tego zrobić.
Chce sama się o wszystkim dowiedzieć, ale musi mieć coś, czego może się chwycić.
Musi wiedzieć, że wszystko było w porządku. Że wszystko będzie w porządku.
Wierzchem dłoni dotykam jej brody, a kiedy mój kciuk opada między jej
policzkiem a dolną wargą, otwiera usta z cichym westchnieniem i spogląda mi w oczy,
zanim jeszcze zdążę się do niej odwrócić.
W jej oczach maluje się niema prośba, ale moja ukochana nawet nie ma pojęcia,
o co prosi.
Podświadomie jej serce i umysł wiedzą, że jestem przy niej i umieram z pragnienia,
by ukoić jej ból, dodać jej otuchy i wesprzeć we wszystkim. Zawsze.
Na zawsze.
Ari bierze głęboki wdech, a ja posyłam jej lekki, łagodny uśmiech.
– Byłaś zraniona i czułaś, że to najgorsza rzecz, jaką można sobie wyobrazić.
Jej usta drżą, ale nie ośmiela się odwrócić wzroku.
– Dużo płakałaś, chowałaś się i udawałaś, że nie jest tak źle, jak rzeczywiście było,
ale powoli… – Przełykam ślinę. – Bardzo powoli do twoich oczu zaczęło powracać
światło.
Zaczyna mrugać wolniej, a jej łzy spływają na moją skórę.
– Dlaczego mam poczucie, że ty mi w tym pomogłeś? – szepcze.
Zmuszam się do opuszczenia dłoni i chciałbym, żeby moje oczy podążyły za nią.
– Pomogłeś? – powtarza.
Wiem, że sama chce sobie wszystko przypomnieć, ale już zawaliłem
z wyjawieniem jej tego, co właśnie powiedziałem. Teraz chce wiedzieć więcej.
Chociaż odrobinę.
Obiecałem, że już nigdy jej nie odmówię, więc tego nie zrobię.
Chrząkam i odpowiadam najlepiej, jak potrafię:
– Mam nadzieję, że tak.
Z niespiesznym uśmiechem odwraca się w stronę wody, mrucząc:
– Myślę, że pomogłeś.
A ja myślę, że cię tracę…
ROZDZIAŁ 46

Na ścianach wiszą białe migoczące światełka, a wokół nich rozwieszono zwiewne


niebieskie kurtyny, co stworzyło senną, zimową atmosferę. W rogach i z przodu stoją
wielkie filary, a na małej scenie ustawiono stół pełen nagród i statuetek.
Mężczyźni ubrani są w eleganckie garnitury, a kobiety w lśniące suknie. Tylko
sztab trenerski zdecydował się na swoje zwyczajne stroje.
W tle leci łagodna muzyka, a poczęstunek to eleganckie finger food z kuchni całego
świata.
Kiedy stoły są już posprzątane po kolacji, osoby z opaskami na nadgarstkach
dostają szampana, a pozostali – cydr. Główny trener wchodzi na scenę, stuka
w mikrofon i wita wszystkich na dziewięćdziesiątej dorocznej gali zimowej.
– Nierzadko zdarza się mieć dobry zespół i przyzwoity sezon. Jestem tu od
dwudziestu dwóch lat i nie pamiętam żadnego, o którym nie mógłbym tego
powiedzieć. Ale jest różnica pomiędzy „dobrym” a „doskonałym”, a w tym roku,
chłopcy, drużyna futbolowa Avix University Sharks była zajebiście doskonała.
Sala wybucha okrzykami radości, z których najgłośniejsze są wrzaski Brady’ego.
Mężczyzna mówi dalej o swojej drużynie, chwali ją jako zespół i opowiada
o problemach tym, którzy o nich nie słyszeli, a potem milknie na chwilę. Chwyta
krawędź małego podium, przed którym stoi, i kiwa głową z uśmiechem.
– Wiecie, jako trener robię, co mogę, najlepiej, jak potrafię, ale wiem, że wielu
z moich chłopaków codziennie przeklina mnie w myślach. Trener to tylko trener. –
Znów kiwa głową. – Jednak prawdziwym bohaterem sukcesu tego sezonu był nasz
kapitan.
Ludzie gwiżdżą i coś ściska mi się w żołądku. Nieświadomie pochylam się do
przodu.
– Niestety Noah Riley nie jest dziś obecny. Gdyby tu był, chciałbym przekazać mu
swoje słowa uznania. Poprowadził drużynę złożoną w jednej trzeciej z debiutantów aż
do play-offów. I to w roku, kiedy wszyscy spodziewali się, że będziemy najgorsi
w naszej lidze. Wziął wielu z was pod swoje skrzydła i choć możecie o tym
nie wiedzieć, bo Noah oczywiście nigdy nie powiedział na ten temat ani słowa, ten
młody człowiek zmienił cały swój plan zajęć, aby być przy was, szkolić was i wspierać
każdego, kto o to poprosił. Sprawił, że staliśmy się rodziną.
Czuję, że zaczynają piec mnie oczy.
– Z tego właśnie powodu został on jednomyślnie, na podstawie głosów wszystkich
trzydziestu dziewięciu członków drużyny, wybrany na najlepszego zawodnika tego
sezonu. Chciałbym zaprosić na scenę Treya Donovana, by odebrał nagrodę w imieniu
Noah.
Sala wybucha wiwatami, a Cameron, jego osoba towarzysząca, krzyczy głośno tuż
przy mnie.
Trey podciąga lekko mankiety, więc kilku chłopaków gwiżdże za nim, a ten posyła
im złośliwy uśmieszek.
– Ej, wy, mam dziewczynę, która jest raczej zazdrosna – żartuje, a ja radośnie
trącam Cameron.
Trey chrząka, unosi małą statuetkę i jej się przygląda.
– Noah jest moim najlepszym przyjacielem już od trzech lat i wiem, że za
trzydzieści lat będę mógł powiedzieć to samo.
– Ej – szepcze Chase, a ja niechętnie spoglądam w jego stronę. – Chcesz pójść po
coś do picia? Mój kumpel obsługuje bar.
Kręcę głową i odwracam się do sceny, na której Trey mówi dalej:
– Nie ma człowieka, który pracuje ciężej niż on i zasługuje na więcej, niż świat jest
mu w stanie dać. Ja… Ja wiem, że to mnie trener poprosił o odebranie tej nagrody, ale
jest tu ktoś jeszcze, kogo chciałbym zaprosić do zrobienia tego za mnie.
Trey zerka na siedzącą za mną Cameron. Marszczę brwi, kiedy zdejmuje mikrofon
ze statywu, schodzi ze sceny i idzie prosto w jej stronę.
– Arianna Johnson – mówi do mikrofonu, a ja aż się prostuję. Trey się uśmiecha. –
Przyjaciółko mojego motylka, pewnie teraz myślisz, że oszalałem. Może trochę tak,
więc spoko.
Stoi już przede mną, a ja zerkam na Cameron, kiedy on pada na jedno kolano,
puszcza do mnie oko i pyta:
– Czy przyjmiesz to w imieniu naszego Noah?
– Och! – Otwieram usta, ale wydostaje się z nich tylko nerwowe westchnięcie.
Wszystkie oczy zwrócone są na mnie.
– No, proszę. – Patrzy na mnie błagalnym wzrokiem słodkiego szczeniaka.
Podnoszę ręce i wzruszam ramionami.
– Jasne. – Śmieję się i odbieram od niego statuetkę.
Wszyscy wiwatują, a Trey chichocze, wracając na scenę, by oddać mikrofon
trenerowi, który wręcza jeszcze kilka nagród. Brady jest jedynym zawodnikiem
z pierwszego roku, który zostaje wyróżniony. Po tym światła przygasają, a muzyka
staje się nieco głośniejsza.
Chase odwraca się do mnie, wyciąga rękę i wskazuje głową w kierunku parkietu.
– Jeszcze nikt nie tańczy.
– No i co? – Uśmiecha się szeroko. – Zamierzam z tobą zatańczyć i nie chcę czekać.
Ciepło rozchodzi się po całym moim ciele i wstaję. Chase uśmiecha się jeszcze
szerzej, gdy łapie mnie za rękę i prowadzi na sam środek parkietu.
Obraca mnie i sprawia, że się śmieję, a na moich policzkach pojawia się rumieniec.
Rozglądam się dookoła i zauważam kilka par oczu wpatrujących się w nas mniej
przyjaźnie, niżbym oczekiwała. Spinam się odrobinę, ale Chase kręci głową.
Pochyla się do mnie, przyciska swój policzek do mojej twarzy i szepcze:
– Nie zwracaj na nich uwagi.
Odsuwa się, lewą dłonią przeciągając po moim ciele, a prawą splatając z moją tuż
przy swoim boku. Jego łagodne zielone oczy wpatrują się w moje, gdy przyciska usta
do mojej dłoni.
– Jesteś piękna, Arianno. Taka piękna. – Jego głos jest jeszcze niższy niż zawsze,
a na ten dźwięk coś ściska mi się w piersi.
Kilka innych par dołącza do nas na parkiecie, ale ich nie zauważam.
Skupiam się na mężczyźnie przed sobą.
– Marzyłam o tym – przyznaję. – O tańczeniu z tobą, o byciu tak blisko…
Chase opiera czoło o moje, a ja zamykam oczy.
– Myślałem tylko o tym – mówi mi. – Nie wiedziałem, czy jeszcze kiedyś będę mieć
na to szansę. Byłem głupi, ale już nigdy więcej. Wybrałbym ciebie spośród wszystkich
innych, Ari. Bez względu na wszystko. Wybrałbym ciebie.
Czuję, jak coś zaciska mi się w żołądku, i chowam twarz w jego szyi, wdychając
jego zapach.
Jest słodko-ostry, trudny do opisania.
Gdzie ten zapach drzewa cedrowego i szałwii, gdzie miętowa bryza?
Otwieram usta i marszczę brwi, ale wtedy Chase puszcza moją rękę i kładzie
miękką dłoń na moim policzku.
Gdzie ta szorstkość, ta rozpalona skóra?
Odsuwam się lekko i patrzymy sobie w oczy.
– Ari – szepcze, przysuwając się bliżej, i coś ściska mi się w piersi.
Nie umiem określić, czy to z powodu oczekiwania, czy z powodu obawy.
To dezorientujące i bolesne, ale może to ból tęsknoty za nim?
Za nami.
Za czymś więcej.
Więc kiedy spogląda na moje usta, unoszę podbródek w geście zaproszenia.
Chase przyciska wargi do moich, a ja zamykam oczy.
Serce bije mi w piersi, a on przysuwa się jeszcze bliżej, zanurzając dłoń w moich
włosach.
Wtedy wyrywa się ze mnie szloch i się odsuwam. Zanim zdążę spojrzeć mu w oczy,
zanim uda mi się cokolwiek powiedzieć, mój brat jest już przy mnie.
Mason staje między nami, przyciąga mnie do siebie, a ja kładę głowę na jego piersi.
Osłania mnie przed wszystkimi na parkiecie. Zaciskam dłonie na jego marynarce, a on
powoli mnie kołysze.
– Już dobrze, kochanie – szepcze ochryple, całując moje włosy. – Już dobrze.
– Nie wiem, co jest ze mną nie tak. Nie wiem, dlaczego płaczę. – Drżę, a on mocniej
mnie do siebie przytula. – Myślę, że to po prostu przytłaczające, wiesz? Czekałam na
to tak długo.
Mason wzdycha.
– Tak, wiem.
Bolesna frustracja, którą słyszę w jego głosie, sprawia, że podnoszę głowę. Patrzę
mu w oczy.
– Co?
– Nic.
– Mason, co jest? – mówię błagalnie. – O co chodzi?
Mój brat spuszcza wzrok i kręci głową.
– Naprawdę trudno się wycofać i pozwalać ci prowadzić. Przeraża mnie to, to
wszystko.
– To nie wszystko i dobrze o tym wiesz. – Zatrzymujemy się. – Przeszkadza ci to, że
widzisz mnie z nim?
– Nie w ten sposób, do jakiego przywykłaś.
– Nie mam pojęcia, co to znaczy.
– Wiem, ale nie pozwolisz mi wyjaśnić. – Podnosi dłoń i ociera łzę spod mojego
oka, a potem pokazuje mi ciemną plamę na swojej opuszce. – W porządku. Tylko
obiecaj mi, że będziesz… działać powoli. Przemyśl wszystko, zanim… cokolwiek się
wydarzy.
Rumienię się, kiwam głową i śmieję się cicho.
– Chyba powinnam pójść go poszukać, żeby nie pomyślał, że jestem walnięta.
– Wie, że nie jesteś. – Mason krzywi się i mnie puszcza. – Idź.
Biorę głęboki wdech, kiwam głową i odwracam się na piętach.
Ku mojemu zaskoczeniu Chase stoi niedaleko i nie jest speszony. Czeka na mnie
kilka metrów dalej z kieliszkami szampana w dłoniach.
Przygryzam wargę, podchodzę do niego i przyjmuję kieliszek. Chase bez słowa
łapie mnie za rękę i prowadzi do naszego stolika.
– Dziękuję, że tu dzisiaj ze mną przyszłaś. – Przesuwa dłonią po moim ramieniu. –
To nie powinien być nasz pierwszy taniec. Powinienem był zabrać cię na pierwszą
imprezę w tym semestrze, a potem na każdą kolejną. Już dawno powinienem był
pokazać ci, jak jesteś dla mnie ważna, i chcę ci to wynagrodzić – mówi cicho i składa
miękki pocałunek na moim ramieniu. – Pozwól mi zabrać cię gdzieś w ten weekend.
Tylko we dwoje.
– Chasie Harper, czy ty zapraszasz mnie na randkę?
Ogarnia go zawstydzenie, ale kiwa głową.
– Tak, zapraszam. Więc co na to powiesz? Wyjdziesz ze mną?
Czuję ucisk w żołądku i kiwam głową, co sprawia, że na twarzy Chase’a pojawia się
uśmiech zwycięstwa. Rozsiadamy się wygodnie i po prostu słuchamy muzyki.
Kiedy rozglądam się i widzę wszystkie te uśmiechnięte twarze, na mojej także
pojawia się uśmiech.
I po raz pierwszy od dłuższego czasu zaczyna we mnie błyszczeć iskierka nadziei.
To wydaje się słuszne.
Więc dlaczego czuję, że siedzenie z podniesioną głową wymaga ode mnie tyle wysiłku?

Później tej nocy, kiedy wracamy do domu, szukam Noah, żeby pokazać mu
nagrodę, którą dostał, ale nigdzie nie mogę go znaleźć. Ustawiam więc statuetkę na
swojej komodzie i rozbieram się, żeby pójść do łazienki.
Uśmiecham się szeroko, kiedy wchodzę pod ciepły prysznic i odtwarzam w głowie
wydarzenia minionego wieczoru. Z nadzieją myślę o kolejnym dniu, ale gdy tylko
narasta we mnie podekscytowanie, coś skręca mi się w brzuchu. Skręca się, dopóki nie
sprawia bólu, i nagle nie mogę złapać oddechu.
Razem z wodą spływa spokój, który czułam zaledwie chwilę temu, spływa do
kanału i zabiera mnie tam ze sobą. Zanim się orientuję, że się poruszyłam, siedzę już
wciśnięta w kąt, z głową między ciasno zwartymi kolanami.
Zaczynam płakać.
Na początku są to pozbawione emocji, dezorientujące mnie łzy, ale powoli do
głosu dochodzi ból.
Wkrada się wstyd.
A poczucie winy jest już nie do zniesienia.
Od tygodni, jak powiedziałam lekarzowi, niemo krzyczę, chcąc przypomnieć sobie
to, co zapomniałam; zablokowałam to wszystko, co wiedziałam, ponieważ byłam
świadoma, że to zbyt bolesne, a nawet to, czego nie wiedziałam, a rozpaczliwie tego
pragnęłam.
Więc odpychałam od siebie wszystko, co dobre, złe, smutne.
Co cenne.
Wyrywa się ze mnie szloch i mu się poddaję.
Pozwalam mu, by mnie wyniszczał.
Sama w kącie prysznica opłakuję to wszystko, co tak usilnie próbowałam wyrzucić
ze swojego umysłu, a mimo to odczuwałam ból.
Opłakuję dziecko, które straciłam, a o którym nawet nie potrafię myśleć, bo
poczucie straty, zagubienie, cierpienie z tym związane są nie do zniesienia.
Wyniszczają mnie.
Bycie mamą to coś, czego pragnę najbardziej na świecie, a teraz jestem tu, gdzie
jestem, zbyt słaba, by nawet myśleć o maleńkim życiu, którego już nie ma.
Drzwi otwierają się z hukiem i pojawiają się w nich szeroko otwarte oczy Cam.
– Och, kochana…
Bierze ręcznik z blatu, szybko zakręca wodę, pada przy mnie na kolana, okrywa
mnie i przytula.
– Nie wiem, co jest ze mną nie tak. Dzisiaj tak dobrze się bawiłam, ale… –
Przerywam, zanosząc się zduszonym łkaniem.
– Ale co?
– Nie wiem! – krzyczę. – Nie wiem, co jest po „ale”, ale to czuję. Ciągle. To mnie
prześladuje. Na każdym kroku pojawia się „ale”.
Coś mnie rani, a ona tego nie rozumie.
Nikt nie rozumie.
Nawet ja sama.
Wzbiera we mnie przytłaczające poczucie nienawiści do samej siebie.
– Od tygodni nie pozwalałam sobie myśleć o tym, co straciłam, Cameron.
Odepchnęłam od siebie tę jedyną rzecz, której byłam pewna. Kto tak robi?! – Łzy
spływają mi po twarzy. – Kto odpycha od siebie tak cenne wspomnienie?
Nie mówiłam ani nie pozwalałam na nawet najmniejszy ślad pamięci o dziecku,
które we mnie rosło. O moim dziecku.
To tak trudne, że nawet nie mogę się zmusić, by zbliżyć się do Payton.
– To boli, Cam. Moje wnętrzności dosłownie się rozpadają, kiedy o nim myślę –
wyznaję. – Sądzę, że to byłby chłopiec. Nie wiem czemu. – Kręcę głową. – Ale za
każdym razem, kiedy dotykam swojego brzucha albo przypadkowo o nim pomyślę,
czuję się, jakbym miała atak serca.
– To normalne, Ari – mruczy Cam.
Śmieję się gorzko i wycieram nos.
– Nie, to nie jest normalne. Po prostu nie wiesz, co powiedzieć.
– To jest normalne, że…
– Nie, nie jest – warczę, choć nie miałam takiego zamiaru. – Po prostu jestem
żałosna. Kompletnie, kurwa, żałosna.
Panika płonie mi w piersi, która nabrzmiewa, blokując mi dopływ powietrza;
zaczynam się pocić. Czuję się tak, jakby mój mózg zaczął mrugać, widzę poruszające
się obrazy i słowa, każde kolejne bardziej niewyraźne od poprzedniego.
Zaraz zwymiotuję.
– Nie chcę się już przed sobą chować, ale dłużej nie wytrzymam. Czasem mam
ochotę połknąć garść tabletek nasennych z nadzieją, że kiedy się obudzę, wszystko
będzie inne.
– Nie mów tak.
– Tak czuję, Cam. Nie zrobię tego, choć chcę. Jestem bezradna. Czuję się jak
pieprzona oszustka i nie wiem, jak to naprawić.
Mięśnie ze mną wygrywają i moje ciało staje się bezwładne.
Głowa opada na kafelki i mimo że mam otwarte oczy, nic nie widzę.
Wydaje mi się, że krzyczę, ale nie jestem pewna.
Nic nie słyszę.
Głośne uderzenie zmusza mnie do mrugnięcia i zauważam stojącego nade mną
brata.
Jego oczy są szeroko otwarte, a nozdrza rozszerzone. Pochyla się i podnosi mnie
z podłogi. Kiedy się odzywa, jego głos się łamie.
– Chodź, siostrzyczko.
Kładzie mnie na łóżko, a Cameron szybko zarzuca na mnie koc i wyciąga spod
niego ręcznik.
Łzy spływają po mojej twarzy i przemaczają poduszkę, na której leżę.
– Nie dam rady, Mason.
Mój brat mocniej zaciska rękę na mojej dłoni. Patrzy mi długo w oczy i głęboko
oddycha. Zwilża usta, ale nic nie mówi, dopóki nie posyłam mu zachęcającego
uśmiechu.
Wierci się, zdenerwowany, jednak zaraz się prostuje i patrzy mi w oczy.
– Wiem, że jesteś zdezorientowana i załamana tak, że nawet nie potrafię sobie
tego wyobrazić, ale musisz coś wiedzieć. Coś, o czym cholernie boję się mówić,
chociaż to musi zostać powiedziane. – Opiera się o swoje kolana i wolną rękę kładzie
na naszych złączonych dłoniach. – Chcę, żebyś wiedziała, że mimo twojego bólu,
mimo tego, co przeszłaś, jest ktoś, kto cierpi tak samo jak ty, z każdym kolejnym
oddechem coraz bardziej.
Biorę urywany wdech i widzę, jak oczy mojego brata błyszczą.
– I nie ze względu na siebie, tylko na ciebie. – Przenosi wzrok na mój brzuch. – Ze
względu na was o b o j e.
Moje usta drżą.
– Jest?
– Tak, siostrzyczko. – Mruga, a łzy zbierają się przy jego rzęsach. – Jest.
Zaciskam powieki i kiwam głową. Mason powoli się pochyla i całuje mnie w skroń,
a potem puszcza mnie i opiera plecami o ścianę.
Cameron wchodzi do łóżka obok mnie i mi się przygląda.
Powoli mój oddech się uspokaja, a na jej ustach pojawia się łagodny uśmiech.
Z jej oczu płyną łzy, a kiedy podnoszę rękę, żeby je otrzeć, cicho się śmieje.
Zamykam oczy, a chwilę później budzi mnie dźwięk otwieranych i zamykanych
drzwi. Mojego brata już nie ma, ale Cameron śpi twardo przy mnie. Docierają do mnie
szepty z korytarza.
– Powiedz mi, że wszystko z nią w porządku.
– Nie. Wszystko od siebie odsuwa. Załamuje się.
– Wchodzę tam.
– Nie sądzę, żeby to był najlepszy moment.
– Ona jest moja, Mason. Powinienem być tam przy niej. Przypomnieć jej, że jest
silniejsza, niż zdaje sobie sprawę.
Znów odpływam, a moje sny pełne są mrugającego koloru.
Pełne błękitu.
Bezdennego, olśniewającego, oceanicznego, nocnego granatu.
Jego.
Jestem jego.
Kogo?

Wczoraj było ciężko. Ale noc okazała się najgorsza.


Wygląda na to, że jest tylko gorzej.
Budzę się pełen nadziei, a kładę spać słaby i zmartwiony. Ciągle czekam na
moment, kiedy coś się poprawi, ale to się nie dzieje. Każdy kolejny dzień stawia
przede mną górę, na którą muszę się wspiąć, za każdym razem wyższą i bardziej
stromą. Czuję, jakbym był na dole z zerwaną uprzężą i bez liny.
Chociaż nie do końca, bo niewidzialna lina jest owinięta wokół mojej klatki
piersiowej i zaciska się za każdym razem, kiedy patrzę na nią, a ona uśmiecha się
w kierunku mężczyzny, który nie jest mną.
Mama domyśli się, że sytuacja się pogarsza, gdy tylko mnie zobaczy, więc
zatrzymuję się jeszcze w łazience i przemywam twarz wodą, żeby ukryć tego rozbitego
człowieka, którego widzę w lustrze.
Robi mi się odrobinę lżej na sercu, gdy docieram do jej pokoju i widzę, że łóżko jest
podniesione do najwyższej pozycji siedzącej, a ona się uśmiecha.
– Hej, mamo. – Przysuwam się bliżej, a mój uśmiech wydaje mi się trochę obcy.
Zauważam wózek inwalidzki przy łóżku i wtedy podchodzi do mnie Cathy.
– Hej, Noah. – Posyła mi uśmiech i patrzy mi przez chwilę w oczy, zanim skupi się
na mamie. – Ta młoda kobieta tutaj już nie mogła się ciebie doczekać.
Mama radośnie ją poklepuje, a potem robi coś, czego jeszcze nie widziałem –
o własnych siłach przewraca się na bok. Całkowicie samodzielnie.
Podnosi na mnie wzrok, a ja cicho się śmieję.
– No, no, a to co? – Okrążam łóżko, nie mogąc przestać się uśmiechać, podczas gdy
wyciąga do mnie dłoń.
Łapię ją za prawą rękę i pomagam jej, gotowy podtrzymać ją z lewej strony, gdyby
tego potrzebowała, ale ona się odwraca i siada prosto na wózku. Patrzę na nią i prawie
się przełamuję, ale nie chcę niczego zepsuć, więc gryzę się w język.
– Ktoś tu świetnie sobie radzi na rehabilitacji, co?
Mama śmieje się łagodnie.
– Czuję się doskonale, synku.
– To właśnie chciałem usłyszeć. – Wstaję i przytulam ją. – To gdzie idziemy?
– Cathy mówi, że w kawiarni obok są ciasta. Pomyślałam, że moglibyśmy ich
spróbować i sprawdzić, czy są takie jak moje.
– Wątpię. – Śmieję się.
– No cóż, zaraz się przekonamy. Poza tym kawa tutaj smakuje zużytym młynkiem,
więc chętnie spróbowałabym czegoś lepszego.
– Wiesz, że przyniósłbym ci coś, gdybyś tylko powiedziała.
Ucisza mnie machnięciem ręki i poklepuje kółko wózka, więc staję za nią
i chwytam za jego rączki.
– Chciałam iść z tobą. Podobno dekoracje dalej tam stoją.
Posyłam uśmiech Cathy i wychodzimy.
Dwa kawałki ciasta czekoladowego i porzuconą filiżankę kawy później mama
wzdycha, wpatrując się w ogromnego dziadka do orzechów stojącego za wielkimi
oknami. Podąża wzrokiem wzdłuż rozświetlonej girlandy do bałwana trzymającego
świąteczną książkę.
– Pamiętasz ten rok, kiedy spędziliśmy Boże Narodzenie w górach? – Patrzy na
mnie. – Powiedziałeś, że nie chcesz żadnych prezentów, tylko noc w śniegu, więc na
jeden dzień wynajęliśmy domek.
– I wtedy nas zasypało, i musieliśmy zostać tam jedną noc dłużej za darmo.
Mama się śmieje, a na jej twarzy pojawia się spokój.
– Mieliśmy szczęście, prawda?
Odwraca się z powrotem do stolika i dłubiąc w polewie, która została na jej
talerzu, rozgląda się po pomieszczeniu z taką radością, że aż coś zaciska mi się
w gardle.
Tak długo czekałem na to, by zobaczyć ją poza łóżkiem, szczęśliwą, że znów widzi
świat. Jej ciało było na to zbyt słabe. Próbowała, ale przejście na wózek wymagało od
niej tyle energii, że potem była już za bardzo zmęczona, by robić cokolwiek innego,
niż wybrać się na krótki spacer po korytarzach szpitala.
Najtrudniejsze było dla mnie to, że nie wiedziałem, jak się czuje, kiedy jest sama.
Wyobrażam sobie, że czasem wkradają się niezasłużone poczucie winy, które
odczuwała na początku, i fala bezradności. Ale mama wciąż ma w sobie tyle życia;
widzę to, gdy ją odwiedzam. Za każdym razem, gdy wchodzę do jej pokoju, jest matką,
którą znam od zawsze, życzliwą i kochającą, i bezinteresowną.
Dzisiejszy dzień to udowadnia.
Nabiera sił, w jej oczach pojawia się światło, a jej ruchy jeszcze nie są ociężałe,
mimo że siedzimy tu już ponad godzinę.
Potrzebowałem tego.
Mój świat jest strasznie popieprzony, ale teraz, gdy widzę swoją matkę odwróconą
do kobiety przy stoliku obok, gawędzącą o gwiazdach betlejemskich i ich czerwieni,
która jest klasycznym kolorem, dlatego każdy powinien się go trzymać, wszystko
wydaje się w porządku. Po raz pierwszy od wieczności czuję, że mogę oddychać.
Chwilę później czas wracać.
Gdy już jesteśmy w pokoju, zmusza mnie, żebym usiadł, więc zajmuję krzesło obok
jej łóżka.
– Zeszłej nocy miałam sen – szepcze łagodnie. – Była Wigilia, a ty siedziałeś przy
choince z pudełkiem w ręku. Otworzyłeś je i to… – szuka czegoś w kieszeni na piersi –
…było w środku.
Marszczę brwi, kiedy mama kładzie na mojej dłoni ślubną obrączkę.
– Pamiętasz? – pyta.
Kręcę głową i podnoszę ją, przyglądając się małym brylancikom dookoła.
– Znalazłeś ją, gdy miałeś sześć czy siedem lat. Zobaczyłeś sąsiada z wykrywaczem
metalu, a on ci go pożyczył, więc wzięliśmy go na plażę. Chodziliśmy godzinami
i niczego nie znaleźliśmy. Nawet kapsla. Już miałeś się poddać, prawie z płaczem,
kiedy nagle wykrywacz zapiszczał.
Nasuwa mi się niewyraźne wspomnienie, kiedy kładę obrączkę na swojej dłoni
i spoglądam na mamę.
– To obrączka, którą znalazłeś. Zapakowałeś ją i dałeś mi tamtego roku na święta.
– Pamiętam – szepczę, a na moich ustach pojawia się uśmiech. – Płakałaś.
Mama się śmieje.
– To prawda. A potem oddałam ją do czyszczenia i zachowałam dla ciebie. Prawie
o niej zapomniałam, aż do wczoraj.
– Twój sen?
Kiwa głową.
– Tak. Leżała w tym pudełku, a gdy ją z niego wyjmowałeś, trzęsły ci się ręce. Ale
przestały, kiedy wsunąłeś ją na jej palec.
Przełykam ślinę, a w oczach mamy maluje się czułość. Chwyta mnie za rękę i ją
ściska.
– Mamo…
Podnosi dłoń i obejmuje mój policzek. Łzy napływają jej do oczu.
– Jestem z ciebie taka dumna, Noah Riley. Stałeś się mężczyzną, jakim miałam
nadzieję, że będziesz.
Łzy cisną mi się do oczu i zaciskam zęby.
– Miałem kogoś wspaniałego, kto wskazał mi drogę.
– No tak.
Nie umiem ukryć emocji, a ona się uśmiecha.
– Kocham cię, skarbie. Całym sercem. Zawsze.
– Ja też cię kocham.
Mama wzdycha głęboko i poklepuje mój policzek. Pomagam jej wrócić do łóżka.
– To był dobry dzień – szepcze, a w jej głosie słychać zmęczenie.
Wiem, że czas iść.
Wychodzę na chłodne styczniowe powietrze i ignoruję ten moment ulgi, którą
czuję.
Wyjmuję telefon z kieszeni i patrzę na długą listę nieodebranych połączeń. Klikam
w jedno z nich.
Trey odbiera po pierwszym sygnale.
– No, kurwa, on żyje!
Uśmiecham się w stronę nieba.
– Co powiesz na piwo?
– Już jestem przy drzwiach, stary. Widzimy się za dwadzieścia minut?
– Będę.
Wsiadam za kierownicę, opuszczam szyby i włączam głośną muzykę.
Czując się najlżej od długiego czasu, jadę w kierunku kampusu.
ROZDZIAŁ 47

Chase zrywa się z przedniego siedzenia, obiega maskę i dociera do moich drzwi,
kiedy je otwieram.
Wbija we mnie zwycięski uśmiech i wyciąga do mnie rękę.
– Wiesz – przysuwam się do krawędzi i wkładam dłoń w jego – wyskakiwałam
z tego siedzenia już kilka razy.
– Och, wiem o tym. – Łapie mnie za drugą rękę i wtedy zeskakuję na ziemię, a on
splata nasze palce i przyciąga mnie bliżej. – Ale dzisiaj jest trochę inaczej.
– Tak? A to dlaczego? – Udaję, że nie wiem.
– Bo wcześniej byłaś tu jako moja przyjaciółka.
Czuję, jak wewnątrz mnie przeskakują iskry.
– A dzisiaj?
– A dzisiaj jesteśmy na randce – szepcze, a ja spinam łydki. – I chciałbym
pocałować swoją dziewczynę na dobranoc, zanim tam wejdziemy i już nie będę mieć
okazji.
Śmieję się cicho, chcąc odpowiedzieć, ale coś ponad jego ramieniem przykuwa
moją uwagę, więc delikatnie przesuwam go na bok.
Mason, Brady i Cameron wyszli właśnie z domu i ogarnia mnie niepokój.
Mój wzrok prześlizguje się po nich jeszcze raz i zauważam, kogo brakuje. Tej samej
osoby, której szukałam i nie znalazłam od czterech dni, od dnia gali. Powiedzieli mi,
że wrócił tamtej nocy, ale wyjechał wczesnym rankiem.
Noah.
Napięcie opada na moje ramiona.
Cameron wykręca przed sobą nadgarstki, otwiera usta, ale zaraz zakrywa je dłonią
i kręci głową. Wbija wzrok w ziemię i odsuwa się na bok, a ja patrzę w stronę drzwi
wejściowych.
Łagodne spojrzenie napotyka moje.
– Cześć, Ari.
– Paige. – Marszczę czoło, a mój żołądek się kurczy. – Gdzie Noah?
Otwiera szerzej oczy i się jąka…
– Umm, on… on… – Milknie, podchodzi do mnie i łapie mnie za ręce. Do oczu
napływają jej łzy, a ja zaciskam mocniej zęby.
– Paige… – Czuję, jak krew w moich żyłach zaczyna płynąć wolniej. – Wszystko
z nim w porządku?
Jej usta drżą i kręci głową, a z jej oczu zaczynają płynąć łzy.
Coś we mnie pęka, moje policzki robią się czerwone i wybucham szlochem. Nagle
nie umiem oddychać i wszystko zamazuje mi się przed oczami. Nawet nie zdaję sobie
sprawy, że cała się trzęsę, dopóki dłonie mojego brata nie obejmują od tyłu moich
przedramion, podtrzymując mnie. Odwracam się do niego, a on coś szepcze, ale jego
słowa są stłumione.
Miękkie dłonie chwytają moje i odwracam wzrok.
Na ustach Paige pojawia się niepewny uśmiech.
– Czy mogę ci opowiedzieć, co się stało?

Cicho wysiadam z tahoe Masona i odwracam się, by spojrzeć na długi rząd aut
wjeżdżających na parking. W każdym z nich siedzi trzech albo czterech zawodników
drużyny Avix Sharks. Wychodzą z samochodów po kolei, z ponurymi minami dołączają
do nas na chodniku.
Do oczu napływają mi łzy. Kiwam głową, kiedy podchodzi do nas jego trener
i krótko ściska moje ramię, jakby rozumiał mój ból, kiedy tak naprawdę ja sama
dopiero próbuję go pojąć.
Kiedy wszystkie samochody stoją już zaparkowane, Mason, Cameron, Brady, Chase
i ja prowadzimy całą grupę na tył, gdzie zaraz ma zacząć się ceremonia.
Nie wiem, czy to jest to, czego chciałby Noah, ale tak mi się wydaje. Mam
wrażenie, że to jest właściwe.
Gdy wychodzimy zza rogu, naszym oczom ukazują się Trey i Paige, oboje siedzący
w jedynym rzędzie krzeseł, które tu ustawiono. Kapłan stoi przed nimi z Biblią
w dłoni. Podnosi wzrok i gdy zauważa wchodzącą dużą grupę ludzi, na jego ustach
pojawia się nieznaczny uśmiech.
Dopiero kiedy wchodzimy na polanę i widzimy staw i ogród, dostrzegam ciało.
Drżąc, schodzę wąską ścieżką i ze łzami cisnącymi się do oczu zajmuję ostatnie
wolne miejsce.
Cała się trzęsę, kiedy patrzę na jego zamknięte oczy i kładę dłoń na jego złożonych
dłoniach.
– Tak mi przykro, Noah – mówię łamiącym się głosem.
Jego ciało się napina i Noah odwraca wzrok, by na mnie spojrzeć.
Na jego twarzy przez krótką chwilę maluje się zdumienie, a potem, drżąc, głośno
wydycha powietrze.
Jego pusty wzrok zachodzi mgłą. Lewą ręką obejmuje nasze wciąż splecione
dłonie. Zaciska ją na nich, a wtedy każdy jego mięsień zdaje się rozluźniony.
Jednocześnie ciężar na moich ramionach zwielokrotnia się, kiedy na niego patrzę.
Jest smutny, zraniony i chyba na jego twarzy odcisnęła się trudna walka ze złością.
Nie widziałam go od wielu dni i wiem, że w tym czasie prawie nie spał.
Jest wykończony, zniszczony.
Ja też bym była, gdybym straciła mamę.
Drużyna zaczyna ustawiać się za nami, a Noah, marszcząc brwi, niechętnie
odwraca ode mnie wzrok i kieruje go w stronę rosnącego tłumu.
Zaciska zęby i kiwa głową, niemo dziękując tym, których ma w zasięgu wzroku.
Znów odwraca się do mnie i prawie traci nad sobą panowanie. Wdzięczność sączy się
z każdego pora jego skóry.
– Pomyślałam, że przyda ci się wsparcie.
Przełyka ślinę, nie ufając swojemu głosowi. Unosi dłoń, przesuwa nią po moim
policzku i odgarnia mi włosy za ucho. To najbardziej kojące i uspokajające uczucie.
Nawet nie zdaję sobie sprawy, że zamknęłam oczy, dopóki znów ich nie otwieram,
a wtedy zauważam jego dłoń znów zaciśniętą na mojej.
Dostrzegam ponad jego ramieniem skinienie głowy Paige i jej delikatny uśmiech,
kiedy odwraca się do przodu.
Chwilę później zapada cisza, a mężczyzna przed nami czyta mowę na cześć
kobiety, która dała światu Noah Rileya.
Jaką musiała być niesamowitą kobietą.
Kilka godzin później stoimy na parkingu i patrzymy na ostatni odjeżdżający
samochód z członkami drużyny, który trąbi przy wyjeździe.
Mason odwraca się do Noah i przytula go po bratersku. Kiedy się cofa, zerka na
mnie.
– Wracasz z nami?
Spoglądam na Noah.
– Moi rodzice są u nas i przygotowują jedzenie, rozpalili ognisko. Trey i Paige są
zaproszeni.
Noah marszczy brwi.
– Wracasz do domu? – Nie zamierzałam szeptać. – To znaczy: wróć. Proszę. Nie
powinieneś być sam.
Noah kiwa głową, odwraca wzrok i znów na mnie patrzy.
Z jakiegoś powodu przysuwam się bliżej i unoszę głowę, żeby na niego spojrzeć.
– Nie chcę, żebyś był sam, Noah. Proszę, pojedź z nami.
Choć w jego spojrzeniu płonie strata, a z głębi błękitnych oczu słychać tęskne
krzyki, warga Noah drga. Przenosi wzrok na moją dłoń, więc łapię go za rękę. Coś
ściska mi się w żołądku, a on delikatnie przechyla głowę.
– Jedź ze mną. – Ściska moją dłoń.
A ja odwzajemniam uścisk.

Wszyscy wokół mnie rozmawiają z napojami w dłoniach i brzuchami pełnymi


najlepszego jedzenia mojej mamy. Mason zaprosił kilku chłopaków, z którymi, jak
powiedział, Noah blisko współpracował jako mentor, a także paru, z którymi
kolegował się w czasie czterech lat spędzonych na Avix.
Nie mogę uwierzyć, że jest już na ostatnim roku. To jego ostatnie chwile życia
w koledżu, a jego mama nie będzie mogła zobaczyć, kim stanie się później, cokolwiek
miałoby to być.
Jest teraz całkiem sam. Musi odczuwać taką pustkę…
Sztywnieję i spuszczam wzrok na kolana.
Jest całkiem sam…
Noah nie ma innej rodziny.
Gwałtownie podnoszę głowę i gdy się mu przyglądam, nasila się we mnie ból.
Noah siedzi kilka metrów ode mnie i patrzy w nicość, a Paige, zajmująca miejsce
u jego boku, wspiera go.
Mój umysł nie chce się zatrzymać, choć to dziwne, bo czuję, jakby był całkowicie
pusty, jakby nic przez niego nie przepływało. A mimo to stoję tu, wykończony
wyścigiem, którego nawet nie pamiętam.
Dzisiejszy dzień to dla mnie zbyt wiele, a wygląda na to, że staje się to motywem
przewodnim mojego życia.
Poniedziałek wystawia mnie na próbę, wtorek jest jeszcze gorszy, a wtedy
nadchodzi środa i pokazuje dwóm poprzednim środkowy palec. Czwartek wyrządza
kolejne szkody, a piątek jebie mnie z każdej strony i prowadzi do weekendu, który
tylko czeka, żeby powiedzieć „potrzymaj mi piwo”. To niekończąca się lina, która
rozdziera moje kończyny przy każdej próbie wspięcia się na górę.
Nie mam siły ani energii.
Nie masz nic, Noah.
Opuszczam brodę na pierś.
– Domyślam się odpowiedzi, ale i tak zapytam: chcesz o tym pogadać? – mówi
Paige łagodnie, w jej głosie słychać wahanie, ale i czułość.
Kręcę przecząco głową i zmuszam się, by na nią spojrzeć.
Paige siedzi odwrócona bokiem jedno krzesło dalej, żeby móc na mnie patrzeć,
a w dłoni trzyma kubek gorącej herbaty. Uśmiecha się i opiera głowę o siedzenie,
przyglądając mi się.
Ma czerwony nos i zaciska usta, walcząc z napływającymi jej do oczu łzami.
Chciałbym odwrócić wzrok. Nie chcę współczucia i nie podoba mi się, że to, jak się
czuję, wpływa na ludzi wokół mnie. Nie chcę, żeby ktokolwiek był przeze mnie
smutny.
Nie chcę, żeby ktokolwiek czuł to, co ja czuję.
Całkowitą bezbronność.
– Paige. – Wyciągam do niej rękę i kładę na jej kolanie, a ona łka, pociągając
nosem.
Jej oczy wędrują poza mnie, a jej klatka piersiowa unosi się, kiedy jej wzrok znów
do mnie powraca.
– Przypomniała sobie cokolwiek?
Marszczę brwi i znowu patrzę przed siebie.
– Nie bardzo. – Myślę o tym, że wspomniała o spotkaniu organizacyjnym, i o jej
zachowaniu w kuchni. – Nic, co by sobie uświadomiła albo co wywołałoby kolejne
wspomnienia, przynajmniej z tego, co mi mówiła.
– Zawołała mnie po imieniu.
Gwałtownie odwracam się w stronę Paige, a ona kiwa głową.
– Nie zdążyłam jej nawet powiedzieć, kim jestem. Zobaczyła mnie i zawołała po
imieniu.
Coś przewraca mi się w żołądku.
– Co powiedziała?
– Zapytała o ciebie.
Nadzieja przeszywa moją pierś, ale znika z tym samym oddechem.
Teraz to nie jest takie proste.
Nie ma gwarancji, że Ari sobie przypomni.
Chase trzyma rękę na pulsie i wystarczy, że ona ją chwyci.
Coś mi podpowiada, że jest już tego bliska.
To jest w jej oczach, ten błysk, który był przeznaczony tylko dla mnie, zanim
wszechświat postanowił mi go ukraść.
Jest wątły, ale tam jest, i rośnie z każdym kolejnym dniem.
Już kiedy ją spotkałem, wiedziałem, że nie może być moja, tak samo jak
wiedziałem, że kiedy spadnę, droga na szczyt będzie jeszcze bardziej wyboista, jeśli to
w ogóle możliwe. Ale nawet wiedza, jak to się może skończyć, nie wystarczyła, bym
zawrócił.
Ścieżkę do skrzyżowania tych dróg pokonałbym dziesięć razy, bez względu na to,
dokąd by prowadziła, ponieważ kochanie Arianny Johnson jest warte każdego ryzyka.
Bycie przez nią kochanym jest bezcenne.
Ten czas był warty tej udręki.
Zwłaszcza kiedy byłem zmuszony stanąć oko w oko z tym, czemu próbowałem
zaprzeczać, możliwością, o której wcześniej nie pomyślałem.
Zakochanie się we mnie nie oznaczało, że ona przestała go kochać.
Oznaczało, że kocha nas obu.
Chcę, żeby mnie kochała bardziej.
Obracając w palcach obrączkę od mamy, którą mam w kieszeni, zamykam oczy
i przypominam sobie uśmiech na jej twarzy tamtego dnia. Wtedy nawet nie kliknęło,
tak jak powinno.
To był jej ostatni słoneczny dzień.
Ostatni raz, kiedy jej dusza rozświetliła ten okrutny świat, zanim ją zabrał. Zabrał
ją ode mnie.
Mówi się, że ten dzień przychodzi, gdy pogodzisz się z końcem swojego życia; to
ostatni przypływ energii i możliwość śmiania się z tymi, których kochasz, wyglądający
jak fałszywa nadzieja.
Kiedy moja matka umierała, kochała tylko dwie osoby. Jedną byłem ja, a drugą
dziewczyna, która jej nie pamięta.
Jak mogła pogodzić się z końcem, skoro nie wiedziała, dokąd on prowadzi?
Ogarnia mnie wstyd na tę myśl, więc odmawiam cichą modlitwę, dziękując
każdemu, kto mnie wysłucha, za sen, który otrzymała, zanim nadszedł jej czas.
Ujrzała mnie szczęśliwego i to było jedyne, czego kiedykolwiek pragnęła na tym
świecie.
Szczęścia swojego syna.
Zrobię, co tylko mogę, żeby ci je dać, mamo. Znajdę je.
Gdzieś je znajdę.
Paige kładzie rękę na moim ramieniu, a ja na oślep sięgam po nią, przyjmując
darowane mi ciepło, gdy wewnątrz ogarnia mnie chłód i nie wiem, jak go zatrzymać.
Jakaś druga ręka dotyka mojego kolana. Podnoszę wzrok i widzę życzliwe
spojrzenie pani Johnson.
– Wszyscy wyszli na zewnątrz – szepcze i głaszcze mnie po policzku tak samo, jak
robiła to moja mama, i coś się we mnie uspokaja.
Kiwam głową, a ona się prostuje. Patrzę, jak podchodzi do Ari i siada na krześle za
nią. Ari, która patrzy prosto na mnie, nie odwraca wzroku, kiedy wstaję.
Chrząkam, zwracając na siebie uwagę zgromadzonych. Wszyscy milkną.
– Ja… yyy… – Znów chrząkam, nie umiejąc się odnaleźć i nie wiedząc, co tak
naprawdę chcę powiedzieć. Żałuję, że nie zapytałem pani Johnson, kiedy jest
najlepszy moment, żeby przemówić, ale gdy podnoszę wzrok i spoglądam
w najłagodniejszą, najbardziej idealną parę piwnych oczu, słowa same mnie
znajdują. – Obudziłem się dziś o świcie. Słońce jeszcze nie wzeszło, a mgła była tak
gęsta, że nie było nic widać. Wiedziałem, że czeka mnie koszmar, i nie byłem pewny,
jak dotrwam do zmroku, ale wtedy pojawiliście się wy – mówię, patrząc prosto w oczy
Ari i obserwując, jak błyszczące się stają, po czym znów odwracam się do
wszystkich. – Moja mama była bezinteresowną kobietą, naprawdę najbardziej
bezinteresowną osobą, jaką kiedykolwiek znałem. Przez całe swoje życie byłem
świadkiem tego, jak robiła, co w jej mocy, aby pomagać innym i uszczęśliwiać ich, nie
myśląc o sobie. Dużo czasu zajęło mi uświadomienie sobie, że tego właśnie pragnęła.
Robiła tylko to, co sprawiało, że życie moje i innych ludzi wokół niej było lepsze. Była
życzliwa i hojna. – Prostuję się i rozglądam dookoła. – Myślałem, że stanę dziś przed
pastorem i będziemy tam tylko ja i moja mama, myślałem, że to wszystko, czego
potrzebuję, ale się myliłem. Ona zasługiwała na więcej. Ona… – Waham się i znów
spoglądam na Ari. – Powiedziała mi kiedyś, że wszystko, czego pragnie, to być matką
dziecka, które będzie z niej dumne. I dokonała tego.
Ari marszczy czoło, zaciekawiona i zamyślona, a ja odwracam wzrok.
– Zasługuje, by jej pamięć była uczczona przez ludzi szanujących jej życiową misję,
którą było wychowanie mnie, dlatego wiele dla mnie znaczy, że wszyscy tu jesteście,
ponieważ wiem, że cenicie naszą przyjaźń. Przychodząc tu, spełniliście marzenie
mojej mamy. Zniosłem dzisiejszy dzień, bo wszyscy byliście ze mną.
Ari chwyta się za pierś.
Bo ty byłaś ze mną.
– Gdyby moja matka była dziś tutaj, podziękowałaby wam za przyjście; nie dla
siebie, nawet w dniu, w którym chcemy ją upamiętnić. Podziękowałaby wam dla mnie,
chcę zatem zrobić to, czego ona nigdy by nie zrobiła. Chcę poprosić was, byście
pomyśleli przez chwilę o niej. Nie o mnie.
Zapada chwila ciszy, a potem pan Johnson zbliża się do mnie i mocno mnie ściska.
Kilka osób podchodzi, by przed wyjściem złożyć kondolencje, a ja wymykam się,
gdy tylko mogę.
Nie chciałem tego, ale nie potrafiłem powstrzymać kołaczącego się w mojej głowie
pytania, czy pobiegnie za mną na plażę, tak jak pobiegła za nim.
Po dwudziestu minutach akceptuję odpowiedź taką, jaka jest.
Kurewsko bolesna.
ROZDZIAŁ 48

Ocean jest trochę jak życie – zmienny i nieprzewidywalny. Zawsze uważałam, że


w tym tkwi jego piękno, ale ostatnio zastanawiam się, czy to prawda.
Gdzie jest piękno w możliwości pojawienia się huraganu, który niszczy wszystko
na swojej drodze, w tym wspomnienia przeszłości i plany na przyszłość? Czy to nie
dlatego wracamy do miejsc, które kochamy? Dla spokoju, które nam dają, i dla
wspomnień, które przywołują?
Co dzieje się, kiedy one znikają i nie ma już czego przywoływać?
Jak, wiedząc o tym, możesz żyć dalej?
Wiatr się wzmaga, a ja krzyżuję ręce na piersi. Coś po lewej stronie przyciąga moją
uwagę. Zauważam Noah kilka metrów ode mnie, podążającego w moją stronę. Zanim
się orientuję, już do niego idę i spotykamy się w połowie drogi.
Na jego ustach pojawia się lekki uśmiech i Noah powoli podaje mi jedną z dwóch
kaw, które trzyma.
Chętnie ją przyjmuję i ogrzewam dłonie ciepłem bijącym od kubka.
– Skąd wiedziałeś, że tu będę? – droczę się, udając, że jestem powodem, dla
którego tu przyszedł.
– Zawsze tu jesteś. – Noah nie waha się z odpowiedzią ani przez chwilę.
Na moment zaciskają się wszystkie moje mięśnie.
Noah wiedział, gdzie mnie znaleźć, i to do tego stopnia, że zdążył pójść najpierw
do kawiarni, pewny, że będę właśnie tutaj, gdy wróci.
Czuję ogromny ucisk w żołądku, ale biorę głęboki wdech. W milczeniu idziemy
wolno w stronę paleniska i razem siadamy przy jego brzegu.
Unoszę kubek i wdycham intensywny zapach.
– Bez obaw. – Noah poprawia pokrywkę na swoim kubku. – Nie jest karmelowa.
Gwałtownie odwracam głowę w jego stronę i widzę jego łagodne spojrzenie.
– A jaka? – szepczę.
– Miętowa.
Moja ulubiona. Noah wie, jaka jest moja ulubiona kawa.
Wiedział, że będę tutaj, blisko wody.
Wiruje we mnie konsternacja i on chyba to zauważa. Odpowiada tylko
odwróceniem wzroku i podniesieniem kubka do ust.
– A jaka jest twoja? – zastanawiam się.
– Z prądem.
Chichoczę, a on się uśmiecha.
– W takim razie… – Zdejmuję pokrywkę ze swojego kubka i wyciągam go w jego
stronę. – Podziel się.
Przygląda mi się przez chwilę i z rozbawieniem w spojrzeniu wyjmuje z kieszeni
bluzy małą buteleczkę, a potem dolewa odrobinę baileysa do mojej kawy.
Mieszam delikatnie i biorę mały łyk.
– Nie ma to jak odrobina alkoholu przed lunchem.
– Nawet nie ma jeszcze ósmej.
– Tak, ale lunch bardziej pasował.
Noah się śmieje.
– Jestem zaskoczony, że nie wspomniałaś o It’s Five O’Clock Somewhere Alana
Jacksona. Gdzieś przecież jest piąta.
Natychmiast się uśmiecham i przyznaję:
– Pomyślałam o tym.
Noah cicho mruczy, a kiedy patrzy mi w oczy, czuję, jak w środku robi mi się ciepło.
– Nie wątpię.
Ziewnięcie przerywa mój uśmiech, a oczy Noah łagodnieją.
– Wciąż nie sypiasz dobrze? – Jego głos jest chropowaty od niepokoju.
Krzywię się.
– To jest aż tak oczywiste, co?
Noah kręci głową, powoli i spokojnie, szepcząc:
– Nie. Nie jest.
Patrzy mi w oczy przez dłuższą chwilę, a mnie ogarnia równie obce, co znajome
ciepło. Nie, to nie jest oczywiste. On po prostu wie.
Bo cię zna, Ari.
Mrugam.
A ty znasz jego.
Kolejne mrugnięcie.
Patrzymy na siebie, aż on pierwszy odwraca wzrok w stronę oceanu, a ja robię to
samo.
Siedzimy w ciszy, rozkoszując się ciepłem kawy i spokojem, który daje nam nasze
towarzystwo. Tak długo znajdowałam się na skraju załamania, a to jest pierwszy raz
od bardzo dawna, kiedy czuję, że mogę po prostu być. Że mój ból może ujawnić się
tam, gdzie chce, i nie muszę przejmować się innymi ani ich obawami, które próbują
przede mną ukryć.
Moja rodzina stara się udawać, że wszystko jest w porządku, i wiem, jakie to musi
być trudne.
Noah tego nie robi. Po prostu jest tu ze mną. To wszystko.
Nie czuję, że muszę się uśmiechać, i samo to jest orzeźwiające.
Gdy widzę już dno kubka, decyduję, że chcę się z nim czymś podzielić, mimo że nie
jestem pewna, co to znaczy ani dlaczego to on ma się o tym dowiedzieć.
Ale chcę, żeby wiedział, więc się do niego odwracam.
– Szukałam cię wczoraj wieczorem. – Mój głos jest niższy, niż tego chciałam,
a Noah odwraca do mnie głowę tak szybko, że aż dech grzęźnie mi w piersi.
Swoimi niebieskimi oczami szuka moich. Dostrzegam w nich mieszaninę szoku
i spokoju oraz niewypowiedziany ból, który je przesłania.
– Pomyślałam, że może wyszedłeś z Paige.
Noah natychmiast marszczy czoło. Kręci głową i przesuwa językiem po wargach,
jakby powstrzymując się od wypowiedzenia słów, które cisną mu się na usta. Kiwam
głową, niemo prosząc, by je wypowiedział.
– Paige jest moją przyjaciółką – mówi z napięciem i dodaje: – Z liceum i z Avix.
Mój puls nieco przyspiesza. Czekam, co powie dalej.
– Wiem, że nie jesteś tego świadoma, ale to tam ją poznałaś. Na Avix. – Patrzy mi
w oczy. – Nie wcześniej. Nie latem. Poznałaś ją na kampusie kilka tygodni po
rozpoczęciu semestru.
Otwieram usta i się pochylam.
– Poznałam ją na uczelni?
Noah kiwa głową.
– Dlaczego spośród wszystkich innych rzeczy miałabym zapamiętać akurat jej
twarz i imię? – zastanawiam się. – Czy była dla mnie ważna?
– Nie, niekoniecznie – zaprzecza.
Uderza mnie głębsze znaczenie jego słów, a z nim nieoczekiwane poczucie strachu.
– Była ważna dla ciebie.
Noah krzywi się, a na jego twarzy pojawia się milion myśli, zanim się odzywa:
– Nie w ten sposób, o jakim możesz teraz myśleć.
– Ja nawet nie wiem, co myślę – przyznaję cicho. – Czuję, że mam jakieś myśli,
zmartwienia, odczuwam złość i smutek, ale nie wiem, dlaczego ani na co je skierować.
Ciągle się zastanawiam, czy popełniłam błąd. Może powinnam była pozwolić
wszystkim wypełnić te luki. Ale nie chciałam, żeby to, co czułam według innych,
przyćmiło to, co rzeczywiście czułam. Bo czy ktokolwiek tak naprawdę dzieli się
z kimś wszystkimi swoimi uczuciami? Tak naprawdę wszystkim?
Noah patrzy mi prosto w oczy i mówi:
– My się dzieliliśmy.
Te trzy słowa, wypowiedziane tak czule i szczerze, wywołują we mnie ból tak
głęboki, że nie wiem, gdzie się kończy albo zaczyna. Nie wiem, czy to, co czuję, to mój
własny ból… czy jego.
Noah przechyla głowę; jego uśmiech jest przygasły, ale słowa szczere.
– Swoją drogą, nie zgadzam się. Uważam, że to, co robisz, jest odważne. Każdy
mógłby usiąść i słuchać, jak ktoś inny opowiada historię jego życia, a ty zamiast tego
postanowiłaś sama je przeżyć. Mimo dezorientacji, którą czujesz, i mimo bólu,
z którego nie możesz się otrząsnąć. Jesteś silna, Julio. – Przełyka ślinę. – O wiele
silniejsza, niż przypuszczasz.
Jest silniejsza, niż przypuszcza.
Coś ściska mi się w gardle, a kiedy patrzę na Noah, czuję się tak, jakby mój umysł
iskrzył.
Pojawiają się w nim błyski, podobne do błyskawic w środku dnia – zanim udaje ci
się na nie spojrzeć, już ich nie ma. Żadnego dowodu na to, czego byłeś świadkiem,
żadnego znaku podpowiadającego, czym były.
– O czym myślisz? – pyta Noah.
– O tym, jak dumna z ciebie była twoja mama.
Na jego twarzy maluje się ból, a klatka piersiowa unosi się w gwałtownym
oddechu.
– Musiała być.
Noah szybko spuszcza wzrok i kiwa głową, odwracając się na chwilę i milcząc.
– Widziałem się z nią tego dnia, kiedy umarła. Była… To był bardzo dobry dzień.
Dała mi coś, co znaleźliśmy wiele lat temu, coś, o czym zapomniałem, a co
odkopaliśmy właśnie tam, przy tamtym pomoście. – Wzdycha. – Nie pamiętam
dokładnie, ale właśnie gdzieś tam.
Uśmiecham się i spoglądam na wodę.
– Ocean zawsze przynosi niespodzianki. Mam nadzieję, że zanim to się wydarzy,
minie jeszcze sporo czasu, ale ja też chciałabym zostać skremowana.
Noah odwraca się do mnie i po raz pierwszy czuję, że właśnie dowiedział się
o mnie czegoś, o czym jeszcze nie miał pojęcia.
– Tak?
Kiwam głową.
– Żeby moje prochy zostały zakopane albo rozsypane, bym mogła pozostać
w swoim ulubionym miejscu na zawsze. – Patrzę na niego. – Chcesz wiedzieć, gdzie to
jest?
– Wiem, gdzie to jest.
– Och, tak? – Śmieję się, ale jego odpowiedź jest natychmiastowa i nieoczekiwana.
– Tutaj. Na plaży. – Kiwa głową.
Otwieram usta ze zdziwienia.
– Skąd… Nieważne. – Czuję zakłopotanie i odwracam wzrok.
– Julio… – mówi i kręci głową, a ja znów na niego spoglądam. – Nie powiedziałaś
mi tego. Kiedyś poprosiłaś mnie, żebym cię zabrał w moje ulubione miejsce.
Naprawdę?
– Więc zapytałem, czy ty zabierzesz mnie w swoje.
– I przyprowadziłam cię tutaj? – szepczę, a mój żołądek wiruje.
– Zgodziłaś się, ale powiedziałem, że na pewno wiem, gdzie to jest, a ty
odpowiedziałaś, że wiem. – Jego uśmiech słabnie i całkowicie znika. – Nigdy nie
potwierdziłem tego, o czym myślałem, ale ty właśnie to zrobiłaś.
– To był pierwszy raz, kiedy zgadłeś?
– Tak, ale nie czuję, żeby to było zgadywanie. – Noah przełyka ślinę. – Czuję,
jakbym wiedział.
Przebiega mnie dreszcz i przygryzam swój policzek.
– Bo mnie znasz.
– Tak. Znam. Tak samo jak ty znasz mnie. Wiedziałaś wczoraj, czego potrzebuję, by
poczuć się choć trochę lepiej.
Czuję ucisk w piersi i przygotowuję się na zawroty głowy, mgłę przed oczami i brak
tchu, ale atak paniki nie nadchodzi.
Pojawia się za to ciekawość.
Odwracam się więc do Noah i pytam:
– Gdzie jest twoje ulubione miejsce?
Na te słowa jego oczy łagodnieją i szepcze:
– Mógłbym ci pokazać…
Przyglądając się boisku, podciągam nogi pod brodę.
– Ciekawe, czy to też byłoby ulubione miejsce Masona. – Odwracam się do Noah
i patrzę, jak wstaje.
Wyciąga do mnie rękę, a ja z ganiącym spojrzeniem pozwalam mu pomóc mi
wstać.
Noah uśmiecha się i bez wahania bierze mnie w ramiona. Jedną dłoń kładzie na
moim biodrze, a drugą łapie mnie za prawą rękę. Powoli zaczyna nas kołysać, a kiedy
zapada między nami cisza, dociera do mnie melodia.
Zerkam za siebie i zauważam jego telefon leżący na murawie. Odwracam się
z powrotem do niego.
– Byłaś mi winna taniec – szepcze, a żar jego oddechu sprawia, że przez mój
kręgosłup przepływają elektryczne impulsy.
Mój puls skacze, ale staram się uśmiechać swobodnie.
– Nadal jestem?
Noah tylko kiwa głową i dalej nami kołysze.
To dziwny rodzaj udręki – miękka doskonałość przebywania w jego ramionach
i przytłaczająca historia, którą opowiadają słowa piosenki.
To druzgocąca tortura, ale tak działają teksty Rascal Flatts.
Utwór jest o miłości i łaskawości. O życzeniu drugiej osobie wszystkiego, co
najlepsze. Ale przede wszystkim o bezinteresowności, akceptacji, którą daje dopiero
strata albo możliwość pożegnania. Usta Noah poruszają się do słów piosenki, jakby
niemo ją śpiewał.
Tak jakby wiedział, jak działa na mnie muzyka, i mówił do mnie za pomocą jej
słów.
Ponad wszystko chce, żebym była szczęśliwa, a ja chciałabym wiedzieć dlaczego.
Musisz to wiedzieć, Ari. Przypomnij sobie.
Mrugam i przełykam ślinę. Wraz z kolejną piosenką jest tylko gorzej.
Bo tym razem uścisk Noah się zmienia. Już nie przytula mnie tak po prostu. Czuję,
że mnie potrzebuje.
Czuję to. Czuję głęboko w swojej duszy. Czuję jego.
Klęska, strata, o których opowiada piosenka, krwawią z niego, a ja tak bardzo
pragnę złagodzić ten ból.
Utwór mówi o straconych szansach i planach na przyszłość. To piosenka
o cierpieniu wynikającym z pytania „Co, gdyby…?”, z którym zostawia nas życie.
O tym tak bliskim momencie, kiedy wszystko wydaje się możliwe, twoje szczęście jest
na wyciągnięcie ręki, ale zostaje rozerwane na najdrobniejsze kawałki i spalone.
O tym, jak nie możesz nic zrobić, tylko stać i patrzeć, jak popiół znika na wietrze.
Ogarnia mnie poczucie bezradności, a kiedy Noah przykłada czoło do mojego,
czuję, jakby na moje barki spadł wielki ciężar.
Czuję ból w piersi, który pogarsza się z każdym moim kolejnym oddechem.
Uświadamiam sobie, że czuję także jego oddech – drżący i urywany.
Noah się przede mną rozpada. Widzę to po pogłębiających się zmarszczkach na
jego czole. W sposobie, w jaki zaciska powieki, jego ruchy spowalniają. Ledwie nad
sobą panuje.
Moja intuicja okazuje się słuszna, kiedy w następnej chwili przeprasza mnie
i odchodzi.
Stoję tam, sama na środku boiska, zastanawiając się, dlaczego z każdym jego
krokiem moje ciało staje się cięższe.
ROZDZIAŁ 49

Moje kolano podskakuje niespokojnie, kiedy wjeżdżamy na parking pod


akademikiem.
To dziwne uczucie – rozpoznawać wszystko, ale nie wiedzieć, czy to ze względu na
to, że byłam tu w tamtym roku, czy może na to, że przez cały semestr nazywałam to
miejsce swoim domem.
Cała nasza piątka musiała przywieźć tu swoje rzeczy, więc postanowiliśmy
przyjechać razem tahoe Masona. Chłopaki niosą walizki moje i Cam, rozmawiając
o bałaganie, który zostawili w swoich pokojach, gdy wyjeżdżali. Wchodzimy do
budynku i wsiadamy do windy.
Cameron wciska guzik z trójką, a ja staram się to zapamiętać. Chłopcy rozmawiają,
uśmiecham się w odpowiedzi, choć nie mam pojęcia, co mówią. Serce wali mi w piersi
i nie mogę się skupić na niczym innym.
Denerwuję się, choć może nie powinnam.
Co, jeśli mi się nie spodoba?
Czy to będzie znaczyło, że jestem inna? Że się zmieniłam i nawet o tym nie wiem?
Co, jeśli wejdę tam i wszystkie moje wspomnienia wrócą i mnie przytłoczą?
A co, jeśli nie wrócą?
Zanim się orientuję, stoję już przed drzwiami z taniego drewna, obok których wisi
numer 311. Wyjmuję klucze z kieszeni, wkładam je w zamek i przekręcam.
Kiedy drzwi się otwierają, wstrzymuję oddech.
Wchodzę do środka na trzęsących się nogach, a kiedy przekraczam próg, ciężar na
moich ramionach się zmniejsza.
Na mojej twarzy pojawia się uśmiech, kiedy spoglądam na rozstawione na blatach
świece i przezroczystą misę wypełnioną do połowy korkami od wina i kapslami.
Zerkam na Cam, która podnosi ją i lekko nią potrząsa.
– Tyle spożyłyśmy razem alkoholu, odkąd się tu wprowadziłyśmy. Kapsle
z grupowych imprez nie zasługują na miejsce tutaj.
– Brzmi nieźle. – Przesuwam palcami po blacie i wchodzę do salonu.
Poduszki na kanapie są fioletowo-białe, puszyste, a dwa pasujące do nich koce leżą
starannie złożone – na pewno nie przeze mnie – pod szklanym stolikiem.
Piloty stoją w wielkim kubku z napisem „Rozmiar ma znaczenie”, a pod moimi
stopami znajduje się włochaty czarny dywanik.
– Widzę, że ja wybrałam dywan.
– Tak, wybrałaś, i dzięki Bogu, bo Brady wylał na niego piwo korzenne.
– Winny postawionych zarzutów! – krzyczy od wejścia.
Odwracam się do nich, a cała czwórka udaje, że wcale nie czeka na moje załamanie
psychiczne. Co zresztą jest zrozumiałe.
Nie mówiłam zbyt wiele od czasu, kiedy wydarzyło się to wszystko między mną
a Noah. Co prawda, było to zaledwie dwa dni temu, ale i tak można to zauważyć.
Zwłaszcza że dowiedziałam się, że wyjechał na kampus zaledwie kilka godzin po tym,
jak wróciliśmy z jego ulubionego miejsca.
– Idę zobaczyć swój pokój – mówię im. – Możecie wracać do siebie, chłopaki.
Przyjdźcie, jak skończycie.
Nikt się nie rusza, więc wychodzę z salonu, a dopiero wtedy Cam odwraca się do
nich i zaczyna szeptać.
Mówi, że sobie poradzimy i że zadzwoni, jeśli zajdzie taka potrzeba, ale nie słyszę
już reszty.
Wchodzę do pokoju, na którego drzwiach napisane jest moje imię, i cicho je za
sobą zamykam. Stoję chwilę zwrócona twarzą do nich, zanim udaje mi się zmusić do
odwrócenia się.
Czuję, jak ściska mi się żołądek, ale kiedy w końcu rozglądam się po malutkim
pomieszczeniu, mój umysł się uspokaja.
Uśmiecham się do ściany, na której wiszą sznury lampek, i szukam włącznika.
Kiedy go przyciskam, zaczynają migotać białe światełka, a ja cicho się śmieję i opadam
na puszystą kołdrę, którą przed przeprowadzką kupili mi rodzice.
Lustro okalają poprzyklejane karteczki, na komodzie stoją różowe długopisy
w kubku z logo Avix, a dookoła walają się drobne ozdoby. Nad zagłówkiem wisi wielki
obraz z plamami farby i parą różowych ust na środku. Podręczniki leżą na kupce obok
szafy, więc podchodzę do nich i siadam na podłodze, żeby się im przyjrzeć.
Otwieram na pierwszej wystającej z książki zakładce i czytam fragment
o problemach historii Ameryki. Obok niego dostrzegam kilka nagryzmolonych moim
pismem notatek z propozycją, co możemy zrobić lepiej jako następne pokolenie.
Nie pamiętam, że to pisałam.
Nie pamiętam tego pokoju.
Ale też nie jest tak, że mi się nie podoba.
Uwielbiam go.
Czy to znaczy, że wciąż jestem sobą?
Wstaję i wyglądam przez okno. Otwieram usta ze zdziwienia.
Noah tu jest, siedzi na parkingu w samochodzie z włączonym silnikiem.
Nie widzę stąd jego twarzy; patrzy przed siebie, w stronę zaparkowanego auta
Masona.
Wyjmuję z kieszeni telefon, żeby do niego napisać, ale wtedy jego samochód rusza,
więc odkładam komórkę na szafkę przy łóżku.
Rozlega się ciche pukanie, a kiedy odwracam się do drzwi, widzę, jak Chase wsuwa
głowę do środka.
Rozgląda się po pokoju i uśmiecha. Uświadamiam sobie wtedy, że widzi go po raz
pierwszy.
Nigdy nie był w moim pokoju.
Czuję na skórze ciarki zdenerwowania, a on podchodzi bliżej.
– Jedziemy do naszego akademika, ale najpierw chciałem sprawdzić, co u ciebie. –
Zakłada mi włosy za ucho, a ja w odpowiedzi na ten gest marszczę brwi. – Jak się
czujesz?
– Dobrze. – Kiwam głową. – Naprawdę, chciałam się tylko rozejrzeć i znów
zapoznać z tym miejscem.
– Okej – wzdycha. Kiedy przysuwa się bliżej, czuję, jak w mojej piersi coś się ściska.
Próbuję to złagodzić, stłumić, ale nic nie działa.
Chase przyciska usta do mojego czoła, a wtedy ucisk rośnie; czuję, jakby moja
klatka piersiowa się zapadała. Lecz kiedy otwieram oczy i spotykam jego zielone
spojrzenie, ból staje się trochę bardziej znośny.
Uśmiecha się szeroko i odchodzi, zamykając za sobą drzwi.
Wzdycham głośno i siadam na łóżku, zakopując się w stosie poduszek. Zamykam
oczy.
Oddycham głęboko, a wszystkie moje mięśnie się zaciskają.
Kolejny wdech.
I kolejny. I wtedy przestaję cokolwiek widzieć, a wszystko zasnuwa gęsta mgła.
Moje zmysły szaleją, poszukując.
Uderzają we mnie poranki w górach i wieczory nad oceanem.
Pachnące, sosnowe i miętowe.
Otwieram oczy, kiedy pojawia się przed nimi przebłysk ze szpitala.
Był tam ten zapach. Był i utrzymywał się, a ożył przy gorącej parze spod prysznica,
gdzie zaatakował i ogarnął moje zmysły.
Woła do mnie, uspokaja mnie i wciąga.
Nie wiem, ile mija czasu, zanim budzi mnie łagodny głos Cameron.
– Hej, śpioszku – szepcze, zwijając się obok mnie. – Dobrze widzieć, że chociaż raz
twardo zasnęłaś.
– Czuję, jakbym spała cały dzień.
– Minęła tylko godzina.
– Cóż, chyba zwyciężył spokój własnego domu.
Śmiejemy się, a Cameron zaczyna gryźć paznokcie.
– Co jest?
Marszczy brwi.
– Trochę się o ciebie martwię.
– Nie martw się. Dobrze się czuję.
– Ale ciągle miewasz ataki paniki, Ari. Jak mamy iść na swoje zajęcia, nie wiedząc,
czy ty poradzisz sobie na swoich?
– Nie możecie mnie ciągle niańczyć, Cam.
– No wiem, ale… Co powiemy ludziom z naszego akademika? Powinnyśmy zrobić
schemat ze zdjęciami, tak jak w Nie wierzcie bliźniaczkom, żebyś mogła udawać, że ich
znasz? Tak w ogóle można? I czy uczelnia nie będzie miała nic przeciwko temu, że
jesteś na drugim semestrze, skoro nie pamiętasz pierwszego? Co, jeśli nie zdasz? Jeśli
cię wyrzucą?
– Wow. – Śmieję się cicho i siadam, a ona robi to samo. – Wyluzuj, dobra? Serio.
Wszystko będzie dobrze. Ja… – Ponad jej ramieniem zauważam powieszony na ścianie
kalendarz.
– Ari? – Cam przesuwa się na łóżku, by spojrzeć tam, gdzie patrzę. – O mój Boże. –
Aż otwiera usta, zrywa się i zdziera go ze ściany. Przyciska go do piersi, a ja wstaję.
– Cameron.
– Ari… – Kręci głową.
Podchodzę do niej i czuję, jak moje ciśnienie wzrasta.
– Daj mi to.
Do jej oczu napływają łzy. Zaciska powieki i wręcza mi kalendarz.
Odwracam się i patrzę na niego, a wtedy cała zaczynam się trząść.
Mój wzrok przyciągają duże niebieskie litery otoczone różowymi, fioletowymi
i żółtymi serduszkami przy dacie 19 stycznia. Słowa zapisane w małym kwadraciku
powodują ból w całym moim ciele.
Gala z Noah.
Mój oddech zamienia się w krótkie, głębokie westchnienia. Żaden gram powietrza,
który wydycham, nie chce wrócić z powrotem do moich płuc.
Kręci mi się w głowie i upadam na podłogę, przyciągając bliżej do siebie kalendarz
z nadrukiem w panterkę.
Coś ściska mi się w żołądku i wydaję z siebie cichy jęk. Patrzę na Cameron.
– Co to, kurwa, jest?
– Ari…! – krzyczy Cameron.
– Cameron. – Potrząsam kalendarzem. – Co to, do cholery, jest?
Cam spuszcza głowę i z wahaniem podchodzi do mojej szafy.
Zerka na mnie i otwiera drzwi.
Na samym środku, odwrócona przodem, jakbym chciała patrzeć na nią za każdym
razem, gdy tylko wchodzę do tego pokoju, wisi suknia balowa.
Elegancka, obcisła, ale rozszerzana u dołu, odsłaniająca jedno ramię.
Jest błyszcząca i lśniąca, i niesamowicie… niebieska.
Zakrywam usta dłonią i zaczynam płakać, chowając twarz.
Cameron siada obok i mnie przytula.
– Tak mi przykro. Ale kazałaś nam obiecać, że nic ci nie powiemy. Po prostu
próbowaliśmy spełnić twoją prośbę.
– Jak on mógł… Dlaczego nie… – jęczę, wyrywam kartkę z kalendarza i zrywam się
na nogi. Wybiegam tak szybko, jak umiem.
– Ari, czekaj! – Cameron rzuca się za mną.
Zrywam się do biegu i kieruję się w stronę schodów. Słyszę echo krzyków Cam.
– Ari!
Ale ja już wychodzę z budynku.
Styczniowe powietrze jest chłodne, ale wyszło jasne, ciepłe słońce, ogrzewające
mnie z każdą minutą.
Nie zatrzymuję się.
Biegnę przez parking i kampus, okrążam kawiarnię, aż staję kilka metrów od
samochodu Noah, zaparkowanego tuż przy aucie Masona.
Ruszam przed siebie w chwili, gdy Mason wyskakuje z samochodu z telefonem
przy uchu.
Od razu mnie zauważa i opuszcza komórkę, zaniepokojony.
– Ari…
Popycham go, a on podnosi ręce.
– Jak mogłeś pozwolić, bym stała się tą dziewczyną?!
– To nie fair.
– Powiedziałam mu, że idę na tę głupią imprezę z Chase’em, a on popatrzył na
mnie tak… – Coś ściska mi się w piersi. – O Boże, był załamany, a ja nie rozumiałam
dlaczego i pomyślałam, że jest po prostu… smutny. A teraz wiem, że to przeze mnie.
To był on, prawda? On jest… On był…
– Ari, musisz się uspokoić.
– Nie chcę się uspokoić! Chcę sobie przypomnieć! – Płaczę. – Chcę odzyskać swoje
życie!
Do oczu mojego brata napływają łzy, więc przyciąga mnie do siebie i przyciska do
swojej piersi dokładnie tak, jak zrobiłby to nasz tata, gdyby tu był.
– Wiem, że chcesz, siostrzyczko. Wiem. – Waha się przez chwilę, a potem na mnie
spogląda.
– Wchodzę tam, Mason. Muszę z nim porozmawiać.
– Jesteś pewna, że to dobry pomysł?
– Niczego nie jestem pewna, więc komu to mogłoby zaszkodzić?
– Jemu.
Odwracam się i widzę Cameron, która stoi z rękami na biodrach i szybko oddycha.
Podchodzi do nas, posępna.
– To mogłoby go zranić, a jest zraniony od momentu, gdy wpadłaś pod samochód,
co zresztą zdarzyło się na tej ulicy. Właśnie tutaj, przed tym akademikiem.
– Cameron – rzuca Mason, ale ona ciągnie dalej.
– Skończył się właśnie ostatni mecz sezonu, przegrali w play-offach. Przyszłaś tu,
żeby go znaleźć, ale wcześniej spotkał cię Chase.
Marszczę brwi i kręcę głową.
– Tamtej nocy chciałaś im coś powiedzieć, Chase’owi i Noah. Ale udało ci się
porozmawiać tylko z jednym. Twarzą w twarz.
– Cameron! – wrzeszczy mój brat.
– Do drugiego napisałaś.
Czuję dreszcze i zapadam się w sobie.
Cam rzuca mi mój telefon, a ja go łapię.
– Jeśli jesteś na to gotowa, przywróć informacje z chmury, Ari.
Mason rzuca się w jej stronę.
– Co ty, kurwa, robisz?
– To, co ty powinieneś był zrobić już dawno temu. – Patrzy na niego groźnie. – To
ty kupiłeś jej nowy telefon i przejrzałeś jej konto.
Spoglądam na Masona, ale ten ciągle wpatruje się w Cameron, która wzrusza
ramionami.
– Jestem jej najlepszą przyjaciółką. Też znam jej hasła i kiedy podjęła decyzję,
wzięłam jej telefon, zamierzając zrobić to samo co ty, ale już niczego tam nie było.
Żadnej konwersacji. Usunąłeś ją, prawda?
– Zrobiłem to, o co mnie poproszono. – Po chwili Mason odwraca się do mnie ze
wstydem malującym się w oczach. – On nie chciał ci tego utrudniać.
On…
Noah.
Moja pierś unosi się w kilku głębokich oddechach, a potem odwracam się i ruszam
w stronę akademika. Zamykam drzwi na zamek, gdy tylko przez nie przechodzę,
a Mason zaczyna w nie walić.
Ktoś wychodzi zza rogu i patrzy na mnie krzywo, ponownie je otwierając, ale ja już
jestem przy drzwiach do mieszkania Noah.
Kiedy wchodzę na ostatni stopień, zza rogu wyłania się głowa Noah i oboje
zastygamy w bezruchu.
– Ja… yyy… – Mrugam, spoglądając za siebie i znów na niego. – Nikt mi nie
powiedział, gdzie znajduje się twój pokój…
Noah marszczy brwi i powoli kiwa głową.
– Tak – odpowiada na pytanie, którego nawet nie zadałam. – Byłaś tu.
– Wiele razy?
– To zależy od interpretacji.
– Noah.
– Tak, wiele razy.
Kiwam głową i spuszczam wzrok, a wtedy przypominam sobie, dlaczego w ogóle tu
przyszłam.
Omijam go i wchodzę do mieszkania. Prawie nie mogę ustać na nogach.
To ten zapach. Mięta i sosna. To Noah.
– Ari…
Podnoszę kalendarz i odwracam się, by na niego spojrzeć. Rzucam kartkę w jego
pierś.
Może pozwolić jej upaść albo złapać ją i przeczytać. Kartka spada na podłogę.
Na jego twarzy maluje się ból. Przechyla odrobinę głowę.
Już wie, co na niej jest.
– Przykro mi, że musiałaś to zobaczyć – mówi drżącym głosem.
Śmieję się, choć wcale nie jestem wesoła, i kręcę głową.
– Co? – Wpatruję się w niego. – Tyle masz mi do powiedzenia? – Znów kręcę głową
i odwracam się do niego, by przejść w głąb mieszkania.
– Nie chcę cię ranić – mówi cicho.
Czuję ciepło jego obecności, kiedy do mnie podchodzi.
– Ale coraz bardziej nie wiem, jak tego uniknąć. – Jest teraz tuż za mną, a moje
ciało go wyczuwa. – Kłamstwa ranią, a ja czuję, jakbym tylko kłamał, kiedy na ciebie
patrzę.
Przełykam ślinę.
– Więc tego nie rób.
– Czego?
Jeżą mi się włoski na karku, kiedy dociera do mnie ciepło jego oddechu.
– Nie kłam. – Odwracam się do niego powoli i biorę głęboki wdech. – Nie okłamuj
mnie, Noah.
Przeszywa mnie swoim niebieskim spojrzeniem i kiwa głową.
– Dobrze.
– Przysięgnij.
Z jego ust wydobywa się urywany oddech i znów kiwa głową.
Ogarnia mnie fala niepokoju i wskazuję na kalendarz na podłodze.
– Gala. Miałam pójść z tobą.
Kiwa głową, a w mojej piersi narasta ból.
– Kupiłam sukienkę.
Jego warga lekko drga.
– Tak?
– Nie wiedziałeś?
Kręci przecząco głową.
– Pewnie chciałaś mi zrobić niespodziankę. Jaki ma kolor?
– Zgadnij.
Uśmiecha się ze spuszczonym wzrokiem, jakby wiedział, ale nie mówi ani słowa.
– Gala. To ją miałeś na myśli, kiedy powiedziałeś, że jestem ci winna taniec.
Bo wtedy powinnam była tańczyć z tobą.
Znów tylko kiwa głową.
Łzy szczypią mnie w oczy, ale je powstrzymuję.
– Dlaczego narysowałam serduszka wokół tej daty?
– Nie narysowałaś.
Narasta we mnie frustracja, więc pochylam się, żeby podnieść kalendarz z podłogi
i wcisnąć mu go w dłoń.
– Przysiągłeś.
– Ty to napisałaś. Ja narysowałem serduszka.
– T-ty je narysowałeś? – jąkam się. – W trzech kolorach? Na kalendarzu w…
– W twoim pokoju. – Patrzy na mnie, wahając się, ale tylko przez chwilę. –
I w twoim terminarzu. I na kalendarzu w moim…
– W twoim… co?
– W moim pokoju – szepcze.
Czuję, jak ściska mi się gardło.
– Pokaż.
Kiwając głową, Noah wyciąga rękę, a ja przechodzę przez mały salon i otwarte
drzwi prowadzące do świeżo pościelonego łóżka.
Stoi przy nim para butów, a na małym biurku w rogu walają się papiery.
Zastygam w bezruchu, kiedy zauważam rzuconą w kąt koszulkę, taką samą jak ta
z logo liceum, którą ukradłam Masonowi, żeby w niej spać.
Patrzę na niego przez ramię, a on tylko kiwa głową.
Omija mnie, wyciąga swój kalendarz i mi go wręcza.
Ciągle widnieje na nim grudzień, całkiem pusty, więc przewracam kartkę. Napis
tam jest, z serduszkami.
Drżą mi ręce, ale przesuwam po nim kciukiem.
– Noah…
– Byliśmy podekscytowani – mówi łamiącym się głosem. – Tylko tyle.
– Jak mogłeś pozwolić mi pójść tam z Chase’em? – Podnoszę na niego wzrok.
– Na nic nie pozwalałem. – Spuszcza głowę. – To była twoja decyzja.
– Ale już wcześniej podjęłam inną. Gdybym wiedziała, nie zgodziłabym się.
– Ale nie wiedziałaś.
– To też twoja wina! – Nie zamierzałam krzyczeć, więc od razu ogarniają mnie
wyrzuty sumienia.
– Możesz mnie winić. Wiń mnie za wszystko, co chcesz. Zrób to, proszę. – W jego
głosie słychać zdruzgotanie, bezradność i ból, który aż sączy się w moje żyły. – Uniosę
ten ciężar. Chętnie. Z przyjemnością, jeśli to tylko zabierze od ciebie odrobinę bólu.
Nie chcę cię ranić. – Podchodzi bliżej, prawie błagając mnie, bym oddała mu swoje
cierpienie. – Gdybym ci się sprzeciwił, gdybym spojrzał ci w oczy i opowiedział
o przeszłości, ryzykowałbym, że cię odstraszę. Nie mogłem tego zrobić.
– Nie przestraszyłbyś mnie.
– Nie wiesz tego. – W jego oczach płonie udręka, a usta zaczynają mu drżeć.
– Poprosiłeś Masona, żeby coś usunął z mojego telefonu?
Noah krzywi się z bólu, niemo błagając, bym pozwoliła mu nie odpowiadać.
Nie pozwalam.
Przysiągłeś…
Noah kiwa głową.
– Co to było?
Przełyka ślinę.
– Wiadomość… Wszystkie nasze wiadomości.
To było ich wiele?
– Usunąłeś je ze swojego telefonu?
Noah zwiesza głowę.
– Nie.
– Dlaczego?
Zamyka oczy, a kiedy znów je otwiera, są bezbarwne, a ja jestem urzeczona
smutkiem, który w nich widać.
– Ponieważ musiałem trzymać się tego, co dałaś mi w ostatniej wiadomości, którą
do mnie wysłałaś.
– Co ci dałam? – szepczę.
– Cel, Julio. Dałaś mi poczucie celu, kiedy nie byłem pewny, czy jakiś mam.
Zamykam oczy i orientuję się, że płyną z nich łzy, kiedy na mojej skórze pojawia
się ciepło dłoni Noah. Zaskakują mnie, rozgrzewają.
Koją mnie?
Gwałtownie podnoszę powieki i patrzę mu w oczy.
Jego palce zatrzymują się, ale nie znikają z mojego policzka.
Kalendarz spada na podłogę, a ja kładę dłonie na jego piersi.
Wzdrygam się, ale je do niej przyciskam. Jego serce bije tuż przy moich rękach,
a mój puls podąża za jego uderzeniami. Zamiera na chwilę, a potem powoli, z każdą
sekundą, staje się coraz szybszy. Patrzę mu w oczy.
Dłonie Noah drżą tuż przy moich włosach. Przełyka ślinę.
Staję na palcach, a on zamiera.
– Julio – szepcze. – Co robisz?
– Nie wiem – przyznaję, zbliżając się do jego ust.
– Nie wiem, jak się z tym czuję.
– A co czujesz do mnie?
Noah nie odpowiada, więc podnoszę na niego wzrok, a kiedy to robię, jego
milczenie nagle nabiera sensu.
Nie musi nic mówić, prawda jest wypisana na jego twarzy.
Nie mógłby jej ukryć, nawet gdyby próbował. A myślę, że może próbować…

Boże, ona jest cudowna. Idealna.


Jest tutaj.
Przyszła do mnie w złości, ale znalazła mnie, pamiętała, a teraz na mnie patrzy,
jakby czegoś pragnęła.
Ale moja ukochana nie ma pojęcia, czego pragnie, mimo że odpowiedź, choć
trudna do znalezienia, jest tak prosta.
Jedno słowo, jedna rzecz.
Mnie.
Ból w jej głosie mnie rozdziera. Kurwa, zabija.
Co do niej czuję?
Przesuwam dłonią po jej policzku i tam ją zatrzymuję, a ona mruga powoli.
Kocham cię, skarbie. Kocham każdą część ciebie.
Kocham sposób, w jaki łączysz życie z tekstami piosenek, w jaki uśmiechasz się do
księżyca. Kocham to, że jesteś jak ocean, gdy się ze mną kochasz – bezgranicznie
i zachłannie, bez poczucia winy. Kocham to, jak bezinteresowna jesteś, jak szczera
i życzliwa, mimo że życie ostatnio nie było dla ciebie łaskawe. Kocham to, że dla swojej
rodziny starasz się być dzielna, ponieważ nie chcesz, by cierpiała, chociaż sama przy tym
cierpisz.
Kocham cię tak bardzo, że pragnę wrócić z tobą do domu, budzić się przy tobie
i spędzić życie, codziennie cię wielbiąc. Pragnę domu, o którym mówiłaś, i rodziny, którą
sobie wymarzyłaś. Nie chcę być tylko mężczyzną, którego potrzebujesz, lecz także
mężczyzną, którego pragniesz. Mężczyzną, bez którego nie możesz żyć. Chcę kochać cię
całe życie, a nawet dłużej.
Ale przede wszystkim chcę po prostu, żebyś znów mogła być moja.
Ponieważ ja jestem twój. Zawsze.
Bez względu na wszystko.
– Noah – szepcze Ari, a ja wracam do rzeczywistości.
Do bezbronnej dziewczyny, która stoi przede mną, zagubiona z powodu tego, jak
bije jej serce, kiedy jest przy mnie, ale dokładnie to rozumiejącej.
Czuje się bezpieczna i wyciszona. Jest spokojna i zaskoczona faktem, że nie czuje
potrzeby ucieczki, ponieważ wie, że nie musi.
Bo ze mną jest w domu.
Jestem przy tobie, kochanie. Proszę, przypomnij sobie…
Ari bierze głęboki wdech.
– Zrobisz coś dla mnie?
– Wszystko.
– Pokaż mi, co do mnie czujesz – prosi.
Coś ściska mi się w żołądku, ale umysł jest jasny.
Przygryza wargę.
– Wiem, że jestem obłąkana i…
– Nie jesteś.
– Odkąd się obudziłam, nic nie wydaje się prawdziwe, ale przebywanie tutaj… – Jej
dłoń z wahaniem przesuwa się w górę i się nie zatrzymuje. – Nie potrafię tego
wyjaśnić.
Czuję, jak zaczyna mi pulsować krew i spina się każdy mięsień ciała.
– Kiedyś coś ci obiecałem.
– Co takiego?
– Że nigdy ci nie odmówię. Więc chcę, żebyś dobrze zastanowiła się nad swoim
kolejnym ruchem, bo ja nie jestem wystarczająco silny. Nigdy nie złamię złożonej ci
obietnicy, nawet mimo tego, że jej nie pamiętasz. Nie wiem, czy to dlatego, że jestem
szlachetny, czy dlatego, że jestem samolubny. – Opuszczam dłoń i przesuwam
kciukiem po jej dolnej wardze. Drży, a mnie ogarnia ciepło. – Julio, powinnaś odejść.
– Nie chcę. – Łzy napływają jej do oczu, a ja opieram swoje czoło o jej. Najwolniej,
jak tylko potrafi, zbliża usta do kącika moich ust i zatrzymuje się tam na chwilę.
Prawie, kurwa, nie mogę oddychać; ledwie powstrzymuję się od zanurzenia dłoni
w jej włosach, ale udaje mi się zachować spokój.
Kiedy wreszcie się ode mnie odsuwa, na jej twarzy maluje się najłagodniejszy
z uśmiechów.
– Myślisz, że moglibyśmy przez chwilę porozmawiać?
W mojej piersi pojawia się iskra, a mięśnie się spinają.
– Zawsze. Tak długo, jak chcesz.
Spodziewałem się, że może poprowadzi nas do salonu, ale Ari po prostu siada na
podłodze i opiera się o łóżko. Robię więc to samo – opadam przy ścianie naprzeciwko
niej i czekam.

Noah przygląda mi się, kiedy podciągam nogi i opieram brodę o kolana.


– Powiedz mi coś – proszę.
Na jego twarzy maluje się czułość i Noah spuszcza wzrok, powstrzymując uśmiech,
jakby miał jakąś tajemnicę. I nagle chcę je wszystkie poznać.
Patrzy na mnie pogodnie.
– Co chcesz wiedzieć?
– Wszystko.
Jego oczy przeszywają moje i przysięgam, że stają się bardziej błyszczące, choć
w następnej chwili to znika i pojawia się w nich oczarowanie.
Noah się uśmiecha, a mnie coś ściska się w piersi.
Zaczyna mówić, a ja chłonę każde jego słowo.
ROZDZIAŁ 50

Było już dobrze po północy, kiedy mój brat wreszcie uznał, że nie może dłużej
czekać, i zadzwonił do Noah. Spotkałam go przy schodach i poszliśmy do jego tahoe,
gdzie siedzieli już Chase i reszta.
W drodze do domu na plaży niewiele rozmawialiśmy, a kiedy tam dotarliśmy,
wszyscy byliśmy śpiący.
Znów niewiele spałam, rozmyślałam o wydarzeniach minionego dnia oraz o tym,
co mogło się wydarzyć. Trudno jest nie wiedzieć, czy to, co widzę, to wspomnienie, czy
pokręcona fantazja wynikająca z mojej rozpaczliwej potrzeby odnalezienia siebie.
Zanim wstaje słońce, wychodzę już spod prysznica i udaję się w pierwsze miejsce,
w którym, jak czuję, powinnam być.
Jak podejrzewałam, już nie śpi i zauważa mnie przez okno wykuszowe.
Payton otwiera mi drzwi z delikatnym uśmiechem, ze zmęczonym wzrokiem
i z nieładem na głowie.
– Ari, cześć. – Wprowadza mnie do środka i wraca do kuchni, gdzie przygotowuje
butelkę dla syna. – Co robisz tak wcześnie na nogach?
– Ja… Payton…
Odwraca wzrok w moją stronę.
– Przepraszam.
– Za co? – Marszczy brwi.
Kiedy posyłam jej porozumiewawcze spojrzenie, Payton wzdycha, podchodzi do
mnie i mocno mnie przytula.
– Uwierz mi, Ari. Rozumiem.
Kiwam głową, odwzajemniam uścisk i głośno wzdycham, wypuszczając ją z objęć.
– Nie przydałoby ci się trochę więcej snu?
Stresuję się, kiedy Payton zamiera i przez ramię rzuca mi krótkie spojrzenie. Ale
wtedy do mnie podchodzi.
– Przydałby mi się spokojny prysznic…
Przygryzając wargę, kiwam głową i biorę od niej butelkę.
Podchodzę do kołyski i szybko odwracam się do Payton, zanim odejdzie.
– Payton.
Zatrzymuje się.
– Dziękuję.
Ta tylko kiwa głową z uśmiechem i znika na końcu korytarza.
Przesuwam dłońmi wzdłuż pluszowego niebieskiego kocyka, a Deaton, kiedy mnie
zauważa, nie spuszcza mnie z oczu.
– Hej, kolego – szepczę i śmieję się, gdy porusza nóżkami.
Biorę głęboki wdech i delikatnie biorę go w ramiona, a jego ciche gruchanie
wywołuje ciepło w tych częściach mnie, które bałam się poczuć.
Kiedy siadam w bujanym fotelu z dzieckiem na rękach, do oczu napływają mi łzy.
Ale to nie łzy smutku. Nie wiem, z czego wynikają. Wszystko, co wiem, to to, że
dziecko w moich ramionach jest tak cenne… Z łatwością łapie butelkę, a jego rączki
chwytają moją dłoń, jakby starał się sam ją utrzymać. Cicho się śmieję.
– Już chcesz być mężczyzną.
Kiedy podnoszę wzrok, zauważam swojego brata przechodzącego przez kuchnię.
– Hej. – Mrużę oczy, przyglądając mu się. – Nie wiedziałam, że już wstałeś.
Mason kiwa głową i siada przy mnie, a kiedy tylko Deaton go zauważa, uśmiecha
się przy smoczku. Mason chichocze.
– Co tam, kolego?
– A może to ty nie wiedziałeś, że ja już wstałam. Mase?
Wzrusza ramionami i opada na kanapę obok mnie.
– Czasem rano tędy przechodzę. Parker często jest w pracy, a Kenra też ma swoje
zajęcia.
Mrużę oczy, ale on nic więcej nie mówi.
Patrzy to na mnie, to na dziecko, a jego twarz łagodnieje.
– Zastanawiałem się, kiedy tu przyjdziesz.
– Tak – szepczę, muskając palcami miękkie włoski Deatona. – Ja też.
Trzymanie w ramionach niemowlęcia daje takie poczucie spokoju jak nic innego
na świecie. Tak jakby czas spowalniał, a oddech przychodził łatwiej, wstrzymywany,
a jednocześnie głęboki; jakby niezrównane ciepło wypełniało cię od stóp do głów.
– Wszystko w porządku? – szepcze Mason.
– Tak – odpowiadam szczerze, przesuwając opuszką palca po miękkich policzkach
maluszka. – Żałuję, że przez kilka ostatnich tygodni nie spędziłam z nim więcej czasu.
Spoglądam na brata, a on kiwa głową, ale marszczy czoło, kiedy patrzy na
chłopczyka w moich ramionach.
– Gdybyś spędziła, byłoby ci trudniej jutro wyjechać.
– Tak?
Mason patrzy na mnie.
– Czy tobie będzie trudniej jutro wyjechać?
Jego klatka piersiowa się unosi, ale znów nic nie mówi, a mnie przepełnia troska.
– Mase… – Kręcę głową. – Ona nie jest na to gotowa.
– Wiem. – Mój brat przenosi wzrok na Deatona.
Po kilku minutach, kiedy odkładam dziecko z powrotem do kołyski, Mason znów
się odzywa.
– Ari, co zrobisz? – pyta. – Z Noah i Chase’em?
Odwracam się do niego, kręcąc głową.
– Nie wiem.
– Co podpowiada ci serce?
Ogarnia mnie zawstydzenie, kiedy szepczę:
– Że pragnę tego, czego od zawsze pragnęłam, i może to wreszcie jest moje.
– Że on jest wreszcie twój, to chciałaś powiedzieć?
Spuszczam wzrok, a on mówi dalej:
– Znam cię i wiem, że dowiedzenie się wszystkiego o sobie i Noah sprawiło, że jest
ci trudniej.
– Ja po prostu… Nie chcę nikogo zranić.
Mason wzdycha, a na jego twarzy maluje się łagodność.
– Wiem, że nie chcesz, ale bez względu na to, co się wydarzy, ktoś będzie zraniony,
siostrzyczko. Tego nie da się uniknąć.
– Tak, wiem.
Moi rodzice zawsze mówili mi, że powinno się podążać za głosem serca, bo ono
nigdy nie sprowadzi cię na manowce, ale moje sobie nie radzi.
Bo kiedy serce wskazuje drogę, ciało i umysł powinny za nim podążać.
Moje nie podążają, a ja nie mam pojęcia, co z tym zrobić.
Cam i ja spędziłyśmy ten dzień na rozpakowywaniu się, a mama w tym czasie
czyniła cuda w naszej małej kuchni: uzupełniła zapasy i ułożyła rzeczy w szafkach, do
których wrzucałyśmy wszystko, jak leci, w pośpiechu. Przygotowuje steki i purée
ziemniaczane, a chłopaki przychodzą na pierwszy wspólny obiad po powrocie na
studia.
Kilka godzin później wszyscy wracają do domów, a ja zamykam się w swoim
pokoju.
Otwieram okno, żeby lepiej słyszeć szum deszczu, wyciągam spod łóżka kalendarz
i przed nim siadam.
Dasz radę.
Dopinguję sama siebie, a potem otwieram go na wrześniu.
Nie ma tam nic poza kilkoma zapiskami o kolokwiach i meczach, jakby trzeba było
mi o nich przypominać, więc przewracam go na kolejną stronę.
Otwieram usta i podnoszę go bliżej do oczu.
Poza pierwszym przy prawie każdym tygodniu zakolorowane są co najmniej dwa
kwadraciki, a w nich znajdują się zapiski z moimi planami. Planami, które nie wiem,
czy zrealizowałam, choć ze względu na drobne bazgroły pod nimi wydaje mi się, że
tak. A wtedy znów odwracam stronę i prawie tracę oddech. Październik to było nic
w porównaniu z listopadem.
Gotowanie z Noah.
Noc filmowa z Noah.
Wycieczka z Noah.
Mecz Noah.
Mniej więcej w połowie miesiąca przestałam dodawać jego imię, ale plany
wyglądają bardzo podobnie. Wypełniony jest cały miesiąc, a bazgroły na dole kartki
przedstawiają jakieś jedzenie i cytaty z filmów, górę i krople wody.
Uśmiechające się serduszka.
Przewracam kartkę na grudzień i coś ściska mi się w piersi.
Kręcę głową, czytając wszystko dokładnie, i ogarnia mnie niepokój. Po kilku
pierwszych dniach kalendarz zaczyna wyglądać kompletnie inaczej.
Kilka razy napisałam „Przykro mi”, a wokół brzegów kartki rozciągają się złamane
serca i przekleństwa.
– Coś się wydarzyło – szepczę do siebie.
Ale co?
Czy on mnie zostawił?
Zranił mnie?
Czy my w ogóle byliśmy parą, czy to było… Kim dla siebie byliśmy?
Wtedy docieram do ostatniego zapisku na stronie.
Dwudziesty trzeci grudnia, więc już po wypadku. „Odebrać KK” i adres.
Googluję to i dowiaduję się, że to drukarnia niedaleko kampusu. Próbuję do nich
dzwonić, ale jest zamknięte.
Przez resztę nocy zastanawiam się, co mogłam zamówić, a kiedy nastaje ranek,
jestem całkowicie gotowa, żeby się tego dowiedzieć. Ale dziś zaczynają się zajęcia,
więc cokolwiek to jest, będzie musiało poczekać.

Dziś rano obudziłem się z trochę mniejszym ciężarem na ramionach.


Nadal nie jest dobrze, i długo nie będzie, ale sama do mnie przyszła. Popatrzyła na
mnie tak jak dawniej.
Poczuła to, co ja.
Poczuła to całą sobą, choć tego nie zrozumiała. Powinienem był się zamknąć i ją
pocałować. Ale pocałowanie jej byłoby najokrutniejszą torturą, a nie jestem pewien,
ile jeszcze mogę znieść. Nie ma już ze mną mamy, z którą mógłbym o tym
porozmawiać, a nie będę zawracać swoim przyjaciołom głowy problemami, których
nie mogą rozwiązać.
To było najdłuższe sześć tygodni mojego życia, ale tli się we mnie nadzieja, że już
będzie lepiej.
Wróciliśmy na kampus. Wróciliśmy do pędu studenckiego życia. Mam nadzieję, że
gdziekolwiek pójdzie, gdziekolwiek spojrzy, zobaczy mnie, tak samo jak ja widzę ją.
Widzę ją przy fontannie, obok której siedzieliśmy tamtej nocy, gdy znalazłem ją
w barze.
Widzę ją w kawiarni i przy stolikach na zewnątrz.
W bibliotece i na bieżni.
Na siłowni, boisku i każdym innym centymetrze tego miejsca, bo trzymałem ją za
rękę w każdej jego części. Całowałem ją w każdym jego kącie.
Kochałem ją potajemnie, choć nie jestem pewny, czy to była aż taka tajemnica.
Myślę, że ona o tym wiedziała.
Mam nadzieję, że pokazałem jej, ile dla mnie znaczy.
Ile zawsze będzie dla mnie znaczyła.
Nawet jeśli nie będzie moja, ja zawsze będę jej.
To tortura.
Ale to prawda.
Nie ma powrotu od dziewczyny takiej jak ona.
Mam nadzieję, że to się nie wydarzy, ale gdy tylko wychodzę z kawiarni,
przypominam sobie, dlaczego tę nadzieję porzuciłem dawno temu, po drugim udarze
swojej mamy.
Ari stoi obok budynku z miętową latte w dłoni, na pewno tak samo gorącą jak ta,
która teraz parzy moją dłoń. Obok niej stoi Chase.
Moja ukochana uśmiecha się do mężczyzny, który nie jest mną. Mój uśmiech znika
kompletnie, kiedy on obejmuje ją ramieniem.
Chowam się w cieniu drzewa, kiedy ruszają w moją stronę, i zamykam oczy, gdy jej
radosny śmiech grozi wyrwaniem mi serca z piersi.
Wychodzę, gdy tylko znikają, i wyrzucam nietkniętą kawę, którą jej kupiłem.
Mam zajęcia za godzinę, ale to nieważne.
Nogi same prowadzą mnie do samochodu, a samochód na autostradę.
Tę samą autostradę, którą jechałem z nią więcej razy, niż umiem zliczyć.
Jest dokładnie tak, jak mówiłem – ona jest wszędzie.
Moja Julia.
Śmieję się gorzko i kręcę głową.
Może koniec naszej historii był znany od początku.
Jeśli ja jestem Romeem, a ona Julią… Może to ja zgotowałem nam ten los już
pierwszego dnia. Zakazana miłość – tylko w naszej historii zakazana przez los.
Może byłem jedynie chwilowym zastępstwem, jak powiedział mi Mason.
Może nie jestem mężczyzną z jej snów, tylko dublerem, który wykonał szlachetną
robotę. Który zaprzyjaźnił się z załamaną dziewczyną. Który pokazał jej, co to znaczy
być ważną dla mężczyzny, jak to jest być kochaną. Teraz wie, że jest warta
wszystkiego, co najlepsze na świecie, i że zasługuje na jeszcze więcej.
Ari jest już wystarczająco silna, żeby żądać tego, czego zawsze pragnęła. A osoba,
od której tego chce, jest teraz gotowa jej to dać.
ROZDZIAŁ 51

Zanim kończę zajęcia i udaje mi się przekonać Masona, żeby pożyczył mi tahoe,
drukarnia jest znów zamknięta. Nie mogli powiedzieć mi za wiele przez telefon, ale
potwierdzili, że mają moje zamówienie, które kurzy się na półce i czeka na odbiór.
Chase dzwonił kilka razy, ale po jego niespodziewanym pojawieniu się dziś rano,
kiedy chciałam w samotności pozwiedzać kampus, czego mógł się domyślić, nie
odebrałam.
Na szczęście Mason zgadza się podrzucić mi klucze i samochód jutro rano, więc
podejmuję stanowczą decyzję, że nie pójdę jutro na zajęcia.
Przed położeniem się do snu piszę maile do wszystkich prowadzących, żeby za
nieobecność nie wyrzucili mnie z grupy, a następnego ranka ruszam w drogę kilka
minut przed otwarciem drukarni.
Dotarcie do niej zajmuje mi jakieś piętnaście minut. Uśmiecham się na widok
wielkiego neonu nad drzwiami, który głosi: „Paper Dreams and Things”.
Gdy wchodzę, kobieta za ladą posyła mi uśmiech i odwraca się do wielkiej ściany
wypełnionej pudełkami.
– Spodoba ci się, jak wyszło. – Kręci głową i kładzie przede mną karton wielkości
pudełka po butach. – Wyjmijmy, żebyś mogła sprawdzić, czy wszystko jest
prawidłowo – mówi i zaczyna ciągnąć za złotą wstążkę, ale ja unoszę rękę.
– Nie, chwila – rzucam.
Kobieta nieruchomieje.
– Ja… yyy… wygląda ślicznie z tą wstążką. Nie chciałabym tego zepsuć. Jestem
pewna, że wyszło idealnie. – Kiwam nerwowo głową.
– Och, żaden problem. – Sprzedawczyni składa kilka kartek papieru i kładzie je na
pudełku, a potem je do mnie przysuwa. – Och, zapomniałabym. To… – Zdejmuje
karteczkę przyklejoną z boku kartonu i kładzie ją na pozostałych. – Przyszła tu kobieta
i zostawiła ten adres. Poprosiła, żebyś tam wróciła, kiedy to odbierzesz. Chyba
próbowała się też z tobą kontaktować.
– Tak, przepraszam. Mam zawaloną skrzynkę mailową.
– Jasne, kochanie, miłych ferii – mówi i tak po prostu odwraca się do następnego
klienta.
W napięciu zanoszę pudełko, nie cięższe niż para butów, do samochodu.
Zamiast je otworzyć, wpisuję w nawigację adres z karteczki i piętnaście minut
później wjeżdżam na parking, którego wolałabym już nigdy więcej nie widzieć.
Gaszę silnik i wysiadam w nadziei, że dobrze trafiłam. Trochę niepewna,
podchodzę bliżej i dostrzegam nazwę.
Centrum Rehabilitacyjne Tri-City.
Pamiętam to miejsce. Byłam tu na wizycie kontrolnej.
Biorę głęboki wdech, wchodzę do środka i natychmiast czuję falę mdłości.
Kobieta w okienku uśmiecha się do mnie i macha, bym do niej podeszła.
Podchodzę więc wolnym krokiem, a ona odkłada słuchawkę telefonu i uśmiecha się
promiennie.
– Wpisz się, kochanie. Do kogo przyszłaś?
– Och, yyy…
– Ari?
Gwałtownie odwracam głowę w lewo i zauważam kobietę w wieku mojej mamy,
która idzie w moją stronę z dokumentami w dłoni.
– Dzień dobry.
– Tak się cieszę, że udało ci się wpaść! Od wielu dni próbowałam się z tobą
skontaktować. Miałam zadzwonić do Noah, ale kazała mi obiecać, że tego nie zrobię.
Moje serce bije jak szalone, ale kiwam głową.
Kto kazał jej obiecać?
Kobieta marszczy brwi i powoli wchodzi za biurko.
– Daj mi chwilkę, dobrze?
– Tak, jasne. – Przełykam ślinę, zastanawiając się nad ucieczką, choć nie wiem
czemu. Czuję, jak spada na mnie ciężar, grożący, że mnie pokona.
Nie więcej niż dziesięć minut później kobieta wraca z zamkniętą kopertą, w której
znajduje się coś twardego.
– Przepraszam. Proszę. – Wręcza mi ją i dodaje łagodnie: – Tak mi przykro
z powodu waszej straty, ona była tu uwielbiana.
Uśmiecham się, spięta, i kiwam głową.
– Uważaj na siebie, Ari.
– Dzięki, Cathy.
Po tych słowach wychodzę, ale zamieram w bezruchu, gdy tylko znajduję się przed
budynkiem.
Cathy.
Jak…
Staram się otrząsnąć, ale teraz jestem jeszcze bardziej zmieszana niż wcześniej.
Wracam na kampus na drżących nogach i biegnę do swojego pokoju. Na szczęście
Cameron nie ma w domu, więc zamykam drzwi i kładę przed sobą pudełko i kopertę.
Mijają minuty, a może nawet godziny, a ja się nie ruszam. Chodzę po pokoju
i czeszę się kilkanaście razy, nie spuszczając oczu z leżących na kołdrze przedmiotów.
Dzwoni mój telefon, ale go ignoruję.
Burczy mi w brzuchu, ale na to też nie zwracam uwagi.
– Pieprzyć to.
Wskakuję na łóżko, rozrywam kopertę i wysypuję z niej zawartość.
Otwieram usta, kiedy wypadają z niej kolejna zaklejona koperta oraz złożona karta
zaadresowana do mnie.
List.
To list.
Zajmuje mi to chwilę, ale wreszcie znajduję w sobie odwagę, by go otworzyć,
i kładę go przed sobą.
Chwytam poduszkę, żeby się podeprzeć, przykładam do niej usta, przytulając ją do
siebie, i wstrzymuję oddech.
A potem zaczynam czytać.
Droga Arianno,
nie jestem pewna, jak zacząć ten list, więc po prostu przejdę do rzeczy i powiem Ci,
Moja Słodka Dziewczynko, że jesteś darem, którego nigdy nie spodziewałam się otrzymać.
Jesteś darem. Takim, który pozwolił mi odetchnąć po raz pierwszy od bardzo długiego
czasu. Ukoiłaś moje codzienne troski i w końcu mogę się poddać i spocząć.
Co to znaczy? Cóż, to znaczy, że mój umysł i moje serce są wreszcie w zgodzie z ciałem.
I jeśli dobrze rozumiem znaki, które daje mi moje ciało, to go opuściłam.
Opuściłam swojego syna.
Jeśli jeszcze się tego nie domyśliłaś, ten list jest ode mnie, Lori Riley, matki Noah.
Biorę głęboki wdech i mocniej ściskam poduszkę.
Wiem, że mnie nie pamiętasz – jesteśmy dobrymi przyjaciółkami, ale o tym zaraz.
Wróćmy do Noah.
Jak wiedziałaś, byłam jedyną osobą, którą miał na tym świecie. Całe jego życie byliśmy
tylko ja i on. I mimo że nie zmieniłabym niczego w tym, jak żyliśmy, zaczęłam żałować
wielu rzeczy. Wraz z żalem pojawiła się uraza, która skierowała się prosto we mnie.
Nie zdawałam sobie sprawy, że kochając go, wlewając każdy gram energii, którą
miałam, w nasze życie i jego przyszłość, nie zostawiłam miejsca na więcej, na coś, czego
nie uświadamiałam sobie aż do swojego pierwszego udaru, kiedy Noah był w ostatniej
klasie liceum.
Od tego dnia z tyłu mojej głowy ciągle czaił się strach.
Strach, że coś mi się stanie, a mój syn zostanie na świecie całkiem sam.
A wtedy zdarzył się drugi udar; ten, po którym trafiłam tutaj.
Strach stał się paraliżujący, ale starałam się go ukryć, wykorzystując do tego ostatki
energii, jaka mi pozostała. Były dni, kiedy ledwie mówiłam, ponieważ moje ciało
podpowiadało mi, że nadszedł już czas. Że muszę się z tym pogodzić i odpuścić. Ale nie
mogłam. Jeszcze nie. Nie wtedy, kiedy Noah zostałby sam ze złamanym sercem. Nigdy nie
odczułam większej klęski.
Byłam kobietą, która do niedawna była dumna z tego, jak samotnie wychowała syna
na tak wspaniałego mężczyznę, i nagle siebie znienawidziłam. Tonęłam w bezsilności,
z której nie widziałam ucieczki. Powoli więdłam na oczach swojego syna, choć starałam się
jakoś trzymać.
Porażka mnie pochłonęła.
A wtedy poznałam Ciebie.
Łzy cisną mi się do oczu. Podnoszę kartkę i przysuwam ją bliżej.
Czułam się tak, jakbym Cię znała, jeszcze zanim Cię spotkałam, i pokochałam Cię w tej
samej chwili.
Tak jak powiedziałam tamtego dnia, kiedy poprosiłaś mnie o pomoc w przygotowaniu
prezentu dla mojego syna, wetchnęłaś w niego życie. Minęło wiele czasu od momentu,
kiedy jego oczy lśniły. Od momentu, kiedy jego uśmiech był prawdziwy, a nie wymuszony
dla mnie. Nie chcę powiedzieć, że nie był szczęśliwy. Był. Zrobił wszystko, co sobie
postanowił, i zasłużył na miejsce na Avix. To coś, wiem o tym, co zrobił tak naprawdę dla
mnie. Więc tak, był szczęśliwy, ale jego szczęście nigdy nie trwało dłużej niż do zmroku.
Mój syn kroczył przez życie z wielkim ciężarem na ramionach i z tego powodu odciął się od
tego, czego człowiek potrzebuje, by żyć dalej.
Dopóki nie pojawiłaś się Ty.
Zakochał się w Tobie, Arianno, może nawet tego samego dnia, w którym Cię poznał.
Cierpiałaś, a on pragnął być powodem, dla którego wyzdrowiejesz. I był.
Słodka Arianno, mój Noah stał się Twoim Noah i, Kochanie, był dla Ciebie wszystkim,
tak samo jak Ty dla niego.
Także się w nim zakochałaś i nigdy się nie poddaliście.
Z miłością
Lori, matka na zawsze dłużna kobiecie, która kocha jej syna
Łzy płyną z moich oczu, kiedy czytam ostatnie zdanie, a potem przechodzę do
tekstu, który znajduje się pod nim. Jest napisany w obcym języku.
Non temere la caduta, ma la vita che nasce dal non aver mai saltato affatto.
Przysuwam palce do napisu i powoli przeciągam po nim opuszkami.
Przed moimi oczami pojawia się błysk i zamieram.
Kolejny błysk.
I znowu.
A wtedy papier się przemienia.
Nagle moje palce śledzą litery nie na papierze, ale na opalonej, gładkiej piersi
mężczyzny. Mężczyzny, który leży na moim łóżku.
Czuję dreszcze, kiedy jego dłoń przykrywa moją; słyszę jego urywany oddech,
kiedy przesuwa moją rękę po swoim gorącym ciele, a ja podążam do jego ust.
Wtedy całuje wierzch mojej dłoni i podnosi się z poduszek, aż jego oddech muska
moją skórę. Pochyla się, a ja zamykam oczy i pojawia się przed nimi błysk błękitu.
Ale nie po prostu błękitu.
Jest głęboki i bezdenny.
Wyraźny i wspaniały jak środek oceanu albo górskie niebo nocą.
Jego oczy, czułe i bezkresne, i wpatrzone w moje.
– Julio…
Biorę głęboki wdech, duszę się. List wypada mi z rąk i zataczając się, schodzę
z łóżka. Uderzam o ścianę i zsuwam się po niej na podłogę.
Nie widzę tego, co jest teraz przede mną, ale widzę.
Widzę jego.
Widzę noc przy ognisku i noc w klubie.
Widzę poranną kawę i wspólne gotowanie.
Widzę łódki w parku rozrywki i jego usta tuż przy moich.
Czuję na sobie jego dłonie, kiedy siedzę na kuchennym blacie, i żar jego
spojrzenia.
Ciepło jego ciała.
Bicie jego serca… tuż przy moim.
Czuję go. Na całej sobie.
Wszędzie.
Uderza we mnie fala tęsknoty pozbawiająca mnie powietrza, a moim ciałem
wstrząsa szloch.
– O mój Boże, Noah…
ROZDZIAŁ 52

Gdybym mogła cofnąć się w czasie, wiele rzeczy zrobiłabym inaczej.


To smutne, jak mocnego potrzeba ciosu, żeby się czegoś nauczyć.
Jak strata wstrząsa tobą bardziej niż miłość.
Miłość boli, ale jest błogosławieństwem, jest czymś, czego chciałbyś doświadczyć.
Strata powoduje cierpienie, ale jest konieczna, jest czymś, czego m u s i s z
doświadczyć.
Strata sprawia, że ludzie uświadamiają sobie, czego pragną. Rozpala ognisko
w ślepej uliczce i prowadzi cię przez płomień, spalając wszelką niepewność, która
staje na twojej drodze. Wiedzie cię do odkrycia, czego chcesz, ponieważ życie jest
krótkie. Za krótkie.
I nieprzewidywalne.
Strata zmusza cię do uświadomienia sobie, bez kogo nie możesz żyć, a kogo
możesz stracić. Strata czyni cię nierozważnym, ponieważ… uwalnia cię.
A to przynajmniej zrobiła mnie.
To dziwne, że osoba uwięziona we własnym umyśle idzie przez życie bez strachu.
Strach jest jedyną rzeczą, której chyba nie czułam przez cały ten czas.
Byłam zdenerwowana, niespokojna i niepewna, na skraju załamania, jednak nigdy
się nie bałam.
Ale teraz się boję.
Jestem kurewsko przerażona.
Bo zaraz złamię czyjeś życie.
Mówi się, że kochanie kogoś całym sobą to najbardziej bezinteresowna rzecz, jaką
możesz zrobić, ale ja uważam, że jest wprost przeciwnie.
Miłość sprawiła, że stałam się samolubna, bo nie mogę już żyć bez mężczyzny, do
którego należy moje serce. Mężczyzny, do którego ono n a p r a w d ę należy.
Tej nocy wiele myślałam. Zastanawiałam się nad ostatnimi czterema latami
swojego życia, a kiedy dziś się obudziłam, poczułam, że po raz pierwszy widzę
wyraźnie.
To znaczy, że muszę złamać serce mężczyzny, którego jedyną winą jest to, że
pragnę kogoś innego.
To będzie trudne.
Może nawet druzgocące.
Ale, jak powiedziałam…
Miłość sprawiła, że stałam się samolubna.
Strata sprawiła, że przejrzałam na oczy.
I że pragnę mieć to, bez czego nie mogę żyć.
Dlatego właśnie już jestem przy drzwiach.
Już czas, żeby się dowiedział, na czym stoi.
Że to jest prawdziwe.
I na zawsze.
Przebiegam po dwa stopnie naraz, a kiedy docieram do wejścia, przed moimi
oczami pojawia się mężczyzna, z którym chciałam się zobaczyć.
Od razu mnie zauważa. Patrzy mi w oczy, a na jego ustach pojawia się łagodny
uśmiech.
Odwzajemniam go.
– Dzwoniłem.
– Wiem.
Chase wyciąga do mnie rękę, a ja ją łapię.
ROZDZIAŁ 53

Nic nie może zmusić mężczyzny do zmierzenia się ze swoimi uczuciami do kobiety
oprócz zainteresowania innego mężczyzny.
Tak powiedział Noah tamtego dnia, gdy się poznaliśmy.
Chase siedział po drugiej stronie ogniska i z obawą obserwował, jak mężczyzna,
którego dopiero spotkałam, przykuł moją uwagę.
Wtedy zaczęła się nasza historia.
Masaż w salonie.
Lody w kuchni.
Noc na plaży.
Przekroczyliśmy tamtą granicę, tę, zza której – jak mówią – nie ma już powrotu,
a jednak wróciliśmy.
Chase dokonał wyboru i mimo że byłam zraniona, zrozumiałam.
Uszanowałam jego decyzję, a potem rozpadłam się na milion kawałków.
I wtedy pojawił się Noah.
Stopniowo znów złożył mnie w całość. Zakochałam się, a później mój świat
wywrócił się do góry nogami i zrozumiałam, że już kochałam. Wcześniej.
O wiele wcześniej.
Będąc w tym miejscu, w którym jestem dzisiaj, rozumiem to, czego nie rozumiałam
wtedy. Piękno łagodnego dotyku, tęsknotę w skradzionym spojrzeniu. Te rzeczy
wracały do mnie gwałtownymi falami, każda w innym czasie.
Po tym, jak dostałam numer Noah na serwetce.
Po tym, jak włożyłam bluzę z jego numerem.
Po tym, jak zabrałam to, co wcześniej oddałam, i zaproponowałam to innemu.
A tym razem mężczyzna, którego błagałam o przyjęcie mnie, nie tylko
odwzajemnił moją miłość.
On pokochał mnie pierwszy.
Kiedy Chase to sobie uświadomił, wstrząsnął nim strach i wyciągnął go z kąta,
w którym sam się ustawił. Ale wtedy było za późno.
Już mnie nie było.
Kiedy myślę o tamtym czasie, nie czuję już smutku. Nie czuję się odrzucona ani
oszukana. Rozumiem teraz, że to wszystko musiało się tak potoczyć. Chase musiał być
tym jedynym albo wszystko mogło skończyć się inaczej.
Myślę, że on też o tym wie, dlatego spuszcza zielone oczy na swoje zaciśnięte
dłonie, kiedy pyta:
– Więc… yyy… gdybym cię wtedy nie odepchnął? Gdybym walczył o ciebie od
początku?
Przenosi wzrok na mnie, choć zajmuje mu to chwilę.
– Wtedy to ja byłabym tą, która cię zrani – odpowiadam łagodnie, ale szczerze.
Chase kiwa głową. Rozumie, co do niego mówię. Ogarnia go poczucie winy
i wzdycha.
– Naprawdę mi przykro, Ari. Poważnie. Cholernie żałuję, że cię zraniłem,
i chciałbym, żeby wszystko potoczyło się dla nas inaczej, ale rozumiem. Szczerze
mówiąc, rozumiałem już od dawna. Widziałem, jak go kochałaś, i kiedy nagle
przestałaś go pamiętać, pomyślałem, że może to oznacza, że od zawsze powinnaś być
moja. Nie powinienem był się wtrącać. Powinienem czekać na twoją decyzję i być przy
tobie, kiedy tego potrzebowałaś… jeślibyś potrzebowała. Bałem się i nie mam innego
usprawiedliwienia. Jest mi wstyd. I zależy mi na tobie. Mam nadzieję, że o tym wiesz.
– Wiem. – Kiwam głową, a kiedy wstaję, on robi to samo i mnie przytula. – Muszę
już iść – szepczę.
– Tak, idź. – Wypuszcza mnie z objęć i patrzy na mnie ze smutnym, ale dodającym
otuchy uśmiechem. – Cieszę się z twojego szczęścia, Arianna. Zasługujesz na kogoś
takiego jak Noah.
Z uśmiechem odwracam się i odchodzę.
To, co powiedziałam Chase’owi, to prawda.
Gdyby on nie skrzywdził mnie na samym początku, to ja skrzywdziłabym go
w inny sposób, ponieważ i tak odnalazłabym Noah. Nie mam żadnych wątpliwości.
Nie wątpię też, że teraz dokładnie wiem, gdzie go znajdę.
Słońce chyli się ku zachodowi, kiedy zjeżdżam z drogi i modlę się w duchu, żeby
ciągle tam był. I nie zawodzę się. Gdy tylko wyjeżdżam zza zakrętu, zauważam jego
samochód, więc parkuję tahoe, zabieram rzeczy z siedzenia i wbiegam na niewielkie
wzniesienie.
Kiedy docieram na szczyt, czuję ciepło w całym ciele. Siedzi dokładnie tam, gdzie
spodziewałam się go zastać, a ostatnie promienie słońca komponują na ziemi idealną
sylwetkę Noah.
Moje kroki są prawie bezgłośne, ale on i tak wie, że się zbliżam. Odwraca się tak
szybko, że aż podskakuję.
Otwiera szerzej oczy, a potem je mruży i szybko chowa coś do kieszeni. Udaje mi
się jednak dostrzec, co to było.
Ściska mi się serce, kiedy przy nim klękam. Jestem odwrócona w jego stronę, a on
patrzy przed siebie.
Odkładam swój plecak na bok i posyłam mu delikatny uśmiech, walcząc z kłującym
uczuciem, które zaraz wywoła łzy.
– Mogę spojrzeć?
Oczy Noah zachodzą łzami. Nie spuszczając ich ze mnie, sięga do kieszeni
i wyjmuje to, co próbował ukryć. Piłka, ale nie zwykła piłka futbolowa.
Maleńka, biała, puszysta piłeczka, nie większa od jego dłoni.
Biorę ją do ręki, obracam między palcami i coś ściska mi się w gardle.
Z przodu, w miejscu, w którym powinien znajdować się szew, miękką żółtą nitką
wyszyto napis „Maleństwo Riley”.
– To… To dla… – Przełykam ślinę i patrzę mu w oczy.
Noah mocno zaciska zęby, ale udaje mu się kiwnąć głową.
– Nawet nie mogliśmy go pokochać. Jej. – Głos mi się łamie i zaczynają płynąć
łzy. – Nie mieliśmy nawet jednego dnia.
Noah zamiera, a jego wzrok uważnie obejmuje moją twarz.
Trzymając blisko siebie piłeczkę, sięgam do plecaka i po omacku wyjmuję coś ze
środka.
Drżącymi rękami kładę między nami małą torebkę. Staram się opanować drżący
głos, ale mi się nie udaje, kiedy znów spoglądam w jego oczy.
– Wszystkiego najlepszego, Noah.
Jego nos czerwienieje i Noah porusza nim w gwałtownym oddechu.
– Julio…
– Otwórz – szepczę.
Jego ciało drży, kiedy najpierw wyjmuje z torebki bibułkę, a potem zauważa, co jest
w środku – tylko tania piłka futbolowa, taka sama, jaką zawsze na urodziny dawała mu
mama. Dziś jej tu nie ma. Do oczu napływa mu jeszcze więcej łez.
Noah spuszcza głowę i chowa twarz w dłoniach; jego ramionami wstrząsa niemy
szloch, a wtedy mój staje się jeszcze bardziej wzburzony.
Pochylam się w jego stronę, a kiedy dotykam jego dłoni, spogląda w moje oczy i to
zauważa.
Zauważa mnie.
Podnosi ręce i delikatnie obejmuje moje policzki, a ja pochylam się, spragniona
jego dotyku. Kładę dłonie na jego dłoniach, przytrzymując je przy sobie, gdy wpatruje
się we mnie z tęsknotą.
– Kochanie… – szepcze rozpaczliwie. – Wróciłaś do mnie?
– Mój Boże, Noah. – Dławię się własnymi łzami i przyciskam czoło do jego czoła. –
Tak mi przykro. Tak strasznie, strasznie mi przykro. Przepraszam, że nie było mnie
przy tobie, kiedy umarła; przepraszam, że musiałeś przechodzić przez to sam i po
prostu… Tak mi przykro. – Płaczę, ściskając jego dłonie. – Opuściłam cię.
– Ciii, kochanie, nie. – Głośno przełyka ślinę i kręci głową. – Nie przepraszaj. Nigdy
mnie nie przepraszaj. Po prostu musiałaś znaleźć drogę powrotną. – Zamyka oczy. –
Myślałem, że cię straciłem. Jesteś moja? – Jego zmartwiony głos jest cichszy niż
drżący szept. – Proszę… powiedz, że jesteś moja.
Gwałtownie kiwam głową i głaszczę jego twarz.
– Zawsze. Na zawsze.
Noah wzdycha ochryple i cały drży.
– Powiedz to.
Otwieram szeroko oczy i patrzę prosto w jego, szepcząc:
– Przysięgam.
Noah, nie wahając się ani chwili, przyciska usta do moich.
Pocałunek jest mocny i głęboki, oszałamiający i pobudzający. Mówiący, że jestem
jego.
Tym pocałunkiem jego dusza obiecuje mojej, że bez względu na to, co się wydarzy,
to jest dom.
O n jest domem.
EPILOG

Walentynki
Przez ostatnie trzy tygodnie Noah i ja wzrośliśmy zarówno jako para, jak i jako
jednostki. Razem zdecydowaliśmy, że zrobimy sobie wolny semestr, żebyśmy mogli
przepracować wszystko, co się wydarzyło, i się z tym pogodzić. Moi rodzice byli więcej
niż wyrozumiali. Nie chciałam tego ze względu na Noah, żeby nie stracił ostatniego
semestru ani żeby nie kończył studiów z opóźnieniem, ale on sam to zaproponował.
Ze względu na to wszystko, co się działo, nie miał czasu, by jego rany mogły się
zagoić. W grudniu został rozdarty na pół, a w styczniu rozpadł się na milion
kawałków. Myślał, że mnie stracił, stracił nasze dziecko, a potem stracił matkę. Nie
tyle chciał odpocząć, ile bardzo tego potrzebował. My tego potrzebowaliśmy.
Nie spieszyliśmy się więc, bo zasługiwaliśmy na ten czas: spakowaliśmy rzeczy
z mojego pokoju w akademiku i z jego mieszkania kapitana, skoro i tak mieliśmy nie
wrócić na kampus przed jesienią, a wtedy na jego miejscu pojawi się nowy kapitan.
Wyjechaliśmy do domu moich rodziców. Tato zaskoczył nas niespodzianką – zamienił
swoje męskie pomieszczenia w przytulne małe studio i nalegał, żebyśmy zamieszkali
w nim razem z Noah.
Wszyscy dziwili się, że nie zatrzymaliśmy się po prostu w domu na plaży, ale ja
chciałam nowego startu gdzieś, gdzie nie dzieliliśmy ze sobą bólu.
Jednak dziś są walentynki, a Noah chciał zabrać mnie w moje ulubione miejsce,
więc jak mogłabym mu odmówić?
Z długim, uspokajającym westchnieniem wyglądam przez okno, gdy wjeżdżamy na
podjazd. Moje podekscytowanie sięga zenitu i chcę od razu wyskoczyć z auta.
Więc gdy tylko Noah zatrzymuje samochód, sięgam do klamki, ale on w tym
momencie szybko blokuje drzwi. Odwracam głowę w jego stronę.
Z uśmiechem wysiada, podchodzi do mnie i przyciąga mnie do siebie. Staje między
moimi nogami i całuje mnie, zanurzając dłonie w moich włosach. Wdycham jego
zapach. Moja pierś unosi się, a ramiona otaczają jego szyję. Podnosi mnie z siedzenia,
obejmując moje pośladki, i przyciska mnie do samochodu.
– Powinniśmy wejść do środka – mówi między pocałunkami.
Mój puls przyspiesza, więc kiwam głową, napierając na niego, a on wtedy pozwala
mi stanąć na ziemi.
Kiedy okrążam maskę i biegnę do drzwi, nie mogę powstrzymać uśmiechu na myśl,
że przez cały weekend będziemy mieć dom na plaży dla siebie.
Przekręcam klucz w zamku i szybko się odwracam, opieram się o drzwi i patrzę, jak
zbliża się do mnie mój mężczyzna.
Przedłużające się oczekiwanie mnie wykańcza, sprawia, że zaraz serce wyrwie mi
się z piersi. Noah to wyczuwa i podejrzliwie unosi brew.
– Julio…
– Straciliśmy tyle czasu, Noah. Chcę go odzyskać.
– Kochanie… – Jego głos wypełnia się bólem. Wyciąga do mnie rękę, a wokół jego
twarzy pojawiają się głębokie zmarszczki.
Łapię go za nadgarstek, uwalniając swój policzek spod jego dotyku, i zaciskam jego
palce. Całuję wierzch jego dłoni, a on marszczy czoło.
Przekręcam klamkę, otwieram drzwi i wchodzę tyłem do środka, bo nie chcę
przegapić jego reakcji.
Kilka chwil zajmuje mu oderwanie ode mnie wzroku, ale wreszcie niechętnie
spogląda na salon.
Otwiera szerzej oczy, które wędrują po pomieszczeniu, aż w końcu wracają do
moich.
– Ari – ledwie szepcze.
Wyjmuję zza kanapy czerwono-białe czapki i podchodzę do niego Pochyla się,
ciągle patrząc mi w oczy, gdy wkładam mu na głowę czapkę mikołaja. Kiedy chcę
włożyć swoją, zabiera ją i robi to samo.
Obejmuje mnie i kciukiem muska moją dolną wargę, a ja łagodnie się uśmiecham.
Rozgląda się po salonie i zauważa białą choinkę stojącą w kącie. Jest przystrojona
czerwonymi i zielonymi lampkami i od góry do dołu pokryta lśniącymi srebrnymi
bombkami, a pod nią znajduje się tylko jeden prezent. Na każdej ścianie rozciągają się
kolorowe światełka, a z kominka zwisają dwie świąteczne skarpety.
– Wesołych świąt, Noah – szepczę.
Zaciska zęby, wpatrując się w choinkę, a potem zerka na kominek, przy którym
wiszą też komplet porcelanowych anielskich skrzydeł i wielka czerwona wstęga.
I wtedy znów mnie całuje. Powoli i czule. W mojej piersi pogłębia się ból, ale tym
razem wynikający z tęsknoty i miłości.
Łapię go za rękę i prowadzę do kuchni, pozbywając się jednocześnie naszych
czapek i rzucając je na podłogę, kiedy przechodzimy dalej.
Z sufitu zwisają srebrne i złote serpentyny, a confetti w tych samych kolorach
migocze na podłodze.
Puszczam jego rękę i podchodzę do kąta, gdzie włączam małą dyskotekową kulę
stojącą na wyspie kuchennej, która zaczyna się kręcić i roztaczać błyski na ścianach.
Wskakuję na blat i patrzę na Noah.
Jego pierś unosi się, kiedy rozgląda się po pomieszczeniu, wyciąga rękę i przesuwa
palcami po zwisającej nad nim serpentynie.
Patrzy na mnie z burzą emocji szalejącą w oczach.
– Chodź tutaj.
Podchodzi, a ja rozkładam przed nim nogi. Noah staje między nimi, kładzie dłonie
na moich udach i je ściska.
Biorę do ręki plastikową tiarę, wkładam ją sobie na głowę, a potem taką samą
umieszczam na czubku jego głowy.
Wręczam mu plastikową trąbkę i sama biorę drugą.
– Hej, Google – mówię do sztucznej inteligencji. – Wciśnij „play”.
Noah mruży oczy, a z głośników rozlega się odliczanie.
Usta Noah drgają, a ja cicho się śmieję.
Odliczam ostatnie cztery sekundy, a on dołącza do mnie, podnosząc trąbkę do ust.
Dmuchamy w nie jednocześnie.
Ale Noah szybko odrywa swoją od ust i pochłania mnie pocałunkiem. Tym razem
nie jest miękki ani powolny.
Jest głęboki i nieprzyzwoity, a wszystko we mnie się ściska.
Jęczę w jego usta, a kiedy w końcu się ode mnie odrywa, przygryza moją wargę,
mrucząc przeciągle.
– Szczęśliwego nowego roku. – Moje słowa są urywane, pełne pożądania, a jego
oczy ciemnieją.
Zamyka je i przyciska swoje czoło do mojego.
Ześlizguję się z blatu i staję na palcach, żeby pocałować go w kącik ust.
– Zaczekaj tu – szepczę. – Zaraz wracam.
– Kochanie… – Chwyta mnie za biodra, przytrzymuje, szukając moich ust, ale
umykam mu, śmiejąc się, gdy patrzy na mnie ostrzegawczo.
– Daj mi minutę, Noah. – Uśmiecham się i szybko odchodzę, rzuciwszy mu
ostatnie spojrzenie. – Zostań tu.
Biegnę do łazienki na dole, w której schowałam to, czego potrzebuję. Wiem, że
jeśli to zajmie mi więcej niż obiecaną minutę, zacznie mnie szukać.
Zdzieram z siebie legginsy i koszulkę i szybko się przebieram, ostrożnie wyjmując
strategicznie powpinane we włosy wsuwki. Spięte wyglądały, jakby były w nieładzie,
ale rozpuszczone układają się tak, jakbym dopiero zdjęła z nich wałki.
Wybiegam z łazienki, po drodze chwytając pilota do systemu stereo. Kiedy
wchodzę do kuchni, czuję, nie wiem czemu, nerwy kotłujące mi się w brzuchu.
On wyczuwa mój powrót i zerka na mnie przez ramię.
Całe jego ciało się napina i Noah odwraca się do mnie jakby w zwolnionym tempie.
Jego wzrok ląduje na moich stopach i powoli przesuwa się w górę; nie spieszy się,
chcąc przemierzyć dokładnie każdy skrawek mojego ciała, zanim dotrze do oczu.
Otwiera usta, prostuje się i głośno przełyka ślinę.
Moje serce bije szaleńczo. Przysuwam się bliżej, splatam nasze palce i powoli
ciągnę go za sobą.
Nawet nie patrzy, dokąd idziemy, nie stawia oporu. Wpatruje się w moją twarz, a ja
mogłabym się rozpłakać na widok jego zdziwionej miny.
Przesuwam drzwi, prowadzę go na tylny taras i klikam we włącznik tuż przy
wejściu.
Włączają się mrugające nad nami i dookoła nas światełka. Meble są przysunięte do
ścian, na wiśniowym drewnie tarasowym rozłożyłam niebieski dywan.
Noah mocno zaciska usta, kiedy stajemy na jego środku. Wie, co ma robić.
Bierze moją dłoń w swoją, a drugą kładzie na moich plecach.
Przyciąga mnie tak, że satynowa suknia przylega teraz do jego piersi.
– Spójrz za siebie – szepczę.
Noah mruży oczy i patrzy na mnie długo; a wreszcie odwraca wzrok do ściany, na
mały baner z napisem „Doroczna Gala Futbolowa Uniwersytetu Avix”.
Jego dłonie drżą tuż przy moim ciele i się zaciskają. Przyciąga mnie bliżej i znów
patrzy mi w oczy.
Uśmiecham się, naciskam „play” i rzucam pilota za siebie.
Gwałtownie podnosi głowę, kiedy z głośników rozlega się głos jego trenera.
Zatrzymuje się, słuchając miłych słów, które wypowiedział o nim tamtego wieczoru
człowiek prowadzący go przez cztery ostatnie lata; słów, które go ominęły.
Jego pierś unosi się i opada, a z ust wymyka mu się urywany oddech, kiedy do
mikrofonu podchodzi Trey i prosi mnie o przyjęcie nagrody w imieniu Noah. Noah się
śmieje i, mój Boże, to taki uspokajający dźwięk.
W następnej chwili już mnie do siebie przytula, mocno ściskając.
– Kochanie. – Wzdycha głęboko, odsuwa się i obejmuje dłońmi moje policzki. – Co
ty zrobiłaś?
– Mówiłam ci… – Łzy napływają mi do oczu. – Tak wiele nas ominęło, a ja nie
mogę się z tym pogodzić. Chciałam to odzyskać. Więc postanowiłam nam to dać. Nie
było mnie wtedy, kiedy powinniśmy świętować nasze pierwsze wspólne Boże
Narodzenie, sylwestra i Nowy Rok, i galę futbolową. – Kręcę głową. – Nie chcę
przegapić ani jednej rzeczy, która miała być nasza.
Jego oddech staje się urywany. Zbliża się do mnie i przesuwa ustami po moich.
– Kocham cię, Noah. Całą sobą, a nawet bardziej.
– Kocham cię, skarbie. Zawsze. – Jego oczy błyszczą, a dłonie drżą tuż przy moim
ciele. – Muszę cię poczuć.
Z szelmowskim uśmiechem zarzucam mu ramiona na szyję i szepczę:
– To zabierz mnie do sypialni.
Piszczę, kiedy w tej samej sekundzie zostaję przerzucona przez jego ramię i tak po
prostu… zaniesiona do swojego pokoju.

Przeskakuję po dwa stopnie naraz, a kiedy wpadamy do pokoju, nagle się


zatrzymuję. O cholera.
Kurwa.
Powoli opuszczam ją na podłogę i patrzę jej w oczy.
– Wesołych walentynek – szepcze z wypisaną na twarzy nieśmiałością.
Ściskam jej dłoń, ale szybko ją puszczam i podchodzę do leżącego na łóżku
kalendarza, wokół którego leżą rozrzucone płatki róż.
Pokój jest rozświetlony przygaszonymi czerwonymi lampkami, a w całym
pomieszczeniu są rozstawione świeczki na baterie. To coś, co zamierzałem dla niej
zrobić, mam nawet wszystkie rzeczy w torbie w bagażniku, ale to…
Kalendarz.
Rzecz, która przywiodła ją z powrotem do mnie.
Jednak to nie ten sam egzemplarz. Jest otwarty na lutym, obecnym miesiącu,
a zdjęcie na górze przedstawia ją w mojej bluzie sportowej. T y l k o w mojej bluzie.
Siedzi lekko na boku na zgiętych nogach, które – choć są delikatnie rozchylone –
niczego nie odkrywają. Bluzę ma włożoną tak, że guziki zakrywają jej sutki, ale
odsłaniają wzniesienie piersi, mostek i brzuch.
Jej brązowe włosy są rozpuszczone i gładkie, powieki pokryte złotym brokatem,
a gęste rzęsy pomalowane na czarno. Zgina ręce i trzyma w dłoniach kołnierzyk,
patrząc prosto w obiektyw. Spod rękawa wystają tylko pomalowane na niebiesko
paznokcie, które wydają się duże przy jej drobnej sylwetce.
Podnoszę go i patrzę na nią.
Uśmiecha się do mnie spod drzwi, a jej suknia odbija blask świec rozstawionych
w pokoju.
– Zaczekaj, aż zobaczysz to w twojej koszulce.
Czuję ciepło rozchodzące się w moim kroczu. Rzucam się w jej stronę, ale ona
wyciąga ręce i mnie zatrzymuje. Piorunuję ją wzrokiem.
Ari cicho się śmieje i przesuwa dłońmi po mojej piersi.
– Otwórz na lipcu.
– Pomalowałaś się czerwoną i niebieską farbą? – Wyobrażam to sobie: jej ciało
ociekające kolorami, bez niczego więcej na nim.
Znów się śmieje i łagodnie kręci głową.
Niecierpliwie przewracam kolejną kartkę, widzę sierpień i wszystkie moje mięśnie
słabną. Nawet nie pamiętam, że się cofnąłem, ale siedzę już na brzegu łóżka i patrzę
na nasze zdjęcie, które zrobiła nam pielęgniarka mojej mamy jeszcze w listopadzie.
Ale to nie to samo zdjęcie, które widziałem wcześniej. Nie to, na którym
uśmiechamy się do obiektywu, nie to, które mama miała w swoim pokoju, żebyśmy
wszyscy mogli na nie patrzeć. To jest zrobione chwilę wcześniej.
W tym momencie, w którym przepełniła mnie radość z wyrozumiałości Ari;
poprowadziła mnie wtedy do fontanny, zamiast przypisywać ból wspomnieniu
jesiennych dyni i bel siana.
Usiadłem wtedy i posadziłem ją sobie na kolanach, przesunąłem tak, by była
odwrócona bokiem do aparatu, z ramieniem przyciśniętym do mojej piersi i oczami
utkwionymi we mnie. Ujęcie przedstawia właśnie ten moment, kiedy na mnie
spojrzała, a ja to w niej dostrzegłem; to, co miałem nadzieję wtedy dostrzec, choć nie
odważyłem się uczynić swoim.
Jej miłość do mnie.
Jest tak niezaprzeczalna.
Moja Julia.
– Skąd… Skąd to masz? – mówię drżącym szeptem.
Podchodzi do mnie, staje między moimi nogami i podnosi moją głowę, zatapiając
palce w moich włosach.
– Twoja mama… zostawiła je dla mnie.
Czuję, że brakuje mi tchu. Łapię ją, zrzucając kalendarz na podłogę po drugiej
stronie łóżka.
– Jest więcej… – zaczyna, ale ciągnę ją w dół, opanowując jej usta, jakby były moje.
Bo są moje.
Każda, kurwa, jej część jest moja.
Całuję ją brutalnie; nasze języki splatają się, ssę ją, przygryzam jej usta, brodę,
szyję.
– Wszystko inne będzie musiało poczekać. Muszę w ciebie wejść. Teraz. Teraz,
natychmiast.
– To czemu ciągle masz na sobie spodnie?
Jęczę i rzucam ją na łóżko, a potem jednym szybkim ruchem zdejmuję dresy
i ustawiam się nad nią, między jej udami. W jej piwnych oczach pojawia się ten dziki
błysk.
Wsuwam dłoń pod jej sukienkę i zaciskam na udzie, a potem podciągam materiał.
– Czy to ta sukienka? Ta, którą miałaś włożyć dla mnie tamtej nocy?
Ari kiwa głową, oblizując usta i patrząc, jak moja ręka coraz bardziej zbliża się do
jej cipki.
– Mój ulubiony kolor.
Jęczę, a potem wszystkie moje mięśnie zaciskają się, kiedy przesuwam dłonią
wzdłuż jej uda i na końcu nie znajduję miękkiej bawełny ani jedwabnego sznureczka.
Nie ma majtek.
Ari przygryza wargę i wciska głowę w poduszkę, posyłając mi znaczący uśmieszek.
– Dokładnie to znalazłbyś tamtej nocy. Mnie, odsłoniętą dla ciebie.
Jęczę i klękam na materacu, pochylając się tuż nad jej łechtaczką.
Wyciągam język i przesuwam nim tak szybko, że Ari nie ma nawet sekundy, by
nacieszyć się żarliwym oczekiwaniem. W jej oczach pojawia się cień tego blasku,
a wtedy swoim gorącym oddechem owiewam jej cipkę. Jej pierś się unosi.
– Nie drocz się ze mną.
– Jaką masz na to piosenkę? – Ściskam w palcach jej łechtaczkę, a ona wije się pod
moim dotykiem.
Otwiera usta, a kiedy nic się z nich nie wydobywa, otwiera je jeszcze szerzej, ale
tym razem z powodu szoku.
– Czy ty właśnie…? – jęczy zdziwiona.
– Mówiłem, że kiedyś cię zaskoczę.
– To był podstęp, panie Riley.
Śmieję się i pochylam, puszczam do niej oko i wtedy całą twarzą zanurzam się
w jej cipce.
Ssę ją powoli, okrążając językiem łechtaczkę, a kiedy zaczyna ciągnąć mnie za
włosy, wkładam w nią dwa palce, dając jej jednocześnie uczucie wchodzącego w nią
członka oraz gorącą magię języka.
Podnosi kolana i zaciska je na mojej głowie, a ja obejmuję ją wolną ręką i ściskam
jej uda. Podnoszę się tak, że siedzę teraz na swoich piętach, a ona prawie wisi
w powietrzu, opierając się o łóżko tylko głową i łopatkami.
– O Boże, Noah, proszę. Jeszcze.
Kręci się i tańczy tuż przy mojej twarzy, szukając orgazmu, który zaraz jej dam.
Ale wtedy uwalnia się z mojego uścisku, moja ręka się z niej wyślizguje. Popycha
mnie na łóżko.
Moja ukochana wchodzi prosto na mnie. Jej ciemnoniebieska sukienka opina jej
talię, materiał owija się wokół nas, a wtedy mój kutas wsuwa się w jej cipkę.
– Chcesz mnie ujeżdżać? – Przekładam jej włosy przez ramię i dostrzegam błysk
w jej oku. – Hm?
Ari zaciska się na mnie, a ja zamykam oczy.
– Trzymaj mnie, Noah.
Moja pierś gwałtownie się podrywa i robię, o co prosi. Ściskam jej tyłek i daję jej
słodkiego klapsa, a ona opiera dłonie o mój tors.
Jej biodra zaczynają się kręcić, a ja podciągam nogi, sprawiając, że jej pupa opada
niżej, a mój kutas może wsunąć się głębiej. Ari jęczy.
– Szybciej, Julio.
Przyspiesza, jej biodra podnoszą się i opadają z głośnymi uderzeniami. Sięgam
dłonią do ramiączka jej sukni i zaczepiwszy o nie palec, przyciągam ją do siebie.
Jej wargi uderzają w moje, a jej język natychmiast zatapia się w moich ustach.
Podnoszę biodra, by jeszcze mocniej się do niej przycisnąć. Szarpie mnie za włosy,
a kiedy się od nich odrywa, zanurza twarz w mojej szyi. Jej jęki wywołują dreszcze
w całym moim ciele.
Zaczyna drżeć i zwalnia tempo, więc powoli zsuwam się po materacu, aż moje
stopy dotykają podłogi, i wstaję, podnosząc ją ze sobą.
Krzyczy i cicho się śmieje, a potem znów chwyta moje usta. Jej ciało porusza się
tuż przy moim, pragnąc więcej.
– Sekunda, kochanie. To będzie dobre, obiecuję, ale sukienka, musimy pozbyć się
sukienki. Muszę je zobaczyć. – Gryzę ją przez materiał i opieram o komodę.
Puszcza mnie i próbuje rozpiąć suknię, ale nie dostaje, więc sięgam za nią, by jej
pomóc. Ciągnę do góry, zdejmuję ją przez głowę i rzucam na podłogę.
Ramiona Ari uderzają o ścianę z cichym plaśnięciem. Opiera się o nią, by jeszcze
mocniej naciskać na mnie biodrami. Przesuwam jej tyłek na skraj komody,
przyciągając jej kolana tak wysoko, że teraz opiera je o mebel.
Wysuwam biodra do przodu i zatapiam się w niej pod kątem, którego nigdy
wcześniej nie wypróbowaliśmy, i okazuje się to zajebiste.
– Jestem tak głęboko – mruczę.
Odpowiada mi jej podniecający jęk. Wysuwa język i oblizuje usta.
Pochylam się i chwytam w zęby jej prawą pierś, a ona wygina plecy w łuk.
Zaciskam usta na jej twardym sutku, pieprząc ją głęboko i mocno.
A ona krzyczy, błagając o więcej.
– Noah. – Moje imię w jej ustach to łagodne żądanie.
– Chcesz więcej? – Gryzę ją, przyciskając się mocniej i ocierając o jej łechtaczkę. –
Chcesz szybciej?
– Wiesz, że tak.
Wycofuję się, a ona jęczy i otwiera szeroko oczy.
Umieram z pragnienia, by znów w nią wejść, ale ona to uwielbia – oczekiwanie,
ogień płonący w jej wnętrzu.
– Ale…?
Drży i nie jest w stanie skończyć gry, w którą gramy, tylko od razu mówi głośno
o tym, czego pragnie:
– Daj mi to, co mi się należy, Romeo. Szybciej. Mocniej… Te r a z.
Moją piersią wstrząsa jęk i mocniej zaciskam dłonie na jej pośladkach, by dobrze je
chwycić.
– Trzymaj się, kochanie.
Krzyżuje nogi za moimi plecami i ramionami obejmuje mnie za szyję. Odchyla
głowę tak bardzo, że widzi ścianę za sobą, a ja ciągnę ją za włosy, zaciskając je mocno
wokół swojej pięści.
A potem daję jej dokładnie to, o co prosi.
Pieprzę ją mocno, szybko i dziko.
Głośne klaśnięcia śliskich i spoconych ciał odbijają się echem od ścian pokoju,
a ona jęczy, zaciskając wokół mnie wszystkie swoje mięśnie.
– Zaciśnij się na moim kutasie, Julio. Zaciśnij się na mnie.
Robi to, jej cipka zacieśnia się wokół mnie, porusza na mnie, a Ari zaczyna drżeć.
Krew pędzi przez moje żyły, zaciskam palce i wbijam opuszki w jej skórę. Puszczam
jej włosy, a jej usta natychmiast znajdują moje. Ale udaje jej się tylko musnąć moje
wargi, bo już zaczyna dochodzić.
Rozchyla usta, mocno zaciska powieki i wydaje z siebie głośny, długi jęk.
Łapie moją twarz, przyciąga moje wargi do swoich i szepcze:
– Twoja kolej. Dojdź dla mnie, Noah. Teraz.
– Zawsze, kochanie.
Opuszczam usta na jej szyję, ssąc jej skórę tak, jak jej cipka wysysa ze mnie
spermę. To jest kurewsko mocne.
Wszechogarniające.
Chwilę później Ari opada na mnie, a ja chętnie biorę ją w ramiona i podnoszę.
Kiedy ruszam w stronę łóżka, ona kręci głową i kładzie ją na moim ramieniu.
Przesuwa dłonią po mojej szczęce, uśmiechając się tak łagodnie, że aż coś ściska
mi się w piersi.
– Zabierz mnie do salonu. Chcę ci coś pokazać.
Bez słowa odsuwam jej włosy za ucho, biorę leżący na łóżku koc i ją otulam.
Podciąga go pod brodę i nie spuszcza ze mnie wzroku, kiedy robię to, o co mnie prosi.
Przenoszę swoją ukochaną przez drzwi i niosę na dół, do salonu, gdzie czekają na
nas utracone wcześniej święta.
Arianna
Noah kładzie mnie na puszystym dywaniku obok choinki i podchodzi do kominka,
by rozpalić ułożone w nim wcześniej drewno. Siada za mną, przyciska moje plecy do
swojej piersi i razem obserwujemy rosnące płomienie, dodające jeszcze więcej blasku
do mrugających zewsząd świątecznych ozdób.
Zerkam pod choinkę i ogarnia mnie niepokój.
Przygotowanie tego zajęło miesiące, jeszcze długo przed wypadkiem, a ja nigdy nie
byłam z niczego bardziej dumna. Zaraz dam Noah prezent, który bez wątpienia będzie
znaczył dla niego więcej, niż jestem w stanie pojąć.
Wyciągam stopę spod koca i trącam palcami czerwony papier, a Noah obraca głowę
i przykłada policzek do mojego.
– To dla mnie?
Kiwam głową.
– Tak.
– To niesprawiedliwe, Julio. – Całuje mnie w skroń.
– Mogę wymyślić parę sposobów, żebyś mi się odwdzięczył.
Jęczy radośnie i wyciąga ręce, żeby połaskotać mnie w żebra.
Śmieję się, kładąc głowę na jego ramieniu i patrząc mu w oczy, kiedy przysuwa
swoje usta do moich. Uśmiecham się i szepczę:
– Noah, otwórz go.
Wpatruje się we mnie jeszcze przez chwilę, a potem delikatnie mnie odsuwa
i pochyla się, by wyciągnąć pudełko spod choinki. Przygląda się opakowaniu i zauważa
karteczkę z napisem „Dla Noah od Świętego Mikołaja”. Na jego twarzy pojawia się
szeroki uśmiech.
Znów podnosi na mnie wzrok, a ja kiwam głową. Splatam dłonie, zdenerwowana
jak nigdy.
Noah jakby w zwolnionym tempie pociąga za wstążki, które spadają z pudełka.
Rozrywa papier i dostaje się do białego kartonu pod nim.
Zaciskam usta w wąską linię, a wtedy Noah unosi pokrywkę pudełka i jego oczom
ukazuje się zawartość. Zatrzymuje ręce w połowie drogi.
Całe jego ciało nieruchomieje, ale Noah bardzo powoli odkłada pokrywkę,
drżącymi rękami sięga do środka i wyjmuje z niego książkę oprawioną w miękką
czarną skórę.
Wolno przenosi na mnie wzrok, ale tylko na moment, i znów wraca do prezentu.
Siada na podłodze i głośno przełyka ślinę.
– Julio… – Prawie nie może złapać tchu. – Co to jest?
Do oczu napływają mi łzy i staram się oddychać spokojnie.
Przysuwam się i powoli śledzę palcem kształt odręcznych liter na okładce.
Krótki tytuł, dwa słowa.
„Przepisy Rileyów”.
Noah podnosi rękę i zaciska ją na ustach, kręcąc głową.
– Kochanie… Nie mogę – mówi łamiącym się głosem, a gdy na mnie patrzy, jego
oczy stają się wilgotne.
– Zajrzyj do środka.
Z nerwowym westchnieniem prostuje się i otwiera książkę.
Kiedy jego wzrok ląduje na szeleszczącym kremowym papierze, książka
z przepisami spada na podłogę, a Noah chowa twarz w dłoniach.
Gdy podnosi wzrok, chwyta mnie, przyciąga do siebie, układa na swoich kolanach
i zbliża usta do moich, by całować mnie całym sobą.
Odsuwa się dopiero po kilku chwilach, a wtedy ja uśmiecham się do niego
łagodnie.
– Mogę ci przeczytać?
Kiwa głową, obejmuje mnie i chowa twarz przy mojej piersi, a ja otwieram książkę.
Ta książka jest dla Mojego Ukochanego Synka. Dla chłopca, który nadał mojemu życiu
znaczenie i cel. Jest dla chłopca, dzięki któremu stałam się matką, co było jedyną rzeczą,
której pragnęłam, odkąd tylko pamiętam. Dla chłopca, który przeszedł moje najśmielsze
oczekiwania i wyrósł na mężczyznę, z którego nie mogłabym być bardziej dumna.
Naprawdę moja dusza nie jest w stanie pomieścić już więcej dumy, bo zająłeś każdą jej
część, a wiem, że staniesz się jeszcze bardziej niezwykły.
Ta książka kucharska jest dla Ciebie, Mój Słodki Noah. Wewnątrz odnajdziesz mnie we
wspomnieniach. Moje serce jest teraz pełne i mam nadzieję, że pewnego dnia takie też
będą brzuchy Twojej żony i Waszych dzieci, kiedy przewrócisz strony tej książki
i przygotujesz dla nich wszystkie te posiłki, które ja przygotowywałam dla Ciebie. W ten
sposób zawsze będę przy Tobie, żywa w aromatach wypełniających Twój dom, tak samo
jak kiedyś wypełniały nasz.
Mam nadzieję, że pewnego dnia dodasz tu coś od siebie i stworzysz więcej rodzinnych
przepisów Rileyów razem z kobietą, która trzyma Twoje serce w dłoni tak samo, jak Ty
trzymasz jej.
Z każdą cząstką mojej miłości
Mama
Z moich oczu płyną łzy, a Noah ociera je kciukiem, choć sam z trudem
powstrzymuje się od płaczu.
– Podczas jednej z naszych wizyt u niej zapytałam, czy nie zechciałaby mi pomóc
w przygotowaniu tego dla ciebie, a ona oczywiście się zgodziła. Zaczęłam do niej
dzwonić, kiedy lepiej się czuła, i nagrywałam to, co mówi. W niektóre dni udawało
nam się przebrnąć tylko przez pół przepisu, a w inne bez trudu podawała mi dwa.
Spisałam je wszystkie, a w drukarni je dla mnie złożyli.
Gardło Noah podskakuje, gdy gwałtownie przełyka ślinę i kręci głową.
– To jest…
Brak mu słów, ale nie musi ich używać, żebym rozumiała, co czuje.
Po prostu to wiem.
Jego oczy nie opuszczają moich, a mnie przepełnia najprawdziwsze uwielbienie,
które z nich płynie.
Ten mężczyzna kocha mnie całym sobą… a nawet bardziej.
Nie wiem, czym sobie na niego zasłużyłam, ale jest wszystkim, czego kiedykolwiek
pragnęłam, czego kiedykolwiek mogłabym pragnąć.
Obracam się na jego kolanach. Obejmuję go nogami i przesuwam dłońmi po jego
szyi, aż moje kciuki docierają do jego szczęki, a opuszki palców muskają policzki.
– Noah Riley, kocham cię.
Uchodzi z niego urywany oddech i Noah zaciska powieki.
– Mikołaj spisał się znakomicie.
Śmieję się, a wtedy jego usta też wykrzywia radosny uśmiech.
Całuje mnie, zanurzając dłonie w moich włosach, tak jak to zawsze robi. Ale teraz
to nasz zwyczaj za każdym razem, gdy wychodzimy, wracamy, spotykamy się
i rozstajemy. Jego dotyk zawsze jest blisko. Zawsze. Jest tak kojący, jak bolesny, ale
tylko ze względu na to, jak głęboko sięgają jego przyczyny.
Noah się boi. Boi się, że w każdej chwili coś może się wydarzyć i mnie mu odebrać.
Ale nie pozwolimy, by to się stało. Już nie. Nigdy więcej.
Tamtej nocy, kiedy moja pamięć powróciła, leżałam w ramionach Noah
i spisywałam wydarzenia nocy, w którą się poznaliśmy, naszą rozmowę, a potem to, co
działo się przy ognisku. Później każdej nocy robiłam to samo, opowiadałam
pamiętnikowi naszą historię, ozdabiając go bazgrołami i notatkami, i oczywiście
kolorowymi serduszkami. Wypełniłam już dwa zeszyty i właśnie wczoraj otworzyłam
trzeci.
– Nie mogę się doczekać, aż zapiszę to w swoim pamiętniku.
– Dopiero rozpoczęłaś tę wyprawę. Masz przed sobą długą drogę.
– Wiem, ale i tak…
Usta Noah muskają moje. Zamyka oczy, a jego głos jest delikatny, tak delikatny,
kiedy mówi:
– A co, gdybyś… gdybyś mogła nigdy nie nadążyć z pisaniem?
Marszczę brwi, a Noah bezwiednie owija sobie kosmyk moich włosów wokół palca.
– Co, gdybym ciągle dawał ci więcej powodów do pisania?
Moja dłoń, która wędrowała po jego tatuażu, zatrzymuje się i patrzę mu w oczy.
Noah się nie spieszy. Patrzy na rozplątujący się ciemny kosmyk, a potem zsuwa go
z mojego ramienia. Dopiero wtedy podnosi wzrok.
– Co, gdybym każdego dnia od dzisiaj dawał ci coś nowego do opisania?
– Noah. – Moje serce bije jak oszalałe.
Jego usta wykrzywiają się w łagodnym uśmiechu. Wsuwa palec pod łańcuszek,
który podarował mi dziś rano, gdy tylko się obudziłam. Zwisa z niego srebrne serce.
Powiedział, że z czasem zmatowieje, ponieważ srebro nie utrzymuje długo swojego
blasku, i dodał, że może, jeśli nadejdzie czas, będzie go stać na prawdziwy, który go
zastąpi.
– Mówiłem ci, że mama dała mi coś tego dnia, w którym umarła, coś, co
znaleźliśmy przy pomoście, ale nie powiedziałem, co to było. – Obraca serce
w palcach, dopóki zapięcie nie znajduje się z przodu, a potem je zdejmuje i kładzie
sobie na otwartej dłoni. Nie spuszcza ze mnie wzroku. – Pragnę cię, Arianno Johnson,
jak żaden mężczyzna nigdy nie pragnął kobiety. Jestem tego pewien. Chcę dać ci życie,
o którym marzyłaś, o którym mi opowiedziałaś. Chcę dać ci dom przy plaży, który
będzie tylko nasz, z tarasem zwróconym w stronę oceanu, żebyśmy mogli siedzieć na
nim wieczorem, gdy zachodzi słońce, bo tylko wtedy księżyc odbija się w wodzie w ten
sposób, który tak kochasz. Chcę wracać do domu i gotować dla ciebie, kiedy ty
będziesz siedzieć i patrzeć na mnie z naszym maleństwem w ramionach.
Łzy spływają po moich policzkach gorącymi strugami, ale nawet nie mrugam, by
nie przegapić ani jednej emocji, ani jednego drgnięcia przepływającego przez jego
twarz.
– Chcę dać ci wszystko, czego kiedykolwiek pragnęłaś, a potem chcę dać ci jeszcze
więcej. Ale najpierw… – Rozchyla zaciśniętą dłoń i wtedy serduszko otwiera się
i wypada z niego wprost do mojej ręki mała srebrna obrączka.
Jestem zdziwiona, bo nie wiedziałam, że można je było otworzyć.
– Noah…
– Najpierw… – powtarza i delikatnie unosi mój podbródek, żebym na niego
spojrzała. – Najpierw chcę cię poślubić.
Z moich ust wymyka się płacz, więc zakrywam je dłonią.
– Wyjdź za mnie, Julio. Możemy zaczekać, aż skończysz studia, albo pojechać do
kościoła w tej chwili, nieważne. Wyjdź za mnie.
Kiwam głową, zanim jeszcze skończy mówić. Całuję go i przyciągam do siebie tak
blisko, jak potrafię, a to ciągle mi nie wystarcza.
Nigdy nie będzie wystarczająco blisko.
Ale możemy zacząć od „na zawsze”.
– Wyjdziesz za mnie? – mówi łamiącym się głosem.
– Oczywiście, że tak.
Drżącymi dłońmi obejmuje moje policzki i wbija we mnie przeszywające
spojrzenie.
– Przysięgasz?
Kładę dłoń na jego tatuażu i recytuję jego znaczenie:
– Nie bój się upadku, ale życia, które wynika z tego, że nigdy nie skakałeś. –
Uśmiecham się przez łzy. – Noah Riley, zawsze skoczę, jeśli to doprowadzi mnie do
ciebie. Zawsze.
– Na zawsze.
– Przysięgam.
Całuje mnie, a ja zatracam się w mężczyźnie siedzącym przede mną.
Mój Romeo.
Mój narzeczony.
Moje wszystko.
NOTKA OD AUTORKI

Skończyłaś!!! Jak się z tym czujesz? LOL


Ludzie, nie mam pojęcia, jak wyrazić to, co zrobiło ze mną zakończenie tej książki.
Napisanie tego maleństwa zajęło mi pięć lat i uwierzcie, naprawdę się bałam. Nie
byłam pewna, czy potrafię opowiedzieć tę historię tak, jak to sobie zamierzyli jej
bohaterowie, ale nawet nie umiem wyrazić, jak dumna jestem z tego, jak wszystko się
ułożyło.
Say you swear to książka o rozwoju i dochodzeniu do własnego ja, o znajdowaniu
siebie i wychodzeniu poza to, co znane, by odkryć swoje przeznaczenie.
No i, kuuuurde, o naszym chłopaku, Noah???!!! MÓJ BOŻE, TEN CZŁOWIEK! *UMIERA*
Myślę, że termin „książkowy chłopak” zostaje w tym przypadku odrzucony, bo ten
mężczyzna jest po prostu książkowym materiałem na męża! LOL
*Głęboki, radosny wdech*
Z całego serca dziękuję za lekturę. To historia, która zainspirowała mnie do
rozpoczęcia pisania, i naprawdę nie posiadam się z radości, że teraz znajduje się
w Waszych rękach.
Xoxo
Meagan
Dowiedz się pierwsza i poznaj nowych książkowych przyjaciół na mojej grupie
czytelniczej na Facebooku. To PRYWATNA grupa. Tylko jej członkowie mogą widzieć
posty, komentarze i lajki.
Grupa czytelnicza na Facebooku: Meagan Brandy’s Reader Group
Pozostańmy w kontakcie
Tutaj zakupisz oryginalne towary:
www.teepublic.com/user/meaganbrandy
Prywatna grupa na Facebooku: https://geni.us/BMMBFG
Facebook: https://geni.us/BMMBFP
Instagram: https://geni.us/BMMBIG
Amazon: https://geni.us/BMMBA
Goodreads: https://geni.us/BMMBGR
BookBub: https://geni.us/BMMBB
TikTok: https://geni.us/MeaganBrandyTikTok
Mój newsletter to NAJLEPSZY sposób, żeby pozostać w kontakcie!
Dowiesz się z niego o datach premier, książkach, wyprzedażach i WIELE WIĘCEJ jako
pierwsza!
Zapisz się tutaj:
www.meaganbrandy.com/newsletter
Strona internetowa:
www.meaganbrandy.com
PODZIĘKOWANIA

To będzie proste. Chcę podziękować kilku osobom za to, że pomogły mi przez to


przejść, a uwierzcie, nie było łatwo! Ta książka prawie mnie dobiła. Włożyłam w tę
historię wszystko, co miałam, tak jak zawsze staram się to robić, ale w tym maleństwie
ciężar był całkiem inny. Było ciężkie, głębokie i ani jedna jego linijka nie mogła być
wymuszona ani napisana w pośpiechu, więc OGROMNE dzięki dla głowy mojej rodziny
za nadrabianie moich zaniedbań w czasie ostatnich kilku miesięcy, kiedy byłam
pochłonięta tą historią przez wiele, wiele bezsennych nocy. I za kochanie Gordona
Ramsaya tak samo jak ja! LOL
Rebecco, nie masz pojęcia, ile dla mnie zrobiłaś przy tej książce! Twoja szczerość
i opinie wywarły na nią tak ogromny wpływ! Do tego stopnia, że mogę bez wątpienia
powiedzieć, że historia Noah i Ari nie stałaby się tym, czym jest, bez Twojego wkładu
w ten proces. Na zawsze będę Ci wdzięczna za Twoją ciężką pracę i wsparcie.
Przeszłaś samą siebie i nie jestem w stanie Ci za to wystarczająco podziękować.
Melisso! Jak zawsze uspokajałaś mnie i motywowałaś do dalszej pracy. Twoje
wsparcie i przyjaźń wiele dla mnie znaczą i bardzo się cieszę, że jesteś main bish.
Przepraszam, że torturowałam Cię kilkoma rozdziałami naraz! LOL
Sereno! Dziękuję, że byłaś częścią tej podróży! Twój wkład wiele znaczy!
Ellie i drużyno z My Brothers Editor, bardzo Wam dziękuję za współpracę ze mną
przy tak napiętych terminach! Jestem w rozsypce, ale dlatego mam Was!
Blogerzy i pierwsi Czytelnicy! Jesteście bardzo ważną częścią tego procesu! Bardzo
Wam dziękuję za znalezienie czasu w Waszych napiętych grafikach na spotkanie
z moją najnowszą parą i za pomoc w rozpowszechnianiu informacji o niej!
I w końcu moje Czytelniczki!!!! TO WY JESTEŚCIE POWODEM, dla którego DZIŚ TU JESTEM!
Bardzo Wam dziękuję, że byłyście ze mną w tej podróży. Jestem zaszczycona, że
postanowiłyście czytać moje słowa i zakochać się w światach, które stworzyłam.
Zawsze będę dawać z siebie wszystko i nigdy nie wydam książki, której nie jestem na
sto procent pewna, bo na to zasługujecie! DZIĘKUJĘ, że pozwalacie mi pisać o tym, co
czuję, i jesteście ze mną.
O AUTORCE

Autorka bestsellerów „USA Today” oraz „Wall Street Journal” Meagan Brandy pisze
powieści romantyczne z gatunku new adult w niecodziennym wydaniu. Kocha
słodycze i jest miłośniczką muzyki z tendencją do mówienia tekstami piosenek.
Urodziła się i wychowała w Kalifornii, ma męża i trzech szalonych synów, którzy –
w zależności od pory roku – każą jej biegać z jednego boiska na drugie, i nie wyobraża
sobie innego życia. Starbucks jest jej najlepszym przyjacielem, a słowa – jej zdrowym
rozsądkiem.
Spis treści
Okładka
Karta tytułowa
ROZDZIAŁ 1. Arianna
ROZDZIAŁ 2. Arianna
ROZDZIAŁ 3. Arianna
ROZDZIAŁ 4. Arianna
ROZDZIAŁ 5. Arianna
ROZDZIAŁ 6. Arianna
ROZDZIAŁ 7. Arianna
ROZDZIAŁ 8. Arianna
ROZDZIAŁ 9. Arianna
ROZDZIAŁ 10. Arianna
ROZDZIAŁ 11. Arianna
ROZDZIAŁ 12. Arianna
ROZDZIAŁ 13. Arianna
ROZDZIAŁ 14. Arianna
ROZDZIAŁ 15. Arianna
ROZDZIAŁ 16. Arianna
ROZDZIAŁ 17. Arianna
ROZDZIAŁ 18. Arianna
ROZDZIAŁ 19. Arianna
ROZDZIAŁ 20. Arianna
ROZDZIAŁ 21. Arianna
ROZDZIAŁ 22. Arianna
ROZDZIAŁ 23. Arianna
ROZDZIAŁ 24. Noah
ROZDZIAŁ 25. Arianna
ROZDZIAŁ 26. Arianna
ROZDZIAŁ 27. Arianna
ROZDZIAŁ 28. Arianna
ROZDZIAŁ 29. Arianna
ROZDZIAŁ 30. Arianna
ROZDZIAŁ 31. Arianna
ROZDZIAŁ 32. Arianna
ROZDZIAŁ 33. Arianna
ROZDZIAŁ 34. Arianna
ROZDZIAŁ 35. Arianna
ROZDZIAŁ 36. Arianna
ROZDZIAŁ 37. Noah
ROZDZIAŁ 38. Noah
ROZDZIAŁ 39. Arianna
ROZDZIAŁ 40. Arianna
ROZDZIAŁ 41. Noah
ROZDZIAŁ 42. Arianna
ROZDZIAŁ 43. Noah
ROZDZIAŁ 44. Noah
ROZDZIAŁ 45. Arianna
ROZDZIAŁ 46. Arianna
ROZDZIAŁ 47. Arianna
ROZDZIAŁ 48. Arianna
ROZDZIAŁ 49. Arianna
ROZDZIAŁ 50. Arianna
ROZDZIAŁ 51. Arianna
ROZDZIAŁ 52. Arianna
ROZDZIAŁ 53. Arianna
EPILOG. Arianna
NOTKA OD AUTORKI
PODZIĘKOWANIA
O AUTORCE
Karta redakcyjna
Tytuł oryginału
Say You Swear
Copyright © 2022. SAY YOU SWEAR by Meagan Brandy
Copyright © for the translation by Natalia Hipnarowicz
Projekt okładki
Cass @Opulent Designs
Ilustracje w książce
1 © Ida Chańko @sernik_o_polnocy;
2 © Natalia Kramek @lawendowe.zakladki; 3 © Aga Bojan;
4, 5 © Oliwia Kasperek @book_of_pinkie; 6 © Ida Chańko;
7, 8 © Marta Michniewicz; 9, 10 © Natalia @artmy___;
11 © Monika Marszałek; 12 © Aleksandra Leśniak @alex.andthebooks
Ilustracja na skrzydle
© Natalia @artmy___
Redaktorka nabywająca
Aleksandra Ptasznik
Redaktorka prowadząca
Katarzyna Homoncik
Konsultacja sportowa
Jakub Kuruc
Opieka promocyjna
Aleksandra Kosman
ISBN 978-83-240-9427-1

Znajdź nas na:


TikToku @flow.books
Instagramie @flow_books
Flow Books,
ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków
e-mail: promocja@flowbooks.pl
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569,
e-mail: czytelnicy@znak.com.pl
Wydanie I, Kraków 2024
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Angelika Kuler-Duchnik

You might also like